Bożena Keff Nie jest gotowy Nie jest gotowy Urodzona w 1914 roku, w niebogatej, emancypującej się, żydowskiej rodzinie, jaka bym była? Raz żarliwie w środku, raz z boku, niecierpliwa, ale dość uważna. Gdyby były pieniądze, uczyłabym się. Gdyby nie było, też bym próbowała. Być może zarabiałabym szyciem i chodziła do szkoły pielęgniarek — bo zawód trzeba mieć koniecznie. Pewnego dnia na pedałowej maszynie Singer zszywałabym sukienkę z lejącej się, pełnej ruchu żorżety i dojechawszy — niekoniecznie równo — do końca szwu spojrzałabym w okno: błękitna zatoka między dachami i wypływające białe obłoki — i czułabym coś chętnego do zmiany, do przepływania. Cokolwiek bym zresztą robiła i tak bym wiedziała, że świat nie jest nie świat nie jest gotowy. Na pewno chciałabym wiedzieć; czytałabym socjalistów, Marksa i mnóstwo powieści. Z samouczka uczyłabym się francuskiego. Niezbyt bym wiedziała gdzie leży mój talent ale czułabym jak pieni się, buzuje. * Tamtego wieczoru wychodząc z narzeczonym z kina jeszcze przenikałam z obrazu w obraz, przyciskając rękę do własnego serca w samym środku gęstych cudzych uczuć, na innych ulicach, wśród mgły przesączonej światłem — — Aż stanął przede mną martwy tunel tego z nim wieczoru — i wszystkich następnych. Za oknem kawiarni miejski skwer; latarnie podświetlające sklepienie czerwonawych liści nad aleją: pięknie byłoby nią odejść w Inne Możliwości. Grzebiąc w szarlotce Powiedziałam, że nie chcę już się z nim spotykać. Miał, owszem, jakieś miejsce dla mnie — czy dla kogokolwiek — stałe i na swój sposób nawet za poważne, przy domu i dzieciach. A ja bym chciała miłości, szczególnej Uwagi oraz Skłonności do Przemian. Przez kilka następnych wieczorów sztywniałam ze strachu że już zawsze zawsze i na wieki zostanę sama. * Byłam sama, ale nie samotna, przeszłam właśnie z młodzieżowej sekcji Bundu (albo PPSu lub KZMP) do organizacji. Uwielbiałam wtedy słowo *internacjonalizm* mocne i pełne powietrza; jak poryw Erosa do najdalszych granic, czułość podobieństw i magnetyzm różnic Nie czułam się polska, na pewno, i żydowska tylko warunkowo, raczej z obrzeży, prędzej z negatywów jednego i drugiego, wewnętrzny ruch i tęsknota na zewnątrz Dyskutowaliśmy czy wraz z wyzyskiem i niewiedzą wygasną uprzedzenia, czy rasizm i antysemityzm znikną same z siebie, czy ciemnota to tylko ciemnota czy jeszcze coś więcej? Chodziliśmy na wycieczki z plecakami, biały kamyk kopnięty wysoko spadał do szybkiego zimnego strumienia, dwa razy w tygodniu grałam w siatkówkę, krzycząc piszcząc; — to wszystko pozwalało lubić teraźniejszość którą jednak raczej nazywałam *jutro* wobec czego mogłam lekceważyć ciemne *dzisiaj* mówiąc o nim *wczoraj*. * W 1936 w lipcu każdego dnia rano kupowałam gazetę — z powodu wojny w Hiszpanii. „Oby tych żydków czerwonych — powiedział facet w opiętym garniturze — zgnietli jak wszy” i odszedł słoneczną ulicą nad jego głową korony drzew i szpalery otwartych okien a ja w pierwszej pustej bramie kucnęłam, twarz zasłoniłam gazetą i zapłakałam jak niczyje dziecko, a jednocześnie zaczęły wyrastać mi szpony i w gardle czułam ogień, którym mogłam zionąć.. * Gdybym się bardzo starała (a starałabym się) dostałabym się do Hiszpanii. Granicę przejechałam autobusem, półżywa ze strachu. Po przeszkoleniu wylądowałam u socjalistów, w oddziale UGT. Tak czy inaczej tutaj moja Oczywistość Wewnętrzna spotkała zewnętrzne *tak* świata; w szklistym powietrzu pomiędzy pasmami gór, na rozległych kamienistych równinach gdy pociąg skręca i z przednich wagonów machają do nas, w tylnych. Nawet w okopie gdzie od wilgoci boli mnie żołądek ale tak, si, ja, oui kiedy we dwoje we dwie my w trójkę siedzimy na wielkim nagrzanym głazie Czy chciałabym strzelać? Całą noc myślałam czy strzelać, i tak, mówię, tak, chcę broń, będę zabijać, skoro i mnie mogą, to jest sprawiedliwie. Strzelać; odsyłać upiora w niebyt — skoro inaczej się nie da Z końcem wiosny zaczęto zabierać kobietom broń; formowano Armię, wprowadzano bardziej wypróbowany porządek; na upalny front w Aragonii pojechałam już jako pielęgniarka, bez broni — i tam mnie trafiono na początku września. Kiedy mnie postrzelono obejrzałam się gdzie stoję *ja* ta nie trafiona. Nie było jej. Cóż, nasz oddział przestał istnieć w sierpniu, i już nie było tych, których ja najbardziej… W miasteczku nad morzem, na północ od Walencji najpierw mnie wyleczono potem ja leczyłam innych — ni żywa ni martwa, chodząc po plaży w zimowym białym słońcu jak w bąblu nocnego powietrza. Już zbliżał się koniec; i w różnych wariantach śnił mi się sen: Republika w czapeczce frygijskiej, ta z lwem, jest głuchoniema jak pies magazyniera z naszego szpitala ze smutku wyje w środku, i nikt tego nie słyszy. * Buczenie statku, który mglistym rankiem odbijał od brzegu głuchej Europy, para mojego oddechu nad zimową wodą — *żegnaj hieno matko* * Wyjeżdżałabym jako żona lekarza z Bostonu — pracowaliśmy razem nad morzem; miał legalne istnienie paszport i dom; dzięki niemu uwoziłam życie, które niedawno ocknęło się we mnie ze strachu przed rozkładaniem się w kamienistej ziemi; umierać — nie dokonawszy niczego, tak mało wiedząc Ten czas, to teraz w moich oczach ciemnieje tężeje pod lśniącą ruchliwą powierzchnią zdarzeń i dat trwa nieruchawy mezozoik, era wielkich gadów a może epoka wampirów; piją krew ale nie ożyją, oświecone dzieci — nie wierzyliśmy w nie lecz nie uciekniemy. * W Stanach kilka pierwszych lat spędziłam jak nie w swojej skórze, powoli się ucząc kraju i języka, byłam *żoną doktora* i byłam mu wdzięczna ale polubiłam go kiedy się rozstaliśmy, po wojnie. * Ten kraj, taki zauroczony sobą, a jednak rzetelny, podobał mi się, powinowactwa z wyboru były tu dostępniejsze, możliwości bliższe, drażniła mnie tutejsza kobiecość i męskość, krępowały mnie przywileje mojej skóry choć nie poczuwałam się do tej białości. Pracowałam w sklepie z aparatami fotograficznymi, potem w kinie u moich przyjaciół: w kasie i na sali i nauczyłam się obsługiwać projektor. Ten film uwielbiałam, jak wszyscy: ta scena, kiedy on mówi do niej nie dając po sobie poznać: I am not fighting for anything anymore except myself. Nie, nie, coś poza samą sobą także. Zawsze po lewej stronie ale już nie z wyznania, a tylko z przekonań; nienawidziłam McCarthy'ego, południa, republikanów, pań domu z życia i z reklam, teraz jednak bardziej intymnie ze sobą, z podwiniętymi nogami, zaczytana dopóki na kartki nie spadła kropla lodów pistacjowych, ta ich zieleń taka nieprawdziwa, taka naturalna Zdjęcia robiłam coraz lepsze, W czerwonym świetle ciemni patrzyłam jak na papierze pojawia się powoli obraz utrwalony wczoraj, rok temu i osiem lat temu i patrzymy na siebie, to znaczy ja patrzę dziś na to dawniej które już nie patrzy, ale je widać od strony aktualnej, po której ja stoję (do czasu — ) W jakiś jesienny wieczór, kiedy przełamuje się dzień i noc, i fala rozlewa się w brunatno złotym świetle na ciemniejącym piasku czasu on wziął mój aparat i 18 kwietnia 1958, wieczorem pstryknął: stoję przed drzwiami domu i właśnie przekręcam klucz w zamku, w czerwonej wełnianej kurtce z postawionym kołnierzem, i patrzę w obiektyw, a potem otworzyłabym drzwi i weszliśmy do środka. * A gdybym została w Polsce? Nie udało by się dostać do Hiszpanii albo bałabym się za bardzo; coraz bardziej bym czuła jak tu duszno, i że dotyczy mnie tyle nienawiści i tyle pogardy, że to musi uszkodzić ci duszę, ci korporanci, żyletkarze, księża wężowym jadem plujący z ambon, i ci Żydzi z małych miasteczek, ortodoksi, poza czasem i poza przestrzenią, te moje babcie i dziadkowie wobec których jestem zniecierpliwiona i nie najgrzeczniejsza, „proszę, jaka ona mądra”, mówiła by babcia z politowaniem. I co bym robiła? Kogo bym poznała, z kim się przyjaźniła, jakie plany układała? Czy zakochałabym się w Dorce z domu na rogu, czy raczej w jej bracie, a może zbierałabym się do Palestyny lub do Belgii, nie wiem W 1942 lub w 43 zagazowano by mnie albo zastrzelono nad rowem gdzieś w lesie lub może bym przeżyła jakimś cudem — — jakkolwiek by było i tak bym wiedziała że świat nie jest nie świat nie jest gotowy — 1996 ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/keff-nie-jest-gotowy-nie-jest-gotowy. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bożena Keff, Nie jest gotowy, OPEN Wydawnictwo Naukowe i Literackie, Warszawa 2000. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.