Maryla Wolska Święto Słońca Poszli wszyscy mokrymi łąkami ku zorzy, Poszli wszyscy w szalach odświętnych przez łan… I ponieśli do chramu daleko, Kadzielny bursztyn i miód, Jagody kraśne i mleko I w cienkie owite płótno Chleby ofiarne, z białej, pszennej mąki… Słyszałam skrzypienie wrót I pieśń ich smutną Od łąki… Słyszałam, jak płonki trzęśli Z domowych drzew, I jęk słyszałam gęśli Branych ze ścian I śpiew… Poszli wszyscy w odświętnych szatach przez łan. A oto ja zostałam w domu I nie pójdę… Nie pójdę jodłowym lasem, Nie pójdę, słoneczny boże, Z dziewanną i bylicą do twojego chramu, Ani łąką zroszoną, Ani jarem chłodnym Nie pójdę… Pomnę, gdy ostatni raz Z miodną obiatą Szłam przed twój głaz, Na polach złote, zbożne było lato… Rannym, rzeźwym chłodem, Nim błysnął wschód, Korowodem Szli biali włastowie ze wsi, Za nimi lud… Szli wszyscy, mokrymi łąkami ku zorzy, Szli wcześnie, w szatach odświętnych, ze śpiewem. W ręku dań kwietna woniała im zżęta I blade piołuny chwiały się goryczne. A oni szli prosto w słońce polami, Wysokich zbóż miedzą, w bród, W poranek Święta… Wtedy ostatni raz Z miodną obiatą szłam przed twój głaz, Słoneczny, młody, Złotowłosy boże! Jak dziś — w ranne, rzeźwe chłody. Przez zboże, Szli biali włastowie ze wsi, Za nimi lud Korowodem, Do skalnych wrót… A podle chramu, Przed rzezaną bramą świątnicy, Nad mszystą darnią traw, U świętych wód źródła, Czarne dęby grały szumem liści, A nad kędzierzą dębów, Po czystym niebie, Śnieżne, letnie obłoki Szły wpław… I rozwarła się brama I ciżba przeszła mimo biała I nie widział nikt — I nikt nie obejrzał się wstecz I nikt nie wie do dziś, Żem u zdroja tam — została Sama… Dęby czarne, święte drzewa strażnicze, Szumiały dostojnym gwarem Nade mną, Podczas gdy oni, w głaźnej pieczarze chramu, Palili bursztynowe głownie I ziarna pszenne ciskali w żar I w ciężkich dymach Składali ogniową obiatę… Obłoki letnie, śnieżne obłoki pogodne, Płynęły skrzydlatym stadem Nade mną, Podczas gdy oni, w dumnej czeluści gontyny, Przed kamiennym obliczem boga, Na wilgotnym podłożu świątnicy, Kładli chleby ofiarne I w słońcu bielone płótna… I południe paliło się nade mną Dyszące, Podczas gdy oni, u stóp zimnego głazu, W śpiewie trwali i w dymie… I nikt z kornej ciżby nie poznał I nikt z rzeszy białej nie widział, Że bóg słońca wyszedł do mnie, Pod czarne szumiące dęby, Nad czujną źrenicę zdroja, Że nie masz go nad ogniem obiaty, Że go już nie masz w chramie, W ciemnej, dymnej, wilgnej pieczarze świątnicy… Że oto w skwarną, słoneczną biel, Wieńczony w ciężkie kłosy, Szedł ku mnie łąką jasny bóg Lel, Bóg młody, złotowłosy… I nikt nie widział go prócz mnie Gdy szedł w dębowe chłody I stało wszystko wkoło jak w śnie U brzega świętej wody… I oto w skwarną południa biel, Wieńczony w ciężkie kłosy, Mówić jął do mnie jasny bóg Lel, Bóg młody, złotowłosy… «Słysz! Ja bóg pogody i bóg znojnych cisz, W tę świętą upalną godzinę Dziś mówię do ciebie — sam! Ostatni raz za mną bram Skalne się zwarły wierzeje, Kamienny opustoszeje Mój chram… Przemijam — Słysz! Nieraz w ten próg z obiatą, Od siół tu wejdzie piesza, Z owocną danią rzesza — Na nowe zbożne lato, Na głazach twarzą lec! Niejeden jeszcze raz, Pieśną w piekielnym dymie, Milczący mój głaz Ogędzie — I nieraz we łzach opłacze me imię, Lecz mnie już nie będzie, Wiedz! Ja bóg pogody — i cisz, Odchodzę — Słysz! W cień wsteczny idę i mrok, Bogowie po mnie i wodze, Witezie nowi i woje — Przyjdą — słyszę już krok! Zachodzą czasy moje W mrok… Pójdź, na odchodne, W tę zgłuchłą żarem godzinę, Ty ust dziś moich weź żegnanie chłodne Nim minę! Chodź! Niech z usty twojemi Zewrę moje pocałunków nienawykłe usta, Usta czyste jak żaden kwiat Na ziemi, W mrocznym chłodzie skalnej mojej świątnicy Ostygłe… Pójdź! Na odchodnym, Pocałowaniem chłodnym Moich ust, W tę świętą, upalną godzinę, Wetchnę w duszę twoją mój mierzchnący blask I dziwy śmiertelne opowiem twemu sercu I oczy twoje nauczę guseł I minę…» . . . . . . . . . . . . . . I byłeś jak jawa i byłeś jak sen, A usta twoje pachły żytnim chlebem, A włosy twoje miały barwę miodu, A z oczu twoich szły blaski źródlane Krynicznych den… I żytnim chlebem pachły twoje usta I drzewa święte szumiały nad nami I słońce złote stało nad dębami — A tam — pieczara chramu była — pusta… Słyszałam, jak płonki trzęśli Z domowych drzew, I jęk słyszałam gęśli Branych ze ścian I śpiew… Poszli wszyscy w odświętnych szatach przez łan. A oto ja zostałam w domu I już nie pójdę. Nie pójdę już, słoneczny boże, Jodłowym lasem, Z bylicą i dziewanną do pustego chramu, Ani łąką zroszoną, Ani jarem chłodnym, Nie pójdę… ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/wolska-swieto-slonca. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Młoda Polska. Wybór poezyj, oprac. Tadeusz Boy-Żeleński, wyd. drugie, Wydawnictwo Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich, Wrocław 1947. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Łukasza Jachowicza. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aneta Rawska, Aleksandra Sekuła.