SCENA CZWARTA / Elmira, Damis, Tartufe /
DAMIS Nie, pani, nie skończy się sprawa tak ładnie!
Byłem obok i wszystko słyszałem dokładnie —
I samo niebo widać mnie tutaj przywiodło,
Bym mógł nareszcie zdeptać tę gadzinę podłą.
Ono samo wskazuje mi do zemsty drogę
Za jego fałsz, bezczelność! Dziś nareszcie mogę
Otworzyć oczy ojcu, skoro mu odsłonię,
Co ten łotr w jego domu mówił jego żonie.
ELMIRA Nie, Damisie, wystarczy jeśli się poprawi
I odwdzięczy, żem się z nim obeszła łaskawiej.
Gdym już przyrzekła, nie chciej zmieniać jego losu!
Nie uważam tej sprawy za godną rozgłosu:
Takie zaczepki śmiechem kobieta zwycięża,
Nie spiesząc lada głupstwem niepokoić męża.
DAMIS Może pani ma swoje powody, ja wszakże,
By postąpić inaczej, mam znów swoje także.
Jego oszczędzać! Ależ to są chyba żarty!
Dość długo już w swej pysze ten szalbierz wytarty
Z słusznego mego gniewu dworował bezkarnie,
Cierpliwości zbyt srogie zadając męczarnie;
Zbyt długo już intrygi wobec ojca stroi
Przeciwko Walerego miłości i mojej.
Raz mu oczy na zdrajcę otworzyć potrzeba —
Oto po temu środki zsyłają mi nieba;
Za tę sposobność dank się należy niebiosom,
Użyć jej — to winienem własnym swoim losom
I wart byłbym utracić ją bodaj na zawsze,
Gdybym w tej chwili czucia okazał łaskawsze.
ELMIRA Damisie…
DAMIS Nie, do celu pospieszam najprościej:
Dusza moja po prostu pławi się w radości
I każda pani prośba z odmową się spotka,
Bo mnie porusza zemsty jedynie chęć słodka.
Bez próżnej zwłoki zaraz całą rzecz rozjaśnię —
Ojciec nadchodzi, otóż jest sposobność właśnie.