ORGON Ej, mnie się zdaje,
Że panna tu przybrałaś dziwne obyczaje,
Których nie myślę znosić — ostrzegam zawczasu...
DORYNA Mówmy spokojnie! Po cóż tak wiele hałasu?
Powiedz pan, czy to żarty? Co pana napadło,
Że córkę z tym bigotem chcesz połączyć w stadło?
Wszak on ma inne, bardziej nabożne zajęcia.
A pan? I cóż za korzyść masz z takiego zięcia?
Czyż nie wstyd, by z posażkiem takim ładnym panna
Szła za mąż za hołysza?
ORGON Milczeć mi acanna!
Ubóstwo czyni mi go bardziej jeszcze drogim,
Bo jest zacnym człowiekiem i przez to ubogim.
Ono właśnie wielkości blaskiem opromienia
Tego, co się pozwolił wyzuć z swego mienia
Przez to, iż sprawy świeckie nie dość miał na pieczy,
A duch jego wciąż wzlatał do niebiańskich rzeczy.
Lecz dzięki mej pomocy już jest chwila bliska,
W której on swój majątek stracony odzyska;
Dobra jego są znane w stronach, skąd pochodzi,
A on sam, jak go widzisz, ze szlachty się rodzi.
DORYNA Tak, on sam to rozgłasza i rzec się odważę,
Że próżność ta z świętością niezbyt idzie w parze.
Człowiek, którego dusza tak niebios jest bliska,
Nie powinien się chełpić z rodu i nazwiska,
I dziw mi, jakim cudem w jednym sercu gości
Tak anielska pokora przy świeckiej próżności.
Po cóż ta pycha?… Ale pan już gniewem płonie:
Mówmy więc o osobie, szlachectwo na stronie!
Czyż więc pan byłbyś zdolny bez litości żadnej
Córce swojej narzucać związek tak szkaradny?
Czy się pan zastanawiał, jakie w czas zbyt krótki
Z takowego małżeństwa wypaść muszą skutki?
Wiedz pan, że wielce cnotę kobiety naraża,
Kto ją wbrew jej skłonnościom wlecze do ołtarza;
To, czy w małżeństwie dobre czy też złe zwycięża,
W znacznej mierze zależy od przymiotów męża
I ci, co później noszą ozdoby na czole,
Sami sobie najczęściej gotują swą dolę.
Trudno, by się wierności spodziewał u żony
Mąż, przez naturę samą do rogów stworzony;
Kto zaś łączy swą córkę z jej wstrętu przedmiotem,
Sam przed Bogiem odpowie za jej winy potem.
Pomyśl pan, jaki ciężar czułbyś nieustanny!
ORGON Widzę, że się rozumu trza uczyć od panny!
DORYNA W istocie, że już trudno rzecz wyłożyć jaśniej.
ORGON Zostaw ją, moja córko, nie słuchaj tych baśni!
Jestem twym ojcem, sam wiem, co robię i czemu.
Dałem wprawdzie poprzednio słowo Waleremu,
Lecz słyszę, że to karciarz, a któż mi odpowie,
Jakie ten panicz jeszcze ma figielki w głowie.
Libertyn — nikt w kościele nigdy go nie zoczy.
DORYNA Chciałbyś pan pewnie, aby pchał ci się na oczy,
Jak ci, co po to idą, aby być widziani.
ORGON Nikt o zdanie nie pytał się szanownej pani.
Tartufe umiał pozyskać sobie łaski boże:
Jest to skarb, z jakim żaden równać się nie może.
Z nim związek da ci wszystko, czego serce życzy,
Będziesz pływać w rozkoszach, utoniesz w słodyczy.
Będziecie żyli w zgodzie, w miłości, bez sprzeczki,
Jak para dzieci małych, jak dwie turkaweczki.
Szczęścia waszego żadna nie zaciemni plama
I zrobisz z męża wszystko, co zapragniesz sama.
DORYNA Ona? Rogala z niego zrobi lub niech zginę!
ORGON Cóż za mowa bezwstydna!
DORYNA Taką już ma minę,
Że mimo pańskiej córki najszczytniejsze cnoty
Musi nim zostać, choćby i bez jej ochoty.
ORGON Przestań mi raz przerywać i miej to na pieczy,
Aby nie wściubiać nosa do nieswoich rzeczy!
DORYNA / przerywa mu zawsze w chwili, w której on się odwraca, aby przemówić do córki / Jeśli wściubiam, to tylko ze względu na pana.
ORGON Zbytek łaski — i proszę, mniej bądź wygadana!
DORYNA Za to, że pana kocham…
ORGON Nie chcę tej miłości.
DORYNA A ja chcę pana kochać, chociaż się pan złości.
ORGON Ech!
DORYNA Cenię pański honor i patrzeć nie mogę,
Jak, samochcąc, wstępujesz na śmieszności drogę...
ORGON Nie zmilczysz mi nareszcie?
DORYNA To mój obowiązek,
Dopóki sił mi stanie odradzać ten związek.
ORGON Milcz, żmijo, bo się znajdzie i na ciebie rada!
DORYNA Co! Pan, taki nabożny, w taką wściekłość wpada?
ORGON Tak, krew się we mnie burzy, gdy te brednie słyszę,
I jeszcze raz ostatni upraszam o ciszę.
DORYNA Dobrze, lecz choć po cichu i tak myśleć będę.
ORGON Myśl, co ci się podoba, tylko tę gawędę
Raz mi skończ, bo… rozumiesz…
odwracając się do córki
Mam obyczaj zawdy każdą rzecz dobrze zważyć…
DORYNA / na stronie / To można doprawdy
Oszaleć: język świerzbi…
ORGON Więc, co do urody
Tartufe może iść z każdym…
DORYNA Niedźwiadkiem w zawody!
ORGON I gdyby nawet w tobie jego cnota rzadka
Nie zdołała…
DORYNA / na stronie / Ślicznego dostaniesz gagatka!/ Orgon zwraca się ku Dorynie i, skrzyżowawszy ręce, słucha, wpatrując się w nią / Co do mnie, gdybym była na miejscu panienki,
Nikt by bezkarnie mojej nie wymusił ręki
I wkrótce by przekonał się taki dobrodziej,
Że u kobiety zemsta piechotą nie chodzi.
ORGON / do Doryny / Czy rozkaz mój nie będzie nigdy usłuchanym?
DORYNA Czego pan chce? Ja wcale nie rozmawiam z panem.
ORGON Cóż więc robisz, niecnoto?
DORYNA Ja? Mówię do siebie.
ORGON / na stronie / Dobrze. Jeszcze słóweczko, a, jak Bóg na niebie
Oberwie po facjacie dziewczyna zuchwała./ staje w pozycji, gotowy do wymierzenia policzka Dorynie, i po każdym słowie powiedzianym do córki odwraca się i spogląda na Dorynę, która stoi wyprostowana, nic nie mówiąc / Moja córko, bądź pewna, że troska ma cała…
Wierz mi, że mąż… że wybór… którego znaczenia…
do Doryny
Mówże co!
DORYNA Nie mam sobie nic do powiedzenia.
ORGON Jeszcze jedno słóweczko!
DORYNA Na nic pańska sztuka.
ORGON Czekam tylko.
DORYNA Niech głupszej pan sobie poszuka!
ORGON Słowem, dla córki prawem są ojcowskie chęci
I wkrótce rychły związek wybór ten uświęci.
DORYNA / uciekając / Ja bym go tam nie wzięła pewno, póki żyję.
ORGON / po daremnej próbie dania policzka Dorynie / Ha, dziecko, ty przy sobie chowasz istną żmiję!
Bez grzechu żyć nie mogę z tą dziewczyną dłużej!
Nie doścignę jej dzisiaj, bieganie mnie nuży…
Do szaleństwa mnie swoim zuchwalstwem przywodzi! —
Pójdę wytchnąć, niech żółć mi nieco się ochłodzi!