tłum. Leonard Sowiński

Lebedyn

„Ja sierota, babciu moja,
Sierota z Olszany;
Ojca Lachy zamęczyli,
A mnie... zimne ściany
Płakałyby... wspomnieć straszno...
Wzięli martwe ciało...
Nie rozpytuj, babciu moja,
Co się ze mną działo,
Modliłam się i płakałam,
Pierś się rozrywała.
Łzy gdzieś wyschły, dusza marła...
Och! gdybym wiedzała,
Że raz jeszcze go zobaczę,
Że zobaczę znowu, —
Stokroć więcej bym wyniosła
Za jedyne słowo!
Czy ja może przeciw Bogu
Kiedy wykraczała!...
Nie wiem... może za to skarał,
Za to, żem kochała, —
Żem kochała oczy czarne
I duszę i ciało,
Pokochała jak umiała,
Jak serce zachciało...
Nie za siebie, nie za ojca
Błagałam w niewoli,
Nie, babuniu, a za niego,
Za miłego dolę.
Skarż mnie, Boże! — prawdę twoją
Ja wycierpieć muszę...
Strach powiedzieć; już myślałam
Zaprzepaścić duszę...
Gdyby nie on, to może bym
I zaprzepaściła.
Ciężko było! Lecz myślałam:
„O Boże mój miły!
On sierota, — kto beze mnie
Jego tam powita?
Kto o dolę i niedolę
Jak ja go rozpyta?
Kto obejmie? kto podzieli
Duszę po połowie?
Kto sierocie ubogiemu
Kocham ciebie! powie?”
Tak myślałam, babciu moja,
I serce się śmiało:
„Ja sierota, bez matuchny,
Bez ojcam została,
I on jeden w całym świecie,
Tak wiernie mnie lubi;
A posłyszy, żem zginęła
To i siebie zgubi
Czekałam, płakałam:
Nie ma jego, nie przybędzie, —
Sama się zostałam...”
I znów płacze. A czernica
Koło chorej stoi,
Smutna także.
„Gdzie ja, babciu?”
— „U mnie, serce moje,
W Lebedynie, rybko droga,
Nie wstawaj, ty chora.”
— „W Lebedynie! a od dawna?”
— „Nie, od pozawczora.”
— „Pozawczora?... Czekaj, czekaj...
Nad wodą się pali...
Żyd, zamczysko, Majdanówka...
Hałajdą go zwali...”
— „I ten także był Hałajda,
Coś z nim przyjechała...
Ten, Jarema...”
— „Gdzie on? Gdzie on?”
Wreszcie zrozumiała.
„On za tydzień obiecywał
Przyjechać po ciebie.”
— Co? Za tydzień? Serce moje!
Boże! Czy ja w niebie?
Babciu moja, skończyła się
Przeklęta godzina!
Ten Hałajda — mój Jarema!...
Cała Ukraina
Mówi o nim. Jam widziała,
Jak płonęły sioła;.
Jam widziała, jak u Lachów
Chyliły się czoła,
Gdy mówiono o Hałajdzie:
Ach, wiedzieli oni,
Kto on taki, skąd przychodzi,
I za kim on goni!...
Mnie on szuka, i znalazł mnie
Orzeł mój zuchwały!
Przylatujże, mój sokole,
Gołąbku mój biały!
Och, jakże mi tu wesoło!
Jak ślicznie i biało!
Wszak za tydzień, babciu moja?...
Trzy dni pozostało...
Ach, jak długo!...
„Zagartuj, mamo, żar, żar,
Będzie tobie córki żal, żal.”
Oj, wesołoż mi na świecie!
A tobie, babeczko,
Czy wesoło?”
— „Ja za ciebie
Cieszę się, rybeczko:;
— „A czemuż ty nie zaśpiewasz?”
— „Jam już odśpiewała...”.
Zadzwoniono na nieszpory;
Oksana została,
A czernica na modlitwę
Z wolna podybała.
Po tygodniu w Lebedynie.
Cerkiew śpiewem brzmiała:
Przed południem para młoda
U ołtarza stała;
A wieczorem już Jaremę
Żegnała Oksana:
Ot, zwyczajnie — nie chciał Kozak
Gniewać atamana!
— Kończy z Lachem; z Żeleźniakiem,
Z Gontą się zabawia;
W Humańszczyźnie, na pożarach
Weselisko sprawia.
Żona czeka, czy nie idzie
Z bojarami w goście,
By ją przewieźć z celi biednej
W chatę na pomoście.
Ej, nie tęsknij, miej nadzieję
I módl się serdecznie.
A mnie teraz do Humania
Potrzeba koniecznie.