Joanna Papuzińska Jak na Świętego Jana figura doradzała Marysi Opracowano na podstawie bajki ludowej Sobótka. O nocy świętojańskiej opowiedzianej przez Zofię Wydro ISBN 978-83-288-5427-7 Noc świętego Jana to noc w całym roku najkrótsza, ale też najniezwyklejsza. Jedni zwą ją Sobótką, inni Nocą Świętojańską, inni Kupałnocką, albo i kto wie jak jeszcze… To noc śpiewów, tańców, ognisk i czarów. Spotykają się tu i mieszają różne dziwy i cuda, jak w magicznym rondlu. Święci z kościoła w zgodzie i życzliwości witają się tej nocy ze starymi, pogańskimi jeszcze bóstwami, co z dawnych czasów pozostały. Zakwita kwiat paproci, choć każdy pan od przyrody zapewnia, że taki kwiat nie istnieje; wianki płyną z nurtem rzek, płoną ogniska i przeskakują przez nie odważni chłopcy, żeby ich podziwiały dziewczyny. Ale jak to w rondlu — jednemu wpadnie smakowity kąsek, a kto inny ziarno pieprzu rozgryźć musi. Tak to już bywa i nieraz jakaś niespodzianka się trafi. Była więc jedna Marysia, dobra i pracowita, tyle że szczęścia nie miała. Niezbyt urodziwa, miała chłopca grzecznego, Antka, to jej go odbiła inna panna i jeszcze ją przed koleżankami obgadywała, wyśmiewała, a taka była wymowna ta Aniela, że jej dziewczyny zawsze wierzyły i od Marysi się odsunęły. Poszła tego wieczoru Marysia na kupałnockę, bo miała nadzieję, że się może jakoś jej los odwróci, że jej swoją jasną stronę pokaże. Patrzy, a tu inne dziewczyny — z Anielą na czele — siedzą na łące, wianki sobie plotą, śpiewają do każdego kwiatka: Rumianku, rumianku, kwitnij w moim wianku; stokrotko, skokrotko, zapachnij w nim słodko; różyczko, różyczko, ozdób moje liczko; wplećcie się, powoje, w warkoczyki moje… Ale ani się do Marysi nie odezwą, udają, że jej nie ma wcale. A Aniela mówi: — No i gdzie te starowinki, co nam miały cudowny ogień rozpalić? Coś ich nie widać, pewnie wcale nie przyjdą! Bo wiedzieć wam trzeba, że aby ognisko świętojańskie miało moc prawdziwą, to trzeba je rozpalać nie zwyczajnym sposobem, zapałką czy zapalniczką, czy jakąś podpałką chemiczną, tylko tak jak dawnymi czasy, hubką i krzesiwem — inaczej czary się nie spełnią. — Nie bój się, Anielko — mówi jedna z jej przyjaciółek. — zaprosiłyśmy je, to na pewno przyjdą! Naszykowałam dla nich koszyczek z zapłatą: jajka, kiełbasy kawał i butelczynę nalewki słodkiej. O, już nadchodzą! No i rzeczywiście, zza drzew wychodzą trzy babcie siwe: jedna kijaszkiem się podpiera i ledwie idzie, druga trzecią prowadzi, bo ta pewnie niewiele co widzi. Ale przyszły. Z krzesiwem i z hubką, jak trzeba. Iskry jasne krzeszą, zioła w palenisko wrzucają i swoje zaklęcia nucą: Ogieniaszku, płoń, płoń, płoń! Złota iskro, chmury goń, płoń dziurawcu, chmielu, różo, młodym daj miłości dużo, miłość, szczęście i zamęście, ogieniaszku, rozpalże się! Rozpalił się jasny płomień, wysoko strzelił pod niebo. Przyszli i chłopcy, każdy obok swojej dziewczyny siada, patrzą w płomienie. Babulki swój koszyk z zapłatą zabrały i poszły sobie pomału i ostrożnie, żeby się jajka nie potłukły. — Hej! — wołają chłopcy. — Północ już blisko, trzeba przecie iść szukać kwiatu paproci! Tak się rozeszli parami, tylko Marysia nasza sama została przy dogasającym ognisku. Smutno jej, ale też i straszno. W krzakach coś tam szeleści, sowa pohukuje — nie wiadomo — może woła na Marysię, a może się z niej wyśmiewa? Wsłuchuje się Marysia w głos ptaka i wyraźnie słyszy: — Póójdź… Chooodź… Wstaje więc i idzie tam, gdzie woła ją głos sowi, w stronę rzeki. Niewiele uszła, zobaczyła pomnik świętego Jana Nepomucena, co od zawsze nad Wisłą stał, żeby wieś przed powodziami chronić. Uklękła przed pomnikiem, ramionami go objęła i zapłakała: — Święty Janie, dobry panie, zlituj ty się nade mną, dopomóż mi! Taka brzydka jestem, taka paskudna! Nikomu się spodobać nie mogę, nikt mnie znać nie chce, ani polubić! Miałam chłopaka, to mi go druga odbiła, nie ma życia dla mnie! I słyszy takie słowa od figury: — Nie rozpaczaj, Marysiu, łzami się nie zalewaj! Idź do rzeki, w świętej wodzie wiślanej się obmyj, ona ci pomoże! Struchlała Marysia, że święty kamień gada do niej, ale znowu głos słyszy, tylko już jakby zniecierpliwiony: — Nie mazgaj się więcej, tylko zrób, jak ci mówię! Idź do Wisły! Wstała Marysia z kolan, przestraszona, myśli sobie — posłuchać trzeba, bo się jeszcze Święty rozgniewa! Zeszła do wody, zaczerpnęła jej dłońmi, obmyła się. Patrzy teraz na swoje odbicie w wodzie: naprawdę jakby wyładniała! Trochę rozweselona, poszła z powrotem do ogniska, a tam już inne dziewczęta siedzą i śpiewają: Kupało, Kupało, w złotym wieńcu chodzisz… Kupało, Kupało, urodzajem rządzisz, dobre plony daj, Kupało, żeby nam nie brakowało ani nikomu! Przyłączyła się do nich, chodzi między dziewczętami, śpiewa z nimi razem. — A co to za ładna jakaś dziewczyna tu przyszła? — pyta Aniela. — Czyżby to Maryna? — E, skądże, to nie ona, niepodobna nawet! — mówi inna dziewczyna. — Coś ty za jedna? — Ja Marysia jestem! Usłyszały dziewczyny, że to Marysi głos, ale dalej się dziwują: — Gadaj, co cię tak odmieniło? — A święty Jan Nepomucen, z tego pomnika, co przy wodzie stoi, odezwał się do mnie i kazał mi się obmyć w Wiśle, to wyładnieję! No i taki cud się stał, że mi pomogło! — No, to i my musimy spróbować! — wołają dziewczęta. Tylko jedna Aniela krzyczy: — Nie wierzcie jej, to oszukanica! Ona nawet wcale Marysią nie jest, tylko udaje ją! Ale pokusa była za duża, więc dziewczyny wszystkie poleciały do Wisły i dalejże się obmywać. Aniela jedna została, rozgniewana, że jej nie posłuchały, ale w końcu tak sobie myśli: — A kto ją wie, może prawdę gadała? Może głupio robię, że nie idę do wody? Ukradkiem, żeby inne nie zobaczyły, że się dała namówić, zeszła z boczku gdzieś na brzeg i też wody zaczerpnęła. Ale, że nie doszła do bystrego nurtu, tylko z jakiejś zastoiny wody nabrała, nabrała też i żabiego skrzeku, żabich jaj, co tam w wodzie tkwiły — i cała się wysmarowała. A od tego zaraz okropne krosty się jej na twarz rzuciły i na ręce. Spojrzała w wodę i aż krzyknęła: — O, Matko Święta, co za szkarada jakaś! Zerwała z siebie fartuch biały, odświętny, owinęła nim całą głowę, tylko oczy zostawiła. — O, już ja za nic do ludzi nie pójdę, nikomu się nie pokażę! — postanowiła i cichcem, na wpół po omacku, do domu poszła. A przy ognisku trwa zabawa i śpiewy, chłopcy nowych drew dorzucili do ognia, skaczą przez płomienie. Jeszcze i grajek z harmonią się znalazł, do tańca przygrywa. A noc już blednie, niebo na wschodniej stronie pojaśniało. — Hejże, a gdzie to Aniela przepadła? — pyta się któraś panna. — Nie widać jej tutaj. — Oj, pewnie się obraziła, że myśmy wyładniały, a ona nie! Jak się przeprosi, to i przyjdzie! — mówi jakaś inna. A tymczasem przy ognisku Antek nieśmiało do Marysi podchodzi i do tańca ją prosi. I czy to noc świętojańska taką siłę miała, czy co innego pomogło, dość, że pogodzili się i znowu parą zostali. Chociaż więc buzia dumnej Anieli po paru dniach się zagoiła i krosty zniknęły, na nic jej to się nie zdało. Niedługo Marysia z Antkiem dali na zapowiedzi i wesele trwało trzy dni. A potem żyli długo, szczęśliwie i dzieci mieli wesołe. A pierworodny — Jan dostał na imię. Co prawda, po wsi taka gadka krążyła, że to nie święty Jan z pomnika do Marysi przemówił, tylko jeden sąsiad, chłop stary, za figurą się schował i to on tak gadał do niej, bo chciał jej pomóc, żeby wiary w siebie nabrała. Ale wiecie, jak to stare chłopy — zawsze znajdzie się taki, co wszystko wykpi i niby w nic nie wierzy. Zresztą, czy to takie ważne? Bo przecie nawet i tacy się znajdą, co powiedzą, że tej sobótkowej nocy czarownice na miotłach na Łysą Górę latają! Ale wiecie, miotłę to każdy widział, tylko że czarownicy — nikt. A Święty Jan stał i stoi wszędzie i zawsze go zobaczyć można. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/jak-na-sw-jana-figura-doradzala-marysi/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Dorota Kowalska. ISBN-978-83-288-5427-7