Bolesław Leśmian Łąka Wspomnienie Lubię wspominać te dziecięce lata, Gdym zaniedbując całą resztę świata, W znajome pole szedł razem z pastuchem Krów, co bezładnym swych rapci rozruchem Niską przed nami nieciły kurzawę, Ściągając na się wybiegły nad trawę Deszcz much zielonych i złotych, i owych Samotnie skrzących, ciemnopurpurowych, Co dogadzając przemyślnemu skrzydłu, Wpadają nagle w samo ślepie bydłu, Zapatrzonemu w dal, jak w swą oborę. Zawszem widywał po drodze brzóz korę W brunatne pręgi i te same cienie Lip na murawie, i żółtych motyli Nagłe w powietrzu skrzydeł rozdwojenie, I nagły w trawę zlot, gdy do badyli Nóg się czepliwych przytwierdzają schwytem — I przykucnięte nad stawu błękitem Kaczki, co naszą zaoczywszy trzodę, Niezgrabnie, piersią zsuwały się w wodę — I tłumy wróbli, co z głuchym łoskotem Sfruwały z płotu, aby tuż pod płotem W długi się szereg rozsypać na trawie. I widywałem wszystko i nic prawie, Na niewidziane znając drogę całą, Bo odbywałem ją zarówno w sobie, Jak poza sobą. Dziś wierzę, iż w grobie, Gdy z mymi snami sam na sam zostanę, Znów ją odbędę, znów na niewidziane, W tym samym słońcu, jak we śnie przystało. Szliśmy więc dalej, brnąc w słonecznym złocie I ocierając zerwanym w przelocie Łopuchem mokre, przepocone czoło. A gdyśmy wreszcie tłumnie i wesoło, Olśnieni ciszą i połyskiem trawy, Na otworzyste wkroczyli pastwisko, Wnet rozniecone dla własnej zabawy, Bezpożyteczne na pozór ognisko, Co niewidzialnym pod słońce płomieniem Drgało, za każdym widoczniejąc drgnieniem, Kładłem żołędzie i wiśniowe liście, Ażeby skwiercząc, dymiło się wonniej. O, jakże kwiatom bywało przejrzyście W mych oczach, gdzie się odbiły przestronniej, Niżli w tej wodzie, co ciekła strumykiem Przez nasze palce, gdyśmy w niej maczali Chleb, w kostki tępym krajany kozikiem! Tak spożywałem go: ze wzrokiem w dali, Jakby na zawsze, utkwionym — odruchem Warg swych zajęty, wsłuchany półuchem W chrapliwe, senne i parne oddechy Krów, co mozolnie przeżuwały zioła, Tej ociężałej doznając uciechy, Która im każe nie patrzeć dokoła W nic, jeno przed się znieruchomić pyski, Ociekłe śliną i pachnące mlekiem. A taka cisza na ten czar pobliski Szła z dala, jakby wiek mijał za wiekiem, Nie czyniąc zmiany, nie tykając wcale Pilnie ku słońcu roziskrzonych kwiatów, Ani świegotu skowronka w upale Południejących nieustannie światów, Na których błękit wsparł się mimochodem. Naówczas wpodłuż kładłem się na trawie, Ażeby badać skrycie i ciekawie Znajomą łąkę, oglądaną spodem, Co rozumiejąc, czym jest taka chwila, Sama przede mną swą gęstwę rozluźnia, By mi ukazać, jak się cień motyla Tuż za skrzydłami po kwiatach opóźnia, I jak bąk w futro odziany tygrysie Na złotym jaskrze, olbrzymiejąc, skrzy się, Coraz to z innej zachodząc go strony — I jak przez maku czerniawą purpurę Żuk, w wonnym wnętrzu chytrze zatajony, Prześwieca plamą ruchliwą i ciemną — Jak chwiejna żaba, wznosząc ślepie bure W żółtej obwódce ku niebu, woń ziemną Pochłania krótkim a szybkim oddechem, Co jej podgardle w miech wzdyma białawy, A pysk pozornym koślawi uśmiechem, Jak boża krówka na kończynie trawy Z trudem swe skrzydła ku słońcu wyzwala, Rozpoławiając sztywnego korala Pancerz, zbyt mocno na karku zemknięty — Jak na włochatym, szorstkim liściu mięty, Wzdłuż rubinami wysadzana szczelniej Lśni gąsienica, wspinając się dzielnie Na tylnych łapkach, i dalszy kierunek Węszy swym pyskiem, z którego wycieka Płyn bursztynowy, jarząc się z daleka — I jak wypełzły skądciś na rabunek, Pod kaszką, niby pod strzechą ze srebra, Wisi w powietrzu, chwiejąc się na strony, Pająk brzuchaty, na wskroś prześwietlony, Żem widział z lekka zaznaczone żebra, Niby misternie przeplatane cienie. A pod tych istnień zgiełkiem i natłokiem Czułem pierś ziemi i jej roztętnienie Pod moją piersią, zdławioną urokiem. I zdało mi się, że na sny radosne Lęgnę się w słońcu wraz z tłumem owadów, Dziw pierworodny, co z podziemnych sadów Wypełznął, węsząc żer oczom na wiosnę! I zdało mi się, że wokół i wszędzie Z głową tak samo, jak moja, upalną, Leżą w tym samym, co i ja, obłędzie, Czynne w milczeniu tęsknotą chóralną, Snem jednoczesnym objęte istoty, Ukryte w trawie aż po czub swój złoty, Olbrzymie, cudne, miłosne, złowieszcze, Co zgodnie dysząc, w łąkę patrzą chórem I widzą twarz mą nie wiadomo w którym Królestwie istnień, nieznaną im jeszcze, Lecz do ich twarzy podobną z brzemienia Słońca na oczach, pełnych zapatrzenia. I poprzez kwiaty rozmyślałem w trawie, Czyli je spotkam tam — w świecie na jawie, Kiedy przybiorą kształt ludzki i lice, Aby zachować naszą tajemnicę… I czy tych braci, co dzisiaj pokotem Mój sen zalegli, jako płaz przy płazie, Gdzieś poza łąką spotkanych przelotem Poznam po oczu odmiennym wyrazie? ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/lesmian-wspomnienie/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bolesław Leśmian, Łąka, wyd. J. Mortkowicz, Warszawa 1920 Wydawca: Fundacja Wolne Lektury Publikacja zrealizowana w ramach biblioteki Wolne Lektury (wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Marianna Czabator, Michał Król.