Konstanty Ildefons Gałczyński Kolczyki Izoldy małe oratorium ISBN 978-83-288-7899-0 Izoldzie Czarnej — wiecznie tej samej Heroldy Szły heroldy widziane z prawa, biało-czerwone heroldy; i krzyczały heroldy: — Sława, sława kolczykom Izoldy. A pierwszy to był przebrany drukarz, a ten, co gwizdnął do nas, raz „sława!” krzyczał, raz w trąbkę dmuchał, a włosy miał jak winogrona. Kwiaty z okien leciały na was, biało-czerwone heroldy. I śpiewały heroldy: — Sława… Dzieci Potem szły dzieci widziane z lewa, jak latarenki w balecie, ale się nagle zaczęła ulewa i zapłakały dzieci. Żołnierze Szli żołnierze zmoczeni do nitki, żołnierze widziani z góry — Śpiew żołnierzy »A pod tą lipką, lipką zieloną mówili sobie, że się ożenią, ślubna kareta, ślubne koniki — a ja ci potem kupię kolczyki«. Kolczykom sława, Izoldzie sława, uszom ze śniadej skóry. Dzieci z lewa, heroldy z prawa, deszcz i żołnierze z góry. Na rynku Mistrz ceremonii Proszę państwa, w sprawie tych kolczyków. Otóż, zaznaczam, żeby uniknąć nieporozumień, że Izolda to jest po prostu konspiracyjny pseudonim. Dziewczynę znaleziono tego pamiętnego miesiąca na ulicy Wojciecha Górskiego. Kulturowo i semantycznie. Ona była, jakby to powiedzieć, owinięta w państwową flagę. Ale całe ciało było zmiażdżone. Zostały tylko uszy i kolczyki. Realizm, panowie, realizm. I właśnie w myśl powyższego pokażemy państwu Taniec niedźwiedzi Był pewien pan z Krakowa, który niedźwiedzie hodował i zawsze po obiedzie tańczył z jednym niedźwiedziem, a właściwie to była krowa, a nad program nasz poeta ob. Roch Serafiński oddeklamuje swoją „Balladę o dwóch siostrach”. Ballada o dwóch siostrach Były dwie siostry: Noc i Śmierć, Śmierć większa, a Noc mniejsza, Noc była piękna jak sen, a Śmierć, Śmierć była jeszcze piękniejsza — Hej nonny no! haj nonny ho! Śmierć była jeszcze piękniejsza. Usługiwały te siostry dwie w gospodzie koło rzeczki. Przyszedł podróżny i woła: — Hej, usłużcie mi, szynkareczki — Hej nonny no! haj nonny ho! usłużcie mi, szynkareczki. Więc zaraz lekko podbiegła Noc, ta mniejsza, wiecie, ta modra. Nalała. Gość się popatrzył w szkło: — Zacny — powiada — kordiał. Hej nonny no! haj nonny ho! — Zacny — powiada — kordiał. Lecz zaraz potem podbiegła Śmierć podbiegiem jeszcze lżejszym, podróżny cmok! a kielich brzęk! bo kordiał był zacniejszy. Hej nonny no! haj nonny ho! bo kordiał był zacniejszy. Spełnił podróżny kielich do dna i już nie mówił z nikim, widząc, że druga siostra ma dużo piękniejsze kolczyki — Hej nonny no! haj nonny ho! dużo piękniejsze kolczyki. Taką balladę w słotny czas w oberży »Trzy Korony« śpiewał mi haj! w Dublinie raz John Burton, John nad Johny — Hej nonny no! haj nonny ho! John Burton, John nad Johny. Dublin to z balladami kram, niejedną tam się złowi. Więc to, com ja usłyszał tam, powtarzam Krakowowi — Hej nonny no! haj nonny ho! powtarzam Krakowowi. Mistrz ceremonii Koniec „Ballady o dwóch siostrach”. Poeta / (piszczy) / Nie! Nad brzegiem Wisły, Wołgi czy Arna, czy tu, czy na obłoku, Izoldo moja, Izoldo czarna, tyś piąta pora roku skończyłem. Mistrz ceremonii Kapitalny brak piątej klepki. Kochani radiosłuchacze, oczywiście, że jeżeli teraz kto ma życzenie iść na nocną premierę „Kolczyków Izoldy”, to, oczywiście, naturalnie, nie możemy mieć nic przeciw temu. Hymn. Dobranoc. Ten sam rynek we mgle A pod tą lipką, lipką zamgloną we mgle kareta, we mgle koniki. A obiecałeś na ślub kolczyki. Jakie kolczyki? Biało-czerwone. Biało-czerwone? Tak. Jak Warszawa. Dla mnie. Dla twej Izoldy. Jaka Warszawa? Warszawie sława! Sława kolczykom Izoldy. W oberży i z oberży „Pod Ogniem, Wodą i Miedzianymi Trąbami” Niesłychanie mi przyjemnie. Trzetrzewiński. Krupczałowski. Pan się chyba śmieje ze mnie? Ale skąd, na rany boskie! Pan słyszał o tych kolczykach? Podobno to balet chiński. Może by tak pod śledzika? Krupczałowski. Trzetrzewiński. Kto? Izolda? Pod Cecorą? Demokracja. Kant dziadowski. Nas z Krakowa nie nabiorą. Trzetrzewiński. Krupczałowski. Jak pan mówisz, bom zapomniał? Pod Cecorą? Z tym Kilińskim? Człowiek musi być przytomniak. Krupczałowski. Trzetrzewiński. Wie pan co, a mnie czasami rosną, panie, rude włoski, w ogóle taniec na wulkanie. Trzetrzewiński, Krupczałowski. Jedna sitwa. Jedna sztama ten Balicki i Weryński. Ma pan klucz? Zamknięta brama. Krupczałowski. Trzetrzewiński. Który klucz? O kluczu potem. Nie zapłacił pan dorożki, Ja? Znów strugasz pan idiotę. Trzetrzewiński. Krupczałowski. Mnie idiota? Od idioty? Sam idiota. Idiociński. Pełnia, panie. Stąd wymioty. Krupczałowski. Trzetrzewiński. Demokracja. Demokracja. Jak pan mówi? Ryby z Rosji? Za kolczyki? Święta racja. Trzetrzewiński. Krupczałowski. Ja tu z lewa, a ty z prawa, będziem pili pod kanoldy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . I śpiewali żołnierze: Sława. Sława kolczykom Izoldy. Poeta Przepraszam, że się przyłączę. Poeta. Roch Serafiński. Ośmiorga imion. Xiążę. Krupczałowski. Trzetrzewiński. Właściwie jestem bezdzietny. Niestety noszę binokle. Raz chciałem wskoczyć do Etny, jak ten, jak Empedokles. Dym był czerwono-biały. Tylko sandały zostały. Co proszę? Ee, nic właściwie, to tylko taka bajka, więc piszę i sam się dziwię, a łzy takie wielkie jak jajka; i z łez, no niby z tych jajek, kiedy na ziemię upadnie, wyfruwa kurczaczek-grajek i śpiewa — och, jak ładnie. Stąd wiersze, obywatele. Dobrze poczytać w niedzielę. A z wierszy, znaczy się, kawa, zelówki, chleb, czysty raj. Sława, panowie, sława, sława kolczykom. Good bye. Płacz po Izoldzie Szkoda, że stało się, szkoda, że nie ma, że… eech, próżna mowa. Norwid ten pisałby, Tycjan i Rembrandt, i Loon by malował. Ręce jak miękki sen, oczy jak, czy ja wiem, wiadomo: oczy. Anioł szedł, szedł przez mgłę. Mówię: tak. A on: nie. I zauroczył. No i łzy. A, to ty? Szkoda mi, byłyby i brzoskwinie… biały ptak… a tu tak: czarny mak, ciemny smak, jak po winie. Teraz co? Nonny ho! Kruchy świat, kruche szkło, maski i instrumenty. Na cóż mi kwiaty i szmaragd, i gitara i, okręty? Dyrektor teatru Wchodzić, panowie, już się zaczyna, stroje dowolne, byle nie nago, proszę: „Na bruku leży dziewczyna przykryta biało-czerwoną flagą”. A w niebie zaraz, automatycznie, spójrzcie: tuż koło Baraniej Mordy gwiazd osiemnaście lśni bardzo ślicznie, gwiazdozbiór: „Kolczyki Izoldy”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kolczyki Izoldy? Pierwodruk: „Odrodzenie” 1946, nr 39 ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/galczynski-kolczyki-izoldy/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Konstanty Ildefons Gałczyński, Wybór poezji, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1967. Wydawca: Fundacja Wolne Lektury Publikacja zrealizowana w ramach biblioteki Wolne Lektury (wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Wojciech Kotwica, Monika Kępska, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-7899-0