- Błazen: 1
- Bóg: 1 2 3 4
- Chrystus: 1
- Cnota: 1 2 3
- Czarownica: 1
- Czas: 1 2
- Diabeł: 1 2 3 4 5 6 7 8
- Duch: 1 2
- Duma: 1
- Erotyzm: 1 2 3
- Głupiec: 1
- Gniew: 1
- Grzech: 1 2
- Historia: 1
- Ironia: 1
- Kara: 1
- Kat: 1
- Kłamstwo: 1 2
- Kłótnia: 1
- Kobieta: 1
- Kondycja ludzka: 1 2 3 4
- Krew: 1
- Ksiądz: 1
- Książka: 1
- Księżyc: 1
- Lekarz: 1
- Lot: 1 2
- Łzy: 1
- Małżeństwo: 1 2
- Matka: 1 2
- Matka Boska: 1
- Mąż: 1
- Melancholia: 1
- Miłość: 1 2 3 4 5 6 7 8
- Miłość platoniczna: 1
- Młodość: 1 2 3
- Moda: 1
- Modlitwa: 1
- Muzyka: 1
- Nauka: 1 2 3
- Ogień: 1 2
- Omen: 1
- Pies: 1 2
- Plotka: 1
- Pocałunek: 1 2
- Poeta: 1
- Pożądanie: 1
- Praca: 1
- Prawo: 1 2
- Proroctwo: 1
- Przeczucie: 1
- Przekleństwo: 1 2
- Przysięga: 1
- Religia: 1 2
- Samobójstwo: 1
- Samotność: 1 2
- Seks: 1
- Serce: 1
- Siła: 1
- Słowo: 1 2
- Smutek: 1
- Starość: 1 2
- Strój: 1
- Szaleństwo: 1
- Sztuka: 1
- Śmierć: 1 2 3 4 5 6
- Świętoszek: 1
- Taniec: 1
- Teatr: 1 2 3
- Tęsknota: 1 2
- Tłum: 1 2
- Walka: 1
- Wiara: 1 2
- Wiedza: 1
- Więzienie: 1
- Wino: 1
- Wiosna: 1
- Władza: 1
- Wojna: 1
- Zdrada: 1 2
- Ziemia: 1
- Zmartwychwstanie: 1
- Żołnierz: 1
Tekst dopasowano do norm współczesnej polszczyzny, ingerując weń jednak możliwie nieznacznie, zachowując m. in. osobliwości interpunkcji tłumacza oraz formy, które już za jego czasów były uznawane za archaiczne.
i nierad ich uwodzą sztuczkami diablemi -> i nierad ich uwodzę sztuczkami diablemi (bł. źródła) nie znana -> nieznana treście słów -> treści słów
jak wonny, śpiewny, świeży czar oplata ich urodę? -> jaki wonny, śpiewny, świeży czar oplata ich urodę? (bł. źródła)
Johann Wolfgang von GoetheFausttłum. Emil Zegadłowicz
DEDYKACJA
1Znów, duchy zwiewne, przychodzicie do mnie,
zjawione smętnym oczom przed latami.
Do marzeń dawnych serce lgnie niezłomnie,
zatrzymać pragnie was i odejść z wami.
5O, przybywajcie! niech was wyogromnię,
zjawy stłoczone za mgłą i mrokami;
gromado cicha, wonią opowita —
młodzieńczym czarem drżąca pierś zakwita.
Radosna przeszłość spromienia się jaśniej,
10umiłowane cienie idą w gości;
jakby z zamierzchłej i przebrzmiałej baśni
mży pieśń przyjaźni i pierwszej miłości;
i ból powraca — wskrzesza z skarg i waśni
błędne rozstaje, życia zawiłości,
15niesie imiona tych, co w szczęsnej chwili
złudą zmamieni dom mój opuścili.
Wy, którym pierwsze wyśpiewałem pieśni,
o, duchy dobre, dalszych nie słyszycie;
kędyż jesteście, bracia i rówieśni?
20w echu pobrzmiewa zapomniane życie.
Cierpienie moje już się nie rozwieśni,
czymże nieznani? cóż po ich zachwycie?
kogóż śpiew skrzepi
[1]? jakich mam słuchaczy?
zmarłych jedynie, jedynie tułaczy.
25
TęsknotaTęskność zbudzona do lotu się zrywa
ku onej cichej powagi krainie;
śpiew mój szelestem błędnym się wygrywa
jak wiatr, co struny potrąci i minie,
a w mężnym sercu słodycz wschodzi tkliwa,
30drżenie mnie zmaga
[2] — łza po licach płynie…
tak teraźniejszość gubi się, szarzeje,
co przeminęło, prawdziwie istnieje.
ROZMOWA WSTĘPNA W TEATRZE
Dyrektor, Poeta, Wesołek.
DYREKTOR
TeatrPomóżcie, druhowie moi,
w ciężkim kłopocie i biedzie,
35bardzo mnie to niepokoi,
czy się impreza powiedzie…
Dziś pragnę tłumom dogodzić,
co żyją i żyć pozwalają —
czymś im to trzeba nagrodzić,
40a na zabawę czekają.
Kulisy kazałem ustawić,
lecz jakaż sztuka dziś wzruszy?
publiczność łaknie się bawić;
brwi wznosi, oczy bałuszy;
45ja wiem, jak zdobyć jej serce!
— lecz właśnie jestem w rozterce —
bo choć się na sztuce nie znają —
straszliwie dużo czytają.
Co począć, by olśnić nowością
50i myśl znaczniejszą przemycić —?
by przypodobać się gościom,
nauczyć, zniewolić, zachwycić —?
TłumBoć przecie radość to duża,
gdy tak się cisną do sali
55jak potok wezbrany, jak burza —
tłum biegnie — tłum rośnie — tłum wali;
gdy już o czwartej się garnie,
biletów żąda przy kasie,
jak w czasie głodu — piekarnie
60szturmem zdobywa i pcha się.
Lecz któż tu mocen w potrzebie —?
któż oczaruje tych wielu?
Dziś apeluję do ciebie,
poeto, mój przyjacielu!
POETA
65O, nie mów! Nie wspominajże mi tłumu,
przed którym duch ucieka jak najdalej;
nie chcę jaskrawizn, stłoczonego szumu,
co w topiel ciągnie na kształt chytrej fali.
Raczej mnie prowadź, kędy cichość nieba
70jak modry bławat
[3] zakwita radością,
gdzie prócz łask bożych niczego nie trzeba
sercu, co żyje przyjaźnią, miłością.
Ach! wszystkie głębie, wszystkie uczuć cuda,
o czymśmy sobie półszeptem mówili
75i pełni lęku, czyli
[4] czyn się uda —
ginie w przemocy rozkrzyczanej chwili.
Często latami hartują się dzieła,
zanim dojrzeją do pełnej wzniosłości.
Błyskotka ledwie zalśni, już zginęła.
80dzieło rzetelne wskrześnie w potomności.
WESOŁEK
Bodaj się asan
[5] wraz z tym słowem schował!
BłazenWyobraź sobie, gdybym ja tak prawił
wciąż o przyszłości — któż by baraszkował?
Tłum chce się bawić — z kimże by się bawił?
85Chłop z wiary zawsze się na świecie przyda
istnienie jego warte coś — bez sporu —
kto swe dowcipy jak szelągi wyda
wszystkim — nikomu nie spsowa humoru;
na rozszerzenie wpływu bardzo łasy,
90pragnie ogarnąć jak najszersze masy.
Odważny w karty gra! więc do roboty!
z fantazją łączcie wszystkie pokrewieństwa:
rozum, rozwagę, namiętność, tęsknoty —
lecz najważniejsza rzecz: dużo błazeństwa!
DYREKTOR
95
Teatr, TłumNajpierwsza, mniemam, rzecz — to ruch na scenie!
Ludzie chcą patrzeć — widzieć chcą najchętniej.
Gdy się im nadmiar przed oczy nażenie
[6]
tak, że to zdziwi, olśni, roznamiętni —
toś, bracie, wygrał już na całej linii,
100kochać cię będą i nikt nie obwini.
Na tłum trza tłumem działać! Juści wtedy
każdy sobie wybierze z rozrzutności onej,
co mu dogadza — no i nie masz biedy;
do domu wraca widz zadowolony.
105Dajecie sztukę — krajcież w kawałeczki —
bigosu trzeba dzisiaj publiczności;
robota łatwa, przyjęcie bez sprzeczki.
Cóż —? — sztukę dawać bez skrótów, w całości?
to mrzonki! pomylone obowiązki!
110tak czy tak, tłum ją rozskubie na kąski.
POETA
Miast
[7] dobrego rzemiosła dajecie partactwa!
nie dojdziecie do ładu z rzetelnym artystą!
Moi szczwani
[8] panowie, z waszego matactwa
[9]
już zasadę robicie, widzę, oczywistą.
DYREKTOR
115Ten zarzut mnie wcale nie boli:
sprawnie znać musi narzędzie,
kto sprostać pragnie swej roli
i przypodobać się wszędzie.
Publiczność to glina przecie,
120glina niezwykle miękka —
niechże ją twarda ręka
nazbyt gwałtownie nie gniecie!
Dla kogóż, poeci, piszecie?!
Jednego nuda tu wiedzie,
125drugi po sutym
[10] obiedzie
przychodzi; trzeci, niestety,
przed chwilą czytał gazety.
Jak na redutę
[11] roztargnione roje
schodzą się — siadają rzędami;
130panie na pokaz przywdziewają stroje
i grają… bez gaży z nami.
Zaklęci w poezji koliska,
czyż was co komplet obchodzi?
radzę wam, spójrzcie no z bliska,
135co zacz ten widz, wasz dobrodziej!
gbur obojętny, co pełen pustoty
[12]
myśli o dziewkach, liczy w kartach tuzy
[13];
wartoż to, głupcze, dla takiej hołoty
nadobne trudzić Muzy?
140Radzę wam — dawać, dawać z siebie dużo,
wtedy jedynie nie chybicie celu;
niech się nadmiarem ludziska odurzą —
choć bardzo trudno zadowolić wielu —
— Cóż to? Czy cię co boli? Czyliś zachwycony?
POETA
145
PoetaNie będzie nigdy między nami zgody!
bo dla poety to najwyższe prawo:
prawo człowieka dane od przyrody —
niesfrymarczone
[14] jest i nie zabawą!
Czymże, odpowiedz, wszystkie serca wzrusza?
150czymże żywioły do posłuchu zmusza?
czyż nie harmonii to tajemna praca,
co z serca idzie, do serca powraca?
Kiedy natura przędzę nieskończoną
tak obojętnie zwija na wrzeciono,
155gdy żywioł wszelki rozbrzmiewa niestrojnie,
skłócony z sobą i we wiecznej wojnie —
czyjaż go godzi ożywcza potęga
i rytmem spina, i w melodie sprzęga?
kto każdy szczegół w wielką pieśń sprzymierza,
160która akordem wspaniałym uderza?
kto namiętności rozpętuje burze?
kto zachodzącej każe skrzyć purpurze?
i kto kwiatami najwonniejszej wiosny
stroi kochanej gościniec miłosny?
165Kto liście niepozorne splata w wieniec trwały
dla zasług przerozmaitych, dla wieczystej chwały?
Kto bogów zabezpiecza i godzi w wszechświecie —?
Potęga człowieczeństwa zaklęta w poecie.
WESOŁEK
Właśnie! niechaj ci służy ta potęga wzniosła,
170chciej do poetyckiego użyć ją rzemiosła;
ów przypadek poznania, ową chęć, by zostać;
więzy coraz ciaśniejsze, już serce w niewodzie
[15],
szczęście świeci, to gaśnie w zwątpieniu, w niezgodzie —
175zachwyt, zachwyt bez granic! — potem ból i żałość —
ani się nie spostrzeżesz — już jest przygód całość.
O — takie nam wyczaruj, panie, widowisko!
Do zjawisk życia podejdź i sprawnie, i blisko!
Mało kto, żyjąc, z życia zdaje sobie sprawę;
180gdziekolwiek je ułapisz, wszędzie jest ciekawe.
Stwórz obrazy jaskrawe, prostoty niewiele,
iskra prawdy wśród myłek niech błyszczy w twym dziele;
taki napój najlepszy — świat się nim odświeży.
Tedy się zbierze zacnej świetny kwiat młodzieży,
185wpatrzy się w sztukę twoją jakby w objawienie,
melancholią upoi czułe swe sumienie;
Młodośćkażdy się z tym czy z owym zapozna i wzruszy,
I usłyszy wyraźnie, co mu grało w duszy.
O śmiech i łzy rzęsiste łatwo u tej rzeszy,
190która uwielbia polot, ułudą się cieszy;
dojrzałemu dogodzić to duże trudności;
ten, co dojrzewa, zawsze pełen jest wdzięczności.
POETA
gdy duch się jeszcze w pąku krył,
195a pieśni nieprzebrane roje
skrzyły jak złoty, gwiezdny pył;
świat we mgle tonął popielatej,
kwiat każdy wieścił nowy cud,
w dolinie rwałem w naręcz kwiaty;
200nie miałem nic — wszystkiego w bród:
bo żądzę prawdy, rozkosz złud.
Wróć mi kipiący, młody war
[16],
szczęścia bolesne niepokoje,
nienawiść i miłości czar,
205o, wróć mi młode lata moje!
WESOŁEK
Przyjacielu! — młodości potrzebne ci wdzięki,
gdy się potyczka zdarzy wyogniona,
lub gdy najmilsze dziewczynki
na szyję twoją zarzucą ramiona,
210kiedy podczas wyścigów lśni na mety krańcu
nagroda niezbyt łatwa zwycięskiego wianka,
lub kiedy po zawrotnym i gwałtownym tańcu
resztę nocy trza przepić do białego ranka.
Lecz waszym obowiązkiem, mężowie stateczni,
215z odwagą, z wdziękiem w struny uderzyć znajome!
do wytkniętego celu zdążajcie bezpieczni,
chociażby przez pomyłki wielkie czy znikome;
nikt was za to nie zgani, a każdy pochwali.
Starość nas nie zdziecinnia, jak to się wydaje,
220jeno
[17] nas dziećmi jeszcze małymi zastaje.
DYREKTOR
Dość już, dość już słów, zamętów —
przejść do czynów nam się godzi!
— oni pełni komplementów —
a mnie o pożytek chodzi!
225Cóż pomogą nam nastroje?
na cóż się to wszystko przyda?
Kto poety przywdział zbroje,
niech poezji rozkaz wyda.
Wiecie, czego nam potrzeba:
230trunek warzyć krzepki, mocny!
dzisiaj głodnym trzeba chleba —
dzień jutrzejszy bezowocny.
Trza skorzystać z sposobności,
zdecydować, chwycić z siłą —
235potem droga się wymości,
rzecz potoczy się aż miło.
Wiecie — dziś na każdej scenie
eksperyment — głupio, serio —
rozkaz mody miejcie w cenie,
240ruszyć całą maszynerią!
księżyc, słońce, niebo, chmury,
roje gwiazd! niech skrzą i mrużą!
wody, ognie, skały, góry.
zwierz i ptaki — byle dużo!
245Oby nas scena pochopnie
kręgiem wszechstworzeń urzekła,
a wy nią spieszcie roztropnie
z nieba przez ziemię do piekła.
TRAGEDII CZĘŚĆ PIERWSZA
PROLOG W NIEBIE
Pan; Zastępy niebieskie; Archaniołowie: Rafał, Gabriel,
Michał; Mefistofeles,
RAFAŁ
W melodii bratnich sfer wszechświata
250gra słońce pieśń wieczyście młodą,
torem znaczonym w skrach wylata
i drży jak burza nad pogodą.
Cud niepojęty darzy mocą,
zachwyt z serc naszych wypromienia:
255dzieła rąk bożych tak się złocą
dziś — jak za pierwszych dni stworzenia.
GABRIEL
W przelocie wartkim niepojęcie
mknie świat — w urodzie niepoznanej —
i w przemian utajonym święcie
260dzień z nocą splata na przemiany.
Pieni się morze w fal zalewie,
szturmem zdobywa skalny brzeg,
lądy i morza w burzy gniewie
gna w wieczną dal, sferyczny bieg.
MICHAŁ
265Wichrzą się burze — naprzód — dalej
z morza na turnie — z turni w morza —
aż się wykuje z rąk kowali
łańcuch wiążący przestworza.
Żarzą się zgliszcza! — Z błyskawicy
270wyrasta gromem ognia słup!
lecz Twoi, Panie, posłannicy
czczą cichy przelot Twoich stóp.
RAZEM
Cud niepojęty darzy mocą,
zachwyt z serc naszych wypromienia;
275dzieła rąk bożych tak się złocą
dziś — jak za pierwszych dni stworzenia.
MEFISTOFELES[18]
Panie, władnący dniem i mrokiem
raczyłeś zejść przed nieba próg —
patrzysz łaskawym na mnie okiem —
280przeto tu staję w gronie Twoich sług.
Nie umiem splatać słów górnie i grzecznie
— niechże niebiańska szydzi ze mnie brać —
rozśmieszyłbym cię patosem bezsprzecznie,
gdybyś się, Panie, nie oduczył śmiać.
285Gwiazdami, bezkresami włada myśl Twa boska;
Ten mały bożek ziemi w życia błędnym kole
pcha swój ciężar w jednakim, upartym mozole;
rzekłeś: złudę światła mu dam, niechaj go krzepi.
290— wierzaj, Panie, bez tego byłoby mu lepiej —
rozumem złudę nazwał, spaczył ten dar Boży —
w rezultacie jak zwierzę żyje, bodaj gorzej.
MuzykaWybacz, Panie łaskawy, lecz tak mi się zdaje —
podobien
[19] człowiek wielce do świerszcza, co wstaje
295na wydłużonych nóżkach — skacze i rzępoli,
i brzęczy skargą zrzędną o tym, co go boli
— i więcej — ! — gdybyż w trawie siedział! — aleć oto
podnosi się — skok w górę! — nosem zarył w błoto!
PAN
Oskarżać jeno
[20] umiesz, nic więcej, Mefiście,
300pełne niesnaski
[21] są twe słowa —
MEFISTOFELES
Rzeczywiście,
nie taję, Panie, bardzo źle ludziom na ziemi
i nierad
[22] ich uwodzę sztuczkami diablemi —
i tak się sami z dnia na dzień grążą w szarugę.
PAN
MEFISTOFELES
PAN
MEFISTOFELES
Przedziwnie on Ci służy! Myślą nieodgadłą!
Nieczłowieczy jest jego napitek i jadło.
310Rozterka gna go w otchłań, spokój ducha płoszy,
pożądań obłąkanych zalewa go fala,
z nieba pożąda skrzących gwiazd — z ziemi — rozkoszy,
w tej zamieszce
[23] od Ciebie czucia swe oddala;
jego serce znękane ciągłą wrzawą boju
315zapomniało, co miłość i błękit spokoju.
PAN
W tej służbie jego opacznej, w tej myśli jego opornej,
pomocą podam mu rękę, światło wykrzeszę w pomroce:
każde drzewo w ogrodzie zna ogrodnik przezorny
i dokładnie wie, jakie i kiedy wyda owoce.
MEFISTOFELES
320O zakład idę — utracisz go, Panie!
daj zezwolenie, a ja go w otchłanie
zawiodę zgrabnie i niespostrzeżenie.
PAN
z błędem jest ożenione wszelkie człowiecze dążenie.
MEFISTOFELES
325
DiabełDzięki Ci, Panie, bo umarłym ciszy
staram się nie zakłócać, do grobów nie złażę;
jestem jak kot, co zdechłej nie dotyka myszy —
słowem — lubię zażywne kształty, pulchne twarze.
PAN
Zezwalam. Czyń, co ci dogadza,
330z Faustowym duchem; od źródeł światłości
niechaj odciąga po przewrotna władza
i wywłóczy po drogach pustki i nicości,
lecz bacz, iż pycha we wstyd się przeradza,
gdy stwierdzić musi, że człek szlachetny prawdziwie
335po omacku odnajdzie drogę swą szczęśliwie.
MEFISTOFELES
Więc parol
[24]! doskonale! raz dwa się uwinę!
ot, po prostu wygraną już w zanadrzu noszę;
na cztery strony świata szczęśliwą godzinę
zwycięstwa tryumfalną fanfarą ogłoszę — !
340Wtedy pozwolisz, Panie, aby ten zuchwalec
proch ze stóp moich lizał jak mój kum: padalec
[25].
PAN
Przychylność moja ciebie zabezpiecza,
nienawiść jej nie zgasi ani nie umniejszy;
z rzeszy przekornej, co wiecznie zaprzecza —
345sowizdrzał
[26] ostatecznie jeszcze najznośniejszy.
Czynność ludzkiego ducha zbyt łatwo wiotczeje —
baczę, aby w lenistwie gnuśnym nie osłabła,
przeto podsycam wolę, podżegam nadzieje
niepokojącym towarzystwem diabla.
350Lecz wy, synowie światłości,
zapłońcie pięknem, radością!
wiążcie więzami miłości
serca z wszechświata miłością!
Kędy niestałość się mieni
355w wahaniu w rozliczne strony,
lećcie obliczem zwróceni,
stałej udzielcie obrony.
Zamyka się niebo.
Archaniołowie znikają.
MEFISTOFELES
sam
by nie czynić niczego, co nazbyt Go zraża;
360przecież to bardzo miło, gdy pan tak wielmożny
z chudopachołkiem za pan brat przygwarza.
POCZYNA SIĘ TRAGEDIA
PRACOWNIA
Faust, Duch ziemi, Wagner, Chór aniołów,
Chór niewiast, Chór uczniów.
Noc.
Wysoko sklepiona, wąska komnata gotycka.
Faust pełen niepokoju siedzi przed pulpitem.
FAUST
NaukaW żądzy wiedzy poznałem wszechnauk dziedzinę,
zgłębiłem filozofię, prawo, medycynę,
niestety, teologię też! — cóż? — pozostałem
365mizernym głupcem! — tyle wiem, ile widziałem.
Magistrem jestem, nawet zowią mnie doktorem,
i tak latami z męką, z wewnętrznym oporem
oświecam rzesze uczniów bezpłodnym zarzewiem
i wiem, że nic nie wiemy — i że ja nic nie wiem.
370Czyż zawiłości świata ta pewność zwycięża,
że wiem więcej niż mędrcy, doktorzy i księża?
że nie ma we mnie zwątpień, że łza mi nieznana,
że się nie lękam piekła, nie trwożę szatana?
Pustka we mnie i wszelka radość mi odjęta,
375pustka mi bieg hamuje, skrzydła moje pęta.
Zaledwie krok uczynię, już muszę powracać —
i jakoż mogę bliźnich polepszać, nawracać?
Ani się ze mną dobro, ni pieniądz nie brata,
nie wiem, co sława ziemi, co wspaniałość świata,
380Któż drugi byt sobaczy
[27] tak wlec się odważy
z maską obojętności na posępnej twarzy?
Przeto magii oddałem i czas mój, i siły,
może przez nią odnajdę ślad bytu zawiły,
może przez tajne moce i przez pomoc ducha
385mój duch się prawd odwiecznych dopatrzy — dosłucha…
Obym nie musiał mówić, czego nie rozumiem
i kłamstwem poklask zyskać w lekkomyślnym tłumie.
Może znajdę najgłębszą, wieczną spójnię życia,
tajemnicę ziarn poznam i wyrwę z ukrycia,
390zbędę słów, które są słowami tylko,
poznam, czy życie wieczne jest, czy tylko chwilką.
obyś na me cierpienia patrzał raz ostatni;
ileż ponurych nocy oto przy tym stole
395szukałem w księgach prawdy w łudzącym mozole,
a ty, mój przyjacielu wierny — po cichutku
patrzałeś w moje oczy przygasłe od smutku.
Obym mógł w twoim świetle radosny, pogodny,
na szczytach gór oddychać wolny i swobodny,
400nad przepaście z duchy wzlatać,
mgły na łąkach snuć i splatać
i zbyty nauk, pustej wiedzy —
poić się rosą przesrebrzonej miedzy.
405w przeklętym, ponurym więzieniu,
gdzie przez szkieł barwnych zator wpada
jasność zamglona, brudna, blada.
Zwał ksiąg mnie więzi i dusi swym pyłem,
wśród stert papieru tyle lat przeżyłem,
410wśród szkieł, przyrządów, instrumentów wiela,
z których każdy od życia grodzi i rozdziela.
Ułóż w stos książki, Fauście, stań na wiedzy szczycie
oto jest świat twój, oto twoje życie!!
Czyliż zapytam jeszcze, czemu serce moje
415ból kąsa nienazwany, gnębią niepokoje?
miast się przyrodą cieszyć w wzniosłym Boga dziele
otaczają mnie dymy, mole i piszczele.
— niech wolna dusza uskrzydlona wzlata
poprzez ziemię, przez życie — na granice świata…
420Gdy poznam mądrość ziemi, gwiazd sferyczne kręgi,
duch wyrośnie strzeliście, nabierze potęgi.
Poznam żywe ogniwa wszechświata łańcucha,
poznam, jak z ducha mówić i duchem do ducha.
Na próżno umysł w znaków wpatruje się dziwa —
425otocz mnie, rzeszo duchów widząca i żywa…
Może stąd spłynie na mnie wielkiej łaski cisza?
Nostradamusie
[28] — biorę cię za towarzysza!
otwiera księgę; dojrzał znak makrokosmosu
[29]
Oto Makrokosmosu znak! — z jakąż rozkoszą
zmysły me pełnią żyją — ku pełni się wznoszą!
430Szczęście życia prześwięte i wieczyście młode
toczy przez żyły moje jasność i pogodę.
Czy to Bóg znak ten wpisał — nim mądrość swą zwierza,
serce radością pełni
[30], rozterkę uśmierza?
Wszystkie moce przyrody stanęły niezłomnie
435w tej chwili uroczystej pomocnie koło mnie.
Czyż Bogiem jestem? — Przejasna świetlistość
wiecznie twórczej przyrody stwarza oczywistość,
która wzrasta i rośnie, budzi się od nowa,
uczy i przypomina wielkie mędrca słowa:
440„Świat duchów nie zamknięty, otwarty na ścieżaj,
myśli i serca twego wiedza nic otworzy —
w duchu się przetwórz, uczniu, i duchem zwyciężaj
i kąp pierś młodą w przedporannej zorzy!”
przyjrzał się znakowi
Wszystko się tutaj w całość splata,
445jedno o drugie zadzierżgnięte.
Siła niebiańska kręgiem wzlata —
z rąk do rąk idą wiadra święte!
A duch na skrzydłach łaski wonnej,
w wiecznej harmonii dźwięcznej, dzwonnej,
450w żywot przeradza się bezzgonny.
Przecudna świateł gra, pusta, choć śliczna — !
Jakoż cię pojmę, o, ty bezgraniczna
przyrodo? — gdzie twe piersi? — gdzie źródła przeczyste,
z których sączą się dzieje wszechświata wieczyste?
455Źródło, co złudne blaski z siebie wypromienia,
płynie i poi! — Duchu! ja konam z pragnienia!
odwraca z niechęcią karty księgi,
zobaczył znak Ducha ziemi
Jakżeż inaczej ten znak na mnie działa,
o ileż bliższy jesteś, Duchu ziemi!
jakoby winne pokrzepienie ciała,
460a barki prężne skrzydłami orlemi.
Odwaga wzrasta! rzucę się w wir świata,
poznam ból ziemi, mej ziemi szczęśliwość —
z burzami i wichrami mężny duch się brata,
w zawiei i pomroce wzmoże się gorliwość.
465Mroczą się już jaśnie —
księżyc pośród chmur —
lampa moja gaśnie!
niepojęty chór!
Duszący dym w ogniach się mieni!
470wokół mej głowy
zamęt czerwonych płomieni!
wykrzywia sklepienie!
Światła i cienie!
475Stań się! czuję
twoją obecność — słyszę — przelatuje
koło mnie! — Duchu! Duchu ziemi!
Ukaż się! zjaw się!
Serce me pęka!
480Twoja ręka
wzrok mi zasłania —
Stań się! w godzinie zwiastowania
twój jestem cały na tej chwili szczycie —
zjawić się musisz — choćbym stradał życie!
Wznosi księgę i wymawia tajemnicze zaklęcie.
Rozbłyska rudy płomień; zjawia się Duch.
DUCH
FAUST
DUCH
Woła na mnie słów potęga,
omdlewa ręka twa gorliwa
i niedołężnie po mnie sięga.
FAUST
490
Niestety! sprostać ci nie mogę!
DUCH
Wołałeś, by mi spojrzeć w twarz,
by wzlotów moich poznać drogę,
jestem! a oto w lęku twarz —
o, nadczłowieku! — gdzie twój hart?
495Gdzie ducha krzyk? i wielkość wzgard
dla trwogi, lęku? Gdzież pieśń owa,
co u wieczności stała bram
i w woli swojej piorunowa
mówiła, że jest równa nam?!
500Gdzież jesteś, Fauście! gdzieś twe dumne słowa?
Tchnienie moje cię mrozi! — Nad tobą się chylę,
ty drżysz jak robak podeptany w pyle!
FAUST
DumaMamże, płomieniu, ulec twej osobie?
Przenigdy! Jam jest Faust — i równy tobie!
DUCH
505W odmętach życia, w czynów zawierusze
płynę to w rozgwar sfer, to w zmarłą głuszę!
ja — wieczne morze, zmienność, spłomienienie,
ja — grób i narodzenie!
W chorale czasu tkają me warsztaty
510Bogu wiecznemu wiecznie żywe szaty.
Duchu, co w lotów bezmierne koliska
zagarniasz światy — nad światy szybujesz —
jakże mi moc twa znana — jakże bliska!
DUCH
Bliskiś duchowi, którego pojmujesz,
515nie mnie!
Znika.
FAUST
w rozpaczy
Nie tobie? więc komu?
Ja — żywy obraz Boga! — Boża we mnie postać!
nie mogęż tobie nawet dorównać i sprostać?!
Pukanie.
520Już mija chwila szczęścia, famulus
[31] nadchodzi,
wezbraniu wielkich widzeń natręctwem przeszkodzi.
Wchodzi
Wagner w robdeszanie
[32] i nocnej mycce, z lampą w ręku.
Faust odwraca się z niechęcią.
Wybacz mi, mistrzu, że pokój zakłócę,
lecz słyszę, deklamujesz? więc biegnę z ochotą.
Chciałbym skorzystać coś w tej wzniosłej sztuce,
525która dziś wartość taką ma jak złoto.
Ksiądz od aktora, kiedyś mi mówiono,
skorzystać może bardzo wiele pono
[33].
FAUST
Zbytnio nie mija się to z prawdy torem,
zwłaszcza, jeżeli ksiądz chce być aktorem.
WAGNER
530Gdy człeka w domu żądza wiedzy spęta
tak, że nie widzi świata, jeno w święta
i z nim się tylko przez lornetkę brata —
jak tu przemówić do świata?!
FAUST
SerceCzego w uczuciu nie ma — nie ma w głowie.
535Tylko co widzi i w co wierzy dusza,
w najpotrzebniejszych słowach to wypowie,
co bliźnich wznosi, przekonuje, wzrusza;
poza tym? — siedźcież sobie w domu
i zagłębiajcie nos w swym dziele;
540na nic niezdatne i nikomu
iskry zgubione w słów popiele;
zaledwie małpy albo dzieci
odnajdą wiedzę w tej iskierce,
bo w sercach wspólność jeno nieci
545to współczujące właśnie serce.
WAGNER
A jednak chciałbym ja posiadać swadę
[34],
szyk zdań udatny, akcent, gest, ogładę.
FAUST
Nie bądź no asan samosobkiem,
co się w blazeńskie stroi szaty.
550Rozsądek da ci plon bogaty,
czystość sumienia jest zarobkiem.
Jeśli z radości rzeczywistych
i z prawdziwego zechcesz bolu
przemawiać — nie trza słów strzelistych
555szukać jak wiatru w polu.
Po prawdzie — mowy bezmiłosne,
ten cały styl wysokopienny
są takie tępe i żałosne,
jak w suchych liściach wiatr jesienny.
WAGNER
560
Sztuka jest długa, żywot krótki!
Często w krytycznym mym rzemiośle
wielkie mnie opadają smutki!
Chciałbyś żyć górnie i wyniośle,
wysoką wiedzy stawić wieżę —
565kroczek chcesz zrobić w przód — malutki —
w połowie kroku śmierć cię bierze!
FAUST
Czyż księga pustkę w pełnię zmienia?
czyż skrzepi kogoś, wzniesie, wzruszy?
nie znajdziesz, bracie, ukojenia,
570jeśli go nie masz w własnej duszy.
WAGNER
Jednak to radość bardzo duża,
gdy się duch w dawnych czasach nurza,
poznaje zmarłych mędrców brać
i że to wszędzie postęp znać.
FAUST
575
HistoriaO, postęp — aż do gwiazd bez mała!
i co się jeszcze dalej święci!
Dla nas zamknięta przeszłość cała
na siedem, bracie, pieczęci.
To, co nazywasz czasu duchem,
580jest jeno duchem historyka,
który z zacietrzewieniem głuchem
przeszłość jak rdzawe drzwi odmyka;
lecz cóż tam znajdziesz w tym lamusie?
ożogi
[35], z kanap stare włosie —
585czasem historyk to przystroi
w miłe powaby lśniącej zbroi;
ktoś inny w krotochwilach
[36] licznych
skład zrobi maksym pragmatycznych
[37]!
WAGNER
Ale myśli i czucia nurtujące świat!
590Na to jest każdy łasy, każdy poznać rad!
FAUST
Tak, tak! lecz cóż ty zwiesz poznaniem?
jakim obdarzyć to nazwaniem?
Tych kilku, którzy prosto, szczerze
czucie i myśl umiłowaną
595tłumowi dali w dobrej wierze,
spalono lub ukrzyżowano.
Lecz północ już — czas bieży prędko,
kończyć nam trzeba z pogawędką.
WAGNER
Pragnąłbym, mistrzu, z twej pomocy
600korzystać zawsze, z twoich słów;
więc jutro, w święto Wielkiejnocy,
pozwolisz, przyjdę znów.
Przy książce umiem-ci fałdów przysiedzieć,
lecz choć wiem wiele, rad bym wszystko wiedzieć.
Wychodzi.
FAUST
sam
605Jak to w głupocie oczywistej
z nadzieją kopie wszędzie, grzebie,
jeśli miast skarbów znajdzie glisty,
to już jest w siódmym niebie.
Dziwna przekorność! Tutaj, gdzie mnie duch otacza,
610przychodzi z zewnętrzności jego myśl prostacza;
lecz dzisiaj tej lichocie serce me wybaczy,
wybawił mnie, nie wiedząc, z ostatniej rozpaczy,
która zaćmiła umysł i wtrąciła ducha
w mrok posępniejszy niźli noc grudniowa, głucha.
615
SiłaNa zjawisku me myśli i uczucia wsparłem,
zjawiło się olbrzymie! a ja byłem karłem
Oto ja, który Boga zmogłem i posiadłem
i twarzą w twarz przed prawdy stanąłem zwierciadłem,
już zobaczyłem siebie w tym zbyciu
[38] ziemskości,
620w chwale i dumie własnej, w blasku i jasności!
Ja, większy niż cherubin
[39], którego tęsknota
zapragnęła czci bożej — bożego żywota!
w chwili, gdy myśl wzleciała ponad ludzkie plemię,
jedno słowo gromowe zaryło mnie w ziemię.
625Więc mi się z tobą, duchu, porównać nie wolno?
Przywołałem cię wolą twardą i mozolną,
lecz nie mogłem zatrzymać prośbą ni rozkazem
w tej chwili wielki w sobie i mały zarazem.
Okrutnieś mnie odepchnął w odmęt ludzkiej doli;
630co teraz? cóż mam czynić? posłuchać twej woli?
O! czyny nasze wszystkie i nasze cierpienia
hamują bieg żywota!
Najwyższe natchnienia
plączą się, zadzierżgają o obce widzenia:
635gdy się nam dobro zdobyć i ogarnąć uda,
wszystko, co odeń lepsze — zmamienie i złuda!
Najwspanialsze uczucia, potęga zachwytu
w lód się ścina w zamęcie globowego bytu.
SmutekGdy wyobraźnia nasza w śmiałym naprzód locie,
640pełna górnych nadziei w wiecznej mknie tęsknocie,
lada rozbicie szczęścia u skalnego złomu
więzi nas w bezradosnych czterech ścianach domu!
Troska gnieździ się w sercu i tysiąc niesnasek;
wtedy na twarz przywdziewasz smutną złudę masek
645i nazywasz je różnie wedle konieczności:
zjawą domu, rodziny, zagłady, miłości;
drżysz ciągle i lękasz się, wieczną trwogę czujesz,
i to, czego nie tracisz — właśnie opłakujesz.
Nie jestem Bogiem! duszę kornie chylę;
650robakiem jestem, który żyje w pyle,
smagany biczem lęku, nieustanną trwogą,
że go przechodzień zmiażdży nieostrożną nogą.
Pył i ksiąg szereg liczny, co się wkoło piętrzy,
mole i bezpotrzeba obmierzłych
[40] rupieci,
655oto wszystko, w czym żyję, skąd myśli najświętszej
wyczekiwałem — długo — czyż dziw, że nie świeci?
Czyliż mam czytać o tym, że w życia obręczy
człowiek nędzny wpleciony wieczyście się męczy?
że na stulecia może jeden jest szczęśliwy?
660Czaszko! cóż grymas śmiechu znaczy urągliwy?
chcesz nim powiedzieć, że mózg twój przed laty
tak, jak mój dzisiaj, po manowcach błądził
i szczęścia szukał pełni przebogatej?
i w państwie myśli szaleństwem się rządził?
665Przyrządy niepotrzebne, śmiecie kół i noży,
skalpele i sprężyny! — Przed bramami stałem,
lecz zatrzaśniętych nicość wasza nie otworzy!
Przyroda zasłonięta giezłem
[41] zblękitniałem,
nie zezwala go zedrzeć! — nikt jej nie posiędzie,
670gdy ona sama nie chce! Na nic tu narzędzie!
Stare sprzęty spłowiałe, niepotrzebne graty,
stoicie, jak was ojciec ustawił przed laty!
Pergaminie zwinięty, dymem okopcony,
przesłuchałem nad tobą wiele lat zgarbiony.
675I cóż? — obym was raczej roztrwonił rozrzutnie,
niźli wraz z wami pyłem okrywał się smutnie!
co zapracujesz, w należnej jest cenie.
Bezużyteczne ciężarem się staje —
680jedyna wartość w tym, co chwila daje!
SamobójstwoLecz czemuż wzrok mój ciągle od ksiąg i rupieci
do tej flaseczki wraca, co na półce świeci?
ilekroć spojrzę na nią, barwi się, jaśnieje
jak księżyc, który nagle w borze zbłękitnieje.
685Witam cię, przyjaciółko, pozdrawiam nabożnie
i zdejmuję z tej wnęki lekko i ostrożnie;
w tobie uwielbiam sztukę i rozum człowieczy,
kwintesencjo wszystkiego, co zbawia i leczy;
oto wywar, co w sobie śmierć i ciszę ziszcza,
690o, bądźże dziś łaskawy dla swojego mistrza!
Widzę cię — wraz cierpienie i smutek mój pierzcha,
dotykam — ból pożądań zamilka i zmierzcha.
Burza, co ducha mierzwi, zatapia się w ciszę:
statek życia na morzu pełnym się kołysze;
695pode mną głębie tajemniczych lśnień!
do nowych brzegów wabi nowy dzień!
Wóz złoty, płomienisty na skrzydłach się zniża —
po mnie on przybył! — oto chwila się przybliża,
w której na nowej drodze, drodze eterycznej,
700stanę do wielkich czynów w przestrzeni sferycznej!
O, życie wzniosłe, o, radości boska,
czy to ja jestem — czy to moja troska?
Odwróciłem wzrok chory od ziemskich rubieży
[42] —
oto bezmiar przede mną rozjaśniony leży;
705otwieram złote bramy, które mija chyłkiem
człowiek przewidujący, strwożony wysiłkiem.
Czas nadszedł, aby czynem zaświadczyć przed światem,
że godność ludzka boskiej mocy bratem;
niestraszne dla mnie piekielne podcienie,
710gdzie wyobraźnia maluje cierpienie;
wyjść szukam wszędy — chociażby przy bramach
płomienny szatan knuł na ducha zamach.
O, niechaj radość jasna w sercu mym zagości,
choćby ta droga nawet wiodła do nicości!
715A teraz ciebie biorę, czaro kryształowa,
ukryta w czarnym puzdrze
[43]; już wieku połowa
mija bez mała, gdy to dla swych miłych gości
ojciec na wielkie stawiał cię uroczystości;
rozweselałaś serca — podawana wkoło,
720krążyłaś wśród toastów wznoszonych wesoło;
niejeden z sztychów
[44] rżniętych w krąg zgrabny i ładny
chwalono wdzięcznym rymem w uciesze biesiadnej;
niejedna noc młodzieńcza powraca pogodna,
gdy wino z ciebie pito jednym haustem do dna!
725Nie podam ciebie więcej swemu sąsiadowi,
i pochwały na pełną nikt już nie wypowie;
napełniam cię napojem z własnego wyboru —
na śmierć upija siła ciemnego likworu;
ostatni raz cię do ust podnoszę: na zdrowie
730idącego poranka! Jutro — twoje zdrowie!!
Przykłada czarą do ust.
Bicie dzwonów i śpiewy chóralne.
CHÓR ANIOŁÓW
Chrystus zmartwychwstał!
Radość dla ludzi,
których grzech brudzi,
których grzech trudzi;
735Chrystus zmartwychwstał!
FAUST
Pieśni cudowna! Uroczyste dźwięki,
które mi czarę wytrącacie z ręki!
czyliż muzyką dzwonów niepojętą
zmartwychpowstania ogłaszacie święto?
740Czyliż to dźwięczą nabożne chorały,
które w Wielkanoc kojąco wołały
mojej młodości nabożne: „Hosanna,
nowych przymierzy godzino poranna”?
Wonnościami namaszczony,
745w grobie Pan nasz położony,
w płótna białe owinięty,
spoczął Chrystus z krzyża zdjęty.
Tą godziną powołaną
przyszłyśmy w dzisiejsze rano,
750
ciała nie ma — a grób pusty.
CHÓR ANIOŁÓW
Chrystus zmartwychwstał!
Szczęsny — w miłości
swe przeciwności
755zwalcza radośnie —
ożył miłośnie!
Chrystus zmartwychwstał!
FAUST
WiaraPrzyszłyście do mnie, dźwięki wzniosłe, w gości,
w godzinie pustki i wielkiej żałości;
760wołajcie ludzi cichych i godnych ofiary,
słyszę wasze wołanie, lecz już nie mam wiary!
Najsłodszym dzieckiem wiary jest cud! a ja przecie
nie znajdę już odwagi, by w sferycznym świecie
waszej muzyki szukać słów Wielkiej Nowiny.
765A jednak w graniu dzwonów wracają godziny
dobrej młodości mojej na zawsze odbiegłej,
gdy święte pocałunki od zguby mnie strzegły.
Wołacie mnie do życia! lata w was się głoszą,
w których korna modlitwa była mi rozkoszą,
770a tęsknota mnie wiodła w głąb wiosennych kniei,
gdzie z łez gorących wstał kształt nowych idei.
O, szczęsne święto wiosny! Czasie wspomnień błogi!
wstrzymujesz krok ostatni na połowie drogi.
Grajcie dzwony i pieśni! dźwiękami słodkiemi
775otoczcie serce moje! powracam w krąg ziemi!
CHÓR UCZNIÓW
Oto stracony i pognębiony wznosi się w górę;
wzniosłość i życie walczy, zwycięża groźną wichurę.
Radość tworząca, wiedza widząca w sercu się ziszcza;
dom się wzbogaca, szczęście powraca naszego mistrza.
CHÓR ANIOŁÓW
780
Chrystus zmartwychwstał!
Grób przezwyciężył! Serca wyzwala z więzów nicości!
Czynem Go wielbcie, braterstwem darzcie, wianem
[47] miłości!
Chrystus zmartwychwstał! Przełamał mroki,
ku wam, pokorni, kieruje kroki!
PRZED BRAMĄ MIEJSKĄ
Faust, Wagner, Czeladnicy, Służące, Studenci,
Mieszczanki, Obywatele, Dziad, Stara Baba,
Żołnierze, Chłopi.
Miejsce przechadzek.
Sporo luda.
CZELADNICY
785Dokądże, dokąd to tak skoro
[48]?
INNI
Do leśniczówki upłazami
[49].
PIERWSI
A my do młyna, chodźcie z nami.
CZELADNIK
A ja wam radzę nad jezioro.
DRUGI
Po cóż drogami iść zwykłymi?
DRUDZY
TRZECI
CZWARTY
Radzę wam, chodźmy na folwark co żywo,
najładniejsze dziewuchy i najlepsze piwo,
i harmider tam, co się zowie tęgi.
PIĄTY
795Wisus
[50] z ciebie, kolego — nie pomnisz
[51]? a cięgi,
które dwukrotnie brałeś? chcesz raz trzeci jeszcze?
ja nie idę, to miejsce, zda mi się złowieszcze.
SŁUŻĄCA
Ja już wracam do miasta; zresztą, co kto woli.
DRUGA
Spotkamy go na pewno przy tamtej topoli.
PIERWSZA
800Wielka mi rzecz! Toć z tobą gwarzył będzie
i z tobą tylko tańczył w pierwszym rzędzie;
chcesz pogruchać i zażyć miłości,
cóż mnie obchodzą twoje przyjemności?
DRUGA
Nie będzie sam na pewno, bądź więc bez obawy,
805mówił mi, że z nim przyjdzie, wiesz, ten kędzierzawy.
STUDENT
Sto diasków, jak te dziewki rozkosznie się noszą!
chodź, bracie, ino podejść, same nas poproszą;
fest zakurzyć i popić, i tęgo mieć w czubie,
strojna dziewka do tego, oto, co ja lubię.
MIESZCZANKA
810Spójrz tylko na tych chłopców, jak oni się trwonią,
Bóg wie, co mieć by mogli — za dziewkami gonią.
do pierwszego
Nie śpiesz tak — tam za nami idzie para gładka
[52],
jedną z nich znam i lubię, to moja sąsiadka;
idą sobie powoli, w biodrach się kołyszą,
815na pewno rade będą zgrabnym towarzyszom.
PIERWSZY
Ja na tamte dzierlatki większą mam ochotę;
po co mi zalecanki, długie ceregiele,
zresztą ręka, co miotłą para się
[53] w sobotę,
ta na pewno najlepiej popieści w niedzielę.
OBYWATEL
820
Ani mi się podoba, ani jest rozumny
nasz nowy burmistrz — pyszny jest i dumny,
dla miasta nic nie robi, z dniem każdym jest gorzej,
utrudnienia wciąż nowe i przeszkody tworzy;
bądź uległy, posłuszny, ciągle płać podatki —
825jak to tak dalej pójdzie — trza zbierać manatki.
DZIAD
śpiewa
Panowie dobrzy, niewiasty nabożne,
strojne, rumiane, piękne, wielemożne;
dobo scęśliwo!
prose wos, w dniu tym, w którym sie ciesycie,
830rzućcie jałmużnę, duse swą zbawicie,
niek dziod ma żniwo.
OBYWATEL DRUGI
WojnaGdy tak we święta cicho i spokojnie,
chętnie się gwarzy o bitwach i wojnie,
że to w tej Turcji bitki są i sprzeczki —
835słuchasz, pociągasz z nadobnej szklaneczki,
a rzeczka płynie, z towarem okręty,
wracasz do swego domku uśmiechnięty,
rad, że to pokój w ojczyźnie jest święty.
OBYWATEL TRZECI
Słusznie, sąsiedzie! Tylko ład i praca
840toruje drogę wiekowi złotemu,
niechże się wszędzie wali i przewraca,
byleby w domu było po staremu.
STARA BABA
do Mieszczanek
Jakie to strojne panny — jak się złocą!
każdy się snadnie
[54] w was zakochać może,
845jeno
[55] się zbytnio nie dróżcie — bo po co?
— gdyby coś tego — to stara pomoże.
MIESZCZANKA
Chodźmy, nie mówmy z wiedźmą na widoku,
zaczęto by nas obmowami chłostać;
wiesz — na Andrzeja ubiegłego roku
850w wosku mi męża pokazała postać.
DRUGA
I mnie to samo, tylko że w krysztale,
w gronie wojskowych właśnie go widziałam —
sam także żołnierz — mówię ci, wspaniale!…
Lecz go dotychczas jeszcze nie spotkałam.
Śpiew żołnierzy
855Mury, blanki
[56], serca, wianki,
twierdze harde i kochanki
zdobyć szturmem — w to mi graj!
Panieneczko! grzmi fanfara!
do ataku! naprzód, wiara!
860do alarmu, trąbko, graj!
Czarne oczy u tej wojny,
żywot przy niej niespokojny!
Czarnooka! buzi daj!
Nad żołnierza nie masz pana!
865musisz moją być, kochana!
znaj żołnierza! pana znaj!
Faust i Wagner nadchodzą.
FAUST
WiosnaLody puściły. Strumienie i rzeki
niosą w rozbłyskach śpiew idącej wiosny;
aż po zmodrzały widnokrąg daleki
870ziemia hymn śpiewa wonny i radosny.
Zima, w manowcach posępnych ukryta,
dmie ostatkami sił, wiatrem szronistym;
słońce z dnia na dzień bujnieje, rozkwita
przepychem kwiatów, wzniosłym, uroczystym.
875A jak te kwiaty, tak strojni przechodnie
barwą się mienią — spójrz jeno ku bramie —
długim szeregiem idą — tak pogodnie!
krasne bukiety w wiosny panoramie.
Z ponurych murów na świetlane błonie
880— jako na dłoni widać z tego wzgórza —
rój dziew i chłopców wylata i płonie,
w słonecznych blaskach pławi się i nurza.
Tak radość chłoną od wczesnego rana,
idą, przystają i znów idą dalej —
885i sercem wielbią Zmartwychwstanie Pana,
w tym dniu wiosennym sami zmartwychwstali.
Z niziutkich domów, z suteryn
[57], z poddaszy
i z wąskich ulic gwaru, rojowiska,
idą ku kwietnej i słonecznej paszy,
890gdzie smęt daleko jest, a radość bliska.
Spójrz jeno — miasto budzi się i roi,
i szumną falą rozlewa po łące;
rzeka żaglami, tratwami się stroi;
tam łódź ostatnia w dale migocące
895z ochotną ciżbą płynie wśród śpiewania:
z hali górale idą, lśnią jak w zbroi
w wzorzystej krasie szumnego
[58] ubrania.
Jasna, wesoła chwil uroda
pod niebem wielkim, modrym, lekkim…
900budzi się radość i swoboda —
oddycham w pełni nią! — Jestem człowiekiem.
WAGNER
Z tobą przechadzka, mój panie doktorze,
korzyść niemała, zaszczyt bardzo duży,
lecz sam bym nie szedł tu o takiej porze,
905nie lubię chamstwa, krzykliwość mnie nuży.
To smyczkowanie, krzyki, hałas, wrzawa,
po prawdzie mówiąc, napełnia mnie gniewem,
może to dła nich wreszcie i zabawa,
dla mnie to ryki, co oni zwą śpiewem.
CHŁOPI POD LIPAMI
taniec, śpiew
910Pasterz się przybrał, poszedł w tan
w kwiaciastej jubce
[59], na łbie wian;
pod lipą taneczników koło
śpiewa i wodzi rej wesoło.
Oj! dana, dana,
915dana, da —
wodzi rej wesoło!
Pośród tancerzy lotnych kół
znalazł dziewuchę, wziął ją wpół —
niechcący pchnął ją — ona: „Wara
[60]!
920cóż za latawiec i niezdara”.
Oj! dana, dana,
dana, da —
latawiec, niezdara!
W głowie się kręci — oczy mglą —
925w lewo i prawo — toż to szło —
z ręki dziewuchy szły do ręki —
furczą i wznoszą się sukienki.
Oj! dana, dana,
dana, da —
930wznoszą się sukienki!
Hola, dziewczyno! nabierz tchu!
a nie wierz chłopcu jako psu —
nasieje w żytko twe kąkolu,
a potem szukaj wiatra w polu.
935Oj! dana, dana,
dana, da —
szukaj wiatra w polu!
STARY CHŁOP
Dla nas to zaszczyt, doktorze, nie lada,
żeś nie pogardził dziś naszym kiermaszem
940i że jegomość bratnio z nami siada.
Więc się ośmielę, z zezwoleniem waszym,
podać wam dzban ten zacnego napoju —
niech wam na zdrowie będzie, dobry panie,
żyjcie tak długo w szczęściu i bez znoju,
945ile jest kropel wina w dzbanie.
FAUST
Szczerość serdeczna w twoim prostym słowie,
chętnie przyjmuję — wznoszę wasze zdrowie!
Tłum się gromadzi.
STARY CHŁOP
Dobrze czynicie, że w kole wesołem
jesteście z nami, żeście nie wzgardzili,
950bośmy to przecie dawno temu społem
[61]
i ciężkie czasy przeżyli.
Jeszcze tu żyją i są między nami,
których wasz ojciec wyleczył w czas dżumy,
hej, doktor to był ponad doktorami
955i rozum jego był ponad rozumy!
Z ojcem zarazę zwalczaliście wtedy,
młodzieńcze serce wasze się nie bało,
i ratowaliście nas z ciężkiej biedy —
wielu pomarło — wam nic się nie stało.
960Tu w sercach naszych wieczny macie dług,
wspieraliście nas, a was wspierał Bóg!
Wszyscy
Zdrowie twe z pełnej pijem kruży
[62]!
żyj i pomagaj jak najdłużej!
FAUST
Bogu hołd złożyć się należy —
965pomoże temu, kto weń wierzy.
Odchodzi z Wagnerem.
WAGNER
Jakże cię cieszyć muszą zaszczyty i sława,
które za twe zasługi tłum ci szczodrze dawa;
szczęśliwy, komu korzyść przynoszą zdolności!
Oto cię wszyscy wielbią w wylanej
[63] miłości —
970ojciec dzieciom wskazuje mówiąc: patrzcie, dzieci,
oto człowiek, co wśród gwiazd jako księżyc świeci.
Cisną się wszyscy, tańce ustają i granie —
idziesz — a wraz
[64] tłum milknie i szpalerem stanie —
omal nie klęknie z drżeniem niepojętem,
975jakby ksiądz z Przenajświętszym przeszedł Sakramentem.
FAUST
Jeszcze nas kilka kroków tylko dzieli od kamienia,
na którym przysiądziemy nieco dla wytchnienia.
Ileż razy mnie kroki zamyślone wiodły
tu właśnie na marzenia, na post i na modły!
980Pełen nadziei, silny na duchu i wierze
modliłem się do Boga gorąco i szczerze
o zmniejszenie zarazy; dziś poklaski żywe
są dla mnie jak szyderstwa słowa obelżywe.
Zgoła nie zasłużyliśmy — ojciec ze synem,
985aby lud ich zasługi uwieńczał wawrzynem.
w jego pracowni w tyglach się rodziły
one leki i maści, czarodziejskie brednie,
które w nocy spłodzone, leczyć miały we dnie.
990Ogółem biorąc był to człowiek sprawiedliwy,
który wierzył w te swoje obłąkańcze dziwy —
wierzył — więc był spokojny i czysty w sumieniu.
Owe lwy i lilije
[65] żenione w płomieniu
na łożu madejowym rozciągał i smażył,
995aż królewnę rumianą
[66] w retorcie
[67] uwarzył.
Lecz gorzej, kiedy chorych tym wywarem leczył,
boć, rzecz jasna — nikogo tym nie zabezpieczył
przed śmiercią, wprost przeciwnie, dużo zdziałał złego,
umierali — nie wiedząc przez kogo i z czego;
1000w dolinach tych i górach z ojcowej poręki
najsroższe były mory i największe męki;
ja sam, ojcowym zarażony szałem
tysiącom te trujące leki podawałem.
A dzisiaj, o, ironio! ofiarują serce
1005i wielbią — chwałą darzą — kogóż to? mordercę!
WAGNER
Czym tu się trapić? ja bym się nie liczył
[68]!
Kto pracuje w tym kunszcie, który odziedziczył,
czyni dobrze — a jeśli w tym ojca przerośnie —
stokrotnie rad być winien, bo może radośnie
1010przed sobą samym stwierdzić, że jego syn może
dojść do doskonałości, idąc po tym torze.
FAUST
Szczęśliwi, którzy wierzą, że szczątki okrętu
swej wiary wyratują z pomyłek odmętu!
Do niewiadomej prawdy tęskni się bez granic,
1015a to, co się zdobyło, nie zda się nam na nic.
Lecz dość! po cóż zatruwać poczuciem swej winy
darzące ukojeniem zachodu godziny!
Domy pod strażą sadów opromienia zorza —
znów dzień jeden odpływa w nieznane przestworza
1020na nowe życie!
LotO, móc skrzydłami orlemi
lecieć za nim w bezmiary, za orbitę ziemi!
Oto widzę w marzeniu, podniesiony lotem,
całą ziemię oblaną promieni tych złotem —
ogniem płonące turnie
[69], ściszone doliny —
1025rzeki stopionym złotem płynące w krainy
dalekie! Nic nie broni wysokiego biegu —
góry ani przepaście! — aż morskiego brzegu
odsłonią się kontury, skąd wieczyste fale
zdają się wpływać światłem w gwiaździste oddale.
1030Przede mną cień — a za mną noc — przede mną morze —
a nade mną na wieczność spłomienione zorze.
Piękny sen! — dzień szarzeje, zaumiera, kona,
o, nie wytęsknią skrzydeł tęskniące ramiona!
Lecz któż zabroni sercom wieczne marzyć życie,
1035gdy w cichy dzień skowronek dzwoni na błękicie,
gdy orzeł z turni patrzy w stawów oczy pawie,
gdy z klangorem
[70] na wyraj
[71] wzlatują żurawie?
WAGNER
Ja także w moim życiu różne sny miewałem,
lecz takich smutnych tęsknot nigdy nie zaznałem.
1040Bywało — myślą w lasach i polach zagoszczę,
lecz skrzydeł marnym ptakom nigdy nie zazdroszczę…
KsiążkaO, ileż już rozkoszniej — tak karta po karcie
czytać księgi — w maksymach znachodzić
[72] oparcie;
zwłaszcza w zimowe noce, gdy kominek grzeje,
1045jak słodko w ludzkiej myśli wczytywać się dzieje;
a jeśli się nadarzy pergamin nieznany
do rąk dostać — ach! wtedy duch szczęściem pijany.
FAUST
Tę jedną żądzę czujesz, nie chciej innej! — We mnie
ogień wieczystych tęsknot nigdy się nie zdrzemnie!
1050Dwie dusze mam — w rozprzęgu wiecznym i zamęcie:
jedna się pazurami w ziemię prze zacięcie,
druga z oparów ziemskich podnosi się w niebo,
niezwalczoną zaświatów wieczystą potrzebą.
O, jeśli na powietrzu są niewidne duchy,
1055wiążące między ziemią a niebem łańcuchy,
jeśli jesteście, wołam, spłyńcie ku mnie skrycie
i prowadźcie na nowe, wielkie, bujne życie!
O, płaszcz czarowny mieć, płynący gwiezdnym śladem!
oddałbym zań królewskie berło i diadem!
WAGNER
1060Nie wołaj, mistrzu, nieszczęsnej gromady,
ukrytej chytrze w mgle niewidnej, bladej!
przyczajone niestwory czatują i baczą,
by myśl klęską zaorać i posiać rozpaczą!
Jeśli z północy przyjdą — lodem cię zamrożą,
1065jeśli z południa — pożarem zagrożą,
jeśli ze wschodu — żegnaj się z nadzieją,
jeśli z zachodu — potopem zaleją.
Wołań ludzkich słuchają chętnie, lecz na szkodę,
potrafią wyczarować piękno i urodę;
1070kłamią — mamiąc rozkosze i niebiańskie raje,
lecz nic po nich krom
[73] klęski i zła nie zostaje!
Lecz chodźmy, noc zapada, mgły włóczą się sine,
najbardziej dom się ceni w wieczorną godzinę.
Czemuż stoisz z tą dziwną ciekawością w oku,
1075co widzisz, co dostrzegasz w tym wieczornym mroku?
Czy nie widzisz tam w polach tego psa czarnego?
WAGNER
Owszem, dawnom go zoczył
[74] — no, ale cóż z tego?
FAUST
Czy ciebie niepokoi ta postać nieznana?
WAGNER
Zdaje się, że to pudel — zgubił swego pana
1080i węszy za śladami.
FAUST
No, a co oznacza
i co oznaczać może, że nas tak otacza
kręgami coraz ciaśniej, wciąż biegnie za nami,
a jeśli się nie mylę — za jego krokami
1085dostrzegam smugę iskier.
WAGNER
To chyba złudzenie;
ja widzę pudla — mamią was wieczorne cienie.
FAUST
Mnie się zdaje, co zresztą wcale mnie nie straszy,
że on tak sieć zaplata wokół drogi naszej.
WAGNER
1090
Ja mniemam, że on węszy, szukaniem się trudzi,
strwożony, że miast pana spotkał — obcych ludzi.
FAUST
Lecz krąg coraz ciaśniejszy, już jest bardzo blisko.
WAGNER
Wszakże to nie jest upiór! jakieś miłe psisko,
szczeka trwożnie, waruje, kładzie się i czai,
1095i ogonem zamiata wedle psich zwyczai.
FAUST
Chodź z nami! chodź! tu bliżej.
WAGNER
a z bliska się przedstawia nawet okazale;
i tresowany; bardzo zmyślna jucha;
1100stoisz — on stoi; idziesz — idzie; słucha
słów twoich, skacze, widać jeszcze młody;
rzuć laskę! ciekaw jestem, czy skoczy do wody —
o — na pewno da nura!
FAUST
Masz rację, to nie duch w nim, to wszystko tresura.
WAGNER
1105
Pies, co umie wyprawiać różnorodne sztuki,
rozweseli i męża głębokiej nauki.
A ten zda mi się sprytnym losów darem,
możesz go zamianować, mój mistrzu, scholarem
[76].
Wchodzą w bramą miasta.
PRACOWNIA
Faust, Mefistofeles, Duchy.
FAUST
wchodzi z pudlem
1110osnute siecią zwycięskiego cienia;
w duszy przeczucia budzą się i trwogi,
pragnienia dobra, ciszy, ukojenia.
Minęły burze, szały, namiętności,
ściele się równa i pogodna droga;
1115serce me pełne człowieczej miłości
i drugiej, dalszej miłości do Boga!
PiesUcisz się, piesku! nie skacz po pokoju!
progu nie wąchaj — leżeć! cóż za licho!
tam się za piecem ułóż, śpij w spokoju,
1120masz tu poduszkę — a teraz sza! cicho!
Gdyśmy się dzisiaj spotkali nad rzeką,
skokami swymi bawiłeś mnie, psino,
więc się odwdzięczyć chcę dobrą opieką,
serdeczną ciebie obdarzam gościną.
1125Gdy wąska cela zalśni w świec urodzie,
na duszy raźniej, serce z sobą w zgodzie,
myśl się ucisza! budzą się nadzieje,
przyszłość się do nas zaleca i śmieje.
Tęsknota z nagła wyłania z ukrycia
1130rzeki żywota — ach! i źródło życia.
Nie warcz, psie! nie warcz — twe szczekanie zrzędne
z świętością pieśni we mnie niestrojne i zbędne.
ni piękna — mówią z lenistwem zbyt taniem,
1135że dobra nie ma, z piękna głośno szydzą.
Tak, co im nie dogadza, zbywają szemraniem.
Chcesz ludzi naśladować upartym szczekaniem?
Już zgasła moja cisza! Niespokojne drżenie
coraz bardziej oddala me zadowolenie;
1140czemuż zdrój łask tak prędko wysycha,
a mrok i zasępienie z wszystkich kątów czyha?
czym tęsknotę zaświatów w duchu opromienię?
doświadczenie mi mówi: wiarą w objawienie!
a gdzież ją nieskalanie odnajdę i święcie?
1145w wiecznej księdze żywota: w Nowym Testamencie.
Zanurzę myśli w tę światłość przeczystą
i zaklnę treści słów w mowę ojczystą.
otwiera Biblię, zabiera się do pracy
Więc czytam: „Na początku było Słowo!
[78]”
— utknąłem! Dziwną to przemawia mową;
1150czyż Słowo może wszechświat wyłonić i stworzyć?
Muszę inaczej to przełożyć!
Jeślim dobrze zrozumiał — w brzmieniu tego wątku
jest sens, że jeno Myśl była z początku;
lecz niechże dociekania treści nie zakurczą —
1155możeż Myśl sama w sobie być wszechtwórczą?
Sprawa jest coraz bardziej mętna i zawiła,
a może na początku była Siła?
Już chcę napisać, a jednak coś broni,
czy się w tym słowie część treści nie trwoni?
1160Duch mi objawia sens wieków porządku,
już wiem — i piszę oto: Czyn był na początku!
Jeżeli mamy z sobą żyć,
przestań raz wreszcie szczekać, wyć,
towarzysz z ciebie niespokojny;
1165ciszy wymaga trud mój znojny.
Gościnność nierad cofam; lecz nie w smak widać kąt?
drzwi nie zamknięte — proszę! ktoś z nas wyjść musi stąd!
Lecz cóż to? czy mnie mamią oczy?
czy to złudzenie? czar pomroczy?
1170cóż to — cóż?
pies nagle urósł wszerz i wzdłuż,
podnosi się i potwornieje!
coś się niesamowicie dzieje!
to już nie pies! z oparów, z chmur —
1175wyrasta knur!
mordę podnosi przeobrzydłą,
ślepiami toczy jak straszydło.
O, piekielniku, rychło cię pokona
gromkie zaklęcie Kluczem Salomona
[79]!!
DUCHY
w korytarzu
1180Niech każdy czuwa, niech nikt tam nie leci!
Bies się zaplątał w sieci!
Latajcie, czuwajcie, krąg zatoczcie bratni,
póki nie wyjdzie z matni!
Często pomagał, z opresji ratował,
1185czuwajmy, czuwajmy u ścian i u pował
[80].
FAUST
Najpierw, duchu przeklęty,
wzywam cztery elementy
[81]:
salamandry
[82] niech płoną,
1190
Ten, co je wzywa, zmusza do posłuchu,
panem jest twoim, nieposłuszny duchu.
Znikaj w płomieniu,
1195salamandro!
rozpłyń się w zielonym cieniu,
undyno!
zalśnij w komet rozmietleniu,
sylfido!
1200Spokój zapewnij domowi —
Kto zacz — niechaj odpowie!
Leży, patrzy, szczerzy zęby —
1205więc poza zaklęć ziemskich obręby!
klnę cię w imię ofiar za winy!
Czarci pomiocie,
szczeć
[87] ci się zjeża —
klnę cię w imię Nowego Przymierza,
1210co w glorii złocie
wznosi się z ziemi wzwyż!
klnę cię na krzyż!!
Zaklęty drży i truchleje,
puchnie, wzrasta, olbrzymieje,
1215całą przestrzeń wypełnia, zakrywa
i w mgle sinej się rozpływa.
Czar zaklęć się pełni i ziszcza —
spod stropu padnij, duchu, do nóg swego mistrza!
Grożę niedaremno!
1220Spokój w tym domu zagości!
Duchy jasności ze mną!
Nie chciej, bym cię zaklinał w imię potrójnej światłości!
Mgła opada.
Spoza pieca wylania się Mefistofeles w postaci
wędrownego żaka.
MEFISTOFELES
Po cóż hałasu tyle?
jestem, do stóp się chylę!
FAUST
1225
Więc tuś mi, bracie! Zmiana taka!
miast psa mam wędrownego żaka?
MEFISTOFELES
Pełen atencji
[88] sługa twój, mężu uczony —
zmordowałeś mnie setnie — brr! jestem spocony.
FAUST
MEFISTOFELES
1230
Och, to drobiazg przecie.
Kto jeno do spraw wielkich wyczuwa tęsknotę,
kto słowu moc odbiera światłotwórczą w świecie,
ten dba jeno o głębię, o rzeczy istotę!
FAUST
Lecz w tym wypadku godzi mi się pytać;
1235
Diabełistotę można z nazwiska wyczytać
tam, gdzie ono wyraźne — widzi pan dobrodziej,
jak to się mylić, gdy ktoś zwie się złodziej,
Rokita albo Kusy — ? niepotrzebne waśnie;
Więc kim ty jesteś, powiedzieć chciej właśnie.
MEFISTOFELES
1240
Ja jestem częścią owej siły, której władza
pragnie zło zawsze czynić, a dobro sprowadza.
FAUST
Zagadka trudna, zgoła nieczłowiecza!
MEFISTOFELES
Ja jestem duchem, który wciąż zaprzecza!
I mam prawo! bo wszystko, co powstaje,
1245słusznie się pastwą zatracenia staje;
więc lepiej, żeby nic nie powstawało.
A wszystko to, co wy zbyt śmiało
zowiecie grzechem, złem przeklętem —
moim jest właśnie elementem.
FAUST
1250
Zowiesz się — częścią, a stoisz tu cały!
MEFISTOFELES
Rzekłem! umiej wyciągnąć treść i z prawdy małej:
jeżeli człowiek, jak się często zdarza,
z urojeń siebie za całość uważa —
to jam jest częścią części tej pierwotnej mocy,
1255z której światło powstało! jam częścią pranocy!
Dumne światło, co mrokom pierwszeństwa zaprzecza,
jest jeno marną złudą, świata nie ulecza,
z ciał spływa, ciała barwi — stąd wnioskować snadnie
[89],
że z rychłym ciał upadkiem i światło przepadnie.
FAUST
1260
Więc znam już ciebie i twe myśli śmiałe!
nie możesz zmóc
[90] wielkości — niszczysz to, co małe.
MEFISTOFELES
Lecz skutek jakżeż marny! sam się temu dziwię!
to, do czego odnoszę się tak urągliwie,
ta ziemia, którą ciągle siła moja niszczy,
1265odradza się uparcie z popiołów i zgliszczy;
zalewam ją falami, burzami obalam,
trzęsieniami nawiedzam, pożogami spalam —
po czasie ląd i morze znów się uspokaja,
i znów się mnoży zwierząt i ludności zgraja;
1270pogrzebałem ich tyle, zmiażdżyłem do szczętu,
a oni się dźwigają z strasznego zamętu —
krew świeża płynie w żyłach żywa i wszechmożna!
i tak ciągle, tak zawsze, ach! oszaleć można!
Wszystko żyje: powietrze i woda, i ziemia
1275tysiączne ziarna stwarza, kiełkuje, rozplemia
i bez przerwy, bez wytchnień rodzi, rodzi, rodzi —
czy zima, czyli
[91] lato, w posusze, w powodzi.
Gdybym ognia dla siebie chytrze i przytomnie
nie zastrzegł, mistrzu magii, już byłoby po mnie.
FAUST
1280
Diabeł
Tak więc potędze, która wiecznie stwarza,
pięść twa diabelska na próżno wygraża?
Krzyczysz spieniony gniewem — nikt nie słucha głosu,
musisz zmienić proceder, o, synu chaosu!
MEFISTOFELES
Pomyślę o tym! rzecz jutro wyłuszczę,
1285a teraz pozwól, mistrzu, że cię już opuszczę.
FAUST
Dlaczego mówisz o pozwoleniu?
Poznałem cię — więc przychodź, kiedy chcesz;
tu okno w świetle, a tam drzwi w przycieniu,
jest ostatecznie komin też.
MEFISTOFELES
1290Wyznać ci muszę! dla mnie zamknięta jest droga
przez ten maleńki znaczek u twojego proga.
FAUST
Pentagram
[92] broni? lecz powiedz otwarcie,
jakżeż tu mogłeś wejść, okpiony czarcie?
MEFISTOFELES
Zauważ proszę, widzisz? z jednej strony
1295trójkąt zbyt krótki — nie daje obrony.
FAUST
Rzeczywiście, przypadek; jest skaza w wykroju,
więc waszeć uwięziony jesteś w mym pokoju?
MEFISTOFELES
Pudel nie zauważył, teraz jest inaczej,
trudno przez próg przekroczyć — diabeł jest w rozpaczy.
FAUST
1300
Jest przecież okno, na cóż ta obawa?
MEFISTOFELES
Diabły i strzygi
[93] prawa nie naruszą:
którędy weszły, tędy i wyjść muszą;
to już jest nakaz taki i ustawa.
FAUST
A więc i piekło miewa swoje prawa?
1305To dobrze! znaczy się: dotrzymujecie słowa,
gdy stanie między wami a nami umowa?
MEFISTOFELES
Bezsprzecznie; przekonasz się! Lecz trudno w tej chwili
załatwić to: jeśli chcesz, byśmy omówili
tę sprawę, przyjdę jutro, rozważym w spokoju,
1310a teraz już mnie wypuść z twojego pokoju.
FAUST
Toć zostań jeszcze, z wielką przyjemnością
zabawię się dziś plotką lub nowością.
MEFISTOFELES
Niech mnie doktor nie więzi, niechże mnie wyzwoli
wrócę i spełnię chętnie życzenia twej woli.
FAUST
1315Wszakżem cię nie napędzał w sieci, czarci synku,
kto diabła raz przychwycił, niech go trzyma w ręku.
MEFISTOFELES
A więc trudno! Zostaję! za gościnność w darze
różne sztuki diabelskie chętnie ci pokażę.
FAUST
Owszem! byle twe sztuczki były pełne wdzięku!
MEFISTOFELES
1320W tej jednej godzinie
więcej się cudów przed tobą rozwinie
niż w latach wielu.
Oto ci, miły przyjacielu,
śpiewy przedziwne wyczaruję,
1325tęczą obrazów cię osnuję,
woń przerozkoszna cię owionie,
nasycę twoje podniebienie
i tysiąc uczuć wskrzeszę w łonie,
i najpiękniejsze dam marzenie!
1330Bez przygotowań, zbytnich słów,
do mnie! bywajcie duchy snów!
DUCHY
Znikajcie mroczne sufity,
witajcie jasne błękity!
bez burz i chmur,
1335niech słońce niesie nadzieję,
gwiazd złotych niech zajaśnieje
rozgrany chór.
Witajcie, niebiańskie syny,
urocze, wdzięczne dziewczyny
1340zawiedźcie tan.
Oto się barwi i kwieci
uśmiechem i pląsem dzieci
kwiecisty łan.
1345zakryją ziemię i światy
welonem tęcz,
a pod tą zwiewną zasłoną
ciała w uścisku zapłoną
w przycieniu wnętrz.
1350Skwarni pożądań tęsknotą,
senni doznaną pieszczotą,
zapadli w cień.
Nad chłopcem i nad dziewczyną
pnączami wije aię wino —
1355rozkoszy dzień!
źrałością
[94] w słońcu omdlewa
na stokach wzgórz —
w uścisku pryska jagoda
1360i sączy się płynna i młoda
Wino perlące, pieniste,
ożywcze, chłodne, złociste,
wzbiera po brzeg
1365i spływa szumiącą strugą
jak rzeka szeroko i długo
w okrężny bieg.
Przez góry, lasy, pól składy,
w wybryzgach skrzącej kaskady
1370powodzią mknie —
z gór spada, zalewa łęgi
[96],
ogarnia szałem potęgi
noce i dnie.
A ponad winnym zalewem
1375z uśmiechem, tańcem i śpiewem
nasz wietrzny wir —
płynie, opada, znów wzlata
przez chmury do gwiazd ze świata
w melodii lir.
1380Ty — góry przelatuj strome,
ty — w rzece ciało łakome
kąp, śpiewaj, chwal!
Wszyscy do życia, radości
wzlatujmy pełni miłości
1385w gwieździstą dal!!
MEFISTOFELES
Już śpi! zwinęliśmy się gracko, sprawnie —
leży cichutko i zabawnie!
Nie tobie więzić diabła, bracie!!
A teraz jeszcze zaśpiewacie!
1390odurzcie go, by w tym śpiewaniu
szalał i drżał jak w obłąkaniu.
Lecz trzeba mi ten próg przekroczyć,
— żeby gdzieś szczura zoczyć!
No, nic trudnego, już chroboce,
1395zaklnę na mroki i na noce!
Ja, władca szczurów, myszy, much,
węży i stonóg — wytęż słuch —
wyjdź z nory, próg ten naznaczony,
oliwą wonną namaszczony,
1400przegryź! — Już jesteś? do roboty!
zniszcz ten przeklęty znak!
wolność mi niosą te chroboty!
tu jeszcze zatop ząb — o tak!
I już się sytuacja zmienia!
1405Śpij, Fauście, zdrowo! Do widzenia!
FAUST
budzi się
Więc znowuż jestem oszukany?
Czyż taki sennych marzeń kres?
gdzież ten piekielnik, ten żak szczwany
[97]?
snem był snadź
[98] diabeł i snem pies!
PRACOWNIA
Faust, Mefistofeles, Uczeń.
FAUST
1410
Ktoś puka! — proszę! — Kogóż wiodą nieba?
MEFISTOFELES
FAUST
MEFISTOFELES
FAUST
MEFISTOFELES
1415
StrójO, tak to lubię! Może mi się uda
skaptować
[99] ciebie; pragnę, by pierzchła twa nuda,
przeto czerwony wdziałem strój powabny,
złotem bramiony
[100] kraj, a wierzch jedwabny;
kogucie pióro lśni na kapeluszu,
1420przy boku szpada — ot, dla animuszu;
i tobie lepszy ubiór przywdziać radzę —
zawsze to dobrze zgrabnie się przystroić;
odświeżonego, wolnego wprowadzę
w świat — życie poznać musisz i — pobroić.
FAUST
1425
zawsze tak się czuł będę jak więzień za kratą;
za stary do zabawy, a sercem za młody,
by nie mieć pragnień; życie już żadnej osłody
dać mi nie może; jaką? — wszak o każdej dobie
1430uparty nakaz słyszę — wciąż: odmawiaj sobie!
odmawiaj sobie zawsze — oto śpiew wieczysty —
odmawiaj sobie — schrypłe złe godziny dzwonią!
Przerażenie mnie budzi w ranek chłodny, mglisty,
a oczy zrozpaczone omal że łzy ronią,
1435bo znów dzień nowy idzie w najzwyklejszym torze,
który spełnić jednego pragnienia nie może,
każde pragnienie, twórczość i wzloty niweczy
i przedrzeźnia koszmarem niemocy człowieczej —
ba, nawet marne poczucie radości
1440schnie, zanim złudą w sercu mym zagości,
Gdy noc nadchodzi długa — jakżeż dla mnie wroga —
budzi sny, z których rozpacz wyziera i trwoga.
Bóg, co w mym sercu mieszka, wzrusza moje wnętrze,
na zewnątrz jest bezsilny! oto tak się męczę,
1445a byt mój jest ciężarem po dziś od powicia,
jeno śmierci wyglądam — nienawidzę życia!
MEFISTOFELES
A jednak przed tą śmiercią żyjecie w obawie.
FAUST
Szczęśliwy, kto z wawrzynem w pełnej kona sławie,
szczęśliwy, kogo w tańcu śmierć zdławi, przy winie
1450albo podczas pieszczoty przy słodkiej dziewczynie!
Obym w chwili zjawienia i w onym zachwycie
przed siłą Ducha ziemi, w słońcu skończył życie!
MEFISTOFELES
A jednak ktoś nie wypił, pamiętam coś mętnie,
trucizny — choć się bawił niejaki czas krużą…
FAUST
1455
Szpiegowaniem się parasz, przyjacielu, chętnie!
MEFISTOFELES
Nie jestem wszechwiedzący, jednakże wiem dużo!
FAUST
Tak — wtedy z ducha straszliwej zamieszki
wyrwał mnie słodki dźwięk — grozę przełamał,
przypomniał kwietne mej młodości ścieżki,
1460lecz dziś, niestety, widzę, że głos kłamał!
a jest li
[101] omamieniem i siecią pajęczą!
Przeklinam niebotyczne mniemanie o sobie,
które wznosi nas na to, by zamknąć w żałobie!
1465Przeklinam złudne zjawy, które zmysły dręczą!
Przeklinam sny o sławie, przeklinam godziny
przemarzone o szczęściu pracy i rodziny!
Przeklęty pieniądz, który wabi na życia urody
lub darzy zapomnieniem sobkowskiej wygody!
1470Przeklęta własność wszelka — dom, rola i knieja!
Przeklęte wino i miłosna tkliwość!
Przeklęta niechaj będzie wiara mi, nadzieja,
a ponad wszystko przeklęta — cierpliwość!
CHÓR DUCHÓW
niewidoczny
O biada! biada!
1475Oto się iści
z twej nienawiści
ziemi zagłada!
Świat się rozpada,
świat się zapada!
1480Gruzy znosimy
w głos się żalimy:
piękność zszargana.
Wyrzeknij słowo:
1485stań się, światłości!
Zbuduj na nowo;
w sercu swym światy
i nowe życie
wykrzesz z radości!
1490i stań na szczycie,
synu światłości,
i zanuć pieśń!
MEFISTOFELES
Oto moi pieśń śpiewają
o radości i o czynie —
1495jakże mądrze zachwalają!
mówią: niech twój duch wychynie
z samotności, z mroku, z cienia
na dzień nowy — odrodzenia!
Weź rozbrat z troską, która cię wciąż trudzi
1500i zżera jak sęp! Towarzystwo ludzi,
choćby najgorszych — powie ci wymownie,
żeś jest człowiekiem. Lecz nie bierz dosłownie
tych słów i nie myśl, że zło synów chwalę!
Nie jestem ja ci wielkim panem wcale,
1505lecz jeśli zechcesz ze mną iść i rady mojej
słuchać — nie będziem namyślać się długo —
zapukamy do zacnych podwoi,
gdzie towarzyszem będę ci i sługą!
FAUST
Będę dłużnikiem twoim wtedy.
MEFISTOFELES
1510
Och, z tym nie będzie wielkiej biedy.
Nie! nie, mój panie, diabły to są egoiści —
dla czyichś pięknych oczu nie zrobią nikomu
nic, co by przynieść mogło choć szczyptę korzyści!
Więc warunki! Gość z ciebie niebezpieczny w domu!
MEFISTOFELES
1515Więc tak: tu będę na rozkazy twoje,
niczym mi będą trudy, prace, znoje,
a gdy się tam spotkamy — za tą wielką bramą —
uczynisz dla mnie, doktorze, to samo.
FAUST
ZiemiaTo „tam” mnie nie obchodzi dużo,
1520to są utopie i drobiazgi.
„Tu” niech mi siły twoje służą,
a potem — rozbij ziemię w drzazgi
lub niech się w inny glob przemienia!
Tu na tej ziemi me radości,
1525tu pod tym słońcem me cierpienia;
gdy już rzucone będą kości,
gdy się rozstanę z nią — co potem,
to nie jest dla mnie już kłopotem!
Czy się tam kocha, nienawidzi,
1530chwali, opiewa, gani, szydzi —
wszystko mi jedno — nawet to,
czy górą dobro tam, czy zło.
MEFISTOFELES
Więc doskonale! a więc naprzód — śmiało!
Ja wszelkich starań sumiennie dołożę;
1535zobowiązanie jeno daj, a stworzę
marzeniom twoim tak cudowne ciało,
jakiego ludzkie oko nie widziało!
FAUST
Cóż ty mi, biedny biesie, możesz dać?
czyż kiedykolwiek twoja brać
1540przez długich wieków ciąg niemały
mogła zrozumieć te zapały,
które w człowieczych piersiach płoną
i ogniem rozpalają łono?
masz jadła, które gorczycą
1545są jeno
[103], które nie sycą,
masz złoto, które w ręce człowieka,
jak żywe srebro przecieka,
gry, które zgubę przynoszą,
dziewczynki, co się nie płoszą,
1550lecz owszem pieszczą z ochotą
mnie albo ciebie — za złoto,
sławę, która jak meteor właśnie
zabłyśnie, zalśni i zgaśnie!
Pokaż mi owoc, co gnije przed owocobraniem,
1555i drzewo, i codziennie świeże liście na niem!
MEFISTOFELES
Twoje żądania wcale nie są duże
tymi skarbami zawsze chętnie służę.
Lecz zanim, przyjacielu, służba ma się zacznie,
chodźmy cośkolwiek wypić i najeść się smacznie.
1560Jeżeli ukojony leniwie na łoże,
pochlebstwami skuszony, do snu się ułożę,
jeżeli mnie pociągnie w swe sidła użycie,
jeśli mnie podejść zdołasz kłamliwie i skrycie —
twój będę na wieczystą radość lub udrękę
1565— jeżeli chcesz — to zakład.
MEFISTOFELES
FAUST
Ręka w rękę!
Jeśli przed jaką złudą myśli moje klękną
i powiedzą: trwaj chwilo! chwilo, jesteś piękną!
1570wtedy twój będę i weź mnie w niewolę
na jakąkolwiek, najstraszliwszą dolę:
Niech mojej śmierci wybije godzina,
zegar niech stanie, wskazówki opadną,
a ja i moja wina
1575pójdziemy na dno!
MEFISTOFELES
Rozważ to dobrze! bo ja nie zapomnę!
FAUST
Prawo w twej ręce! czucia me przytomne,
jeśli z zakładu z złym wyjdę zarobkiem,
to wszystko jedno, czyim być parobkiem.
MEFISTOFELES
1580Już dziś przy uczcie spełnię powinności
mnie przynależne jako twemu słudze;
wpierw tylko dla porządku, no — i dla pewności
o podpis proszę, przepraszam, że trudzę.
FAUST
Ach, cyrografu żądasz, pedancie, z uporem!
1585nigdyś nie spotkał człowieka z honorem?
Czyż nie wystarczą ci rzeczone słowa,
których treść klęskę na wieczność zachowa?
Przez świat mkną szaleństw wzburzone strumienie,
a nieruchomo trwać ma przyrzeczenie?
1590Lecz obłęd ten głęboko snadź
[104] wrósł w serca nasze,
więc go rozumowaniem żadnym nie wystraszę —
przeciwnie — stwierdzam: kto dotrzyma wiary,
szczęśliw jest i żadnej nie lęka ofiary.
Ale pergamin, świat liter, pieczęci —
1595zmorą dla wszystkich, nikogo nie nęci;
słowo zamiera w piórze — wtedy panowanie
jedynie już przy wosku i skórze zostanie.
Czegóż, zły duchu, chcesz? — mów! spiżem czy marmurem
mam cię obdarzyć? pisać czym — dłutem czy piórem?
KrewMEFISTOFELES
1600
Ach, gorączkujesz się, przesadzasz, mój kochany!
wystarczy karteluszek — byle krwią podpisany.
FAUST
Śmieszne to nieco — lecz żądasz, więc zrobię.
MEFISTOFELES
Krew ma specjalne właściwości w sobie.
FAUST
Bądź bez obawy! Niech się waść nie zżyma!
1605Co Faust przyrzeka, to święcie dotrzyma.
Zresztą — pychą się wzniosłem do duchów ogromu,
duchy mnie odepchnęły — spadłem do poziomu
twojego bractwa! Przyroda zamknięta,
myśli moje spłoszone, obmierzła mi wiedza;
1610więc spraw, niechaj się zmysłów szał rozpęta,
niechaj użycie żądze me wyprzedza;
czego zapragnę — niech się zaraz stanie,
rzućmy się w przelot czasu i w zdarzeń otchłanie;
tam niechaj znajdę, od mąk do zachwytu,
1615powodzenia, zawody przeplatane wciąż
i tak uzyskam potwierdzenie bytu,
bo jeno w walce czyn swój stwierdza mąż.
MEFISTOFELES
Żadnych w tej kwestii tobie nie wyznaczam granic,
używaj gdzie i czego chcesz — nie zważaj na nic.
1620Pij pełnym haustem uciechy, a śmiele!
garściami rozkosz bierz — nie mędrkuj wiele.
FAUST
To nie o radość chodzi! całe moje życie
przetopić chcę na obłęd jeno i użycie;
niechaj udziałem moim będą i cierpienia,
1625i zazdrość, miłość, nienawiść, strapienia.
Serce wzgardziło wiedzą — i oto ku męce
całego człowieczeństwa wyciągam me ręce
i duchem chcę ogarnąć głębie i niziny,
przejąć w siebie radości ludzkie i przewiny;
1630rozdać siebie, a jaźń swą stopić z jaźnią ziemi —
być człowiekiem wśród ludzi — runąć razem z niemi!
MEFISTOFELES
Wierzaj mi, znam się na tym, od wieków tysiąca
za kwaśne i niestrawne to ciasto dla ludzi —
1635całość sam Bóg ogarnia i On się nią trudzi.
Dla niego światłość wieczna, dla nas mrok nieznany,
dla was się dnie i noce mienią na przemiany.
FAUST
MEFISTOFELES
A jam twój sługa —
1640lecz życie krótkie — sztuka długa —
mniemam i tak sumuję, że to
trzeba by zawrzeć pakt z poetą;
niechby się nieco namozolił
i sięgnął mocno do natchnienia,
1645i w tobie bezmiar cnót zespolił:
odwagę lwa, rączość jelenia,
włoską ognistość, ład północy;
niechby wziął chytrość do pomocy
i wielkoduszność — plan rozważył
1650z precyzją i umiejętnością
i postać swą obdarzył
młodzieńczą porywczością;
chciałbym w tym poemacie lubować się panem
i nazwać mikrokosma przynależnym mianem.
FAUST
1655Czymże ja jestem? niczym! — w żądzach myśl się trwoni,
a rząd dusz upragniony wymyka się z dłoni.
MEFISTOFELES
Jesteś, czym jesteś! Wdziej na swoją głowę
niebotyczną perukę, na nogi koturny
[105] —
nie będziesz przez to bardziej wyniosły ni górny.
FAUST
1660Czuję, że siły nie powstają nowe,
na próżno wziąłem w siebie cały ducha przepych —
tyle mój wzrok ogarnia, ile oczy ślepych,
a nieskończoność zawsze jednako daleka.
MEFISTOFELES
Na wszystko trzeba spojrzeć przez pryzmat człowieka —
1665trzeba się mądrze brać — nie czas żałować,
gdy się już życiem serce nie może radować!
do diaska! mówisz: ręce i nogi, i głowa,
i wszystkie części ciała są moje, li-moje
[106] —
więc ci i rozum, i myśl każe zdrowa
1670funkcje tych członków też uznać za swoje!
Gdy kupię ogrów sześć — czyjeż ich nogi?
moje! — to ja ubijam kopytami drogi!
Więc porzuć medytację, w bystre życia fale
skocz z śmiechem i weselem, żwawo i zuchwale.
1675Śledziennik
[107] jak wół głupi po lasach się błąka,
nie wie, że o dwa kroki rośnie smaczna łąka.
FAUST
MEFISTOFELES
Pójdziemy! w życie damy nura!
wszak ta komnata twoja straszliwie ponura;
1680to zowiesz życiem, tak się z uczniami mozolić
i groch o ścianę rzucać, i bez mydła golić
[108]?
to potrafią koledzy twoi jeszcze lepiej,
boć prawdę i tak skryjesz, więc uczniów nie skrzepi;
właśnie idzie tu jeden.
FAUST
1685
Nie przyjmę w tej chwili.
MEFISTOFELES
Żal mi chłopca; niechże mój dowcip się wysili —
czeka długo; wiesz, Fauście — daj no mi swą togę
i beret, dobrze? wszakże zastąpić cię mogę.
Świetna zabawa! Strój ten z przyjemnością kładę,
1690kwadransik krótki — potem hop — na eskapadę!
Faust wychodzi.
MEFISTOFELES
w stroju Fausta
O tak! Pogardzaj wiedzą i rozumem,
które jedyną człowieka są mocą;
niech ci kłamstw duchy wielobarwnym tłumem
szałami złudy w oczach zamigocą!
1695mój jesteś, Fauście! Duch twój, którym losy
szczodrze cię obdarzyły w wieczystym dążeniu
mierzył uparcie, gwałtownie w niebiosy
i leciał w słońce — i zetlał
[109] w płomieniu.
Teraz cię, druhu, po bagnach wywłóczę,
1700w niezwyciężone pogrążę cię cienie,
tysiąca złudzeń i sromów
[110] nauczę,
aż cię ogarnie szał, zawiść i drżenie.
Nienasycony! spragnionymi usty
pić zechcesz z czary ułudnej i pustej!
1705Gdybyś był diabłu nie zaprzedał duszy
i tak byś zginął w zwątpień swych katuszy.
Wchodzi Uczeń.
UCZEŃ
Niedawno tu przybyłem; wraz
[111] kieruję kroki,
mistrzu sławny, do ciebie, pełen czci głębokiej.
MEFISTOFELES
Za uprzejmość, młodzieńcze, serdecznie dziękuję,
1710jam nie lepszy od wielu; szczerze się raduję
uznaniem; cóż cię tu sprowadza, chłopcze, do mnie?
UCZEŃ
Pod twą opiekę pragnę dostać się ogromnie,
odwagi dużo mam i jakieś grosze,
a najwięcej młodości; matka się po trosze
1715gniewała — „nie” mówiła wciąż, wreszcie przystała
[112]
widząc, jak dusza moja żądzą wiedzy pała.
MEFISTOFELES
Tutaj jest dla cię miejsce wymarzone.
UCZEŃ
Mówiąc otwarcie — uciekłbym już chętnie;
te stare mury pleśnią obleczone,
1720ta cela na mnie patrząca niechętnie,
ani zieleni, kwiatów, ani drzewa,
sale posępne pełne złowrogiego cienia —
umysł się trwoży i serce omdlewa.
MEFISTOFELES
To kwestia przyzwyczajenia.
1725Toć i dziecię z początku pierś chwyta niechętnie,
a potem od niej oderwać je trudno —
tak i z piersiami wiedzy — najpierw nieco smętnie,
a potem już rozkosznie, choć zdało się nudno.
UCZEŃ
Radosne mam do wiedzy wielkiej powołanie,
1730lecz jakżeż dotrę do niej — oto jest pytanie?
NaukaMEFISTOFELES
Ale, ale, odpowiedz za świeżej pamięci,
który fakultet ciągnie cię i nęci?
UCZEŃ
Nie umiem się uporać z myślami swojemi —
chciałbym wiedzieć to wszystko, co jest tu na ziemi
1735i tam na niebie; pojąć w pełni, co się mieści
w słów tych: — przyroda, wiedza — nieznanej mi treści.
MEFISTOFELES
To trop właściwy; owszem, lecz rzecz najważniejsza
pamiętać, że rozrywka pęd wiedzy pomniejsza.
UCZEŃ
Duszę i ciało chcę poświęcić,
1740choć wyznam tobie, mistrzu, śmiele,
że przecież zawsze będzie nęcić
swoboda — chociażby w niedzielę.
MEFISTOFELES
Porządek cię nauczy wyzyskać stokrotnie
czas, który mija szybko, mija bezpowrotnie;
1745przeto logika ciebie, drogi przyjacielu,
najniezawodniej przywiedzie do celu;
tresura ducha doskonała,
opanowanie myśli, ciała,
uczuć statecznych uczy też;
1750nie będziesz błąkał się wzdłuż, wszerz,
jak te ogniki zwiewne w bagnie;
logika wolę twoją nagnie —
co ci się zdało niezłożone
i proste — będzie obliczone
1755w tempie mniej więcej: raz, dwa, trzy;
bo to z myślami jak z przędziwem:
stąpnięcie jedno — aż z podziwem
patrzysz — cała osnowa w ruchu!
czółenko biega tam, z powrotem,
1760lecz jak, lecz skąd — nic nie wiesz o tem —
aż tu filozof ci objaśni,
że nie ma nic w tym zgoła z baśni,
bo pierwsze tak i drugie tak,
dlatego trzecie i czwarte tak,
1765a gdyby pierwsze z drugim skrewiło
[113],
to by trzeciego z czwartym nie było;
naukę taką uczeń w ucznia chwali,
dziw, że tkaczami jednak nie zostali.
Lecz mniejsza z tym!
1770Rzecz w tym: kto wiedzy pragnie sprostać,
musi się najpierw z duchem rozstać,
a wtedy złowi treść w zawiązku —
niestety! bez dusznego związku.
Owładnięcie przyrodą nauka w tym widzi,
1775co prawda, mówiąc tak, sama z siebie szydzi!
UCZEŃ
Nie bardzo jasne są dla mnie te słowa.
MEFISTOFELES
Zawsze się trudną wydaje myśl nowa;
rubryk nauczysz się wnet należycie,
kiedy sklasyfikujesz naukę i życie.
1780
Do cna zgłupiałem — toż to straszna praca —
koło się młyńskie w mej głowie obraca.
MEFISTOFELES
Jeśli się skłaniasz ku dalszym wynikom,
musisz się zająć i metafizyką;
tu dotrzesz łacno
[114] do głębokich treści;
1785wszystko, co w ludzkim mózgu się nie mieści,
co trochę mgliste, trochę osobliwe —
na wszystko znajdziesz nazwanie właściwe.
Lecz przede wszystkim uczeń nowy
musi być pilny i obowiązkowy;
1790pięć godzin dziennie, punktualność, praca —
oto, co kształci, uczy i popłaca:
przygotować się w domu, lekcję ogarnąć pamięcią,
by tym łatwiej ku szkolnym zbliżyć się pojęciom,
poznać, że to, co mówi profesorska władza,
1795jota się w jotę z twoją książką zgadza;
a co dyktować będą — niech twa ręka kryśli
[115],
jakby to sam Duch święty dyktował swe myśli.
UCZEŃ
O tym mi, mistrzu, nie mów, z tym z góry się liczę,
czarne na białym — to są właściwe zdobycze.
MEFISTOFELES
1800
Jakiż fakultet waść obierze?
Prawo mnie nie pociąga — mówię szczerze.
MEFISTOFELES
I nie dziwię się, szczerość odpłacę szczerością:
prawo się jak zaraza wlecze za ludzkością
i z pokolenia w pokolenia
1805ustawa idzie za ustawą,
a nic się przecież nie zmienia:
rozum staje się głupstwem, dobrodziejstwo klęską,
bezprawiom toruje prawo
drogę zwycięską;
1810ty brzemię to dziedziczysz — rozpacz ciebie chwyta —
bo o prawo, niestety, nikt nigdy nie pyta.
UCZEŃ
Wzmógł się wstręt mój! Szczęśliwy, komu wskażesz drogi!
Prawie że w myślach skłaniam się ku teologii.
MEFISTOFELES
Nie chciałbym ciebie w błąd wprowadzać,
1815a trudno mi doradzać;
błędne tu drogi, mętne cele,
skrytej trucizny bardzo wiele,
której od lekarstw odróżnić nie można!
W tej wiedzy bardzo trza z ostrożna!
1820Rada: jednego słuchać, wierzyć jego słowu
i zaufać mistrzowi ślepo, bez zwątpienia,
wtedy na pewno z mętnego połowu
wyłowisz słowo, co się w pewność zmienia.
Lecz przecież słowo wyraża pojęcie?
MEFISTOFELES
1825Tak! naturalnie! lecz prawdy tej święcie
przestrzegać nie potrzeba; słowo znakomicie
zastępuje pojęcie; można nim szermować,
nim walczyć i zwyciężać, nim system budować!
w słowo wierzyć to czystość sumienia;
1830pojęcie zmienia się — słowo nie zmienia!
UCZEŃ
Tyle pytań ciśnie się do głowy,
nie wyczerpałbym ich w tej godzinie;
więc jedno tylko najkrótszymi słowy:
pouczcie mnie, co sądzić mam o medycynie.
1835Trzy lata — czasu mało —
a wszystko by się wiedzieć chciało;
drogowskaz jakiś, jakaś rada,
a wszystko jaśniej się układa.
MEFISTOFELES
do siebie
Już mam po uszy uczonej maniery!
1840dość, mości diable, bądź no teraz szczery!
głośno
O! medycynę ogarniesz z łatwością,
trza jeno poznać świat, rozmaitość dróg,
a potem, potem skumasz się z nicością,
1845bo, widzisz, tak woli Bóg.
A to bałamucenie naukowe
— panie Macieju — wciąż dokoła —
po prawdzie nie jest zbytnio zdrowe,
każdy wie tyle, ile pojąć zdoła;
1850ten jeno dufność
[116] pokłaść może w sile,
kto umie dobrze wykorzystać chwilę.
A tyś młodzieńcze, chłop na schwał,
do przygód zęby ci się szczerzą,
byłeś ty jeno wiarę w siebie miał,
1855a wszyscy ci uwierzą.
przy czym ta wiedza będzie nie od rzeczy,
że to ich „ach” i „och”, „niestety” —
jednym lekarstwem skutecznie się leczy.
1860Naucz się gędzić
[118] mową wdzięczną, ładną,
a już ci one same w potrzask wpadną.
Musisz przekonać je o swej wielkości;
zanim się jedna czy druga ośmieli,
już tam dotarłeś do sedna miłości
1865bez straty czasu i bez ceregieli.
Tak trzeba umieć drogę sobie skracać.
Gdzie inni lata zabiegają marnie,
tam twoja ręka zdoła puls wymacać,
a potem zwinnie w pasie ją ogarnie,
1870do piersi przygnie — przekona się z bliska,
czy biódr sznurówka zbytnio nie uciska.
UCZEŃ
Ze zrozumieniem słowa twoje chłonę.
MEFISTOFELES
Mój drogi przyjacielu — teoria jest szara,
a złote drzewo życia wiecznie jest zielone.
UCZEŃ
1875
Przysięgam, mistrzu — wielka we mnie wiara,
że sprostam wiedzy, i bardzo cię proszę,
pozwól, że kiedyś znów się tutaj zgłoszę.
MEFISTOFELES
Co tylko będę mógł, uczynię chętnie.
UCZEŃ
Jakoś mi odejść stąd byłoby smętnie
1880bez upominku
[119] tej chwili! Racz, panie,
do pamiętnika wpisać choćby krótkie zdanie.
MEFISTOFELES
Pisze — oddaje pamiętnik.
UCZEŃ
czyta
„Będziecie jako bogowie, wiedząc dobre i złe
[120].”
Z oznakami czci wychodzi.
MEFISTOFELES
Wierz w to i przysłowie i skłaniaj na podszept węża swe ucho,
1885a już z twym podobieństwem do Boga będzie bardzo krucho!
Faust wchodzi.
FAUST
Więc dokąd wreszcie wyruszamy?
MEFISTOFELES
Byle się woli stało zadość!
Mały i wielki świat poznamy;.
a cóż za korzyść! cóż za radość
1890z tej wielobarwnej panoramy!
FAUST
Z poważną brodą nie do pary
będzie ta lekkość życia, mniemam,
na płochość
[121] jestem już za stary,
swobody odpowiedniej nie mam;
1895zawsze się czułem taki mały
wobec każdego i nieśmiały.
MEFISTOFELES
Mój przyjacielu — nie dziw! tak z początku bywa.
Trzeba mieć dufność w siebie — tym się świat zdobywa.
FAUST
Więc w drogę! a gdzież służba, konie?
MEFISTOFELES
1900To fraszka
[122]! Oto płaszcz rozwinę
i polecimy w wietrzne tonie!
Góry i chmury w locie minę!
Zamiast rumaków — wiew ognisty,
miast drogi ziemskiej — lot strzelisty!
1905To wszystko ostaw, niech w użycie
Faust wolny leci! — w nowe życie!!
W PIWNICY AUERBACHA[123]
Faust, Mefistofeles, Frosz, Brandem Zybel,
Allmajer.
Pijatyka wesołego bractwa.
FROSZ
Cóż, nikt nie pije? do diaska! wesoło!
ponure gęby zasiadły wokoło —
siedzą jak kukły słomiane, gnijące,
1910gdzież się podziały dowcipy
[124] gorące?!
BRANDER
Sam krewisz
[125], bratku, pieśni nie zanucisz
i swego świństwa do świństw nie dorzucisz!
FROSZ
wylewa mu kubek wina na głowę:
BRANDER
FROSZ
1915Chciałeś, a teraz wyzywasz, mój zuchu!
ZYBEL
Za drzwi, kto się kłóci!
Pić, bracia, i śpiewać — kiep ten, co się smuci!
Za mną, chłopcy! dalej żywo!
ALTMAJER
Jak ten się ruszy,
1920to koniec! dajcie waty, bo mi pękną uszy!
ZYBEL
Dalejże za mną! Echo od powały
powiększy głos stokrotnie — będzie śpiew wspaniały!
FROSZ
Kto się gorszy, niech siedzi cicho w swoim kątku
albo niech się wynosi! Trarallaralla la…
ALTMAJER
1925
Traralla rallla — la!
FROSZ
Więc gardła w porządku!
śpiewa
Kochane, święte państwo rzymskie,
jak to się jeszcze trzyma…
1930Szkaradna polityczna pieśń!
Bogu codziennie dzięki składam rano,
że mnie na władcę państw nie powołano:
wielkim zaiste jest to nieba darem,
nie być kanclerzem ani też cezarem.
1935Lecz władza musi być! druhowie mili.
wybierajmy przeora z tych, co dużo pili.
FROSZ
śpiewa
Słowiczku, leć i mej kochance
zaśpiewaj słodkie, czułe stance
[126].
ZYBEL
Wara mi o kochankach! Dość tego śpiewania!
FROSZ
1940Całusa miłej posłać ten drab mi zabrania!
śpiewa
Otwórz dźwierka
[127]! noc cichutka —
otwórz dźwierka! nocka krótka —
zamknij dźwierka! ranek już…
1945O, śpiewaj, śpiewaj, sław i chwal,
a wy słuchajcie radzi —
dawno już minął — cóż tam! żal —
zdradziła mnie i ciebie zdradzi!
Niech ją tam, psiamać, strzyga pieści
1950na dróg rozstaju u figury
lub stary cap spod Łysej Góry
niech ją wytryka, co się zmieści!
Dla jej pieszczoty i miłości
szkoda chłopaka z krwi i kości,
1955więc daj ty spokój takiej śpiewce,
chodź ze mną okna wybić dziewce!
BRANDER
uderza w stół
Uwaga! Baczność! Przyznajcie — znam ja życie!
Biedzą się zakochani — chmurno!
Trzeba im pieśń zaśpiewać jurną,
1960skomponowaną należycie;
a żem to majster jest w tej sprawie,
więc — hola! pomagać zabawie!
Piosenka będzie całkiem nowa
— refrenu powtarzajcie słowa!
1965śpiewa
W piwnicy starej szczur raz żył,
a miał tam walne
[128] jadło,
więc jak sam Luter zdrowo tył,
brzuch mu porastał w sadło:
1970Kucharka go otruła trutką,
oj, cierpiał, cierpiał i niekrótko.
jakby go miłość sparła.
CHÓR
gromko
BRANDER
Szczur się z boleści kurczył, wił,
1975skarżyć się nie miał komu:
z każdej kałuży wodę pił,
gryzł, skrobał w całym domu,
biegał po sieni i po dachu,
wściekł się z boleści i ze strachu,
1980jakby go miłość sparła.
CHÓR
BRANDER
W tej trwodze wskoczył w jasny dzień!
do kuchni — ziemię drapał —
kolo nalepy padł — wśród drżeń
1985ostatkiem siły sapał.
A śmiech wytrząsa brzuch kucharce:
„Oj, na ostatniej gwiżdżesz szparce,
jakby cię miłość sparła!”
CHÓR
ZYBEL
1990Jak się raduje głupia młódź
przy śpiewce i przy fasce
[129]!
Wielka mi sprawa — szczury truć!
BRANDER
U ciebie szczury w łasce!
ALTMAJER
Pasibrzuch! Patrzcie! Łysa pała!
1995wzrusza ją, wiecie, męczeństwo,
bo w wzdętym szczurze uwidziała
do siebie znaczne podobieństwo.
Faust i Mefistofeles wchodzą.
MEFISTOFELES
Więc przede wszystkim cię wprowadzę
w bractwo, gdzie śmiechu wiele —
2000w wesołej żyją, szczęsnej bladze
codziennie, jak w niedzielę.
Kręcą się w tle zadowolonem
jak młode koty za ogonem,
gwiżdżą na smutek i na biedę,
2005dopóki mogą pić na kredę
[130]!
BRANDER
To widać muszą być podróżni,
dziwaczny strój ich od nas różni;
dopiero co przybyli.
FROSZ
A rzeczywiście! — moi mili,
2010wiwat nasz gród! — tu świat się budzi —
nasz gród jak Paryż kształci ludzi.
ZYBEL
Jak myślisz — kto to może być?
FROSZ
Ostaw to mnie! zaczniemy pić,
już ja podszewkę z nich wypruję!
2015Coś mi się nazbyt dworsko niosą
i spoglądają na nas koso
[131] —
już w lot ich spenetruję!
BRANDER
Zakład! Targowi to krzykacze.
ALTMAJER
FROSZ
2020
Już ja ich przeinaczę!
MEFISTOFELES
do Fausta
Diabeł tuż, tuż przy ich kołnierzu —
nie wiedzą nic, że są w więcierzu
[132]!
FAUST
ZYBEL
Wzajem!
2025cicho, obserwując Mefistofelesa
O, la Boga!
Toćże ten drugi kuternoga
[133]!
MEFISTOFELES
Wolno się przysiąść? Widzę napój podły,
ale kompanii zacnej nie brak —
2030więc korzystamy, gdy nas tu drogi przywiodły.
ALTMAJER
Wybredny widać ma pan smak.
FROSZ
Tak ostro waszeć prosto z mostu kropi,
pewnoś dziś popił z Filipem z Konopi?
MEFISTOFELES
z ukłonem w stronę Frosza
Nie dzisiaj! przed kilkoma dniami
2035widzieliśmy go — właśnie szedł w te strony,
mówił, że chce się spotkać z kuzynami,
i wam posyła ukłony.
ALTMAJER
cicho
ZYBEL
FROSZ
MEFISTOFELES
Weszliśmy — słyszym: kipi życie
i śpiew przeplata się z uciechą —
zapewne głos tu znakomicie
odbija sklepień gromkie echo!
FROSZ
MEFISTOFELES
Ach, mój panie miły,
ochota byłaby — za słabe siły!
ALTMAJER
MEFISTOFELES
ZYBEL
2050
Byleby nowość! Nic nam z pleśni!
MEFISTOFELES
Spod hiszpańskiego idziem nieba,
z krainy wina i pieśni.
śpiewa
Był król — tak się zaczyna
2055ta pieśń o wielkiej pchle —
FROSZ
O pchle! słyszycie, bracia? — to dobrze, wasza mość,
pchła, nie pchła, zawsze gość!
MEFISTOFELES
śpiewa
Był król — tak się zaczyna
ta pieśń o wielkiej pchle —
2060kochał ją król jak syna,
więc raz po krawca śle:
„Ubierz ją, krawcze, modnie,
ciasno dopinaj spodnie!”
BRANDER
„Ale uważaj, krawcze, świetnie,
2065bo jak się raz materia przetnie,
to już nie pora na poprawki,
a trudno w spodnie wstawiać skrawki!”
MEFISTOFELES
W jedwabiu, w aksamicie
chodziła pchła jak pan,
2070szat jej zazdrościł skrycie
obłudny dworski klan,
i tego dnia wieczorem
została komandorem,
a siostry jej bez sporu
2075były damami dworu.
I zaraz łaskę ową
dwór na swej skórze czuł:
służącą i królową
pchli motłoch gryzł i kłuł;
2080więc drapią się z ostrożna,
bo zabić pchły — nie można!
Lecz nam nikt nie zabroni,
ukłuje pchła — to po niej!
CHÓR
z werwą
Lecz nam nikt nie zabroni,
2085ukłuje pchła — to po niej!
FROSZ
Brawo! a niech cię las ogarnie!
ZYBEL
Tak każda pchła niech ginie marnie!
BRANDER
A na paznokieć z tą gadziną!
ALTMAJER
Niech żyje wolność! wiwat wino!
MEFISTOFELES
2090I ja bym chętnie wypił za zdrowie wolności —
cóż, kiedy wasza lura pobudza do mdłości!
ZYBEL
Skończ już z tą pustą gadaniną!
MEFISTOFELES
Gdyby gospodarz nie źlił się i nie oponował,
chętnie bym arcymiłych gości
2095winem z mych piwnic poczęstował.
ZYBEL
Dawać! już ja to załagodzę.
FROSZ
Jeno nam pełną dajcie, nie minie was pochwała,
byle szklenica wasza nie była nazbyt mała,
bo jeśli mamy być sędziami,
2100musimy popić srodze!
ALTMAJER
cicho
Zapewne reńskich winnic są właścicielami.
MEFISTOFELES
BRANDER
A cóż z tego będzie?
Czy beczki macie tam za drzwiami?
ALTMAJER
2105
Tu jest kosz gospodarza z narzędziami.
MEFISTOFELES
bierze świderek — do Frosza
Jakież dobrodziej preferuje?
FROSZ
Jak to, różnego macie znaku?
MEFISTOFELES
Każdy wybiera wedle smaku.
ALTMAJER
do Frosza
FROSZ
2110
Ano, mam wybrać, w pierwszym zawsze rzędzie
stawiam rodzime — więc niech reńskie będzie!
MEFISTOFELES
wierci otwór na kraju stołu przed Froszem
Niech z wosku korki zrobi, kto tam umie!
ALTMAJER
Kuglarskie sztuczki — aha! już rozumiem!
MEFISTOFELES
do Brandera
BRANDER
2115
Ano, niech szampan bieży,
byle musował, jak należy.
Mefistofeles wierci — ktoś ulepił z wosku korki — zatyka.
BRANDER
Ja się do obcej udam ziemi,
gusta się nasze rozminą,
precz z chorobami francuskiemi
[135],
2120lecz lubię francuskie wino.
ZYBEL
gdy się Mefistofeles doń zbliża
Niech sobie kwaśne pije zgraja,
mnie pan słodkiego niech natoczy.
MEFISTOFELES
wierci
Więc dam ci dziś tokaja
[136].
ALTMAJER
Spójrz no mi, panie, prosto w oczy,
2125najoczywiściej nas nabierasz!
MEFISTOFELES
Dalipan
[137] — gdzieżbym się odważył
z panami? źle bym wyszedł na tem!
Pozwól, bym dalej gospodarzył —
— a zatem?
ALTMAJER
2130
Byle raz-dwa, cóż bym się swarzył!
Przed wszystkimi już wywiercone otwory i zatkane.
MEFISTOFELES
z gestami dziwacznymi
Winogrona rodzi winna macica,
rogi na łbie ma kozica,
krzewy drzewieją, wino się słodzi,
drewniany stół też wino rodzi;
2135wszędzie jest tajemnica — świat ciemna pieczara —
by cud się stał, potrzebna jest wiara!
Wyciągać korki — używajcie!
WSZYSCY
wyciągają korki;
tryska wino, chwytają za szklanki
Cud! wino tryska — szklenic dajcie!
MEFISTOFELES
Ostrożnie! pijcie — lecz nie rozlewajcie!
Piją po raz drugi.
WSZYSCY
śpiewają
2140Ach, jak nam dobrze się powodzi,
jak świni, gdy po błocie brodzi!
MEFISTOFELES
Lubię niefrasobliwość i humor u ludzi.
FAUST
Odszedłbym z wielką stąd ochotą!
MEFISTOFELES
Zaczekaj chwilę — zwierzęcość się zbudzi
2145i całą zawładnie hołotą.
pije nieostrożnie;
wino wylewa się na ziemię, wystrzelają płomienie
Ratunku! Ogień! Piekieł progi!
MEFISTOFELES
zażegnuje płomień
Uspokój się, żywiole drogi!
do kompanii
Tym razem ogień był czyścowy tylko.
ZYBEL
2150
Cóż to? straszycie? weszliście przed chwilką
i taki zamęt?! Popamiętasz, bratku!
FROSZ
Nie radzę ci próbować drugi raz tej sztuczki!
ALTMAJER
Ja radzę obić draba na ostatku!
ZYBEL
Już tu poznali twoje diable kruczki —
2155nie nas na hokus-pokus brać!
MEFISTOFELES
Niech no nie dudni winna kadź!
ZYBEL
Psiamać! Brakuje ci nauczki!
BRANDER
Bracia! Kto w Boga wierzy — prać!
ALTMAJER
wyciąga korek ze stołu — wystrzela płomień
ZYBEL
2160
Czarodzieje!
Nacieraj! naprzód! niech się, co chce, dzieje!
Wyciągają noże — nacierają na Mefistofelesa.
MEFISTOFELES
z gestami poważnymi
Fałszywy obraz, słowa zmylone
odmienią umysł, przestrzeń i stronę —
bądźcie tu i tam.
Przystają zdumieni — przypatrują się sobie.
ALTMAJER
2165Gdzież jestem? jakiż cudny kraj!
FROSZ
ZYBEL
BRANDER
Oto polany chłodny skraj —
Jaki krzew! jaka kiść!
Chwyta Zybla za nos, inni też się już za nosy wodzą,
podnoszą noże.
MEFISTOFELES
jak poprzednio
2170Mamidło
[138]! ustąp na diabła głos —
tym żartem darzę was w podzięce!
Znika wraz z Faustem.
Bractwo odskakuje od siebie.
ZYBEL
ALTMAJER
FROSZ
BRANDER
do Zybla
2175
Czy to twój nos w mej ręce?
ALTMAJER
Ognisty prąd po żyłach mych szaleje
Podajcie krzesło — mdleję!
FROSZ
Powiedzcie mi — cóż to się stało?
ZYBEL
Dawać hultaja! z duszą i z ciałem!
2180nie wyjdzie z rąk mych cało!
ALTMAJER
Na własne oczy go widziałem —
na beczce dunął
[139] drzwiami;
a nogi mam jak ołowiane!
zwraca się ku stołowi
2185Czy też ostało wino z nami?
ZYBEL
Oszustwo! mamidła nieznane!
FROSZ
Wszak piłem wino — czy to złuda?
BRANDER
ALTMAJER
Jak tu nie wierzyć w cuda!
U CZAROWNICY
Faust, Mefistofeles; Kocur-Koczkodan, Kotka-Koczkodan, Młode koczkodany; Czarownica.
Na niskim palenisku stoi wielki kocioł; w unoszącym się znad ognia
dymie jawią się rozmaite postacie.
Kotka-Koczkodan kuca koło kotła, daje baczenie na wrzątek; Kocur z młodymi stoi z boku; nagrzewa się. ściany i powała
upstrzone dziwacznymi, czarodziejskimi przyrządami.
FAUST
2190Ohydne są te sztuczki czarnoksięskie!
i ty mi każesz wierzyć, że tą drogą
szaleństw — wrócą się moje lata męskie?
że gusła babskie odmłodzić mnie mogą?
że miksturami, które wiedźma warzy,
2195zniweczy starość i zmarszczki na twarzy?
Jeśli lepszego nie masz nic — to bez protestu
zniosę nadwyżkę starych lat trzydziestu!
widać ni umysł twórczy, ni mądra przyroda
napoju ożywczego wargom mym nie poda.
MEFISTOFELES
2200
Rozsądnie mówisz, drogi przyjacielu;
lek naturalny też znaleźć potrafię,
który do znaczonego doprowadzi celu —
lecz to już w innej księdze — w innym paragrafie!
FAUST
MEFISTOFELES
2205Owszem! lek ten bez pieniędzy,
bez czarnoksięstwa, mówię, bez lekarza
osiągnąć możesz; lecz musisz co prędzej
pojechać na wieś, sprząc z losem nędzarza,
orać, siać, młócić — i umysł swój chronić,
2210by go myśleniem zbytnim nie roztrwonić;
żywić się skromnie, żyć w zgodzie z bydlęciem,
po żniwach znowu pole wynawozić;
w ten sposób żyjąc i z tym przedsięwzięciem —
o lat ośmdziesiąt możesz się odmłodzić.
FAUST
2215
Nie dla mnie orka, grabie i motyka,
do tego już się z młodości nawyka,
a mnie nie wabi żywot ciasny, blady.
MEFISTOFELES
A więc do czarownicy! — innej nie ma rady.
FAUST
Lecz na cóż wiedźma?! Czemuż ty napoju
2220sam nie uwarzysz?
MEFISTOFELES
Ostaw mnie w spokoju!
Wolałbym tłuc kamienie i mościć rozstaje!
Chociaż się wielka sztuka z wielką wiedzą splata,
dopiero z cierpliwości twór wielki powstaje.
2225Duch cichy działa, medytuje lata;
z czasu się rodzi, z ciągłości potęga
i owa moc odrodzeń skuteczna i tęga!
A co tu ingrediencji
[140]! — jak w tkaninie przędzy,
najzawilsze arkana
[141] i przemyślne zioła…
2230receptę wprawdzie diabeł daje jędzy,
lecz sam wykonać jej nie zdoła!
spostrzega Zwierzęta
Spójrz, co za kocia familia mizdrząca
to pan służący — to pani służąca.
2235do Zwierząt
Pani, zdaje się, nie ma w domu?
ZWIERZĘTA
Nie mówiła nikomu,
kiedy powróci;
kominem wyleciała,
2240kominem wróci.
MEFISTOFELES
Kiedyż możemy spodziewać się wróżki?
ZWIERZĘTA
Aż sobie przy ogniu zgrzejemy nóżki.
MEFISTOFELES
do Fausta
Cóż — podobają ci się te kocięta?
FAUST
Obrzydłe, szkaradne zwierzęta!
MEFISTOFELES
2245A właśnie dyszkur
[142] z tą czeredą
to dla mnie rozkosz niepojęta.
do Zwierząt
Powiedz no, socjeto
[143] przeklęta,
co się w tym diablim kotle praży?
ZWIERZĘTA
2250
Dziadowska zupa dla nędzarzy.
MEFISTOFELES
Więc los was, widzę, gośćmi darzy.
KOCUR
podchodzi do Mefistofelesa — łasi się
Grajcie ze mną w kości,
pragnę majętności —
przy mnie wygrana!
2255Obaczysz wtedy
bogacza z biedy,
z kocura pana.
MEFISTOFELES
Tej małpiej donżuanerii
[144]
śni się też stawka na loterii.
Tymczasem młode koczkodany bawią sie dużą kulą,
właśnie ją przytoczyły.
KOCUR
2260Oto jest ziemska kula —
podnosi się — opada.
Kręci się, toczy, tuła,
a kot nią włada;
jak szkło dźwięczy.
2265Kto ją rozłamie,
ten się okłamie
pustkami wnętrzy;
błysk, blask tu i tam
omamienie, kłam;
2270umrzesz z swej winy,
nie baw się banią!
kula jest z gliny,
MEFISTOFELES
KOCUR
zdejmuje je
2275By cię obito
za twoje myto!
do Kotki
Spójrz no przez sito,
czy to jest złodziej,
2280
MEFISTOFELES
zbliża do ognia
KOCUR I KOTKA
To ci ladaco,
nie wie, co gar,
co kocioł, co war,
2285matołek!
MEFISTOFELES
KOCUR
Mefistofeles zniewolony siada.
FAUST
przez ten czas wpatruje się w lustro — to odstępuje, to podchodzi
Cóż za uroczy obraz moim oczom
to czarodziejskie podaje zwierciadło?
2290Miłości! nieś mnie przestrzenią przeźroczą,
kędy króluje urocze widziadło!
Gdzież ten kraj święty, boże uroczysko
[147],
w którym sen jawą jest — w błękicie żyje!
Stąd ciebie widzę… gdy podchodzę blisko,
2295mgła cię zazdrosna zasłania i kryje.
O, najpiękniejsza niewiasto na świecie,
rozkwita w krasie niźli róża wonniej!
Piękno i szczęście w tej jednej kobiecie,
której ni serce, ni myśl nie zapomni!
MEFISTOFELES
2300Słusznie! — chcesz wiedzieć, skąd się piękność wzięła:
przez sześć dni długich Bóg pracował znojnie;
zadowolony z swego arcydzieła,
już dnia siódmego odpoczął spokojnie.
Wpatruj się w zjawę — upij się do syta,
2305moja moc sprawi, iż pryśnie zasłona,
a piękność żywa, ze snu rozpowita,
padnie szczęśliwa w szczęśliwsze ramiona.
Faust wpatruje się ustawicznie w zwierciadło. Mefistofeles rozpiera się w krześle — bawi się wachlarzem — mówi w dalszym ciągu.
Siedzę jak król na tronie — oto królewski znak —
2310ten wachlarz — berło moje, jeno korony brak.
ZWIERZĘTA
które dotychczas w pociesznych podskokach harcowały, przynoszą
z wielką wrzawą koronę
Jedni w pokorze się gną,
drudzy drwią;
zlep tę koronę potem i krwią!
nieopatrznie wydzierając sobie koronę, łamią ją na dwie części: w podskokach
2315Stało się, stało —
symbol — czcze dymy —
Cóż nam zostało?
już tylko rymy!
FAUST
w stronę lustra
MEFISTOFELES
wskazuje na Zwierzęta
2320
Ze mną się też niedobrze dzieje.
ZWIERZĘTA
Wspak, w poprzek kryśl,
aż znajdziesz myśl.
FAUST
jak poprzednio
Ogień mnie spala, żar mnie dusi,
uchodźmy prędko, prędko stąd!
MEFISTOFELES
jak poprzednio
2325
Chcąc nie chcąc, każdy przyznać musi,
że poetycki drży w nich prąd.
Zupa w kotle wykipiała, bucha płomień wysoko pod okap komina,
czarownica wpada poprzez ogień z krzykiem straszliwym.
CZAROWNICA
A! przeklęte bydło, przeklęte świnie,
żar opuszczony,
dom wyogniony,
2330przeklęte bydło! Kara nie minie!
zauważyła Fausta i Mefistofelesa
Kto tu? skąd?
Kto tu? skąd?
kto tu się skrada
2335do mojej włości?
Trąd i zagłada,
żar spali kości!
Nabiera chochlą płomienie z kotła — pryska nimi na Fausta,
Mefistofelesa i Zwierzęta. Zwierzęta wyją.
MEFISTOFELES
trzonem wachlarza tłucze szklanki i garnki
Na części to — — na szczerby to —
stłuczone szkło!
2340To tylko żart —
takt, bity szyk —
lecz tyle wart,
co i twój krzyk.
Czarownica cofa się zła i przerażona
2345Poznałaś już, wiedźmo i jędzo,
swojego pana i mistrza?
Zawalę dom — ostaną zgliszcza,
a wiatry koty twe rozpędzą!
Gdzież respekt twój przed tą czerwienią —
2350kogucie pióro — spójrz no — blisko!
jak się w tym ogniu lśnią i mienią —
cóż? może podać mam nazwisko?
CZAROWNICA
Łaski! przyszliście do mnie skryto
[148]!
Gdzież, panie — końskie twe kopyto?
2355Gdzież twoje kruki?
MEFISTOFELES
ModaDość już na dzisiaj tej nauki!
Dawnoś mnie przecież nie widziała —
myślisz, że przyszedł taki-siaki,
a tu kultura świat opanowała,
2360która i diabłom dała się we znaki!
Przepadły już dziecinne baśnie,
ogon nikogo już nie złudzi,
a co do nogi końskiej — właśnie
trudno z nią iść pomiędzy ludzi.
2365Chcę mieć swobodę, korzyść i nogę niebrzydką,
od dawna paraduję z przyprawioną łydką.
CZAROWNICA
tańczy
Radością jestem opętana,
dziś gościem mam szatana!
MEFISTOFELES
Nazwisko zamilcz — sza! szkarado!
CZAROWNICA
2370
Czemuż? czy ono wam zawadą?
Ludzie me imię w baśniach pochowali.
lecz jak źle żyli, tak i żyją zwadą
Złego pozbyli się — lecz źli zostali!
Tytułuj mnie baronem, to popłaca w świecie,
2375toćże szlachcicem jestem, szlachcicem się czuję:
że w żyłach mam błękitną krew, nie wątpisz przecie.
a oto klejnot, którym ja się pieczętuję.
Gest czyni nieprzyzwoity.
CZAROWNICA
śmieje się do rozpuku
Ha, ha, ha! To jest twój wypróbowany sposób,
poznałabym cię, kpiarzu, wśród tysiąca osób!
MEFISTOFELES
do Fausta
2380Ucz się, mój przyjacielu, może się przydarzyć,
byś wiedział, jak to wiedźmy sprytnie z mańki zażyć
[149]!
CZAROWNICA
Czymże usłużyć mam, wróżbą czy lekiem?
MEFISTOFELES
Trza nam napoju, co młodość przywraca,
musi dostały
[150] być, wytrawny wiekiem,
2385bo krzepkość jego wiek wzbogaca.
CZAROWNICA
Chętnie! — mam starą butelczynę,
z której pociągam sama czasem,
chętnie odstąpię leku krztynę —
a likwor — czysty! Ani kwasem,
2390ni siarką już nie zalatuje!
cicho
lecz umrzeć może! ryzykuje!
MEFISTOFELES
Daj jeno mocny — będzie zdrów!
Więc do roboty — dalej!
2395zrób czarci krąg, zaklęcia zmów
i pełną szklankę nalej!
Czarownica w cudacznych podskokach i gestach zatacza krąg;
ustawia w nim przedmioty fantastyczne — szklane naczynia podzwaniają, kotły dudnią; z dźwięków tych splata się muzyka niesamowita;
wreszcie przynosi foliał
[151] olbrzymi, grupuje koczkodany w kręgu;
dzierżą
[152] pochodnie, podtrzymują księgę,
Fausta wabi do wnętrza.
FAUST
do Mefistofelesa
Cóż to jest? powiedz! co to z tego będzie?
Te ruchy obłąkańcze, cudaczne narzędzie
znam nazbyt dobrze — nienawidzę z duszy —
2400mnie oszukańcza praktyka nie wzruszy!
MEFISTOFELES
Ech! drobiazg, żarty, trochę śmiesznych pokus,
toć istne głupstwo, więc nie wszczynaj sporu,
jak lekarz, tak i ona robi hokus-pokus,
ażeby napój dojrzał i nabrał wigoru.
Zniewala Fausta do wejścia w krąg.
CZAROWNICA
recytuje z księgi z wielką przesadą
2405
Oto twoje uczynki:
dziesiątkę zrób z jedynki,
opuść dwójkę,
natychmiast wezwij trójkę,
wszystko dla złotej ery!
2410Przekreśl cztery
z piątki i szóstki — mówi czarownica —
niech się siódemka z ósemką wyświeca;
wymotaj z wątka
dla dokończenia:
2415dziewiątka jedynką, zerem dziewiątka.
Oto czarownic tabliczka mnożenia.
FAUST
Wiedźma wyplata mętne banialuki.
MEFISTOFELES
Och, to nie koniec jeszcze tej nauki,
ja ją przewertowałem — wierzaj, nie szło gładko,
2420zanim do tego wniosku doszedłem, że w wierze
sprzeczności są dla mędrców i głupców zagadką;
lecz są to sprawy stare — chociaż wiecznie świeże,
z trójcy jedność, z jedności trójcę wyprowadzać,
oto fałsz, którym prawdę czystą się zabija;
2425a uczą nas i mówią: to się musi zgadzać!
Głupstwo jest wieczne — ludy mrą, ono nie mija!
Zazwyczaj wierzy człowiek, gdy usłyszy słowa,
że pod ich wierzchnią szatą myśl się jakaś chowa.
CZAROWNICA
w dalszym ciągu
Potęgi, siły
2430wiedzy zawiłej,
zamknięte dla świata zgłoski,
kto myśl zatraci.
ten się wzbogaci:
zdobędzie ją bez troski.
FAUST
2435Bajdurzy strasznie czarci stwór —
mnie pęka łeb — ona wciąż więcej!
zda mi się, jakbym słyszał chór
upartych błaznów sto tysięcy.
MEFISTOFELES
Więc dość już tego, zakończ, sybillo
[153], zabiegi,
2440niechże mu mocny napój te męki osłodzi,
prędko podawaj kielich — a natocz po brzegi,
przyjacielowi memu pełny nie zaszkodzi;
zresztą doktorska to persona, wielce godna,
niejeden kielich w życiu wychyliła do dna.
OgieńCzarownica pośród karesów i ceremonii nalewa napój do czary. Z chwilą, gdy
Faust czarę do ust podniósł, wybuchnął z niej płomień.
MEFISTOFELES
2445Wypij odważnie aż do krzty,
niech ci się lice rozpromieni;
ze samym diabłem jesteś na ty,
a lękasz się płomieni?!
Czarownica rozwiera krąg, Faust występuje z niego.
MEFISTOFELES
Ruszaj się żwawo, spocząć ci nie wolno!
CZAROWNICA
2450
Niechże wam siły lek wróci młodzieńcze!
MEFISTOFELES
do Czarownicy
Za krzątaninę twą mozolną
na Łysej Górze się odwdzięczę.
CZAROWNICA
do Fausta
Oto piosenka — ona da ci władzę,
W wszelkiej obierzy
[154] doradzi skutecznie.
MEFISTOFELES
do Fausta
2455Chodź żwawo ze mną — ja cię poprowadzę —
teraz wypocić musisz się koniecznie,
aby napoju czarodziejska siła
ze sfer zewnętrznych w głębie ku wnętrznościom
statecznie się rozprowadziła.
2460Więc ruch! już później wypoczniem do woli;
rychło poczujesz z rozkoszną radością,
jak Amor w tobie tańczy i swawoli.
FAUST
Pozwól mi spojrzeć jeszcze raz w zwierciadło,
raz jeszcze obraz ujrzeć chcę uroczy!
MEFISTOFELES
2465Po co? niebawem niewieście widziadło
w krew się i ciało wdzięcznie przeistoczy.
cicho
Już ciebie żądze jak wicher pożeną
[155];
każda kobieta zda ci się Heleną
[156].
ULICA
Faust, Małgorzata, Mefistofeles Małgorzata przechodzi.
FAUST
2470
Piękności twej, nadobna pani,
moją osobę składam w dani
[157]!
MAŁGORZATA
Anim ci pani, ni nadobna
[158] —
przystojniej
[159] wracać mi z osobna.
Wymyka się i oddala.
FAUST
2475tak pięknej nie spotkałem w świecie,
skromna, cnotliwa, bardzo zgrabna,
zalotna nieco i powabna;
różowość warg, jagód
[160] pogoda
urzekła mnie do cna uroda;
2480a oczka skrywa jak najskromniej —
już jej me serce nie zapomni!
Zbyła mnie krótko, węzłowato.
jeszcze ją więcej kocham za to!
Wchodzi Mefistofeles.
FAUST
Moją być musi ta podwika
[161]!
MEFISTOFELES
FAUST
— A właśnie przeszła tędy.
CnotaMEFISTOFELES
Ta? — wraca wprost od spowiednika,
przewiny zmazał jej i błędy —
po prawdzie żadne! sam słyszałem,
2490ukryty za konfesjonałem;
cóż to za spowiedź? sama cnota!
Tu, bracie, na nic ma robota!
FAUST
Skończyła wszak czternaście lat?
MEFISTOFELES
Mówisz jak stary, kuty wyga
[162],
2495co każdy uszczknąć pragnie kwiat,
co się przed cnotą, czcią nie wzdryga
sądzi, że wszystko zdobyć można!
Czasem, mój panie, trza z ostrożna!
FAUST
Daj no mi pokój, mój mentorze
[163]!
2500Morały! w niestosownej porze!
To ci powiadam: jeśli ona,
w której gorąca krew rozkwita,
dzisiaj nie padnie w me ramiona —
to koniec z nami, panie, kwita!
MEFISTOFELES
2505
Kąpanyś w warze
[164]! zostaw mi
przynajmniej choć czternaście dni —
niech się sposobność dobra zdarzy.
FAUST
W siedmiu godzinach się uwinę,
jak nic zdobędę tę dziewczynę,
2510a diabeł o tygodniach gwarzy!
MEFISTOFELES
Francuska w mowie twej maniera;
niechże się waszeć nie upiera:
tak prędko? cóż to za użycie?
przedłużać rozkosz, cicho, skrycie
2515zabiegać, starać się, uwodzić,
posprzeczać się i znów pogodzić,
aż pieszczotami odurzona,
stęskniona — padnie w twe ramiona.
wszak figle znasz Dekamerona
[165]!
FAUST
2520
Ja bez tych przypraw czuję żądzę.
MEFISTOFELES
Bez żartów i bez gniewu! sądzę,
że z tą dziewczyną będzie bieda,
bo się zbyt prędko zdobyć nie da;
atakiem nie dopniemy celu,
2525trzeba się uciec do fortelu.
FAUST
pozwól mi dotknąć się jej szaty
lub daj mi piersi jej zasłonę —
podwiązkę bodaj! ogniem płonę!
MEFISTOFELES
2530
Chcę cię przekonać, że twa męka
prawdziwie boli mnie i nęka,
przeto cię zaraz po kryjomu,
dziś jeszcze — wwiodę do jej domu.
FAUST
MEFISTOFELES
2535
Nie!
Zbyt jednak niecierpliwisz się!
Jest u sąsiadki o tej porze;
tym bardziej twa tęsknota może
myślą upajać się samotnie
2540i barwić przyszłość tysiąckrotnie,
jej bliży odurzona czarem.
FAUST
MEFISTOFELES
FAUST
Chciałbym ją uczcić zacnym darem!
MEFISTOFELES
2545
Już dar? Tak zaraz? myśl twa skora!
Lecz owszem — brawo! nic w tym złego — —
przeciwnie — dotrzesz w mig do celu!
Spośród zaklętych skarbów wielu
wyszukam coś odpowiedniego.
Wychodzą.
KOMNATKA MAŁGORZATY
Małgorzata; Faust, Mefistofeles.
Wieczór.
MAŁGORZATA
zaplata warkocz
2550Kto to mógł być? Kto mnie, nieznaną,
zaczepił w mieście dzisiaj rano?
wcale
[166] przystojny, coś w nim jest
krew widać zacna — pański gest
2555kto bądź się przecie nie odważy.
Wychodzi.
Wchodzi Mefistofeles z Faustem.
MEFISTOFELES
Wejdź — tylko cicho! los poszczęścił nam.
FAUST
milczy chwilę
Dziękuję — pragnę zostać sam.
MEFISTOFELES
myszkuje
Tak schludnych dziewcząt mało mam.
Wychodzi.
FAUST
rozgląda się
Witaj mi, cichy zmierzchu dnia,
2560komnaty tej urocze śnienie!
Serce! miłością spłoń do dna,
nadzieją ukój swe cierpienie!
Jakże ten spokój pieści mnie
ładu, ufności pieniem
[169] cichem!
2565Każdy tu przedmiot ciszą tchnie,
ubóstwo staje się przepychem!
siada w skórzanym fotelu przy łóżku
Przyjmże mnie ty, coś długie pokolenia
bronił w rozpaczy, przytulał w radości!
2570Ileż to razy w ciszy twego cienia
dzieci zaznały ojcowskiej miłości!
Może tu właśnie za gwiazdkowe dary
w podzięce szczęsnej, co lice zrumienia,
do ręki dziada przypadałaś starej,
2575o dziewczę miłe! — Zasłuchany w ciszę,
ducha twojego widzę, jak przecudnie
w takt prac domowych wdzięcznie się kołysze,
jak kobierczykiem stół zaścielasz schludnie —
nawet szmer piasku u stóp twoich słyszę…
2580Ręko nadobna, twój to cud i władza
sprawia, że chata w niebo się przeradza.
A tu!
odgarnia zasłonę łóżka
Rozkoszą, lękiem serce pała!
2585Ach, marzyć tu godziny, dnie;
ta, gdzie przyroda w cichym śnie
anielską postać kształtowała!
tu życie w piersiach falowało,
2590przeczyste świętych cnót przędziwo
przędło jej obraz — boże dziwo!
I stoję tu — i na co — po co?
wzruszenia myśli moje złocą;
serce stęsknione w piersiach drży!
2595Nieszczęsny Fauście — czy to ty?
Urok opływa sprzęty, ściany;
użyć przyszedłem z miną chwata,
a oto marzę rozkochany!
Czyż nami los jak liśćmi wiatr pomiata?
2600tak! bo gdyby teraz się zjawiła
I nagłe przekroczyła próg,
błagałbym kornie: wybacz, miła!
Faust! wielki! u jej małych nóg!
MEFISTOFELES
wbiega
Wraca! uciekaj, póki pora!
FAUST
2605
Odejdź! nie wyjdę stąd!
MEFISTOFELES
Oto szkatułka wcale
[170] spora,
nie pytaj — mniejsza skąd;
ukryj ją zgrabnie tutaj w szafie,
już zbałamucić
[171] ją potrafię,
2610możesz mi wierzyć. — Istne cuda
są w tej szkatule — można nią
uwieść niejedną!! Rzecz się uda —
dziecko jest dzieckiem, gra jest grą.
FAUST
MEFISTOFELES
2615Co? wahanie?
Skarbu ci żal? a — w tym sposobie
radzę pożądań zbyć się, panie,
dać święty spokój mej osobie,
chwil nie marnować — szkoda czasu!
2620me przeczuwałem skąpca w tobie!
Rąk nie żałuję, w łeb się skrobię…
ustawia szkatułkę w szafie, zamyka się
A teraz precz stąd! prędko!
… tak sprawnie manewruję wędką,
2625by złowić dla cię kąsek smaczny,
a ty w bezwoli tu rozpacznej
czy w osłupieniu, czy w bezwładzie,
stoisz jak student na wykładzie,
którego troski trapią liczne —
2630fizyczne i metafizyczne!
Ach, dość już! Chodź!
Wychodzą.
MAŁGORZATA
z lampą
Tak duszno tutaj i parno,
otwiera okno
na dworze wcale nie skwarno.
2635Jakoś mi dziwnie na duszy,
w tej domu samotnej głuszy —
matka nie wraca, drżę cała
odurzona, struchlała.
rozbiera się i nuci
Był w Thuli
[172] król wielkiej cnoty
2640— owiał go legend czar —
otrzymał puchar złoty,
kochanki ostatni dar.
Droższy mu był nad życie,
miłosny żar w nim tkwił —
2645król łzę ocierał skrycie,
ilekroć z niego pił.
Gdy śmierć nadeszła — spokojnie
przeliczył miasta, wsie,
i rozdał wszystko hojnie,
2650
Kędy
[174] spienione morze
roztrąca się o brzeg —
do uczty ostatniej na łoże
w gronie rycerzy legł.
2655Grały mu morskie odmęty,
słuchał ich pieśni i pił —
i rzucił puchar święty
w mórz tonie z całych sił.
I patrzał zamglonym wzrokiem
2660w topiel chłonącą — bez skarg —
aź śmierć zasnuła go mrokiem
z tą kroplą wina u warg.
chce suknie zwiesić w szafie — spostrzega szkatułę
Patrzcież — szkatułka jakaś stoi,
2665ale skąd tutaj? w szafie mojej?
o, jakżeż mnie to niepokoi!
wszakże zamknęłam szafę! — może
to zastaw złożył kto?
Otworzyć? nie otworzyć? Boże!
2670chyba otworzę! A to co?
Cóż to za cuda te klejnoty —
toć wielka pani i w niedzielę
może się w nich pokazać śmiele!
Ustroję się w ten łańcuch złoty —
2675jak się to w słońcu musi skrzyć!
Czyjaż to własność może być?
przystraja się — podchodzi do lustra
Gdybym choć te kolczyki miała!
jak się to zmienia postać cała!
Bo i cóż piękność, młodość wreszcie?
2680pewno — przydatne to niewieście,
lecz jeśli chwali za to ktoś — to raczej
z litości jeno; — złoto znaczy!
i gorzej:
przed zlotem się korzy
2685i złotem się puszy
cały świat!
Biednemu w oczy wicher prószy!
PRZECHADZKA
Faust, Mefistofeles.
Faust przechadza się w zamyśleniu, zbliża się Mefistofeles
MEFISTOFELES
Na piekielne czeluści! do stu miłosnych omamień!
Mało mi wszystkich wyzwisk! Kląłbym w żywy kamień!
FAUST
2690
Co takiego? cóż się stało?
Jakiż ciebie uciął giez?
MEFISTOFELES
Diabłu bym oddał ciało,
ale sam jestem bies!
FAUST
Pocieszny jesteś w swym obłędzie!
2695Diabły szaleją — co to będzie?
MEFISTOFELES
Toć pomyśl jeno — te psie pały,
klechy, zabrały skarb nasz cały!
Matka klejnoty zobaczyła,
coś niedobrego w nich zwietrzyła —
2700a ma węch baba — wierzaj mi —
w modlitewnikach wiecznie tkwi —
więc jakie by nie były sprzęty,
wysznuchta
[175]: świecki czy też święty;
nie dziw więc, że klejnotów blask
2705nie zdradzał przed nią zbytku łask.
— Skarb nienabyty na złe przecie
wyjść tylko może, moje dziecię.
Matce go ofiarujmy Boskiej,
niech nam łaskawie ujmie troski.
2710Małgosia się skrzywiła srodze:
Klejnotów żal niebodze.
Myśli, czy może być niecnotą
ten, kto klejnoty daje, złoto?
Lecz matka zaraz woła klechę;
2715przychodzi, no i ma uciechę —
do skarbu oczy mu się śmieją!
Powiada — jak umieją księża:
— Kto przezwycięża się — zwycięża:
a kościół ma żołądek strusi
[176].
2720tyle tych skarbów strawić musi,
a na niestrawność nie choruje
— tak słodko obie panie kusi —
więc się i tym nie struje.
FAUST
To znany zwyczaj — mnie się widzi:
2725królowie czynią tak i Żydzi.
Ale co dalej — słuchaj proszę:
zabrał bez dzięki całe mienie,
jakby to były marne grosze;
łańcuch, kolczyki i pierścienie
2730zgarnął do kabzy jak orzechy —
pełen anielskich słów pociechy;
bliźnim zdrój łaski — skarb dla siebie —
a baby były w siódmym niebie.
FAUST
MEFISTOFELES
2735— No cóż — siedzi
i medytuje, głowę biedzi —
niespokojnymi widzi snami
tego, co darzył klejnotami.
FAUST
Żal mi jej szczerze! Proszęć serio,
2740obdarz ją jeszcze biżuterią,
tamta nie była bardzo ważka.
MEFISTOFELES
Dla ciebie wszystko fraszka!
FAUST
Wypełń sumiennie me zlecenie:
z sąsiadką wejdź w porozumienie —
2745bądź diabłem wreszcie, nie mazgajem!
A Małgorzacie przynieś złoto.
MEFISTOFELES
Wykonam rozkaz twój z ochotą!
Faust wychodzi.
2750Aby dogodzić kaprysowi
umiłowanej damy swojej,
sprzeda kochliwiec, dudek wieczny,
noc wygwieżdżoną, dzień słoneczny.
U SĄSIADKI
Marta, Małgorzata, Mefistofeles.
MARTA
sama
Wybacz mężowi memu, Panie,
2755lecz boskie było z nim skaranie!
Poszedł ni stąd, ni zowąd w świat,
a ja tu czekam tyle lat.
Przecież kochałabym go szczerze
i dom by miał, i stół, i leże.
2760płacze
Kto wie, odkąd już jestem wdową!
Żeby choć dowód! jedno słowo!
Małgorzata wchodzi.
MAŁGORZATA
MARTA
MAŁGORZATA
2765Drżę i słów sklecić nie potrafię,
wyobraź sobie, oto znów
szkatułkę w mej znalazłam szafie.
a jakie cuda wewnątrz lśnią!
— gdzie tam się pierwszej równać z nią!
MARTA
2770
Nic nie mów matce — jak się dowie,
zaraz spowiednikowi powie.
MAŁGORZATA
Spójrz jeno! popatrz! cóż za dziwa!
MARTA
przystraja ją
W czepkuś rodzona
[178] i szczęśliwa!
MAŁGORZATA
Szkoda — w kościele ani w domu
2775nie mogę pokazać się nikomu.
MARTA
Gdy matka wyjdzie lub się zdrzemnie,
przychodź tu do mnie potajemnie;
ustroisz się przed lustrem ładnie;
ostoję zawsze znajdziesz we mnie.
2780Gdy się sposobność zdarzy, duszko,
kiermasz lub festyn jakiś w mieście,
stopniowo, nikt nic nie odgadnie.
raz łańcuch włożysz — perłę w uszko —
matka się nie spostrzeże, wreszcie
2785oczy zamydlić można snadnie
[179].
MAŁGORZATA
Skąd te szkatuły? — powiedz — czyje?
w tym się niesamowitość kryje!
Pukanie.
To matka pewno — już się płoszę!
MARTA
wyjrzała przez zasłonę
2790
Pan jakiś obcy: proszę!
Wchodzi Mefistofeles.
MEFISTOFELES
Mojej wizycie obcesowej
[180]
raczcie wybaczyć, piękne panie!
cofa się z oznakami czci przed Małgorzatą
Szukam cnej pani Mieczykowej.
MARTA
2795
To ja — do usług panie.
MEFISTOFELES
cicho do Marty
Poznałem panią; na dziś dość,
widzę — u pani znaczny gość.
Przepraszam bardzo, iż wejść śmiałem,
przyjdę wieczorem, nie wiedziałem.
MARTA
głośno
2800
Wyobraź sobie, moje dziecko,
Pan cię za pannę wziął szlachecką.
MAŁGORZATA
Zbyt łaskaw pan! dziękuję panu,
lecz jestem z mieszczańskiego stanu,
a te klejnoty nie są moje.
MEFISTOFELES
2805
Kobietę stroi wdzięk — nie stroje,
a pani wzięcie
[181] ma, spojrzenie;
znajomość bardzo sobie cenię.
MARTA
Wybacz ciekawość mą niewieścią…
MEFISTOFELES
Przychodzę z niewesołą wieścią!
2810Mąż pani umarł — świeć mu, Panie!
przeze mnie śle swe pożegnanie.
MARTA
Umarł! — o serce to nie lada!
Umarł mój mąż! Biadaż mi, biada!
MAŁGORZATA
Ach, ona umrze z tej boleści!
MEFISTOFELES
2815
Więc posłuchajcie smutnej wieści.
Niechaj nie kocham, póki żyję!
kochać — to w jednej lec mogile!
MEFISTOFELES
Radość udrękę — męka radość kryje.
MARTA
Jakież ostatnie były jego chwile?
MEFISTOFELES
2820
W Padwie jest jego grób, tam leży
u stóp świętego Antoniego,
anioły w wszelkiej go obierzy
[182]
na poświęconej ziemi strzegą.
MARTA
Cóż więcej? mów, choć serce drży!
MEFISTOFELES
2825
Tak, wielka prośba, dla pocieszeń
zamów za niego trzysta mszy!
Poza tym — pusta moja kieszeń.
MARTA
Przecież choć drobiazg jaki dał!
Toćże czeladnik w kabzie
[183] na dnie
2830chowa pamiątkę; gdy tak padnie,
raczej głoduje — a jej strzeże…
MEFISTOFELES
Nic nie poradzę, choćbym chciał;
nie putał grosza, powiem szczerze,
cierpiał za grzechy, klął swój los,
2835lecz tym się nie wypełni trzos.
MAŁGORZATA
O, wielkie ludzkie jest cierpienie!
Wieczne mu, Panie, odpocznienie.
MEFISTOFELES
Pani powinna znaleźć męża —
twa tkliwość mnie zwycięża!
MAŁGORZATA
MEFISTOFELES
Jeśli nie mąż, to choć kochanek.
z słodką w ramionach twych pieszczotą?
MAŁGORZATA
Zwyczaj ten u nas nie uchodzi.
MEFISTOFELES
2845
Zwyczaj — obyczaj! cóż to szkodzi. —
MARTA
MEFISTOFELES
Nad śmierci jego stałem łożem,
po prawdzie był to barłóg
[187] szpetny;
zgon jak i żywot był nieświetny,
2850lecz zmarł przykładnie z słowem bożem.
Mówił „O, jakże siebie nienawidzę!
dom opuszczony, rzemiosło i żona;
straszne me winy — dziś dopiero widzę!
MARTA
z płaczem
2855
Kochany człowiek! Wybaczam mu z serca!
MEFISTOFELES
Lecz rzekł: „więcej jej niż mojej winy!”
MARTA
Oszczerca!
Kłamał! nie uszanował ostatniej godziny!
MEFISTOFELES
W gorączce tak zapewne bredził,
2860choć się to na tym znać potrzeba.
Mówił, że życie tak przebiedził
w tym przysparzaniu dzieci, chleba,
słowem, wszystkiego — w wielkim znoju,
a sam nie zaznał, rzekł, spokoju.
MARTA
2865Zapomniał o miłości naszej, o przysiędze,
o dziennym uganianiu, o nocnej mordędze!
MEFISTOFELES
Nie! Niezupełnie! Owszem — tęsknił duszą, ciałem;
pamiętam, opowiadał: „Z Malty wyjeżdżałem —
o zdrowie żony, dzieci, modłym słał do Pana
2870I wraz się szczęście pokumało z nami;
statek spotkalim wielkiego sułtana
naładowany po burty skarbami —
napadliśmy nań, zdobyli go śmiele
i mnie część łupów przypadła w udziele
[188]”.
MARTA
2875
Jakie? gdzie? pewno je zakopał w ziemi?
MEFISTOFELES
Dokładnie nie wiem, co się stało z niemi;
pomnę jedynie, że dziewczynka śniada
[189]
zajęła się nim i była zeń rada
[190],
to było w Neapolu; miłego pożycia
2880pamiątkę nosił aż do końca życia.
A szelma! własne dzieci okradł! złodziej!
ty karm je, matko, ty je, matko, odziej,
a mąż z dziewkami po świecie się włóczy!
MEFISTOFELES
Kto się nauczył, już się nie oduczy;
2885umarł biedaczek z tego! ano, trudno!
Lecz wam w tym stanie wdowim pewnie nudno!
radzę wam: rok żałoby, a potem wesele!
MARTA
O, już takiego jak nieboszczyk pewnie
nie znajdę! mój głuptasek! o, takich niewiele!
2890dorównaż mu kto drugi? płaczę po nim rzewnie;
tylko że się tak ciągle parał tą włóczęgą,
za babami uganiał, wińsko smolił tęgo,
no i ta gra w kosteczki, ta go rujnowała!
MEFISTOFELES
No, no — toć widzę, nie było tak źle,
2895bo jeśli tak umowa stała,
ja tobie, a ty mnie,
nawzajem sobie wybaczamy,
to — słowo daję! bez obsłonki!
zmieniłbym z wami rad pierścionki!
MARTA
2900
Ach, wolne żarty! Figlarz z pana!
MEFISTOFELES
cicho
A teraz w nogi! Baba szczwana
ślub bodaj z diabłem zawrzeć rada.
do Małgorzaty
A któż serduszkiem pani włada?
MAŁGORZATA
MEFISTOFELES
cicho
Istoto dobra i niewiedna
[191]!
głośno
Żegnam:
MAŁGORZATA
MARTA
2910Lecz rzecz jeszcze jedna:
jak to uzyskać — pewnie, panie, wiecie —
o zgonie męża prawne zaświadczenie:
lubię porządek i czyste sumienie,
zgon ogłoszony pragnę mieć w gazecie.
MEFISTOFELES
2915
To drobiazg, pani, który przewidziałem,
zeznania świadków dwóch przed trybunałem
starczą zupełnie! zajmę się tym skrzętnie,
mam przyjaciela, co zaświadczy chętnie;
bardzo wytworny pan; z nim tu przyjdziemy.
MARTA
MEFISTOFELES
do Małgorzaty
Panią zastaniemy?
To bardzo miły chłopiec — w podróżach obyty,
dla pań pełen atencji
[192], czci niepospolitej.
MAŁGORZATA
Wstydem się spalę, lica zapłoną szkarłatem.
MEFISTOFELES
2925W krasie
[193] swej stanąć możesz bez wstydu przed światem.
MARTA
Za domem moim jest wirydarz
[194] mały,
tam dziś wieczorem będziemy czekały.
ULICA
Faust, Mefistofeles.
FAUST
I cóż? więc jakże? jakież wieści?
MEFISTOFELES
Brawo! Pan, widzę, płonie nie na żarty!
2930wierę — rychło się panicz z Małgosią popieści.
Dziś wieczór spotkasz się z nią w ogrodzie u Marty.
Co to za baba kuta! ma w niej diabeł służkę,
kuplerka
[195] wymarzona! stworzona na wróżkę!
FAUST
Świetnie! Nie będziem czasu tracić!
MEFISTOFELES
2935
Lecz widzisz, trzeba jej zapłacić.
FAUST
Przysługę wynagrodzić trzeba.
PrawoMEFISTOFELES
Musim zaświadczyć jak należy,
że mąż jej przeniósł się do nieba,
a zewłok jego w Padwie leży.
FAUST
MEFISTOFELES
Wpisz się w głupców bractwo!
Świadectwo złożyć masz, nie jechać!
FAUST
Nie piszę się na to matactwo,
kiepski twój plan, trza go poniechać!
2945O, mężu świątobliwy! Panie,
czy to raz pierwszy w twoim życiu
fałszywe złożyć masz zeznanie?
Czyliż o Bogu, świecie, o wszelkim żywiole,
o człowieku zamkniętym w wszechistnienia kole,
2950o świadomości ludzkiej, iż jest nieśmiertelną,
nie plotłeś prawd rzekomych z odwagą bezczelną?
Bądź szczery, przyznaj proszę, że o tym wiesz tyle,
co o pana Mieczyka nieznanej mogile!
FAUST
Byłeś i jesteś kłamcą i sofistą
[196].
MEFISTOFELES
2955Im głębiej, bardziej mroczno i bardziej jest mglisto;
już jutro z czcią należną, wymowy potęgą
tumanić będziesz dziewkę z wiarą oczywistą
I poprzesz swoją miłość wieczystą przysięgą.
FAUST
MEFISTOFELES
2960Pięknie! rzecz dla mnie nie nowa!
A potem o wierności będą słowa znaczne,
O przemożnym popędzie — ostatnie! rozpaczne!
Czyliż to także będzie — powiedz! — serca mowa?
FAUST
Tak jest: bo jeśli czuję
2965i dla mych uczuć szukam słów,
gdy się wspólnoty nić wysnuje
i w mgłach otchłani gubi znów,
kiedy w wszechświata szukam łonie
najdalszej w mrokach lśniącej skry,
2970gdy ogień, który we mnie płonie,
nazwę wiecznością,
czy to też kłamstwo, czarcie gry?!
MEFISTOFELES
Lecz słuszność przy mnie!
FAUST
Dosyć! prowadź!
2975Kto umie szpadą słów szermować,
zawsze ma rację; a więc: ty!
Chodźmy! tematu tego więcej nie poruszę —
twoja racja! przegrałem, bo ustąpić — muszę!
OGRÓD
Faust, Małgorzata, Mefistofeles, Marta.
Małgorzata z Faustem, Mefistofeles a Martą
spacerują na przemiany.
MAŁGORZATA
Ja wiem, pan tylko tak z grzeczności
2980rozmową bawi mnie układnie.
Wojaże
[197] uczą uprzejmości
zażywać, gdzie wypadnie.
Jeno mi to jest bardzo dziwno,
że pan rozmawiać chce z naiwną.
FAUST
2985
Ponad mądrości cenię więcej
wzrok, słowo, urok twój dziewczęcy.
Całuje ją w rękę.
MAŁGORZATA
Nie trzeba, nie! przepraszam bardzo.
Ja nie mam ręki gładkiej,
robotą ręce me nie gardzą,
2990z mej woli — z woli matki.
Przeszli.
MARTA
Więc wy tak, panie, zawsze w drodze?
MEFISTOFELES
Ciągle ku innym, nowym krajom
pcha zawód, obowiązki gnają;
czasem ta zmiana boli srodze.
MARTA
2995
dajemy sobie radę w świecie,
lecz kiedy starość już za drzwiami —
samotność gniecie, bardzo gniecie,
lecz pewno sami o tym wiecie.
MEFISTOFELES
3000
Ze zgrozą czasem myślę o tem.
MARTA
Za wczasu zmieńcie się, bo potem…
Przeszli.
MAŁGORZATA
Co z serca — z myśli! mówię śmiele,
choć słowa me prostacze,
przyjaciół ma pan mądrych wiele,
3005cóż ja tam przy nich znaczę.
FAUST
Wierzaj, nadobna
[198], to, co zwą mądrością,
zbyt często jest szalbierstwem
[199] i próżnością.
MAŁGORZATA
FAUST
Doprawdy: skromność, cnota
3010nie umie sycić się swym czarem;
pokora, ufność i prostota
największym są przyrody darem.
MAŁGORZATA
Panu wciąż nowość myśl odmienia,
ja mam dość czasu na wspomnienia.
FAUST
MAŁGORZATA
Tak; gospodarstwo jest nieduże,
lecz wszystko trzeba zrobić samej
więc tak po prawdzie w domu służę.
rozkazy spełniam mamy,
3020mamusia bardzo drobiazgowa!
A już jeżeli o tym mowa:
skąpić nie musim! — mamy własny kątek
wielu by z nami los swój zamieniło;
ojciec zostawił dość ładny majątek:
3025domek z ogródkiem; schludnie tam i miło.
Obecnie spokój mam po prawdzie duży.
siostra umarła, a brat w wojsku służy.
A z tą siostrzyczką miałam wiele żmudy
[200].
lecz po raz drugi poniosłabym trudy
3030z radością: — słodka dziecina, kochana!
FAUST
Anioł, gdy w ciebie podana.
MAŁGORZATA
Samam to dziecko wychowała
po ojca śmierci narodzone,
mamusia ciężko chorowała,
3035myślałam — wszystko już stracone;
mama nie mogła karmić wcale
i tak się przy mnie wychowało,
i rozwijało się wspaniale
na mleku z wodą; już się śmiało,
3040zaczęło chodzić, paplać — wierzcie,
maleństwa nigdy nas nie nużą
— to dziecko właściwie moje.
FAUST
Cichego szczęścia miałaś dużo.
MAŁGORZATA
Ciężkie przeżyłam z siostrą znoje:
3045w nocy, by zawsze mieć ją blisko,
przysuwałam ją z kołyską
do swego łóżka: praca trudzi,
usypiam prędko — już mnie budzi.
już wstawaj, karm ją, kładź przy sobie,
3050już płacze, chodź z nią po komnacie.
— Czasem płakałyśmy tak obie;
rano w domowym już kieracie —
to pranie, na targ znów iść trzeba.
przynieść jarzyny, mięsa, chleba —
3055znów gotuj — i tak do wieczora,
to samo jutro, co i wczora:
tak, tak, mój panie, znój był srogi,
lecz za to jakiż spokój błogi,
gdy się tak dzień przepracowało,
3060jak smakowało, jak się spało.
Przeszli.
MARTA
Biedne niewiasty! czyż jest sposób
na starokawalerstwo? nie!
MEFISTOFELES
Więcej podobnych pani osób,
a byłoby z nami źle.
MARTA
3065
Czy pan wciąż lata za czymś nowem? —
a może pan związany słowem?
MEFISTOFELES
Przysłowie mówi: szczęście to rodzina.
ognisko własne i miłość żonina.
MARTA
Chętki nie zaznał pan w swym życiu całem?
MEFISTOFELES
3070Właściwie wszędzie mile czas spędzałem.
MARTA
Rzec chciałam: miał pan zamiary uczciwe?
MEFISTOFELES
O, z niewiastami żarty niegodziwe!
MARTA
Ach, nie rozumie mnie pan?
MEFISTOFELES
To mnie rani,
3075rozumiem jedno — żeś grzeczna, o, pani!
Przeszli.
FAUST
Mówisz — poznałaś, kto ku tobie kroczy,
gdy z towarzyszem weszliśmy w podwoje?
MAŁGORZATA
Wszak zauważył pan: — spuściłam oczy.
FAUST
I wybaczyłaś mi natręctwa moje
3080z onegdaj, pomnisz, gdy u bram kościoła
ujrzałem ciebie, ujrzałem anioła?
MAŁGORZATA
Wtedy to siebie zapytałam drżącą,
jak to się stało? przecież nigdy o mnie
nikt nigdy mówić nie mógł, iż wyzywająco
3085stroić się pragnę lub noszę nieskromnie:
cóż we mnie było, pytałam w obawie,
co mogło mówić o mojej złej sławie?
Rzecz najdziwniejsza dla mnie, chociaż pewna:
żalić się siła wzbraniała nieznana —
3090na siebie byłam zła i bardzo gniewna,
a nie umiałam gniewać się na pana.
FAUST
MAŁGORZATA
Zrywa margerytkę — obrywa płatki jeden po drugim.
FAUST
MAŁGORZATA
FAUST
MAŁGORZATA
Zrywa i szepcze.
FAUST
MAŁGORZATA
półgłosem
Kocha — nie kocha mnie nic!
FAUST
3100
Urzekła mnie, dziewczę, piękność twoich lic!
MAŁGORZATA
w dalszym ciągu
Kocha — nie kocha — kocha — nie kocha —
zrywa ostatni płatek; z słodką radością
kocha mnie
FAUST
Tak, lube dziecię! Słowem tym rozpocznij
3105swe nowe życie w tej kwiatów wyroczni:
on kocha ciebie, czy wiesz, co to znaczy?
on kocha ciebie — tak! już nie inaczej!
Bierze jej ręce.
MAŁGORZATA
FAUST
Nie drżyj! niechaj w oczu mowie,
3110niech w tym uścisku rąk cichszym od cienia
cud niewymowny serca się wypowie:
wielkie oddanie, rozkosz współistnienia,
bezmiar uczucia błękitny, daleki,
co dnie żywota słońcem opromienia
3115i już do końca — na wieki — na wieki!
Małgorzata żegna go uściskiem ręki — zrywa się, wybiega, Faust trwa chwilę w zamyśleniu — idzie za nią.
MARTA
wchodzi
MEFISTOFELES
MARTA
PlotkaChętnie bym, mili, zatrzymała was,
lecz trudno, w ciągłym żyjem swarze,
3120sąsiedzi straszni to plotkarze!
nic, jeno śledzą wciąż przez cale dnie,
a jak, a skąd, a co, a gdzie,
jakby wdzięczniejszej nie mieli roboty,
jak brać swych bliźnich w omowne obroty;
3125cała ich radość, Boże ty mój słodki,
zbierać, hodować i wypuszczać plotki.
Gdzież nasza parka?
MEFISTOFELES
O, tam, zakręt mija,
gruchają sobie!
MARTA
3130
Młodzieniec jej sprzyja.
MEFISTOFELES
A ona jemu — tak się zawsze splata
i splatać będzie aż po koniec świata.
ALTANA
Małgorzata, Faust, Marta, Mefistofeles.
Małgorzata wpada do altany — skrywa się za drzwiami — palec
na wargach, patrzy przez szczelinę.
MAŁGORZATA
FAUST
wchodzi
A tuś mi! szukam małej,
3135a ona tu!
Całuje ją.
MAŁGORZATA
obejmuje go — oddaje pocałunek
Kocham cię, drogi, z duszy całej!
Mefistofeles puka.
FAUST
zły
MEFISTOFELES
FAUST
MEFISTOFELES
MARTA
wchodzi
FAUST
Czy mogę odprowadzić was?
MAŁGORZATA
Nie, nie! Idź sam! Matka by zaraz do sumienia…
FAUST
Więc muszę iść już? — do widzenia!
MARTA
MAŁGORZATA
Faust i Mefistofeles wychodzą.
MAŁGORZATA
Boże! Cóż on pomyśli o mnie,
drżę przed nim jak schwytany ptak
i odpowiadam nieprzytomnie,
3150na wszystko mówię: tak!
Jak dziecko stracham się i trwożę,
a on — cóż we mnie widzieć może?
Wychodzi.
JASKINIA W LESIE
Faust, Mefistofeles.
FAUST
sam
Dałeś mi wszystko, o, duchu potężny,
O co prosiłem. W tajemne ogniska
3155wzrok skierowałeś, wzrok mój niebosiężny,
I tam ujrzałem cud przyrody z bliska:
i panowanie dałeś mi nad światem,
poczucie siły, poczucie użycia,
iż mogłem stać się powiernikiem, bratem
3160i słyszeć bicie serca w piersi życia!
Szeregom przemian nakazałeś oto,
aby przed wzrokiem mym przeszły w pochodzie
i pozwoliłeś, bym ducha tęsknotą
poznał mych bliźnich w krzach
[202], ogniu i wodzie.
3165A jeśli burza uderzy szalona
o rozjęczoną czarną lasu ścianę,
jeśli grom runie w kłąb zbitego łona
i strzaska dębu gałęzie rozwiane,
a on w upadku niezbłagany, srogi,
3170obala w wichrów zaplątany chórze
drzewa bliźniacze w dno śmiertelnej trwogi,
i echo huku góra rzuci górze —
i idzie jęk ten, to burzy wołanie
przez ziemię całą, w wieczności otchłanie —
3175wtedy mnie wiedziesz w cichych jaskiń łono
i każesz spojrzeć w swoje własne lice
i własną duszę poznać nieskończoną,
jej ból i radość — sny i tajemnice.
Wtedy przed okiem moim księżyc wstaje,
3180ziemię okrywa kojącą poświatą
i ożywają przeszłości rozstaje,
drzwi otwierają się ku wszystkim światom,
mrok ócz umarłych kirem nie zasłania
w wielkiej godzinie myśli i poznania.
3185A jednak baśnią ludzka doskonałość,
widzę to jasno w tej chwili upojnej,
i wraz
[205] pchnął w lęku odmęt niespokojny.
IroniaZa towarzysza i za powiernika
3190wieczną ironię mam, wyrzut sumienia,
co zimnym wzrokiem czyny me przenika
i twe owoce w szary popiół zmienia.
On to czarami z pamięci wyłania
postać barwioną marzeniami skrycie.
3195Tak żyję w kręgu wiecznego wahania:
żądza mnie spala i kusi użycie.
MEFISTOFELES
wchodzi
No — może dość już ukrywania;
przez jakiś okres można — owszem,
lecz dłużej życie samo wzbrania
3200i każe tęsknić za czymś nowszem!
FAUST
Czyż nic lepszego nie masz do roboty,
jak
[206] dręczyć mnie codziennie?
MEFISTOFELES
Przeszkadzać nie mam ci ochoty,
zwłaszcza żeś ciągle zły niezmiennie.
3205Miły towarzysz z ciebie! — Bracie!
wciąż strzec się trzeba — stać na czacie,
co cię umęczy, co zamroczy —
jak pies trza patrzeć w pańskie oczy.
FAUST
Oto właściwy tenor
[207] mowy!
3210Mamże dziękować za udręki?
MEFISTOFELES
Cóż byś ty, synu mój globowy
[208],
bez mej pomocnej czynił ręki?
Jakżebyś żyć potrafił?! Z mrzonek
imaginacji wybuchowej
3215zleczyłem cię w ów piękny dzionek,
w który, sam sobie będąc katem,
chciałeś się żegnać już ze światem;
a waść się teraz w norze chowa
3220mchem i pleśniami karmisz ducha
jak gad obmierzły lub ropucha:
ach, pozazdrościć cnej osobie,
wciąż doktor pokutuje w tobie.
FAUST
Gdybyś zrozumiał, jakie życia siły
3225na tej pustelni we mnie się zrodziły,
gdybyś mógł pojąć! — gniew by diablej mości
imał
[211] się srogi — gniew pełen zazdrości.
MEFISTOFELES
O, wielkie szczęście — nadświatowe!
na rośnej nocy złożyć głowę,
3230ziemię i niebo wziąć w ramiona
i u bożego spocząć łona;
miąższ ziemi przeczuć nieświadomie,
dni genezyjskie w ich ogromie;
użyć w poczuciu sił, w ich dumie —
3235lecz co? sam dobrze nie rozumiem;
to znów miłosnym rozemdleniem
rozpłynąć się w wszechświecie cieniem,
znika syn ziemi w snów rozmachu,
a potem — intuicji gmachu
3240gest niechlujny
jak, już nie powiem, zamknąć drzwi!
FAUST
MEFISTOFELES
A — nie dogadza ci?
W tym rzecz!
3245
CnotaO tak! z słusznością mówisz: „precz”!
Często cnotliwe uszka parzy,
o czym cnotliwe serce — marzy!
Sądzisz, że zazdrość widzisz we mnie?!
Okłamuj siebie — to przyjemnie!
3250O — kłam przed sobą — kłam nadzieje!!
Zresztą — nie wytrwasz tutaj długo,
już się stanowczość twoja chwieje,
trwogi i strachu nędzny sługo!
Lecz dosyć! — Luba twa panienka
3255samotnie, tęsknie spędza czas
i wypatruje u okienka,
czyli nie zoczy
[212] nas.
Najpierw twa miłość tak wezbrała
jak wiosną zalew rzek,
3260gdy lubą siła fal porwała,
strumyczek zmalał — suchy brzeg.
Zamiast królować tutaj w lesie,
raczej — ukoić tęskny żar! —
niech wielki pan w jej domek wniesie
3265miłosny, wdzięczny dar.
Biedactwo małe liczy chmury —
jedna za drugą w dale mknie,
tam poza smutne. miejskie mury…
samotne noce, puste dnie —
3270i jeno
[213] śpiew ten: „gdyby ptaszkiem,
skrzydlatym ptaszkiem chwilę być”
snuje się pod gontowym daszkiem,
by się z powrotem w sercu skryć!
Dzień jeden — w nagłym zweseleniu!
3275Dzień drugi — deszczem łez owiany!
Dzień trzeci — w głuchym drżeniu!
A każdy tobą rozkochany!
FAUST
MEFISTOFELES
FAUST
3280Przeklęty! mowa twa zbyt śmiała!
Jej imię czyste, białe!
Nie rzucaj na łup żądz jej ciała
przed zmysły oszalałe.
MEFISTOFELES
Nic nie rozumiem! Do tej chwili
3285ona jest pewna, żeś ją rzucił,
sądzę, że zbytnio się nie myli:
nie wierzę, abyś wrócił.
FAUST
bez niej mi ziemia pusta,
3290zazdroszczę Chrystusowym ranom,
które całują jej usta!
MEFISTOFELES
Zazdrość mnie gryzła w swoim czasie
— tak mówiąc między nami —
o parę jagniąt, co się pasie
3295pod wonnych róż pąkami.
FAUST
MEFISTOFELES
Wyzywasz! ja się śmieję!
Bóg, tworząc płci osobność,
musiał im także dać nadzieję —
3300więc stworzył i — sposobność!
A teraz chodźmy! bądź radosny —
wesoły wzrok i głos!
masz do komnatki iść miłosnej,
a przecież nie na stos!
FAUST
3305W słodkich ramionach radość wieczna,
jej pierś ogrzeje mnie słoneczna!
Niedole jej i dolę znam:
jestem wędrowcem i banitą,
co w parną noc niesamowitą
3310u zatrzaśniętych stoi bram.
Jak strumień burzą rozszalały
rwałem przez góry, bory, skały
w przepaści straszne dno;
ona w ufności bożej stała
3315na wonnej hali cicha, biała,
niebieskie za nią tło.
Mały jej świat w tych ścianach chaty,
lecz jakże wdziękiem przebogaty,
a ja skradałem się jak wróg.
3320Sam nad otchłanią czarną wiszę,
zabrałem spokój jej i ciszę,
przeto mną wzgardził Bóg.
Piekło — już znam do ciebie drogę!
Szatanie — skróć mój czas i trwogę!
3325Co stać się ma, niech zaraz stanie się!
Biorę na siebie los bezwiednej,
niechaj w przepaści legniem jednej:
los jeden jej i mnie!!
MEFISTOFELES
O, jakże wrze i kipi wrzątek!
3330Do niej! — by prędzej smutek szczezł
[215]!
Tam, gdzie dopiero jest początek,
rozumek ludzki mówi: kres!
Odważni żyją! Życie z nami!
Wszakżeś co nieco przediablony,
3335a nic głupszego na tej ziemi
jak diabeł zrozpaczony!
KOMNATKA MAŁGORZATY
Małgorzata.
MAŁGORZATA
sama; przy kołowrotku
w sercu płomień burz,
nie zaznam spokoju
3340nigdy, nigdy już.
Gdzież mój ukochany?
cóż z szukania prób?
cały świat bez niego
czarny, zimny grób.
3345
Płonie moja głowa,
w myślach wir i szał,
szczęście i pogodę
ranny wicher zwiał.
Patrzę przez okienko,
3350szkoda moich ócz:
serce, moje serce,
pustki ty się ucz.
Puste moje życie,
pusty jest mój dom;
3355przejechał wodami
z ukochanym prom.
Jego chód wyniosły
i postaci czar,
uśmiech ust prześliczny,
3360oczu jego war,
mowa jego — pienia
wenecjańskich bark,
uścisk jego dłoni,
słodycz jego warg!
3365
Spokój mój przeminął,
w sercu płomień burz,
nie zaznam spokoju
nigdy, nigdy już!
3370moje piersi drżą,
bez jego pieszczoty
usychają, mrą.
Przy nim mego życia
ostateczny schron;
3375przecałować życie!
Przecałować zgon!
OGRÓD MARTY
Małgorzata, Faust, Mefistofeles.
MAŁGORZATA
FAUST
MAŁGORZATA
Dawno się już z myślami noszę,
3380czy się zapytać, jak twa sprawa
z religią — jesteś grzeczny
i dobry człowiek, i serdeczny,
FAUST
Daj temu spokój! Znasz mnie przecie,
3385wiesz, jak cię kocham, drogie dziecię,
a już gdy kocham — oddam krew i życie!
a przecież nie przeszkadzam wam, którzy wierzycie.
MAŁGORZATA
Niedobrze mówisz, jeszcze trzeba wierzyć!
FAUST
MAŁGORZATA
3390
Ach! gdybym mogła wiarę twą rozszerzyć!
Wiem to, że nie czcisz świętych sakramentów!
FAUST
MAŁGORZATA
Bez pragnień duch się próżno biedzi!
Nie chodzisz na mszę ani do spowiedzi,
3395Wierzysz ty w Boga?
FAUST
A któż bez wykrętów
rzec może śmiele: Tak! ja w Boga wierzę!
Kapłan czy mędrzec odrzeknąż ci szczerze?
Mogąż powiedzieć: tak czy nie?
MAŁGORZATA
3400
Nie wierzysz w Boga!
FAUST
BógNie chciej mnie źle rozumieć, wysłuchaj mnie, droga!
Któż nań imieniem zawoła?
Któż Go ogarnąć zdoła
i rzec: ja w Boga wierzę?!
3405Któż się ośmieli,
zważy, rozdzieli —
by rzec: ja weń nie wierzę?!
On — wszechogarniający,
On — wszechpodtrzymujący,
3410czyż nie ogarnia zarazem mnie, ciebie
i samego siebie?!
Nad nami dale błękitnieją,
pod nami twardy ziemski glob,
nocą się wieczne gwiazdy śmieją
3415jak złote ziarna wsiane w strop.
Patrzą me oczy w twoje oczy —
oto ku sercu i ku myślom
wieczność się święta garnie, tłoczy —
tajemne znaki w mgle się kryślą —
3420i cały bezmiar sił wszechświata
świetlistym skrzeniem cię oplata —
już tęczą przed tym wzrokiem legł;
i nazwij to przed wiary progiem
3425miłością! szczęściem! sercem! Bogiem!
Ja nazwy nie mam na to!
Uczucie to najwyższa władza,
a nazwa to czczy dym,
który świetlistość ćmi, zaczadza.
MAŁGORZATA
3430Z radością słucham twojej mowy;
ksiądz także tak mniej więcej mówi,
jeno innymi słowy.
FAUST
Pod tym słonecznym, ziemskim niebem
tak samo każde serce powie, każde na sposób swój,
3435więc i ja w swojej mówię mowie.
MAŁGORZATA
Upajam się słów twoich winem,
lecz jest w nich to, czego nie słyszysz:
nie jesteś ty chrześcijaninem…
FAUST
MAŁGORZATA
3440
I jeszcze jeden ból ci zdradzę:
czemu on ma nad tobą władzę?
czemu ty z nim się towarzyszysz?
FAUST
MAŁGORZATA
Z człowiekiem, który chodzi z tobą;
3445czy wiesz co o nim? czy go znasz?
ja lęk przed jego mam osobą,
to człowiek zły i złą ma twarz!
Serce powtarza, wciąż ostrzega:
to człowiek zły i zły kolega.
FAUST
3450
Nie lękaj się go, moja mała!
MAŁGORZATA
Od czasu, gdym go wtedy tu poznała,
obecność jego boli mnie i trwoży;
ja, która w ludziach zawsze dobro widzę,
tego człowieka z duszy nienawidzę;
3455na ciebie z dnia na dzień działa coraz gorzej!
Gdy stoi przy mnie, jakiś głaz mnie gniecie;
że się z nim wdajesz, pełnam jest rozpaczy;
jeśli go krzywdzę, niech mi Bóg wybaczy.
FAUST
Takie kaduki
[216] bywają na świecie.
MAŁGORZATA
3460
PrzeczucieNie chciałabym z nim żyć pod jednym dachem!
ilekroć wchodzi, przejmuje mnie strachem:
zawsze z drwinami i zawsze zę złością,
a nigdy z sercem, prostotą, szczerością.
Spode łba patrzy jakoś chytrze, wrogo —
3465tacy pokochać nikogo nie mogą;
przeczuwam franta
[217] w nim i łgarza!
W twoich ramionach tak słonecznie
i tak swobodnie, i bezpiecznie —
jego obecność serce moje zmraża.
FAUST
3470
Przeczucia twoja myśl powtarza.
MAŁGORZATA
Tak lękiem jestem spętana,
że gdy się do nas zbliża,
nie wiem, czy kocham, czym kochana —
myśl trwogą się naniża —
3475gdy na mnie wzrok swój zły wyszczerza,
to zapominam słów pacierza;
ty pewno też tak czujesz.
FAUST
MAŁGORZATA
FAUST
3480Czyż nigdy prośbą cię nie wzruszę?
Tak pragnę chwilę przemilczeć z twym śnieniem
i kochającym objąć cię ramieniem —
serce me stopić z twoim — w duszę wtopić duszę.
MAŁGORZATA
MatkaAch, gdybym, widzisz — w domu spała sama,
3485drzwi byłyby otwarte, nie zamknięta brama.
Lecz, wiesz, matka śpi ze mną, sen ma bardzo lekki,
lada szmer ją przebudzi: otwiera powieki,
a gdyby nas we dwoje ujrzała! O, wstydzie!
żyć bym nie potrafiła w tak strasznej ohydzie!!
FAUST
3490Na to jest rada, mój aniele,
oto jej trzeba w napój wlać
trzy krople tego: całkiem śmiele,
a będzie twardo spać.
MAŁGORZATA
A co to jest? — czy tak się godzi?
FAUST
3495
Nic jej to, miła, nie zaszkodzi!
MAŁGORZATA
Niczego odmówić ci nie zdolę
[218]
w tym miłującym dziele;
coś mnie przymusza pełnić twoją wolę,
choć mogę tak niewiele.
Wychodzi.
MEFISTOFELES
zbliża się
FAUST
MEFISTOFELES
ReligiaDokładnie doszło do mych uszu
doktorskie katechizowanie;
dobregoś pełen animuszu!
3505Mają w tym swój interes panie,
nie bez kozery tak mniemają
— wniosek zupełnie słuszny:
kto skromnie podda się zwyczajom,
ten w domu będzie też posłuszny.
FAUST
3510Tego nie widzisz już, potworze,
że serce to ofiarnie
ogniem miłosnej wiary gorze,
że zanim rozpacz je ogarnie,
broni tą wiarą i sumieniem
3515mnie! mnie! przed wiecznym potępieniem!
MEFISTOFELES
Duchowa zmysłowości maska!
O, już ty wisisz u jej paska!
FAUST
Pomiocie piekielnego smrodu!
MEFISTOFELES
Ą jaka ona już za młodu
3520fizjonomistka
[220]! jak ją wzrusza
mej obecności moc nieznana —
wyczuwa we mnie i geniusza,
a może nawet i — szatana —
pod maskę tak się wejrzeć stara!
3525Więc dzisiaj będzie po harapie
[221]?
FAUST
MEFISTOFELES
Kąsek uciechy i ja złapię!
PRZY STUDNI
Małgorzata, Halszka.
Obie z konewkami.
HALSZKA
Ależ się Basia nam spisała!
MAŁGORZATA
HALSZKA
3530Lecz ja wiem na pewno!
Tak! „Żeby kózka nie skakała…”
I tak się Basia doigrała,
a chciała być królewną!
MAŁGORZATA
HALSZKA
3535
To wszystko z tej pańskości przecie;
a gdzie jest dwoje, tam jest trzecie,
to już tak bywa — na tym świecie.
MAŁGORZATA
HALSZKA
Nie żałuję,
3540nic nie żałuję, sama chciała!
ciągle się z drabem swym swędrała
[222]
— jak cień się za nim, bywa, snuje:
przechadzki, tańce i zabawy
przez tyle nocy, tyle dni,
3545a ino
[223] aby zażyć sławy,
że to jest pierwsza w całej wsi:
a on wciąż znosi jadło, wino
i baraszkuje wciąż z dziewczyną —
a ona dufna w siebie, śmiała
3550— bezwstydny zatraceniec —
z śmiechem podarki przyjmowała —
no, i na kołku zawisł wieniec
[224]. —
MAŁGORZATA
HALSZKA
Co? żałować?
3555Nie! — to my musimy pracować?
Nas matka nie wypuszcza z domu
— siedź jedna z drugą przy kądzieli!
a ona idzie po kryjomu —
czasem pół nocy przesiedzieli
3560z gaszkiem to w sieni, to na przyzbie
[225],
a nigdy w domu! nigdy w izbie!
Jaka zasiadka, taki łup!
Pewnie, że szatę wdziać pokutną
po kozaczeniu trochę smutno!
MAŁGORZATA
3565
Powinien wziąć z nią ślub.
HALSZKA
inną dziewczynę znajdzie snadnie
[228],
a zresztą — szukaj wiatra w polu!
MAŁGORZATA
HALSZKA
3570
KaraChoćby ją zechciał jej kochanek,
my się rozprawim z kochaneczką;
chłopcy jej zerwą z głowy wianek,
a próg jej obsypiemy sieczką.
Wychodzi.
MAŁGORZATA
zmierza do domu
O, jakżem łatwo przewinienia
3575dziewczęce potępiała —
starczył mi drobiazg, ba, cień cienia,
skaza nieznaczna, mała,
już mnie raziło to, gniewało —
z wyśmiewem i pogardą
3580mówiłam: „grzesznaś” i szłam śmiało,
podnosząc głowę hardo!
Dziś by mi szukać trza pociechy
za własne winy, własne grzechy;
lecz jestże winą, co miłością
3585jest, szczęściem jeno i radością?
ZAUŁEK
Małgorzata.
We wnęce muru obraz Matki Boskiej Bolesnej,
przed obrazem kwiaty w dzbankach.
MAŁGORZATA
stroi kwiatami obraz
grzeszna i drżąca,
spójrz na mnie, Matko!
O, Bolejąca!
3590
Miecz w twojej piersi,
Matko Jedyna!
Patrzysz na męki
swojego Syna!
„Ojcze w niebiesiech
[229]”
3595szepczą Twe wargi —
ukój mą boleść,
Usłysz me skargi.
Takam zstrachana
i taka biedna —
3600Matko Bolesna,
Ty wiesz to jedna!
Wieczny ból we mnie,
ból za mną, ze mną —
oczy spłoszone
3605już się nie zdrzemną.
Samotna jestem
i przeto płaczę —
łzami dróg nędzę
skraplam i znaczę.
3610
A w Twoim sercu
rany wieczyste —
a na Twych kwiatach
łzy me rzęsiste.
Rwałam je tobie
3615w dzisiejsze rano,
godziną wczesną
i zapłakaną.
Jeszcze złocista
nie zeszła zorza —
3620rozpacz mnie gnała
z zimnego łoża.
Spójrz na mnie, Matko,
z gwiaździstej drogi,
ochroń od śmierci,
3625od hańby srogiej.
Przed Tobą stoję
grzeszna i drżąca,
spójrz na mnie, Matko!
O, Bolejąca!
ULICA
Żołnierz Walenty — brat Małgosi,Faust, Mefistofeles
Małgorzata, Marta; Mieszczanie.
Noc.
Przed domem Małgorzaty.
WALENTY
3630Gdy się tak w knajpie tęgo piło.
siedziało, grało i gwarzyło,
koledzy, pełni już ochoty,
chwalili dziewczyn swoich cnoty.
Przy pełnej flaszy i kielichu
3635spokojniem patrzył w głośny krąg
i uśmiechałem się po cichu
do tych wiwatujących rąk.
Jeden z drugiego się natrząsa,
ten mówi to, a tamto ów,
3640a ja podkręcam w górę wasa
i mówię sobie: gadaj zdrów!
I biorę w garście pełny kielich
i mówię dziarsko, jak to młody,
a któż mej siostrze cnót anielich
3645nie pozazdrości — jej urody?
— a oni mówią: rację masz!
kto co innego twierdzi: łgarz!
hura! i brzęk, i brzęk o szkło —
Zdrowie Małgosi! — toż to szło!!
3650A teraz — włosy z głowy rwać —
palce ogryzać aż do krwi!
Gdzież się podziała dziarska brać?
już nie ma — każden jeno drwi —
tu jakieś słówko podejrzane,
3655tam szpilkę wbije ktoś znienacka —
kto może, rozdrapuje ranę
i poszła sława w dym wojacka!
Ej! — gdybym krzyknąć mógł — kłamiecie!
i sam przed sobą rzec: nie wierzę!
3660rozbiłbym w puch to marne śmiecie,
ejże! leciałyby paździerze!
Ktoś idzie! Zbliża się! Czuj duch!
— nie mylę się — tak! idzie dwóch!
— jeśli to on — Małgosin gach,
3665nie wróci żywy pod swój dach!
Wchodzą Faust i Mefistofeles.
FAUST
Jak to w zakrystii światło właśnie
oliwnej lampki drżące w dali,
co mży i cichnie, pełga, gaśnie
i choć się z nagła żywiej pali,
3670już w czyhające wsiąka ciemnie,
tak właśnie mroczno we mnie.
MEFISTOFELES
A we mnie jakaś chęć raczej łasząca,
uczucie kota, który po drabinie
na dach wychodzi — patrzy do miesiąca
[230]
3675i znów przez rynnę zwinnie się przewinie;
trochę złodziejstwa w tym i lubieżności,
oraz swoistej, rzekłbym, cnotliwości.
Już się w mych żyłach z krwią przelewa
jutrzejszy łysogórski gon,
3680noc czarodziejska we mnie śpiewa
melodią nietoperzych błon.
FAUST
Kiedyż się wzniesie skarb ku górze,
który rozbłysnął tam przy murze!
MEFISTOFELES
Ach, będziesz mógł wydobyć sam
3685kociołek z ziemi stary.
Spojrzałem kiedyś tam:
talary — bite talary!
FAUST
Ni dyjademu, ni pierścienia
dla lubej mojej przystrojenia?
MEFISTOFELES
3690
Widziałem, zanim zapiał kur,
w kociołku pereł suty sznur.
FAUST
To bardzo dobrze — wstyd mi broni
tak bez podarków chodzić do niej.
MEFISTOFELES
Toć nie powinno serca chmurzyć,
3695można za darmo czasem użyć.
— Lecz teraz — gdy tak gwiazdki mżą
i pięknie niebo stroją,
do reszty już odurzę ją
moralną piosnką moją.
3700śpiewa[231] — przygrywa na gitarze
co u kochanka szukasz drzwi
godziną tak poranną.
Chętnie on Kasiu wpuści cię,
3705lecz z wypuszczeniem będzie źle,
nie wrócisz, Kasiu, panną!
Więc, Kasiu słodka, rozważ to;
Kasia nie słucha, kocha go,
więc: dobrej nocy w łóżku!
3710Ej, Kasiu, przestrzegałem cię,
stokrotnie pewniej kochać się
z pierścionkiem na paluszku!
wpada
Gruchać przyszedłeś, szelmo, tu?
Patrzcie no gaszka
[232]! — drań, sobaka!
3715Wpierw z instrumentem do diabłów stu!
teraz się wezmę do śpiewaka!
MEFISTOFELES
Gitara pękła — gra skończona!
WALENTY
Teraz się po łbach będziem prać!
Ty albo ja, ktoś z nas tu skona.
MEFISTOFELES
do Fausta
3720Doktorze! nie uciekać — stać!
tu do mnie! — już się składa,
mądrze się jeno trzeba brać —
zaczynać! z pochwy szpada!
WALENTY
MEFISTOFELES
WALENTY
MEFISTOFELES
WALENTY
Moc czarcia! Mdleje dłoń!
MEFISTOFELES
do Fausta
WALENTY
pada
MEFISTOFELES
Wieczny mu sen!
Doktorze, szpadę skłoń!
A teraz w nogi! Trzeba umknąć zaraz,
zanim się zbiegnie ciekawskich czereda
[233]:
3735z policją jeszcze mniejszy jest ambaras
[234],
lecz z klątwą raz — dwa uporać się nie da.
Wychodzą szybko — tłum się zbiera.
MARTA
w oknie
MAŁGORZATA
MARTA
jeszcze w oknie
Bójka, ratunku! Przybywajcie!
TŁUM
3740
Tu już zabity jeden leży!
MARTA
wychodzi z domu
Zbrodniczy popełniono czyn!
MAŁGORZATA
wychodzi z domu
TŁUM
MAŁGORZATA
Ratuj mnie, Chryste, z złej obierzy
[235]!
WALENTY
3745Umieram! — to niedługie słowo!
a krótsza jeszcze zgonu chwilka.
Precz z łzami, z potrząsaniem głową!
Przybliżcie się — chcę rzec słów kilka!
Otaczają go wszyscy.
3750Małgosiu moja! jeszcześ młoda —
tak jakoś wszystko… wielka szkoda…
… tak jakoś zrobiłaś opacznie —
niechże śmiertelna ta nauka
przypomni, powie ci, żeś suka!
3755A teraz się to gorsze zacznie.
MAŁGORZATA
Bracie! Mój Boże! całyś krwawy…
WALENTY
Nie mieszaj Boga do tej sprawy!
Co się stać miało — już się stało;
źle bardzo się podziało…
3760Najpierw się z jednym — no tak — lubisz —
i drugi przyjdzie — tak — niewiasto —
i trzeci — tuzin przyhołubisz,
aż w łoże całe wpuścisz miasto!
Gdy hańba na ten świat przychodzi,
3765to w tajni, w mroku, w ćmie
[236] się rodzi,
rękę się trzyma u jej warg,
by nie zdradziła się przedwcześnie;
tak się ją kryje wciąż obleśnie —
najchętniej skręcić by jej kark!
3770
w dzień biały idzie środkiem miasta!
a przecież nic nie wypiękniała,
lecz im kaprawsza — bardziej śmiała!
na rynek pcha się i w południe,
3775gdy gwarno, rojno, strojno, ludnie,
mizdrzy
[239] i puszy się obłudnie.
ProroctwoJa widzę już przedśmiertnym wzrokiem,
jak ty się stajesz hańby łupem,
jak szybkim cię mijają krokiem
3780bliźni — w ohydzie — jak przed trupem
Niech jak choroba wstyd cię toczy,
kiedy ci ludzie spojrzą w oczy!
Ścierko! porzucisz ty złotości.
nie będziesz stawać u ołtarza:
3785w ozdobie szat i zalotności
już do miejskiego wirydarza
nie pójdziesz — nie! Tobie ciemnica.
ukryty w zgniłej ćmie zaułek,
tam niech ci nędza czerni lica,
3790twym miejscem szpital i przytułek!
ja cię przeklinam tu — na ziemi!
MARTA
Zamiast się modlić tej godziny,
bluźnierstwem jeno zwiększasz winy!
WALENTY
3795Rajfurko
[240] stara! gdybym mógł
zemstę swą wywrzeć na tobie —
sprościłbym
[241] grzeszne szlaki dróg
i spokój znalazł w grobie!
MAŁGORZATA
Bracie! mój bracie! straszny kres!
WALENTY
3800
Odchodzę — idę na boski sąd
z krwawiącą w sercu raną,
przez twoją rękę i twój błąd
na wieki mi zadaną!
3805Bóg wydał rozkaz, żołnierz słucha,
przyjmij w Twe ręce mego ducha!
Małgorzata; Zły Duch; Tłum.
Katedra. Nabożeństwo: organy, śpiew. W tłumie Małgorzata;
za nią Zły Duch.
ZŁY DUCH
Jakożeś inna w swych dniach młodości,
wiary, miłości, cicha, niewinna,
przed ołtarz szła.
3810Słodko i szczerze twoje pacierze,
jak dym kadzielny, jak wonna mgła
modrzą się, snują,
gdzie Nieśmiertelny w aniołów gronie
w niebie króluje, w gwiezdnej koronie.
3815
GrzechMałgosiu — dziecię — kędyż na świecie
serce zgubione, nieodgadnione?
Matka twa siwa, o, nieszczęśliwa!
ducha oddała Bogu.
Tyś ją zabiła, sponiewierała —
3820ty i grzech ciała!… Nieczysta siła
matkę zabiła.
Małgosiu — krew na twym progu.
A pod twym sercem w strwożonym łonie
już nowe życie tli się i płonie
3825tajemnie, skrycie —
MAŁGORZATA
O, myśli grzeszna, myśli straszliwa!
czymże ją zwalczę ja nieszczęśliwa!
CHÓR
Dies irae, Dies illa
Solvet saeclum in favilla[243]
Organy grają.
ZŁY DUCH
3830
Groza nad tobą? Organy grają,
a groby wnętrza swe otwierają.
Grzech twoje myśli, serce popieli,
jakże z popiołu ogień wystrzeli?!
Drżyj!
MAŁGORZATA
3835
Zamieram w sobie straszną tęsknotą,
psalmy organne głazem mnie gniotą.
CHÓR
Iudex ergo, cum sedebit
quidquid latet adparebit
nil inultum remanebit.[244]
MAŁGORZATA
3840Ciemno i duszno! Cierpi sumienie,
wali się ma mnie ciężkie sklepienie.
Słupy olbrzymie, ściany kościoła
duszą mnie, więżą! Śmiertelne koła!
Tchu!
ZŁY DUCH
3845
Ukryj się! Grzechu nic nie ukryje,
umrzesz zhańbiona, wstyd cię przeżyje.
Wołasz ty — światła — wołasz — powietrza —
wzgardzonej duszy nic nie ulecza!
Biada ci!
CHÓR
3850Quid sum miser tunc dicturus?
Quem patronum rogaturus?
Cum vix iustus sit securus.[245]
ZŁY DUCH
Błogosławieni skrywają lica —
umknie się tobie czysta prawica.
3855Biada twej doli.
CHÓR
Quid sum miser tunc dicturus
MAŁGORZATA
Podajcie mi trzeźwiących soli!
Omdlewa.
Faust, Mefistofeles, Błędnik, Czarownice, Czarownicy, Generał, Minister, Parweniusz, Autor,
Straganiarka, Proktofantazy. Zjawy: Lilith, Meduza, Serwibilis, Oberon, Tytania, orszak weselny. Łysa Góra.
MEFISTOFELES
No cóż — przydałoby ci się stylisko
[247]?
Ja chętnie dosiadłbym już kozła;
3860droga daleka — cel nieblisko.
FAUST
Jeszcze mnie krzepko niosą nogi,
sękacz
[248] mi tęgi dobrze służy;
piękne widoki są z tej drogi,
więc się i wzrok nie nuży.
3865Po pochyłościach piąć się ku szczytowi
przez skały, z których spada woda,
u stóp czar dolin — któż wysłowi!
Dzika, wspaniała gór przyroda.
Brzoza już liśćmi się zieleni,
3870przebujne życie kipi w sośnie;
pławi się w wiośnie las radośnie —
my jedni mamyż być znużeni?
MEFISTOFELES
Mnie jakoś mróz po kościach chodzi,
noc czarna — istna sadza,
3875księżyc niemrawo w chmurach brodzi,
wciąż drogę jakiś pień zagradza
lub skała twarda jak ze stali
omal że głowy nie rozwali;
po prostu byłby nam niezbędny
3880przewodnik — bodaj ognik błędny;
tam właśnie u kamiennych płyt
błyszczy się błędnik: przyjacielu!
hej! — wyprowadzisz nas na szczyt!
BŁĘDNIK
Chętnie — lecz nie wiem, czy do celu
3885dojdziecie prędko moim szlakiem,
ja bowiem płynę zygzakiem —
gdzie wiatr — tam i ja.
MEFISTOFELES
Po prostu naśladujesz ludzi?
Niech no się asan
[249] dziś potrudzi!
3890A nie — to zdmuchnę cię jak świecę.
BŁĘDNIK
Władczy twój głos — już świecę — lecę,
lecz zważcie, czarów dziś godziny!
góry szaleją, wicher wieje
i czarcie przypomina dzieje,
3895możemy zbłądzić — nie z mej winy.
FAUST, MEFISTOFELES, BŁĘDNIK
śpiewają na przemiany
W światy czarów, snów i baśni,
które noc i mrok spowiły!
Świeć nam, ogniu, świeć najjaśniej
przez tej drogi szlak zawiły —
3900w nieobjęty kraj — w przestrzenie!
Drzewa, drzewa i drzew cienie
pędzą, lecą, czas mijają
rzeszą gwarną i pątniczą,
góry grają, lasy grają,
3905chrapią, wrzeszczą, trąbią, krzyczą.
A strumienie cienko smyczą
na skrzypicach kamienistych;
słyszysz szumy — słyszysz pieśni —
pól i krzów
[250], i łąk rosistych?
3910czy to podziomkowie leśni?
czy to piosenka zagubiona
tej przeszłości, co już kona?
wraca echem baśń wygrana,
zapomniana — przypomniana!
3915Uhu! Uhu! Puchacz huczy —
stado sów się nocą włóczy,
zwołują się kruki, wrony —
cały ptasi świat zbudzony.
Spod łopuchów, patrz, ropuchy
3920wywalają grube brzuchy,
a korzenie, giętkie łozy
[251],
jak kłąb wężów, jak połozy
[252]
siecią pnączy zapowiły
3925i czyhają na wędrowca
u przepaści, u manowca;
człek się trwoży, męczy, dyszy —
aż tu nagle z mchu, z upłazu
[255]
tysiącbarwne wojsko myszy
3930skacze do twych nóg od razu.
Lud świetlaków
[256] skrzy się, roi,
aż się w oczach mży i troi.
Czy stoimy, czy idziemy?
wszystko w ruchu, w wirze, w splocie —
3935nic nie wiemy, nic nie wiemy —
drzewa, skały, świateł krocie —
jakieś duchy na przelocie —
noc się mnoży, tysięcznieje —
dziwa! czarnoksięskie dzieje!
MEFISTOFELES
3940Chwyć się mocno mego płaszcza,
skała twarda, duża, śliska —
i spójrz teraz! spoza chaszcza
mamonowy skarb rozbłyska.
FAUST
Jakże przedziwnie mroczne dale
3945rozkwieca odblask złotych zórz,
światło przez lasy i przez hale
przerzuca się od wzgórz do wzgórz:
wpada w przepaście uroczyste,
budzi uśpione, głuche dna,
3950jaśniejsze wraca, przezroczyste
i snuje się jak srebrna mgła;
z nagła się stapia w mknące źródło,
znów rozpryskuje w tysiąc smug
i szarfą zbladłą i wychłódłą
3955oplata wąskie linie dróg.
A w bliży grają światła żywe
jak struny fosforycznych lir —
sypią się iskry urokliwe
na górski szczyt jak złoty żwir;
3960lecz słysz — lecz słysz — w górzystym łonie
drży serce — drży — od dna po czub —
wybucha pożar! góra płonie!
wyrosła jak ognisty słup!
MEFISTOFELES
Pałac Mamona
[257] lśni jaskrawo —
3965noc wielkich dziś uroczystości!
Z sutą gotują się zabawą
na przyjazd licznych gości.
FAUST
Wiatr oszalałe gna powietrze,
po twarzy smaga, tnie i siecze.
MEFISTOFELES
3970Chwyć się skał rękami mocno,
bo cię wicher w przepaść rzuci:
iść nam trzeba przez mgłę nocną,
która zwodzi, bałamuci.
Słysz, jak wicher zrywa skały,
3975mierzwi bory, zgniata drzewa,
znaglonego ognia grzywa,
skier zawieją świat zalewa;
a z tej mierzwy
[258] płomienistej
raz po razie grom wylata,
3980błyskawice, huki, świsty,
jakby krwawy koniec świata;
pogłos wrzawy w alarm wali,
leci szarża w tysiąc koni —
ognia!! lecą, tętnią — w dali
3985stukot kopyt w skały dzwoni;
w dali — w bliży — w dole — w górze —
głosy — krzyki rechotliwe —
czarownice w skier wichurze
lecą żądne i chutliwe
[259].
3990Leci czarownic dziarski chór,
żółte rżyska
[260] — zielony siew —
pan czarny siedzi na szczycie gór
— śpiewa — w nas kipi krew!
Przez miasta i wsie
3995chór czarownic mknie!
Za nami! za nami! wprzód!
przez lasy — przez góry — przez swąd i smród!
GŁOS
Staruszka Baubo
[261] na maciorze
w skrach płomienistych wicher porze
[262]!
CHÓR
4000Chwała jej, chwała! za nią w bieg!
— Matka na świni — czart ich strzegł!
GŁOS
GŁOS
Zajrzałem sowie do gniazda —
4005ślepia rozwarła — uciekła.
GŁOS
Przez diabli most!
Dokąd tak w cwał?!
GŁOS
Noc mnie urzekła,
wicher mnie zwiał —
4010rana zapiekła,
spala mnie szał.
CHÓR CZAROWNIC
Droga się dłuży, droga się snuje —
cóż to za pęd! cóż to za szczęk!
widły nas bodą, miotła w zad kłuje —
4015dziecko się dusi, brzuch matce pękł!
PÓŁCHÓR CZAROWNIKÓW
Wleczemy się wśród złomu,
a każdy z nas się biedzi —
w drodze do czarta domu
baba chłopa wyprzedzi.
DRUGI PÓŁCHÓR
4020
Ejże! patrzcie proroków!
Daremne to gadanie,
gdzie baba za sto kroków,
chłop jednym susem stanie.
GŁOS
z góry
Do mnie — do mnie! Z jeziora!
GŁOSY
z dołu
4025Ach, chętka nasza skora —
pierzemy — czyste i godne —
cóż z tego — jesteśmy niepłodne!
OBA CHÓRY
Ucicha wicher, gwiazda wschodzi,
księżyc się kryje w chmur powodzi —
4030chór leci w mgły, zawieje —
ogniste iskry sieje.
GŁOS
z dołu
GŁOS
z góry
Któż to tam woła z kniej?
z dołu
Weźcie mnie z sobą — podajcie ręce,
4035trzysta lat idę w znoju i męce —
każdy rok płaci — każdy rok traci,
dotrzeć nie mogę do moich braci.
OBA CHÓRY
Niesie mnie miotła — dźwiga drąg —
widły unoszą w górę, w krąg —
4040nogami wierzgaj, ręką trzep —
kto dziś nie wzleci — istny kiep
[264].
PÓŁCZAROWNICA
Kuśtykam z tyłu — no i cóż,
nadążyć siostrom ani rusz!
W samotnym domu nie usiedzę,
4045a tu na próżno nogi biedzę.
CHÓR CZAROWNIC
Pomaga nam skutecznie maść,
spódnice trza na wietrze kłaść,
a wtedy z cebra świetna łódź
— nie możesz zdążyć, to się wróć!
OBA CHÓRY
4050Obieżym szczyt najwyższy w krąg,
wy na nas patrzcie z błotnych łąk!
o czarnoksięstwie myślcie wciąż!
Bywajcie! Chórze, w górę dąż!
Odlatują.
MEFISTOFELES
Cóż to za hałas, wrzask i ścisk!
4055Krzyk, wycie, rechot, ryk i pisk!
Ogień i chuć — skrzy, świeci, pryska,
na czarnoksięskie mknie igrzyska!
A teraz ze mną! przy mnie stój!
Gdzie jesteś?
FAUST
z oddali
MEFISTOFELES
Już cię rój
latawic porwał w taniec swój!
Już ja tu sobie z tym poradzę!
Trzeba odsłonić swoją władzę!
4065Rozstąpić się! precz! idzie mistrz!
Miejsca, sławetni!
Doktorze, tu! masz rękę moją —
trza się wydostać z dymu, z zgliszcz;
już mnie samego niepokoją
4070te tłumy i obrzydliwości,
na to trza dużo cierpliwości.
Tam chodźmy! Nowość mnie pociąga,
choćby rodziła dziwoląga.
FAUST
Sprzeczności duchu! Na toś mnie prowadził,
4075pełen przekory i wraz
[265] roztropności,
byś mi tu nagle najpoważniej radził
opuścić czary — ostać w samotności?
MEFISTOFELES
Spójrz jeno — tutaj nie ma ścisku,
ktoś przecież siedzi przy ognisku,
4080czyliż ci zaraz tłumu trzeba?
FAUST
Wolałbym jednak być tam w górze,
w płomieniu chmurnym i wichurze;
kędy panuje czarny książę,
jakaś zagadka się rozwiąże.
MEFISTOFELES
4085Może i jedna się rozwiąże,
lecz nowe drogę ci zagrodzą.
Niechajże wielki świat szaleje,
no już zbyt znane, stare dzieje:
z wielkich się małe światy rodzą.
4090Ostań na chwilę ze mną tu,
w spokoju nabierzemy tchu,
tym bardziej, że tu rojno, widzę:
stare z młodymi w zgodnej lidze,
ależ — czarownic nagich sporo!
4095a wszystkie młode! stare za to
chętnie się odziewają szatą,
bardzo rozumnie! chętki biorą
podejść tam nieco; trudu mało,
uciechy dużo; chodźmy śmiało.
4100A cóż za wstrętna brzmi muzyka!
Do szpiku kości drze, przenika
tak sobie wszyscy chwile szpecą;
trzeba się przyzwyczaić nieco!
No, chodź już, chodź! ja dobrze radzę —
4105ja pójdę pierwszy — poprowadzę.
Ależ, mój drogi, toż olbrzymia przestrzeń,
— popatrz no! końca jej nie widać prawie —
a co tu tańców, pijatyki, pieszczeń,
trzeba się przecież przypatrzyć zabawie!
FAUST
4110W jakiejże roli chcesz się tutaj dostać?
Czy weźmiesz diabła, czyli
[266] maga postać?
MEFISTOFELES
Najchętniej
incognito[267]! To najbardziej lubię,
lecz można się z orderem zjawić — właśnie w klubie:
podwiązki nie dostałem
[268] od królewskiej żony,
4115ale mam nóżkę końską — order tu ceniony.
Zresztą tu nawet ślimak już z mojego cienia
orientuje się dobrze, z kim ma do czynienia;
trudno się, widzisz, ukryć, swój świat swoim światem;
chodźmy! bądź panem młodym, ja będę twym swatem.
4120do kilku obstarniejszych[269] zgromadzonych koło ogniska
A cóż wy tu robicie, dobrodzieje mili?
życzę wam szczerze, byście się zbytnio nie nudzili,
tu uciecha jest prawem i prawem swawola,
nudzić można się w domu, jeśli czyja wola.
GENERAŁ
4125
Narodom ufać? niech to piorun trzaśnie!
Zasługi? to czczy dym!
W narodach jak u kobiet właśnie,
MINISTER
Wszystko się do upadku chyli —
4130czemu? rzecz prosta: nie ma nas!
Wtedy, gdy myśmy wszystkim byli,
wtedy był złoty czas!
Na kim się zmełło — na kim skrupi!
Co zakazane — to popłaca!
4135Tę prawdę tłum odrzucił głupi —
w perzynę
[273] poszła nasza praca.
Dziś młodzież jest mądrości katem,
a dobrych książek pełne — strychy!
doprawdy, jeszcze jak świat światem
4140nie było w młodych tyle pychy!
MEFISTOFELES
postarzał się nagle
Przyszedłem tu, lecz pełen smutku.
Sądny dzień idzie! słyszcie, głusi!
Gdy ja się kończę pomalutku
i świat się ze mną skończyć musi.
STRAGANIARKA
4145Panowie — nie mijajcie! czemu tak z ostrożna?
niebywała sposobność — czego pragnie dusza —
kupić nie kupić — potargować można!
popatrzeć — wybrać; kupić nikt nie zmusza.
Czego nigdzie na świecie nie ma, nie dostanie
[274] —
4150tu właśnie jest — kupujcie!! Na moim straganie
nie ma ni jednej rzeczy, która bólu nie sprawiła;
ni jednej nie ma rzeczy, która kogoś nie skrzywdziła;
ten sztylet zabił wielu — z żeber się nie zśliźnie —
ten kielich — jeszcze wilgny
[275] po strasznej truciźnie —
4155oto klejnoty, kupić za nie można cnotę,
oto miecz, zdradzający wieczystą robotę
skrytobójczego mordu; czego pragnie dusza:
popatrzeć! wybrać! kupić nikt nie zmusza!
MEFISTOFELES
Źle coś pojmujesz czasy współczesne, ciotuchno,
4160co do towaru twego — owszem, w tym masz rację,
lecz przestarzałą mocno, toż to samo próchno!
nowe czasy! — więc nowe potrzebne sensacje.
FAUST
Czy ja się mylę? — zdaje się,
tu istny jarmark w lesie.
MEFISTOFELES
4165
Wszystko się w górę zbitą tłoczy zgrają.
Sądzisz, że ty pchasz?! nie! to ciebie pchają!
FAUST
MEFISTOFELES
Przyjrzyj się dobrze: Lilith
[276] pięknowlosa!
FAUST
MEFISTOFELES
4170
Lilith Adamowi dana przez niebiosa,
żona pierwsza przed Ewą. — Radzę ci, zmruż oczy,
by nie złowiła źrenic na sidła warkoczy.
Na kogo rzuci urok włosów swoich cudem,
ten spod władzy okrutnej wychynie się z trudem.
FAUST
4175
A oto, widać, w tańcu chyba przerwa krótka —
siedzą jedna przystarna, ale druga młódka.
MEFISTOFELES
Dziś się nie nuży nikt! Czas opętany!
Już się poczyna! Chodźmy w tany!
FAUST
tańczy z młodą
Wiesz, śniło mi się, piękna ma,
4180że w słonku ślicznie jabłoń płonie,
a na gałęzi jabłuszka dwa
kusiły — wylazłem po nie!
NADOBNA
Już w raju jabłka was kusiły,
tę chętkę waszą znam.
4185Strasznie się cieszę, panie miły,
że to i ja jabłuszka mam.
MEFISTOFELES
tańczy ze starq
Wiesz, śniło mi się, stara ma,
żem wierzbę widział rozłupaną,
4190zbudziłem się aż rano.
STARA
Pięknie się kłaniam końskiej nóżce —
słodki to sen był, panie mój,
bądź pewien, zawsze twojej służce
będzie smakował………………….
PROKTOFANTAZY[278]
4195
Przeklęty tłumie! przeklęta gra!
Tak długo wykładałem wam to w trudzie,
że duch gliniane nogi ma,
a wy tańczycie tu jak ludzie!
NADOBNA
tańczy
Po cóż on przyszedł na nasz bal?
FAUST
tańczy
4200Bo, widzisz, byłoby mu żal,
gdyby go nie mógł skrytykować,
nic nie istnieje dlań — czego nie widzi;
a jeśli czegoś nie może zmiarkować
[279],
to albo milczy, albo-li wyszydzi.
4205Gdybyście jednak tańczyli,
tak jakby on wam grał,
usprawiedliwiłby łaskawie
i taniec wasz, i szał;
nawet by rzekł, żeście wspaniali,
4210gdybyście mu się w pas kłaniali.
PROKTOFANTAZY
Jeszczeście tutaj! — Niesłychane!
Zniknijcie przecie — nie ma was!
To mrzonki jeno są pijane!
Czym dla was przestrzeń i czym czas?
4215To prawda — w zamkach ponoć straszy,
lecz siły to nieznane!
Kiedyż wymiotę z świadomości waszej
te bzdury niesłychane?!
NADOBNA
Przestanie waćpan wreszcie nudzić.
PROKTOFANTAZY
4220Niechże mnie ktoś tu z was posłucha —
duchy! Nie lubię despotyzmu ducha,
co czysty rozum może zbrudzić!
Tańczą bez przerwy.
Na nic dziś słowa i dorady
[280];
4225podróży się nie zrzeknę przeto —
czas przyjdzie! O, dam ja rady
i diabłom, i poetom!
MEFISTOFELES
Czekajcie chwilę — wnet się mędrzec znuży
i po pijawki pójdzie do kałuży,
4230a gdy mu z zadu wysączy się jucha
[281],
z duchów wyleczy się — i z ducha!
do Fausta, który wycofał się z kręgu tańczących
Czy ona w tańcu się zmęczyła
czy ciebie zabolał krzyż?
FAUST
4235
Ach — podczas śpiewu wyskoczyła
z jej ust czerwona mysz.
MEFISTOFELES
To drobiazg! żeby chociaż szara —
doprawdy schadzki szkoda!
FAUST
MEFISTOFELES
Przedziwna mara —
dziewczyna blada, młoda,
przeszła koło mnie powolutku,
pełna cichego w sobie smutku;
4245w kolanach jakoby spętana,
a w oczach — jakby czegoś prosi,
nieznana, a wraz przecież znana —
to widmo jest Małgosi!
Spójrz — ona — tam — idzie.
MEFISTOFELES
4250To, co dojrzałeś w sennym zwidzie
ócz niewidzących majaczeniem —
jest omamieniem, śladem, cieniem;
niedobrze spotkać to widziadło!
Na kogo jej widzenie padło,
4255temu zastyga w żyłach krew,
w kogo wzrok wwierci, wznosząc brew,
ten się od tego jej spojrzenia
powoli w twardy kamień zmienia:
FAUST
4260
Zaiste — oczy szklane jak u zmarłej,
których miłosne palce nie zawarły;
lecz to jej piersi, to Małgosi lica!
To ona! ona — z mroków się wyświeca
[283]!
MEFISTOFELES
To właśnie czarów mocą jest nieznaną:
4265wszyscy w niej widzą swoją ukochaną.
FAUST
O, rozkosz czuję i zarazem trwogę,
oczu oderwać nie zdolę
[284], nie mogę;
a jakże zdobi jej łabędzią szyję
czerwony sznurek, co się wkoło wije,
4270tak wąski, że się ostrzem brzytwy zdaje.
MEFISTOFELES
I ja go widzę stąd, i rozpoznaję;
— strach dodam jeszcze twoim własnym strachom:
może swą głowę nosić i pod pachą —
to właśnie ślad jest cięcia Perseusza
[285].
4275Wiecznym szaleństwem obąkana dusza!
Chodź! — już się wyzbyć tych majaczeń radzę,
chodź! — tam na wzgórek ciebie wyprowadzę,
festyn tam istny — śmiechu, gwaru tyle;
ten gmach olbrzymi, jeśli się nie mylę,
4280to teatr!
Tak! w istocie tak!
Zaraz poczęcia damy znak;
siódmą dziś sztukę odgrywamy,
taki dosiódmy zwyczaj mamy.
4285Dyletant ją napisał, panie,
i dyletanckie będzie granie,
a jam dyletant też — kurtyniarz!
MEFISTOFELES
Dużo radości mi przyczyniasz,
gdy na właściwym miejscu widzę
4290głupotę ze szaleństwem w lidze
[287].
SEN NOCY SABATOWEJ
czyli
ZŁOTE GODY OBERONA i TYTANII
[289]
DYREKTOR TEATRU
Dzisiaj odpoczniemy przecie,
dzielni synowie Muz;
lepszej sceny nie ma w świecie
niż ta wśród gór i łóz
[290].
HEROLD
4295
Lat pięćdziesiąt migiem zleci,
wtedy złotych godów pora;
gdy już słońce zgody świeci,
mogę złoto pchać do wora.
OBERON
Zastęp duchów niechaj spłynie,
4300czeka na was król z królową,
którzy oto w tej godzinie
pobierają się na nowo.
PUK
Puk zlatuje — Puk się kręci,
zgrabnie w tańcu stopki stawia;
4305nikt się z duchów dziś nie smęci,
każdy z Pukiem się zabawia.
ARIEL
Śpiew Ariela szczerozłoty,
jak niebiańska brzmi muzyka;
dźwięk jej wabi moc szpetoty,
4310lecz i piękno w cwał pomyka.
OBERON
Chcesz w małżeństwie żyć szczęśliwie,
nuże ucz się od nas skoro!
Ci kochają się prawdziwie,
co wpierw rozwód z sobą biorą.
4315
Pan grymasi, zrzędzi pani,
lek na to pomocny:
południowy biegun dla niej,
dla niego północny.
ORKIESTRA TUTTI[291]
fortissimo
Muszych skrzydeł szmer, bzykania
4320komarze i trzmiele,
rechot żab, świerszczowe grania:
to nasze kapele!
SOLO
Kobza
[292] idzie! na bok! z drogi!
To bańka mydlana.
4325Gra na nosie — mazur srogi —
ramtajdiadana.
DUCH
który się dopiero kształtuje
Pajęcze nóżki, brzuch ropuszy
i skrzydełka ma ten skrzacik!
chce być zwierzątkiem, już się puszy,
4330ledwo zeń będzie poemacik.
Kroczek mały, skok wysoki;
wonie, rosę chłepce —
nie wyleci nad obłoki,
kto wciąż w kółko drepce.
CIEKAWY PODRÓŻNY
4335
Mamże wierzyć oczom?
Widzę boga Oberona
osobę uroczą.
Nie ma wprawdzie końskiej nogi,
4340lecz mówię nie żartem:
że jak wszystkie greckie bogi
i on też jest czartem.
ARTYSTA PÓŁNOCY
To, co widzę, to szkicuję
w swobodzie beztroskiej —
4345lecz się już przygotowuję
do podróży włoskiej.
PURYSTA
Napytałem sobie biedy:
wpadłem w straszną ruję!
Prawie nikt się z tej czeredy
4350diablej nie pudruje.
Suknia, puder, miły ciołku,
zdatne starej babie;
siedzę goła na koziołku,
jędrnym ciałkiem wabię.
MATRONA
4355Kto wytworny, słowa waży;
jednak mam nadzieję,
że ciał chutność, powab twarzy
przepadnie, spróchnieje.
KAPELMISTRZ
Ejże! muchy i komary,
4360do gołej lecicie —? —
żabo szczwana
[297], świerszczu stary,
i wy takt gubicie!
CHORĄGIEWKA NA DACHU
z tej strony
Panien na wydaniu mrowie!
Towarzystwo, istny raj!
4365W chłopa chłop — kawalerowie!
To wesoło, w to mi graj!
CHORĄGIEWKA NA DACHU
z tamtej strony
Gdy się w ziemię nie zapadną,
gdy ich los nie skarci,
niech mnie zaraz w piekło na dno
4370porwą wszyscy czarci!
Ćma owadów leci z cienia
żądlista, zażarta,
niesie cześć i pozdrowienia
dla ojczulka czarta.
KRYTYK
4375Patrzcie, jak nas zgrają mamią
rozśmiane, niefrasobliwe!
jeszcze w końcu nas okłamią.
że serduszka mają tkliwe.
PRZYWÓDCA MUZ
Chętnie bym w świat ten dziwów wrósł
4380pośród czartowskiej dziatwy;
bo bardzo trudny jest rząd Muz,
a rząd czarownic łatwy.
BYŁY GENIUSZ CZASU
Z mądrym nie żal tracić czasu.
Dobrniemy do mety!
4385Łysej Góry i Parnasu
rozłożyste grzbiety.
A któż to ten sztywny człek?
Stąpa dumnie pośród szczytów;
„ach! to taki sobie szpieg,
4390wszędzie wietrzy jezuitów”.
ŻURAW
Przezroczyście — trochę mętnie —
łowić można, byle w wodzie;
więc świętoszek żyje chętnie
nawet z diabłem w zacnej zgodzie.
DZIECIĘ ŚWIATA
4395Dla świętoszków dobra wszędzie
sposobność na popisy;
zejdą się — bractwo będzie,
choćby na Górze Łysej.
TANCERZ
Już chór nowy ku nam płynie,
4400jakby werbel bębna głuchy;
jeno cicho! — w szumnej trzcinie
brzęczą bąków zrzędne duchy.
Każdy nóżki swe naciąga!
Kuternoga dryga!
4405Tłuścioch w taniec wziął kośląga,
śmieszna to fatyga.
Chętnie by utopili siebie w łyżce wody,
taka w nich żywie
[300] nienawiść zawzięta;
tylko kobza ich jedna i skłania do zgody,
4410jak lira Orfeusza
[301] godziła zwierzęta.
DOGMATYK
Ni krytyka, ni zwątpienie
nie zmoże mnie siłą.
Diabli muszą mieć znaczenie —
bo by ich nie było!
IDEALISTA
4415
Wyobraźnia zbyt szaleje,
stwierdzam to ze smutkiem.
Jeśli się to we mnie dzieje,
to już jestem dudkiem
[302].
REALISTA
Istnienie mnie przeraża,
4420na wszystko patrzę gniewnie;
raz pierwszy mi się zdarza,
że stąpam coś niepewnie.
NADNATURALISTA
Z radosną patrzę nadzieją
i pełen jestem otuchy,
4425bo jeśli diabły istnieją,
muszą i dobre być duchy.
SCEPTYK
Jak zdobyć skarby i mienie
tym myśl swą dręczy biedną:
diabeł, to znaczy zwątpienie —
4430wszakże trafiłem w sedno?
KAPELMISTRZ
Żabo szczwana, świerszczu stary,
precz z dyletantami!
Jeno muchy i komary —
te są muzykami!
ZRĘCZNI
4435
Beztroskliwców rzesza ludna
— z śmiechem się zowie —
nie zwyczajnie, to rzecz nudna,
chodzimy na głowic.
NIEZARADNI
Miły Boże! Toż się żarło!
4440Teraz zmiana taka!
Dziś obuwie się podarło —
tańczmy na bosaka!
BŁĘDNIKI
Błędne ogniki — lecimy
z mokradeł, bagniska;
4445ach, jak wspaniale świecimy
pośród zbiegowiska.
GWIAZDA SPADAJĄCA
Zabłysnęłam w gwiezdnej sławie,
rozświetliłam się jak zorze,
oto spadłam, leżę w trawie —
4450któż mi powstać dopomoże?
OCIĘŻALI
Czyńże ruch, latawców zgrajo!
trawa w lęku, w zawierusze,
idą duchy — duchy mają
także tęgość
[303], setną tuszę.
PUK
4455Ociężale tak kroczycie,
jakby stęp słoniowych nóg —
niech na niezgrabności szczycie
jeden tylko stanie — Puk.
ARIEL
Skrzydła dała wam przyroda
4460za mną do świetlanych wzgórz!
Lećmy, kędy lśni pogoda
w wonnym gaju róż!
ORKIESTRA
Lotne chmury, zwiewne mgły,
świetlistość zalewa.
4465W trzcinach powiew, w drzewach tchy
wszystko się rozwiewa.
DZIEŃ POSĘPNY
Faust, Mefistofeles.
W szczerym polu.
Więc uwięziona! w nędzy, w pohańbieniu!
Trwogą szarpana — ona! — jak zbrodniarze
w strasznej udręce, w ohydnym więzieniu —
4470w zwidzeniach patrzy w pokrwawione twarze!
Czysta! Niewinna! — A ty, duchu czarny,
szyderstwa czarcie, ukryłeś przede mną
jej poniżenie i jej los ofiarny!
Wpijaj wzrok we mnie ponuro i ciemno —
4475o, bo ponura i ciemna twa zdrada,
w której niewinność łamie się i pada!
A ty tymczasem w wiecznym pokuszeniu
blekotem
[305] zabaw usypiasz mą duszę,
a ona w ducha przeraźliwym cieniu
4480cierpi i kona! — Wyzwolić ją muszę!
MEFISTOFELES
Nie pierwsza ona, ani nie ostatnia.
FAUST
Psie! Psie przeklęty! Straszna twoja matnia,
w którą pociągasz jak pająk w swe sieci —
najniewinniejszych i czystych jak dzieci!
4485O, niezmierzony, niepojęty Duchu!
zamień zbrodniarza w psa! Niechaj na wieki
skomli i wyje, i lży na łańcuchu
wśród mrozów nocy i południa spieki.
Niech w tej postaci, w którą sam się przecie
4490przedzierzga chętnie, u nóg moich leży,
abym go kopać mógł za te na świecie
przewiny czarne! — Niechaj zęby szczerzy,
niechaj złe ślepia miota, lecz na zawsze
będą odjęte czyny mu najkrwawsze!
4495„Ona nie pierwsza!” — Męki niepojęte!
Ona, ta dusza i serce prześwięte!
Oto śmierć jedna! — męko i rozpaczy —
była — myślałem — Przedwieczny wybaczy
i zbawi serce od męki kielicha
4500tej, która biała jest — świętością cicha.
Rzucam w świat straszne, przeraźliwe skargi,
a tobie uśmiech igra koło wargi!
MEFISTOFELES
I oto znowu stanęlim u granic,
gdzie dowcip
[306] ludzki nie zda się już na nic.
4505Czemuż wchodziłeś w tajemne układy,
kiedyś tchórzliwy i na sercu blady?
Chciałbyś ty latać, lecz zawrót ci broni;
szkoda dla tego władzy, kto ją trwoni.
Wszak nie zaprzeczysz w piekle ani w niebie,
4510żeś do nas przyszedł, a nie my do ciebie.
FAUST
Duchu przedwieczny, któryś moim oczom
raczył swą światłość objawić przeźroczą
ty, który znałeś duszę mą i serce,
czemuś zbrodniarza tego i oszczercę
4515przykuł do boku mego? — Jego, który
kocha nie słońce, lecz gradowe chmury,
nie noc gwiaździstą, ale piorunową,
zamiast zbawienia — potępienia słowo!
co wiecznie dręczy i zdradza, i knuje,
4520klęską się puszy — nieszczęściem raduje!
MEFISTOFELES
FAUST
Ratuj ją lub biada
tobie na wieki! Z szatanem jest zwada,
wiem o tym dobrze — ale się nie trwożę
4525i mówię: ratuj ją!! albo ci gorze!!
MEFISTOFELES
Chcesz do mnie dotrzeć przez strach i przez trwogę?
zemsty i klątwy uchylić nie mogę!
Ratuj ją — mówisz! wejdź w swoje sumienie;
czy ja ją pchnąłem, czy ty w potępienie?
4530Faust uderza weń wzrokiem.
Szukasz pioruna! — Zamysł to człowieczy.
Sądzicie, że was zbawi lub uleczy,
jeśli miast sobie przypisać przyczyny,
na niewinnego przełożycie winy.
FAUST
4535Prowadź mnie do niej, dziś musi być wolna!
MEFISTOFELES
To nie jest prosta droga, lecz okolna,
zważ, nie zapomnij, obłąkany bracie,
że tam w jej mieście zemsta czeka na cię,
że krew na bruku przez ciebie przelana
4540właśnie krwią twoją musi być zmazana,
że sprawiedliwi, a już nie oszczerce
wracającego schwytać chcą mordercę;
a jeszcze gorzej, jeśli się w to wmiesza
duchów mścicieli wygłodniała rzesza.
FAUST
4545
Więc i to także! Lecz nic to i basta —
ratować musisz ją — prowadź do miasta!!
MEFISTOFELES
Wszakże wszechwładnej nie mam w sobie mocy,
uczynić mogę tylko to, co mogę,
jednak udzielić pragnę ci pomocy;
4550uśpię dozorcę i bramy otworzę;
jeno ją
ludzka ręka wywieść
[307] może.
Więc wyprowadzisz ją; wszystko, co mogę!
Z czarcimi końmi stać będę na dworze —
siądziesz i jazda!
FAUST
4555
A więc naprzód: — W drogę!!
NOC
Faust, Mefistofeles na karych koniach w galopie.
FAUST
Cóż to tam przędą od pól ku wzgórzom?
MEFISTOFELES
Nie wiem — coś czynią — gotują —
FAUST
Raz w cieniu się grążą — raz w świetle się nurzą —
gną się — prostują — i snują.
MEFISTOFELES
4560
Zapewne zaklęcia to będą —
FAUST
Coś święcą — coś sieją i przędą —
Ku czyjejż to czynią obronie?
MEFISTOFELES
Mijamy — mijajmy — w cwał konie!!
WIĘZIENIE
Faust, Mefistofeles, Małgorzata.
FAUST
z pękiem kluczy i z lampą przed żelaznymi drzwiami
Dusza w śmiertelnej trwodze kona,
4565piętrzy się ludzkich cierpień wał.
Tam za murami — w mrokach — ona!
Jej zbrodnią był miłosny szał!
U tych okropnych drżę podwoi,
stoję i bicia serca liczę,
4570lękam się spojrzeć w jej oblicze!
Naprzód — wahanie mękę dwoi
[308].
Chwyta za klamkę.
ŚPIEW MAŁGORZATY
Zabiła mnie macocha
i ojcu dała zjeść —
siostrzyczka jedyna kocha —
4575kosteczki pozbierała,
by je na cmentarz nieść.
Niesie kosteczki — szlocha,
pod wierzbą kopie grób;
zły ojciec — gorsza macocha!
4580siostrzyczka jedyna kocha —
modli się u mych stóp.
A ja ptaszyną małą
wzleciałam: siostro ma,
serduszko twoje kochało,
4585siostrzyczkę pochowało —
macocha była zła.
FAUST
otwiera drzwi
Zgrzyt łańcuchów, chrzęst słomy na nędznym barłogu;
nie przeczuwa, że miły stoi już na progu.
Wchodzi.
MAŁGORZATA
kuli się lękliwie na barłogu
Idą już — idą — wywlec na ostatnią mękę!
FAUST
szeptem
4590
Cicho, cicho, ja idę, wolność niosę w darze.
MAŁGORZATA
tarza się w lęku przed nim
Jeśliś ty człowiek — odczuj mą udrękę!
FAUST
Cicho, przebudzisz straże!
Pragnie uwolnić ją z więzów.
na klęczkach
Któż ci dał, kacie, taką moc,
kto kazał oczom trwogę skrzyć!
4595Przychodzisz — a to jeszcze noc.
Litości — pragnę żyć!
Nie dość ci czasu jutro rano —?
wstaje
wszakżem ci młoda, taka młoda…
4600na śmierć okrutną mnie skazano.
A byłam piękna — ta uroda
na zgubę wiodła mnie nieznaną.
Ze mną był mój umiłowany —
dziś on nie w moim, obcym świecie —
4605wianek przedarty i rozwiany,
wiatr zmarłe kwiaty zwiał jak śmiecie.
Nie tykaj! nie szarp straszną siłą —
biedactwo — cóż ci zawiniło?
Błagam cię! Serce twe jak głaz!
4610Nie znam cię! pierwszy widzę raz!
FAUST
Czy zdołam tyle znieść boleści!
MAŁGORZATA
Ja wiem, że jestem w twojej mocy,
lecz pozwól mi nakarmić dziecię!
Leżało przy mnie dzisiaj w nocy,
4615to wszystko, co mam na świecie!
Zabrali mi je, a ja w męce —
puste me łoże — puste ręce.
Nigdy się już nie rozweselą!
Mówią, że ja je zabiłam —
4620za wiele zbrodni — za wiele!
a ja je tylko powiłam!
Śpiewałam pieśń przed chwilą — to stara pieśń gminna:
to nie o mnie! nie o mnie! jam w sercu niewinna!
FAUST
pada na kolana
U nóg twych ja — umiłowany!
4625zdjąć z ciebie chcę kajdany!
MAŁGORZATA
klęka przy nim
Klęknijmy razem! Pomódlmy się społem!
Słysz! pod progiem, pod podłogą
szatan wiedzie bój z aniołem.
Walkę srogą —!
4630Wre piekło — płonie nad zatratą —
słyszysz ten huk — ten — cios!
FAUST
głośno
MAŁGORZATA
uważnie
To był miłości głos!
Zrywa się — kajdany opadają.
4635Gdzież on! Usłyszałam wołanie!
Wolność! ukończone konanie!
Na piersi jego spocznę.
Odpocznę — odpocznę.
Zawołał: Małgorzato! — Tu — tu stał przy ścianie,
4640cisza mnie z nagła błękitna oblekła,
przez grozę, hałas i wzburzenie piekła —
usłyszałam to słodkie, to miłosne wołanie!
FAUST
MAŁGORZATA
Ty?! Powiedz to raz jeszcze!
4645obejmuje go
To on! to on! O, męki złowieszcze!
O, trwogo więzienna! kajdany!
Wszystko minęło — przyszedł mój kochany!
… oto ulica — i poznanie —
4650… dłoń twoja — pierwszy dzień —
… oto ogród — i czekanie —
… drzew starych miły cień…
FAUST
MAŁGORZATA
pieszczotliwie
Chwileńkę!
4655Przy tobie! za ten ból — za mękę!
ukoić się! ucieszyć!
FAUST
Nie można dłużej! trzeba śpieszyć!
Już czas — nie można chwil marnować!
MAŁGORZATA
Czy już nie umiesz całować?
4660Całowały mnie twe wargi — niedawno całowały!
O, bardzo prędko twoje wargi całować zapomniały.
Chłodem od ciebie powiało!
W twych oczach — w słowach twoich —
zawsze się niebo śmiało,
4665do tchu utraty całowałeś,
jakoż tak prędko zapomniałeś?
Kochany — całuj — daj ust —
obejmuje go
zimna twa warga — oniemiała,
4670kędyż twa miłość ostała?
kto mi ją zabrał — kto?
Usuwa się.
FAUST
Chodź! ze mną — chodź! już nagli czas!
Odwagi! Już idą chwile,
w których pieszczota spali nas!
MAŁGORZATA
4675
Lecz czyś to ty? jam nie w mogile?
FAUST
MAŁGORZATA
ku niemu podana
Więzy podarłeś,
głowę na mych kolanach wsparłeś.
A czy ty wiesz, że męka we mnie
4680nie ścichnie nigdy i nie zdrzemnie?
FAUST
Chodź! chodź! ostatnia chwila prawie!
Matkę zabiłam w mej niesławie,
a dziecko utopiłam w stawie —
to nasze dziecko! bo i twoje —
4685Toś ty!… Przywidzeń tak się boję —
daj rękę — więc to nie marzenie!
twoja droga ręka!… złe w niej drżenie!!
mokra! obetrzyj! krew jest na niej —
Boże — znów grążysz mnie w otchłani!
4690Krew na twej ręce — odejdź precz!
Odejdź — i schowaj miecz!
FAUST
Zapomnij — przeszłość nie wraca —
twój ból mi życie skraca!
MAŁGORZATA
Nie — ty zostaniesz! Przecież musi
4695ktoś grobów strzec — posłuchaj mnie —
najlepsze miejsce dla matusi,
tuż przy niej brat — a troszkę dalej
chcę, aby mnie tam pochowali —
w pobliżu — w jednym rzędzie!…
4700a ze mną dziecko — już nikt inny
i nigdy przy mnie spać nie będzie
w tej skrusze mej powinnej
[309].
Przepadło szczęście słodkie moje,
nie położymy się we dwoje
4705nigdy, już nigdy. — Zmora czyha —
czyli
[310] mnie ręka twa odpycha!…
wszak jesteś! — patrzysz tak kochanie…
FAUST
Chodź! — wiesz, że jestem, słyszysz me wołanie!
MAŁGORZATA
FAUST
MAŁGORZATA
Jeśli tam grób,
jeśli tam śmierć już na mnie czeka
i koniec prób —
idę! bo widzisz — dla człowieka
4715jedyne wyjście stąd być może:
w śmiertelne, zimne łoże —
Henryku! — Pójdziesz… — Taka sama…
FAUST
Chciej! Wyjdź! Otwarta brama —
MAŁGORZATA
Nie wolno; nie dla mnie nadzieja!
4720świat to zdradziecka, chytra knieja,
pierwej czy później upolują,
zmordują jeno i zeszczują,
wytropią sprawnie i zdradziecko!
FAUST
MAŁGORZATA
4725O prędko! prędko! ratuj dziecko!
Pędź! droga prosta — wzdłuż strumienia,
tam, gdzie się łąka w staw przemienia —
na lewo — tam — przez most — tam staw —
pędź! rękę podaj, dziecko zbaw!
4730— Podnosi główkę — rączki wznosi —
kwileniem cichym — prosi — prosi —
Henryku! Ratuj!
FAUST
Krok jeden — będziesz wolna!
MAŁGORZATA
A gdy się droga skończy polna,
4735wejdziemy w bór, w pomrocze —
tam matka siedzi na kamieniu
— jak zimne węże me warkocze —
tam matka siedzi na kamieniu
i głową chwieje w pochyleniu —
4740O, już nie chwieje — ciężka głowa!
o, już nie mówi — zmarła mowa!
Spała tak długo — już się nie zbudzi,
tak się biedactwo tym spaniem trudzi,
abyśmy kochać mogli się jawno —
4745to było dawno — to było dawno!
FAUST
Prośby ni groźby nie poradzą —
ręce cię moje wyprowadzą.
MAŁGORZATA
Na co ta nagłość — na co ta siła!
Niczegom tobie nie odmówiła —
4750lecz dziś — umarły nadzieje!
FAUST
MAŁGORZATA
Wesele moje dziś być miało!
— Nie mów, że byłeś u Małgosi —
4755o, nie mów! — wianek zwiało —
szkoda mi wianka! Już się stało —
O, zobaczymy się! — nie w gwarze,
lecz w ciszy sercem dzwoniącej —
tam przy szafocie — jak przy marze
4760tłum stoi — czeka milczący —
dzwon woła — dzwon budzi —
rynek, ulice ogarnąć nie mogą
tyle ludzi!!
A wszyscy czekają z trwogą!
4765Wiążą mnie — porywają —
do pnia, do pnia podciągają —
Miecz zalśnił — nim uderzył —
pochylają się karki, jakby miecz w nie mierzył!
A to w mój tylko! — Świat milczy jak grób…
FAUST
4770
Oby cię oczy moje nie widziały, świecie!
CzasMEFISTOFELES
zjawia się
Prędko, bo przepadniecie;
drżą na chłodzie konie;
mówi się, słucha, plecie,
a tu świt już płonie!
MAŁGORZATA
4775Kto się z ziemi wyłania?
Świętość wejścia zabrania!
To on! — precz — po mnie przyszedł —!
FAUST
MAŁGORZATA
Tobie, o, Boży Sądzie, powierzam mą duszę!
MEFISTOFELES
do Fausta
4780
Chodź ty! Jeśli nie pójdziesz, ostawić was muszę!
MAŁGORZATA
Twojam już jeno, Ojcze mój, Boże!
Anieli, serce me ochraniajcie!
skrzydeł opieką mnie osłaniajcie!
Henryku! Ciebie się trwożę!
MEFISTOFELES
Głos z góry
MEFISTOFELES
do Fausta
Znika z Faustem.
GŁOS
z więzienia — głuchnący