tłum. Leonard Sowiński
Święto w Czehrynie
Hetmani! hetmani! ach, gdybyście wstali,
Wstali i spojrzeli po owym Czehrynie,
Co wy budowali, gdzie wy panowali!
Ciężko byście łkali, bo by nie poznali
Kozaczej swej sławy w ubogiej ruinie.
Bazary, gdzie wojska, bywało, jak maku
Przed rojem buńczuków w purpurze się sypie,
A Jaśnie Wielmożny na karym rumaku;
Połyśnie buławą — i morze zakipi...
I zakipi i leje się
Stepami, jarami;
Licho zmyka gdzieś przed nimi
A za Kozakami...
Po co mówić? Przeminęło;
Dawno zapomniano,
Żaden z braci nie przypomni,
By nie podsłuchano!
I co z tego, że przypomni?
Przypomni — zapłacze.
Ej, choć spójrzmy na ten Czehryn,
Kiedyś to kozaczy.
Ponad borem, ponad mrokiem,
Księżyc w niebie tonie,
Czerwienieje, wielki, krągły,
Nie świeci, a płonie.
Może wiedział, że dla ludzi
Światła dziś nie trzeba,
Że pożary Ukrainę
Oświecą do nieba.
I zmierzchało, a jak w trumnie
Tak dzisiaj w Czehrynie
Smutno, smutno. (Tak to było
W całej Ukrainie,
Kiedy w noc przed Makowejem
Noże poświęcano).
Nigdzie człeka; środkiem rynku
Nietoperz kościany
Zaszeleszcze, albo puszczyk
Huknie nad kominem.
A gdzież ludzie?... W ciemnym gaju,
Nad rzeczką Taśminem,
Zebrali się — wszyscy razem,
I starzy, i mali,
I bogaci, i ubodzy —
Na święto czekali.
Oj, w ciemnym tym gaju, w zielonej dąbrowie, .
Koniki na paszy okryły polanę,
Do jazdy gotowe, koniki siodłane.
Lecz gdzież to pojadą i pod kim? Kto powie?
Ot, pod kim, patrzajcie: pierś całą doliny
Jak gdyby pobici, zalegli bez głosu...
Ach, to Hajdamacy! Na gwałt Ukrainy
Orły naleciały: one to rozniosą
Lachom, Żydom kary;
Oni — Hajdamacy —
Za krew i pożary
Piekłem im odpłacą.
Pod dąbrową huk żelaza,
Taran przy taranie:
To serdeczny, hojny, szczery
Gościniec dla pani.
Nic nie szkodzi; niech panuje,
Niech w cudze się wtrąca!
Pełno wszędzie, stać gdzie nie ma!
Bez liku, bez końca
Niby ptastwa się zleciało:
Czehryn, Smilańszczyzna,
I siermiężni, i Kozactwo,
I wszelka starszyna.
A Kozacy w kierezyjach
Chodzą i nie dbają,
I na Czehryn spoglądając,
Z cicha rozmawiają:
I STARSZY
Stary Hołowaty coś bardzo chytruje.
II STARSZY
Mądra głowa, siedzi sobie na futorze i niby nic nie wie,
a patrz tylko — wszędzie Hołowaty. „Kiedy sam, powiada, nie dokonam, to synowi przekażę.”
III STARSZY
Sztukaż bo to i synek! Spotkałem się wczoraj z Żeleźniakiem; takie rzeczy opowiada o nim, że niech go licho
nie zna! „Koszowym, powiada, będzie i koniec, a może
jeszcze i hetmanem, jeżeli tego...”
II STARSZY
A Gonta na co? a Żeleźniak? do Gonty sama... sama
pisała: „Skoro, powiada...“
I STARSZY
Cicho no, zdaje się dzwonią!
II STARSZY
Ej nie, to ludzie tak gwarzą.
I STARSZY
Gwarzą, gadają, aż Lachy posłyszą. Oj, stare głowy,
a rozumne; chymerują, chymerują i zrobią z lemiesza szydło. Do czego torba, kiedy rańtuch mieć można? Kupili chrzanu, niechajże jedzą; płaczcie oczy, choć powyłaźcie, widziały co kupowały, — a daremnie płacić nie
można. Namyślają się, namyślają, ni to w głos, ni to milczkiem, a Lachy domyślą się — ot tobie i raz.
Co tam za rada? Czemu oni nie dzwonią? Jakże
ludowi przeszkodzić, ażeby nie gadał? Wszak to nie
dziesięć dusz, a chwała Bogu, Smilańszczyzna cała,
jeżeli nie cała Ukraina. Ot, czy słyszycie? Śpiewają.
III STARSZY
A doprawdy coś śpiewa: pójdę, zabronię.
I STARSZY
Nie zabraniaj, niech sobie śpiewa, byle nie głośno.
II STARSZY
A to musi być Wołoch. Nie wytrzymał, stary dureń;
trzeba, i koniec.
III STARSZY
A mądrze śpiewa! Kiedybyś nie posłuchał, zawsze
inną. Podejdźmy no bracia i posłuchajmy, a tymczasem zadzwonią.
I i II STARSI
III STARSZY
Starsi ukradkiem stanęli za dębem, a pod dębem siedzi kobzarz ślepy; naokoło, Zaporożcy i Hajdamacy. Kobzarz śpiewa z powagą i nie bardzo głośno.
„Oj, Wołochy, Wołochy,
Was zostało się trochę;
I wy Mołdawiany,
Teraz wy nie pany:
Wasze hospodary
Okuli Tatary,
Tureckie sułtany,
W kajdany, w kajdany!
Ejże się nie smućcie:
Ładnie się pomódlcie,
Bratajcie się z nami,
Z nami Kozakami;
Wspomnijcie Bohdana,
Starego hetmana.
Będziecie panami,
I jak my z nożami,
Z nożami świętymi,
I z ojcem Maksymem
W tę noc pohulamy,
Lachów pohajdamy,
I tak pohulamy,
By piekło się śmiało,
Niebo płomiemało,
Ziemia się zatrzęsła...
Dobrze pohulamy.
ZAPOROŻEC
Dobrze pohulamy! Prawdę stary śpiewa, jeżeli nie
łże. Ej, cóż by to za kobzarz był z niego, gdyby nie
Wołoch!
KOBZARZ
Tać ja i nie Wołoch; tak tylko — byłem kiedyś na
Wołoszczyźnie, a ludzie i ochrzcili Wołochem, sam
nie wiem za co.
ZAPOROŻEC
A jużciż daremnie. Utnijże jeszcze co nie bądź.
A no do ojca Maksyma urżnij.
HAJDAMAKA
Ale po cichu, żeby starszyzna nie słyszała
ZAPOROŻEC
A co nam wasza starszyzna? Posłyszy — to i posłucha, jeżeli ma czym słuchać, ta i koniec. U nas
jeden starszy — ojciec Maksym; a on, jak posłyszy,
to jeszcze da karbowańca. Śpiewaj, starcze boży, nie
słuchaj jego.
HAJDAMAKA
Tać to tak, kumie, i ja to wiem dobrze; ale ot co:
nie tak pany jak podpanki, albo nim słońce zejdzie,
rosa oczy wyje.
ZAPOROŻEC
Et, łgarstwo! śpiewaj, starcze boży, jaką umiesz; a to
i dzwonu nie doczekamy się — pośniemy.
RAZEM
Doprawdy, pośniemy; śpiewaj jaką nie bądź.
KOBZARZ
śpiewa
Lata orzeł, lata siwy
Ponad obłokami;
Hula Maksym, hula stary
Stepami, lasami.
Oj, lataż to orzeł siwy,
A za nim orlęta;
Hula Maksym, hula stary,
A za nim chłopięta:
Zaporożce ci chłopięta
I syny jedyne.
Pomiarkuje i powróży,
Do bitki czy pitki,
Czy do tańca — to i urżną,
Aż ziemia się chwieje;
A zaśpiewa — zaśpiewają,
Aż licho się śmieje.
Gorzałkę, miód, nie czarkami
A kuflami spija,
I zamknąwszy oczy, wroga
Wali, nie omija.
Ot taki to nasz ataman,
Orlisko nasz miły!
I wojuje, i harcuje
Ile starczy siły.
Nie ma on ani siedliska,
Ni sadu, ni stawu...
Step i morze — wskroś bity szlak,
Wskroś złoto i sława!...
Szanujcież się dobrze teraz,
Panowie Polacy!
Maksym idzie Czarnym Szlakiem,
Za nim Hajdamacy.
ZAPOROŻEC
W to mi graj! Odwalił jak się należy: i do ładu,
i prawda. Dobrze, dalibóg dobrze! Co chce, ta i utnie. Bóg zapłać, Bóg zapłać!
HAJDAMAKA
Ja coś nie zrozumiałem, co on o Hajdamakach śpiewa?
ZAPOROŻEC
Jaki bo ty kiep! Doprawdy! Widzisz, on śpiewał,
ażeby Lachy ohydne pokutowali, bo Czarnym Szlakiem idzie Żeleźniak z Hajdamakami, ażeby ich rznąć...
HAJDAMAKA
I wieszać, i mordować! Dobrze, dalibóg, dobrze! Ej,
dałbym karbowańca, jeżelibym nie przepił wczoraj!
Szkoda! No, niech stara grzęźnie, mięsa więcej będzie.
Poborguj, bądź łaskaw, jutro oddam. Utnij co nie bądź jeszcze o Hajdamakach.
KOBZARZ
Na pieniądze nie bardzo ja łapczywy. Byle łaska
była posłuchać, a śpiewać będę, dopóki nie ochrypnę,
a ochrypnę — czarka jedna i druga pani Ladaco,
i znowu gotów. Słuchajcie panowie gromada:
Zajechali Hajdamacy
Na noc do dąbrowy,
Na polanie paśli konie,
Siodłane, gotowe.
Nocowali panki-Laszki
W budynkach z Żydami,
Popili się, pokładli się,
Ta i...
GROMADA
Cicho no! Zdaje się dzwonią. Słyszysz?... znowu... o!...
KOBZARZ
Zadzwonili, echo w gaju
Płynie między drzewa.
Idźcież i wy, pomódlcie się,
A kobzarz dośpiewa.
Powalili Hajdamacy
Aż jęczy dąbrowa;
Nie powieźli, a na plecach
Czumackie wołowe
Niosą wozy. A za nimi
Ślepy Wołoch znowu:
„Zajechali Hajdamacy
Na noc do dąbrowy” —
Dybie, śpiewa, przyśpiewuje
Różnemi głosami.
Ej że inną, starcze boży!”
Na plecach z wozami
Hukają mu Hajdamacy.
„Dobrze, sokolęta!
Ot tak, ot tak, dobrze, chłopcy!
Ej, razem chłopięta,
Ta urżnijmy!”
Aż drży ziemia —
A oni z wozami
Tak i walą. Dziad wygrywa,
Pomaga słowami:
„Oj hop tak i tak!
Woła Handzię Kozak:
«Chodź no, Handziu, pożartuję,
Chodź no, Handziu, pocałuję;
Chodźmy, Handziu, do popa,
Do cerkwi troszeczkę;
Nie ma żyta ni snopa
Warz mi gorzałeczkę.»
Ożenił się, nie zmienił się,
I jak zawsze goły;
Pośród śmieci rosną dzieci
A Kozak wesoły:
«I po chacie ty-ny-ny,
I po sieniach ty-ny-ny,
Gotuj, żonko, liny,
Ty-ny-ny, ty-ny-ny.»”
„Dobrze! Dobrze! Jeszcze! Jeszcze!”
Krzyczą Hajdamacy.
„Oj, hop, tego dziwa!
Nawarzyli Lachy piwa,
A my będziem szynkowali,
Laszków-panków częstowali;
Laszków-panków poczęstujem,
Z panienkami pożartujem.”
Oj, hop, tak i tak!
Woła pannę Kozak:
„Panno, ptaszko moja!
Nie lękaj się, daj rączynę,
Chodźmy, pohulajmy,
Niechaj ludziom licho śni się,
A my zaśpiewajmy,
A my zaśpiewajmy,
A my posiadajmy,
Panno, ptaszko moja!
Panno, dolo moja!”
— „Jeszcze, jeszcze!”
— „Jakby tak, albo taki, albo siak,
Jakby taki zaporoski Kozak,
Jakby taki młody zuch, młody zuch,
Choć po chacie mnie pokręcił — ej, w duch!
Strach, jak mnie już nie chce się
Z dziadem starym męczyć się.
Jakby taki...”
— „Ej! a zamilczcie, wściekłe czarty!
Ot, w porę opętał ich bies!
A modlić się! Im w głowie żarty!
Och, ten bo jeszcze stary pies!”
Ataman krzyczy nad głowami.
Wszyscy ucichli — wyszedł chór,
Wyszli i popi z chorągwiami;
Gromada milczy niby mur...
A popi w rząd między wozami
Kadzideł blady szerzą dym,
Jak na Wielkanoc nad paschami.
A Błahoczynny trzyma prym:
„O bracia, módlcie się błagalnie!
Ten gród nasz święty, Czehryn nasz,
Potrójnym rzędem, niewidzialnie
Anielska otoczyła straż.
Ach, nie dawajcie Ukrainy —
Najświętszej naszej — na krzyż wbić!
Czyż pozwolicie wy — jej syny —
Rodzicy waszej w pętach gnić?
Od Sahajdacznych lud w niewoli;
Nie gaśnie pożar; tam i tu
Konają w turmach, bosi, goli...
Dziatwa kozacka nie zna chrztu;
A dziewic poczet, tak już liczny —
Kozackich krain kwiat prześliczny —
W objęciu Lacha z wolna schnie,
Warkocze jasne hańba tnie,
W niewoli gasną ich oczęta:
A Kozak nie podniesie bark,
By siostrze własnej rozkuć pęta —
I sam nie wstydzi się giąć kark
W jarzmie u Lacha... Biada! biada!
Módlcie się, dzieci! Straszny sąd
Lach Ukrainie zapowiada —
Aż jęknie płaczem gór tych rząd.
Wspomnijcie sławne swe hetmany:
Gdzie Bohdan leży ukochany?
Gdzie Ostranicy widać grób?
Gdzie Nalewajki biedny trup?
Spalili wszystkich — śladu nie ma!
Gdzie Bogun ten, gdzie owa zima?
Co roku Inguł kryje lód;
Nie wstanie Bogun — głębi wód
Nakarmić szlachtą! Bohdan sławny
Nie poczerwieni Żółtych Wód;
I Roś i Korsuń starodawny
Nie mają komu żalu zbyć,
I Alta płacze: „Ciężko żyć;
Ja schnę, ach, schnę... gdzie Taras mój?
Nie słychać... Nie po ojcu dzieci!”
Nie płacz, o ludu! W górze świeci
Opatrzność boska... Ojciec twój
W pomoc ci ześle Archanioła;
Męczeńskie dusze bronią was.
Nie za górami pomsty czas.
Módlcie się, bracia!...”
Chylą czoła,
Gorąco błaga biedny lud,
Kozactwo uwierzyło w cud...
Ach, cóż się stało z ich nadzieją? —
Nad Kozakami chusty wieją...
Jedno dobro, jedna sława —
W białej tej chuścinie —
I tę zdejmą...
A diakon:
„Niechaj wróg zaginie!
Bierzcie noże! Poświęcili!”
Jęk dzwonów rozdziera,
W gaju ryczy: „poświęcili!”
Aż serce zamiera.
Poświęcili, poświęcili,
Ginie szlachta, ginie,
Rozerwali, zabłyszczeli
Po wszej Ukrainie.