- Anioł: 1
- Błazen: 1 2
- Broń: 1
- Chciwość: 1
- Choroba: 1
- Cnota: 1
- Czary: 1 2
- Czas: 1
- Czyn: 1
- Diabeł: 1 2 3
- Dom: 1 2
- Duch: 1 2 3
- Dusza: 1
- Erotyzm: 1 2
- Głupota: 1
- Grób: 1
- Grzeczność: 1
- Historia: 1
- Jabłko: 1
- Klęska: 1
- Kobieta: 1
- Kondycja ludzka: 1 2
- Kwiaty: 1
- Los: 1 2
- Lot: 1
- Mąż: 1
- Miłość: 1 2 3 4 5 6
- Młodość: 1
- Modlitwa: 1
- Morze: 1
- Muzyka: 1 2
- Nadzieja: 1
- Natura: 1
- Nauczyciel: 1
- Nauka: 1 2 3
- Odrodzenie: 1
- Ofiara: 1
- Ogień: 1 2
- Omen: 1
- Pamięć: 1
- Pieniądz: 1
- Piękno: 1 2
- Podstęp: 1
- Pogrzeb: 1
- Pokuta: 1
- Praca: 1 2
- Przekleństwo: 1
- Przemijanie: 1
- Religia: 1
- Rozstanie: 1
- Sąd: 1
- Seks: 1
- Sen: 1 2
- Sława: 1
- Słońce: 1
- Sługa: 1 2
- Spotkanie: 1
- Starość: 1
- Strach: 1 2
- Strój: 1
- Sumienie: 1
- Śmierć: 1 2 3
- Świt: 1
- Tajemnica: 1
- Teatr: 1
- Uczeń: 1
- Walka: 1
- Wino: 1
- Władza: 1
- Zazdrość: 1
- Zdrada: 1
- Złoto: 1
Johann Wolfgang von GoetheFausttłum. Emil Zegadłowicz
TRAGEDII CZĘŚĆ DRUGA
AKT PIERWSZY
PROLOG
Faust, Ariel, Chór Elfów.
Urocza okolica.
Faust leży na łące kwiecistej; znużony; pogrążony w śnie
niespokojnym.
Jutrznia.
Pląsający krąg małych, nadobnych duchów.
ARIEL
śpiew przy akompaniamencie harf eolskich
[1]
1Wiosna wstaje z nocnych cieni
i kwiatami w koło sieje
wraz
[2] z soczystych ziół zieleni
wykwitają serc nadzieje.
5Kręgu elfów uśmiechnięty,
lotne duchy — śpieszcie — śpieszcie —
czy kto grzeszny, czy kto święty,
jedną miarą miłość mierzcie.
Duchów powietrznych łaskawa gromado,
10cierpiące serce rozpogódź pieśniami;
przewiej sciszeniem nad tą twarzą bladą,
wyrzut sumienia pogrzeb pod kwiatami
i ten lęk duszy przed złem i zagładą.
Wypełnijcie noc jego miłością po brzegi,
15godziny gorzkie zmieńcie na słodkie noclegi;
niechaj strudzoną głowę na wezgłowiu złoży
pachnących kwiatów; — skropcie go zapomnień rosą,
aż zmarzłe wyprostuje członki — wiew zrozumie boży.
aż pieśni wasze z mroków na dzień go wyniosą —
20na dzień jasny i rześki jak powietrze płucom;
niechaj go tchnienia wasze światłości przywrócą.
CHÓR
no przemiany: pojedynczo, dwugłosem, społem
[3]
Bezszelestną, wonną ciszą
na zielenie kwietnych łąk
i na mgły, co się kołyszą,
25zmierzch się kładzie modry w krąg;
budzi szepty, ukojenia,
snem dziecięcym barwi tła,
cicho — sprawnie — od niechcenia —
złote drzwi przymyka dnia.
30Noc się wądołami
[4] skrada,
przebudzone gwiazdy drżą,
możne światło, iskra blada —
w bliży — w dali — mżą i skrzą;
lśni jeziora toń ruchliwa,
35szepty śle do gwiezdnych pól —
ciszy, szczęścia, snów przędziwa
przędzie księżyc, nocy król.
Chwila w chwilę się przemienia
mija szczęście, mija smęt —
40wypręż ręce! — Wyzwolenia
zdrowie jutrzni niesie z pęt.
Góry budzą się w zaraniu
w fal srebrzystych kołysaniu
45kłosi się uroda żniw.
Twe tęsknoty — tam — zza świata —
spełni światło gwiezdnych dróg,
senna omgła cię oplata,
sen twój mara — wiarą Bóg!
50Wstań i głowę wznieś w wichurę,
która straszy śpiący tłum —
szlachetnego wznosi w górę
szybkich skrzydeł wielki szum.
Potężne fanfary wieszczą wschód słońca.
Słyszcie! Zamęt! — Warczy burza,
55wypełniona godzin kruża
[6],
nowy dzień się z mgieł wynurza!
Rozwierane
[7] skrzypią brony
[8],
rydwan słońca wynaglony —
na step nieba! Wieczny ruch!
60Hejnał trąb — krzyk zolbrzymiony!
Ślepną oczy! Głuchnie słuch!
W górę serca! Świt! Czuj duch!
Lecz wy, duchy nocy cichej,
w kwiatów skryjcie się kielichy,
65niech was wonny cień osłania,
lotne duchy przedświtania.
FAUST
Budzi się życie w wartkim serca tętnie,
jutrznia przybrała krajobraz odświętnie,
ziemia w radości przebudzonej, świeżej,
70u nóg mych młoda, odurzona leży.
Uroda twoja, o, ziemio, tęsknoty
krzesi i pręży na najwyższe wzloty.
Świat się podnosi z modrości jutrznianej,
las szumi pieśnią — urok niesłychany
75z jaru do jaru przerzuca się strugą —
i płynie śpiew ten dróg omglonych smugą.
Z turni
[9] się jasność przechyla w doliny,
budzi gałęzie i liście w ćmie
[10] sinej
i z dna przepaści, z wilgotnych podcieni
80woła do życia lśniący sen strumieni.
Budzi się życia najwyższa potęga,
barwa się z barwą rozwodzi i sprzęga,
kolory szemrzą jak drżące pogłosy
i łzami kwiatów skrzą — rubinem rosy.
85Spójrz w górę! Tam — ku onym gór koronom,
które jak wici żarzą się i płoną;
one pierwsze modlitwą jutrznianej godziny
wyprzedzają roraty
[11] tęskniącej doliny;
a oto zórz gołębie nad halą kołują
90i po zboczach, upłazach
[12] ku niżom
[13] zlatują —
tak wyprzedzają słońce, co za nimi kroczy!
Jawi się! Roześmiane! —
— Blask rani me oczy!
O, tak! Ilekroć chęci nasze na wierze oparte
95przymkną się ku nadziei z radosną otuchą,
znajdują wrota ziszczeń na oścież otwarte;
lecz wnet przepaście nagłe oddzwaniają głucho,
płomień wybucha z szczelin, stajemy zmartwiali,
bo oto świat się cały pod nogami pali!
100Pochodnię życia chcieliśmy rozżagwić
[14]! — Gorze!
Bezmiar ognia nas zżera; zalewa skier morze!
Czy to miłość? nienawiść? — nie pytaj! — nikt nie wie;
— bólu i szczęścia spala nas zarzewie —
powracamy ma ziemię, a złudy młodzieńcze
105łowią przyszłe dni nasze w niewody
[15] pajęcze.
Odwracam się od słońca! —
— Zachwycone oczy
chłoną cud wodospadu, co ze skał się toczy,
spada z hukiem, spieniony, szarfami strumieni
110rozwiany, stu barwami iskrzy się i mieni,
i w łuk sprężony skacze przez śliskie urwiska,
i deszczem chłodnych kropel mży, siępi i pryska —
aż pod płonącym słońcem z przeszkloną obręczą
wodospad cały zawisł siedmiobarwną tęczą —
115mostem świetlistym złuczył się ponad przestrzenią,
zadumany błękitem, rozśmiany czerwienią.
Oto zwierciadło ludzkich zabiegów! Te cuda
to jeno
[16] załamanie barw, tęczowa złuda.
GRÓD CESARSKI
Cesarz, Mefistofeles, Kanclerz, Hetman, Skarbnik,
Marszalek, Astrolog, Dworzanie, Tłum.
Sala tronowa.
Rada koronna oczekuje Cesarza.
Hejnały.
Wchodzi wszelaka czereda dworska wspaniale odziana.
Cesarz wstępuje na stopnie tronu.
Po prawicy jego Astrolog.
Witajcie wierni lennicy,
120przybyli z bliska, z daleka;
mędrca widzę po prawicy,
gdzież błazen? — dlaczego zwleka?
DWORZANIN
Szedł za twym tronem — tuż — blisko,
potknął się — krok nieszczęśliwy —
125upadł i leży chłopisko,
pijany, a może nieżywy.
DWORZANIN DRUGI
Lecz wraz z pośpiechem już drugi
kwapi się
[17] na twe usługi,
a szata na nim jaskrawa
130na cyrk coś niecoś zakrawa,
straż broni i protestuje
i halabardy krzyżuje;
nie zważa, nie stracha się niczem —
przed twoim staje obliczem!
MEFISTOFELES
klęka na stopniach tronu
135Cóż jest wyklęte, a pożądane?
cóż wytęsknione, a przepędzone?
cóż zawsze w pieczę skwapliwie brane?
cóż zwymyślane i pohańbione?
czegóż zabronić pragną pochopni?
140kiedyż pragniecie, by do was pito?
któż to się zbliża do tronu stopni?
kto dobrowolnym chce być banitą?
[18]
CESARZ
Pobrzęk słów swoich zastanów,
nie czas dziś na kryptogramy
[19] —
145— zresztą to sprawa tych panów;
zagadek za dużo mamy.
Błazen stary już odszedł, daleko, tak wnoszę,
chciej zająć jego miejsce, stań koło mnie, proszę.
Mefistofeles wstępuje na stopnie;
staje po lewicy Cesarza.
POMRUK W TŁUMIE
1. Nowe sito na kołku —
1502. nowy — będzie chwalił —
3. żałuj, stary matołku,
żeś kitę odwalił.
CESARZ
A więc witajcie, poddani —
z bliskiej, z dalekiej podróży;
155wiedzcie, panowie kochani —
horoskop dobrze nam wróży.
I nie wiem dlaczego właśnie
w tych dniach zabawy i śmiechu,
gdyśmy i troski, i waśnie
160pokryli w żwawym pośpiechu,
a utrefiwszy
[20] swe brody
wedle najświeższej mody,
użyć pragniemy swawoli —
dlaczego właśnie w tej chwili
165życzeniem waszej jest woli,
byśmy poważnie radzili.
Lecz że to zawsze, jak wiecie,
chęć waszą przed swoją kładę —
niechaj się stanie, jak chcecie;
170koronną otwieram radę.
KANCLERZ
Cnota jak aureola
czoło cesarskie otacza —
i jego jedynie wola
bieg sprawom państwa wyznacza.
175W nim sprawiedliwość, co ludzi
kształci, podnosi i budzi;
przeto w cesarza lud wierzy
i nie chce bogów nieznanych;
od waszej mości zależy
180szczęście i dobro poddanych.
Niestety — na cóż się zdadzą
rozum i zapał najświętszy,
gdy tłumy niezgodne się wadzą
i groza na grozie się piętrzy.
185Ktokolwiek spojrzysz z tej sali
na ziem ojczystych obszary —
ujrzysz, jak pożar się pali —
ujrzysz krwi żywej opary;
zatkasz — nakryjesz wraz oczy,
190jak przed upiornym widziadłem,
bo oto zło za złem kroczy
pod nieba sklepieniem wybladłem.
Tu — w domy zakrada się złodziej,
ówdzie znów —
raptus puellae[21]
195i gorzej — niewiasty uwodzi
nikczemnik jawno i śmiele;
i grzech, co o pomstę woła! —
tam — świętokradca z kościoła
wynosi krzyże, monstrancje
200i bezkarnością się puszy! —
Sądowóż sędziowskie instancje
trwogę i lęk mają w duszy;
próżno do sądu kołata
skrzywdzony, cóż, sędzia siedzi,
205lecz drży — bo oto dolata
pogróżka mściwej gawiedzi.
Ten się do skarbów dobiera,
kto na współwinnym się wspiera;
niewinny winnym się staje,
210gdy na swej cnocie przestaje.
Taki to oto świat-kałuża,
w którą zapada wartość wszelka
i aż po szyję się zanurza.
A kędyż ratownicza belka?
215kędyż tu światło w ciemnej nocy?
kędyż ten głos, co krzyknie: — cisza! —?
Sędzia, co karać nie ma mocy,
sam się z zbrodniarzem stowarzysza.
Czarny to obraz! — tak! nie przeczę,
220lecz, mniemam, prawdą może was uleczę!
cisza
Świat cały płonie jak pochodnia!
Panowie, radźcie — czas obrony!
gdy z męką w parze idzie zbrodnia
225majestat na szwank narażony.
HETMAN
Któż zło tych czasów ogarnie!
Ci — giną u włości swych granic,
tamci — mordują bezkarnie,
a zakaz, komenda — na nic!
230Mieszczanin za murów obroną,
rycerz w zbroicy zakuty,
sprzysięgli się razem pono,
byśmy
fugare[22] z reduty,
której nam bronić potrzeba
235do tchu obrony — i basta!
Jurgieltnik
[23] woła w głos: „Chleba,
żołdu — bo wpadnę do miasta,
na kopiach mienie rozwłóczę,
a was rozumu nauczę!”
240Zapłaty żąda, lży jawno,
lecz jeszcze z ucieczką zwleka,
porzuciłby nas już dawno,
lecz wierzycielem jest — czeka.
Jak się salwować
[24] w rozpaczy,
245w czyimże posłuch jest głosie?
dziś rozkaz wydać to znaczy
kij w gniazdo zanurzyć osie!
Kraj pusty — — na wszystkie strony
inwidia
[25] z gniewem go toczy;
250cierpliwiec czeka obrony,
aż rosa wyżre mu oczy.
Wszak są królowie i możni
— sawant
[26] z sawantem dowodzi —
królowie są, lecz ostrożni,
255cóż ich to wszystko obchodzi!!
SKARBNIK
Któż zważa na sojuszników?
Subwencje, które przyrzeczono,
to jeno papier — bez wyników —
a zabieg sam kosztuje słono.
260Cesarska mości — któż oto
w twym państwie posiada złoto?
Gdzie spojrzysz, tam
homo novus[27]!
Jeden drugiego popiera,
pałace, splendory, powóz —
265jak karmazyn się rozpiera;
a przywileje sialiśmy jak śmiecie,
aż przywilejów zabrakło w kalecie.
I cóż? stronnictwa — ? — tu jest sedno!
szaleniec, kto by liczył na nie!
270miłość, nienawiść — wszystko jedno,
byleby wrzeszczeć mogli, panie!
Prawica czy lewica — cóż?
nic zaśpi nikt w popiele grusz,
skąd może, grosz dla siebie dusi,
275a dla bliźniego? owszem: nóż!
dla siebie jeno zgarniać musi!
To chciałem rzec! — Zobaczyć trza
szaleńców i ich zapusty,
gdzie każdy jeno o siebie dba —
280skarb państwa musi być pusty!
MARSZAŁEK
I ja już cierpię od miesięcy;
mówią: kto prawy, dziś oszczędza;
a potrzeb co dzień coraz więcej
i co dzień większa nędza.
285Z kuchnią to jeszcze jako tako —
są dziki, sarny i jelenie,
kury, pantarki
[28], kaczki, gęsi,
więc jest dziczyzna, są pieczenie:
warzy się, kuchci, mięsi, tęsi —
290z tym wszystkim jeszcze jako tako;
to prawda — zawsze brak zapłaty,
lecz nas ratują deputaty
[29]
i dziesięciny
[30]; ale szczerze
trza wyznać: wszystko w łeb już bierze:
295Panowie! przyjdzie ta godzina,
że nam zabraknie w dzbanach wina!
Jakie to ongi, mój ty Boże
— w piwnicy, w którą spojrzysz stronę,
gąsior się wspiera na gąsiorze,
300wszystkie brodate i omszone;
pito też, pito, aż wypito,
jakby kto lał w dziurawe sito;
i — skończyło się! — Daj to katu,
już pożyczone z magistratu —
305i to wypito; tak tu społem
wszyscy leżeliśmy pod stołem.
A teraz wszyscy do mnie: radź!
kto wypił — ty, marszałku, płać!
Płać!! ale z czego? więc do Żyda!
310dobrze — lecz procent! — no — ma rację;
sumę zdwojoną sumie przyda —
procenty i amortyzacje —
nim się rok łoni
[31] w nowy zmieni,
już siedzisz u Żyda w kieszeni;
315zastawiasz piernat
[32], gdzie co padło —
ni świnia nie porośnie w sadło —
a potem zjadaj chleb z ościami —
za czerstwy? — ano popij łzami!
CESARZ
zamyślony; po chwili do Mefistofelesa
Wystąpże, kpie
[33], i ty z skargami!
MEFISTOFELES
320Ja? — nie! — przeciwnie — raczej ku nauce
kilka spostrzeżeń właściwych dorzucę.
Patrzę w twarz waszej miłości,
w waszą i całego dworu,
skądże ten brak ufności?
325— ja nie pojmuję sporu.
Wola twa włada, o, panie,
podparta przęsłem rozumu,
więc zaraz tu zgoda stanie
wśród zwaśnionego tłumu.
330Noc umyka przed słońcem w złocistej koronie!
Czyliż może być ciemno, gdzie tyle gwiazd płonie?
POMRUK TŁUMU
1. Toć sowizdrzał
[34], jak nas zwiódł!
2. Kłamie bestia, niczym z nut!
3. Ten szczęśliwy, kto uwierzy!
3354. Sens tej mowy? — projekt świeży!
MEFISTOFELES
Wszystkim czegoś brak na świecie,
każdy swe minusy zlicza,
a was brak gotówki gniecie;
z piasku nie ukręci bicza,
340lecz od czegóż mądrość przecie?
gdy pieniędzy brak lub chleba —
wyrwać z ziemi, gdy potrzeba!
Przypominam wszystkim oto,
że w ruinach, złomach gór,
345leży lite, bite złoto,
jeno kopać, zgarniać w wór;
kto je znajdzie? — krótka rada:
kto przyrodą, duchem włada,
ten mamony w bród posiada.
KANCLERZ
350Duch? Przyroda? Mowa mglista;
to niechrześcijańskie słowo;
niejeden już ateista
przypłacił je własną głową.
Przyroda to grzeszne baśnie,
355duch jest oczywiście czartem —
z nich zwątpienie, które właśnie
tamtych dwojga jest bękartem.
U nas nie tak! W naszym kraju
przed innymi prym
[35] swój bierze
360święty w bożym gronostaju
i rycerz przysięgły wierze;
oni na ojczyzny straży
stoją, Kościoła są tarczą,
z nimi wielkość się nam darzy,
365oni nam jedni wystarczą.
Gmin obłąkany przewiną
pozory za prawdę bierze;
przeto wśród gawiedzi słyną
czarownicy i kacerze
[36].
370Oni to swymi sztuczkami
nam szkodzą, choć żądzom dogadzać,
ichże to chcesz błazeństwami
w wysokie progi wprowadzać?
Tyś, mospanie, krewki raptus
[37]!
375bronić czeredy onej!
Rzeknę, żeś jest
mente captus[38]
lub kiep z diabłem spokrewniony!
MEFISTOFELES
Męża nauki w każdym wietrzę słowie!
Czego nie dotknie — nie istnieje — powie,
380czego nie ujmie — tego być nie może,
czego nie zważy — ach! — to nieprawdziwe,
a czego nie spienięży — jest bardzo wątpliwe.
CESARZ
Kazanie nam postne prawisz?
dość tego! — skończ jak najprędzej,
385gadaniem nic nie poradzisz,
tu trzeba pieniędzy, pieniędzy!
MEFISTOFELES
Dostarczę wam, czego chcecie;
wprawdzie nie łatwe, co łatwe —
chcąc buty uszyć, wszak wiecie,
390trzeba mieć szydło i dratwę.
Pzypomnę jeno — rzecz drobna —
lecz nie mniej przeto ważka:
ziemia w bogactwa zasobna,
a dobyć je? — toż to igraszka!
395Przypomnijcie rzymskie dzieje,
wędrówki ludów i wojny,
zamieszki, rozterki
[39], nadzieje —
o zasobek niespokojny
obywatel, co bogatszy,
400skarb krył przed siły
[40] wrogiemi;
skarb swój cenny i najrzadszy
zakopywał w łonie ziemi.
Tak to było, jest i będzie!
człowiek rządzi się obawą;
405a któż, pytam, w pierwszym rzędzie
ma do skarbów takich prawo?
Wszystko w ziemi zakopano —
czyja ziemia? — cesarzowa!
więc i wszystkie skarby — a no
410są cesarskie —
SKARBNIK
— Ani słowa,
błazen mówi, alić racja.
KANCLERZ
Cała błazeńska oracja
[41]
diable koloryzowanie
[42],
415lecz rzecz sama nakazuje
mieć się na baczności, panie!
MARSZAŁEK
Niech no waszeć sprokuruje
dary, które tak wysławia;
— wszelkie ziarno zdrowe ptakom —
420niechby trochę i bezprawia,
byle było jako tako.
HETMAN
Mądry błazen! — w lewo, w prawo
skarbów mrowiem w oczy szasta,
żołnierz nie pyta o prawo,
425ni skąd — byle żołd — i basta!
MEFISTOFELES
Przypuszczacie, że was mamię?
że niepewna moja droga?
że podchodzę, łżę i kłamię?
oto macie astrologa —
430on niech mówi!!
— Nuże! — rozkop
kanały w nieba rozłogu
[43]
i odczytaj nam horoskop,
dobry panie astrologu.
POMRUK TŁUMU
4351. Już się zwąchał szelma z szelmą.
2. Im to gratka — dla nas biada.
3. Wnet nam wzrok zasnuje bielmo.
4. Wróż mówi — kiep podpowiada.
ASTROLOG
mówi — Mefistofeles podpowiada
Słońce to szczere, lite złoto
[44],
440Merkury dany nam jest do pomocy,
Wenus zapładnia nas tęsknotą
O każdej porze dnia i nocy;
panieńska Luna
[45] ułudnie kaprysi,
zwłaszcza gdy wdzieje swój kołpaczek lisi
[46];
445Mars godzi siłą w nas, a pięknem Jowisz
i Saturn — choć go ledwo okiem złowisz;
metal nieosobliwy w nim, choć przecie
waga jego dosadna we wielkim wszechświecie.
Ba! gdy się słońce z księżycem skojarzy
450— więc złoto z srebrem w godnie lśniącym chórze
wtedy jest szczęsny — czas — wszystko się darzy
w tej złotosrebrnej, dźwięcznej koniukturze
[47]:
masz i pałace, skarbce, wirydarze
[48],
strome piersiątka i nadobne twarze.
455Dla nas ta droga niezdobyta, płona
[49],
lecz ten mąż światły sprawi to, dokona!
CESARZ
Słucham z wzmożoną uwagą,
jak dziarsko słowem szermuje —
mówi z sensem i powagą,
460lecz mnie to nie przekonuje.
POMRUK TŁUMU
1. Cóż nam z tego — banialuki!
2. Scjencja
[50] kalendarzowa!
3. Chemiczne szalbierekie sztuki!
4. Stare głupstwa — kusa
[51] mowa!
MEFISTOFELES
465Oto stoi cała sfora
w niepewności głuchej, marnej;
jednym śni się mandragora
[52],
drugim pies kudłaty, czarny.
Łatwo mówić: „czarnoksięstwa —
470sprawa czarcia — rzecz przeklęta —”
trudniej skrzesać nieco męstwa.
A tu, bracie, swędzi pięta,
a tu każdy w sobie czuje,
w najtajniejszych warstwach ducha,
475jak pokusa w nim harcuje
i żądz ogniem do łba bucha!
Gdy tak ta pokusa pcha cię,
gdyś po szyję w matnie zalazł —
kop! grzeb! krzyknij: „kuraż
[53], bracie!
480tum cię szukał! tum cię znalazł!”
POMRUK TŁUMU
1. Mnie w ręce strzyka —
2. mnie rwie w nodze —
3. podagra pewnie —
4. brzuch jak ołów —
4855. kciuk puchnie —
6. w krzyżach łamie srodze —
7. znaki, że tu jest walny
[54] połów.
CESARZ
Prędko! Ej — nie ujdziesz cało,
jeśli skłamał, gardłem skarżę!
490Więc do dzieła! pokaż śmiało,
w jakiej skarby twe pieczarze.
Złożę berło, miecz odpaszę,
sam się wezmę do łopaty,
ale wara pluć nam w kaszę!
495Więc do dzieła — albo baty!
MEFISTOFELES
Cóż za pośpiech! Wskażę drogi
mimo groźby twe pohańskie,
lecz któż zliczy te rozłogi,
wszystkie te skarby bezpańskie,
500których bezmiar! — Z wyorzyska
chłop orzący — pod bruzdami
— patrzy — aż ryngraf
[55] wybłyska,
lub żeleźniak
[56] z dukatami.
Indziej, spojrzy, aż w oborze
505ściany się saletrą
[57] pocą —
— nie saletrą! — miły Boże!
to czerwieńce
[58] tak się złocą!
Ileż sklepień, kurytarzy
zasypanych, poniechanych,
510w których splendor skrzy i żarzy
wielkich skarbów, niesłychanych!
Aż w podziemia, w kraje duchów
łowca skarbów schodzi śmiele —:
przepych! śród złotych łańcuchów,
515kolie
[59], kolce i manele
piętrzą się i w poniewierce
plączą pośród rozpadliny;
wszystko skrzy, aż rośnie serce!
brylanty, szmaragdy, rubiny!
520A pobok — to nie do wiary —
rzędem beczki wina stoją,
lecz dąb dawno spróchniał stary;
wino przemyślnością swoją,
jak ów kokon jedwabnika —
525kamienie winne wyłania,
przez które ciecz nie przenika,
lecz dostałość swą osłania.
dorówna zlotu w wartości.
530Jednym słowem, mędrzec śmiały,
ciągnie zysk ze swej mądrości.
Dzień? cóż dzień! — to omamienie,
wielkie nic lub większa złuda —
jeno nocy mroczne cienie
535misteryjne jawią cuda.
CESARZ
Noc dla siebie ostaw, błaźnie,
na nocturno strój basetlę —
mnie daj jasno i wyraźnie,
co masz dać, przy dziennym świetle.
540W nocy wszystkie koty szare,
precz z tym „może”, „cichcem”, „niby”
Rozkop w dzień skarbów pieczarę
i w dzień odwal pługiem skiby.
MEFISTOFELES
Weź, wasza mość, do rąk łopatę,
545znój chłopski nic ci nie zaszkodzi,
miło samemu wziąć zapłatę —
każda garść ziemi złoto zrodzi.
Potem przywdziejesz diadem złoty,
kochance kolie sprawisz nowe,
550bo któż zaprzeczy, że klejnoty
zdobią i tron, i białogłowę?!
CESARZ
Prędzej! Prędzej! Po cóż zwlekać!!
ASTROLOG
jak poprzednio; podszept Mefistofelesa
Wasza cesarska mość, ja radzę czckać —
nicch się odbędzie fest zwyczajnym torem;
555zważ — roztargnienie złym bywa doktorem;
wpierw nam się trzeba skupić, wzwyżyć w duchu,
by to, co niższe, zmusić do posłuchu.
Dobrym być musi ten, co dobra pragnie,
kto chce radości — niech będzie jak jagnię,
560kto łaknie wina — niech gromadzi grona —
wszak przywołuje cud — wiara wzmożona!
CESARZ
A więc niechaj radość włada
przed popielcowym memento
[62]!
Niechaj herold zapowiada
565mięsopustu
[63] wielkie święto.
Trąby.
Wychodzą.
MEFISTOFELES
GłupotaPoszli! Ot głupcy! — Zresztą skądżeby wiedzieli,
że szczęście i zasługa splata się jak strofa,
gdyby filozoficzny kamień w ręku mieli,
byłby jedynie kamień, lecz bez filozofa.
ZAPUSTY
Faust —
Pluton[64],
Mefistofeles —
Zoilotersytes[65] —
Skąpiec,
Cesarz —
Pan,
Herold,
Kwieciarki,
Gałąź
oliwna z owocami,
Wieniec dożynkowy.
Wian fantastyczny,
Równianka fantastyczna,
Przekora,
Pąki różane,
Ogrodnicy,
Matka i córka,
Drwale,
Poliszynele[66],
Pasożyty,
Pijanica,
Gracje:
Aglaja,
Hegemona,
Eufrozyna,
Parki:
Atropos,
Kloto,
Lachezis,
Furie:
Alekto,
Megera,
Tyzyfona,
Bojaźń,
Nadzieja,
Rozwaga,
Efeb —
Woźnica,
Plotkarki,
Głodomór,
Herod —
Baba,
Faunowie,
Satyr,
Podziomki,
Olbrzymy,
Rusałki,
Rybacy,
Ptasznicy,
Satyryk,
Poeci,
Tłum.
Olbrzymia sala z komnatami pobok, strojnie, zdobno, maskaradowo.
HEROLD
570Nie na groźne śmierci pląsy,
diable igry rybałtowe
[67]
wołam was, ale na pąsy,
na zabawy jasne, nowe,
abyście tak spąsowieli,
575jak krzew róż pod słońca tchnieniem
tej mięsopustnej niedzieli
bezpamiętnym rozbawieniem.
Cesarz w swej rzymskiej podróży
spoza Alpów stromej ściany
580gościniec
[68] nam bardzo duży
przywiózł: wigor roześmiany.
W tej stolicy nadtybrowej
sam koronę — w równej parze
Błazenzyskał dla nas — stroik nowy:
585czapeczkę błazeńską w darze.
Tym przybraniem odrodzony
każdy z nas się dumnie puszy,
rad
[69] z dzwonkowej czapki onej,
z śmiechem wciąga ją na uszy;
590i choć w tej mycce
[70] do błazna podobny,
udaje rozum, w rozum niezasobny.
Już się kupią
[71] i gromadzą.
w pary łączą i kołują —
tu pod pachy się prowadzą,
595tam z osobna krążą, snują.
Dalej bracia, dalej żywo,
z sercem szczerym i przyjaznym,
byle chwilkę mieć szczęśliwą —
tak czy owak świat jest błaznem.
KWIACIARKI
śpiew, mandoliny
600Poklask dajcie nam niezwłocznie!
Wymuskane w tańcu szranki
juz ruszają śpiewnie, skocznie
urodziwe florencjanki.
605wonne kwiatów i ziół wonią,
krasne wstążki rozpuszczona
owijają nas i gonią.
O, nie więdną nasze kwiaty,
kwitną cały rok i dłużej —
610kunszt ten, czar i aromaty
niechaj wam, panowie, służy.
każdy na nas strzęp swawoli —
wyszydzicie to czy owo,
615jednak całość was zniewoli.
Prawda — bierze was ochota
zbadać, co ukrywa szata? —
czar niewieści i prostota
dziwnie się ze sztuką splata.
HEROLD
620Dziew korowód lśni, pomyka;
wielki wybór — herold wita —
dajcie zajrzeć do koszyka,
co na głowach waszych skwita.
Prędzej, prędzej, niechaj sala
625ogrodowym wionie czarem,
a z was każdy niech zachwala
ogrodniczki wraz z towarem.
KWIACIARKI
Targ to targ, lecz bez kramarki,
niechaj się gromada skupi —
630
za żart każdy towar kupi.
GAŁĄŹ OLIWNA Z OWOCAMI
Nie zajrzę
[76] kwiatom urody,
wszelkiej unikam niezgody;
pośród wojennego znoju
635jestem rękojmią
[77] pokoju;
dzisiaj radość we mnie płonie,
że wśród zacnych dworzan roju
najgodniejsze zwieńczę skronie
gałązką oliwną pokoju.
WIENIEC DOŻYNKOWY
640Ja, syn pługa, zrumieniony
czerwonym słońca rumieńcem,
dar wam niosę, dar niepłony
[78] —
z dożynkowym idę wieńcem.
WIAN FANTASTYCZNY
Barwne kwiaty, niby malwy
645przybrane w mchy i nietoty
[79],
to mody kapryśnej salwy,
nie szukaj we mnie prostoty.
RÓWNIANKA[80] FANTASTYCZNA
Nikt nie zna mojego wiana
i nic mnie to nie obchodzi —
650za tobą tęsknię nieznana,
co z dziew kwiecistej powodzi
wyciągniesz ku mnie swe dłonie
i w warkocz wpleciesz bezładnie,
a kwiat mój zadrży i spłonie
655i na pierś twoją opadnie.
PRZEKORA
Niechaj wyobraźnia licha
służy dnia znikomej modzie,
z przyrody pijąc kielicha
wiecznej hołdujesz pogodzie;
660niezabudki i kaczeńce,
splatajcie się w wdzięczne wieńce! —
Lecz my —
PĄKI RÓŻANE
— skrywamy się, niczyje —
szczęśliwy ten, co nas odkryje.
665Gdy się dnie lipcowe dłużą,
róża wonią gwarzy z różą —
pełny, szczęsny dzień, uroczy;
bo przyrody panowanie,
obiecanie i oddanie
670poi serce, myśl i oczy.
W zielonych wirydarzykach kwieciarki rozkładają nadobnie
swój towar.
OGRODNICY
śpiew: akompaniament teorbanów
[81]
KwiatyZ tym już musicie się zgodzić —;
kwiat można pieścić, całować,
owoce nie chcą uwodzić,
owoce chcą jeno
[82] smakować.
675Wiśnia się pyszni, zrumienia
brzoskwinia — wonna patoka
[83]!
Kupujcie — sąd podniebienia
stokroć prawdziwszy niż oka.
JabłkoPowab owoców najszczerszy
680niech was na próżno nie kusi,
róża to temat do wierszy,
lecz jabłko ugryźć się musi.
Więc zezwólcie, byśmy w dani
wnieśli owoc ku osłodzie —
685niech się towar nasz stragani
w tej sąsiedzkiej, dobrej zgodzie.
Pod girlandą smereczaną
oświetlone tak rzęsiście —
pełnię tworzą niesłychaną:
690pąki, kwiaty, owoc, liście.
Przy śpiewie przeplatanym, przy wtórze gitar i teorbanów — piętrzą
oba chóry swój towar, przystrajają go i zachwalają.
Matka i córka.
MATKA
Ledwieś odrosła od ziemi
córko ma, rusałko —
stroikami rozmaitemi
zdobiłam twe ciałko;
695chodźcie, chodźcie, cni rycerze,
najbogatszy niech ją bierze —
szczęście sprzyja śmiałkom.
Ach! minęły długie lata,
wzrósł twój czar kobiecy,
700nikt nie posłał do cię swata
z całej okolicy;
z tym zatańczysz, tego zmanisz,
a tamtego — otumanisz —
wszystko po próżnicy.
705Na nic ciuciubabka, fanty —
alkierzyk
[84] twój pusty;
męskie plemię — o! to franty!
Lecz dziś mięsopusty —
nastaw sidła, oczkuj ładnie,
710może przecie w potrzask wpadnie
jaki kąsek tłusty.
INTERMEZZO[85] PANTOMIMICZNE
Zbliżają się rówieśniczki młode, hoże
[86].
Zaczyna się pogwar szczebiotliwy.
Wchodzą
Rybacy i
Ptasznicy ze sprzętem przynależnym:
z sieciami, wędkami, potrzaskami.
Wabienia, łowy, ucieczki.
Strzępy rozmów uciesznych.
DRWALE
nawalnie; gromko
Z drogi, bracia, czynić rum
[87],
idzie z nami borów szum,
borów granie, zgrzyty piły,
715stuk toporów, jęki drzew,
trzask gałęzi, chorał siły,
twardy tupot — drwali śpiew.
Dłonie grube, spracowane,
naprężone sznury żył —
720wasze ręce wymuskane
boją się, cofają w tył
Z mąki marymonckiej
[88] panki,
zwarzyłby was mróz i chłód —
i was, panny z morskiej pianki,
725gdyby nie nasz, drwali, trud.
POLISZYNELE[89]
papląco, pustaczo
A niechże was las ogarnie,
żywot tak przetrudzić marnie!
My inaczej! — zwiewnie, cicho,
mozół odsuwamy wszelki —
730po co z lasu wołać licho?!
Robdeszany
[90], pantofelki,
oto stroik jak się patrzy!
Wy się trudźcie — my inaczej. —
Zbiegowiska, karuzele,
735jarmark, ścisk, bujne gamratki
[91],
uciech, festów
[92] wiele, wiele —
żywot aksamitny, gładki.
Po tym życia śliskim torze
kręcimy się jak węgorze —
740wschodzim, chociaż nieposiani —
zwinni, żwawi, sprytni, szczwani;
choć tam bieda w kamienicy
my sobie hoc
[93] na ulicy.
Śmiejcie się lub gańcie nas,
745przetrzymamy — mamy czas!
PASOŻYTY
pochlebnie, łakomie
ZdradaDrwal i węglarz to nasz brat;
przygarbienie, przytaknięcie,
półsłóweczka — to nasz świat —
tego przestrzegamy święcie;
750lecz jeśli kto w walce padł,
odwracamy się na pięcie,
pal go kat!
Gdyby węgli, drzew nie było,
— że to ogień skrzesz i dmuchnij —
755czym by w piecach się paliło?
czym by się paliło w kuchni?
Musiałby spaść ogień z nieba —
wszak nam zawsze ognia trzeba;
na ogniu się wszystko smaży,
760praży, tęsi, mięsi, warzy,
wrze i pryska, skipi, piecze,
aż do gęby ślinka ciecze.
Pieczeń, pasztet, ryby, zrazy,
imbir, czosnki i wawrzyny —
765jakież wizje i obrazy,
jakież prace, jakie czyny!
PIJANICA
zawiany mocno
Zacząć ze mną nie przelewki,
mnie dziś wszyscy, panu, służą;
wigor w kościach, we łbie śpiewki,
770aż za dużo, aż za dużo!
Pije Kuba do Jakuba —
wasze zdrowie, moje zdrowie —
moja luba — daj no dzioba —
kto się dowie? — nikt nie dowie.
775Baba na mnie z gębą — huzia,
coś ty, dziadu, wdział za łachy!
plask — plask — spuchła nieco buzia
— co tam strachy — strach na Lachy!
WinoHulaj dusza bez kontusza!
780w górę szklanki — dobra nasza!
wino wigor w nas porusza,
wino diabła z nas wystrasza.
Więc na szczęście —! I na biedę —!
Socjeta
[94] tu, widzę, krewka —
785gospodarzu, daj na kredę
[95],
na kredę mi daje dziewka.
Przypij do mnie — ja do ciebie!
Panna — wdowa — każda łasa —
zdrowie twoje tu i — w niebie,
790jedz, pij i popuszczaj pasa!
Ululałem się wspaniale —
czas już w drogę! — w jaką drogę?
Ostawcie mnie, gdzie się zwalę —
ustać — jakoś — tak — nie mogę.
CHÓR
795Pije Kuba do Jakuba! —
co? nie pije? — bęc, po ziobrze!
tęgo się już kurzy z czuba —
kto pod ławą, temu dobrze.
INTERMEZZO PANTOMIMICZNE
Herold zapowiada przybycie Poetów różnego autoramentu:
Poetów przyrody, Panegirystów, Piewców rycerstwa, wdzięku i entuzjazmu.
Pchają się na wyprzódki,
trudno też komukolwiek dojść do słowa.
Zaledwie jeden dziwnym trafem przemyca czterowiersz; to:
SATYRYK
Obym, bracia, tego dożył,
800— to jedno mnie kusi i łechce —
abym taką pieśń ułożył,
której wysłuchać nikt nie zechce.
Poeci nocy i cmentarzy przepraszają bardzo, że to nie mogą wziąć
udziału w zebraniach wieszczów, lecz nazbyt są zajęci interesującą
rozmową z nowo wylęgłym upiorem
[96];
kto wie, czy z tego dyskursu nie powstanie nowa szkoła poetycka;
Herold, acz niechętnie, godzi się na ich wywody i przywołuje
postacie mitologii greckiej, które, jakkolwiek w modnym przebraniu,
nie utraciły nic a nic z wdzięku właściwego i charakteru.
Gracje.
AGLAJA
Wdzięk wnosimy zawsze, wszędzie;
dar wasz niechaj wdziękiem będzie.
HEGEMONA
805I wdziękiem też przyjmowanie,
gdy się chęciom zadość stanie.
EUFROZYNA
W dnia cichego zachód miękki
najwdzięczniejsze złóż podzięki.
Parki.
ATROPOS
Po starszeństwie tu przychodzę;
810nić się snuje, nić żywota —
— i oczami po was wodzę —
nić się snuje jak tęsknota.
Miękka, wiotka nić — bom oto
len wybrała pierwszej próby —
815niespsowany mgłą ni słotą,
nie za cienki, nie za gruby.
Umiar głoszę wam — strwożona!
koniec nici któż odgadnie?
nitka nazbyt naprężona —
820nagle pęknąć może snadnie
[97].
KLOTO
Dzisiaj jam nożyce wzięła,
spójrzcie! każdy z was uwierzy;
poprzedniczka moja cięła
jakoś nie tak, jak należy;
825bywa — snuje długie dzieje
rozwlekle i opętanie,
indziej znów piękne nadzieje —
ciach! — przecięła niespodzianie.
Alić i ja, moi drodzy,
830zbyt rozwagą się nie szczycę,
przeto trzymam się na wodzy —
i w puzdrze
[98] skrywam nożyce.
Tak spętana z dobrawoli
zaniechałam swojej pracy —
835a więc bawcie się do woli,
chociaż wszyscy jacy — tacy.
LACHEZIS
Z siostrzyc moich, żwawych prządek,
— najrozsądniejsza w ich gronie —
powierzony mam porządek,
840w porządku staję obronie.
Nić się snuje, nić się mota
w wyznaczonym sobie torze,
lccz z wartkiego kołowrota
bez mej wiedzy spaść nie może.
845Trwam uważnie na tej straży,
chociaż świat się przeinacza —
— aż się koło me przeważy
wolą wieczystego tkacza.
HEROLD
Tych trzech, które idą oto
850nie poznacie, o, uczeni,
przybrane w jedwab i złoto —
krok się każdej tęczą mieni;
któż by odgadł pod tą szatą,
że z złem idą i z zatratą?
855to Furie! — I któż bo uwierzy —?
piękne, gibkie, hoże, młode;
jaki wonny, śpiewny, świeży
czar oplata ich urodę?
Baczność! — podła, śliska żmija
860pod kwiatami się przewija
chytrze, skrycie; — lecz w tej porze,
gdy się błazny spowiadają —
niosą upomnienie: gorze!
ludziom gorze — gorze krajom!
Furie.
ALEKTO
865Cóż — zawierzycie nam, kochani?
wszakże was piękność nasza wzruszy?
każdemu z was o jego pani
kochanej coś szepniemy w uszy;
wreszcie w rozmowie oczy w oczy
870powiemy: — tego ma — i tego —
— brzydka, garbata — krzywo kroczy
ach! narzeczona?! — do niczego!
Lecz jej powiemy też, żeś plotkarz,
że o niej mówisz coś nieładnie,
875gdy przypadkowo tamtą spotkasz —
tak się niewiara w serca wkradnie.
MEGERA
To nic! — Lecz gdy się już pobiorą,
wtedy ja stworzę im gehennę
[99],
zatruję każdą chwilę zmorą;
880zmienne jest serce i dnie zmienne.
A kto tęsknotę jedną ziści,
tęskni do nowych chwil urody,
porzuca pełen nienawiści
słońce — i pragnie rozgrzać lody.
885Diabeł ogniska domowego
mnie jednej dochowuje wiary —
wspólnie dodajem złe do złego;
mym działem w przepaść gnać ofiary.
TYZYFONA
Ja tropię zdrajców — tam się wśliznę,
890kędy się przeniewierstwo lęgnie;
sztylet podrzucę i truciznę —
— dziś — jutro zguba cię dosięgnie.
Chwile słodkie zapomnienia
bez apelu, bezpowrotnie
895władza moja w żółć przemienia,
zawiniłeś — cierp stokrotnie.
Przebaczeniem ni pociechą
w strasznej nie łudź się godzinie;
Słysz! Słysz! „Zemsta” woła echo —
900kto się zdradą para
[100] — ginie!!
HEROLD
Proszę, odsuńcie się co nieco,
bo oto nowe maski lecą —
obraz podobny wielkiej górze.
905Boki okryte dywanami —
— góra nadchodzi! — Góra żywa!
łeb smoczy — błyskający kłami —
wężowy ryj — ogniowa grzywa —!
Na karku siedzi wdzięczna dama
910subtelna i przybrana ładnie,
a lejce w rączce dzierży
[103] sama,
laską kieruje smokiem składnie.
A za nią druga — istna łania —
królewska, dumna, znać w niej butę
[104] —
915tęcza świetlana ją zasłania —;
pobok
[105] niewiasty kroczą skute:
jedna strwożona, w sobie drżąca,
druga radością gorejąca —
pierwsza wolności zewsząd woła,
920szuka w tęsknocie dookoła,
a wolność w drugiej jest niewieście —
powiedzcie same, czym jesteście?
BOJAŹŃ
StrachŚwiec, lamp, pochodni blask się żarzy,
a wszędzie mroczno, straszno, ciemno;
925śród masek stoję, obcych twarzy,
— w kajdanach — groza skuta ze mną.
Precz, kpiarze! — Lęku bladolicy!
Szydercy! — Co się ze mną stanie —
zewsząd mnie zdradni przeciwnicy
930strącają w przepaść, w mrok, w otchłanie!
Wszędy — z przyjaźni wróg się rodzi;
znam ciebie, masko! — tyś zagłada!
Ten mnie chciał zabić! — a —! uchodzi!
twarz jego krzyczy: zdrada! zdrada!!
935Ach! uciec! uciec! przed tą zgrają —
na koniec świata! — Noc przeklęta!
Już zewsząd mroki napierają,
groza mnie więzi, trwoga pęta!
NADZIEJA
Bądźcież mi, siostry, pozdrowione!
940A chociaż w maskach dziś i wczora
niejako jesteście zgubione
i dusza w was smętem chora
w tej ćmie dymiących pochodni —
wierzę, że przyjdzie ta pora,
945w której słońca, kwiatów godni
chodzić będzie po łące,
brodzić w trawie po kolana,
parami albo w rozłące
pod zorzą złotego rana;
950wedle woli śnić, rozprawiać —
bez chmur groźnych i beztroski,
nigdy sobie nie odmawiać,
jeno spokój chwalić boski.
Wszędzie radośnie witani,
955już dziś szeroko rozgłoście,
że pragnieniem przywołani
jesteśmy słoneczni goście —
że wieść dobrą niesiem w dani
[106]!
Wierzajcie — szukajcie — znajdziecie —
960najszczęśliwszą chwilę w świecie!
ROZWAGA
Bojaźń, Nadzieja — skowane;
z daleka stójcie, z daleka,
tłumy słowem opętane.
965
Jedzie kolos — ja przewodzę!
Wysoczysta na nim wieża —
jedzie po znaczonej drodze —
krok w krok ku szczytowi zmierza. —
A na barkach dumnej wieży
970bogini w skrzydeł sztandarze
lotem w zwycięstwo mierzy —
zwycięstwo niesie wam w darze.
Światłość ją broni i gloria
i gwiazd diadem wspaniały;
975to ona — ona — Wiktoria
[107]!
bogini czynów i chwały!
ZOILO-TERZYTES-MEFISTOFELES
Tere-fere! — W porę właśnie
idę, niech was piorun trzaśnie!
A najgorsza ta wywłoka
[108],
980Wiktoryjka czarnooka.
Rozwijasz swe skrzydła, szelmo,
niby orzeł w nieba jasność,
na oczy zarzucasz bielmo,
że to wszystko twoja własność —
985i lud, i kraj! — Hola! Hola!
jeszcze żyje moja wola —
nasza wielka mała wola —!
To, co niskie, podnieść trzeba,
ku ziemi naniżyć nieba,
990skrzywić proste, sprościć krzywe,
wyrównać wzniesienia wszędzie;
czasy równe i szczęśliwe!
Tak być musi i tak będzie!
HEROLD
Już ciebie do milczenia zmuszą
995te kije — wynoś się psiaduszo!
niech cię pokręci, sjamski miocie —
w nawozie miejsce twe i w błocie!
O, jak się kurczy obrzydliwie,
kupą się gnoju naraz staje.
1000Lecz cóż to? — patrzcie — dziwo w dziwie!
ten gnój się zmienia w duże jaje!
rośnie — nadyma się i pęka!
Ze skorup — para wraz bliźniacza
mątwi się, skuczy i pojęka —
1005już się wynurza i wytacza —
już widzę — już — pełzącą żmiję —
kształt drugi? — widzę — nietoperza!
Jedno się w pyle ślini, wije,
drugie ku pułapowi zmierza!
1010O! — giną — już — w nocnej otchłani!
Źle trzecim w takiej być kompanii.
GŁOS Z TŁUMU PIERWSZY
Dalej, żywo! Już tam tańczą.
GŁOS Z TŁUMU DRUGI
Do diaska z wrzawą opętańczą.
GŁOS Z TŁUMU TRZECI
Czujesz, jak skrzydeł sfera
1015w myśl i serce nam się wpiera?
GŁOS Z TŁUMU CZWARTY
W włosach moich łka i jęczy —
GŁOS Z TŁUMU PIĄTY
Ból mnie srogi w nodze dręczy —
GŁOS Z TŁUMU SZÓSTY
Przecież nikt z nas nie ma rany —
GŁOS Z TŁUMU SIÓDMY
GŁOS Z TŁUMU ÓSMY
1020Do zabawy brak ochoty —
GŁOS Z TŁUMU DZIEWIĄTY
Tego chciały te huncwoty
[109] —
HEROLD
Znojny zawód wodzireja
sprawuję z dość tęgą miną;
w sercu mym żywie
[110] nadzieja,
1025że godziny jakoś miną
tych mięsopustnych szałów,
że więc do białego ranku
nikt z nich nic poniesie szwanku
i jakoś wyjdzie z opałów —
1030chociaż noc niesamowita
strachami jak piaskiem sieje;
Spoza okien wciąż wykwita
jakiś duch, straszydło, zmora. —
Ej! strzygowe wodzireje,
1035któż się z wami dziś upora!
Karzeł podał takt kaduczy
[111] —
za nim zgraja strzyg się włóczy! —
I w tej chwili cóż ma znaczyć
tych postaci szereg długi —?
1040— Wytłumaczyć —? na usługi —
— lecz jakże mam wytłumaczyć,
gdy sam zgoła nie rozumiem;
oto staje w masek tłumie
rydwan — świetny — czwórka koni —
1045— nie rozpycha — nie roztrąca —
jeno się szkarłatem płoni,
a tęczaność migocąca
pośród wartkich szprych zawiei
lśni jak gwiezdne zbiorowiska,
1050gdy zza czarnej ściany kniei,
w lipcu cicha noc rozbłyska!
Czar magiczny — świateł rój —
— tętni — pryska —
EFEB[112]-WOŹNICA
— prrr! — hoo —! stój!
1055Posłuszne ważnym nakazom,
rumaki, wstrzymajcie skrzydła,
lejce was mocne prowadzą,
znajcie moc mego wędzidła,
splendor tej wspaniałej sali
1060niechaj zjawa
[113] nasza chwali;
oto tłum się wkoło toczy
tłum ciekawy, zachwycony —
hej, heroldzie, podnieś oczy
i ogłaszaj na wsze strony,
1065zanim odpłyniemy stąd —
kim jesteśmy, co zacz, skąd;
mitologiczną znasz historię,
myśmy jej żywe alegorie.
HEROLD
Nie wiem, co zjawa wasza znaczy,
1070opisać mógłbym ciebie raczej.
EFEB-WOŹNICA
HEROLD
Trza przyznać, że z urody
mógłbyś zasłynąć — pięknyś, młody —
wyrostek wprawdzie, lecz kobiety
1075ocenią właśnie twe zalety;
kto zalotnisiem jest za młodu —
pisze się z kobieciarzy rodu.
EFEB-WOŹNICA
Owszem! niezgorzej to waszmość wywodzisz —
krok, a już ciekawości swej dogodzisz.
HEROLD
1080Czarnych błyskawic pełne twoje oczy,
moc gęstych włosów na czole,
urok przed tobą swawolący kroczy
z młodości wdziękiem w zespole.
Szaty cię stroją, purpura i złoto,
1085czar w tobie iście niewieści,
szept słyszę zewsząd nabrzmiały tęsknotą,
to echo miłosnych powieści.
EFEB-WOŹNICA
A kimże mąż ten w majestacie
siedzący na rydwanie?
HEROLD
1090To widać król, w królewskiej szacie,
a oczy jego — otchłanie.
Dobroć mu patrzy znaczna z lica
i szczodra jego jest prawica;
pod władzą jego mrą niesnaski,
1095szczęsny, kto w jego dworze stanie,
stokrotnie dozna, niespodzianie
jego królewskiej łaski.
EFEB-WOŹNICA
Niewiele —; rozważ dokładnie —
więcej powiedzieć wypadnie.
HEROLD
1100Jakżeż godności sprostać słowem!
zachwycam się tą pełnią lic,
wykwitającą pod turbanem,
spojrzeniem jasnym, wzięciem zdrowem
okryciem złotem bramowanem —
1105i cóż mam rzec — nie mówię nic —;
stworzon na władcę wielu sług.
EFEB-WOŹNICA
To Pluton
[114] — wszystkich bogactw bóg —!
Cesarskiej woli czyniąc zadość —
wnosi tu splendor swój i radość.
HEROLD
1110
A kto ty jesteś — powożący?
EFEB-WOŹNICA
Ja? — sny rozchwiane wciąż łowiący,
jestem poezją, rozrzutnością,
poetą, co swój skarb najrzadszy
rozdaje wszystkim z miłością —
1115i przez to coraz jest bogatszy —!
Choć ci się złudą to wydaje:
ten się bogaci, kto rozdaje;
przetom bogatszy od Plutona
i od koronowanych głów,
1120mam to, czego im nie dostaje
[115],
bez czego próchnem jest korona —:
radość żywota, przepych snów.
HEROLD
Zakwitasz chełpliwością — płoniesz w każdym słowie,
okaż, czy dzieła twoje dorównają mowie!
EFEB-WOŹNICA
1125Ach, panie! — starczy jeden szczutek
[116] —
— spójrz jeno, jaki chyży skutek!
oto pawiment
[117] gra perłami —
słyszysz, jak dzwonią, brzęczą, dźwięczą?
z palców wokoło strzela
1130Tak oto sieję pierścionkami,
drogich kamieni migam tęczą —
— dorzucam płomyk — niech się pali —
pośród szmaragdów i opali.
HEROLD
Tłum cały zwija się i kręci —
1135jak to zmiarkował
[118], co się święci!
Ten się raduje — tamten śmieje
do skarbów, które młodzian sieje.
Jak w śnie, jak w śnie, w całej przestrzeni
kamieni skrzy się blask i mieni.
1140Lecz oto zawód nowy czeka!
— ktoś już miał w ręku pierścień — swój! —
a klejnot mu ucieka —
— schyla się — znika — próżno goni —
innemu z pereł — chrząszczy rój
1145stonoży się na dłoni —
— strąca je — zrzuca z rąk co ducha,
a one brzęczą koło ucha.
Inny skrył kolię do kabata —
patrzy — aż tu motylek wzlata —;
1150okpił ich wszystkich frant ladaco —
mamidłem
[119] się nie ubogacą!
EFEB-WOŹNICA
Na maskach, mniemam, znasz się, wodzireju,
lecz trudniej z łupki wyłuskiwać ziarno —
tu trzeba tęższej głowy, dobrodzieju —;
1155lecz po cóż tracić czas na żmudę marną —?
Do ciebie apeluję! — twa władza mnie chroni.
do Plutona
Kto mi oddał w włodarstwo moc i rączość koni?
czyż nie kieruję nimi wedle woli twojej?
1160dla kogoż pierś zakuwam w hart zwycięskiej zbroi?
dla kogóż walczę? kogóż to palmami zdobię?
laury zdobywam — komu? nie sobie, lecz tobie!
PLUTON
Żądasz — daję świadectwo — kto wola
[120], niech słucha:
tyś, synu, duchem jest z mojego ducha —
1165bogatszyś niżli ja — a już nad wszelkie mienie
tę przez ciebie zdobytą gałęź sobie cenię —;
żądałeś, synu, mówię —; gromada pojęła —
upodobałem sobie ciebie i twe dzieła.
EFEB-WOŹNICA
do tłumu
Patrzcie — o patrzcie — patrzcie w krąg,
1170jak płoną dary moich rąk —
płomyk unosi się nad głową —
raz tu — raz tam — znowuż na nowo
to wzlata — to się zaczyna —
— tam jeno mignie przed oczyma —
1175— rzadko się wzbija — rzadziej żywo
zakwita z nagła w nim paliwo —
najczęściej jego świetlna krasa
zaniża się — chłodnie — przygasa.
PLOTKARKA I
Spójrz no — widzisz obok pana
1180tego cudaka, szarlatana?
PLOTKARKA II
A za nim — jakaż kwaśna mina!
głodomór — okropna chudzina.
PLOTKARKA III
Jeszczem takiego nie widziała.
PLOTKARKA IV
Ani uszczypnąć — ni krzty ciała.
GŁODOMÓR
1185Precz! Precz! Nie stać mi na drodze —
wam, baby, nigdy nie dogodzę.
Niegdyś, gdy się kobiety warzeniem parały —
łakomcem mnie, z łacińska Avaritią, zwały.
Lecz wtedy — klnę się Bogiem — niezgorzej się działo;
1190dużo do dom wnoszono — wynoszono mało.
Dbałem o szafy pełne, o wypchane skrzynie —
— mówiono — przewrotności! — że niedobrze czynię.
Lecz rychło się zmieniło! — zaczęła się nędza —
wiecie odkąd? — odtąd, gdy baba nie oszczędza;
1195odkąd więcej pożądań ma niż złotych w kasie —
chłopu długi i weksle
[121] każda chwila niesie.
Ano — przed chudą nędzą baba czuje stracha —
jeść chce, ubrać się pragnie — dalejże do gacha
[122] —
ten płaci! — Obrzydło mi do jasnej cholery!
1200Wszak chłopem jestem! Wolę nazwę sknery.
HEROD-BABA
Z smokami idź się, smoku, kłócić.
Zgłodniałe myśli mu się troją.
Przyszedł nam mężów bałamucić —
i tak nam kością w gardle stoją.
KOBIETY
gwarnie; na raz
12051. Patrzcie go — jak to szczęką klapie!
2. Która tam bliżej — wal po papie!
3. Głodomór! huzia — huź — do dziury.
4. Razem, na smoka! — to z tektury!!
HEROLD
Cicho! Do kroćset — Ćmo przebrzydła!…
1210Lecz niepotrzebny jestem zgoła.
Spójrzcie, jak smok podnosi skrzydła,
ślepiami toczy dookoła,
otrząsa się, chrzęści łuskami,
ogniami sieje, straszny, srogi —
1215krok stawia, pobłyskuje kłami —
rum
[123] sobie czyni — wszyscy w nogi —!
Pluton zstępuje z wozu.
Zstępuje — z królewską godnością!
skinął, zbliżają się smoki —
i skrzynię niosą z złotością
1220i ukłon oddają głęboki:
u nóg mu kładą tę skrzynię
w miraży cudacznej godzinie.
PLUTON
do Efeba-Woźnicy
Więc jesteś wolny! trud był nad twe siły;
oby się skrzydła twoje w jasny błękit wzbiły!
1225Nic tu po tobie! — Odejdź! — Duszne tu opary,
w których jak w mętnej wodzie roją się maszkary.
Tyś czysty — jasność wielka potrzebna twej duszy,
która jeno tym żyje, czym się w głębiach wzruszy.
Więc kędy piękno, dobro, kędy żywie ład —
1230leć! — tam, w samotność swoją, własny tworzyć świat!
EFEB-WOŹNICA
Więc idę — lotny poseł napowietrznej sfery —
w miłującej pamięci chowam cię i szczerej;
gdzie ty jesteś, jest pełnia, kędy ja, są żniwa —
błogosławiona droga wolna i szczęśliwa.
1235Przeto niejeden w sercu czuje niepokoje,
czy twoje obrać ścieżki ma, czy moje;
na twoich jest spoczynek, na moich ruch wieczny,
u mnie się ogniem spali, u ciebie bezpieczny.
Bądź zdrów! Czekają drogi na ziemi i niebie,
1240lecz zaszeptaj najciszej — powrócę do ciebie.
Odchodzi.
PLUTON
Więc oto nadszedł czas! otwieram skrzynie —
spójrzcie — tu do mnie! śpiżowe naczynie,
a w nim złota patoka
[124], żywe jak krew złoto,
pierścienie, kolie sławne cudowną robotą,
1245oto kolczyki, oto ogniwa łańcucha —
bezmiar złota wre, kipi, iskrzy się i bucha!
OKRZYKI TŁUMU
1. Spójrz, co za war i ściek —
złota po brzeg!
2. Złotych ogniw ciężkie wieńce —
1250dźwięczą, złocą się czerwieńce
[125].
3. Dukat w dukata pcha się, tłoczy —
blask roziskrzony rani oczy.
4. My zasłuchani — patrzym — niemi —
ile tu złota na tej ziemi!
12555. Nuże! wraz! czasu nie tracić —
schylać się! — zgarniać! bogacić!
6. Uwijajmy się, a w pędzie!
Cała skrzynia nasza będzie.
HEROLD
Głupcy, łasi! Kąsek tłusty!
1260Wierzę! — Lecz to mięsopusty,
karnawałowy jeno żart;
myślicie: tu pieniędzmi sieją,
a oni tylko tak się śmieją —
dobry żart tynfa wart.
1265Oni się bawią tak feerią,
a wy to zaraz tak na serio
i głośno — byle robić szum!
Plutonie, masek bohaterze,
wodzirej radzi tobie szczerze:
1270wyrzuć do diaska swarny tłum!
PLUTON
Pożycz mi laski swej na chwilę
— najlepiej będzie tak —
Oto ją w wrzątek końcem chylę —
Uwaga! Daję znak!
1275Błyska i pryska — laska płonie
kto się przybliży, w własnym łonie
poczuje taki żar, zawoła —:
ratunku! — lecz nikt nie przybieży,
bo sam by spłonął w tej obierzy
[126];
1280baczność! żar płonie — dookoła!
KRZYKI I ZAMIESZANIE
1. Już po mas!
2. Chroń się, gdzie kto może!
3. Uchodź! Pawiment cały gorze!
4. Twarz płonie!
12855. Kij przypieka!
6. Z daleka! Uciekać! Z daleka!
7. Nie robić ścisku! — Maski! — Gorze!
8. Rozstąp się, zgrajo przebrzydła!
9. Och, uciec! skrzydła mieć, skrzydła!!
PLUTON
1290A więc pierzchli w rozsypce — napad ich odparty;
kij płonący ich żwawo nauczył rozumu.
Krzywdy nikt z nich nie poniósł. Uprzedźmy złe żarty —
kręgiem się odgrodzimy niewidnym
[127] od tłumu.
HEROLD
Aleś im łupnia zadał! brawo!
1295Spójrz, jak cofają się z obawą!
PLUTON
O, cierpliwości, przyjacielu,
jeszcze tu z nich powróci wielu.
SKĄPIEC-MEFISTOFELES
Niechże się ja pogapię nieco,
wśród tej karnawałowej fety
[128];
1300widzę: zbliżają się i lecą —
gdzie ścisk, tam zawsze są kobiety.
Na wdzięk niewieści jestem łasy!
z tym ciężko! — coraz droższe czasy!
Lecz dziś pogrucham, potokuję —
1305dziś darmo, nic to nie kosztuje.
Za duży gwar, jak zawsze w tłumie;
jakże dam znać, że stoję, jestem?
Już wiem! — Oto się porozumiem
pantomimicznym, jurnym gestem;
1310wymowę nóg i rąk rozwinę
— lecz to za mało — trza z ostrożna —
ugniotę złoto tak jak glinę —
złoto we wszystko zmienić można.
HEROLD
Któż to tu włazi znów w paradę?
1315chce dowcipkować —; lica blade,
chudy okrutnie —; mięsi złoto,
jak ciasta w dzieży, albo błoto —
no cóż? — jest kupa — lecz bez kształtu;
teraz do niewiast się odwraca —
1320— cofają się — wołają gwałtu —
coś nieprzystojna jego praca;
już wstydem płoną — stają z dala,
a on się mocniej rozzuchwala;
podaj no laskę moją, panie —
1325kosterze
[129] sprawię tęgie lanie!
PLUTON
Ostaw kuglarza, niech błaznuje;
wszakże do czasu starczy przędza
i miejsca braknie — zgasną ruje;
prawo ma mniejszą moc niż nędza.
ZGIEŁK I ŚPIEW
1330Z dolin cienistych, z turni
[130] gór
kroczy zdziczałych ludów chór.
Jak prąd rwą ku wam, niewstrzymanie,
to Pan
[131] z orszakiem —
— Panie! Panie!!
1335Wasz orszak między nas się zmieści —
niesiecie z stron dalekich wieści.
PLUTON
Znam dobrze waszego Pana!
odwaga wasza mi znana;
rozumiem co nieco, po trosze —
1340niechże się szczęście wam darzy!
Chwila się dziwna przeważy —
krąg tajny otwieram — tu! — proszę!
ŚPIEW DZIKICH MĘŻÓW
Tłum dzikich mężów kroczy tu,
tłum szerokiego w piersiach tchu;
1345w podrzutach krzepkich, silnych nóg,
z gromkim okrzykiem: Pan, nasz bóg!
Gromada faunów idzie w tan,
na łbie kudłatym z dębu wian,
szpiczaste uszka, kręty włos,
1350zadarty nochal, gruby głos,
opasła gęba, czerstwość lic,
— cóż to kobietom szkodzi? — nic!
Faun prosi w tan kudłatą łapą,
a baba na to jak na lato.
SATYR
1355Satyr po perci
[133], stromej dróżce,
żwawo na koziej skacze nóżce;
spoziera z turni lodem szklanej
na kraj daleki, niepoznany.
Pijany dalą, tam na szczycie
1360w pogardzie dzieci ma, rodziny,
co wśród zatęchłej mrąc doliny —
myślą, że żyją! — takie życie!
Tak myśli satyr o szczyt wsparty —
przed nim bezmierny świat otwarty.
PODZIOMKI
1365Nowa drobi tu gromadka,
po jednemu z dala, z rzadka;
z mchu kubraczek, lampka w ręce
— ty się kręcisz — ja się kręcę —
każdy sobie
1370rzepkę skrobie,
wspak i w poprzek, wprost, na przełaj —
ty mnie nie kop, ty mnie nie łaj!
Błyszczy, skrzy się mały chór,
jak robaczki świętojańskie.
1375Nasze groty są tatrzańskie,
my doktorzy skał i gór:
z żył podziemnych ciągniem zyski;
czy daleki kto, czy bliski,
niech korzysta, niech się wzmoże,
1380więc: szczęść Boże! — więc: — daj Boże!
My kochamy wszystkich ludzi —
gnom się dla ogółu trudzi;
choć tam czasem jest nieładnie:
człek frymarczy
[134] złotem — kradnie;
1385żelazo mąż niespokojny
na sprzęt zmienia bratniej wojny —;
a no cóż robić — kto przekroczy
raz przykazanie, sto przekroczy!
Nie nasza wina; cisi, prości
1390czekamy, pełni cierpliwości.
OLBRZYMY
Gór karpackich depcąc zręby,
wyrośliśmy jak modrzewie
waligóry, wyrwidęby.
Twardzi w pięściach, straszni w gniewie.
1395Smrek
[135] strzelisty laską naszą,
głową dotykamy chmur,
matki dzieci nami straszą.
idziem — gwardia czarnych gór.
CHÓR RUSAŁEK
otaczają bożka Pana
Pochwalony niech będzie ukwiecony łan!
1400Pochwalony przyrody bóg, nasz wielki Pan!
Otoczmy go zwinnym kołem,
a weselnie, siostry, społem,
pląs zawiedźmy — tan!
Pełen ciszy i miłości,
1405pod sklepieniem wymodrzonem. —
kocha się nasz Pan w radości
i rytmicznym cieszy gonem.
Gdy zaszemrze pieśń strumieni
w przyczajonej, wonnej głuszy,
1410w czas południa krótkich cieni
gdy się listek nie poruszy —
na konicze skłania głowę
i zasypia w słodkiej woni;
nad nim niebo skwarem płowe,
1415pobok w trawie świerszcz zadzwoni —
A z nas każda tam, gdzie stała,
zasłuchana, cicha drzemie,
jak kolumna smukła, biała
wrosła w kwiaty, wrosła w ziemię.
1420Pan się budzi!! — Gromkim głosem
woła, jak błyskanie, burza!
Kierdel
[136] nimf z stąpaniem bosem
przed swym władcą się wynurza.
Pochwalony niech będzie ukwiecony łan!
1425Pochwalony przyrody bóg, nasz wielki Pan!
DEPUTACJA PODZIOMKÓW
przed Panem
ZłotoKędy cudownych skarbów złocą się otchłanie
które czarowna różdżka jeno odkryć zdoła —
tam my się wkopujemy tak jak krety, Panie,
abyś mógł siać skarbami rozrzutnie dokoła.
1430Co dopiero odkrylim nową żyłę złota —
bogactwo jej ogromne, cały świat zadziwi —
weź ją w opiekę swoją, to twoja robota,
Skarb taki w twojej ręce ludzi uszczęśliwi.
PLUTON
do wodzireja
Odwagi! Radzę ci, uzbrój się w męstwo —
1435idzie dziwna godzina, wielkie czarnoksięstwo!
Odwagi! Nie codziennie rzecz się taka zdarza
stanie się, czemu przyszłość sceptyczna zaprzeczy;
lecz ty, heroldzie, człekiem zdasz mi się do rzeczy —
patrz bystro, zakonotuj — wpisz do raptularza
[137].
HEROLD
chwyta za laskę, którą Pluton w ręku trzyma
1440Widzę —: karły wiodą Pana
do wyognionej studni,
co płomieniami zalana
żywymi iskrami się ludni,
że zda się ognistym słupem! —
1445— a oto z nagła opada,
by jamą grobową przed trupem
i językiem podziemi zagada.
Aż oto wznosi się znowu
jak nurek z morskiego połowu —
1450wyrzuca perły, korale
— a Pan się raduje zabawą.
Przystanął pewnie, zuchwale
w tym pereł rzęsistym deszczu,
ciekącym na lewo, na prawo —
1455Cierpię i cały-m jest w dreszczu,
bo oto Pan się pochyla
— cóż za ciekawość niezgadła —
zagląda — bada — ach! — chwila —
broda w przepaście zapadła! —
1460Czyjeż to lica znajome —
— ręka zakrywa — przypomnę —
— żar brodę zżera jak słomę —
Nieszczęście! Nieszczęście ogromne! —
bo oto studnia wyrzuca
1465snop iskier z groźnej gardzieli,
jakby spod spodu dął w płuca
sam diabeł! — O, święci anieli —
wieniec zapłonął i piersi,
głowa — w płomieniach stanęła —
1470— lecą z szeregu co pierwsi,
lecz już ich pożoga objęła!
Żar huczy i po nich się kładzie,
zapadły piersi i głowy
i tak jak stali w gromadzie
1475w stos się zwichrzyli ogniowy!
Słyszę, o słyszę już wieści —
z ust do ust szeptane słowa —
o, nocy straszna! boleści!
o, straszna nocy ogniowa!
1480Słyszę naszepty — rozumiem
te słowa zgubione w skrach, w tłumie.
Groza mnie zmaga, w pierś wali,
krzyżowym żegnam się znakiem —
to cesarz! — to cesarz się pali!
1485to cesarz się pali z orszakiem!!
Przeklęci, którzy go skłonili
do tej przeklętej gry.
Oto się razem z nim spowili
w żywicznych ogni skry!
1490Młodości! o nie umiesz ty
uciechom stawić granic!
Wielkości, pytam, czyż i ty
rozsądku nie masz za nic?
Girlandy płoną — nawała
1495ogniem się wichrzy dokoła
już się zajęła powała,
już zamek ratunku woła —
— dym się po salach ściele —
— trzask bierwion — ognia słup —
1500— jakoż tu pomóc — ratować?
— sama cesarskość w popiele!
Noc jedna zdoła pochować
wielkość i młodość w grób.
PLUTON
Dość już strachów! Zmóc
[138] trza trwogę
1505Oddajmy się magii duchom!
Uderz laską o podłogę,
aż pawiment zagrzmi głucho!
O, przestrzeni bezgraniczna,
powiej mroźnym chłodem nocy,
1510przybądź rzeszo duchów liczna
na mój głos — ku ich pomocy!
Chmury, mgły, opady, rosy,
brzemienne deszczem niebiosy,
wichry, siępy, niepogody —
1515lejcie strugi zimnej wody!
dom się płaszczem wód obłóczy!
Gaście pożar — tłumcie ognie —
miłujące, wodniejące duchy chmur!
1520Niech się żar ku ziemi dognie —
duchy słot, jesiennych pór!
Przepadnij, ogniu — drżyj nocy!
Magio! — Bądź mi ku pomocy!
WIRYDARZ ZAMKOWY
Faust, Mefistofeles, Cesarz, Marszałek, Hetman,
Skarbnik, Kanclerz, Paziowie, Szambelanowie,
Chorążowie, Błazen.
Poranek słoneczny.
Faust i Mefistofeles ubrani skromnie, obaj klęczą.
FAUST
Czyż nie był zbyt ogniowy ten żart mięsopustu?
CESARZ
1525Przeciwnie! Krotochwila była nam do gustu.
Nagle, patrzę, aż oto w wnętrzu wyognionem
czarciej czeluści jestem — jakoby Plutonem.
Podłoże całe z nocy i węgla — w płomieniu —
fontanna iskier wartkich wyrasta w podcieniu,
1530wznosi się, kłębi, burzy, wichr ją w górę żenie —
aż zawisła nade mną jak żywe sklepienie;
raz po raz skwarny podmuch wiązania rozedrze,
lecz wraz się zrasta przestrzeń podobna katedrze;
olbrzymie ścian kwadraty, słupy, kolumnady,
1535a poprzez fajerwerków płomienne pokłady,
ujrzałem ludów mnogość; wzrok ich nie przeliczy —
szli przede mną w postawie kornej, hołdowniczej;
tu i tam — dworzan zastęp z pochodem się wiąże,
a ja stoję w płomieniach — salamandrów
[141] książę!
MEFISTOFELES
1540Jesteś nim, panie! Oto wszystkie elementy
[142]
uznają z poważaniem twój majestat święty;
ogień, co innych zżera — ciebie tknąć nie może;
gdybyś się, panie, rzucił w zbałwanione morze
w samą burzę, w sam zamęt, odmęty i wiry —
1545ścichłoby, jak pod czarem arionowej
[143] liry;
zaledwie byś dna dotknął swoją stopą władną —
a oto gniewne fale do stóp ci się kładną.
Bladozielone nurty w ogrodach korali
ustawiają się wkoło kryształowej sali;
1550kędy
[144] idziesz, o pierwsza morskich den osobo,
szklane pałace idą przed tobą, za tobą;
pałace, rojne krain podwodnych żywiołem,
otaczają cię kornym, zapatrzonym kołem,
lecz żadna z mątw i meduz, żaden z głowonogów,
1555nie odważy się śmiele przekroczyć twych progów.
Smoki o złotych łuskach błyszczą; lśnią rekiny;
a ty spoglądasz na nie pełen cichej drwiny —
a choć wzwyczajon jesteś do pokłonów dworu,
jako żywo — nie znałeś takiego splendoru;
1560bo nawet przerozkoszne nachodzą cię zwidy:
oto ciekawe, płoche płyną nereidy
[145] —
najpierw w ten wodny pałac, w tę lśniącą pagodę
mkną gibkie i lubieżne nereidki młode.
Starsze są rozważniejsze; lecz oto Tetyda
[146]
1565sama ci chłodne piersi na łup żądzy wyda —
uzna w tobie drugiego władcę — Peleusa
[147] —
a stąd już, przyznaj, panie, na Olimp
[148] dać susa…
CESARZ
Ach! tego nie chcę! — brama powietrznych przestworzy
i tak się sama w porze sposobnej otworzy.
MEFISTOFELES
1570
A ziemię, wasza mości, posiadasz już całą!
CESARZ
Jakież cię dobre bóstwo tu do nas przystało:
przywodzisz na myśl baśnie cnej Szecherezady
[149];
jeżeli równie płodne będą twoje rady
jak jej wschodnia fantazja — bądź pewien mej łaski;
1575zabawiaj mnie i wspieraj w złych chwilach niesnaski.
MARSZAŁEK
wchodzi z pośpiechem
Monarcho! Radości posłem
jestem — furda z niepokojem!
Lepszej wieści nie przyniosłem
nigdy w całym życiu mojem!
1580Zważ: rachunki popłacone,
weksle wszystkie umorzone —
już nas nie zniszczą procenty!
Czyż nie wesołe orędzie?
Będę już miał spokój święty —
1585no i jakoś przecie będzie!
HETMAN
śpiesznie
Jurgielt
[150] cały wypłacony,
żołnierz nabiera ochoty —
na sztandar zaprzysiężony
rwie się do krwawej roboty;
1590w armii dobry duch i radość;
wiechy
[151] pełne! — piją, wrzeszczą
no i dziewki mają zadość,
że się tak w pobrzęku pieszczą.
CESARZ
Wesoło patrzycie oczyma,
1595pierś wasza radością się wzdyma,
czyjaż zasługa w tej zmianie?
SKARBNIK
zjawił się
Sprawców zapytać racz, panie.
FAUST
Raport zdać — rzeczą kanclerza.
KANCLERZ
zbliża się powoli
Gdy mnie się raport ten powierza
1600powiem, iż szczęsne moje lata —
z radością zejdę z tego świata,
bo widzę udręk kres;
oto jest papier, w rzeczy mały,
lecz tenor
[152] treści — przewspaniały!
1605Lecz wejdźmy
in medias res[153] —
czyta
że papier ten tysiąca złotych ma w sobie wartości;
pokrycie nań, niejako zastaw, to bogaty
1610skarb skryty w łonie ziemi; nikt nie dozna straty;
zanim go wydobędzie poczęta robota —
papier ten jest jak złoto i ma wartość złota”.
CESARZ
mój podpis — tu — jest sfałszowany!
1615tego nie mogę puścić płazem.
SKARBNIK
Przypomnieć sobie racz, cesarska mości,
że dzisiaj w nocy my z kanclerzem razem,
gdyś tonął jako Pan w szale radości —
rzekliśmy: „pociągnięcie pióra!! Panie — widzisz,
1620jednym podpisem lud swój uszczęśliwisz!”
I podpisałeś; — tejże samej nocy
przy sztukmistrzowskiej i sprytnej pomocy
podpis w tysiącach mnogich egzemplarzy
kazaliśmy odbijać; — niech się wszystkim darzy;
1625więc dziesiątki, dwudziestki, setki i tysiączki
pójdą od dziś aż miło, tak —: z rączki do rączki!
Spójrz, co za zmiana olbrzymia od razu:
miasto, co miało wygląd jakby w czasach dżumy,
podobne do pięknego, jasnego obrazu,
1630tłumy się przewalają, roześmiane tłumy!
Imię twoje, cesarzu, imię najłaskawsze,
w pamięci ludzkiej odtąd zostanie na zawsze;
niepotrzebne już książki, ślęczenia, nauki —
ta jedna karta uczy całej życia sztuki!
CESARZ
1635Poddani godzą się na te
papiery? biorą za złoto?
żołnierze przyjmują zapłatę?
Dziwią mnie taką ochotą!
Lecz jeśli tak — no to zgoda.
MARSZAŁEK
1640Jednym słowem — powiedzmy, panuje pogoda!
Zresztą nikt karteluszków nie dogoni przecie —
tak się szparko i zwinnie rozniosły po świecie.
Banki wszystkie otwarte — wymiana, wymiana!
złoto, srebro na papier od wczesnego rana!
1645Potem jatki, szyneczki, cukiernie, piekarnie,
chyba trzy ćwierci świata do jadła się garnie;
stroją się wszyscy; kupiec kraje, krawiec zszywa;
w piwniczkach przy szklanicach gwar, rozmowa żywa:
„Niech żyje cesarz!” — krzyczą — przypijają szczerze —
1650dymią misy, drżą szyby i dźwięczą talerze.
MEFISTOFELES
Wystarczy przejść samotnie tarasy zamkowe,
a już tam utrefioną spotkasz białogłowę;
jedno oczko piórami wachlarza zasłania,
drugim zerka wymownie — choć się niby wzbrania:
1655jeśli jeno obaczy bankową cedułę
[156],
już rzęskami trzepoce, słówka grucha czułe.
Na próżno się dowcipniś i mówca utrudza —
szeleszcząca wymowa snadniej miłość wzbudza.
Tyle o tym; — a dalej — na cóż wór, sepecik
[157]?
1660duży pieniądz skryć można za mały gorsecik:
z westchnieniem się go przyjmie, z afektem radosnym,
zwłaszcza, jeśli go podasz w liściku miłosnym.
Banknotem i ksiądz lubi brewiarzyk
[158] założyć,
aby wiedział nazajutrz, gdzie go ma otworzyć;
1665żołnierz w mustrze swobodny, obrotny jest w ruchu,
bo już nie musi trzosa przytraczać na brzuchu.
Wybacz mi, wasza miłość — małe daję próby
wynalazku wielkiego — rządów twoich chluby.
FAUST
Bezmiar skarbów ukrytych w dzierżaw twoich łonie,
1670w bezużytku zaiste, w bezpamięci tonie.
Myśl najbystrzejsza bogactw przeliczyć nie może —
i fantazja upada w nazbyt górnym torze;
Lecz umysły, co w przyszłość jasną patrzą twarzą,
bezgranicza nieznane zaufaniem darzą.
MEFISTOFELES
1675Papier ten perły, złoto zastąpi, bo przecie
jest wygodniejszy; — wie się, ile jest w kalecie
[159];
nie trzeba kupczyć, mieniąc — nabyć można wino
łatwo zań — łatwo też się pokumać z dziewczyną —
wygody wszelkie! Kruszcu chcesz? na każdym kroku
1680kantory znajdziesz; zmienisz; tu czy tam — na oku.
Łańcuch, pierścionek, puchar, noś, bracie, pod młotek —
papier zamortyzujesz bez krzyku, bez plotek.
Ludność się do banknotów przyzwyczaja chętnie,
co więcej — przywiązuje mocno, bezpamiętnie.
1685Od dziś nie braknie w państwie twym wielkiego miru
[160],
złota, srebra, klejnotów, a zwłaszcza — papieru!
CESARZ
Za tyle dobra państwo dank
[161] szczery wam składa —
— wie ono dobrze, że was nagrodzić wypada.
Lecz przecież nie słowami słodkimi, ni groszem;
1690jednego i drugiego mianuję kustoszem
[162]
skarbów podziemnych! — Czcigodni strażnicy,
świadomi wnętrza ziemi złotej tajemnicy,
rządźcie nią, zawiadujcie; na wasze rozkazy
będzie się podkopywać i rozsadzać głazy;
1695siły wasze potrafią w zespolonym wtórze
połączyć to, co w dole, z tym, co jest na górze.
SKARBNIK
Nie będziem swarzyć się — przy tobie stoję!
Upodobałem sobie czarnoksięstwo twoje.
Odchodzi z Faustem.
CESARZ
Teraz obdarzę wszystkich; lecz proszę, panowie,
1700niech mi każdy swój sposób zużycia opowie.
PAŹ
przyjmując banknoty
Ja pieniądze na radość i hulankę zmienię.
PAŹ DRUGI
Ja kochance kolczyki kupię i pierścienie.
SZAMBELAN
Ja
vinum hungaricum[163] kupię, pierwszej marki.
SZAMBELAN DRUGI
Ja kości będę rzucał przez cały dzień z czarki.
CHORĄŻY
z namysłem
1705
Spłacę długi — oczyszczę zamek z nich i pola.
CHORĄŻY DRUGI
Ja w skarbczyku skarb zamknę; obol
[164] do obola.
CESARZ
Mniemałem, że porwiecie się do chwał, do czynów,
Lecz znam was nazbyt dobrze, wam nie trza wawrzynów;
nie zmieni was dostatek, nie popchnie do pracy —
1710byliście, zostaniecie sobą — lada jacy.
BŁAZEN
nadchodzi
I mnie pozwólcie pstrążka wyciągnąć z połowu.
CESARZ
Więc żyjesz? Chcesz pieniędzy? Przepijesz je znowu.
BŁAZEN
Te papierki? to żarty! Nie znam się nic na tem.
CESARZ
Wierzę! — Wszak byłeś jeno do kieliszka chwatem.
BŁAZEN
1715Znowu! Lecą jak liście! — Co robić? Pozbierać?
CESARZ
To twoje, wszak nie zechcesz groszem poniewierać.
Odchodzi.
BŁAZEN
Co? sto tysięcy złotych? Co — tyle pieniędzy?
MEFISTOFELES
Już zmartwychwstałaś, kufo
[165], ze śmierci i z nędzy?
BŁAZEN
Jeszczem się tak, na honor, nigdy nie ozłocił!
MEFISTOFELES
1720To z nadmiaru honoru pewnoś się tak spocił!
BŁAZEN
Spójrz no! — Czy to pieniądze naprawdę, mój panie?
MEFISTOFELES
Czego brzuch twój zapragnie, to za nie dostanie.
BŁAZEN
I mogę kupić bydło, dom, obejście, pola?
MEFISTOFELES
I to — i wszystko, czego zażąda twa wola.
BŁAZEN
1725
Las, zamek, charty; rybki w stawie przezroczystym?
MEFISTOFELES
Widzę cię już, mopanku, dziedzicem siarczystym.
BŁAZEN
W swoim zamku — dziś jeszcze pan sobie podchmieli!
Odchodzi.
MEFISTOFELES
sam
Któż o dowcipie błazna wątpić się ośmieli!
MROCZNY KRUŻGANEK
Faust, Mefistofeles.
MEFISTOFELES
Po cóż mnie wiedziesz w te ciemnice?
1730tam sale oświetlone jasno —
na dziwy miejsca dość i tajemnice;
lecz tobie widać w ciżbie ciasno?
FAUST
Nie mów tak do mnie! ty, co szczwanie
czujesz się tam jak w swym żywiole!
1735twoje kluczenie, umykanie —
ma mnie, rozumiem, wywieść w pole.
Lecz teraz żądam twej pomocy —
mam rozkaz i za wszelką cenę,
muszę wywołać dzisiaj w nocy
1740
Tak żąda cesarz — nazbyt skory
obaczyć pięknych ciał prawzory.
A więc do dzieła! Słowo dane!
MEFISTOFELES
Szaleństwo twoje niesłychane!
FAUST
1745
Pokpiłeś sprawę — to się zdarza!
Chciałeś się sztuczką gracko sprawić? —
obsułeś
[167] złotem wpierw cesarza —
bawże go teraz — chce się bawić.
MEFISTOFELES
Tym razem ty ponosisz winę —
1750tu się zbyt stroma droga zacznie;
w obcą zapuszczasz się dziedzinę,
przyobiecujesz nieopatrznie.
Sądzisz — Helenę wywołać tak łatwo,
jak stworzyć fikcję złota, te talony?
1755czarownicami, diablą skrzatów dziatwą
służę ci chętnie; strzygi, dziwożony
[168]
na twe usługi; — lecz byłyby drwiny
diable kochanki brać za heroiny
[169].
FAUST
Och! już zaczynasz starą pieśń ograną!
1760Wieczna niepewność! — jakże mnie to nuży —
ojcem cię przeszkód najtrafniej nazwano,
za wszystko żądasz zapłaty zbyt dużej,
a w rezultacie pomruczysz trzy-po-trzy
i wyczarujesz nam zjawę przed oczy.
MEFISTOFELES
1765Antyczny pogan świat mnie nie obchodzi,
i do ich piekła mnie wejść się nie godzi;
lecz sposób jest —
FAUST
MEFISTOFELES
Z przykrością zwierzam tajemnice duże.
1770W samotności królują wyniosłe boginie,
ni czasu, ni przestrzeni nie ma w ich krainie;
Bóstwa groźne — to MATKI!
FAUST
przerażony
MEFISTOFELES
FAUST
1775
Matki! Matki! to słowo brzmi jak przypomnienie!
MEFISTOFELES
Nieznane to boginie śmiertelnym; my z trwogą
wspominamy je; widzisz — z sprawą do mnie srogą
przychodzisz —
FAUST
MEFISTOFELES
1780Dróg nie ma! W bezkresie,
w bezczasie; tam cię stopa ni skrzydło nie wzniesie,
nieubłagane bóstwa! — Więc? chcesz iść w zawrotność?
W bezprzestrzeni cię straszna owionie samotność;
czy ty wiesz, czym samotność jest? czy wiesz, co próżnia?
FAUST
1785Banialuki wyplatasz; pamięć ma wyróżnia
w twych słowach pogłos głuchy kuchni czarodziejskiej;
nazbyt to dawne czasy; później świat poznałem —
i dużo, dużo pustki, omamień i klęski;
gdym prawdę rzekł — sprzeciwów najwięcej doznałem;
1790wszystkom rzucił, zaszyłem się w samotną głuszę —
nie wytrwałem — aż diabłu zaprzedałem duszę.
MEFISTOFELES
Gdybyś przepłynął wzburzony ocean
i spojrzał w oczy bezbrzeżnym zaświatom,
jeszcze byś słyszał fal spienionych pean
1795w tym przerażeniu bladym przed zatratą;
jeszcze byś widział wśród szalonej jazdy
chybkie delfiny na ściszonej fali —
nad nimi chmury, słońce, księżyc, gwiazdy —
Lecz tam nie ujrzysz nic — w tej pustej dali,
1800w odwiecznej ciszy — zgłuchną twoje kroki,
zapadniesz w bezmiar niemy i głęboki.
FAUST
Mówisz jak stary kapłan z neofitą
[170].
Starego wróbla nie weźmiesz na plewy;
w pustkę mnie ślesz omgłami zapowitą,
1805abym swe siły skrzepił na nowe zasiewy;
chcesz, abym tobie z ognia wygarniał kasztany?!
A no, niech będzie! Zgłębię świat nieznany;
tak się przekonam, że twe nic, mój panie —
to ostateczne wszechświata poznanie.
MEFISTOFELES
1810
Zanim odejdziesz — wszelkie rewerencje —:
znasz świetnie diabła i jego intencje!
Oto klucz —
FAUST
MEFISTOFELES
— przyda się w bezdróg zamieci.
FAUST
1815
W ręku mym rośnie! — rozbłyska i świeci!
MEFISTOFELES
A — już poznałeś? tak! ten mały skrzatek
wyprowadzi cię z ziemi — tam — do wiecznych matek.
FAUST
z drżeniem
Matek —?! — z jakiego słowo to rzucasz wybrzeża?
słyszę je — w mojej piersi jako grom uderza!
MEFISTOFELES
1820Cudaczysz! — Słowo nowe tak ci nie dogadza?
Umysł twój w starczym jeno kieracie rad chadza;
— i ty tak mówisz? ty? coś tak ochoczy.
do zaglądania dziwom w tajemnicze oczy?
FAUST
Nie w tym zbawienie moje, co przeraża srogo —
1825wielką potęgą ducha ludzkiego zdumienie;
chociaż w życiu uczucia opłaca się drogo —
do granic niepoznanych zbliża nas wzruszenie.
MEFISTOFELES
A więc zapadnij! Mógłbym też rzec: wznieś się!
— to wszystko jedno! — niechaj cię twa wola
1830z istniejącego w bezistnienie niesie —
na jakieś dawno już przepadłe pola,
po których byt się w mgławicach przewala:
klucz dzierż wysoko — zatrzyma je z dala.
FAUST
w zachwycie
Tak! — promienieje zeń potęga żywa!
1835Do wielkich lotów duch się we mnie zrywa!
MEFISTOFELES
Tedy płonący trójnóg przekona cię o tem,
żeś jest w głębokiej, najgłębszej otchłani —
i ujrzysz MATKI pod jego migotem —
stoją — czy idą — w tej wieków przystani —
1840to mniejsza —! bo tam kształt czy bezkształt mglisty —
wieczystej myśli przebyt ma wieczysty.
Owiane stworzeń wszelakich zawieją —
nie dojrzą ciebie — żyjące ideą.
Teraz odwagi! — Idź wprost do trójnoga,
1845choćby za włosy trzymała cię trwoga —
dotknij go kluczem —
Faust wykonuje kluczem gest rozkazujący.
MEFISTOFELES
baczy na jego ruchy
O, tak, doskonale!
Jak magnes porwie trójnóg — i pójdzie za tobą;
a wtedy powrót — powrót w szczęściu, w wielkiej chwale!
1850Nim się MATKI spostrzegą — już własną osobą
staniesz pomiędzy nami i jeszcze tej nocy
wywołasz greckie zjawy przy czarów pomocy!
Ty pierwszy, co na takie ważyłeś się czyny
i tobie dzieła tego przypadną wawrzyny.
1855A potem — procedery, zaklęcia magiczne
wywołają z kadzideł dymu — bóstwa liczne.
FAUST
MEFISTOFELES
— Dąż duchem do dna! do połowu!
Zapadnij się — dokonaj — i podnieś się znowu.
Faust uderza nogą w podłogę; zapada się.
MEFISTOFELES
1860
Jakżeż mu ten klucz w drodze bezkresnej posłuży?
Ciekaw jestem, czy wróci z dalekiej podróży.
SALA RZĘSIŚCIE OŚWIETLONA
Mefistofeles, Cesarz, Szambelan, Marszałek, Blondynka, Brunetka, Dama, Paź.
Dwór cały w poruszeniu.
SZAMBELAN
do Mefistofelesa
A więc scena z duchami! — Dość już z pogawędką,
cesarz się niecierpliwi, zaczynajcie prędko.
MARSZAŁEK
Rzekł cesarz „nie chcę po dwakroć powtarzać” —
1865na gniew monarszy radzę wam się nie narażać.
MEFISTOFELES
Czekam na zajętego magią towarzysza —
on wie najlepiej, jak tę całość złożyć,
lecz do prac wstępnych konieczna jest cisza;
cud niezwykły — więc pilnie trzeba się przyłożyć.
1870Kto chce wywołać zjawę tak wysokiej miary
musi znać wszystkie sztuki, zaklęcia i czary.
MARSZAŁEK
Aby było widziadło! — w tym jest rzeczy sedno,
a jak to już zrobicie — to mnie wszystko jedno.
BLONDYNKA
do Mefistofelesa
Słóweczko, miły panie! — widzisz, płeć mam świeżą —
1875lecz do czasu; — zaledwie słońce pocznie biegi
wiosenne — już mi lica pokrywają piegi —
jak mak przez całe lato ma twarzy mi leżą —
poradź — co robić?
MEFISTOFELES
Szkoda, piękna cera,
1880a w maju cętkowana jak pantera;
skrzek żabi trzeba dobrze wygotować,
ropuszy język dodać, pilnie destylować
w miesięcznym świetle, a wiosną na nowiu
natrzeć twarzyczkę mocno: — zachowa się w zdrowiu.
BRUNETKA
1885
Tłum się tłoczy po rady — więc i ja przychodzę —
odmroziłam i odtąd ciągły ból mam w nodze;
trudno mi iść po schodach, tańczyć nieporęcznie,
nawet się skłonić dworsko nie potrafię zręcznie.
MEFISTOFELES
Pozwól się dotknąć twej nogi mej nodze.
BRUNETKA
1890
Ach! to miłosne jest porozumienie…
MEFISTOFELES
Dotyk mej nogi, dziecię, ma większe znaczenie!
Similia przez similia trzeba zabezpieczyć
[171] —
nogę nogą — innymi inne części leczyć.
Więc baczność! — nadeptuję!
BRUNETKA
krzyczy
1895
O, la Boga!
Boli! piecze! — ależ to twarda waści noga
jak kopyto!
MEFISTOFELES
Lecz panna już zdrowa i może
tańczyć i w ruch pod stołem puścić nóżki hoże.
przeciska się
1900Przepuśćcie —; strasznie cierpię! tak biegnę do pana —
tu w sercu moim — tutaj — krwawa płonie rana —
jeszcze wczoraj w me oczy patrzał, tęsknie nucił —
dziś — z nią gada — plecami do mnie się odwrócił.
MEFISTOFELES
oburzony
Trudniejsza sprawa; lecz poradzim przecie;
1905oto jest węgiel — bacz, kędy się snuje,
zbliż się do niego — i węglem na grzbiecietm
— zresztą, gdzie trafi — zrób krechę; — poczuje
w sercu natychmiast żal; — węgiel zjeść trzeba
nie zapijać go wodą, nie zagryzać chleba —
1910— a jeszcze dziś wieczorem pod twoimi drzwiami
będzie wzdychał do ciebie, zalewał się łzami.
DAMA
MEFISTOFELES
oburzony
Do diaska! — z respektem!
do węgla, do takiego węgla odnoś się z afektem;
1915ze stosu wzięty jest — wprost z miejsca kaźni —
zaraz po egzekucji bracia wykradli go raźni.
PAŹ
Ach! zakochany jestem — niespełna rozumu!
MEFISTOFELES
cicho
Doprawdy nie wiem kogo słuchać; tyle tłumu —
do Pazia
1920Niech asan
[172] stłumi zapał do swego podlotka —
u leciwszej się asan z zrozumieniem spotka.
gromadnie nacierają
Jeszcze? — dość tego! — skąd się bierze tyle gości
— zacznę im prawdę kropić w tej ostateczności!
1925O, MATKI —! puśćcie Fausta!
spozierając dokoła
Sala już w pomroczy —
cały dwór wystrojony posuwiście kroczy;
już cesarz idzie — za nim szumni dygnitarze —
1930przez galerie, podcienia, hale, korytarze —
ledwo że się pomieszczą w komnacie rycerskiej.
Tu wieszają makaty — ówdzie dywan perski;
po kątach, w mrocznych wnękach rozwieszają zbroje —
doprawdy — gdybym mógł rzec — rzekłbym, że się boję,
1935iż nie trzeba już zaklęć! — W tak czarowną ramę
bez czarnoksięskich wołań duchy przyjdą same.
SALA RYCERSKA
Faust, Mefistofeles, Cesarz, Herold, Astrolog,
Architekt, Dworki, Rycerze, Szambelan, Młódka,
Starsza Dworka, Najstarsza Dworka, Skromnisia,
Dyplomata, Dworzanie, Poeta, Paź, Uczony,
Zjawy: Parys, Helena.
światło przyćmione; właśnie wszedł Cesarz, za nim dworzanie.
HEROLD
Frasuję
[173] się dziś setnie
[174]; — urząd wodzireja,
zapowiadacza zabaw, trapi mnie dziś srodze —
zrozumieć, co się dzieje? — ach próżna nadzieja!
1940Jakieś tajemne moce stanęły na drodze.
Już przyładzono stołki, fotele i zydle
[175],
już cesarz zajął miejsce w sali prawym skrzydle —
naprzeciw rozwieszono nadobne arrasy,
by się mógł myślą przenieść w przeszłość, w złote czasy.
1945Siedzą wszyscy; — czekają; dwór łaknie zabawy;
drążkowi
[176] już zajęli pod ścianami ławy,
kochaneczka, ta, owa, trwożliwie spoziera
i ze strachu przed duchem w kochanka się wpiera.
A więc wszystko w porządku; cichnie pomruk głuchy;
1950czekamy! — Na audiencję proszę! — Wejdźcie duchy!
Hejnały.
ASTROLOG
Przed królem jegomością teatrum się pocznie!
Na rozkaz pana, wołam, rozstąpcie się ściany!
stropie, zbądź
[177] swej ciężkości — zbłękitniej obłocznie —
niech się ziści czar magii w chwili powołanej.
1955Dywany jak kurtyna wznoszą się do góry;
jak w obrotowej scenie — odwracają mury;
czyliż to teatr rośnie w rozkwicie zwodniczym
i oświetla nas blado blaskiem tajemniczym?
Wychodzę na proscenium
[178].
MEFISTOFELES
z budki suflera w pólpostaci
1960Tutaj będzie mi dobrze; ujrzę to i owo —
zresztą podpowiadanie jest diabła wymową.
do Astrologa
Ty zaś, co w wiecznych gwiazdach czytać umiesz ładnie —
zrozumiesz me suflerstwo — ach! — arcydokładnie.
ASTROLOG
1965Oto w zwartej harmonii, w surowej powadze
wstaje stara świątynia przez czarnoksięstw władzę;
jak ramiona Atlasa
[179] w prostocie rozumnej
dach dźwigają szeregiem wzniesione kolumny;
dwie z nich zdołają wesprzeć budowę potężną,
1970a razem mogą dźwignąć górę niebosiężną.
ARCHITEKT
Więc to jest styl antyczny? Złudzenie wszechwładne!
to obmierzłe prostactwo, mówią, ma być ładne,
szlachetne, nieporadne wprawdzie, ale wielkie!
Nie wierzcie! głupstwem istnym są greczyzny wszelkie!
1975Jeno kolumny smukłe, zgubione w bezmiarze
sklepienia, ostre łuki, stubarwne witraże —
oto budowa szczytna, co podnosi ducha.
ASTROLOG
Kroków idących godzin niech każdy wysłucha;
rozsądek zmiotą łacno czarodziejskie pieśni,
1980a wtedy wyobraźnia ułudę swą prześni;
rozszerzcie oczy wasze łakome — na czary —
jeno, co niemożliwe, godne naszej wiary.
Faust zjawia się po drugiej stronie proscenium.
ASTROLOG
W kapłańskiej zbliża się szacie,
dębowy wian ma na głowie —
1985oto za chwilę poznacie
zaklętą moc w jego słowie.
Trójnóg się dźwiga z otchłani,
wonne kadzidła przewiały;
szlachetni w sali zebrani,
1990misteria będą się działy.
FAUST
z patosem
W imieniu waszym, MATKI, które królujecie
w samotności i pustki bezgranicznym świecie,
w aureoli ruchomej życia, co w przeszłości
zapadłe — żyje z wami w harmonii wieczności —
1995stoję tu na tym miejscu, świadom waszej mocy,
co przędzie dniom namioty, a sklepienia nocy.
Jedne siły się w życia wplatają chorały,
inne zaklina wolą cudotwórca śmiały
i z ufną rozrzutnością pomiędzy swym ludem
2000sieje, tęsknoty ziszcza i zadziwia cudem.
ASTROLOG
Oto żarzącym kluczem dotknął złotej czary,
wraz
[180] się gęste wysnuły po sali opary;
mgły senne, przyczajone jak pod wiatrem chmury
zbijają się i razem wzlatują do góry.
2005
Stłumiona i rozwiana przeciągła muzyka!
Łączą się dźwięki szklane w tajemne bógwieco,
a czego drżeniem dotkną, melodią podniecą —
wszystko gra — i tryglify
[181] dzwonią, i kolumny —
2010i idzie śpiew do głowy jak zboże tak szumny.
Świątynia śpiewa! — Cicho! Oto mgła opada,
z rytmu melodii postać wynurza się blada —
— Efeb idzie — już milczę — znacie kształtu zarys —
Któż go nie zna, kto nie zna — to on! — piękny Parys!
Wyłania się zjawa Parysa.
DWORKA I
2015
Cóż za widzenie cudne! Młodości kwiecista!
DWORKA II
Jako brzoskwinia wonna, świeża i soczysta!
DWORKA III
Patrz, jak słodko nabrzmiałe, jak wymowne wargi!
DWORKA IV
Ach, zwierzyć im sam na sam z bliska serca skargi.
DWORKA V
Owszem wcale
[182] przystojny — za mało smukłości.
DWORKA VI
2020
Zbywa mu na ogładzie, no i na zgrabności.
RYCERZ I
Pastuch, zgoła bez manier, bez gustu, bez wzięcia —
taki książę? — Dziękuję za takiego księcia!
RYCERZ II
Ba, półnagi — więc wabi, panie niepokoi,
lecz chciałbym go obaczyć od stóp do głów w zbroi.
DWORKA
2025
Siada! Popatrzcie, siada z wdziękiem i swobodnie.
RYCERZ
Aśćce
[183] tam na kolanach byłoby wygodnie?!
INNA DWORKA
Jak wdzięcznie zgrabną głowę na ramieniu wspiera!
SZAMBELAN
Gest ten zdradza prostaka, lecz nie kawalera.
DWORKA
Was, panów, wszystko mierzi
[184] i wszystko przeraża.
2030
Któż bo widział tak siedzieć tu wobec cesarza.
DWORKA
Przecież on nas nie widzi, on ma taką rolę.
SZAMBELAN
U nas nawet w teatrze karcimy swawolę.
DWORKA
Bohater nasz zasypia; to senność mistyczna.
SZAMBELAN
Chrapnie zaraz — przecież to gra realistyczna.
MŁÓDKA
zachwycona
2035Ach! zawoniało, kwieciście, radośnie —
cóż za woń cudna! Serce w piersiach rośnie.
STARSZA DWORKA
Ach! rzeczywiście — ten zapach! To tchnienie!
Ach! wzruszające — to — on…
NAJSTARSZA DWORKA
… To ciała kwitnienie;
2040to młodość pachnie; — to członeczki świeże
tchną wonią tak uroczą w całej atmosferze.
Wyłania stę zjawa Heleny.
MEFISTOFELES
Ach, więc to ona! — Słusznie ją nazwano łanią;
kaducznie
[185] ładna — ale — nie mam gustu na nią.
ASTROLOG
Zamilknąć muszę! Na honor! Cóż w świecie
2045piękniejszego być może jak czar w tej kobiecie
kwitnący! — tak! — Helena to piękno, Helena to życie;
cudność tych lic i kształtów boskich opiewano
przez wieki! — Kto ją ujrzy, ten tonie w zachwycie
najszczęśliwszy, kto może zwać ją ukochaną.
FAUST
2050O, ziemskie oczy moje! Wam w dziale
[186] przypadło
patrzeć na to niebiańskie, czcigodne widziadło!
O, jakże świat był pusty, o, jakże zamarły
dopóki lęk i trwoga tych drzwi nie otwarły!
Oto teraz świat widzę jutrzniany, niebiański,
2055gdym na ziemię powrócił w tej szacie kapłańskiej.
Przez tę chwilę spojrzenia utonąłem w niebie —
nie odejdę już nigdy — Faust nie zdradzi ciebie.
Pomnę — w zwierciadle czarów zamglone widzenia —
one, a rzeczywistość! To był ach! cień cienia.
2060Pani piękna! Potęgę budzisz we mnie, męstwo —
tyś jest miłość! — tyś płomień, modlitwa, szaleństwo!
Moją jesteś i będziesz po sercu i woli.
MEFISTOFELES
z budki suflera
Upamiętaj się, Fauście! — Tego nie ma w roli.
DWORKA LECIWA
Rosła i bardzo kształtna, lecz głowa za mała.
DWORKA MŁODSZA
2065
A stopa nazbyt duża, czy pani widziała?
DYPLOMATA
Zna się różne księżniczki na moim urzędzie,
lecz ona może z nimi w jednym stanąć rzędzie.
DWORZANIN
Zbliża się do śpiącego cicho i pochopnie.
DWORKA
W porównaniu z młodzieńcem brzydka jest okropnie.
POETA
2070
Od jej piękności płonie mu na twarzy łuna.
DWORKA
Widziałam taki obraz: Endymion
[187] i Luna.
POETA
I ja widziałem. — Zda się, światłem go spowija —
pochyla się nad śpiącym; dech warg jego spija!
Pocałunek! — Ach, słodycz, nieznana, niebiańska!
SKROMNISIA
2075
Tak na oczach nas wszystkich! To miłość pohańska!
FAUST
MEFISTOFELES
Cóż ci to przeszkadza,
niech sobie cienie robią to, co im dogadza.
DWORZANIN
Odchodzi! W każdym ruchu ściszona i śpiewna.
DWORKA
2080
Obejrzała się jeszcze — byłam tego pewna!
DWORZANIN
Zbudził się; — snem cudownym zda mu się widzenie.
DWORKA
Dla niej to rzeczywistość — dla niego zdumienie.
DWORZANIN
Znowu idzie ku niemu z gracją i miłością.
DWORKA
Rozumiem! — Chce go uczyć; — pleść będzie ambaje
[188];
2085w tych wypadkach mężczyźni nie grzeszą mądrością,
każdy myśli, że pierwszy, każdemu się zdaje.
RYCERZ
Majestatyczna! Hołdy trza oddać powinne
[189].
DWORKA
Fe! kochanica! — To są obyczaje gminne!
PAŹ
Chętnie bym się z Parysem w tej chwili zamienił.
DWORZANIN
DWORKA
Z rąk do rąk już przechodził ten klejnocik miły,
latka płoche
[192] czerwieniec
[193] mocno nadszczerbily.
DWORKA DRUGA
Dziesięć latek miała
do chłopca się rwała —
RYCERZ
2095
Każdy się w swoim czasie swą cząstką radował,
ja bym się chętnie piękną resztą kontentował
[194].
UCZONY
Widzę ją najdokładniej —; niemniej sprawa mglista,
przyznam się — wątpię — czy jest rzeczywista;
teraźniejszość doraźna nie ma perspektywy,
2100jedynie sens pisanej historii jest żywy;
lecz tu się dokopuję niejakiej ostoi —
napisano: „zwodziła wszystkich starców Troi” —
Świetnie się zgadza! Zważcie, wszak nie jestem młody,
a czuję, jak mnie ciągnie, pcha do jej urody.
ASTROLOG
2105
Oto się młodzian nagłe zmienił w bohatera —
patrzcie, jak miłość siłą i męstwem w nim wzbiera!
objął ją — tak bezbronną i miękką — on śmiały!
Unosi ją! Porywa!
FAUST
Stój! głupcze zuchwały!
2110Jak śmiesz! Poczynasz sobie nazbyt śmiele!
MEFISTOFELES
Przecież sam reżyserem jesteś w swoim dziele!
ASTROLOG
Już jedno tylko słowo! — Patrząc na te sceny,
nazwałbym widowisko: Porwaniem Heleny.
FAUST
Porwanie — ?! — Jestem tu i stoję,
2115klucz zloty w moim ręku!
Szedłem przez grozę, niepokoje,
w wiecznych, bezmiernych sfer pojęku;
stanąłem tu, gdzie rzeczywistość,
gdzie duch się może z duchem wadzić
2120i zdobyć wielką serc dwoistość!
Czyż na to miałbym ją sprowadzić
z olbrzymiej dali, ze stuleci,
by w czarów stracić ją obłędzie?!
Raz jeszcze władczy klucz zaświeci —
2125po dwakroć moją będzie!
O, MATKI —! Wy mój krzyk słyszycie,
wołaniem moim drży przestworze!
Kto u jej stóp raz złożył życie,
już jej utracić nie może!
ASTROLOG
2130
Fauście! Co czynisz — Fauście! — Ku niej zmierza
przypada — chwyta — ona niknie w ręku!
A!! — na młodzieńca kluczem się zamierza —
dotknął go!! Biada!! — krzyk!… ginie w pojęku…
Wybuch; Faust pada.
Duchy znikają.
MEFISTOFELES
unosi Fausta
Ot, macie! — Gdy się diabeł z dudkami
[195] kamraci
[196],
2135i dudków nie pokrzepi, i sam przy nich straci.
Zamieszanie; mrok.
AKT DRUGI
PRACOWNIA FAUSTA
Mefistofeles, Famulus Nikodem, Bakalaureus,
Chór robactwa.
Ostro sklepiona, wąska komnata gotycka, bez zmiany, tak, jak ją
znamy z części pierwszej.
MEFISTOFELES
wychodzi spoza kotary,
w rozsunięciu jej widać Fausta leżącego na staroświeckim łożu
Więc leżże sobie, sowizdrzale
[197]!
twa miłość jednak diablo śliska —
kto dla Heleny żyje w szale,
rozumu prędko nie odzyska.
2140penetruje po komnacie
Pokoik sobie ostał cały,
jakoś się bronił lat naporom,
coś jeno szyby zmatowiały
i pajęczyny w kątach sporo
2145i inkaust
[198] wysechł; — pyłu chmurą
pokrył się papier; — dziwny fakt,
bo nawet leży tutaj pióro,
którym Faust z diabłem spisał pakt.
Ba! jeszcze wilgne
[199] — ślady świeże
2150tej kropli krwi, co z żył wytoczył —
mieć taki sprzęcik! bardzo wierzę —
zbieracz by pod powałę skoczył.
w którym, folgując mej swawoli,
2155wtajemniczałem w cech chłopaka;
do dziś się pewnie tym mozoli.
Chętka mnie bierze — cóż! mam czas —
w tym futrze sobie tu posiedzieć
i być docentem jeszcze raz
2160i jak to docent — wszystko wiedzieć;
uczony wszystko wie, rozumie,
— diabeł od dawna wątpić umie.
Zdejmuje futro; potrząsa nim,
wzlatują chmary moli, chrząszczy i wszelakiego robactwa.
CHÓR ROBACTWA
Dzień dobry, tatuńciu,
jakże się nam masz?
2165latamy, brzęczymy,
zaglądamy w twarz.
Po jednemu skrzętnie
przynosił nas pan,
a teraz w tysiące
2170zawodzimy tan.
trzyma się swych leż —
o, łatwiej wyiskać
pchłę z futra lub wesz.
MEFISTOFELES
2175To niespodzianka! Jak mnie radujecie!
Kto wiosną sieje, ten nażniwa w lecie.
Potrząsnę jeszcze — może mól wyleci —
O, jest! tu — jeden! tam drugi i trzeci!
Wzlatujcie! Wkoło! Niechże się mi roją —
2180Spieszcie się! lećcie! wkoło! w wszystkie strony!
Tam, gdzie te puzdra, sepeciki stoją,
tam, gdzie pergamin leży okopcony —
na poły w księgi i w tygle na poły
i w trupiej czaszki wlećcie oczodoły.
2185Tu raj wasz w pleśni; — gdzie pył i próchnienie,
rozrodzicie się dziatki — nieskończenie!
zarzuca na siebie futro
Okryjże, okryj barki panu swemu —
widzisz, mam pociąg dziś do panowania,
2190lecz nic nie znaczy rzec sobie samemu —
ludzi potrzeba, potrzeba uznania.
pociąga za dzwonek.
Rozlega się giełczący, przeraźliwy dźwięk, drżą ściany, rozwierają
się gwałtownie drzwi.
kroczy chwiejnie długim, ciemnym korytarzem
Cóż za dźwięki?! Cóż za drżenie!
mury jęczą, schody trzeszczą,
poprzez szklane szyb dzwonienie
2195błyski trupie się złowieszczą.
Tynk odpada, sypią ściany,
cienie się po kątach czają,
mocą siły niesłychanej
drzwi się same otwierają!
2200A tam? Zgroza! Tam w komnacie
straszna postać niewołana
we Faustowej stoi szacie!
Strach! Okropność! Drżą kolana —
Kędyż uciec? Groza wszędzie —
2205stać? czy iść? ach! — co to będzie!
MEFISTOFELES
Wejdź, przyjacielu! Zwiesz się Nikodemus?
FAMULUS
Wielmożny panie — tak zwę się!…
Oremus[201]…
MEFISTOFELES
FAMULUS
MEFISTOFELES
2210Znam; na studentowaniu czas się przetrawiło,
studentowanie wieczne! —
Naukaa no — siwiejemy —
wszyscy się wciąż uczymy — w końcu nic nie wiemy,
czyż nie? Mędrzec buduje z kart wysoki domek —
2215choćby był i geniuszem; lecz wasz mistrz to szczera
wielkość, któż by też nie znał doktora Wagnera!
To dziś największa gwiazda w wiedzy firmamencie
[204],
on naukę pomnaża, on kształci pojęcie;
do jego się katedry pożądliwą zgrają
2220wszyscy, co wszystko wiedzieć chcą, hurmą zjeżdżają.
A on jako Piotr drugi dzwoni pękiem kluczy —
ziemię i samo niebo otwierać was uczy.
To nadzwyczajny człowiek! unosi, porywa —
Faust — w stosunku do niego — ani się umywa;
2225przeto też sławy Wagner i rozgłosu dożył,
on, który wszystko odkrył — powiem więcej: stworzył!
FAMULUS
Wybacz, wielmożny panie, lecz muszę sprostować,
nie zaprzeczyć — sprostować! — że te enuncjacje
[205]
nie we wszystkim dokładną wykazują rację.
2230Mistrz Wagner umiał wiary, skromności dochować,
naprawdę umiał. — A Faust? — nie wiem, czemu
przypisać to zniknięcie — to rzecz niesłychana!
Mistrz Wagner czeka. — Oto wszystko po staremu
na swym miejscu zostało, czeka swego pana.
2235Mistrz Wagner Fausta kocha, czeka jak zbawienia.
A ja? — ja nigdy bym się, nigdy nie odważył
wejść tutaj, gdyby fakt ten dziwny się nie zdarzył —
owo trzęsienie ziemi — oddaj ducha Bogu!
nigdy bym się nie ważył był przekroczyć progu —
2240i pan by też tu nie wszedł —
MEFISTOFELES
— gdzież on teraz będzie?
Prowadź mnie do Wagnera, lub niech tu przybędzie.
FAMULUS
Ach! zakaz jego zbyt surowy —
ja, panie, ja się nie ośmielę;
2245zanurzył się powyżej głowy
w swym wymarzonym, wielkim dziele.
PracaA, że mnie, panie, nie obwiniasz
— powiem — iż żyje w samotności,
brudny i czarny jak kominiarz
2250i żadnych nie przyjmuje gości;
on, delikatny jak panienka —
umorusany, wciąż w pośpiechu,
a owęglona jego ręka
wciąż przy ognisku, wciąż przy miechu.
2255Nos, uszy brudne, skrwione oczy,
wyniku zżera go tęsknota —
i tak ku sławie w dymie kroczy,
w poskrzypie kleszczy, w stuku młota.
MEFISTOFELES
Mnie wstępu nie zabroni, wie, że go pocieszę
2260i rezultat szczęśliwy jego prac przyśpieszę.
Famulus odchodzi.
MEFISTOFELES
siada z powagą w fotelu
Chętnie bym użył ciszy tej komnaty,
a już tam za mną ktoś, gdzieś czegoś szuka.
Ach! on! — poznaję — ów uczeń sprzed laty!
Ten bo nagada! — weredyczna
[206] sztuka.
BAKALAUREUS
wpada z korytarza jak wicher
2265Tu drzwi, tam bramy rozwarte,
więc wreszcie błyska nadzieja,
że te pleśni będą starte,
że jakaś nagła zawieja
przez piwniczne ciemnie świśnie
2270i w sto diabłów śmieciem ciśnie
i żywego żywym wróci
i rozwali to ukrycie,
w którym człek się trupio smuci
i zmiera — chory na życie!
2275Te mury, ściany spleśniałe
już się chylą do upadku;
w ucieczce znachodź dziś chwałę,
bo cię gruz zasypie, bratku.
Mnie z odwagi każdy chwali,
2280lecz kroku nie pójdę dalej.
Znam skądś wnętrze tej komnaty —
ach — to tutaj — młodzian skromny
przyszedłem kiedyś przed laty,
ze strachu ledwie przytomny,
2285gdzie ten starzec, szelma szczwana,
wtajemniczał mnie w wiedzy arkana.
Coś tam z książek połapali,
trochę szklili, trochę zgadli,
no i tak jak z nut kłamali —
2290sobie i mnie życie kradli;
ale mnie nie okłamali!
Patrzcie, ktoś się jeszcze biedzi,
a! pan majster jeszcze siedzi?
Zbliżam się i ku zdumieniu
2295widzę, jakby widmo ducha —
tak jak wtedy, w pleśni, w cieniu —
i jeszcze nie zdjął kożucha.
Wtedy — to nie była sztuka
bałamucić mnie młodego —
2300dziś wiatru w polu poszuka!
tuś, bratku! — Natrę na niego!
Staruszku! jeśliś żyw jeszcze
w tym ostrołukowym sklepie
[207],
jeśli życia czujesz dreszcze
2305w twym zakurzonym czerepie —
spójrz! — oto uczeń twój stoi,
słuchacz narracji godzinnej —
tyś ten sam, w tej samej zbroi,
alem ja już jest kto inny.
MEFISTOFELES
2310Witam, z radością witam — przeszłość w myślach wstaje,
ów dzień, kiedym wyczytał przyszłość z twojej twarzy;
z gąsienicy, kto się zna na tym, rozpoznaje,
w jakiej się motyl barwie wiosną wypoczwarzy.
Lubowałeś się włosów trefionych urodą,
2315koronkowym kołnierzem, obcisłym kubraczkiem,
lecz warkoczy nie lubisz — co? — i szwedzką modą
włosy przycinasz krótko — a! nie jesteś żaczkiem —
rezolutnie wyglądasz, snadź siłą górujesz
wśród uczniów — no i rzadko też w domu nocujesz?
BAKALAUREUS
2320Hola, staruszku! — Wprawdzie miejsce to jest dawne,
ale się czasy, panie, zmieniły dokładnie —
dwuznaczników zaniechaj, już nie są zabawne,
i żart twój mnie do smaku wcale nie przypadnie.
Młodzianka wierzącego zbijać jak się patrzy
2325z pantałyku — to łatwo, lecz dziś jest inaczej!
MEFISTOFELES
Wartoć tu prawdę mówić! — myślą żółtodzióby —
ot, stary, więc wyplata swe smalone duby;
sprawdzili
[208] się nauka — z skwapliwą ochotą
wołasz: jam wszystko odkrył! a mistrz był idiotą!
BAKALAUREUS
2330
A może szelmą tylko?! — Bo któryż uczony
zechce uczniom po prostu dać swej wiedzy plony?
Każdy z was część ukryje, fragmencik oświeci,
tu z smutkiem, tam wesoło, jak zwykle — dla dzieci!
MEFISTOFELES
Nauka, wiedza, mądrość dużo czasu zjada,
2335przeto do nauczania rwie się kpów gromada,
a waść, widać, ze zmianą swojego odzienia
nabrałeś życiowego sporo doświadczenia.
BAKALAUREUS
Doświadczenie to słowo, co się raz-dwa spali,
mrzonka niegodna ducha, głupota uparta,
2340wszakże to wszystko, cośmy z wiedzy pochwytali,
to zakłamana pustka, nicość — diabła warta.
MEFISTOFELES
milczy chwilę
Tak i mnie się zdawało! Głupcem zawsze byłem,
lecz dopiero w tej chwili nicość swą odkryłem.
BAKALAUREUS
Bogu dzięki!! — Ta pewność może cię uleczy!
2345pierwszego starca widzę, co mówi do rzeczy.
MEFISTOFELES
Więc wszelkie me dążenie i wyprawa śmiała
po złote runo wiedzy to były igraszki?!
BAKALAUREUS
O tak! sam mi to przyznasz, że twa łysa pała
tyle warta, co te tam w kątach trupie czaszki.
MEFISTOFELES
dobrodusznie
2350
Nie zdajesz sobie sprawy, żeś jest ordynarny.
BAKALAUREUS
Kto w słowach jest wytworny — kłamliwy i marny.
MEFISTOFELES
posuwa się u fotelu coraz bliżej rampy — do publiczności
Ten by mnie wnet ze skóry obłuskał co żywo,
lecz, mniemam, u was znajdę gościnność prawdziwą.
BAKALAUREUS
2355co kiedyś czymś tam było, lecz dziś niczym nie jest.
Życie jest w krwi czerwonej, płomiennej i świeżej,
a gdzież ta krew pulsuje? — tylko u młodzieży!
Młodość jeno zapałem tworzy to, co zdrowe,
I z życia życie woła wysokie i nowe;
2360tu jeno nurt przepływa dziarski i potężny —
mocny zawsze zwycięży, ginie niedołężny.
Podczas gdy my walczymy, cóż, starcy, robicie?
drzemiecie, rozważacie plany, plany śnicie,
z których nic się nie ziści; cóż cień zrodzi? — cienie!
2365Doprawdy starość, mróz-to, febra i źględzenie.
Kto trzydziestki już dożył i kto ją przekroczył —
po łbie tłuc go należy, by się prędzej stoczył.
MEFISTOFELES
Lepiej mówić sam diabeł nie może, nie zdole
[209].
BAKALAUREUS
Nie ma diabła! — Ja na to nigdy nie pozwolę!
MEFISTOFELES
cicho
2370
Kochaneczku — już on ci kopytko podstawi.
BAKALAUREUS
Jedna młodość świat ten zbawi!
Nie było świata — jam go stworzył,
jam słońcu morskie drzwi otworzył
i dla mnie księżyc począł świecić,
2375dla mnie się rodzi noc i dzień —
ziemia się dla mnie pragnie kwiecić,
dla mnie jest światłość, dla mnie cień!
I na mój rozkaz z nocnych mroków
gwiazdy na niebie się ziskrzyły —
2380i jam cię, człeku, wydarł z oków,
jam ciebie natchnął, skrzepił w siły.
Wolność jest we mnie, w moim duchu —
i sam oświecam żwawy krok,
który mnie wiedzie w życiu, w ruchu —
2385świt mam przed sobą! — Za mną mrok!
wychodzi
MEFISTOFELES
Samochwale! Pyszałku! Leć w szale pustoty!
Jakżebyś, bratku, zsmętnial, gdybym rzekł najprościej:
że nie zmylisz mądrości takiej ni głupoty,
której już nie wymyślił ktoś w dawnej przeszłości;
2390więc ni zasługą to, ni winą.
Zresztą — czy krócej trwać, czy dłużej,
jakoś się przecie sczyści wino
niech jeno moszcz
[210] się w beczce burzy.
do publiczności, która nie klaszcze
2395Cóż? — Młodzi, widzę, jakoś słowy mymi gardzą?
a no — wyrozumiałym trzeba być na święcie;
zważcie, że diabeł jest już stary bardzo —
więc i wy się starzejcie — wtedy go pojmiecie.
LABORATORIUM ALCHEMICZNE
Mefistofeles, Wagner, Homunkulus.
Komnata na modłę średniowieczną, pełna cudacznych, nieporadnych
przyrządów.
WAGNER
przy ognisku
Dzwon kędyś bije, dzwon w ciemności,
2400sczerniałe mury drżą strwożone;
żyję w okropnej niepewności,
czekaniem spalam się i płonę;
lecz mroki, zda się, jasność płoszą —
w głębi naczynia — zarys biały —
2405Ściany się żarzą — o, rozkoszy! —
Wnętrze jak brylant skrzy wspaniały!
Ciemność błyskaniem wypłoszona!
Światło w tęczowym błyska zwidzie!
Zbliża się chwila wytęskniona!
2410Boże! — Drzwi skrzypią! — ktoś tu idzie —
MEFISTOFELES
wchodzi
To ja! Dzień dobry! Przyjaciel życzliwy.
WAGNER
trwożliwie
Witaj! Obyś tu przyszedł w godzinie szczęśliwej.
cicho
Na Boga! milcz! i oddech wstrzymaj, panie!
2415za chwilę coś wielkiego się tu stanie!
MEFISTOFELES
ciszej
WAGNER
jeszcze ciszej
MEFISTOFELES
Człowieka? Z kim? ach, pewnie parkę miłą
zwabiłeś do tej nory — nie dojrzę z daleka.
WAGNER
2420
Seks, NaukaBroń Boże! Przestarzałość! To się tak robiło!
Od dziś sposób płodzenia odmieni się cale
[211];
za chwilę sam obaczysz, że ja się nie chwalę.
Te miejsca delikatne, z których życie tryska,
owa przymilna siła, która z wnętrza parła,
2425pożądanie, chęć owa, tak nam ongi bliska,
owo branie, dawanie — to przeszłość zamarła!
Ostawmy ją zwierzętom!! Lecz człowiek przyszłości,
wielki — nie może powstać z cielesnej miłości.
ku ognisku zwrócony
2430Błyska! Spójrz, panie! Ach, jak to pociesza —
Ta pewność! Gdy się sto materii zmiesza,
— bo wszystko na mieszaniu, wiedz, polega —
gdy się ludzką materię sprawnie skomponuje,
zagotuje, zalutuje, wreszcie zesterylizuje —
2435dzieło jest już zrobione, jak waść tu dostrzega.
znowuż ku ognisku zwrócony
Staje się! — Spójrz — już wnętrze rozjaśnione!
Masa się rusza, a z tym przeświadczenie,
że wszelkie tajemnice, wszelkie mroki, cienie,
2440którymi się przyroda okrywa ostrożna,
rozumem spenetrować i dochodzić można —
co ona zorganizowała,
to wiedza skrystalizowała.
MEFISTOFELES
Kto długo żyje, ten doświadcza wiele,
2445dziw go nie zaciekawi, ani nowość złudzi;
w moim wędrownym — tym się param — dziele,
widziałem skrystalizowanych ludzi.
WAGNER
wpatruje się z uwagą w retortę
Powstaje, potężnieje!! Błyska urokiem zórz,
ach! jeszcze chwila — chwilka mała, a powiem: już!
2450Niejeden pomysł zda się szaleństwem z początku.
Przypadek? Zbyjmy śmiechem! Myśl się w wszystko wciela!
Myśl rozwagą poparta, kiedyś z swego wątku
wysnuje bez wątpienia nawet myśliciela.
z zachwytem — ku retorcie zwrócony
2455Szkło już pobrzęka pieśnią słodką,
mętnieje, zjaśnia się! — Spod wieczka
już widzę, widzę — postać wiotką
miłego, małego człowieczka.
Mówię ci, świecie! — świat mnie słucha —
2460życie już nie jest tajnią mglistą,
przychylcie jeno dźwiękom ucha,
dźwięk mową zabrzmi rzeczywistą.
z wnętrza retorty do Wagnera
No cóż, ojczulku? nie żart!! Wpatruj się, wpatruj w kulę —
przybliż się, przybliż, do serca przyciśnij mnie czule;
2465Lecz nie tak mocno! — Szkło kruche skaleczy.
Poznaj właściwość wszechrzeczy —:
naturalnemu — mało jest wszechświata,
sztucznemu starczy taka szklana chata.
do Mefistofelesa
2470A i ty tutaj, francie?! — wujaszku, kochanie —
w porze dobrej przychodzisz, jak na zawołanie;
wiodły cię do nas szczęsne wiecznych gwiazd obroty.
Z chwilą, gdy się już stałem — rwę się do roboty
i do wszelkiego czynu — wszak działać już mogę?
2475Tyś mądry, więc mi wskażesz tę najkrótszą drogę.
WAGNER
Jedno słówko chcę wtrącić! — Z wstydem się przyznaję.
że, jak wół przed wrotami, przed problemem staję
— zapytany — kluczyłem zawsze, nie wiedziałem —:
dlaczego dusza przecież tak związana z ciałem,
2480tak mocno, jakby jedną stanowiły postać,
a przecież żyją w kłótni, chiałyby się rozstać
— więc jeśli — przecież —
MEFISTOFELES
— raczej zapytaj się pono,
dlaczego to mąż często źle żyje ze żoną?
2485nigdy dociec nie można, czyja w tym jest wina.
Tu pole czynów! czynów pragnie ta drobina.
HOMUNKULUS
MEFISTOFELES
wskazuje na drzwi boczne
Tu będziesz miał jej w bród!
WAGNER
ciągle w retortę wgapiony
Prześliczny chłopczyk — istny cud!
Otwierają się drzwi boczne; Faust leży na łożu.
HOMUNKULUS
zdumiony
2490Przedziwnie! —
Retorta wyślizguje się z rąk Wagnera, unosi się nad Faustem;
oświetla go.
— Śliczny pejzaż! — Czyste, szklane wody,
piękne panie zrzucają w krzach nadbrzeżnych szaty;
przesłodkie!! — idą w blasku rytmicznej urody.
2495Lecz ta jedna! — czar piękna jakże przebogaty!
Podobna wiecznie młodym urodziwym bogom;
na brzegu oto siada, wodę głaszcze nogą.
Jak marmurowa wnętrznym ogniem żywa kruża
[213] —
w chłodnym, przytulnym nurcie ciało swoje nurza.
2500Z nagła zamęt powietrzny skrzydeł wzdęty szumem
mierzwi gładkość lustrzaną; — opadają tłumem
łabędzie białe — jakaż wabi je przynęta —?
Z krzykiem trwożliwym na brzeg wbiegają dziewczęta;
jeno ona, królowa, tą skrzydlatą wieścią
2505nie trwoży się, nie lęka — z uciechą niewieścią
i z wyniosłym uśmiechem w łabędzia spoziera,
co szyją w piersi, skrzydłem w kolana się wpiera
z natarczywą słodyczą — dziobem warg dostaje —
Wtem zwichrza się powietrze, gęsta mgła powstaje
2510z łąk kwiecistych — i skrywa gromadkę spłoszoną
i jej słodką pieszczotę niewidną zasłoną.
MEFISTOFELES
Co też ty mówisz, gdzież ten łabędź i niewiasta?
mały jesteś, a pleciesz jak duży fantasta;
ja nic nie widzę —
HOMUNKULUS
2515— wierzę! Tyś z północy,
urodzony w pomroce i posępnej nocy,
pośród ponurych mnichów, milczących rycerzy,
więc jakże wzrok twój dojrzy czar młodości świeży?
Ojczyzna twa ponura i ty sam ponury.
2520rozgląda się
Omszone, obrzydliwe, zapleśniałe mury,
zakamarki złuczone, pułapy schylone!
Biedny! — jeśli się zbudzi — oczy przelęknione
spojrzą dokoła trwożnie — zamkną się na wieki.
2525Jemu się, widzisz, kraj śni słoneczny, daleki,
leśne źródła, łabędzie i nagie piękności —
— jakżeż mu się wzwyczaić w mroczne ponurości?
Ja z was najwygodniejszy, zaledwie to znoszę.
Trzeba go wynieść prędko!
MEFISTOFELES
2530
Chytry wybieg — proszę!
HOMUNKULUS
Chcesz tęsknotę uleczyć, na smęt coś zaradzić —
musisz mężnych w potyczki, dziewki w tan prowadzić.
Oto rada: chcesz zleczyć tego mroków syna?
trza dlań stworzyć z snu jego poczęte zdarzenie;
2535dziś się noc klasycznego sabatu zaczyna —
tam właśnie pójść on musi! Tu wchłoną go cienie.
MEFISTOFELES
To banialuki! — Mnie kłamstwo nie wzruszy.
HOMUNKULUS
Wiem! wiem! Słonecznych pieśni nie słyszą twe uszy,
strachy znasz jeno pełne romantycznych bredni;
2540strój antyczny dla duchów bardziej odpowiedni.
MEFISTOFELES
Ku jakiej go prowadzić chcesz drodze czy miedzy?
mnie z kretesem obmierźli antyczni koledzy.
HOMUNKULUS
Zachód i północ, diable, to kraj twej pomroki —
my na wschód i południe skierujemy kroki.
2545Tam, gdzie po wielkiej, wolnej, słonecznej równinie
Penejos
[214] pośród wiklin i zagain płynie;
Tam, gdzie dolina wnika w wądoły i jary,
tam Farsalos
[215] się wznosi i nowy, i stary.
MEFISTOFELES
Tylko nie to! Te spory, tyranie, niewole,
2550to takie dla mnie nudne jak flaki z olejem;
skończyło się, zaczyna — i tak w wiecznym kole
znów dobrodziej spór wiedzie z innym dobrodziejem —
ten dorwie się do władzy, więc kieruje sterem —:
woła wolność!! i nie wie, że diabeł suflerem.
2555To się nazywa walka o prawo wolności! —
w rzeczy —! służalczość walczy przeciw służalczości.
HOMUNKULUS
A no — ludzkość tak krąży po opacznym torze,
każdy się, widzisz, broni, jak umie i może;
dziecięctwo swe i męskość musi zabezpieczyć.
2560Mniejsza! Tu chodzi o to, jak Fausta uleczyć!
Jeżeli sam potrafisz, proszę, daj mu leki —
w przeciwnym razie ja go nie puszczę z opieki.
MEFISTOFELES
Może by łysogórskiej spróbować rozpusty?
Grecja dla mnie zamknięta jest na cztery spusty.
2565Zresztą Grecja, cóż Grecja? — niewiele jest warta,
cała na zmysłów czarze i omamie wsparta,
wesołymi grzeszkami łudzi was i nęci —
a nasz grzech — jest ponury, powiadacie, smęci;
więc wobec tego cóż?
HOMUNKULUS
2570
Wszakżeś nie bity w ciemię,
przecież to opisałem ci tesalską ziemię,
a czarownice tesalskie są sławne!
MEFISTOFELES
pożądliwie
Tesalskie czarownice?! — Te historie dawne,
o których wieści milczą, nęcą niepomiernie;
2575wylegiwać się z nimi noc po nocy wiernie,
byłoby żmudą, mniemam — lecz odwiedzić, wrócić!
HOMUNKULUS
Radzę płaszcz twój powietrzny na Fausta zarzucić;
polecimy — ja drogę oświecę —
WAGNER
trwożnie
HOMUNKULUS
2580— ech!
Tyś jest potrzebny tutaj, pilnuj swoich strzech!
Wydobądź pergaminy zmurszałe z ukrycia,
wedle przepisów badaj elementy życia,
zliczaj, a dodawania kładź przezornie znak,
2585na co uważaj pilnie, lecz pilniej — na jak!
Ja tymczasem z podróży wiecznie żywych dni
może wyłowię kędyś tę kropkę nad i —
— tak osiągniemy wielki, ostatni cel bytu,
otrzymamy nagrodę za żmudną robotę:
2590sławę i życie pełne bujnego rozkwitu,
złoto, szczęście i wiedzę, a może i cnotę!
Bądź zdrów, Wagnerze! —
WAGNER
zasmucony
— Bądź zdrów; te słowa złowieszcze
lękiem mnie napawają; — ujrzęż ciebie jeszcze?
MEFISTOFELES
2595
Więc do Peneju!
Słowa twe kuszą!
raźno, bracie!
płonę żądzą!
2600do widzów
Bogiem a prawdą — w rezultacie —
kreacje nasze nami rządzą.
KLASYCZNA NOC SABATOWA
Faust, Mefistofeles, Homunkulus, Anaksagoras,
Tales, Erychto, Penejos, Chiron, Manto, Seismos,
Empuza, Oreas, Nereusz, Proteusz, Galatea, Forkiady: Dino, Pofredo, Empo; Gryfy, Arymaspy, Sfinksy, Syreny, Nimfy, Pigmejczycy, Starszyzna Pigmejczyków, Wódz naczelny Pigmejczyków, Imzowie, Tomciopaluchy, Żurawie Ibikusa, Lamie,
Nereidy, Trytony, Telchinowie Rodyjscy, Psylle,
Marsowie, Dorydy, Chór mrówek.
Farsalskie Pola.
Mrok.
Bitwy farsalskiej
[217] rocznicę przybywam święcić okrutną,
ja, Erychto posępna, lecz nie w tej mierze obrzydła,
2605jak nieoględni poeci zwykli mnie smagać w utworach;
zalety nadmiernie wynoszą, wady nadmiernie spiętrzają.
Pole bitwy zarasta wielkimi grzybami namiotów —
tej nocy od nowa wskrzeszonej, od wieków w pamięci wciąż żywej.
I tak już na wieczność zostanie! Ludzie zazdrością zmęczeni
2610Swym bliźnim wydrzeć chcą władzę żelazem, krwią i pożogą —!
Trudno jest siebie znać dobrze, trudniej panować nad sobą,
lecz łatwo drugim przewodzić dumą i woli kaprysem.
Lecz na tych polach inaczej — tu gwałt się gwałtem odciskał,
a wzniosły wieniec wolności rozdarty leżał wśród trupów,
2615a głowę władcy otoczył wieniec posępnych wawrzynów.
Tu Magnus
[218] marzył o sławie i o wielkości rozkwicie —
tam Cezar w ciszy północnej łowił swych wrogów naszepty.
Biorą się z sobą za bary; lecz znamy już wynik tej bitwy.
Żarzą się watry
[219] w obozach — czerwony płomień zakwita,
2620ziemia krew pije, a oto — wołane cudem tej nocy —
powietrzem — podania helleńskie stadami lecą jak ptaki.
Przy każdym ogniu się grzeje ten zwid przeszłości dalekiej
a z niebios ponowek miesiąca srebrzystą poświatą się srebrzy,
po polach dalekich — czar znika! — Namioty toną w modrości.
2625Lecz cóż to za gwiazda nade mną — meteor niespodziewany,
rozbłyska koliście nad głową?! przeczuwam — widzę w nim życie;
więc idę, odchodzę, bo żywym zjawą nieszczęścia się staję,
więc idę, odchodzę, a oto kula świetlista opada —
Oddala się.
Z góry spływają Żeglarze powietrzni.
HOMUNKULUS
Niech nas płaszcza twego poły
2630ponad ogniem, wodą wiozą;
spójrz: pod nami te wądoły
[220]
zioną ku nam wielką grozą.
MEFISTOFELES
Słowa twoje są prawdziwe,
patrzę w dół ku tej zgniliźnie —
2635duchy, skrzaty obrzydliwe —
czuję się jak w mej ojczyźnie.
HOMUNKULUS
Spójrz! — tam jakaś baba kroczy,
jak dragon
[221] rozstawia nogi.
MEFISTOFELES
Lęk ją snadź
[222] pogania srogi,
2640boi się nam spojrzeć w oczy.
HOMUNKULUS
Fausta złożyć naszą rzeczą,
jego brzegi te uleczą;
zaraz wskrześnie, wzrok rozjaśni —
on, co życia szuka w baśni.
FAUST
dotknąwszy ziemi
HOMUNKULUS
Któż tam wie, gdzie ona!
lecz tu zasięgniesz waść języka.
Myśl twoja głodna i stęskniona
z płomyka pomknie do płomyka,
2650a kto z Matkami się zadawał,
tego nie strwoży dziwów nawał.
MEFISTOFELES
I mnie się to i owo roi;
myślę, że będzie najdogodniej,
by każdy sam pośród tych ogni
2655szukał przygody własnej, swojej.
Światłem zjarzonym wśród łoskotu
dasz, mały, hasło do powrotu.
HOMUNKULUS
Tak błyśnie, tak zadźwięczy szkliwo.
Szkło dźwięczy i błyszczy silnie.
2660A teraz w czary! Naprzód! Żywo!
Oddalają się.
FAUST
sam
Gdzież jesteś?! Próżno pytam — daleka czy bliska?
czy ten brzeg cię kołysał? czy lustra tych fali
widziały ciebie? nie wiem! — lecz echem nazwiska
twego drży tu powietrze. Więc jestem w Tesalii!
2665Kochana Grecjo święta! — ledwom stąpił nogą
na twą ziemię, a w sercu radośnie i błogo;
jak Anteusz
[223] dotknięciem ziemi krzepię siły.
A terazże mnie prowadź, wytęskniona drogo,
w labirynt żywych ogni tajny i zawiły.
Błonia u źródeł penejskich.
MEFISTOFELES
myszkując
2670Z chwilą gdym
vale[224] rzekł wyszklonej kuli,
wszystko mi obce zda się i nieznane;
nikt tu nagości nie skrywa w koszuli:
Gryfy bezwstydne, Sfinksy nieodziane;
od tej sprośności aże cierpnie skóra —
2675tu z tyłu włosy, tam znów z przodu pióra…
Przyzwoitością i my nie grzeszymy,
lecz zbyt dosadne te greckie olbrzymy.
Tu ingerencji naszej trzeba niezawodnie,
uwspółcześnić starzyznę, przystroić ją modnie…
2680Wstrętna banda! Lecz wreszcie cóż mnie to obchodzi —
— gościem jestem — gościowi grzecznym być się godzi…
Witajcie, piękne panie, rozważne gryfony!
GRYF
chrapliwie
Gryfony? — Gryfy
[225]! — Człeku w nazwach pomylony
— przekręcasz je — to mierzi! to zwyczaj prostaczy!
2685Gra, gryka, grymas ma „gry” — cóż źródłosłów znaczy?
etymologia
[226] często w bezdroża prowadzi.
MEFISTOFELES
Ale przypomnieć może nie zawadzi,
że w słowach: gryf, grabienie
[227] — jest niejakie bractwo.
GRYF
w dalszym ciągu
Tak! niby tak! no, owszem! — jest powinowactwo —
2690kto gryf złodziejski ma, ten łacno
[228] cudze bierze,
mienie, złoto, dziewczynki, dom i miękkie leże;
Fortuna chętnie złodziejaszkom służy,
więc kto grabieżcą jest, ten zysk ma duży.
olbrzymiego wzrostu
Mowa o złocie! — to bolączka sroga!
2695zbieraliśmy je, nazbierali setnie,
moc Arymaspów zgrabiła je wroga,
my nic nie mamy — im wiedzie się świetnie!
GRYFY
Już my cię weźmiem do nich nie pomału!
ARYMASPY
Jeno nie dziś! w tej nocy szału!
2700Jutro zaświeci dno w kalecie
[230] —
tym razem się nam uda przecie.
MEFISTOFELES
usiadł pośród Sfinksów
Tutaj mi dobrze bardzo, Sfinksy, w waszym tłumie;
mógłbym pomiędzy wami żyć, bo was rozumiem.
SFINKS
Szeptem zwierzamy wam zagadki ducha,
2705ten ucieleśnia szept, kto szeptu słucha;
lecz powiedz, kto ty jesteś?
MEFISTOFELES
Ja? — Mam nazwisk wiele —
przecież wszystkich wyliczać tu się nie ośmielę!
są tu Anglicy? — oni z Bedekierem
[231] zawsze
2710zwiedzają wodospady, ruiny, najkrwawsze
pobojowiska sławne, w pamięci zgubione —
tutaj jest dla nich, tuszę, miejsce wymarzone;
dlatego o nich mówię, że oni już dawno
w komediach swych mi nazwę dawali zabawną —
2715
Old iniquity[232] — co się „stara złośliwość” tłumaczy.
SFINKS
MEFISTOFELES
Nie wiem! można było też inaczej.
SFINKS
Pewno! No, a na gwiazdach znasz się waść co nieco?
jakąż godzinę wieszczą, jakąż wróżbą świecą?
MEFISTOFELES
patrzy w niebo
2720Ponowek
[233] srebrem kosi gwiazd drżącą plejadę,
a mnie przy was spokojnie i bardzo szczęśliwie —
przytulam się i ciepło przy waszej lwiej grzywie —
a żądze wyższych wzlotów między bajki kładę;
powiedz jakąś zagadkę, logogryf
[234], szaradę
[235].
SFINKS
2725O sobie mów, a to już za zagadkę stanie
[236].
Próbuj siebie rozwiązać, przenikliwy panie —:
„Pobożnemu jak złemu zarówno przydatny
[237];
pierwszemu cel ascezy i zbożnego gniewu,
drugiemu do pokrycia zła i szaleństw zdatny —
2730jedno i drugie warte bożego wyśmiewu”.
GRYF I
chrapliwie
GRYF II
bardziej chrapliwie
Niech się w te pędy oddala.
OBA
Nie tutaj miejsce dla tego brzydala!
MEFISTOFELES
brutalnie
Mniemasz — paznokcie gościa miększej są natury?
2735chętnie pójdą w paragon
[238] z twoimi pazury.
Spróbujcie! — proszę!
łagodnie
Ostań z nami dłużej —
sam się wreszcie przekonasz, że ci tu nie płuży
[240].
Tam w twej ojczyźnie, w sławie czas schodzi ci mile,
2740tu czujesz się nieswojo, jeśli się nie mylę.
MEFISTOFELES
Do pasa jesteś przystojna aż miło,
lecz od pasa — zbyt groźna! przerażasz mnie siłą.
SFINKS
Fałszerzu! — karę weźmiesz srogą —
zdrowe są nasze łapy lwie —
2745tobie — obleśny kuternogo
[241],
pomiędzy mami będzie źle.
W dali śpiew Syren.
MEFISTOFELES
Cóż to tam śpiewa wśród gałęzi
wysokich topolowych drzew?
SFINKS
Ostrożnie! — ciebie też uwięzi
[242]
2750ułudnych ptaków wabny śpiew.
SYRENY
Porzućcie pokraczne dziwy,
posępne, jałowe treny —
u nas sens życia prawdziwy
i z nami każdy szczęśliwy —
2755Syreny śpiewają, Syreny!
SFINKS
na tę samą melodię; przedrzeźniając
Zlećcie tu do nas, a blisko,
rodzie podstępny, ponury!
Wejdźcie tu jawno w kolisko
na hańbę i pośmiewisko —
2760rozprężcie sępie pazury.
SYRENY
Po cóż się parać
[243] zazdrością!
zgaście nieszczęsne zawiści!
Syreny lecą z radością
i obiecują swym gościom,
2765że śpiewem — tęsknota się ziści.
MEFISTOFELES
Ot — nowa nowość! Dźwięk za dźwiękiem
ugania się, uderza z brzękiem,
to z gardła, to ze strun się rodzi.
Oj dana! dana — wrzeszczy z gąszczy
2770i koło uszu się chrabąszczy,
ale do serca nie dochodzi.
SFINKS
Nie mów o sercu! — Pan dobrodziej
chwal raczej duży wór skórzany;
zaopatrzony trzos, wypchany —
2775dobrodziejowi to uchodzi.
FAUST
zbliża się
Rzecz dziwna, z każdą chwilą podziw we mnie rośnie,
patrzę na te postacie olbrzymie — radośnie;
bije już dla mnie, bije szczęśliwa godzina!
Cóż mi ten wzrok poważny z nagła przypomina?
2780ku Sfinksom zwrócony
Z wami rozmawiał Edyp
[244] u Tebańskich wrót —
do Syren
Was się bał Odys chytry na bezdrożach wód —
do Mrówek
2785Skarby zgromadził wielkie, hart, wysiłek wasz —
do Gryfów
A oto skarbów wierna i odważna straż!
Nowy duch wstąpił we mnie, czar mnie opromienia —
wielkie mitu postacie, o wielkie wspomnienia!
MEFISTOFELES
2790Dawniej do chwalb nie byłbyś skory,
dzisiaj je w sercu swym obraniasz
i chwalisz w czambuł
[245] wszystkie stwory,
bo za kochanką się uganiasz.
FAUST
do Sfinksów
Wy, sfinksy stróżujące u wiecznych otchłani —
2795powiedzcie, gdzie Helena? gdzie jest cudna pani?
SFINKSY
Ostatnie z nas poległy z Heraklesa ręki,
więc dziejów jej nie znamy, lecz służymy radą:
jedynie Chiron
[246] może skrócić twe udręki,
zawołaj nań! — Przetętni tutaj nocą bladą.
SYRENY
2800Do nas, do nas, chodź po radę!…
Odys, co się wiele włóczył,
od nas właśnie się nauczył
dziwnych opowieści —
więcże i ty nie gardź nami,
2805popłyniemy mórz falami —
śpiew nasz cię upieści.
SFINKS
Nie daj się zwieść namowom.
Miast krępować jak Odys ramiona,
zawierz naszym krzepkim, prostym słowom —
2810idź i szukaj zacnego Chirona,
on cię jeden objaśni, gdzie ona!
Faust odchodzi.
MEFISTOFELES
zgryźliwie
Cóż to za rechot wietrznych fal?
klaskanie skrzydeł, tam wysoko!
Zjawy nieznane lecą w dal,
2815ani ich Strzelca złowi oko.
SFINKS
Jak lutowa zawierucha
stymfalijskie lecą ptaki
[247];
mowa ich chrapliwa, głucha,
sępie dzioby, kacze nogi.
2820Napowietrzne pruje szlaki
ród potworny, twardy, srogi;
pokrewieństwa z nami szuka.
MEFISTOFELES
jakby strwożony
A tam cóż znów syczy, stuka?
SFINKS
Głowy lernejskiego węża
[248]
2825błoniem snują się samopas,
odcięte ostrzem oręża,
błyskają ślepiami jak topaz.
Nie trwóż się! — puszą się srogo,
lecz nic już szkodzić nie mogą.
2830Lecz cóż to? — jakożeś inny,
w ruchach nieskładny i zwinny,
zerkasz wokoło oczami
— Odejdź! — nie krępuj się nami!
Ach — tam cię ciągnie, w to grono?!
2835To Lamie
[249] — krasne i chutne —
w krzach łyska prężne ich łono —
miłośnice bałamutne;
w koźlonogich satyrach kochają się bardzo,
więc i kopytem końskim, wierę, nie pogardzą.
MEFISTOFELES
2840
Lecz zostaniecie tutaj? zobaczę się z wami?
SFINKSY
Tak! — Idź się bawić, poigrać z Lamiami!
Na strażach wiernych trwamy wieki, lat tysiące,
egipskich pustyń duchy mądre i milczące.
Nas się słońce i gwiazdy w swych wędrówkach radzą,
2845a zrównanie dnia z nocą pod naszą jest władzą;
u stóp wielkich piramid w postawie niezmiennej
śnimy, w spraw ludzkich chyżość topiąc wzrok kamienny.
NAD UJŚCIEM PENEJU
Penejos[250] w gronie dopływów i
Nimf.
PENEJOS
Grajcie, szumiące w wietrze trzciny,
jękiem załkajcie, wikliny;
2850cichym szmerem olcha drżąca
niechaj w struny topól trąca —
— na sen — na miękki sen —
Niebo z nagła się przychmurza,
drży —: powietrze? ziemia? burza?
2855kto mnie wola z wodnych den?
FAUST
przystaje na brzegu
Głos słyszę, głos żywy słyszę,
spoza splątanych gałęzi;
trzcina się sennie kołysze,
czar wielki kusi mnie, więzi —
2860wsłuchany w szemrzącą ciszę,
rozróżniam szczebioty i słowa:
to trzcin z odbiciem rozmowa.
do Fausta
Złóż swoje znużenie
w wód chłody, w wód cienie,
2865w przygasłe zielenie —
tu spokój oplecie cię wiotki;
wodnistym przelewem,
szumieniem i śpiewem
sen modry ci damy, sen słodki.
FAUST
2870Czuwam, a przemoc niezgadła,
czarowne snuje widziadła —;
I kędy zwrócę swe oczy,
cudność się we mnie wpromienia
Z tych prześwietlonych pomroczy.
2875Sen to? czy jawa? wspomnienia?
Jak wtedy!:… przeszklone wody
w chłodzie nadbrzeżnych zieleni,
lśnią psalmem słodkiej pogody,
w tym chórze mżących promieni.
2880Z rozpadlin, ze wzgórzy i skał
wodospad kaskadą się toczy,
a zdrowych dziewiczych ciał
piękno uwodzi me oczy.
W rzeźwej, przeźroczej topieli
2885biodra i piersi nurzają —
w rozweselonej kąpieli
dłoniami w wodę pluskają
i tak się stroją perłami
pod światłem księżyca bladem,
2890że każdej lśni nad włosami
srebrny, ruchliwy diadem.
Już dziewic gwiaździsty wian
rąk lilie splata i łączy —
i płynie w srebrzysty tan
2895wśród fal, wśród cieni i pnączy.
Przecudna baśń księżycowa! —
Lecz gdzież w tej czarów godzinie
ona — mych marzeń królowa?
z którejże fali wypłynie?
2900Lecą widziane łabędzie
majestatyczne i czyste,
jak w zapomnianej kolędzie
snują się — wiją — bieliste.
Lecz jeden z radości wezbranej
2905wymija szereg półsenny —
ku jakiejś wyspie nieznanej
płynie zuchwały, promienny —
— to tam — to tam — kędy ona
w ciszy uroczysk
[251] panuje! —
2910— tam — kędy kwietna zasłona
namiot nad łożem jej snuje!
Popłynął — a reszta dziew
pilnuje w chyżym oblocie,
by każda w przycieniu drzew
2915o własnej myślała cnocie.
NIMFY
Słuchajcie siostry! — Do brzegu
ucho przyłóżcie — cyt! cyt!
tętent się niesie, rytm biegu,
dreszcz błoni i żwiru zgrzyt! —
2920Jakiegoż niesie nam posła
noc duchem żywa, wyniosła?
FAUST
Słyszę! brzmi, tętni głos ziemi
i serca mego dzwon słyszę —
dźwięk kopyt twardych! — Przed niemi
2925wiew wichru zamąca ciszę.
Szczęsna godzina! już ku mnie
jeździec marzony się zbliża,
pierś jego niesie się szumnie,
głowa się w pędzie naniża
2930— koń biały — grzywa świetlana
— męstwo w źrenicach mu płonie —
to on! to postać z snów znana!
Bieg wstrzymaj! Stań! Stań! — Chironie!
CHIRON
Kto jesteś? Czego chcesz?
FAUST
CHIRON
FAUST
CHIRON
Siadaj! — Ktoś zacz i dokąd? — Jestem na usługi;
pragniesz, bym cię przez rzekę przeniósł na brzeg drugi?
FAUST
wsiada
2940Gdzie zechcesz, Mistrzu wielki — podzięka ma wieczna!
nauczycielu sławy —! tobie brać waleczna
bohaterów zawdzięcza zaszczyty i sławę!
Ty złotą argonautów
[252] wyśniłeś wyprawę
i większą niźli oni miałeś ducha dzielność
2945wwiodłeś ich w wieczną gwiezdnej pieśni nieśmiertelność.
CHIRON
chociaż mentorka boska, rozumna, głęboka —
nic nie zdziała — bo uczeń swe tęsknoty ziszcza
na własnej jeno drodze i — pomimo mistrza!
FAUST
2950Przyjmij mój uścisk, Mistrzu, i serdeczną miłość —
ty, co znając roślinę znasz i jej korzenie —
lekarzu dusz, wzniesiony nad życia zawiłość —
leczysz i ciał udrękę, i ducha cierpienie!
CHIRON
Szedłem-ci ja z pomocą, tam gdzie bohatera
2955rannego sen już morzył śmiertelnością cichy;
dziś zaniechałem, niech się kunszt nie poniewiera,
dziś — konowały
[254] leczą, babiny i mnichy.
FAUST
Wielkiś prawdziwie, pochwał nic lubisz, pokorny,
pragniesz być równy innym — cichy, niepozorny.
CHIRON
2960
Obawiam się, że chwalba drży w tych słów pojęciu,
jakobyś schlebiał tłumom zarówno jak księciu.
FAUST
Lecz przyznaj —: z największymi żyłeś wzgodzie bratniej,
orężem i fortelem ratowałeś z matni
tych, co z nagła stanęli u przegranej progu,
2965ty mężny jak i oni, lecz mędrszy, półbogu!
Proszę, powiedz, Chironie, jeśli cię nie trudzi,
kogo rad byś okrzyknąć największym wśród ludzi.
CHIRON
Wśród argonautów grona każdy dawał szczerze
moc, którą rozporządzał — wszyscy w równej mierze.
2970Dioskurowie
[255] pięknem i szałem młodości
zwyciężali. Roztropni, pełni junaczości
Boreadowie
[256] byli. Mądry, w radzie sprawny,
panował mężny Jazon, pieszczoch kobiet sławny.
Orfeusz wątły, cichy, poeta wspaniały,
2975Linceusz
[257] bystry, żeglarz odważny i śmiały; —
społem
[258] jeno ocenić można się w potrzebie —
czyń i działaj! — koledzy już poznają ciebie.
FAUST
A Herakles? ów mąż wielkiej cnoty?
CHIRON
Zamilcz! zamilcz i nie budź tęsknoty;
2980
ale męża nad męże oczy me widziały;
król w każdym calu, młodzian znamienity,
w posłuszeństwie wyrosły wśród cnych niewiast świty
[262]
o, już drugiego ziemia nie wyda nam w darze,
2985ani się w wiekach zrodzą tej cnocie rówieśni,
nie utrwalą go w spiżu najtężsi rzeźbiarze,
ani go piewcy wskrzeszą w równej jemu pieśni!
Chociaż się zamysł twórczy skupia i natęża,
ręce tę pracę ducha zniweczą lub zmniejszą —;
2990otoś mi skreślił postać największego męża,
wyczaruj teraz słowem z kobiet najpiękniejszą!
CHIRON
Cóż tam niewieścia piękność! … Złuda i martwota;
czczę jeno to, w czym życie i radość jest złota —;
piękność ułudą sobków! — Jeden wdzięk na świecie
2995zwycięża; — Helena…
FAUST
CHIRON
— niosłem ją na grzbiecie.
FAUST
Jakobym zbudził się ze snu,
więc ona tu siedziała? tu?!
CHIRON
3000I ręką mi głaskała grzywę,
jak ty —
FAUST
— jak ja: zwidzenia żywe!
O, szczęsna ziemia! Szczęsny ląd!
ona tęsknotą, mym marzeniem!
3005przyszedłem tutaj za jej cieniem —
— dokąd ją niosłeś? gdzie? i skąd?
CHIRON
Opowiem; — było to w tych czasach,
gdy bracia ją z zbójeckich rąk
odbili; alić w wielkich lasach
3010zbóje ich otoczyli w krąg
powtórnie; no cóż było robić?
teraz do ucieczki się sposobić —
więc uciekamy, bracia, ja
i ona; wtedy na mym grzbiecie
3015niosłem to urodziwe dziecię;
nad bagnem nas dognała mgła,
już w nas omdlewać począł duch,
bracia brodzili, to płynęli,
jam się zapadał po sam brzuch —
3020z trzęsawisk ledwośmy wybrnęli.
A ona, dziewczę hoże, żywe —
zskoczyla i przemokłą grzywę
poczęła głaskać z przymilnością,
dziękować za przebyty lęk —
3025tak jakoś mądrze i z godnością —
przedziwny był w niej wtedy wdzięk!
FAUST
CHIRON
… Ach, filologowie,
tobie i sobie przewrócili w głowie!
3030Mitologiczna dama to rzecz osobliwa;
poeci sobie radzą dość dowolnie z niemi:
nigdy się nie starzeje, zawsze urodziwa
i na świat patrzy tęsknie oczami sowiemi;
wcześnie uprowadzana, wiecznie miłowana —
3035poetów nie krępuje czas — to rzecz zbyt znana.
FAUST
Wszak ci i ona czasem niezwiązana!
Achilles spotkał ją, jak wieści niosą,
choć zda się niemożliwe! Radość niesłychana —
kochać i miłość wzbudzać wbrew czasom i losom.
3040Dlaczegóż ja bym nie miał przywołać z oddali
ją, jedyną i równą w majestacie bogom!
Niechaj więc spłynie ku mnie na odnownej fali
tą powrotną, nieznaną, ugwieżdżoną drogą!
3045uroczą, wiecznie piękną jak białe posągi!
odtąd serce i myśli żyją w wichrze, w burzy,
mamli
[264] jej nie posiadać — wolę nie żyć dłużej.
CHIRON
Jesteś pełny ekstazy, przybyszu nieznany,
u nas stan twego ducha zwie się obłąkany.
3050Lecz szczęśliwie się składa, bo oto rokrocznie,
gdy się wielka klasyczna noc sabatu pocznie,
zwykłem czas krótki spędzać u Eskulapowej
[265]
córki, Manto
[266], co ojca błaga na rok nowy,
aby raczył swą łaską medyków nie mijać,
3055by i leczyć umieli, nie tylko zabijać —
rozsądna; — ją najbardziej lubię z Sybilli cechu
[267];
więc pobieżajmy do niej w należnym pośpiechu,
ona natychmiast pojmie niedomóg człowieczy,
ma zioła przerozmaite, raz — dwa cię uleczy.
FAUST
3060
Nie chcę być uleczony! potęga wre we mnie —
radzisz mi gluchość ciszy? Chironie — daremnie!
CHIRON
Nie gardź zdrowiem, bo spłoniesz od wnętrznej pożogi;
— A oto zeskocz teraz — tutaj cel twej drogi!
FAUST
Wiozłeś mnie przez bezdroża, przez czarny manowiec,
3065wody grające żwirem — gdzież ja jestem, powiedz?
CHIRON
Tutaj się Grecja z Rzymem chwytała za bary —
oto nurty Peneju, oto Olimp stary —;
państwo duże — kruszy się i w piach rozsypuje —
król ucieka — na gruzach motłoch triumfuje.
3070Spójrz — świątynia ostała na przeszłości czacie
[268],
milcząca, wieczna, srebrna w miesięcznej poświacie.
MANTO
nawiedzona
Kopyt końskich tętenty
budzą, budzą chram
[269] święty,
Półbóg księżycem kroczy —
CHIRON
3075
Rozewrzej znużone oczy!
MANTO
budzi się
Witaj u świętych przedproży!
CHIRON
Jak widzę, wiecznie żyje dom boży!
MANTO
Co roku słuch mój krok twój słyszy —
CHIRON
Żyjesz w spokoju, niemej ciszy —;
3080mnie bezruch mierzi
[270], jam nie głaz.
MANTO
Ja trwam, a mnie okrąża czas;
lecz ten — kto zacz? —
CHIRON
Jego noc gwiezdna,
jak przypływ wyrzuciła z bezdna —;
3085Heleny szuka oszalały —
rękę wyciąga po nią śmiały,
lecz nie wie, jak, lecz nie wie, gdzie;
lek mu wyszukaj w świętym śnie,
w nocy obłędnej, żądzą głuchej —
3090i ulecz jątrzącą ranę.
MANTO
Chironie! kocham wszystkie duchy
niemożliwością opętane.
Już w oddali słychać tętent cwałującego Chirona.
Wejdź do świątyni mężu śmiały;
3095to przejście wprost do Persefony
[271],
co śni w otchłani ociemniałej,
wiosenny łan, łan ukwiecony.
Tędy szedł Orfej z pieśnią wdałą
[272] —
darz Bóg! W otchłanie! Naprzód! Śmiało!
Zstępują w podziemia.
NAD ŹRÓDŁAMI PENEJU
SYRENY
3100W Peneju płynnej zieleni
kołysać się z fali na falę,
rozgwarem pluszczących pieni
zagłuszać niewodne żale —!
Czymże jest życie bez wody —
3105płyńmy z podhali i wzgórz —
w blaskach srebrzystej urody
do złotych egejskich mórz.
Trzęsienie ziemi.
Fala wraca, drży i pieni
3110z pluskiem skacze nurt z łożyska,
z dna najgłębszych nor i cieni
rzeka żwirem na brzeg ciska.
Uciekajmy — wszystkie siostry —
grzmią podziemia — wicher ostry!
3115Uciekajmy! Na wesele
w sennych jezior ciche tonie,
kędy łuska fal się ściele
po kwiecistych brzegów błonie!
Tam w poświacie księżycowej
3120rosa lśni jak diamenty —
Naprzód! Naprzód! Na dzień nowy —
tutaj straszy huk przeklęty,
tutaj gniewy lżą złowrogie —
naprzód w życie płynne, błogie!
w głąbiach dudniąc i pohukując
3125Jeszcze raz ramiona sprężę
z podziemi głuchego zmierzcha —
barki wzniosę i zwyciężę!
Seismos idzie — wszystko pierzcha!
SFINKSY
Jakież wstrętne, głuche drżenie!
3130Burza w głębi ziemi dysze,
drżą wód tonie, grzmią kamienie,
glob się tam i sam kołysze!
Niebo łuną się oblekło,
przestwór przemawia niemy!
3135Choćby wychynęło piekło —
my stąd nigdzie nie pójdziemy!
Góra z ziemi rośnie łoża!
Ach, to on, ten siwiec stary,
co swoimi wyniósł bary
3140wyspę Delos z głębi morza,
jako pewny schron dla dziewy
[274].
Pręży ręce, grzbiet prostuje,
w oczach czają się złe gniewy,
ziemię rwie i darnie pruje,
3145piachy, żwiry, gruzy, glinę
wznosi! — Kopiec w górę rośnie!
Jakże całą nam dolinę
zaprzepaścił przeżałośnie;
dźwiga olbrzym zwał kamieni,
3150— kariatyda
[275] niezniżona —
wynurza się z mroków, z cieni —
po pas wyrósł z ziemi łona!
Dalej wyjść się nie poważy —
Sfinksy leżą tu na straży.
SEISMOS
3155Wszystko to jeno moje czyny,
temu zaprzeczyć nikt nie może;
mym dziełem góry i doliny
i każdy szczyt, co niebo porze.
Jakżeż by świat wyglądał marnie
3160bez wbitych w błękit nieba turni,
z których wzrok jasną dal ogarnie,
kędy się żyje mocniej, górniej.
Ongi w praczasach z tytanami
Pelionem, Ossą
[276] jak piłkami
3165rzucałem dziarsko i wytrwale
w rozkwicie sił, w młodzieńczym szale.
Aż wreszcie zdarzonego czasu,
jak czapę obie znaczne góry
włożyłem na sam szczyt Parnasu
[277];
3170odtąd dwurożem bodzie chmury.
Apolla przebyt któż wysłowi!
Muzy z nim mają modry schron;
i pośród gromów Jowiszowi
wzniosłem wyniosły tron.
3175A oto teraz w nowym szczycie
moc moja pręży się i cudni —
mieszkańcy nowi! Nowe życie!
Niech wasza radość ląd zaludni!
SFINKSY
Dziw nad dziwy, nie do wiary!
3180jakby dawny świat, prastary —
oto w naszych oczach kłębi.
Bór podszyty drogi grodzi,
skały z hukiem rosną w głuszy,
lecz cóż Sfinksy to obchodzi —
3185nas nikt z miejsca nie poruszy.
GRYFY
Złote żyły, złota gleba,
z szczelin jarzą się błyskoty;
strzeżcie skarbów, zbierać trzeba,
mrówki — nuże do roboty!
CHÓR MRÓWEK
3190Ląd ten podniosły siły ponure;
nuże! nóżkami wznośmy się w górę!
Trzeba nam wszystkie szczeliny zbadać,
każdą drobinę warto posiadać.
Zwijajmy, prężmy postać swą giętką,
3195po wszystkich kątach myszkujmy prędko.
Chmary i roje! — Niech wre robota,
niechajcie góry; — szukajcie złota!
GRYFY
Zbierajcie w kupę złote odłamki,
my nasze łapy położym na nie —
3200najlepsze zamki, rygle i klamki;
nam skarb wasz dajcie na przechowanie.
PIGMEJCZYCY
Weszliśmy na nowy ląd,
sami nie wiemy jak;
nie pytajcie się nas, skąd
3205przyszliśmy; no i tak!
Radość Bóg nam w serca wlał,
każdy z nas zawsze rad —
mała rysa pośród skał —
już tam jest mały skrzat.
3210Skrzat z skrzatową, w to nam graj
— dzieci są — parka cna —
kto wie, czy sam widział raj,
aby tak praca szła.
Ląd ten piękny chwali lud —
3215wczesny czas — istny cud!
Czy to zachód, czy to wschód,
ziemia nam rodzi w bród.
TOMCIOPALUCHY
Ziemia, co z nocy okrycia
wydała tych małych zuchów,
3220najmniejszych też woła do życia:
lud krasnych Tomciopaluchów.
STARSZYZNA PIGMEJCZYKÓW
Precz z pogawędką,
tu trza harować,
zwinnie i prędko
3225miejsca zajmować.
Kuźnie budować,
niech każdy bieży,
rynsztunki kować
trza dla żołnierzy.
3230Mrówki gromadą —
ej — do roboty!
Niechaj nam kładą
kruszce pod młoty.
A wy, Paluchy,
3235naplujcie w łapy,
idźcie w bór głuchy,
przynoście szczapy.
Niech się nie leni
nikt w tym kolisku,
3240trzeba płomieni
dużych w ognisku!
WÓDZ NACZELNY
Łuki i strzały
gotować zbroje,
już przyleciały
3245
Raźno i skoro
idźcie do boju,
tam, gdzie jezioro
śpi w fal ukoju.
3250Razem! Zwycięstwo!
Na wroga! Ura!
hełmy za męstwo
ozdobim w pióra.
IMZOWIE[279] I TOMCIOPALUCHY
Któż nas zratuje!
3255cały świat głuchy!
Skrzat dla nas kuje
twarde łańcuchy.
Gdzież nasza wina?
praca nas morzy,
3260przyjdzie godzina,
będzie sąd boży.
ŻURAW IBIKUSA[280]
Wrzawa nagła, jęk, wołanie,
trzepocących skrzydeł trwogi,
rozgwar, szczęk, zarwane łkanie,
3265walka, bitwa, bój wre srogi!
Oto skrzaty rozmach biorą:
pod strzałami ptaki giną,
krwią rumieni się jezioro,
zmiera klangor
[281] nad doliną.
3270Padły! Padły już żurawie
pod pigmejów wrażą zbroją
[282],
a zwycięzcy w pustej sławie
piór zdobyczą hełmy stroją.
Podły, karli pomiot skrzaci!
3275hej, wyraju
[283] ptasi, z nami!
Skrzatom sojusz nasz odpłaci,
co dziś chełpią się kitami!
Zemsta! Zemsta! Ku pomocy
zwołujemy rzeszę bratnią,
3280będziem walczyć, ile mocy
po serdeczną krew ostatnią!
Z klangorem krążą koliście.
MEFISTOFELES
na równinie
Nie ma to wśród czarownic jak północna jędza,
tu mnie w obczyźnie wszystko w kozi róg zapędza.
Łysa Góra, wyrosła wśród skalnego złomu,
3285to ojczyzna! — Tam jestem jak u siebie w domu.
Łysa? cóż z tego! — niech się na kamieniu rodzą,
choć łyse, ale chutne! — — nie drwią i nie zwodzą;
zresztą łysa czy babia, a niechby i świnna,
byleby nie obmierzła jak te — byle inna!
3290Tu ciebie nikt nie słucha, cudactwo oniemia,
idziesz — a nuż przed tobą rozewrze się ziemia?
nie ma żadnej pewności; ot — szedłem wądołem,
aż tu góra wyrasta lesistym wierzchołem,
góra wprawdzie nieduża, obły pagór raczej,
3295lecz już Sfinksów nie widzę, już wszystko inaczej.
Tu nigdy nie wiadomo gdzie głębie, gdzie brody,
na każdym kroku nowe czyhają przygody.
Tak i teraz — znów nozdrza łechce ten wiaterek
wiejący stamtąd, kędy tańczy chór frajerek —
3300Kuszą mnie! muszę podejść! — wreszcie któż zabrania?
kto przywykł, nie oduczy się już łasowania.
LAMIE
otaczają i pociągają ku sobie Mefistofelesa
Prędzej! a dalej! — prędko, prędziutko —
troszkę podrażnić — wstrzymać się — krótko,
paplać, chichotać, a potem zmamić,
3305starego wygę oszklić, scyganić!
Hej! kuternożka! — kuśtyk — kuśtyka,
nóżką pociąga — lećmy! — pomyka!
MEFISTOFELES
przystanął
To los! — tak się uganiać za hałastrą śmiałą,
co chyba za Adama sprzedawała ciało.
3310Cóż, żem sam stary? — idą! — idę! — dalej? — — dalej?
Dobre przysłowie! w starym piecu diabeł pali.
Wiem dokładnie, że kłamstwem karesy, zaloty,
że się sznurują, gęby szminkują huncfoty,
że nie mają ni jednej zdrowej części ciała,
3315że pod ręką pierś, biodra, jak huba spróchniała;
wszystko to wiem, a jednak utopiony w czarze,
tańczę — niech jeno która zagra na gitarze!
LAMIE
zatrzymują się
Hola! stańmy! — coś zwleka, zatrzymał się, stoi,
ośmielmy go kapinkę — może się i boi.
MEFISTOFELES
idzie
3320
Dalejże! — smęcę, że aż milo,
to mnie tak antyk usposobił;
toć gdyby czarownic nie było,
cóżby, do diabła, diabeł robił!
LAMIE
przymilnie
Krążmy wkoło kaduka przymilnie, a zwiewno,
3325do którejś z nas go serce pociągnie na pewno.
MEFISTOFELES
O ile w mętnym świetle mogę trochę zoczyć,
piękne jesteście, trudno mi się na was boczyć.
wpadając
I na mnie też się nie bocz, stoję tu na przodzie,
pozwólcie mi wziąć udział w waszym korowodzie.
LAMIE
3330Nie, nie chcemy, oślica! — oczy twe kaprawe;
ilekroć z nami igra, psuje nam zabawę.
EMPUZA
do Mefistofelesa
Pozdrawia cię Empuza — z oślej główki słynie —
a że masz końską nóżkę — mówię ci: kuzynie!
MEFISTOFELES
Przyczyniasz mnie, obcemu, wiele wzruszeń rzewnych,
3335widzę, że to od Łysej po Grecję mam krewnych.
EMPUZA
Decyduję się prędko, żądzą zmiany pałam;
na twoją cześć głowinę oślą dziś przywdziałam.
MEFISTOFELES
Parantela
[285] w tym kraju fawor widać znaczny,
lecz z osłem być krewniakiem — los jakiś opaczny.
LAMIE
3340Ostaw to szkaradzieństwo! — Co piękne i miłe,
pod jej dotykiem w brzydkie zmienia się i zgniłe.
MEFISTOFELES
I te krewniaczki zgrabne też coś podejrzane,
kto wie, jaką dotknięcie w nich wywoła zmianę.
LAMIE
MiłośćSpróbuj! Wybór masz duży; miłość to loteria —
3345wyciągasz los: — noc czarna lub świetlna feeria.
Patrzcie no lubieżnika! sznuchta
[286], co wziąć w łoże,
jak pedogryczny
[287] zrzęda, co kochać nie może.
Lecz idzie coraz bliżej, snadź już ma ochotę,
baczność! — pora, by poznał ciał naszych istotę.
MEFISTOFELES
3350Ta piękna! — Jak sarenka mizdrzy się
[288], umyka…
obejmuje ją
Ha! Kroćset diabłów! — wychudła jak tyka…
chwyta inną
A ta? — ależ to ryło obrzydliwe!
LAMIE
3355
Wybredniś! — może brzydkie, lecz chutliwe.
MEFISTOFELES
Ta strzelioczka
[289] wcale hoża…
— brr — co? — toć w ręce mam węgorza!
Tę smukłą pokocham hołyszkę…
A! — kij mam w ręku, suchą szyszkę?!
3360Co robić?!… a no do tej! — tłusta —
przyznam się, miewam wschodnie gusta —
brzuch wzdęty, kłęby, kupa sadła…
Ta mi specjalnie w oko wpadła;
na wściekłą rujkę coś zakrawa…
3365Pękła mi w ręku! Tfu! — purchawa!
LAMIE
A teraz rozbiegnijmy się, unośmy w górę
błyskawicznie — zarzućmy gęstą, czarną chmurę
na tego piekielnika! — Lotem, lotem, gacki
[290]!
Na sucho jeszcze wyszedł z opresji wariackiej.
MEFISTOFELES
otrząsa się
3370Mądry Polak po szkodzie, lecz jam nie mądrzejszy;
od północnego absurd południa nie mniejszy;
tu i tam takie same obmierzłe upiory,
wylęgłe z mroków głuchych, z wyobraźni chorej.
Dla ludu są postrachem, dla poetów wstrętem,
3375porubstwem
[291] są i zmysłów zmamieniem przeklętem!
Czegom ja się dotykał? zgroza! — Daj to katu,
zmarnować tyle czasu — i bez rezultatu…
Zabłąkał się pośród skał.
Gdzież jestem? zagubiony? mrokiem opętany?
3380na próżno szukam ścieżki z nagła zgruchotanej,
odłamkami kamieni zasutej
[292] i piachem;
co nieco od tych dziwactw zalatuje strachem
Gdzież moje Sfinksy? w jakiej szukać stronie?!
— w noc jedną góra rośnie, inna w wodach tonie!
3385Piękną by pracę nasze czarownice miały,
gdyby tak Łysą Górę tam a sam suwały!
ze skały
Do mnie chodź! Ta skała moja
przedwiekowa, samorodna.
Pozdrów ją, bo to ostoja,
3390siostra gór wieczystych godna!
Wieki mrą, historia mija,
ja trwam; słuszna we mnie buta —
to, co obok się rozwija,
zdmuchnie lada krzyk koguta!
3395Już nieraz na ląd nowy patrzały me oczy —
zanim raz drugi spojrzę — ląd tonie w pomroczy.
MEFISTOFELES
Cześć tobie, stojącej na czacie,
cześć tobie, wieńcu dębowy!
W srebrnej księżyca poświacie,
3400cichną ponure parowy. —
Lecz oto leszczyn poszycie
rozbłyska magicznym blaskiem,
rozwianym niesamowicie
jak światło przed szklanym obrazkiem.
3405To on na hali obrusie,
toczy się szklany i miękki;
witaj mi, Homunkulusie,
dokądże zmierzasz, maleńki?
HOMUNKULUS
To tu, to tam się chybocę
3410z tą myślą: — jakby się stać?!
lecz to, co widzę w pomroce,
ach! — tego nie chcę znać.
Ach, gdybym dojrzał w ciemności
dla czynów mych wdzięczne tło,
3415ach, w wielkiej niecierpliwości
stłukłbym więżące mnie szkło.
Dwóch filozofów
[294] spotkałem
— tak w zaufaniu ci powiem —
ich rozmów właśnie słuchałem —
3420może się od nich coś dowiem;
wciąż mówią: natura! natura!
snadź znają bytu istotę —
oni wyjaśnią mi, która
droga mą ziści tęsknotę.
MEFISTOFELES
3425Radzę ci: sam poszukaj drogi,
bo tam, gdzie duchy harce wiodą,
tam już filozof wkracza w progi —
i czy to z smętkiem, czy z pogodą,
tuzin upiorów nowych wiedzie —
3430dodając biedę dawnej biedzie.
Wszystko przechwałki! Ty, mój drogi,
jeśli nie zbłądzisz, nie zmądrzejesz!
Więc chcesz się stać — sam szukaj drogi,
w przeciwnym razie mgłą przewiejesz.
HOMUNKULUS
3435
Mądrej głowie dość na słowie.
MEFISTOFELES
W drogę! Wracając, acan mi opowie.
Odchodzi.
ANAKSAGROS
do Talesa
Upiory myśl twą obsiadły jak kleszcze,
a chciałbym cię przekonać! — Cóż ci mam rzec jeszcze?
TALES
Fala wiatrem marszczona wraz z wiatrem ucieka,
3440lecz od raf niebezpiecznych trzyma się z daleka.
ANAKSAGORAS
Ta skała wszak powstała z ognistych skier kroci.
TALES
Wszystko, co jeno żyje, powstało z wilgoci.
HOMUNKULUS
zjawia się wśród nich
Pozwólcie mi posłuchać, może myśl rozjaśnię,
bo to ja powstać pragnę i — zamierzam właśnie.
ANAKSAGORAS
3445Zdołałżebyś Talesie tak przemóc naturę
i w jedną noc wystawić tak ogromną górę?
TALES
Nic w naturze nie znaczy złudny przelot godzin,
wszystko tu musi dojrzeć do swoich narodzin,
wszystko przyjmuje postać przewidzianą z góry —
3450prawo rozwoju pierwszym jest prawem natury.
ANAKSAGORAS
Lecz ten przykład o innym prawie nas poucza!
Oto ogień tu powstał, grom, pożoga, tucza —
wtedy płomienne siły wyrzuciły z głębin
tę górę rozszumiałą lasem brzóz i dębin.
TALES
3455Cóż z tego, cóż ten przykład? cóż ten dowód znaczy?
stało się! było w planie! — nie mogło inaczej!
Dysputa płona
[295]! szkoda czasu i atłasu,
jeno tłum się ogłusza rozgwarem hałasu.
ANAKSAGORAS
A już się wszczęły w górze ruchy,
3460każda szczelina zamieszkała;
mrówki, Pigmeje i Paluchy
i cała ta czereda mała.
do Homunkulusa
Lecz ty nie pragniesz wielkości,
3465pustelnicza twoja kula —
jeżeli pańskie masz skłonności,
obdarzę ciebie władzą króla.
HOMUNKULUS
A ty, Talesie, co radzisz? — mów!
TALES
Cóż — nie chcę radzić, szkoda słów;
3470z małymi — małe wszelkie czyny,
z wielkimi nawet małość rośnie;
czy słyszysz, jak tam zza olszyny
wrzawa mknie ku nam — wciąż — rozgłośnie?!
3475z srebrem zalanych mętnych pól,
leci na Pigmejczyków zgraje —
widzisz — z karłami padłby król.
Ostrzą pazury, ostrzą dzioby —
idzie, już idzie, zemsty pora,
3480idzie godzina zła i zguby,
wnet się już zwichrzy toń jeziora.
Odwet za napad i za zdrady!
oto wędrowne lecą ptaki,
a karli naród, trwożny, blady.
3485skupia ostatnie orszaki.
Cóż łuk, cóż dzida, szyszak, tarcza —
przeciw wściekłości nie wystarcza!
Swawolnie w pióra chciał się stroić
lud karli, by swą klęskę zdwoić!
3490Tomciopaluchy uciekają,
kryją się mrówki w piachu, w glinie —
wojsko już jest bezładną zgrają,
w rozsypce pada! krwawi! ginie!
ANAKSAGORAS
po pauzie — uroczyście
Jeślim dotychczas wchodził w podziemne pustosze,
3495teraz oto ku górze czucia moje wznoszę…
W wiecznej ty i promiennej, srebrnej chadzasz zbroi,
w trzy nazwiska zaklęta i w postaci trojej!
Do ciebie o, Hekato! Luno i Diano
[296]
ręce wznoszę! — O mocy, co siłą nieznaną
3500piersi nasze rozszerzasz, myślom głębie dawasz
i światła magicznego słodyczą napawasz
stęsknione serca — oto wołam ciebie z nocy
ukaż się Pani Srebrna w nieodgadłej mocy.
Pauza.
Czyliż modlitwie mojej dany jest znak zgody?
3505na nice
[297] odwrócony porządek przyrody?
Oto z przepastnych nieba łon
okrągły bóstwa spływa tron
przerażający! — wzmaga trwogę!
W zgrzywionych ogniach mknie jak lew
3510i zlewa roziskrzoną krew,
rozżagwia ziemi, mórz pożogę!
A więc to prawda, prawda, że z drogi zsrebrzałej
tesalskie czarownice księżyc tu wołały
na ziemię? — że cię, Luno, przyciągały blisko
3515w czarów i strasznej zguby upiorne kolisko?…
Mroczy się tarcza — błyskawice — gromy!
Walą się na mnie srebrnych gór ogromy!
Pioruny, wichry —! — mroczny grób!
Czołgam się do twych, Pani, wysrebrzonych stóp.
Poda na twarz.
TALES
3520Co też on wygaduje, co widzi, co słyszy!?
świat cały pogrążony w nieruchomej ciszy;
istny obłęd zrodzony w szalonej godzinie,
a Luna sobie cicho po swym torze płynie.
HOMUNKULUS
Spójrz no, Talesie — znowu gwałt!
3525oto się zmienia okolica,
góra, co miała obły kształt,
teraz się iskrzy jak iglica.
Zatrząsł się z nagła cały świat,
kamień z księżyca wielki spadł —
3530przyjaciół, wrogów w jednym łonie
pojednał już we wspólnym zgonie.
Lecz sztukom takim cześć i chwała,
to przecież wielka, twórcza moc,
żeby się góra tak zmieniała,
3535dwakroć przez jedną noc!
TALES
Drobiazg! — to było tylko pomyślane.
Więc niechże sobie ginie to bractwo niezgrane.
Lecz dobrze, żeś rozważnie królem nie chciał zostać.
A teraz na brzeg morza trzeba nam się dostać,
3540do gościnnych wybrzeży, gdzie w szczerej radości
czeka się i przyjmuje czarodziejskich gości.
Oddalają się.
MEFISTOFELES
gramoli się po przeciwnej stronie skały
Przez jakieś poplątane korzeni niewody,
przez urwiska i skalne, niebotyczne schody
gramolę się w zadyszce, pot mi rosi czoło!
3545U nas inaczej; lasy tam wonieją smołą,
a nawet, bywa, siarką; o, luby zapachu!
A tu w Grecji? — bezwonność, no i sporo strachu.
Tak się tym klasycyzmem wciąż nadmiernie chwalą,
ciekaw jestem, czym oni w swoim piekle palą?!
3550
Możeś i mądry, gościu, między krajanami
[299],
lecz z twym obyciem nieco gorzej między nami.
Po cóż myśl swą wysyłasz ku ojczystym zrębom
miast cześć oddać należną naszym świętym dębom?
MEFISTOFELES
Marzy się o tym chętnie, co się opuściło;
3555ojczyzna jak raj ciągnie z nieodpartą siłą.
Lecz powiedz mi, Driado, co to tam na zboczu
za postacie koczują — trzy w gęstym pomroczu?
DRIADA
To trzy siostry Forkiady
[300] przycupłe do ziemi,
jeślić się włos nie zjeża, to pogadaj z niemi.
MEFISTOFELES
3560Owszem, pogadać mogę; — chociaż mnie zdumienie
— — mnie zdumienie ogarnia! — Patrzę na te cienie,
nic podobnego nigdy w życiu nie widziałem,
jako żywo alrauny
[301] wydają się ciałem…
Patrząc na te ohydy, rodzą się pociechy,
3565że piękne, ba! nadobne — najstraszliwsze grzechy.
Brzydota ich tak wielka, obłąkana, wściekła —
u nas — nie pozwolono by im wejść do piekła
ani na próg! — a u was takie są szkarady?!
O! przereklamowane jest piękno Hellady!…
3570Dojrzały mnie! To gorzej! Piszczą, gwiżdżą, skrzeczą —
z wampirami dyskusja niełatwą jest rzeczą.
FORKIADA
Podaj mi oko, siostro, niech no się zapyta,
pod czyimi stopami żwir na drodze zgrzyta.
MEFISTOFELES
Dostojne! — Proszę kornie, wybaczcie mą śmiałość
3575i swym błogosławieństwem obdarzcie mą małość.
Przychodzę — tułacz, który wszelkie zwiedza światy,
lecz jeśli się nie mylę — wasz powinowaty,
krewny, żeby tak rzec! — Badając różne strony,
u stóp egipskich bogów też biłem pokłony,
3580znam siostry wasze Parki — tak jest! znam je także,
widziałem je onegdaj czy wczoraj; — a jakże…
Lecz wam podobnych bogiń nie znam, jako życie!
— milczę, milczę — cóż słowa — gdy tonę w zachwycie.
FORKIADY
Rozumnie ten wędrowiec i do rzeczy prawi.
MEFISTOFELES
3585Czemuż was w natchnień szale poeta nie sławi?!
Mówcie, jak to się stało, żem-ci ani razu
nie widział waszej rzeźby, pomnika, obrazu?
Dłuto, które was twórczo do życia powoła,
jakiejś tam marnej Wenus rzeźbić już nie zdoła.
FORKIADY
3590Żyjemy w samotności pod nocy namiotem,
nigdy z nas żadna nawet nie myślała o tem.
MEFISTOFELES
Bodaj to! — tak daleko za światem żyjecie,
że was tu nikt nie widzi i nawet nie szuka,
powinnyście żyć gdzie indziej, na szerokim świecie,
3595gdzie przepych, gdzie nadobność, gdzie rozkwita sztuka,
gdzie co dzień, zwykłym trybem, taka rzecz się zdarza.
że z zjawą piękna dzieło sztuki wraz się sparza,
gdzie —
FORKIADY
Zamilcz i nie budź pokus, cóż nam to pomoże,
3600choćbyś dwakroć powtarzał — my zamknięte w domu,
któremu noc na imię — żyjemy w przestworze,
same sobie nieznane, nie znane nikomu.
MEFISTOFELES
Ach! jeśli tak mówicie, to w tymże sposobie
można postać swą drugiej przekazać osobie.
3605We trzy ząb macie jeden, jedno macie oko,
więc może mitologii nie zranię głęboko,
jeśli zaproponuję, byście trzy postacie
we dwie złączyły — wszakże istotę swą znacie —
a tę trzecią na krótko mnie wypożyczyły.
JEDNA Z FORKIAD
3610
Czyżbyście się, o siostry, na rzecz tę zgodziły?
DRUGA FORKIADA
TRZECIA FORKIADA
MEFISTOFELES
Szkoda! to już nie będzie taka sama gęba;
to oczko i ten ząbek to istota sprawy!
JEDNA Z FORKIAD
3615To drobiazg! Spróbuj jeno, a nabierzesz wprawy.
Zamknij no jedno oko — tak! — wargę wznieś w górę.
by jeden ząb odsłonić; — sprytną masz naturę,
w lot pojąłeś — i jednej z nami już urody
jesteś — podobny do nas jak dwie krople wody.
MEFISTOFELES
3620
Nazbyt mnie psujecie!
FORKIADY
MEFISTOFELES
już jako Forkiada
Więc niech będzie —
oto staję w zrównanym z wami, siostry, rzędzie!
Ujrzysz mnie, tajemniczy i zawiły święcie,
3625jako Chaosu wielce ulubione dziecię!
FORKIADY
O, tak! Chaosu córyśmy niesamowite.
MEFISTOFELES
Byle mnie też nie brano za Hermafrodytę
[302]!
FORKIADY
Zgoła się inna trójka z dawnej trójki zlepia!
mamy społem dwa zęby i dwa społem ślepia.
MEFISTOFELES
3630
Ze wstydu trzeba mi się chyba w gąszczu zaszyć,
lecz wpierw skoczę do piekła kolegów przestraszyć.
Wychodzi.
ZATOKI MORZA EGEJSKIEGO
Księżyc w zenicie nieruchomy.
SYRENY
leżą na głazach, śpiewają i grają na fletniach
Ciebie wróżki z nieb otchłani
zaklęciami w mrokach nocy
wołały ku skalnej grani!
3635Bądź nam, Pani, ku pomocy;
i przesrebrzonej cichej dali
spłyń na bezmiar żywych mórz,
prześwietlone cuda twórz;
po ruchliwej, skrzącej fali
3640stąpaj cicho, lekko, zwiewno —
przejścia twego srebrny ślad
będzie się zadumą kładł
w sercach naszych, o, królewno!
Snuj z promiennych gwiazd przędziwa
3645pieśni ponadziemskich stref;
zawtóruje ci nasz śpiew,
Srebrna Pani Miłościwa!
NEREIDY I TRYTONY[303]
Pieśń śpiewajcie w nocy głuszy,
pieśń, co morski bezmiar wzruszy;
3650z głębin płyniemy, z daleka,
z szalejących burz ojczyzny —
mkniemy ku wam na mielizny,
bo nas wasza pieśń urzeka.
Tak weselnie ustrojeni,
3655w koralowych szat purpury,
w kałakuckich
[304] pereł sznury,
w kolie zorzanych promieni,
w głębin delie
[305] szmaragdowe —
wieńcem meduz wieńcząc głowę,
3660płyniemy w pogłosach burz
do was — czarodziejki mórz.
SYRENY
Ludu burzy! — wiemy, wiemy,
w głębiach rybny naród niemy
żyje głucho, beztroskliwie;
3665wy świąteczni i weselni
bądźcie śmiali, żywi, dzielni
w przesrebrzonym nocy dziwie.
NEREIDY I TRYTONY
Nie lękajcie się — my sami
radziliśmy z głębinami,
3670jak nam działać w tej godzinie;
obaczycie nas w zatoce,
że w nas szumne, dumne moce,
że w nas krew, nie woda płynie.
Odpływają.
SYRENY
Drużyna hoża i świeża
3675na samotrackie wybrzeża
z szczęśliwym wiatrem odpływa;
w państwo tajemnych Kabirów
dążą wśród kręgów i wirów.
Na jakież płyną tam dziwa?
3680Czy pomagają, czy szkodzą
te bóstwa, co same się rodzą,
co same z siebie powstają
i same siebie nie znają.
Trwaj, Luno, nieruchomo w srebrzystej pustoszy,
3685niechaj noc trwa najdłużej, dzień niech nas nie płoszy!
TALES
na brzegu do Homunkulusa
Do Nereusza
[306], ciebie, starego prowadzę,
z nim rozmówić się i zasięgnąć wieści — radzę!
Wprawdzie strasznie uparty, zrzędliwy dobrodziej
i nikt mu jako żywo w niczym nie dogodzi,
3690— a najbardziej go ludzie mierżą, irytują —
lecz że zna przyszłość, więc go wszyscy respektują,
wszyscy czczą — choć się w jamie odludek zasklepił —
boć niejednemu pomógł, niejednego skrzepił.
HOMUNKULUS
Więc próbujmy! — Zapukam i powitam pięknie,
3695przecież to nie zaszkodzi — szkło z tego nie pęknie.
NEREUSZ
Któż to tam w mą jaskinię bezczelnie zaziera —
czy to ludzie? śmiertelni? Żółć gniewem mi wzbiera!
Twory marne, dorównać boskiej chcą osobie,
a przeklęci dorównać zdolą ledwie sobie.
3700Dawno mogłem odpocząć, bo i wiek mnie trudzi,
alić zawszem pomagać chciał najlepszym z łudzi.
Nadaremno — przekora stoi na zawadzie —
wszyscy zawsze działali źle, wbrew mojej radzie.
TALES
Wszyscy się jednak, starcze, liczą z twą osobą,
3705jesteś mędrcem! — z tej racji stajemy przed tobą:
półczłowieka istotę skupia płomyk blady,
udziel jej, zatroskanej, starcze morski, rady.
NEREUSZ
Rady?! — O, nie zadaję się już z ludzką tłuszczą,
jednym uchem słuchają, a drugim wypuszczą.
3710Ileż to razy czyn ich mści! się jak najsrożej,
lecz to ich nie nauczy, błądzą coraz gorzej!
Jakżeż to przestrzegałem Parysa, ladaco,
że mu się jego żądze niewczesne
[307] odpłacą;
na helleńskim wybrzeżu stał w zachodniej zorzy
3715płonący — i mówiłem z ducha — wieszczek boży:
o strasznych, krwawych mękach zarwanego zgonu,
o zgliszczach i pożarze świętego Ilionu,
O tym, że ducha swego w wstydzie sponiewiera,
wklęty na całą wieczność w heksametr Homera —
3720I cóż? — jemu się wróżba starca zda zabawą —
pustka i nieoględność pomściły się krwawo;
lat dziesięć mija ledwo, z gór orły się zerwą
i topią krzywe szpony w Priamidów ścierwo.
A Odys? — jemum wieścił o Achajów zwadzie
3725i o Circe
[308] podstępnej, o Cyklopów zdradzie
i o innych przygodach, a on w odpowiedzi
robi swoje — w tułactwie sroma się i biedzi,
aż wreszcie, jak z wyraju umęczone ptaki,
wraca do wytęsknionych wybrzeży Itaki.
TALES
3730W mądrych słowach twych gorycz płonie jako głownie,
lecz dobroć nakazuje próbować ponownie —
łut
[309] wdzięczności podany w odpowiednej chwili
cetnary
[310] niewdzięczności przeważy, przesili;
i myśmy tutaj przyszli z bardzo ważną rzeczą,
3735ten stworek pragnie stać się istotą człowieczą.
NEREUSZ
Dziś nic nie powiem! — Dziś dla mnie dzień święty!
Ożyją niebywale mórz żywe odmęty
na ojcowe wołanie; — na srebrne posiady
wychyną morskie Gracje, córki me, Driady.
3740Ani Olimp wysoki, ani ziemia cała
piękniejszych istot nie ma i nie będzie miała.
Cudne, wiotkie postacie nurzają się w tonie,
i podrzutem fal skaczą na neptuńskie konie,
lekkością uskrzydlone, uniesione w tanie,
3745zdają się zwiewnie ślizgać po świetlistej pianie;
a na ich czele śliczna, prześwietlona kruża,
Galatea
[311] jak Wenus z piany się wynurza;
jej to na Pafos
[312] boski hołd składają w dani,
odkąd wyspą wzgardziła Cypru piękna Pani.
3750I tak strojna perliście w konchowe opale
dziedziczka boskich włości kwieciścieje w chwale.
Odejdźcie! — Niechże godzin radości ojcowskiej
nie spsowają zgryzoty, złości ani troski.
Idźcie do Proteusza
[313]! — co mnie do tych baśni —
3755jak stać się, jak odmienić — odmieniec objaśni.
Oddala się to stroną morza.
TALES
Stracony czas! zmartwionyś — widzę po twej minie —
choć spotkamy odmieńca, to się nam wywinie,
a jeżeli przystanie, sens słów tak przetrąci,
że zmilkniemy, a w głowie do reszty się zmąci.
3760Lecz, że to chcesz koniecznie dochrapać się wiedzy,
nie pomińmy tej jeszcze, choć niepewnej miedzy.
Oddalają się.
SYRENY
na szczytach skał
Cóż tam przez morskie manowce,
pod wiatru cichym powiewem
leci jak białe żaglowce
3765z klaskaniem, śmiechem i śpiewem?
To one mierzwią mórz tonie,
kwiat oceanów i cud —
boginie perlistych wód!
Spieszmy je witać w pokłonie!
NEREIDY I TRYTONY
3770
Ramiona nasze obarcza
olbrzymia żółwia tarcza.
W orszaku morskich dziew,
oto najstarszych bogów
do waszych niesiemy progów;
3775przywita ich wasz śpiew!
SYRENY
Postać mała, siła wdała,
Stróże prastarych przybytków —:
opieka, ratunek rozbitków.
NEREIDY I TRYTONY
3780na wesołe święto,
staną pośrodku wirów
ciszą niepojętą.
SYRENY
My widzimy z daleka,
gdy grom wbudza trwogę,
3785ich wszechmocna opieka
ratuje załogę.
NEREIDY I TRYTONY
Trójmoc niesiem szczęśliwie,
czwarta przyjść nie chciała,
właśnie ta, co prawdziwie
3790za nich wszystkich działa.
SYRENY
Bóg, co boga drugiego
w pośmiew jawny daje —
choć klęczysz u stóp jego,
nieszczęściem się staje.
NEREIDY I TRYTONY
3795
Kabirów tajemniczych siedmioraka postać!
SYRENY
Gdzież, powiedzcie, z siódemki — troje mogło ostać?
NEREIDY I TRYTONY
Pytanie wasze złowieszcze,
i my się o to pytamy —
ponoć jest ósmy jeszcze,
3800lecz tego zupełnie nie znamy.
Władza ich jest i działa,
lecz w mgle ich istność cała.
O, Bóstwa wielkie! — O, nieporównani!
z mocą trwacie przed przemian ostatecznych tronem,
3805wieczną tęsknotą smagani i gnani
za niepojętym, za nieogarnionem!
SYRENY
Czy w dzień, czy w nocy w pokornej wierze
do bóstw nieznanych wznosim pacierze.
NEREIDY I TRYTONY
Jakże cześć nasza zakwita bogato,
3810że my to święto ogłaszamy światom!
SYRENY
O, jakżeż bohaterstwa bladą świecą łuną,
— nawet one wyprawy po złociste runo —
wobec naszych zdobyczy z mórz otchłannych wirów,
skąd niesiemy w triumfie mitycznych Kabirów.
CHÓR
3815
Z otchłani mórz, z otchłani najgroźniejszych wirów
sobie i mam przynieśli mitycznych Kabirów.
Nereidy i Trytony odpływają.
HOMUNKULUS
Bezkształt tych bóstw jest dla mnie jako pusty czerep
[315],
— nad tym się mądrzy głowią — po to schodzą w Ereb!
TALES
Oto, co ma specjalny wdzięk i urok w świecie:
3820rdza dopiero dodaje wartości monecie.
PROTEUSZ
niewidoczny
Mędrkujecie, niech was trzysta!
ja, co jestem kolorysta,
mówię i powtarzam zawsze:
im dziwniejsze, tym ciekawsze!
TALES
3825
Gdzie jesteś Proteuszu? —
PROTEUSZ
sposobem brzuchomówczym, raz blisko, raz daleko
TALES
Stary figlarzu! — bywaj! — znam cię, znam,
lecz mnie nie zwiodą twoje gry —
na prawo głos twój — w lewo ty!
PROTEUSZ
niby to z dala
TALES
cicho do Homunkulusa
Zaświeć no mocno! Już jest blisko!
Ciekawy jest okropnie,
a więc w świetlane kolisko
nos zechce wsadzić pochopnie.
HOMUNKULUS
3835
Juz świecę! starczy? — coś w retorcie jękło,
boję się, by rozgrzane szkło z nagła nie pękło.
PROTEUSZ
w postaci olbrzymiego żółwia
Cóż to za światło przymglone i złote?
TALES
zakrywa Homunkulusa
Możesz się przyjrzeć, jeśli masz ochotę,
Lecz mniemam, waćpan, nic na tym nie straci,
3840jeśli się nam pokaże w człowieczej postaci,
a już jeśli chcesz ujrzeć to, co świeci za mną —
przybierz kształt mniej potworny, postawę mniej kłamną.
PROTEUSZ
jako człowiek
Nie ma co mówić, umiesz z mańki zażyć.
TALES
A tyś odmieńcem ostał! — przestańmy się swarzyć.
odkrywa Homunkulusa
PROTEUSZ
zdumiony
3845
Karzełek i świetliczek — dziw! — w osobie jednej?!
TALES
Prosi ciebie o radę, widzisz, bardzo biedny —
sam mi to opowiadał, nieco chaotycznie —:
urodzony jest, jakby to rzec — połowicznie,
a teraz chciałby się stać! Nie brak mu wartości,
3850pojętny — myślom jego znacznej przytomności
odmówić nie podobna; więc z tego oszklenia
pragnie się wyrwać — tęskni do ucieleśnienia.
PROTEUSZ
do Homunkulusa
Dziewicorództwa
[316] problem rozwiązałeś —
zanim się miałeś stać, ty już się stałeś!
TALES
cicho
3855
Również mam podejrzenie, powiem ci to skryto,
coś mi się zdaje, że on jest hermafrodytą.
PROTEUSZ
Ach, to drobiazg! to przecie nic a nic nie szkodzi,
może sobie płeć wybrać, nim się w ciele zrodzi.
Lecz szkoda każdej chwili! — Tu cię nic nie zmieni,
3860trzeba rozpocząć próby na morskiej przestrzeni.
Trza zacząć od małego, pożerać drobiny,
potem większe istoty — i — tak z czynów w czyny
piąć się, jak po drabinie, od zdarzeń do zdarzeń,
aż dojrzejesz do coraz wyższych przeobrażeń.
HOMUNKULUS
3865Tu wiatr cudne powietrze śle przez morskie tonie;
tak dziwnie zielenieje! ach! przesłodkie wonie!
PROTEUSZ
Wierzę, o, bardzo wierzę, milutka chłopczyno,
tam na morzu powietrze wonieje jak wino!
tam dopiero jest miło, lekko, co się zowie —
3870tu włóczą się opary; — na morze! po zdrowie!
Widzisz ten orszak piękny przed znaczną osobą?
jak się z morza podnosi, jak wabi pląsami —
zbliża się; — chodźcie ze mną!
TALES
HOMUNKULUS
3875Dziwy! Dziwy prawdziwe! W drogę! Idę z wami!
Telchinowie[317] rodyjscy na morskich koniach i smokach:
z trójzębem
Neptuna w ręku.
CHÓR
Wykuliśmy trójkąt Neptuna, kowale,
trójzębem przycisza bóg wiry i fale.
Gdy burza szumiąca rozmawia z Neptunem,
bóg morza jest hukiem — bóg burzy piorunem;
3880gdy górą w błyskaniach grom wali za gromem,
mórz głębia oddźwięka bezmiernym ogromem,
a co się w pośrodek niebacznie nawinie,
na pył jest zmiażdżone jak ziarno we młynie;
w paździerze je strzaska przemożny szał tuczy,
3885a fala zmierzwiona po skałach wywłóczy;
tak oto w podzięce, dziś Neptun nam w ręce,
to berło dał swoje, na radość, ukoje.
SYRENY
W tej godzinie wysrebrzonej,
o, heliosowy
[318] orszaku,
3890bądź nam szczęśnie pozdrowiony
w Luny przeświętym znaku.
TELCHINOWIE
O, Pani Srebrzysta! — Rozbłyska poświata
jak uśmiech siostrzany posłany do brata;
ku wyspie rodyjskiej nachylasz w śnie ducha,
3895skąd pean
[319] słoneczny jak jutrznia wybucha.
Gdy dzień się otrząśnie z pełznących w mgle cieni,
oświeca nas słońce uśmiechem promieni
i patrzy na góry, na miasta, na wody,
rumiane, rozśmiane przepychem urody.
3900Mgła nocna się snuje po łąkach, po lesie —
już świt ją rozświeci, a powiew rozniesie,
a Helios się spręży, podźwignie i wstanie
młodzieńczy bohater w złocistym rydwanie.
Telchiny pierwotni władnący od wieka,
3905zaklęli moc Boga w kształt godny człowieka
[320].
PROTEUSZ
Niechże śpiewają, niech się chwalą,
że wklęli słońce w spiż czy w głaz —
słońce z nich szydzi — minie czas —
a w pył posągi się rozwalą;
3910ono, co tworzy, skupia, spaja,
czymże dlań pusta głusza cisz?
czymże dlań bezruch, zimny spiż?
czymże dlań chwalców dumnych zgraja?
Stoją bogowie w rzeźbie, niemi,
3915co mówię! — toć się stało przecie!
jedno trzęsienie marne ziemi —
posągi zwali, zmiażdży, zmiecie.
jest zawsze bólem, troską, żmudą;
3920życiu jedynie fala sprzyja,
co lśni, i w wieczność się przewija.
Tam, w tę wieczystych wód urodę,
ja jako delfin cię zawiodę.
zmienia się w delfina
Wiele cię czeka w życiu prób; —
3925na grzbiet mi siadaj, panie młody
pójdziemy drogą żywej wody —
tam z oceanem zawrzesz ślub.
TALES
Stoisz, Homunkulusie, u dni twoich wątku,
radzę: zacznij istnienie swoje od początku.
3930Działaj szybko i sprawnie; zadanie twe wdzięczne;
na rozkaz życia formy przybierzesz tysięczne,
aż się czasy wypełnią — przyszłość to daleka —
wdziejesz na siebie szatę ostatnią: człowieka.
Homunkulus siada na Delfina-Proteusza
PROTEUSZ
Więc naprzód — do wodnistych leż.
3935Zażyjesz, bezcielesny zuchu,
do woli pędu, wiru, ruchu,
urośniesz wzdłuż i wszerz.
Lecz miejże mi pohamowanie,
po szczeblach bytu właź powoli,
3940bo kto się raz człowiekiem stanie,
ten się już z kresem swym zespoli.
TALES
Lecz i tutaj światełko jaśniejsze migoce:
miło człowiekiem wielkim być w swojej epoce.
PROTEUSZ
do Talesa
Niby jak ty nie przymierzając!
3945Na to ma czas nasz szklany chwat;
między duchami się szwendając,
znam cię od kilku setek lat.
SYRENY
na skałach
Chmurki złocą nieba głębie,
kryją księżyc — wiotkie, miękkie;
3950to nie chmury, to gołębie!
białoskrzydłe, bieluteńkie.
Lecą ciszą niepojętą,
z Pafos
[321] lecą do nas w gości!
Kończy się już nasze święto
3955w pełni szczęścia i radości!
NEREUSZ
przy Talesie
Jakiś nocnych dróg włóczęga
rzekłby, patrząc na zjawisko,
że to chmura, co gwiazd sięga,
że podchodzi do nich blisko —
3960lecz my, duchy, wiemy pewnie,
tą mądrością nieczłowieczą,
że to córce mej, królewnie,
co pod nocy tej jest pieczą,
krąg gołębi towarzyszy
3965i tak mieni się bieliście
w rozsrebrzonej nocnej ciszy
na mej córki święte przyjście.
TALES
I ja mniemam, że najlepiej,
aby cisza sobą żyła —
3970mędrca to pragnienie krzepi,
aby świętość świętą była.
PSYLLE I MARSY[322]
Na Cyprze w podziemnej jaskini
tajemnej, nikomu nie znanej,
stoi wóz święty bogini,
3975bogini naszej kochanej.
Ani go fala zaleje,
ani trzęsienie nie wzruszy,
bo on — to nasze nadzieje,
on duszą naszej jest duszy.
3980I jeno przez noce samotne,
przez sennej fali zsrebrzenia,
wieziemy w szlaki powrotne
królową — na serc pokrzepienia!
Idziemy, mórz pracownicy,
3985ani nas księżyc nie płoszy,
ani skwir
[325] krwawej orlicy
rozdrgany w ponurej pustoszy.
Przez cienie i światła, i mroki,
przez czasy, trwania i zmiany,
3990przez szlaki wód, czy posoki
[326]
idzie nasz orszak zwołany;
przez miasta, wsie i grodziska
do wyznaczonych granic
na świętych bóstw uroczyska
[327] —
3995idzie — nie zważa na nic!
Przez wieki, co w pustkę się toczą
niesiemy boginię uroczą.
SYRENY
Płyną w tanecznych fal pląsie
wokoło wozu królewnej
[328]
4000i przewijają się, gną się
w rytm melodyjny i śpiewny.
Do nas! Do nas, do nas, zwidy,
prężne, urocze i zwiewne —
Driady i Nereidy.
4005Tu do nas — przynieście królewnę!
Zawtórzymy wraz trofeom —
mórz zielonych szczęsne swatki,
przybywajcie z Galateą,
wizerunkiem boskiej matki!
4010Galateo! — Cześć ci! — Cześć ci!
O, łącząca czar boskości
i czar ludzki —: wdzięk niewieści —
w nieśmiertelny hymn miłości!
DORYDY
przepływają chórem przed Nereuszem; wszystkie na delfinach
W przepych srebrzystych, mieniących wianków
4015ustrój, o, Luno, orszak uroczy,
bo oto miłych słodkich kochanków
przyprowadzamy przed ojca oczy.
do Nereusza
Oto młodzieńcy, których z topieli
4020rączyny nasze szczęśnie wyrwały —
złożyłyśmy ich na mchu pościeli,
piersi ich nasze z martwych ogrzały.
Wśród pieszczot naszych wzrosły junaki,
wdzięczą się grzecznie, całują pilnie —
4025płyniemy z nimi przez morskie szlaki —
o spójrz na swadźby
[329], ojcze, przychylnie!
NEREUSZ
Zdwojoną korzyść losy przynoszą:
współczucie serca łączą z rozkoszą.
DORYDY
Słowa twoje najłaskawsze,
4030sprzyjające, miłujące —
pozwól kochać ich na zawsze
paść nimi piersi drżące.
NEREUSZ
Niechże was zdobycz wdzięczna raduje,
młodzieńcy w mężów dostojnych wzrosną;
4035lecz was nie zdarzę łaską radosną —
ponad mą wolą Dzeus
[330] króluje.
Jak kołysanie chybotnej fali
chwiejna jest miłość, zmienne jest życie,
a gdy się skłonność do cna wypali,
4040same kochanków swych porzucicie.
DORYDY
Płoną nam serca, wichrzą się szały,
rozkosz się dwoi smętem rozstania —
zażywać z wami miłości trwałej
wola nam bogów wiecznych zabrania.
MŁODZIEŃCY
4045Lubością nas karmicie,
włodarzy kruchych lodzi —
przesłodkie nasze życie,
nie może nam być słodziej.
Galatea zbliża się na rydwanie z konchy.
NEREUSZ
Tyżes to, córo moja?! — Śliczna krasawica
[331]!
4050
Ojcze mój, szczęściem wielkim płoną moje lica —
Więżą mnie twoje oczy! — Wstrzymajcie Delfiny!
NEREUSZ
Mijają mnie! — Z przystani na morskie głębiny
orszak zmierza z pośpiechem, srebro fal roztrąca,
nie wstrzyma go ojcowska tęsknota gorąca!
4055Zabierzcie umie ze sobą! — To jedno spojrzenie
ma cały rok wypełnić?! — O, słodkie wspomnienie.
TALES
Radość zakwita we mnie, radość przewspaniała,
— krzyczeć pragnę i wołać: — chwała! chwała! chwała!
Co jeno wielkie pięknem prawdziwej urody,
4060rodzi się i powstaje z prawieczystej wody
i w wodzie byt ma wszystko! — Święty oceanie,
w tobie jest łaska życia i bytu władanie!
Gdybyś ty chmur nie zsyłał,
gdybyś rzek nie rozwijał,
4065gdybyś deszczów nie spijał,
gdybyś lądów nie mijał —
czymże by były góry, doliny i światy?
ty w nie tchniesz wiecznie nowe życia aromaty!
ECHO: CHÓR ORSZAKÓW
Ty chronisz skrzętnie wszelki żywioł od zatraty.
NEREUSZ
4070Oto w dali koliskiem rozchwianym się toczą
lecz już oczu kochanych nie zbliżą mym oczom.
Jak łańcuch łyszcząc się statecznie
i uroczyście, i świątecznie
płynie orszaku barwny wąż —
4075z rozchybotanych fal zawici
konchowy rydwan Galatei
widzę — dostrzegam — wciąż.
Poprzez tańczących fal igrzyska
[332]
jak złota gwiazda z mórz wybłyska
4080— to tam — to tu —
Lecz chociaż w wieczność już zapadnie —
ojciec go dojrzy — wciąż — dokładnie —
oczami snu.
HOMUNKULUS
W tej rozperlonej wilgoci
4085świecę, a wszystko się złoci
urokiem tęczowych barw…
PROTEUSZ
W tej życiodajnej wilgoci
twe światło się pieśnią rozzłoci,
graniem eolskich harf
[333].
NEREUSZ
4090Już płyną jak widma do modrych mórz ciemnic
w uroku nieznanych, znaglonych tajemnic.
W krąg konchy jak świetlak
[334] u róży kielicha
coś świeci, rozbłyska, to w mżeniu nacicha.
Blask tętni jak serce strwożone — rozgłośnie
4095— już płomień dygoce pieściwie, miłośnie…
TALES
To właśnie Homunkulus; Proteusz go wiedzie…
Niestworek roztęskniony ugania na przedzie —
niepokoi mnie pojęk w światła szklanym tonie —
heroizm szalony strzaska się przy tronie —
4100— już rozbłyska płomieniem — skrzy słodyczą pieszczeń,
błękitnieje i blednie — rozlewa się w przestrzeń!
SYRENY
MiłośćCud nagły! Ogniowy! — Cud fale odmienia,
pluszczące rytmicznie wśród światła i cienia;
rozświetla się przestwór, modrzeje pogodnie,
4105a ciała się żarzą jak białe pochodnie;
roztapia się przestrzeń w jasności płomiennej —
to Eros! — to Eros! — Bóg życia promienny!
Pochwalone bądź morze rozpieśnione falą!
Pochwalone płomienie, co świecą i palą!
4110Pochwalone wód głębie żyjące w przestworzu!
Pochwalone przygody na lądzie i morzu!
WSZYSTKIE CHÓRY
Pochwalony bezkresie błękitny, daleki!
Pochwalone przepaście i skalne wierchoły!
Pochwalone bądź życie promienne na wieki!
4115O, pochwalone bądźcie wy, cztery żywioły!
AKT TRZECI
PRZED PAŁACEM MENELAUSA[335] W SPARCIE
Helena, Pantalis, Forkiada-Mefistofeles, Chór
niewolnic trojańskich
HELENA
w orszaku chóru
Powracam do ojczyzny lżona, podziwiana
— nazbyt długą podróżą znużona; — pijana
kołysaniem fal morskich; — z frygijskich
[336] wybrzeży
na grzywach wodnej toni statek lotny bieży
4120siłą wiatru, opieką Posejdona
[337] gnany —
aż tu po te rodzinne, dobrze znane ściany.
Król Menelaus powrotem moim się raduje
i w gronie bohaterów walecznych ucztuje.
Przywitaj mnie miłośnie, ukochany dworze,
4125oto córa Tyndara
[338] wstąpiła w przedproże
domu, który jej ojciec wracając z podróży
wybudował wspaniale wśród cienistych wzgórzy.
Otom ci z Klitemnestrą
[339], Polluksem, Kastorem
w dzieciństwie na majdanie igrała przed dworem,
4130który dla zacnych gości na ścieżaj otwarty
był duszą i ozdobą dworzyszcz całej Sparty.
Witajcie mi przyjaźnie, wy spiżowe wrota;
patrzę na was, a w sercu wzbiera mi tęsknota
za tym czasem odległym, gdy z grona cnych dziewic
4135tędy wiódł mnie w łożnicę Menelaus królewic.
Otwórzcież mi się znowu! Stoję u podwoi
wierna mężowi służka, jak żonie przystoi.
Przepuśćcie mnie! Niech ze mną szczęście wejdzie samo,
Historiaprzeszłość jak sen złowrogi zostanie za bramą.
4140Odkąd w święto Cytery
[340] opuściłam progi,
odkąd mnie porwał zbójca podstępny i srogi,
aż po czasy niedawne — ileż się podziało!
Ileż dni niepojętych i przygód przewiało,
z których ludzie skwapliwie wyłuskując błędy,
4145z rąk do rąk przerzucają obmierzłe legendy;
dla nich to jest zabawą, ba! plotką niewieścią —
gorze tym, którzy legend są nieszczęsną treścią.
CHÓR
Nie przeklinajże doli swej niesłychanej,
bezmiar szczęsnego losu tobie jest dany!
4150Sławy i piękna w świecie największa cena
nosi wszak twoje imię — zwie się: Helena.
Bohater czynem wdałym
[341], sławą się puszy —
twoja piękność go zmoże, zmiażdży i skruszy.
HELENA
MążWięc z mężem-ci przybyłam, z rycerskim narodem,
4155przez Menelausa właśnie wysłana tu przodem.
Lecz jaki zamysł w głębi myśli swoich chowa?
wracam jako małżonka? czy jako królowa?
czyli
[342] jako ofiara za cierpienia księcia,
za niefortunne greckich ludów przedsięwzięcia?
4160Jak łup wracam? — nie wiem! — czy jako niewolna?
O! droga losów moich i sławy mozolna!
Bogowie kierowali życiem mym opacznie —
i oto stojącej tutaj — tak w sercu rozpacznie,
łkam w niepewności wielkiej; — podczas całej drogi
4165rzadko spojrzał, a nie rzekł nic małżonek srogi!
Jednym słowem łagodnym nie zwrócił się do mnie,
w milczeniu podstępliwym zacięty niezłomnie.
Gdy skrzydlate okręty zhamowały biegi
i dziobami twardymi wspięły się na brzegi,
4170witając tak ojczyznę sobą i swym cieniem,
wyrzekł te słowa jakby za bogów natchnieniem:
oto tutaj staniemy; zwołam rycerzyków
i uczynię na brzegu walny przegląd szyków;
a ty jedź dalej; przywdziej strój podróżny, lekki,
4175kieruj się dolinami uprawnymi — rzekł —
aż rumak twój kwieciste łąk kobierce minie
i podjedzie ku sławnej ojczystej dolinie,
którą Lacedemończyk poprzez wieki liczne
lemieszem zmienił w łany żytnie i pszeniczne.
4180A tam już stoi dwór nasz; zlustrujesz służebne,
jejmość — oraz poczynisz porządki potrzebne
na nasz przyjazd; więc mówię, uczyńże to skoro
[343];
służby doma pod on czas ostawilem sporo
pod wodzą starej, mądrej, oddanej szafarki
[344];
4185każesz sobie pokazać kolie, wazy, czarki
i całe złote mienie, co w skarbczyku leży,
rozstawione po półkach, skrzyniach, jak należy —
jak je ojciec twój zebrał — pomnożone mnogo
zasobkiem czasu miru — i tym, który wrogom
4190odebrałem — zwycięzca! — Służba wierna, chętna,
na powrót z wojny pana i pani pamiętna,
pieczołowicie dbała — od szatnych do prządek
o rolę, stajnie, skarbczyk i domu porządek.
CHÓR
Rozraduj serce swoje skarbów mnogością!
4195Spojrzy na ciebie złoto z dumną hardością,
spojrzą na cię iskrzące kolie, korony —
— twe źrenice, czy wzrok ich — któż jest zdumiony?
Któż zwycięży? Perły i złota zbroja,
kamienie drogie, puchary — czy piękność twoja?
HELENA
4200A tedy z ust władyki dalszy rozkaz padnie:
gdy już dom i obejście zlustrujesz dokładnie,
wejdź w sprzętów liturgicznych świątynne alkierze,
wybierz trójnóg, naczynia potrzebne ofierze
uroczystej, więc kotlik z przypłaskim obrębem;
4205najczystszą wodę z źródeł szemrzących pod dębem
świętym każ nalać w dzbany; niechże służba żywo
przyładzi
[345] smolne szczapy i suche łuczywo;
nóż ofiarny każ zaostrzyć i wszystko poza tym,
co uznasz za potrzebne; jejmość znasz się na tym.
4210
jakie zwierzę zarzezać chce ku bogów chwale;
to dziwne! — Cóż poradzi serce me kobiece,
ostawiam wszystko bogom, ich mądrej opiece;
oni zamysł swój pełnią w odpowiednim czasie,
4215bez względu, czy to ludziom dobrym, czy złym zda się,
Śmiertelni los znieść muszą; zdarza się, że mierzy
ofiarny topór w zwierzę, co we więzach leży,
aż oto obraz bóstwa błyśnie przed oczyma
i podniesiony topór w powietrzu zatrzyma.
CHÓR
4220Co stać się musi, tego nie zmienisz,
zyskasz, jeśli się męstwem spłomienisz.
Naprzód! Jak bogi chcą, tak się stanie!
Dobry i zły los nas niespodzianie
nawiedza zawsze; — otośmy w Troi
4225u strasznych śmierci stali podwoi,
a już po wszystkim, jakoby po śnie —
tutaj stoimy z tobą radośnie.
Słońce nas grzeje promieńmi swemi,
o, najpiękniejsza pani na ziemi!
HELENA
4230Niechaj się losy pełnią! Mnie trudno coś orzec;
spełniam rozkaz — wstępuję na królewski dworzec,
w uciechach zapomniany, w latach zagubiony,
a oto żywy sercu w chwili wytęsknionej.
Już mnie znużone stopy po schodach nie niosą
4235jak w młodości, gdy po nich uganiałam boso.
Wchodzi w sień dworu.
CHÓR
Porzućcie, siostry, smutki i troski,
pomóżcie pani, swej pani boskiej
szczęścia udźwignąć brzemię! — Powraca!
Jakże w wspomnieniach czas się ukraca!
4240wczoraj stąd wyszła, dziś w ojców progi
kieruje kroki z dalekiej drogi.
Chwała! cześć bogom, którzy z manowca,
w ojczyznę wiodą szczęśnie wędrowca.
Wolny w poczuciu radosnych skrzydeł
4245mija pustynie strzyg i straszydeł;
niewolnik w pleśni więziennej kona,
próżno ku słońcu pręży ramiona.
Bóg ją, daleką, w dobroci swojej
wyrwał z pożogi płonącej Troi
4250i w dworzec stary dziś w szacie nowej,
Helenę przywiódł w jej dom ojcowy.
Po czasach uciech i przeciwności
w zielonych latach sercem zagości.
PANTALIS
chórowi przewodząca
Zaprzestańcie już śpiewów, radosny wstrzymajcie krok,
4255oto tam ku wierzejom skierujcie zlękniony wzrok.
Siostry! Siostry, popatrzcie! Królowa wraca bez tchu!
w sieniach podzwania jej krok! Królowa wraca tu!
O! Dlaczego, królowo? — Dopieroś weszła na próg,
czyliż cię nie przywitał radosny okrzyk twych sług?
4260Jakaż groza cię zmogła? W łuk ściągasz królewską brew,
walka w twym sercu płonie, lecz lica rumieni gniew.
HELENA
wraca wzburzona, drzwi ostawia otwarte
Dom, DuchDrżeć w trwodze córze Dzeusa wcale nie przystoi,
nie z błahej też przyczyny staję u podwoi;
przerażenie wylęgłe z łona nocy czarnej,
4265ten bezmiar chmur w pioruny i grozę ciężarny,
stuoki, sturamienny — gdy się w serce wpiera
zatrzęsie najmężniejszą piersią bohatera.
I oto mi przed oczy zjawa nagła, bliska
rzuciła się purpurą w świetlicy z ogniska —
4270— broni mi wejścia, progi wytęsknione kala —
przeto jako wzgardzony gość — tu staję — z dala!
Światła! — To nie są, wierzcie, zwidzenia niewieście;
nie ścigajcie mnie moce, czymkolwiek jesteście!
Jakąż ofiarą z domu straszydło wyświęcę?
4275wszak dom winien być czysty jak sny niemowlęce.
PANTALIS
Przed służkami wiernymi, wypowiedz, o Pani —
— one cię czczą, kochają! — Co serce twe rani?
HELENA
Com widziała? — To ujrzeć trza na własne oczy,
jeśli wpierw noc straszydła nie schłonie w pomroczy.
4280Ach! na samo wspomnienie strach przechodzi mrowiem,
pytacie, chcecie wiedzieć? — Słuchajcie, opowiem:
pamiętna obowiązku szłam radośnie w sienie;
wraz struchlałam, tak głuche stało w nich milczenie;
krok mój podzwaniał tępo w płyt kamiennej głuszy;
4285pusto; nigdzie nikogo; ani żywej duszy,
ni służebnych, co zwykle w szczebiotnej radości
wybiegały przywitać podróżnych lub gości.
Idę dalej, w świetlicę krok kieruję śmiele —
i tam to, przy ognisku gasnącym w popiele,
4290ujrzałam wiedźmę starą zakutaną w chusty,
przykucniętą w naśnieniu, melankolii pustej.
Zdziwiona, że bez ruchu siedzi ta nędzarka,
mówię: wstań! Pewno, myślę, to owa szafarka,
o której mąż mi prawił; — lecz ona bez ruchu
4295trwa, rozkazaniom moim nie dając posłuchu.
Po chwili, władnym ruchem wzniesionej prawicy,
wypędza mnie niejako z domu i świetlicy.
Odwracam się i w gniewie zmierzam, gdzie wspaniałe
małżeńskie łoże piętrzy swe posłanie białe —
4300tam bowiem do sypialni skarbczyk nasz przytyka;
wtedy widmo, ta zmora wychudła jak tyka,
zrywa się z pawimentu
[346], zabiega mi drogę,
ślepiem razi mnie krwawym! — iść dalej nie mogę,
chwieję się, blednę z nagła, to znów z nagła płonę,
4305a oczy me i duch mój zmącone, spłoszone.
Lecz na cóż puste słowa. Możesz słowo sprostać
wyobraźni i w dźwięku zakląć straszną postać?
Spójrzcie! Oto tu idzie! — Światła się nie boi!
Lecz wystraszy ją pobrzęk pana mego zbroi.
4310Tutaj, w świetle my górą! Feba
[347] władza święta,
brzydotę strąci w otchłań, zabije lub spęta.
W odrzwiach, na progu staje Forkiada.
CHÓR
Doznałam wiele, choć głowę słoni
dziewczyński warkocz wokoło skroni!
Patrzałam w oczy otwarte zgonu,
4315w zwaliska trupów, w rozpacz Ilionu
[348].
Przez zachmurzone walki skowyty,
przez wrzawę boju — niesamowity
krzyk ów słyszałam od niebios progów,
jak grom walący, krzyk wiecznych bogów —
4320tak się zaplotły słowa echowe
w pogłosy waśni głuche, spiżowe —
wzdłuż murów.
Ach! Stały jeszcze kamieńce Troi,
ale w płomieniach, wśród iskier roi;
4325szły tak od domu ognie do domu
pośród przerażeń krwawych pogromu,
jak błyskawica, jak grom, jak burza,
co się z północy nagle wynurza.
Wtedy ujrzałam przez zgliszcza, dymy,
4330wyrosłe z ognia straszne olbrzymy.
Pośród skier burzy i krwi zalewu
kroczyli groźnie bogowie gniewu —
i szły te widma przerażające
przez ciemnych ulic mroki płonące.
4335Byłyż to zjawy, trwogi, majaki,
czy przeznaczenia widome znaki?
Nie wiem, nic nie wiem! — Lecz oto kroczy
widmo okropne w widzące oczy;
Stoi przed nami z mroków udręką —
4340blisko, że mogę dotknąć jej ręką!
Stoi przed nami w słońca powodzi,
a strach nam drogę ku niemu grodzi.
Zdasz mi się jedną z córek Forkisa
[349],
twarz twa okropna, szata obwisa
4345na chudym ciele; toś ty, wywłoko,
co ząb masz jeden i jedno oko?!
Tyś tu przybyła z nocnych rozstai
siostro sióstr strasznych, okropnych Grai
[350]?
SłońceTy-że strasząca okiem kamiennym
4350stajesz przed pięknem na świetle dziennym?
Chodź! — Twa brzydota dnia nie zohydzi,
słońce brzydoty nie zna, nie widzi;
ono, co świętość dnia wypromienia,
nie widzi nigdy swojego cienia.
4355Lecz nas śmiertelnych los patrzeć zmusza;
bolą źrenice; wzdryga się dusza;
bolą nas oczy piękna łaknące
z patrzenia w zjawy przerażające.
Oto nam gniewem serce już pała;
4360usłysz przekleństwa! Usłysz, zuchwała!
Ty jesteś złością, tyś jest nieszczęście,
dosięgną ciebie słów naszych pięście;
przeklęta! Odejdź z domu i z progów
ludzi stworzonych na obraz bogów.
FORKIADA
4365
by wstyd był przy piękności, tego nie ma w świecie.
Idą drogą doczesną przez ciąg wieków wiela,
nienawiść je nurtuje, nieprzyjaźń rozdziela;
gdziekolwiek się spotkają, na jaką by drogę
4370weszli — jedno drugiemu już podstawia nogę,
a potem każde pędem w swoją zmierza stronę:
wstydliwość zasromana, piękno niezmożone;
obie w końcu noc wchłonie pusta, niepojęta,
o ile je wpierw starość zgarbiona nie spęta.
4375Bezczelne swawolnice, zgubione w zabawie,
przybłędy rozgdakane, niczym te żurawie,
co zwartym kluczem lecą w żałosnym klangorze
jak chmura po znaczonym, przyrodzonym torze;
krzykiem, wrzaskiem cichego wędrowca zmuszają
4380do spojrzenia ku onym żurawim wyrajom —
cóż? — wędrowiec ostaje, one mkną w żałobie;
tak to i z nami będzie: ja sobie, wy sobie.
Bo i któż wy jesteście, co te kolumnady
budzicie szałem dzikim, chutne
[351] jak Menady
[352]?
4385co na domu szafarkę, która was wyświeca,
wyjecie i szczekacie, jak psy do księżyca?
Znam was dobrze, na wylot, sprośne córki wojny,
pożóg i pobojowisk miocie niespokojny;
łasy na chłopskie plemię, w krwie słodyczy lubej
4390rycerzy i kochanków przywodzisz do zguby.
Żyjąca z cudzej pracy, bezwstydna gromada!
Jesteście jako szarańcz, co na zboża pada.
Złodziejki, wszetecznice, dziewki, ladacznice,
zdobycz przefrymarczona
[353], marne niewolnice!
HELENA
4395Kto w służki wobec pani obelgami miota,
nierządowi niebacznie wraz otwiera wrota;
chwalić jako i karać prawem gospodyni
i ona winna baczyć, co i jak kto czyni.
Rada jestem z obsługi tej gromadki mojej;
4400od chwili, gdy upadły mężne mury Troi,
przez cały czas nużącej, obłędnej podróży,
orszak spisał się dobrze i wiernie mi służy;
każdy zwykł dbać o siebie, gdy się fale wełnią,
one myślały o mnie; więc i tu wypełnią,
4405sądzę, swe powinności; kto zacz, nikt nie pyta
służby, a jeno baczy, czy w pracy obyta.
Przeto zamilcz i nie szydź z nich! Jeżeliś mienia
pańskiego dopatrzyła ty wedle sumienia,
należy się dank
[354] tobie — lecz oto w dom stary
4410wchodzi pani, więc odstąp, byś nie wzięła kary.
FORKIADA
Małżonce pana domu, co przez szereg długi
lat władała, przystoi karcić swoje sługi;
ty oto wracasz, pani, uznana królowo,
by rządy poniechane wziąć w ręce na nowo;
4415panuj więc, ujmij mocno lejce dziś zwiotczałe,
weź w posiadanie skarby, dom, bogactwo całe.
Broń mnie, starą szafarkę, przed tych dziew gromadą,
co przy tobie — łabędziu, jest jak gęsi stado.
PANTALIS
Jakżeż brzydką przy pięknie staje się brzydota!
FORKIADA
4420
Przy mądrości w dwójnasób głupią jest głupota.
Tu poszczególne Chóru osoby występują pojedynczo.
PIERWSZA Z CHÓRU
Mów o ojcu Erebie
[355], o matce twej, Nocy.
FORKIADA
Przywołaj siostrę swoją, Scyllę
[356] ku pomocy.
DRUGA Z CHÓRU
Na twym drzewie rodowym roją się potwory.
FORKIADA
W piekle krewniaków twoich zastęp wcale spory.
TRZECIA Z CHÓRU
4425
Dla ciebie w piekle wszyscy za młodzi, potworo.
FORKIADA
Tejrezjasza
[357] zawołaj w łoże swe, a skoro.
CZWARTA Z CHÓRU
Mamka Oriona
[358] była twoją praprawnuczką.
FORKIADA
Ciebie Harpie
[359] swym kałem karmiły, maluczką.
PIĄTA Z CHÓRU
A cóż ty jadasz, wiedźmo wychudła i blada?
FORKIADA
4430Nie chłepcę krwi na pewno! Ty to czynisz rada.
SZÓSTA Z CHÓRU
Ty żywisz się trupami, trupowi podobna.
FORKIADA
Wampirze! W ostre kielce gęba twa zasobna.
PANTALIS
Twoją zapcham, gdy powiem, czym była twa matka.
FORKIADA
Wyjaw, czym sama jesteś! Choć to nie zagadka.
HELENA
4435
SługaNie z gniewem, lecz z żałością patrzę na was, smutnie,
o, służbo wszczynająca nierozważną kłótnię.
Cóż szkodliwszego może spotkać gospodarza,
jak swary, które służba potajemnie stwarza?
Wtedy jego rozkazy zamierają w echu,
4440miast żwawym czynem wrócić we wdzięcznym pośpiechu.
Na próżno gromy ciska; grom powraca gromem
i wieści wielką burzę wiszącą nad domem.
To nie wszystko! Słowami niebacznie wołacie
z otchłani niepoznanych straszliwe postacie,
4445które krążą koło mnie — przeraźliwą zgrają
sprzed ojcowego domu w piekło mnie wciągają.
Czy to wspomnienie? Obłęd? Czy w tej ponurości
żyłam kiedy? Czy żyję? Będę żyć w przyszłości
w tych mrokach potępienia — kędy tak grobowo?
4450Drżyjcie?! Więc ty mów, stara, jedno powiedz słowo.
FORKIADA
Komu przez długie lata los się zmiennie waży,
temu snem zda się szczęście, kiedy się przydarzy.
Lecz ty właśnie nad miarę, nad zwykłe możności
spotykałaś pragnienia chutne i miłości.
4455Jeszcześ z latek dziewczyńskich znacznie nie wyrosła,
już się ku tobie miłość Tezeusza
[360] niosła
buńczuczna, w huraganie, z wieńcem róż u głowy!
Mąż silny jak Herakles, piękny, posągowy.
HELENA
Dziesięcioletnią sarenkę rzucił w otchłanie niedoli,
4460w Afidzie, mieście attyckim, wcześniej zażyłam niewoli.
FORKIADA
Ale cię Kastor i Polluks wyrwali z ciężkiej obierzy
[361],
dziewosłębili
[362] o ciebie sławni na świat bohaterzy.
HELENA
Lecz w sercu moim nad wszystkich skłonnością cichą przesila,
postać zacnego Patrokla
[363], współtowarzysza Achilla.
FORKIADA
4465Lecz wola ojca cię daje Menelausowi za żonę,
w którym zarówno żaglowiec, jak dom ma walną obronę.
HELENA
Oddał mu ojciec swą córkę i oddał w władanie włości
i przyszła na świat Hermiona z naszej małżeńskiej miłości.
FORKIADA
Lecz na wojenkę mąż poszedł zdobywać dziedzictwo, na Kretę —
4470do domu gość wszedł nadobny, zastał samotną kobietę.
HELENA
Nie przypominaj mi, stara, samotnych lat półwdowieństwa,
straszliwe z niego powstały klęski i straszne przekleństwa.
FORKIADA
I mnie wyprawa kreteńska zabrała wolność i dolę,
straciłam dom i rodzinę, w długą popadłam niewolę.
HELENA
4475Aliści zyskałaś sobie przez szereg lat zaufanie,
oddanoć dworzec wspaniały i skarb, i włości w władanie.
FORKIADA
Tyś je swawolnie niechała — wabiło trojańskie miasto,
tam zapragnęłaś miłości, nienasycona niewiasto.
HELENA
Jedynie klęski znalazłam, losy przeciwne, żałosne
4480i wniwecz się obróciły wszystkie radoście miłosne.
Lecz ponoć w dwojej postaci — jakąż to siłą nieznaną? —
byłaś w Egipcie i Troi
[364] — i tu, i tam cię widziano.
HELENA
O, nie powiększaj strachami rozterki i nie budź dziwa,
bo w niepewności wciąż żyję, gdzie, która jestem prawdziwa.
FORKIADA
4485A potem, wieści tak mówią, w krainie wieczystych cieni
byliście, ty i Achilles, miłośnie z sobą złączeni,
że za małżonkę cię pojął — on, co cię kochał za życia.
HELENA
To były śluby widmowe, wykwitłe z mroków ukrycia;
to sen był tylko, sen tylko, i w baśniach jako sen słynie
4490… i teraz snem jestem, już gasnę… ja jestem cieniem jedynie.
Słania się na ręce Chóru.
CHÓR
Zamilcz! o zamilcz, psie jednooki;
rzucisz na panią straszne uroki!
Kłem jednym błyskasz i grozisz, jędzo,
słowa twe panią z życia przepędzą.
4495
Zło dobroczynne zwiastuje burze,
jest jak wilk srogi w jagnięcej skórze,
na kogo parol zagnie
[365] — zamiera!
Serce spłoszone, umysł strwożony,
4500gdzie? kiedy? jaki? i z której strony
uderzy piorun w chmurze ukryty
mowy obleśnej, niesamowitej?!
Zamiast przyjaźni, cichej opieki
słów, co jak fale letejskiej rzeki
[368]
4505darzą ukojem i zapomnieniem —
ty ukrytego gniewu zognieniem
złą przeszłość wskrzeszasz! Złości zawieją
jej teraźniejszość smagasz, zasmucasz —
kir
[369] osmętnienia na przyszłość rzucasz,
4510co rozkwitała bladą nadzieją.
Więc — zamilcz! — Oto znika od nowa,
ledwo powstała, nasza królowa!
Trwaj, najpiękniejsza między pięknemi,
jaką wyśniło słońce na ziemi!…
FORKIADA
4515Spoza wiotkiej chmur zasłony błyszczy złote słońce dnia,
jakże wzrusza i zachwyca! Cała przestrzeń mży i drga;
cały świat opromieniony — spójrz, jak pięknie tu, a tam!
Przezywacie mnie brzydotą, lecz rozumiem piękno, znam.
HELENA
Wracam z pustki, strwożona, budzę się z omdlenia,
4520ciszy pragnę; osłabłam, stłumiony mój głos —
wszak dla nikogo nie ma wstydu, pohańbienia,
że się zlęknie, opatrzy i pozna swój los.
FORKIADA
Stajesz znowu w swej wielkości, w pięknie wyrzeczonych słów,
wzrok twój jasny rozkazuje; co rozkażesz? — powiedz! mów!
HELENA
4525Oby waśnią zamącony, czyn wasz opieszałość zmazał;
śpieszcie! Spełnić trza ofiary tak, jak pan mój, król, rozkazał.
Wszystko w domu przyładzone
[370], znajdziesz trójnóg, topór, czarę,
świętą wodę i kadzidło; — co przeznaczasz na ofiarę?
HELENA
Tego król mi nie powiedział —
FORKIADA
4530
— a więc ukrył straszne słowa.
HELENA
Czemuś rzekła: straszne słowa?
FORKIADA
HELENA
FORKIADA
CHÓR
FORKIADA
Spadnie topór na twój kark!
HELENA
Przeczuwałam los żałosny!
FORKIADA
Przeznaczenie! Szkoda skarg!
CHÓR
Z nami, z nami, cóż się stanie?!
FORKIADA
4540A! Krzyczycie w wielkim strachu!
Jej szlachetna śmierć! — Wy? — spójrzcie! Tam, gdzie krokwi występ z dachu,
zadyndacie w porządeczku w tej huśtawie niewesołej,
jak schwytane w sidła włosie w jałowcowych krzach
[371] kwiczoły
[372].
Helena i Chór stoją zdumione i przerażone w ugrupowaniu
wyrazistym.
FORKIADA
Jak posągowe widmo stanęłaś, gromado!
4545Śmiertelne lęki cieniem na głowach się kładą:
dzień jutrzejszy już nie wasz! Wierę — nikt nie zmieni,
z ludzi widmom podobnych — słonecznych promieni
ochotnie na mrok nocy —; — na to nie ma rady,
nie umkniesz się i próżne ze śmiercią układy!
4550Śmiertelni wiedzą o tym i złorzeczą nędzy!
Tak! Zgubione jesteście! Trza kończyć co prędzej!
klaszcze w dłonie
U drzwi zjawiają się postacie karle.
W miarę dalszej mowy Forkiady — Mefistofelesa spełniają
zwinnie, co należy.
Do mnie, pokurcze! Nocy zasmęcone śmiecie!
przytoczcie się — tu szkodzić do woli możecie.
4555
PogrzebNuże — przynieście ołtarz zdobny w złote rogi,
dzbany napełńcie wodą — czymże-bo się zmyje
krew, którą trup bezgłowy wyrzyga przez szyję?
Tu wzorzysty kobierzec niech na piachu leży,
ofierze tak królewskiej godność się należy;
4560zwłoki się nim okryje, gdy odpadnie głowa,
i z należnym dostojnej szacunkiem pochowa.
PANTALIS
Królowa stoi niema, w sobie zamyślona,
dziewczęta więdną w trwodze jak trawa skoszona,
Lecz mnie, najstarszej z chóru, z słusznością bezsprzeczną
4565trza zamienić słów kilka z osobą odwieczną.
Zdasz się nam sprzyjać, mądra jesteś, doświadczona,
zapomnij gęgań dziewek — rzesza rozpuszczona,
jak bicz dziadowski — zmiera! Zważ serca poczciwość,
powiedz, znasz-li ratunku jakową możliwość? —
FORKIADA
4570Wszystko zależy od królowej! w jednej chwili,
jeżeli zechce, i wasz, i swój los przesili.
Zdecydować się trzeba wyraźnie i szparko —
CHÓR
O, najmądrzejsza Sybillo, o, najdostojniejsza Parko,
zamknij złociste nożyce i obwieść nam dzień zbawienie;
4575już w całym ciele czujemy te rozhojdania i drżenia,
całą okropność wisielczą! My, niewolnice i branki!
Do tańca tylko stworzone! My, pieszczotliwe kochanki!
HELENA
Tchórzą! Ja cierpię jeno! Nie ma we mnie trwogi,
lecz posłucham cię chętnie; znasz ratunku drogi?
4580powiedz! Może twa mądrość i wzrok przenikliwy
dla mnie i dla nich znajdzie ewentus
[373] szczęśliwy.
CHÓR
Mów! O, powiedz! powiedz prędko! Ból i żałość nas przenika —
jak uniknąć, jak się bronić, czym przepłoszyć widmo stryka,
co się wokół szyi węźli, ciasnym naszyjnikiem ściska!
4585Dusimy się, ratuj, Reo
[374]! Bez pomocy twej śmierć bliska.
FORKIADA
Macież cierpliwość cicho wysłuchać powieści?
będzie długa i pełna treści.
CHÓR
W słuchaniu życie nasze! niech nam duch twój wieści.
FORKIADA
Kto dba o dom swój, skarbów domowych pilnuje,
4590stare mury naprawia i nowe buduje,
kto dach utrwala na czas wiosennych powodzi,
temu się całe życie szczęśliwie powodzi;
lecz kto świętego proga wydeptane stopnie
w bezszacunku zuchwałym przekracza pochopnie
4595i w świat rusza — niebaczny! — wracając w swe strony
zastaje dom zmieniony, ile
[375] nie zburzony.
HELENA
Przysłowia mi powtarzasz, sens ich dobrze znany;
mów, co masz mówić, starej nie rozdrapuj rany.
FORKIADA
To historia, nie wyrzut! Racz posłuchać, pani:
4600Menelaus od przystani jedzie do przystani,
w wiecznym korsarstwie łupi wyspy i wybrzeża,
zdobycz do domu zwozi i skarbcowi zwierza,
gdzie niszczeje na kupie; — potem Ilion burzył
przez lat dziesięć — ile na powrót czasu zużył,
4605nie wiem; — a tu tymczasem dom pusty niszczeje,
a któż pyta, co z domem, co z państwem się dzieje?
HELENA
Swarzeniem wiecznym, widać, myśli masz spsowane,
nie znają tylko klątwy i naganę.
FORKIADA
Tak długo północ Sparty stała bez opieki,
4610ów kraj wzgórzy i dolin, piękny i daleki,
aż po grzbiety Tajgetu
[376] — skąd wypływa strumień
Eurotas
[377] i tu do nas wśród zbłyszczeń i szumień
płynie przez oczerety
[378] i zrasza nam ziemię —
i kołysze łabędzie; — tam buńczuczne plemię
4615wylęgłe gdzieś spod Cymbrów
[379] północnej krainy,
zajęło leśne wzgórza i plenne doliny,
zbudowało grodzisko dla walk i obrony
i w głąb kraju zapuszcza zaborcze zagony.
HELENA
I mogą tak napadać? i znikąd protestu?
FORKIADA
4620
Osiedlili się przecież od lat wzwyż dwudziestu.
HELENA
Mająż wodza? czyli też są rabusiów zgrają?
FORKIADA
To nie zbójcy! I wodza odważnego mają!
Nie narzekam na niego, trudno mu złorzeczyć,
był tutaj z swą watahą, mógł wszystko zniweczyć,
4625dom ograbić, haraczu zażądać rokrocznie —
lecz nie! Podarki przyjął i odszedł niezwłocznie.
HELENA
FORKIADA
Niczego! Niezgorzej!
Chłop na schwał zbudowany, odważny i hoży —
4630gdzież tam Grekom do niego! Rozumny mężczyzna!
Zwie się ich pohańcami, ale każdy przyzna,
kto ich choć trochę pozna, że Grekowie butni
bardziej byli pod Troją, zacieklej okrutni.
Wielkoduszność władyki wzbudza zaufanie,
4635a to grodzisko jego piękne niesłychanie!
to nie wasze kamienne, niezdarne okopy,
które ojcowie wasi jak istne cyklopy
[380]
pobudowali, kamień piętrząc na kamieniu;
tam wszystko lśni w kunsztownym, zacnym obramieniu,
4640a wszystko według reguł do piona i wagi —
zewnątrz budowa cudna i pełna powagi
w jasnym słonecznym blasku lustrzy
[381] się i płoni
tak gładko, że myśl sama zślizguje się po niej;
wewnątrz podworce zacne, pełne dziwnych czarów,
4645otaczają budynki szlachetnych rozmiarów:
tu słupy i kolumny, wykusze
[382], podłużne
galerie i altany, tam rzeźby przeróżne,
herby —
CHÓR
FORKIADA
4650Pamiętacie męża,
który zwal się Ajaksem
[383]? — na tarczy miał węża;
również i ci pod Teby idący w siedmioro
[384]
na paiże
[385] rozmaite odznaczenia biorą,
jako to: księżyc, gwiazdy wśród nocnego cienia,
4655miecze, pochodnie, lutnie, bóstw wyobrażenia —
wszystko, co dziwi bliźnich, straszy i przeraża.
Podobnie, w jasnych barwach lud ten wyobraża
znaki odziedziczone i wklina je w mury,
więc lwy, orły ogromne, dzioby i pazury,
4660turze rogi, skrzydliska pawie, łodzie, róże,
lub runy w barwach czarnych, modrych i w purpurze:
wszystko to tarcz przy tarczy wisi w salach w górze —
a sale jak świat wielki obszerne i duże;
miejsca też tam na pląsy!
CHÓR
FORKIADA
Chłopcy jak malowanie! złotowłose, świeże;
aże pachną młodością; chyba jeden Parys
tak woniał, gdy się do królowej zbliżał —
HELENA
Zarys
4670swej mowy łamiesz; zakończ opowieść, słów szkoda!
FORKIADA
Ty ją zakończ jednym powiedzeniem: tak! zgoda! —
a natychmiast w grodzisko zaprowadzę ciebie.
CHÓR
Wypowiedz słowo zgody! Ratuj nas i siebie.
HELENA
Jakoż? Lęk mam mieć w sobie? Czyliż wy wierzycie,
4675że małżonek, Menelaus dybie na me życie?
FORKIADA
Zapomniała-żeś, jaka Deifoba, brata
poległego Parysa, spotkała zapłata
[386],
co sobie rościł prawo do pięknej bratowej,
a nawet, jak wieść niesie, zyskał względy wdowy?
4680Menelaj nos mu obciął, uszy — bez obsłonki
powiem — zbezcześcił męża, obciął wszystkie członki.
HELENA
Istotnie tak postąpił; bronił czci niewieściej.
FORKIADA
Z tychże samych powodów dziś ciebie zbezcześci.
Niepodzielne jest piękno: czyim jest udziałem,
4685ten woli, miast je dzielić, zgładzić pchnięciem śmiałem.
Hejnały trąb w oddali.
Wzdrygnął się Chór.
Jak ten głos trąb mosiężnych, co w uszy się wwierca
i jelita tarmosi — tak kąsze u serca
męża zczajona zazdrość; pamięta stokrotnie,
4690zdradzony, że co stracił, stracił bezpowrotnie.
CHÓR
Trąby grają rozgłośnie, już dzwonią rynsztunki.
FORKIADA
Witaj, panie! Szafarka zda tobie rachunki.
CHÓR
FORKIADA
Już widzę przed nią straszną śmierci drogę
4695i was widzę na belce; pomóc nic nie mogę.
Pauza.
HELENA
Więc dobrze! Postanawiam; oddalić chcę kaźnię;
demonem jesteś strasznym, widzę to wyraźnie
i lękam się, że z tobą dobro w złe się zmieni;
lecz teraz chodźmy: prowadź do grodu podcieni.
4700Resztę myśli ukryję! Spowiedź przed narodem
to nie jest rzecz królewska! Chodźmy! Ty idź przodem!
CHÓR
Z jakąż radością mkną nasze kroki!
Za nami pomrok śmierci głęboki,
przed nami mury, nasza ostoja,
4705niechaj nas bronią, jak ongi Troja;
dotąd by stała nad ludów zwadą,
gdyby ją podłą nie wzięto zdradą.
mgła napływa; tonie w niej plan dalszy najpierw, potem bliższy
Lecz cóż to siostry? cóż to się dzieje?
Dzień nagle gaśnie, zmierzcha, ciemnieje!
4710Z brzegów Eurotu, z fal świętych głębi
mgła się wyłania, snuje i kłębi;
już oczerety nikną, maleją,
białe łabędzie już nie bieleją,
co się tak niosły szumnie, radośnie —
4715— znika dnia piękno — — ach! przeżałośnie!
Lecz jeszcze słychać, słychać, jak gędzi
[387]
pieśnią śmiertelną kierdel łabędzi;
czyliż, o grozo, i nam nie wieści
zamiast ratunku — zguby, boleści? —
4720nam — co się szyją chlubimy białą,
jej — co łabędzi córą jest, chwałą!
Wszystko się w białej mgławicy kryje,
nic już nie widzą oczy niczyje.
Cóż to się dzieje? — wiatr nami chwieje,
4725wiatr nas unosi, zgasły nadzieje.
Czy to po mlecznej, ślepej równinie
ŚmierćHermes przed nami w mgle sinej płynie?
Czy to z daleka, czyli to z bliska
4730władczo wskazuje drogę, prowadzi,
a my płyniemy radzi, nieradzi —
do nieznanego, groźnego kresu,
do przepełnionych pustyń Hadesu
[390]?
Z nagła się widok jawi ponury,
4735ciemne, sczerniałe, posępne mury —
Kędyż prowadzi ta kuta brama?
czy to podwórzec? przepastna jama?
Ku strasznej, siostry, płyniemy doli,
do niezaznanej nigdy niewoli.
PODWORZEC ZAMKOWY
Faust, Mefistofeles-Forkiada, Linceusz-Strażnik.
Helena, Pantalis Chórowi przewodnicząca. Chór
niewolnic trojańskich.
Wokoło fantastyczne budowle średniowieczne.
PANTALIS
4740O, głupie i nieoględne, rozumy iście niewieście,
od każdej chwili zależne, wiatrem podszyte jesteście.
W szczęściuli
[391], czy też w nieszczęściu postępujecie opacznie,
gdy jedna zacznie „tak” mówić, to druga zaraz „nie” zacznie.
Tak jedna drugiej zaprzecza, pieni się, swarzy i złości,
4745jednakie jeno w boleści, jednakie tylko w radości,
Teraz zamilczcie! Czekajcie, co postanowi władczyni,
w sercu sumuje i waży — więc stańmy posłuszne przy niej.
HELENA
Wróżbitko, gdzież ty jesteś? Twojego imienia
nie znam; wyjdź z tych krużganków, z mrocznego sklepienia.
4750Czyliż poszła, przezorna, zamku tego pana
prosić, by mi gościna zacna była dana?
Jeśli tak — dzięki tobie! Wiedź mnie doń! Dość znoju
i dość tułactwa — łaknę ciszy i spokoju.
PANTALIS
Próżno królowa nasza spoziera dokoła,
4755zniknęła ta szkarada; któż ją znaleźć zdoła?
Może we mgle przepadła, co nas nagła, biała,
jakimś dziwnym sposobem w to miejsce przywiała?
A może właśnie po tym labiryncie błądzi
krużganków zagmatwanych, którym kaprys rządzi —
4760i szuka księcia, by mu hołd złożyć należny.
Lecz spójrz! Tam w górze pogwar, ruch jakiś rozbieżny
w galeriach, oknach! — Służba krzątaniem ogłasza,
że nas zamek łaskawie w gościnę zaprasza.
CHÓR
O, jakże sercu memu naraz świetliście!
4765Orszak pięknych młodzieńców zszedł uroczyście
z wyżniego piętra; idzie ku nam w pochodzie
kształtny, zgrabny — o! w niezwyczajnej urodzie.
Na czyj rozkaz młodzieńców chór ku nam kroczy?
na co patrzeć mam? na co? — gubią się oczy!
4770Czy na kształty urocze, czy na krok skory,
na czoło bieliste, złote kędziory?
czy na liczka rumiane, skraszone ruchem,
jak soczyste brzoskwinie omglone puchem?
O, jakże chęć bierze ugryźć — nie można!
4775smak popiołu mam w ustach! będę ostrożna.
Lecz najpiękniejsi niosą już oto
stopnie, tron cudny, zasłonę złotą,
namiot, a białe wysmukłe ręce
wiążą girlandy, wieszają wieńce
4780ponad królową. — O, pani miła
jużeś nam, piękna, na tron wstąpiła
— nadobnym ruchem przez nich proszona;
bielą się cudnie twoje ramiona!
My jej też orszak utwórzmy chyży,
4785stańmy na stopniach, wyżej, to niżej.
Błogosławiona trzykroć gościna,
co nam nad głową wieńce rozpina.
Pantonomicznie dzieje się to wszystko, co w słowach Chóru.
Skoro chłopcy i giermkowie długim korowodem zeszli schodami
w dół — zjawia się na krużganku w dworskim, rycerskim odzieniu
średniowiecznego kroju — Faust. Z godnością, powoli zstępuje
ze schodów.
PANTALIS
bacznie go mając na oku
Jeżeli temu mężowi bogi pozwolą żyć dłużej,
niźli zazwyczaj to czynią — wyczucie moje mu wróży,
4790zważywszy wzięcie
[392] królewskie i słodycz jego istoty —
los najpiękniejszy, spełnienie każdej najmniejszej tęsknoty.
I czy to w bitwie rycerskiej wśród szczęku białych oręży,
czy w bialogłowskich utarczkach — tu i tam zawsze zwycięży.
Czemużby nie miał, wspaniały, raźno do swego dojść celu,
4795moc jego mężów przewyższa, a znałam dostojnych wielu.
Z powagą dworską, w skupieniu i z pochyloną w czci głową
w dól schodzi zgrabnie, powoli — o! podnieś oczy, królowo!
FAUST
zbliża się do tronu, obok niego człowiek w pętach
Zamiast hołd wdzięczny nieść w dani
tej chwili niezapomnianej,
4800wiodę do kolan twych, pani,
człowieka skutego w kajdany.
A jaki popełnił czyn —
opowiem; wpierw klęknij przy tronie,
słów szukaj ku swojej obronie
4805i wyspowiadaj się z win.
Wzrok ma tak bystry jak sokół,
więc go stawiłem na wieży,
by dawał baczenie wokół,
jak trzeba i jak należy;
4810czy to na ziemi, czy niebie
fakt jaki — wszerz i wzdłuż,
od zamku do modrych wzgórz,
w każdej okazji, potrzebie,
czy to, że trzoda skądś bieży,
4815czy to o zjawie
[393] rycerzy —
zdawać miał pilny rachunek,
ostrowidz, ten strażnik mój,
bym wiedział, czy biec na ratunek,
czy szyki sprawować na bój.
4820Dziś opieszałość nie lada!
Przybywasz, królowo, do wrót,
a on mi nic nie powiada!
Milczący zastajesz gród!
Wszak bym słał wici
[394] przez włość,
4825otrąbił na cztery strony,
że w święty dzień — wytęskniony
zawitał w progi me gość.
Strasznie zawinił! — I ninie
[395]
u twoich przeświętych stóp
4830klęczy! — Rozstrzygaj o winie —
w twych rękach żywot i grób.
HELENA
Zaszczyt nie lada; szczęśliwą się mienię
twą łaskawością; mam sprawować sąd?
Czyli
[396] mnie, panie, wieść chcesz w pokuszenie?
4835Lecz wpierw wysłucham; — jakiż był twój błąd?
STRAŻNIK LINCEUSZ[397]
Cóż istnienie? Cóż mi grób?
Życie szczęsne! Zgon szczęśliwy!
U przeświętych klęczę stóp
pani cudnej, miłościwej.
4840Dziś rano w blasku zórz
słońca szukam w barw powodzi —
aż tu nagle spoza wzgórz
na południu słońce wschodzi!
Więc w tę stronę ślę mój wzrok,
4845a tu góry, lasy płyną!
Ziemię, niebo chłonie mrok —
widzę tylko ją! Jedyną!
I na próżno w bezmiar lśnień
oczy moje wpijam rysie —
4850nie wiem, czy to noc, czy dzień,
czy to jawa, czy sen śni się.
Gwiazd zawieja! Tęcze! Skry!
Blaski się na wieże tłoczą —
mgły się wiją — nikną mgły —
4855cud się boski jawi oczom!
A modlitwa moich rąk
idzie ku jasności onej;
wszędzie jasność! Słońce w krąg!
I tak stoję — oślepiony.
4860Przeto mój strażniczy róg
zamilkł w tej świetlistej porze —
zjawił mi się piękna Bóg!
Cóż mnie złego spotkać może?!
HELENA
Jakże mi karać twoje przewiny?
4865Z mojej-ci one, z mojej przyczyny!
O, ja nieszczęsna! — Kędy się zjawię,
błądzą mężowie w złości, w niesławie;
bo takie we mnie zgubne wyroki,
iż mężnych pchają w pomrok głęboki.
4870Tak idą za mną od urodzenia
rabunki, zbrodnie i uwodzenia;
po wszystkie lata na wszystkie strony —
bohaterowie, bogi, demony
muszą się swarzyć. Z mego kochania
4875jeno zło snują i zamieszania.
I tak się wszystkich przekleństwem staję
i jeno nędzę nędzy przydaję.
Oczarowany, stałeś bezwładnie —
włos ci, strażniku, z głowy nie spadnie.
FAUST
4880Ze zdumieniem, królowo, patrzę i niegniewnie
na rannego i ciebie, co trafiasz tak pewnie.
Widzę łuk, który wysłał tak niechybne groty,
z których jednym ten trafion! A strzał tych przeloty
migają — we mnie mierzą! W uskrzydlonym gwarze
4885łecą ponad basztami, poprzez krenelaże
[398].
I czymże teraz jestem? Bunt rzuciłaś w sługi,
już i mury niepewne, zluźniłaś kolczugi.
Obawiam się, że wojsko, by uniknąć klęski —
niezwyciężonej pani podda się — zwycięskiej!
4890Cóż uczynię? — Już chyba przed twą królewskością
złożę to, co niebacznie zwałem był własnością —
i siebie! U twych kolan hołd złożę potędze
twej i wierność potwierdzę w wieczystej przysiędze.
LINCEUSZ
wraca ze skrzynią,
za nim niosą słudzy skrzyń sporo
Znów mnie, królowo, do stóp twych żenie
[399],
4895do ócz, co słońcem się złocą!
Bogacz o jedno żebrze spojrzenie,
nędzny, lecz możny twą mocą.
Czymże dziś jestem? Czym wczoraj byłem?
Na cóż me oczy sokole?
4900Spojrzałem na cię, wzrok mój straciłem
i sprawność czynu, i wolę.
Przyszliśmy z wschodu, w walnej potrzebie
prąc ku zachodnim wyrajom;
naród nasz liczny jak gwiazdy w niebie,
4905pierwsi ostatnich nie znają.
Padł pierwszy szereg, już wstawał wtóry,
trzeci na pomoc wraz bieży;
wzmożeni sobą lecim jak chmury,
któż padłych liczy żołnierzy!
4910Jak burza mkniemy błyskaniem krwawem,
grodem i borem, i łanem,
gdzie dziś mój jeno rozkaz był prawem,
jutro kto inny jest panem.
Zagon szeroki! Zwycięskie szlaki!
4915Czas krótki na pohulanki!
Ten wołów stada, tamten rumaki,
ów najpiękniejsze kradł branki.
Lecz ja wśród znojnych rycerskich biegów,
najrzadsze zbierałem wiano;
4920te wszystkie łupy moich kolegów,
to dla mnie omłot i siano.
Chytry na skarbów lśniące pożytki,
jak sowa szukałem wśród cieni —
w lot odkrywałem skrzynie i skrytki
4925i tajemnice kieszeni.
Rychło w bród miałem drogich kamieni,
klejnotów cennych, złotości:
a oto szmaragd zacnej zieleni,
godny twej, pani, piękności.
4930O, niechaj wzrok twój cudny nie stroni
od tych szlachetnych łez morza;
wierzaj, rubinu czerwień przysłoni
różana lic twoich zorza.
Oto pokłosie bitw srogich wielu,
4935pokłosie bardzo szczęśliwe —
u stóp twych leży, a więc u celu —
tu jego miejsce właściwe.
Niosę ci ciężkie, okute skrzynie,
w skarbcu ostało ich sporo;
4940pozwól mi uczcić w tobie władczynię —
niech skarby ręce twe biorą.
Zaledwieś, pani, na tron wstąpiła,
chyli się w hołdzie i korzy
Rozum, bogactwo, męstwo i siła —
4945przed zjawą władzy twej bożej.
Przeto dziś skarby strzeżone w dumie,
stają się twoją własnością.
Jakżem je cenił! — Dzisiaj rozumiem,
że były tylko marnością.
4950Wszystko, co zwałem skarbem i mieniem
poszło jak plewy na nice;
wskrzesić ich wartość zdolą spojrzeniem
twoje przeczyste źrenice.
FAUST
Odsuń co rychlej łupy, plon potrzeby hardej,
4955ostaną bez nagrody, dobrze, że bez wzgardy.
Już to wszystko jej własność, ta grodu wspaniałość,
po cóż więc dawać szczegół, gdy już jej jest całość.
Idź, strażniku — zbierz, ułóż wielkie nasze skarby
i niewidzialny przepych ustrój w kształt i farby
4960urocze! — Spraw, by stropy jak niebios sklepienie
zbłękitniały pogodnie, z martwych zbudź olśnienie,
a poprzez korytarze, sale, wieczerniki,
pod stopy jej rzuć wonne kobierców kwietniki;
niechaj krok jej nie dotknie posadzek ni progów,
4965oczy jej paś przepychem godnym wiecznych bogów.
LINCEUSZ
Sługa musi, pan każe —
siły nie poradzą —
drobiazg! Wszakżeśmy w jej czarze!
wszystko pod jej władzą!
4970Wojsko hart swój mężny traci,
stępiały brzeszczoty —
ba! — przed zjawą jej postaci
gaśnie promień słońca złoty!
Przed bezcennym jej obliczem
4975wszystko pustką jest i niczem.
Wychodzi.
HELENA
do Fausta
Pragnę z tobą pomówić, wszak ten tron na dwoje,
miejsce czeka na władcę — zapewnia mi moje!
FAUST
Wpierw pozwól, pani cudna, klęknąć i twe ręce
łaskawe ucałować w hołdzie i podzięce.
4980Przyjm mnie jako współwładcę niezmierzonych włości,
który ci służyć pragnie wiernie i w miłości —
razem: czciciel i sługa, i strażnik szczęśliwy.
HELENA
Na wielkie dziwy patrzę, słyszę jeno dziwy!
Pełna zdumienia pytać chciałabym tak wiele,
4985lecz o jedno zagadnąć jeno się ośmielę:
czemu ta mowa twoja melodią uroczą
poi mnie tak radośnie? — dźwięki słów się toczą
jak złotodźwięczne kręgi — nim zadrży rozgłośnie,
już drugi mknie pierwszemu na sukurs
[400] miłośnie.
FAUST
4990Jeśli ci dźwięk mej mowy przemawia do duszy,
jakżeż cię śpiew dopiero zachwyci i wzruszy!
A więc pocznijmy zaraz — wszak w myśli wymianie
śpiew zrodzi się najłatwiej i pośród nas wstanie.
HELENA
Więc powiedz, jak mi składać tak urocze słowa?
FAUST
4995Najpiękniejsza jest serca nieuczona mowa;
gdy się i oczu tęsknota poprzez myśli snuje
patrzysz wkoło i pytasz —
HELENA
FAUST
Czymże wtedy dla ducha mijanie i czas?
5000Jedynie teraźniejszość —
HELENA
FAUST
Tak, to jest skarb nad skarby, wian wieńczący skroń
ale któż go uwije, miła —
HELENA
CHÓR
5005Czyliż poczytać można za błędy
te pani naszej dla pana względy?
Wszakże wyznajcie — wszystkie w niewoli
żyjem od czasu złowieszczej doli,
gdyśmy z Ilionu, nieszczęsne płaczki
5010ruszyły w odmęt groźnej tułaczki.
Branki na męską chuć zawsze zdane
mogąż wybierać? — Są wybierane!
Cóż, znawczyniami są; — a sposobność
nastręcza już-to zacną dorodność
5015młodych i złotowłosych pasterzy,
indziej Faun sprośny zęby swe szczerzy —
tym, tamtym branka równo rozdziela;
przelewne ciało pod nich podściela.
Lecz oto spójrzcie! Mocno wtuleni
5020siedzą miłośnie w siebie wpatrzeni;
tak ramię w ramię, noga do nogi,
ręka ku ręce szuka swej drogi.
Tak się nad tronem społem kołyszą
i nic nie widzą, i nic nie słyszą!
5025W obliczu ludu, aż nazbyt śmiele —
do cna wtopieni w miłosnym dziele.
HELENA
Jakobym-ci daleko, a przecież tak blisko!
Dziewosłębią
[401] me słowa upojnym uściskom.
Serce bije, drżę cały, słowo mrze wśród pieszczeń!
5030To śnienie niepojęte! Znika czas i przestrzeń.
HELENA
Wszakżem-ci już nie żyła! Otom odrodzona!
Wierna nieznajomemu i w niego wpleciona.
FAUST
Niechaj dociekać przyczyn myśli się nie silą
obowiązkiem dziś byt nasz — chociażby był chwilą.
FORKIADA
wchodzi gwałtownie
5035
Ach! miłostek pierwsze zgłoski
to nauka bardzo lekka;
łacno
[402] czulić się bez troski —
czas nie czeka — czas ucieka!
Nie słyszycie? — Dudnią grzmoty!
5040Granie surm i walk łoskoty!
Zguba wasza niedaleka!
Zbrójcie się! Do walki srogiej
już Menelaus w nasze progi
idzie — za nim tłum — jak rzeka!
5045Tu pośród zgrai niewieściej
wróg cię schwyci i zbezcześci —
na złeć wyjdzie dziew opieka!
Stryk dla trzódki gotów marnej,
dla niej zładzon stos ofiarny,
5050pień i ostry topór czeka!
FAUST
Bezczelne przeszkadzanie! wstrętni! nierozważni!
Nawet w niebezpieczeństwach bezmyślność mnie drażni
Najpiękniejszego szpeci zła wiadomość posła —
ciebie, najszkaradniejsza, wieść nieszczęsna niosła,
5055jak zawsze! Lecz tym razem nie uda się sztuka,
niech sobie mowa twoja wiatru w polu szuka!
Nie ma niebezpieczeństwa za tymi murami,
a gdyby nawet było — ja gardzę groźbami!
Sygnały, eksplozje na basztach, hejnały trąb i surm, muzyka wojenna,
gromki przemarsz wojsk.
FAUST
Wraz się wysypią dzielni z bram,
5060w rycerskim staną kole,
ten jeno godzien względów dam,
kto je obronić zdole
[403].
do wodzów, którzy spośród hufców wychodzą i w kole
stają, Faust tak przemawia
Oto północy młode lwy,
tu wschodu kwiat-potęga —
5065w ślepiach ich gniewu płoną skry
moc ich po laury sięga!
Zakuta w stal błyskaniem lśni
brać mężna i zwycięska,
idą, a zda się w chmurach grzmi:
5070„sława!!” — a wrogom: „klęska!”
W Pylos wysiedliśmy na brzeg
— nie żyje Nestor
[404] stary —
państw drobnych związek u stóp legł
zdobywców pełnych wiary!
5075
Teraz mi chybko
[405] sprzed tych bram
przepędźcie Menelaja
na morze! Niech korsarzy tam
i on, i jego zgraja!
Królowej Sparty złóżcie ślub,
5080zwycięskich serc orędzie —
kraj wolny rzućcie jej do stóp,
a państwo waszym będzie!
Rycerze! Piersi waszych wał
Koryntu zbawi włoście,
5085a u achajskich starych skał
las dzid, mur tarczy wzroście.
A wy w Messenie
[406] dzierżcie straż!
Rycerski obowiązek wasz
5090to wielkość Argolidy
[408].
Tedy wrócicie w domu schron
w obronie powołani —
i sławą skwitnie Sparty tron,
ojczyzna waszej pani!
5095
Wszyscy i każdy suty łup
ożeni z wieczną sławą —
zyszczecie w zgodzie u jej stóp
świetlany mir i prawo.
Zstępuje z tronu.
Wodzowie otaczają go zwartym kręgiem, wysłuchują rozkazów
i rozporządzeń.
CHÓR
Ten, co piękną niewiastę pragnie posiadać,
5100niechaj w mieczu nadzieję umie pokładać.
Umizgami
[409] ją zdobył — skarb przedostojny —
nic zażyje go w ciszy, nijak bez wojny;
chytrzy zdrajcy ją zmamią; obleśni zbóje
zechcą ją uwieść, wykraść; niechaj pilnuje.
5105Księcia naszego chwalę, wysoko cenię,
możni bacznie na jego patrzą skinienie;
mądrze i mężnie czyni! — Przeto słuchają —
tym jego dzięki skarbią i korzyść mają; —
tak więc i wilk jest syty, i owca cała,
5110dla obu sława rośnie, zakwita chwała.
Któż mu ją wydrze ninie
[410], władcy możnemu?
już to jemu należna i tylko jemu!
Dwakroć cześć mu! Z nią razem wyrwał nas z toni,
wewnątrz nas murem, zewnątrz wojskami broni.
FAUST
5115Dary rozdane rycerzom —
każdemu udzielne księstwo;
pójdą i światy przemierzą —
pawężą
[411] naszą ich męstwo.
Bronić cię będą, kraino
[412],
5120wyspo-niewyspo w fal więzi —
spięta pasmem z gór rodziną
Europy ostatnia gałęzi.
Kraju! O, niechże z twej dani
wszystkim lśni słońce i chwała!
5125Otoś zwrócony mej pani,
co na cię ongi spojrzała,
gdy wśród szelestu szuwaru
zrodzona w chwili przeźroczej,
urzekła potęgą czaru
5130rodzeństwa i matki oczy.
Do stóp twych łany pól żyzne
kłonią się, bory i gaje —
niechaj twe serce ojczyznę
nad wszystkie ukocha kraje.
5135A gdy się góry na wierchach zrumienią
w zimnym zalewie skośnych słońca strzał —
zaledwie skała omszy się zielenią,
kozica skubie swój chudobny dział
[413].
Źródło wytryska, żwawy bieg strumieni —
5140już się zielenią hale
[414] i manowce —
na stu pagórkach falistej przestrzeni
pasą się w dzwonków rozdzwonieniu owce.
Rozważnie, wolno idą trzody w rzędzie,
nad przepaściami przez zbooza urwiste —
5145schron przyładzony dla wszystkich i wszędzie:
w sto grot się sklepią ściany gór skaliste.
Pan je tam strzeże; nimfy wód ochocze
rzeźwiący chłodem zamieszkują parów —
drzewa z tęsknotą w błękitne przeźrocze
5150prężą ramiona rozchwianych konarów.
Puszcze prastare! Głuche dębów bory
stoją jak hufy z dumą i protestem!
Sokiem słodzistym spęczniałe jawory
łagodnie szumią na wietrze szelestem.
5155W leśnych podcieniach, w zielonej pomroce
rodzą wymiona białe, ciepłe mleko;
zasobne łęgi podają owoce,
a dziuple grają złotych pszczół pasieką.
Błogość tu mieszka w urodzie weselnej,
5160uśmiech na wargach, uśmiech w oczach lśni —
nikt tu nie cierpi, nikt nie jest śmiertelny,
w zdrowiu radosne lud przeżywa dni.
Urocze chłopię dojrzewa świetlanie,
już się ojcowski w nim słoneczni cud;
5165w podziwie sercu nadajesz pytanie:
czyli to ludzie, czyli bogów ród?
pośród pasterzy żył pięknych jak on!
bo gdzie przyroda nieskalanie włada —
5170wszechświat ma zgodny, harmonijny ton!
usiadł obok Heleny
Więc społem nas krajobraz ten zachwyca,
ostaw za sobą, miła, przeszłość wszelką;
praojca bogów miałaś za rodzica,
złotego wieku cna obywatelko.
5175Nie dla cię murów cień i baszt strzelistych!
Jeszcze młodzieńczy cudów świat otwarty —
i tam nasz przebyt, wśród łanów kwiecistych,
w wonnej Arkadii przy granicach Sparty.
Tobie znaczono w rajskim mieszkać czarze,
5180przetoś podana ku wielkiej radości!
Trony się mienią w kwietne wirydarze
[417]!
O, szczęście arkadyjskie! O kraju wolności!
Tu następuje zupełna zmiana scenerii.
ARKADIA
Faust, Mefistofeles, Forkiada, Helena, Euforion
Pantalis, Chór, Dziewczyna.
Rozległe uroczysko leśne ujęte w strome ściany skał.
Liczne groty, altany zasłonięte bluszczem i winem.
Faust i Helena niewidoczni, Chór, rozdzielony na grupy.
FORKIADA
Jakże już długo śpią dziewczynki w cieniu!
Nie wiem, czyli
[418] dojrzały w sennym przywidzeniu
5185to, co wyraźnie me oczy widziały?! — a no
trzeba je zbudzić! Ejże! Zdziwią się, gdy wstaną!
Brodacze! Zbudź się i ty, gromado zaspana!
Cuda niewiarygodne! Spójrzcie, co za zmiana!
Hej! Wstawać! Przetrzeć oczy! Włosy gładźcie prędko!
5190cóż ślepia tak bałuszysz? — Idę z pogawędką —
CHÓR
Mów nam, mów nam! Opowiadaj, jakie dziwa? jakie czary?
Chcielibyśmy coś zasłyszeć, coś takiego nie do wiary!
bo nas nuda żre okrutna — wciąż spozierać po skał szczycie —
FORKIADA
Ledwoście otwarły oczy, dzieci, a już się nudzicie?
5195A tam w grotach i altanach, i jaskiniach, w wiecznej wiośnie —
ślubne łoża i komnaty, gdzie z królową pan miłośnie
pieści się w spokoju, w ciszy —
CHÓR
FORKIADA
W samotności!
5200Tylko mnie ze służby całej przywołali, bo ufności
byłam godna; w kornej czci stałam na boku; aż w momencie
pewnym poszłam zioła zbierać na czary i na zaklęcie;
miłość żąda samotności.
CHÓR
Mówisz, jakby w tych grotach całe światy właśnie
5205były: lądy i łąki, stawy, rzeki! — Baśnie!
FORKIADA
Oczywiście, niewierni! W tej bezbrzeżnej dali
podwórze przy podwórzu i sala przy sali.
Raz szłam cichcem galerią pośród kolumn cieni,
aż tu pogłosy śmiechu zadzwonią w przestrzeni —
5210patrzę: — aż ci to chłopczyk miły, cale
[419] gładki
[420]
z ojcowych kolan skacze na kolana matki.
Uściski, przymilania przekornej miłości,
przeplatają się z śmiechem prawdziwej radości.
Nagus, geniusz
[421] bez skrzydeł, Faun
[422] bez zwierzęcości,
5215skacze po pawimencie
[423] w wiewiórczej zwinności,
podłoga go odrzuca, podbija — a mały
po drugim, trzecim skoku już sięga powały.
Matka zstrachana woła: „drogą dookolną
wkoło komnaty biegaj, lecz latać nie wolno!”
5220Ojciec roztropny mówi: „ziemia, jak odskocznia,
skok twój w loty zamienia i wraz podobłocznia;
dotknijże stopą ziemi jak Anteusz
[424] drugi,
poczujesz w krew płynące przemożne sił strugi”.
A nasz chłopaczek skacze, jak piłka pomyka
5225po skałach, turniach — ledwo stopą skał dotyka.
Aż w jakiejś rozpadlinie znika niezgłębionej,
my wszyscy w krzyk! A echo powtarza: zgubiony!
Matka płacze, a ojciec, choć zgnębiony srodze,
pociesza ją — ja stoję bezradna i w trwodze.
5230Aż tu nowe zjawisko! Przecudne! Świetliste!
Wraca odziany w szaty jak łąka kwieciste!
Ręce, piersi we wstęgach! Opleciony cały
szarfami! W rękach lutnia! Słowem — Febus
[425] mały.
Dziw wielki! Tak tam stoi na wyżnim kamieniu!
5235Rodzice się całują w szczęsnym uniesieniu,
a wkoło głowy chłopca promienie się złocą —
czy to diadem? czy światło ducha skwitłe mocą?
A już-ci w każdym ruchu wielki dźwięk się ziszcza,
gest każdy wieści piękno — piękna tego mistrza,
5240który nie stwarza pieśni, bo cały jest pieśnią!
Lecz wnet się cuda oczom waszym ucieleśnią.
CHÓR
Nie maż
[426] poezji wieszczej na Krecie?
Czemuż więc cudem zjawisko zwiecie?
Czyliż ci rytmem złotym nie dzwoni
5245pieśń starych podań Hellady, Jonii?
Wszystko, co dzisiaj dzieje się, stwarza —
przebrzmiałym echem wielkość powtarza.
Jakoż nam równać treść twej powieści
z wzniosłym nad prawdę kłamstwem, co wieści
5250o sprytnym synu Mai uroczej
[427],
o czynach jego w dziejów pomroczy.
Ledwo się zrodził zgrabny i hoży
[428],
już niańki, mamki — każda go łoży
na lniane płótna — rączki i nóżki
5255krępują, wiążą w pulchne pieluszki —
klaszcze i śpiewa stróżek gromada,
z każdego ruchu dziecięcia rada.
Hożo i zgrabnie lepak
[429] swe członki
gibkie wyciągnął z lnianej osłonki,
5260chytrze wyłazi na przekór chustom —
frunął. — Kołyskę ostawił pustą;
jak motyl, który z poczwarki swojej
wyjdzie, skrzydełka suszy i stroi,
prostuje — wzlata w przestwór słoneczny,
5265lekkoduch zwinny, latawiec wieczny.
Tak i syn Mai od dni początku
był wichrzycielem ładu, porządku;
patron złodziei, frantów
[430] i łgarzy —
swawoli, psoci, gdzie się przydarzy.
5270Prędko mórz władcy trójząb wykradnie,
Ares
[431] bez miecza stoi bezradnie,
Febus
[432] bez łuku i bez kołczana,
Hefajst
[433] bez obcęg; — dziecina szczwana
na kradzież gromów Dzeusa się waży,
5275ale się cofa, bo ogień parzy.
W wyścig z Erosem skrzydlatym bieży
podstawia nogę — już Eros leży!
Cypryjskiej pani podczas pieszczoty
wykrada sprytnie pas szczerozłoty.
Z głębi wydzwania się urocza melodia arf
[434], wszyscy podają się ku niej
wzruszeni. Odtąd akompaniament pełnobrzmiącej muzyki towarzyszy
dalszej akcji.
FORKIADA
5280Miłe dźwięki, każdy przyzna;
z czaru klechd
[435] umkniecie wcześnie,
Wasze bogi to starzyzna,
co minęło — już nie wskrześnie.
Nikt ich już nie potrzebuje,
5285żądza nasza wiecznie żywa:
ta pieśń serca oczaruje,
która z serca wprost wypływa.
Skrywa się poza skałami.
CHÓR
Jeśli ty, o, przeraźliwa,
skłaniasz słuch ku dźwięków mowie —
5290nas ogarnia niemoc tkliwa,
z każdym tonem wraca zdrowie.
Czemu blask słońca? — Niechaj gaśnie!
Dusze nasze jutrznią dnieją,
wszystkie ziemi zgasłe baśnie
5295w sercach naszych kwieciścieją.
Helena, Faust i Euforion.
w znanej nam z opisu szacie
Pieśni wygrywam dziecięce,
a wam się dziecięctwo śni;
bierzcie mnie za ręce
jak za najrańszych dni.
HELENA
5300Miłość człowiecza dwa serca sprzęga
i uszczęśliwia dwoje,
bożych zachwytów żywa potęga
słoneczni się we troje.
FAUST
Serca ku sobie dążą,
5305w tym się treść bytu znaczy;
jedne ogniwa nas wiążą,
mogłożby być inaczej?
CHÓR
Świetlisty, taneczny krąg
szczęsnej parze błogosławi —
5310dar dziecięcych, małych rąk.
Któż to pojmie! Któż wysławi?!
EUFORION
Pląsy wołają,
tańce czekają —
wichry mnie niosą!
5315kędy w błękicie,
modrzy się życie —
tam ku niebiosom!
FAUST
Serce się boi,
byś w żądzy swojej
5320nie upadł w locie!
O, dziecię lube,
wpędzisz nas w zgubę
zmrzemy w tęsknocie!
EUFORION
Ziemia mnie nuży!
5325Nie stać mi dłużej!
Już nie ustoję!
Puśćcie me ręce,
szaty i wieńce
moje są! moje!
HELENA
5330
Nie jesteś przecie
sam jeden na świecie!
Pieśń twa przestrasza!
W smutku przekwita
z trudem zdobyta
5335troistość nasza.
CHÓR
O, szczęsny związku! Lękam się, trwożę
Żądza podniebna zetrze go, zmoże!
HELENA I FAUST
Cud miłowania
niech ci zabrania —
5340powstrzymaj loty!
Nuć pieśni sielskie —
tym rodzicielskie
ukój zgryzoty.
EUFORION
Dla was jedynie, rodzice drodzy,
5345moje tęsknoty trzymam na wodzy.
przewija się poskroś chóru, do tańca zniewala
Wichru powiewem
dziew zmierzwię łan
— do wtóru z śpiewem
5350zawiedźmy tan.
HELENA
Tańcom sposobne
splataj nadobne
tęczami przędzy.
FAUST
Oby się, miły,
5355tańce skończyły —
oby najprędzej!
Euforion i Chór poczynają korowód taneczny. Wtórują śpiewem.
CHÓR
Ruch twych ramion nadobny, rąk twych oploty!
kędzierzawej glowiny miękki włos zloty!
Gdy twoja stopa powiewna nie muska ziemi,
5360gdy cię gonimy krok w krok pląsami swemi —
osiągnęłeś cel wdzięczny, dziecię kochane,
już wszystkie serca nasze tobie oddane.
Pauza.
EUFORION
O, sarnionogi chórze płochliwy!
Do mnie! Na nowe wołam cię dziwy!
5365Wyście zwierzyną, a jam myśliwy!
CHÓR
Chcesz nas ułowić? — O, żądzy płona! —
Toćże z nas każda ciebie spragniona,
na twojej szyi splecie ramiona!
EUFORION
Przez las, dąbrowy — niech się pląs snuje!
5370łup bez mozołu mnie nie smakuje —
to, co zdobyte, jeno raduje!
HELENA I FAUST
O, lekkomyślne, młodzieńcze szały!
Któż je poskromi! — Słyszycie granie?
Poprzez doliny, dąbrowy, skały
5375huczy głos rogu! Wrzawa! Wołanie!
CHÓR
wraca grupkami; szybko
Wzgardził nami! Jedną ściga!
Pognał w gęsty las!
Wraca — wraca — kogoś dźwiga —
ach! — najdzikszą z nas.
EUFORION
wnosi młodą dziewczynę
5380Rwiesz się z rąk? — czyliż cię straszę?
Zwyciężyłem i miłuję!
Pragnę ciebie, trwożne ptaszę,
piersi twoje wycałuję —
lśnienie ócz, ust słodkie zdroje
5385po sile i woli — moje!
DZIEWCZYNA
Puść mnie! Puść mnie! W moim ciele
siły się płomienne złocą!
Wolę twoją w proch spopielę —
nie mnie, nie mnie brać przemocą!
5390Myślisz — że jestem w udręce —
myślisz — że silne twe ramię —
0! za słabe twoje ręce,
ciało twoje, wolę — złamię!
rozgorzała płomieniem
zanika w górze płonąca
5395Wzlatuj za mną pod obłoki!
Zatępuj za inną do pieczary!
Szlak wysoki — szlak głęboki —
leć za marą! Szukaj mary!
EUFORION
strąca z siebie ostatek płomieni
Skały za mną i pode mną,
5400w koło gęste, zwarte krze
[437] —
oczy moje się nie zdrzemną,
młodość we mnie kipi, wrze!
Wichry grają na mych włosach!
Szumi, huczy przypływ fali!
5405Płoną stepy na niebiosach!
Dalej, dalej, dalej, dalej!!
Pnie się po skałach coraz wyżej.
HELENA, FAUST I CHÓR
Z turni
[438] na turnię skacze jak kozica.
Groza serce przejmuje! O! zasłońmy lica!
EUFORION
Coraz wyżej, wyżej dążę!
5410Wzrok ogarnąć musi światy;
ziemię z niebem pieśnią zwiążę!
Jakże kraj tu przebogaty:
kraj Pelopsa
[439] — wyspy — morza —
woda, ląd — jedne przestworza!
CHÓR
5415Wróć do nas, w miasta i sioła,
gdzie żyjemy w szczęsnym śnieniu;
cisza, spokój dookoła
w przyrodzie i w naszym sumieniu!
Damy tobie winne grona,
5420wonne jabłka pozłociste —
wróć — wołają cię ramiona —
wróć nam chłopię, wróć świetliste!
EUFORION
Ciągle śnicie o pokoju;
śnijcie tę glorię przygasłą.
5425Wojna! Wojna w wiecznym znoju
i zwycięstwo — moje hasło!
CHÓR
Kto w czasie pokoju tęskni za wojną,
dzień ma beznadziejny, noc nieukojną.
EUFORION
Kto się w wolnym kraju rodzi,
5430wolnym, chociaż w klęskach tonie,
kto wolności tej przewodzi,
w kim odwagi ogień płonie,
kto pośród smętnych chorałów
jasną nadzieją króluje
5435i krwi swej nie pożałuje,
i nie zapiera się szałów —
ten walczącym błogosławi orężom,
a ci, którzy z nim pójdą — zwyciężą!
CHÓR
Spójrzcie! Spójrzcie! Jego droga coraz górniejsza —
5440postać jego nie maleje, nic się nie zmniejsza!
Jak w złocistym pancerzu, cały w skrach woli,
w spiżu błyskach i stali, w skrach, w aureoli.
EUFORION
Nie marne mury, nie wały!
Świadomość woli wystarcza!
5445Zamek strzelisty, wytrwały —
to pierś mężna —: mur i tarcza!
Stań w potrzebie
[440] w polu szczerem
u granic wolności, u mety —
dziecię — stań się bohaterem —
5450amazonkami
[441] — kobiety!
CHÓR
Poezjo święta — napowietrzna twoja jazda!
Z dali, z bezbrzeżnej dali — błyszczysz jako gwiazda!
Promień twej łaski w nas mierzy — a w serca ciszy
każdy twą pieśń skrzydlatą, radosną słyszy.
EUFORION
5455
LotZjawiłem się nie dziecięciem,
lecz młodzieńcem w zbroi złotej —
wolności, zwycięstwa orlęciem
uskrzydlonym ogniami tęsknoty.
Lot mój, wielka ducha sprawa,
5460lot, który się nie naniży,
a w błyskańcach coraz wyżej
mknie, gdzie słońce: sława!
Sława!!
LosHELENA I FAUST
Ledwo, synu, wszedłeś w życie
5465już się radość w smutek mieni;
w tęsknocie stanąłeś na szczycie
w obliczu zawrotnej przestrzeni.
A my z tobą patrzymy
z zapartym w piersiach tchem —
5470o, już my nic nie znaczymy!
Nasz związek był tylko snem!
EUFORION
Burze mierzwią mórz głębiny —
grzmią, a grzmotom góry wtór!
I idzie dudniący chór
5475ku granicy mglistosinej,
kędy
[442] huf się w hufy wpiera,
kędy gwałty gwałt odpiera,
kędy bój,
kędy znój,
5480kędy w oczyn śmierć zaziera.
HELENA, FAUST I CHÓR
Przerażenie! Serce kona!
Czyliż tobie śmierć znaczona?!
EUFORION
Z dali patrzeć mam? w spokoju?
Nie! — Mnie odmęt trosk i znoju!
HELENA, FAUST I CHÓR
5485Szaleństwo! — Klęską — przestworze!
Gorze ci! Gorze!
Uwolniony z ziemskich sideł,
w kołysaniu bożych skrzydeł
w przestrzeń, w światło, w wolność lecę!
Rzuca się w przestrzeń.
Unoszą go szaty na chwilę. Głowa świetliścieje. Za nim smuga światla.
CHÓR
5490Zagłada!
Światło ostawia nam w darze!
O! Biada!
Piękne chłopię runęło do nóg rodzicielskich; w zabitym dopatrują
się wszyscy rysów znajomych, lecz powłoka cielesna niebawem znika,
aureola wznosi się jak kometa ku niebu. Ostaje jeno: odzienie,
płaszcz i lira.
HELENA I FAUST
Po dniach szczęścia — boleść droga —
5495o! żałości!
GŁOS EUFORIONA
z głębi
Nie ostawiaj, matko droga,
syna w mroku, samotności!
Pauza.
CHÓR
O nie mów, nie mów, żeś jest samotny,
choć odgrodzony niewidną mgłą;
5500choć lot twój górny, lot bezpowrotny —
uczucia nasze ku tobie lgną.
Jakoż nam wytrwać w tej żalu siępie
[445]?
Z zazdrością tobie rzucamy zew,
w dni świetlistości i w dni posępie
5505moc twoja wielka, wzniosły twój śpiew.
Do szczęścia jeno byłeś stworzony,
syn zacnych ojców — twoim był świat!
Zbyt wcześnie lotny, snem zagubiony,
złamałeś wątły młodości kwiat.
5510Ziemia otwarta! Wzrok bystry, jasny!
Najlepszych kobiet miłość i żar!
Śpiew nieuczony, serdeczny, własny,
jednania uczuć wrodzony dar.
Duch tobie szeptał: „w swobodzie butnej
5515ponad praw złudę wzlatuj i leć!” —
z tobą skłócony i bałamutny
wpadłeś, bezwolny, w niewodną sieć.
Chciałeś ludzkości całe ogromy
przeniknąć w dumie, w nadmiarze sił —
5520leciałeś w błękit, słońca łakomy,
jak Ikar padłeś w przyziemny ił.
Któż byt ogarnie w żądzy zwycięskiej?
pytanie puste; losy z nas drwią!
OdrodzenieNa próżno ludzkość w strasznych dniach klęski
5525w proch kornie pada i ścieka krwią.
Lecz niech serc waszych ból nie oniemia,
zbyjcie żałości! Kwieci się glob!
Niezwyciężona, wciąż młoda ziemia,
podaje sercom pszeniczny snop.
Długa pauza.
Muzyka milknie.
HELENA
do Fausta
5530
Słusznie mówi przysłowie i mądrze bezsprzecznie,
że ani szczęście, oni piękno nie trwa wiecznie.
Zerwane więzy życia i więzy miłości!
Jedno i drugie żegnam — a ciebie w żałości
raz ostatni oplotą znużone ramiona!
5535Niechaj wraz z synem matkę przyjmie Persefona
[446].
Obejmuje Fausta,
cielesność jej znika,
szata jeno i zasłona zostają w jego rąku.
FORKIADA
do Fausta
Dzierż
[447] mocno Fauście! Chociaż zniknęło jej ciało,
jest jej odzienie; trzymaj mocno, co zostało!
Już demony gromadą nadleciały nocną —
wydrzeć pragną ci szatę! Trzymajże ją mocno.
5540Zapadła się bogini! Na wieki stracona!
Lecz boską jest jej szata i boską zasłona;
umiejże mądrze zażyć bezcennego daru,
wznieś się z jego pomocą do skał tych wiszaru,
wznieś się nad pospolitość zrzędną i skrzeczącą —
5545w eter czysty się unieś świetlisty i lekki —
dopóki nie poczujesz, że się zmysły mącą…
Spotkamy się gdzie indziej! W krainie dalekiej…
Szaty Heleny zmieniają się w obłoki.
Otaczają Fausta, unoszą go
i odpływają z nim.
FORKIADA
podnosi ubranie
Euforiona, płaszcz i lirę,
wkracza na proscenium,
unosi tę śmiertelną puściznę
[448] i mówi
Puścizna szczęśliwie ostała —
i płaszcz, i lira, i szata —
5550dusza jak płomień zetlała —
niewielka szkoda dla świata!
Wystarczy! Zdołam poswarzyć
poetów i zawiść w nich wzbudzić;
nie mój dział — talentem ich darzyć,
5555lecz mogę tą szatą łudzić.
Siada przy kolumnie na proscenium.
PANTALIS
Nuże dziewczęta! Nareszcie prysły mamidła!
Podarte wiedźmy tesalskiej upiorne sidła!
Cisza po szorstkiej niestrojnych brzmień zawierusze,
która słuch nasz raniła — co gorsza — duszę!
5560A teraz do Hadesu
[449]! Panią naszą stopy
tam właśnie w mroki niosły; chodźmyż więc w jej tropy.
Wiernych służebnic orszak towarzyszy pani;
w nieodgadłej znajdziemy królową otchłani.
CHÓR
Królowom dobrze jest wszędzie
5565nawet w hadesowej ciszy;
dostojna w jednym rzędzie
z Persefoną towarzyszy.
Lecz my zdane na przedpole,
na asfodelowej
[450] łące,
5570jak nieruchome topole,
lub jak wierzby będziemy płaczące
stały nad wód czarną topielą;
a jeśli się wargi ośmielą
słowo wyrzec — to słowo to właśnie,
5575jak pisk nietoperzy lękliwy,
jak poszum jesiennej iwy
[451]
zaszeleści żałośnie i zgaśnie.
Kto nazwiska nie zyskał w mozole,
kto nie łaknie tego, co szlachetne —
5580niech się rychło rozpłynie w żywiole!
Bezimienne, żegnajcie, bezświetne!
Ja tam idę, gdzie królowa moja;
wierną jestem, kochającą sługą;
dziś zasługa to nasza ostoja,
5585lecz największą jest wierność zasługą.
Odchodzi.
CHÓR
Światłości wrócone słonecznej
u osobowości kresu —
dzień będziem miały bezpieczny;
nie wrócimy do Hadesu.
5590Stoimy u przyrody nieśmiertelnej bramy,
przyroda żąda nas, a my jej pożądamy.
CHÓRU CZĘŚĆ PIERWSZA
My pośród harf konarowych w poszepty, w szelest, w rozdrżenie
zaklęte — pląsem wieczystym cicho żywotne strumienie
z korzeni wabimy w gałęzie — aż drzewo w liście i kwiaty
5595strojne jak drużka krakowska — swe barwy i aromaty
w owoc zamienia; już owoc dojrzewa! Rumiane gody
nęcą natychmiast radosny lud, nęcą ochotne trzody;
zewsząd zbiegają się chętni, łasi na owocobrania;
jak przed bóstwem gromada się schyla i w pas się nam kłania.
CHÓRU CZĘŚĆ DRUGA
5600My, w tle przestworzy zbłękitnionych, u turni ściany gładkiej,
cichym wiewem kołysane — mgieł i świateł czujne swatki
— gór słuchamy! — Czy dźwięk fletni, czyli
[452] orłów gniewna zwada,
czy krzyk Pana
[453] przeraźliwy — głos nasz echem odpowiada.
Gdy bór szumi — my szumimy! Grzmi — odkrzykujemy grzmotem
5605i walimy w wierchów ściany dziesięćkrotnie burzy młotem.
CHÓRU CZĘŚĆ TRZECIA
My, siostry zwinne i płoche — płyńmy w rzek lśniące przeźrocza!
wabią nas dale błękitne i olśnione gór zbocza.
Coraz warciej, coraz głębiej, w meandrycznym pląsie wody
syćmy sobą łąki, niwy i osiedla, i ogrody;
5610a topole nadwiślańskie niechaj nad brzegami rosną,
niechaj znaczą szlak, niech patrzą w żwawych nurtów grę radosną!
CHÓRU CZĘŚĆ CZWARTA
Dążcie wedle waszej woli, siostry nasze, latawice —
my krążymy zwiewnym pląsem, kędy w słońcu lśnią winnice.
Tam z dnia na dzień serca cieszy żmudna praca, trud winiarza,
5615co w pilności miłującej z niepewności wiarę stwarza;
kopie, miali, wiąże, prości, tnie, przycina wciąż, bez końca.
Modli się do wszystkich bogów — najmocniej do boga słońca.
A ladaco Bachus
[454] gnuśny mało wzrusza się trudami
sługi swego; — leży w cieniu, pogziwając się z faunami,
5620w wiecznym półśnie i zawianiu; bo już jego dba drużyna,
by w piwnicach w zacnym chłodku nie zabrakło w dzbanach wina.
Lecz bogowie nie próżnują: Helios
[455] sam się żwawo zwija,
winne grona wietrzy, rosi, złotym żarem opowija;
kędy winiarz skrzętnie baczył, plon stokrotny daje praca —
5625nich się wszczyna na dojrzeniu, każdy krzew się gnie i zzłaca.
Skrzypią kosze, dzwonią wiadra — lud się krząta, śpieszy, ładzi
[456],
zbiera grona, w znojnym trudzie znosi do ogromnej kadzi;
tam jagody ciepłe, wonne, naciepane w beczek mroczy
bezlitośnie zgniata, spienia i na miazgę mięsi, tłoczy.
5630Aż tu zewsząd brzmi muzyka, kotły, fletnie i cymbały —
już z misteriów się wyłania Dyoniza
[457] krąg wspaniały.
Idzie orszak kozłonogów, kozionóżek chybotliwy,
a pośrodku — zatkaj uszy! — kłapoucha ryk chrapliwy:
I już wszystko pomierzwione! Wstyd do kąta! W koło drepce
5635nóg i kopyt, racic rzesza; — każdy cmoka, siorbie, chłepce;
pcha się zgraja, ręce pręży, bełkotliwie woła: wina!
Czasem się ktoś opamięta — alić rychło tumult wszczyna
i na umór pije dalej, aż się zwali z nóg pijany!
Na moszcz
[458] miejsce! Na moszcz miejsce! Trza wypróżnić stare dzbany!
Zasłona spada.
Na proscenium Forkiada prostuje się, olbrzymieje, zstępuje
z koturnów, zdejmuje maskę i zasłoną, poznajemy Mefistofelesa,
jeśli potrzeba, z całą gotowością wypowie objaśniający epilog.
AKT CZWARTY
WIERCHY
Faust,
Mefistofeles,
Trzej Harnasie[459]:
Powicher,
Łapcap, Krzepkodzierż,
Zębate, zastygłe turnie, nadpływa chmura, przybija do brzegów turni,
zatrzymuje się przed występem skalnym, rozdziela się.
FAUST
zstępuje z chmury
5640Z łodzi-chmury płynącej przez szklane przestworza,
ponad dni przelot szybki, nad lądy i morza —
wstępuję na wiszary
[460] strzeliste, promienne!
Samotność u stóp moich! Przepaście bezdenne!
Obłok znika powoli, rozwichrza się, kłębi —
5645na wschód zmierza, pod słońce, ku zmodrzonej głębi.
Patrzą zdumione oczy po nieba równinie,
kędy zmienna, stukształtna chmura w dale płynie;
ta sama, a wciąż inna; — o, nie mylą oczy!
Oto się przeistacza w promiennej przeźroczy
5650w olbrzymią postać hożej niewiasty zbudzonej —
czyli to zjawa Ledy
[461], Heleny, Junony?
Majestatyczne piękno duszę moją pieści!
Lecz już znika widzenie, ginie kształt niewieści,
rozprasza się — w lodowców wsiąka srebrzystości;
5655z nagła budzi myśl wielką zagasłej przeszłości!
Wokoło mej postaci jasna mgła się snuje,
pieści i skronie głaszcze, rzeźwi i raduje;
unosi się, drży chwilę, już pręży — ku górze —
splata w czarowny obraz na czystym lazurze.
5660O! dawno nie zaznane młodości wspomnienia!
Serce się blaskiem skarbów waszych opromienia,
jutrznia na miłość wraca, słyszę skrzydeł drżenie —
owo pierwsze spotkanie, pierzchliwe spojrzenie,
co ponad lat zasobkiem, nad popiołem zgliszczy
5665pięknem duchowej mocy jako gwiazda błyszczy.
Płyniesz, urocza zjawo, w przestwór słońcem złoty
i unosisz najlepszą część mojej istoty.
Wkracza but siedmiomilowy, za nim drugi.
Zjawia się Mefistofeles,
buty oddalają się poipiesznie.
MEFISTOFELES
To się nazywa jazda! W cwał!
Lecz cóż ty tutaj robisz
5670pośród urwistych nagich skał!
Do czegóż się sposobisz?
Właściwie widok gór tych jest mi dobrze znany —
podobnie zbudowane dno piekła i ściany.
FAUST
Zawsze baśniami sypiesz jak z rękawa —
5675twa ulubiona, błazeńska zabawa.
MEFISTOFELES
poważnie
Gdy ongiś Bóg (— właściwie znam przyczyny —)
w głębie nas strącił z powietrznych przestrzeni
do środka ziemi, w skalne rozpadliny,
w stos wielkich ogni, żaru i płomieni —
5680choć nam tam było jasno niezawodnie,
to jednak w równej mierze — niewygodnie.
I wnet też diabłów natłoczona tłuszcza
kaszle i smarka, parska i popuszcza —;
całe piekło pęcznieje jak gazowa bania,
5685smród przeokropny — nie do wytrzymania!
Zważ! gdy tak diabły gęsto poczną kadzić,
toćże gaz piekło może wnet rozsadzić.
I rzeczywiście! — Ziemia drży i stęka,
skorupa się wydyma, wypręża i pęka!
5690I tak się, widzisz, przysłowie sprawdziło:
w wierchy wyrasta to, co dnem wpierw było.
Zresztą już z nauk dobrze znasz tę śpiewkę,
co to opończą lubi zwać podszewkę.
Wygrana przy nas! Zmogliśmy otchłanie —
5695w przestworach odtąd nasze panowanie.
Tajemnica to jawna, choć dobrze ukryta;
jej objawienie ludziom nieprędko zaświta.
FAUST
Góry są dla mnie nieme i wyniosłe,
nie pytam, skąd, dlaczego? — Tak; kiedy przyroda
5700wytężyła swe siły z niej samej wyrosłe,
wraz
[462] się w niej dokonała jej ziemska uroda;
roześmiały się szczyty, przepaście rozwarły,
skały ku skałom, góry ku górom się wparły,
pagórki zalesioną, szumiącą rodziną
5705schylają się łagodnie ku cichym dolinom;
wszystko rośnie i skwita w tej uciesze wiecznej,
niepewne twej teorii hucznej, niedorzecznej.
MEFISTOFELES
Tak się mówi, tak to się tłumaczy,
lecz kto obecny był — mówi inaczej.
5710A ja tam byłem, kiedy w głębi wrzało,
gdy lawa ogniem krwawiła Tatr czoła,
gdy młot Molocha
[463] skuwał skałę z skałą,
a rumowiskiem gór miotał dokoła.
Wszak obce głazy zalegają pole
5715po dziś dzień! — Któż to wytłumaczyć zdole?
filozof? — nie potrafi! — obejrzy, wymierzy —
no, skała, oczywiście! niechże sobie leży!
Doprawdy, wiedza w błędnym drepce kole!
Jedynie lud, ten wierny, gminny lud,
5720wierzy nieustępliwie, wierzy niewzruszenie;
od dawna trafił w sedno i wie, co to cud —
i przeto diabeł u nich znaczy coś, jest w cenie.
O kulach wiary idzie jaki-siaki
przez czarcie mosty na wyżne diablaki.
FAUST
5725
Bardzo pouczające! Rad słyszę wywody
szatańskie o przyczynach i celach przyrody.
MEFISTOFELES
To mnie mało obchodzi; szkoda słów i sporu!
To, że diabeł był przy tym, to mój punkt honoru.
My jesteśmy stworzeni, aby zdziałać wiele,
5730gwałt, bezrozum, zamieszki — oto nasze cele.
Lecz chcę ciebie zapytać słowami prostymi:
nic ci się nie podoba na tej naszej ziemi.
Spójrz! Stąd, gdzie wzrok nasz z góry jak orzeł polata,
widać sławę, bogactwo i królestwo świata;
5735spójrz i powiedz niesyty, niezaspokojony,
nie żywisz żadnej żądzy w sobie utajonej?
FAUST
Wielkiego czynu pragnę! Jakiego? — Zgadnij sam!
MEFISTOFELES
Odgadnę twe pragnienie i dobrą radę dam.
Tobie by osiąść trza w stolicy,
5740w ośrodku ruchu, gmatwaniny;
ciasność zaułków, szum ulicy,
stragany, rynki, krzątaniny;
tutaj cebula i kapusta,
ówdzie masarnie, szperki
[464], łój,
5745moc szynek, świńska połać tłusta —
no, jednym słowem; smród i znój.
Indziej bulwary i ogrody,
wytworność, elegancja, mody,
a dalej już — za miejską bramą,
5750przedmieścia z wielką panoramą!
Ejże! Z łoskotem i tupotem
dudnią powozy tam, z powrotem —
w mijaniu, potrącaniu, ścisku
roi się ludek jak w mrowisku.
5755Ty jedziesz wierzchem lub w karecie,
a zawsze w co najgłębszy kłąb!
Karmazyn
[465] jedzie! Patrzaj świecie.
w tysiącznym rozdziawieniu gąb!
FAUST
Nie! Tego nie chcę! Zważ wyniki:
5760cieszymy się, naród się mnoży,
no i odżywia się niezgorzej
i na naukę nawet łoży —
cóż w rezultacie?: buntowszczyki
[466]!
MEFISTOFELES
Potem byś zamek zbudował wspaniały
5765w miejscu uroczym i pełnym pogody;
las, wzgórze, łąki wraz by się zmieniały
na twe rozkazy w cudowne ogrody;
w prawo i w lewo ściana zielenieje,
wpodłuż się wężą drogi i aleje;
5770rabaty w słońcu, świątynie dumania,
które dąb stary lub lipa osłania;
wodotryski, kaskady, fontanny strzeliste,
chłodne groty, ruiny sztuczne, uroczyste;
wszystko niby poważne — aliści w istocie
5775syczy, pieni się, szemrze w figlarnej pustocie.
Potem, by dam uroczych zacne uczcić wdzięki —
wygodne i zaciszne stawić trza chateńki,
w których najmiłościwszych udzielasz posłuchań
poufnych, wśród miłostek i pieszczot, i gruchań.
5780Mówię: „dla dam” — nie lapsus
[467]! — bo widzisz, mój drogi,
piękno rozumiem zawsze tylko w liczbie mnogiej.
FAUST
Marną, choć modną sprawę waść zachwala;
Faust nie przedzierżgnie się w Sardanapala
[468]!
MEFISTOFELES
Czegóż więc pragniesz, mężu zagadkowy?
5785Czegoś, co pełne odważnej wielkości?!
Bliskoś snadź
[469] krążył sfery księżycowej,
przeto śnią ci się księżycowe włości.
Na wielkie czyny sterczą przecie
naszego globu widnokręgi,
5790by dziełem wzbudzić podziw w świecie,
dość mam odwagi i potęgi.
MEFISTOFELES
Więc sławy pragniesz? — o to chodzi!
Znać! — śród heroin żył dobrodziej!
FAUST
Władzę zdobędę i posiędę włości!
5795Czyn jest z potęgi, a sława z próżności.
MEFISTOFELES
Pochopnie mówisz! — Usłużni poeci
imię twe wsławią na wiele stuleci —
tak głupstwo twoje dalsze głupstwa wznieci.
FAUST
Spraw tych nie pojmiesz! Cóż twoja istota
5800wstrętna, obleśna i zła pojąć może —
ku czemu zmierza człowiecza tęsknota,
jaka w człowieku żądza czynów gorze?!
MEFISTOFELES
A niechże będzie wedle woli twojej!
Jakaż to mrzonka ciebie niepokoi?
5805Ujrzałem oceanu odmęty wzburzone,
piętrzyły się wysoko, ponuro zwieżone —
cofały się i rozpęd biorąc z głębi leża
runęły na piaszczyste podole wybrzeża.
Patrzałem z gniewem. — Było to jak rozpasanie,
5810co ducha wolność, jego praw poszanowanie
łowi w sieć namiętności i krew w żyłach burzy,
zamieszaniem uczucia rozstraja i nuży.
Myślałem: to przypadek! — Lecz fale z łoskotem
przelewając się w morze wróciły z powrotem;
5815dopięły celu! Z dumą zakończyły wojnę,
by po czasie znów napaść na brzegi spokojne.
MEFISTOFELES
do widzów
Jeśli do powiedzenia nie masz mi nic więcej —
to stare dzieje! Znam je od lat stu tysięcy.
FAUST
w dalszym ciągu, gwałtownie
Morze czai się, cofa, z stu stron się odradza;
5820niepłodne, stokroć gorszą niepłodność sprowadza;
wzbiera, rośnie, grzmi, dudni; powodzią zgnilizny
zalewa szmat pustyni obmierzłej, bezżyznej.
Nabrzmiałe siłą fale rzygają z czeluści!
Wracają! — Było pusto, teraz jeszcze puściej!
5825Wysiłek bezcelowy; żywioł niespętany!
poczułem w sercu rozpacz i strach mi nie znany,
a duch mi nakazywał wskrzesić w sobie męstwo,
wziąć się z morzem za bary i odnieść zwycięstwo!
I tak też chcę uczynić! Wszak siła powodzi
5830każde wzgórze omija, lękliwie obchodzi;
choćby się rozszalała zalewu podnietą,
małe wagórze zakłada protest! mówi:
veto[470]!
Wielkie głębie wołają — i wraca w posłuchu.
Tedy takie powziąłem ważne plany w duchu: —
5835oby dożyć pociechy, by ląd ten odrodzić,
butne morze od brzegu na zawsze odgrodzić;
na rozhukaną bestię nałożyć kaganiec,
pchnąć ją w głąb, poza brzegi, poza trwały szaniec.
Punkt po punkcie plan cały rozważnie i śmiele,
5840ułożyłem; pomocy żądam twej w tym dziele.
Werbel bębnów. Pobudka wojenna w dali poza widzami od strony
prawej.
MEFISTOFELES
To sprawa łatwa! — Słyszysz? pobudka
[471] niestrojna.
FAUST
Mądrego mierzi
[472] to! Więc znowu wojna?!
MEFISTOFELES
Wojna czy pokój — w tym rozum człowieczy,
by korzyść umieć ciągnąć z każdej rzeczy;
5845spryt w oka mgnieniu korzyść sobie stwarza,
a więc do czynu, Fauście, sposobność się zdarza.
FAUST
Jakieś krętactwo nowe w myślach twych się rodzi;
dość już mam tego! Powiedz jasno, o co chodzi?
MEFISTOFELES
Powiem! W mej co dopiero odbytej podróży
5850spostrzegłem, że nasz cesarz w trosce żyje dużej.
Znasz cesarza! Otóż to! Od onejże chwili,
gdyśmy go szychem
[473] bogactw ułudnych bawili,
zdało mu się, że ziemię z krasą i urodą
może kupić; — cóż? nie dziw! Na tron wstąpił młodo,
5855więc fałszywie wnioskuje, sądzić raczy mylnie,
że może być, przypuszcza i pragnie usilnie,
wierzy, że wtedy życie w pełnym zalśni czarze,
gdy władza z używaniem w zgodnej pójdzie parze.
Myli się oczywiście; komu dana władza,
5860w panowaniu swe szczęście winien mieć jedynie;
wola dumna mu myśli i czucia rozsadza,
lecz przed nikim swych skrytych planów nie rozwinie;
najzaufańszym tylko rozkaz szeptem daje —
rozkaz już wypełniony! Świat przed cudem staje!
5865Moc jego zawsze szczytem samotnym być winna,
a droga używania jest wspólna i gminna.
MEFISTOFELES
Lecz w każdym razie cesarz używał! Jak jeszcze!
Tymczasem w kraju wzrosły zamieszki złowieszcze;
tak i siak, w lewo, w prawo, wszystko się kłębiło,
5870uciekało przed sobą, swarzyło się, biło;
zamek przeciw zamkowi, przeciw grodom grody,
cechy
[474] z szlachtą o lepsze szły z sobą zawody —
i biskup z kapitułą
[475] z gminą w walce srogiej;
jak kraj długi, szeroki, same tylko wrogi.
5875W kościołach krew się lała, a przed grodzkim murem,
jakie się mordy działy, nie opiszesz piórem.
W ludziach wzrasta odwaga; żyć znaczy się bronić!
Tak oto sprawy stoją; cóż, szkoda słów trwonić.
FAUST
Sprawy stoją, chwieją się, padają, znów wstają,
5880aż runą w siebie zbitą, pokłębioną zgrają.
MEFISTOFELES
Nikt się zbytnio nie kwapił
[476] do spraw tych uleczeń,
każdy w pożarze rewolt swą chciał upiec pieczeń.
Najmniejszy się nadymał! Zaczęło być głupio —
więc się co najznaczniejsi zrzeszają i kupią
5885i społem uradzają, że przyczyną złego
jest cesarz niedołężny! — Wybierać nowego!
Niech spokój zaprowadzi, zło zwaśnione leczy,
niech broni swych poddanych, własność zabezpieczy,
niech nowy zasiew wzrośnie na wczorajszej niwie,
5890niechaj włada rząd nowy składnie, sprawiedliwie.
FAUST
Czuć w tym księżą robotę.
MEFISTOFELES
Juścić że rozruchy
prowadzące do ładu bezpieczyły brzuchy;
księża udział przyrzekli znaczny, oczywiście,
5895i pobłogosławili rokosz
[477] uroczyście,
a nasz cesarz, co przez nas tyle miał radości,
w ostatniej walce siebie ratuje i włości.
FAUST
Żal mi go szczerze! Dobry był i nie ladaco.
MEFISTOFELES
Chodź! Sprawdzimy! Niech żywi nadziei nie tracą,
5900Wyzwólmy go z opresji i wielkich frasunków
[478];
jeden ratunek tyle wart co sto ratunków.
Kto wie, jak kości padną? — Gdy się zło przewali,
ze zmianą szczęsną losu odzyska wasali.
Zstępują na niższy szczyt, skąd widać pozycje wojsk u dolinie.
Odgłos bębnów i muzyki wojennej wzmaga się.
MEFISTOFELES
Pozycja, widzę, dobra; byle jeno męstwo.
5905Spieszmy z sukursem
[479], Fauście, przeważym zwycięstwo.
FAUST
Czegóż się tutaj spodziewać mam?
Czarcie mamidła! Złuda! Kłam!
MEFISTOFELES
Fortelów
[480] dla wygranej rzecz godziwa zażyć,
racz to w związku z swym celem dokładnie rozważyć;
5910gdy przy naszej pomocy cesarz tron odzyska,
ty w lennie
[481] odeń weźmiesz pomorskie piaszczyska.
FAUST
Tyle już dokazałeś, więc liczę na ciebie;
odnieś i dziś zwycięstwo walne
[482] w tej potrzebie
[483].
MEFISTOFELES
Nie! Ty zwyciężysz i ty weźmiesz sławę,
5915w twych rękach widzieć pragnę hetmańską buławę.
FAUST
Nie mnie, Mefiście, stawać pod buńczukiem
[484],
jestem w rzemiośle rycerskiem nieukiem.
MEFISTOFELES
Nad tym niechaj sztab się głowi,
hetman będzie od parady;
5920lecz ludzie muszą przyjść nowi,
przetom powołał do rady
pierwotnych mieszkańców gór,
chłop w chłopa walny jak tur.
FAUST
Cóż to, powiedz, za postacie zbrojne?
5925zwerbowałeś zbójników na wojnę?
MEFISTOFELES
Nie zbójnicy z jasełek ni szopki,
ale butne i wdałe
[485] parobki.
Wchodzi trzech Harnasiów
[486].
MEFISTOFELES
Idą już moje chłopaki,
niejednakie, różnolatki,
5930różne zbroje i szyszaki;
z nimi szlak do zwycięstw gładki.
do widzów
Dziś w żołnierza każde dziecię
bawi, stroi się z radością;
5935więc choć to alegorie — przecie
przypadną do gustu waszmościom.
POWICHER
młodzik, lekkozbrojny u pstrych szatach
Gdy mi kto koso
[487] spojrzy w oczy,
zaraz mu pięścią mordę skuję,
aż się psiajucha krwią zabroczy,
5940rad, jeśli kości porachuje.
ŁAPCAP
w wieku średnim, zbrojny porządnie, w bogatych szatach
Diabła są warte burdy głupie
i czasu szkoda mówić o tym;
ja tam, gdzie mogę, tęgo łupię,
a wszystko inne przyjdzie potem.
KRZEPKODZIERŻ
obstarny
[488], zbrojny walnie, bez odzienia
5945Tak robić też się nie opłaci;
łacno się wielkie mienie straci,
gdy się nie żyje w statku, w mierze;
dobrze jest brać, lecz trzymać lepiej;
jeno gdy cię rozwaga krzepi,
5950nikt ci ni grosza nie odbierze.
Wszyscy razem zstępują w dół.
NA STOKU GÓR
Faust,
Mefistofeles,
Cesarz,
Hetman,
Posłowie
Heroldowie,
Trabanci,
Powicher,
Łapcap,
Krzepkodzierz,
Markietanka[489] Doworka.
Z głębi odgłos bębnów i muzyki wojennej.
Ustawiają namiot cesarski.
HETMAN
Pomysł był dobry, mniemam, doskonały,
że w tej dolinie obraliśmy leże,
choć nieco ciasne dla wojsk armii całej;
zwycięstwo przy nas! Bezwzględnie w to wierzę.
CESARZ
5955
Niewczesna
[490] wszelka byłaby dziś sprzeczka;
trapi mnie odwrót, bądź co bądź — ucieczka.
HETMAN
Sądzę, każdy strategik
[491] uzyskałby sławę
z pozycji, w jakiej stoi nasze skrzydło prawe;
spójrz, najjaśniejszy panie, niezbyt strome wzgórze,
5960lecz i niezbyt dostępne; dla nas szanse duże,
dla wroga jak najgorsze! Na pagórków tamie
konnica przeciwnika w pół szarży się złamie.
CESARZ
Wybór miejsca pochwalam; obaczym, o ile
odwaga zmieni przesmyk ten na Termopile
[492].
HETMAN
5965Tu na halach i łąkach obaczysz swych wiernych,
idących towarzyszy do boju, pancernych.
Poprzez modrość mgły rannej błyskają kopije,
wspaniały szyk wojenny snuje się i wije!
Odwaga kipi w piersiach! Postawa ich sroga,
5970wierę, natarcie gromkie z nóg powali wroga.
CESARZ
Dawno już nie widziałem tak mężnej postawy!
Męstwo podwaja pułki, prowadzi do sławy!
HETMAN
O lewym skrzydle raport będzie zwięzły —:
wojsko zajęło dróg skalistych węzły;
5975ukryte w rozpadlinach pobok miedz i perci
[493]
jest zwiastunem niechybnym nieprzyjaciół śmierci.
CESARZ
Więc idą sprzysiężeni fałszywi krewniacy,
stryjowie i wujowie, bracia leda jacy;
z dnia na dzień bezczelniejsi, coraz bardziej butni,
5980cześć tronowi, moc władzy rabowali w kłótni,
a potem powaśnieni kraj sponiewierali,
aż już w jawnym rokoszu przeciw mnie powstali.
Tłum raz na tamtą stronę, raz na tę przechodzi,
aż wreszcie runął nurtem wezbranej powodzi.
HETMAN
5985
Wraca posłaniec wierny wysłany na zwiady,
spiesznie z gór schodzi, z gniazda wrogiej zdrady.
POSEŁ PIERWSZY
Dosyć nam się poszczęściło
w tym niebezpiecznym dziele;
podstępem szliśmy, to siłą —
5990lecz dobrych wieści niewiele.
Wielu ci hołdowniczą
stwierdza swą wierność przysięgą —
wierni, lecz bardzo się liczą
z wzburzeniem i ludu potęgą.
CESARZ
5995Dla samosobków korzyść znaczy i zapłata;
samolub czcią, wdzięcznością, wiernością pomiata.
Niebaczni! Czas się pełni! Kres ma wszelka zdrada,
spłoniecie wspólnym ogniem w pożodze sąsiada.
HETMAN
Drugi wysłannik wraca powoli, nieśmiele;
6000znużony, widać, mocno — drży na całym ciele.
POSEŁ DRUGI
Najpierw ujrzeliśmy, panie,
zamieszania i bezprawia,
aż tu nagle, niespodzianie —
samozwaniec się pojawia.
6005Nazbiegało się też wiary
na ten hejnał zakłamany —
pod samozwańcze sztandary
tłumy walą jak barany.
CESARZ
Ten uzurpator w samą porę się nadarza,
6010czuję swe posłannictwo i godność cesarza.
Jako żołnierz przywdziałem rynsztunek rycerski,
teraz pragnę, by zalśnił w glorii bohaterskiej!
Wśród festów
[494] dworskich, zabaw feerii bajecznej,
czułem głód niebezpieczeństw, walk niedosyt wieczny;
6015gonitwa do pierścienia wam zręcznym wystarcza,
mnie lśnił się miecz ognisty i płomienna tarcza.
Gdyby nie wasze rady, gry pacyfistyczne,
byłbym was wiódł w zwycięstwa wspaniałe i liczne.
Raz jeden wolnej woli słyszałem wołania,
6020gdym się ujrzał w królestwie ogni i błyskania;
waliły we mnie groźne roziskrzone głownie
— tak, to było mamidło
[495]! Wielkie niewymownie!
Sławy! Sławy! Zwycięstwa szum skrzydeł polata —
dziś trza mi powetować
[496] zmarnowane lata!
Tu następuje odprawa heroldów z wypowiedzeniem bitwy uzurpatorowi. Wchodzi Faust z zapuszczoną do połowy przyłbicą, z nim
Harnasie w znanych nam strojach.
FAUST
6025Nie wołani stajemy, panie, przy twym tronie,
hart, przezorność niesiemy ku twojej obronie.
Wiesz o tym, że górale są wtajemniczeni
w hieroglify przyrody i w mowę kamieni.
Duchy, co opuściły już dawno równiny,
6030pokochały, jak nigdy, wyniosłe wyżyny;
tam, kędy ich bezdroży wielka cichość broni
pracują w metalicznej zacnych gazów woni;
budują, dzielą, łączą — na tym trawią życie,
jedynym pożądaniem ich: nowe odkrycie.
6035Palce ich delikatne; w ducha majestacie
kształtują przeźroczyste, natchnione postacie;
potem w krysztale, w głębi wiecznego milczenia
widzą rozmaite ziemi dzieje i zdarzenia.
CESARZ
Słyszałem; wiarę budzą we mnie twoje słowa,
6040lecz ku czemu, rycerzu, zmierza twoja mowa?
FAUST
Sabińczyk, nekromanta
[497] z Norcji
[498], wzór wierności,
zaznał, jak, panie, pomnisz, wielu przeciwności.
Los straszliwy! Na męki ogniowe skazany,
wszedł na stos! Żarem iskier syczących owiany
6045już gorzał pośród bierwion, szczap płomiennych smołą,
wałem żywego ognia spiętrzonych wokoło.
Ani Bóg, ani szatan, złe, ni dobre duchy
zratować go nie mogły! — Tyś strzaskał łańcuchy!
To było w Rzymie. Żyw jest!! Odtąd wdzięczność jego
6050nie gaśnie; myśli wierne kroków twoich strzegą.
Nie pamięta o sobie od onej godziny —
dla ciebie jeno gwiazdy bada i głębiny;
on, Sabińczyk, nam kazał nieść tobie pomoce,
6055tu natura swobodna w potędze swej działa
w czym tylko czary widzi tępa popów pała.
CESARZ
W dnie radosne, gdy mamy pełno gości wkoło,
co przychodzą weseli, by użyć wesoło,
cieszy nas każdy przybysz, co w gwary i szumy
6060wchodzi i rozpycha się, i powiększa tłumy.
Lecz ponad wszystko szczerą witany podzięką
ten, co przychodzi do nas z wyciągniętą ręką
i pomoc ofiaruje o rannej godzinie
dnia wielce niepewnego — czym będzie? jak minie?
6065Dziś właśnie nadszedł taki dzień; niech w dłoni waszej
nie błyska gniewem brzeszczot ostrzonych pałaszy,
uczcijcie chwilę ważną, w której tłum się kłóci,
czy ze mną pójdzie, czy broń przeciwko mnie zwróci.
Człowiek jest zawsze sam! Kto tron swój i koronę
6070chce zabezpieczyć — w sobie jeno ma obronę.
Niechajże samozwaniec, co przeciw nam staje,
władcę kraju, cesarza szalbierczo udaje
i wojsku marszałkuje, lennikami władnie —
przeze mnie pokonany z mojej ręki padnie!
FAUST
6075Cokolwiek by rzeczono — aby sprawy ważnej
dokonać — trzeba, abyś, panie, był rozważny.
Czyliż hełmu nie zdobi piór szata wpaniała?
on jest męstwa obrazem, jak głowa dla ciała;
i cóż członki
[499] bez głowy? cóż sobie poradzą?
6080z nią żyją, z nią zmierają, pod jej żyją władzą.
Głowa ranna — one zranione też mdleją,
a gdy głowa zdrowieje, i członki zdrowieją;
już się też ramię kwapi
[500] ku mężnej obronie,
podnosi tarczę, chroni przed razami skronie;
6085już też i miecz posłuszny na woli rozkazy,
zadaje nieuchronne i paruje razy,
dzieląc szczęście z członkami, pełna mocy noga,
depce kark pokonany nieszczęsnego wroga.
CESARZ
Gniew mój pustych na wroga nie rzuca pogróżek;
6090uczynię dla stóp moich z dumnych łbów podnóżek!
HEROLDOWIE
wracają
Ani sławy, ni uznania
nie zaznaliśmy! — Zuchwali —
nasze śmiałe, krewkie słowa
salwą śmiechu przywitali:
6095„Diabli wzięli już cesarza
wraz z jego świtą niesławną —
jeno echo baśń powtarza:
był cesarz? — był, ale dawno!”
FAUST
Pragnienie najmężniejszych spełnia się! — W obronie
6100majestatu stajemy wiernie po twej stronie.
Wróg idzie! Twoje wojska oczekują znaku!
Moment sprzyja! Każ trąbić hejnał do ataku!
CESARZ
Prym
[501] w tej sprawie ma hetman! Żołnierz zawołany!
do Hetmana
6105W twoim ręku komenda! Rozwiń wielkie plany!
HETMAN
Żołnierze! Prawe skrzydło wyruszy do boju!
Wróg lewym następuje! Nim zajmie szczyt w znoju —
żołnierze! śmiałą szarżą z młodym ducha męstwem
natrzecie nań i walkę zwieńczycie zwycięstwem!
FAUST
6110Pozwól, hetmanie, aby ten bohater młody,
co rwie się niecierpliwie w zwycięskie zawody —
stanął w twoich szeregach: właśnie skrzydło prawe
w bój rusza, niechaj idzie i pozyska sławę.
Wskazuje na stojącego po prawicy.
POWICHER
wystąpił
Kto mi tam ino
[502] spojrzy w oozy,
6115jak go nie lunę w mordę ręką —
ani nie piśnie, krwią się zbroczy,
ze zharataną padnie szczęką.
A kto się grzbietem do mnie zwróci
przez łeb uwalę, szyję, krzyże —
6120już się ta nigdy nie ocuci,
ani się z ran tych nie wyliże.
Tak środkiem pójdę czyniąc rum
[503],
a za mną wojska twego tłum —!
Wróg się powali w zawierusze,
6125we własnej, psiamać, skona jusze
[504].
Wychodzi.
HETMAN
Kolumna wojsk środkowa niech cicho wyrusza
i spotkanego wroga do ucieczki zmusza.
Spójrzcie na prawo! Bój wre niesłychany,
natarcie pomieszało nieprzyjaciół plany.
FAUST
wskazuje na pośrodku stojącego
6130
Niechaj ten rączy zbyt długo nie czeka —
porwie za sobą wojska jak wzburzona rzeka!
ŁAPCAP
występuje
Niech prócz zwycięstwa wojska z tym się liczą,
że trza się sutą obłowić zdobyczą;
niech nie przepomną
[505] pośród bitwy tańca,
6135że celem głównym dla nas: namiot samozwańca.
Nie będzie on się długo rozpierał i śmiele —
żołnierze! Hura! Za mną! Ja kroczę na czele!
MARKIETANKA DOWORKA
mizdrzy
[506] się do niego
Chociaż nie jestem tobie żona,
alem ci sercem poślubiona;
6140ach! baba strasznie jest łapczywa —
w sadzie owoce chybko zrywa!
Nic ją nie wstrzyma, nie wystrasza —
w zwycięstwo! Wolność! Dobra nasza!
Wychodzą oboje.
HETMAN
Na lewą flankę
[507] wróg prawą naciera —
6145tak, jak mówiłem; wszystkie siły wpiera.
Pozycja nasza świetna — atak bezowocny;
przesmyk zajęli nasi, są w przewadze mocnej.
FAUST
wskazuje na stojącego po lewicy
Pozwól, panie, w bój ruszyć tej postaci męskiej —
wzmocni mocnych i moment przyspieszy zwycięski.
KRZEPKODZIERŻ
występuje
6150O lewe skrzydło nie ma strachu, panie,
tam, gdzie ja jestem, pewne posiadanie;
wiekiem swym i zaletą właśnie tą się szczycę,
że sam diabeł nie wydrze, co raz w garść pochwycę.
Wychodzi.
MEFISTOFELES
schodzi z góry
Spójrzcie jak w całej przestrzeni,
6155w każdym manowcu, szczelinie,
zbroja srebrzyście się mieni!
Gdy huf się podźwignie, rozwinie
swe szyki bojowe wśród gór —
z hełmów, karacen
[508] powstanie
6160zwycięski za nami mur.
cicho do wtajemniczonych słuchaczy
Tam w arsenałach tak stali
przy ścianach w niejednej sali,
6165zbrojno i pieszo, i konno,
i śnili swą chwałę pozgonną,
jakoby nigdy nie zmarli —
tak się w swych zbrojach rozparli —;
mara zakuta przy marze:
6170rycerze, królowie, cesarze.
Jak cień za nimi się wlecze
wyśnione ich snem średniowiecze.
I cóż? — Ożywiam, inaczę
te puste domki ślimacze
6175i żenię diabłów z żelazem —
lecz efekt będzie tym razem!
głośno
Słyszycie, jak się z sobą wadzą strachy?
Chrzęszczą, szczekocą potrącane blachy!
6180Łopocą strzępy chorągwi gorliwie
na wietrze rześkim, gniewnie, niecierpliwie.
Zważcie, lud stary i siarczyście zbrojny
rwie się na boje nowe i na wojny!
Z gór przeraźliwe dźwięki puzonów.
W szeregach nieprzyjacielskich wyraźne zamieszanie.
FAUST
Cały widnokrąg w mroku tonie,
6185a tu i tam rozbłyska, płonie
czerwonych ogni wrogi rój;
w pomroce krwawe błyszczą miecze;
las, skały, ziemia i powietrze —
już całe niebo rusza w bój!
MEFISTOFELES
6190
Na prawej flance mocno! świetnie!
Słusznieś młodzieńca tego chwalił;
harnaś Powicher kropi setnie,
jakby w boisko
[509] cepem walił.
CESARZ
Zrazu widziałem jedno ramię,
6195teraz rąk tuzin wroga łamie;
jakaś tam siła rządzi zła.
FAUST
W skwarnej Sycylii ileż razy
jawią się złudne w mgle obrazy,
rozchwiane w pełnym świetle dnia;
6200wzniesione ku niebieskiej błoni,
skąpane w egzotycznej woni —
dziwne, drgające kryślą tła:
urocze miasta, lasy, wody
i kołyszące się ogrody
6205maluje w słońcu zwiewna mgła.
CESARZ
Lecz dziw! Lecz dziw! po naszej stronie
las włóczni światłem gromnic płonie —
palą się ostrza naszych dzid —
i sarabandą
[510] opętańczą
6210na kopiach żywe ognie tańczą!
Czy to mamidło, senny zwid?
FAUST
Są to, o panie, dawne ślady
przeszłości zagubionej, bladej,
gdy Dioskurów blask
[511] się tlił;
6215płomień, na który przysięgali
żeglarze przy wzburzonej fali —
ostatek tu dobywa sił.
CESARZ
Lecz czyjeż to sprawiły czary,
że nam przyroda swoje dary,
6220swój najcenniejszy zsyła dział?
MEFISTOFELES
Czyjeżby? — Sabińskiego mistrza!
On pomoc swą przyjazną ziszcza
i gromi wroga w ogniu strzał.
Wzburzony wrogów nawałnością,
6225ratować przyszedł cię z wdzięcznością —
choćby sam marnie zginąć miał.
CESARZ
Tak mnie tam wtedy wiedli z pompą i w splendorze;
zapragnąłem spróbować — co też władza może —
niewiele myśląc — bez krzyku, patosu —
6230wyrwałem starca z płonącego stosu.
Klerowi nie w smak był mój czyn; chciałem, zrobiłem;
łaski jego z powrotem nigdy nie zdobyłem.
Pamięć krzepkiego czynu starość mą umila,
miałażby wydać owoc owa dawna chwila?
FAUST
6235Z lichwą
[512] wraca się czyn z serca poczęty.
Lecz spójrz! — Nad tobą w chmurze słońcem uśmiechniętej
dostrzegam znak przedziwny, obraz wróżby rzadkiej —
uważaj! — może rozwiązanie poda nam zagadki.
CESARZ
Orzeł strwożony leci, zatacza kolisko,
6240za nim gryf rozjuszony! Naciera nań blisko.
FAUST
Wierzę, że wróżba zagadkę wyjaśni,
Gryf jest zwierzęciem urodzonym w baśni,
czyż może taka nierealna postać
we walce orłu prawdziwemu sprostać?
CESARZ
6245O już się zwarli pośród chmur!
Srożą się dzioby, prężą szpony
do uderzenia i obrony —
walczą w zawiei krwawych piór.
FAUST
Gryf słania się jakby przed zgonem,
6250zmierzwiony, skrzydła zmięte składa
i z podwiniętym lwim ogonem
pobity w skalne złomy pada.
CESARZ
Zdumiony, pragnę dopatrzyć się treści,
oby się stało tak, jak wróżba wieści!
MEFISTOFELES
ku prawej stronie
6255Ależ nasi kropią żwawo,
— to się zowie krzepka rzesza;
wróg już całą flanką prawą
cofa się i szyki miesza —
w swoje skrzydło lewe wpiera.
6260W miejsce słabe nasi duchem
[513]
lecą! — burza wre i wzbiera!
Walą po łbach jak obuchem!
W błyskawicowym rozpędzie
jak dwie rozjuszone fale
6265runęły wojska rząd w rzędzie —
co za wściekłość! Co za męstwo!
Bitwa rozgrana wspaniale!
Po naszej stronie zwycięstwo!
CESARZ
ku stronie lewej do Fausta
Spójrz! Po lewej coraz gorzej,
6270wojska nasze jakby w matni
w dół zstępują; coś ich trwoży —
z turni zeszli już ostatniej;
zaprzestali walki — w dali
nagłe wrogów głośne krzyki,
6275pewnie wąwóz sforsowali!
Oto marnych sztuk wyniki!
Na to grzeszne czarnoksięstwo,
aby odniósł wróg zwycięstwo?!
Pauza.
OmenMEFISTOFELES
Już lecą moje kruki czarne,
6280przeczuwam wieści z boju marne,
obawiam się, że z nami źle.
CESARZ
Cóż ptaki te zjawione nagle?
Kierują ku nam krucze żagle,
któż je z kurzawy bitwy śle?
MEFISTOFELES
do kruków
6285Usiądźcie blisko mego ucha;
nie zginie, kto was wiernie słucha —
dziś wasza rada przyda się.
FAUST
do Cesarza
Gołębie znasz, cesarska mości,
co to i z najdalszych nawet włości
6290wracają, gdzie ojczysty próg.
Dobra z nich poczta w czas pokoju,
wytrwałe i nie szczędzą znoju —
lecz w czasie wojny lepszy kruk.
MEFISTOFELES
Jak przeczuwałem — złe posłanie,
6295w cesarskiej armii zamieszanie,
lęk ją przy skałach zmógł.
Wierchy zdobyte, los się zmienia…
To byłby orzech do zgryzienia,
gdyby i przesmyk zajął wróg.
CESARZ
6300Okpiliście mnie w rezultacie,
cesarza we więcierzu
[514] macie —
grozą przejmuje wasza sieć.
MEFISTOFELES
Jeszcze zwycięstwo możem mieć!
Głowa do góry!
Sursum corda![515]
6305Przy końcu walki dzierż się korda
[516].
Poselska moja czeka brać;
rozkaż! bym też mógł rozkaz dać!
HETMAN
nadszedł w czasie tych słów
Gdyś wszedł w stosunki bliskie z tymi szalbierzami
[517],
miałem kiepskie przeczucie; wszakże to, co mami,
6310trwałym szczęściem nie darzy; w ciągłej trosce żyłem;
co teraz? Nie wiem! Radźcie; ja swoje zrobiłem.
Niechaj ci dalej wiodą swe dzieło nieprawe!
ja w twoje ręce składam hetmańską buławę.
CESARZ
Zachowaj ją na lepsze, sposobne godziny,
6315może się szczęście jeszcze raz pokuma z nami;
mierzi mnie wstrętna zjawa tej groźnej widminy
i te jego konszachty poufne z krukami.
do Mefistofelesa
Nie mogę tobie buławy dać,
6320godniejszy ją posiędzie.
Rozkazuj teraz, ratuj, radź!
Co może być, niech będzie.
Wchodzi z Hetmanem do namiotu.
MEFISTOFELES
Niechże go strzeże marne godło!
Nam by się z tym niedobrze wiodło,
6325dostrzegłem na nim krzyża znak.
FAUST
MEFISTOFELES
Już zrobione! —
Pomoże nam ten kruczy ptak.
Dalejże, czarne kmotry! Bierzcież nas w obronę!
6330Dalejże nad jezioro! Na służbę i czyny —
proście o złudność nurtów faliste Undyny
[518];
znanym niewieścim kunsztem sprawnie im się uda
rozdzielić od istoty pozorów przyczyny,
tak, iż każdy by przysiągł, że to fakt, nie złuda.
Pauza.
FAUST
6335Do pięknych panien nasze kruki
dobrały się przez pochlebstw sztuki;
oto już słyszę szmer strumienia —
ze suchych grani, z skał urwiska,
żywotne, lśniące źródło tryska!
6340Zwycięstwo w klęskę się przemienia.
MEFISTOFELES
Tego nam trzeba było! Zmiana w oka mgnieniu!
U śmiałych taterników dusza na ramieniu.
FAUST
Strumień się zmienia w sto strumieni;
z rozpadlin lśni się, iskrzy, mieni —
6345zdwojonym pędem wsparł się łukiem,
spieniony z szumem, grzmotem, hukiem,
już stawem zlustrzył się w kotlinie
i mknie w kaskadach ku dolinie.
Wrogów szeregi jak wiór, śmiecie,
6350wzburzona fala zmyje, zmiecie;
w skały nawrotem strumień kuje —
aż mnie samego lęk przejmuje.
MEFISTOFELES
Mnie wzroku złuda wód nie mroczy,
lecz łacno
[519] ludzkie okpić oczy;
6355czarowne bawi mnie zdarzenie.
W dół pędzą zbitą, trwożną zgrają
i zdaje im się, że pływają —
lęk przed stonięciem tak ich żenie,
a przecież sucho, twardo wszędzie;
6360teraz już z nimi krucho będzie.
Kruki wracają.
Przed wielkim mistrzem chwała was nie minie;
Alić same mistrzostwo swe okażcie w czynie:
Ogieńlećcie raźno do kuźni, gdzie górskie podciepki
[520]
6365w zawiei iskier żywot wiodą krzepki,
gdzie ciągłe kucia, tupoty i stuki.
Z mańki ich zażyć
[521] trza, pleść banialuki
[522],
aż was lud karli tym ogniem obdarzy,
co to płonie i pryska, iskrzy się i żarzy.
6370Tego nam trzeba. Wprawdzie błyskawice lśniące
na widnokręgu, nocą gwiazdy spadające,
to w lipcu rzecz zwyczajna; ale w krzach i w lesie
wynaglone błyskania zuchwałe i biesie,
ale gwiazda, co syczy na mokradłach mrąca —
6375to sprawa diablo rzadka i niepokojąca.
To musicie uzyskać; bez zwlekań, od razu;
próbujcie najpierw prośby, a potem rozkazu.
Kruki odlatują.
Dzieje się wedle słów Mefistofelesa.
Na wrogów już całunem gęste padły mroki;
6380po omacku się snują, lęk spętał ich kroki;
błędne ognie ich mamią; — błysk oślepiający!
Wspaniale! Byle nieco muzyki trwożącej.
Rynsztunek, oniemiały w muzealnym grobie,
ożył na świeżym wietrze i stężył się w sobie;
6385chrzęści, rzęzi, charkocze, podzwania jak żywy;
dźwięk przedziwny, cudaczny, straszliwie fałszywy.
MEFISTOFELES
Świetnie! Już na nic prośby, groźby —
drży ziemia od rycerskiej kośby,
jak to za dawnych, dobrych lat;
6390ożyła świetna zbroic krasa,
tamci do lasa, ci do sasa —
na swego brata dybie brat.
Klątwą dziedzictwa powołani,
zażarci i nieprzejednani,
6395antagoniści walczą wieczni!
Doprawdy, niech cię piorun trzaśnie,
nienawiść stronnictw, partii waśnie —
w zgubę prowadzą najskuteczniej.
Wre walka! Huk się w turnie niesie,
6400harmider wstrętny, wycia biesie
[523],
okropna jatka, rzeź sobacza!
Więc dokonana już zagłada;
wrzawa nacicha i opada —
po skałach się w doliny stacza.
Orkiestra rozbrzmiewa nieustającą wrzawą bojową, w miarę rozwoju
akcji zmienia się w dziarski, triumfalny marsz.
W NAMIOCIE SAMOZWAŃCA
Cesarz,
Hetman Koronny,
Podkomorzy,
Stolnik,
Strukczaszy,
Prymas-Kanclerz Koronny,
Łapcap,
Doworka,
Trabanci[524].
Tron; przepych.
Harnaś Łapcap i
Markietanka Doworka
DOWORKA
6405
Pierwsi jesteśmy z całej rzeszy!
ŁAPCAP
Pierwszy przychodzi, kto się śpieszy.
DOWORKA
Tutaj się można w skarbach pławić!
Od czego zacząć? Co zostawić?
ŁAPCAP
Ten cały namiot — złota kadź!
6410Aż oczy bolą; co tu brać?
DOWORKA
Rozpocznę od kilimu tego,
siennik mam, wiecie, do niczego.
ŁAPCAP
Ach! Cóż za damasceńska stal
[525],
tego nie zabrać — byłby żal!
DOWORKA
6415
Płaszcz ten czerwony w złote pasy!
toż to marzenie! co za czasy!
ŁAPCAP
zabiera zbroję
Najlepsza w ręku taka szabla,
z nią furda
[526] strachy, przemoc diabla!
6420a wszystko funta kłaków warte.
Rzuć to i czyń, co ja tu czynię,
korzystną zajmij się robotą,
zabierz na plecy, babo, skrzynię,
w niej żołd żołnierski, samo złoto.
DOWORKA
6425
Piekielny ciężar! Szkoda zwady,
z miejsca nie ruszę, nie dam rady.
ŁAPCAP
Grzbiet masz rozległy! Schyl się! Jeszcze!
Ja ci to dźwignę i umieszczę.
DOWORKA
Gwałtu! Już po mnie! Co za męka!
6430Ciężar mnie złamie, krzyż mi pęka!
Skrzynia spada i rozwiera się.
ŁAPCAP
Masz! Rozsypało się, psiajucha;
prędko — pozbieraj do fartucha!
DOWORKA
przyklęka
Pomóż! by prędzej szło zbieranie —
i tak nam dosyć się dostanie.
ŁAPCAP
6435
No — dosyć będzie! — Trza dać nura!
DOWORKA
wstaje
Sto diabłów! W tym fartuchu dziura!
Gdzie stąpisz, sypią się dukaty,
trwonisz niebacznie plon bogaty.
TRABANCI CESARSCY
A wy tu po co w tym namiocie?
6440Grzebiecie się w cesarskim złocie?
ŁAPCAP
Kto pierwszy szedł, gdzie walka sroga —
słusznie łup syty sobie bierze;
a to jest przecież namiot wroga,
a myśmy także żołnierze.
TRABANCI
6445
Zły się obyczaj stąd wytwarza:
żołnierz i złodziej w jednym rzędzie;
kto pragnie w służbie być cesarza,
niechaj wojakiem prawym będzie.
ŁAPCAP
Tę prawość waszą dobrze znam:
6450to kontrybucja! Gadaj zdrów; —
wszystko do kupy wielki kłam —
brać! to najmilsze z waszych słów!
do Doworki
Co masz, to dzierż
[527]! Już po obławie —
6455Chodź! Patrzą na nas niełaskawie.
Wychodzą.
TRABANT PIERWSZY
Czemużeś tak bezczynnie stał?
ja bym był draba w mordę prał!
TRABANT DRUGI
Doprawdy nie wiem; z sił opadłem;
wydali mi się złym widziadłem.
TRABANT TRZECI
6460A mnie się w oczach zamroczyło,
wszystko się jakby mgłą okryło.
TRABANT CZWARTY
Jakby nas dziwny spętał czar —
strach się podstępnie zewsząd skrada;
przez cały dzień obłędny skwar —
6465ten stoi — tamten nagle pada
— wleczemy się, a walka trwa;
znów nowy atak! Krzyk: do broni!!
Wróg pada! W oczach krwawa mgła,
a w uszach dźwięczy, brzęczy, dzwoni!
6470Wreszcieśmy doszli tu — jak w śnie —
lecz jakim cudem, któż to wie?!
Wchodzą Cesarz i Dostojnicy.
Trabanci oddalają się.
CESARZ
Więc stało się! Zwycięstwo! Wróg nasz rozgromiony,
rozsypał się w popłochu w cztery świata strony.
Skarby, kobierce, bezład poniechanych zbroi,
6475zdrajca umknął sromotnie, a tron pustką stoi.
Pośród trabantów wiernych i wypróbowanych,
oczekuję łaskawie hołdu mych poddanych.
Zewsząd radosne wieści: władza ma uznana,
powstańcy pokonani we mnie widzą pana!
6480Chociaż się czarnoksięstwo wdało w naszą sprawę,
zwyciężyliśmy sami i zyskali sławę.
Przecież często przypadek walczącym pomaga:
grad kamienny, deszcz krwawy nieprzyjaciół smaga,
z przepaści czasem rozbrzmi głos straszny i srogi —
6485dla nas hejnał otuchy, wrogom chorał trwogi.
Pokonany upada; hańba go przeżyje;
zwycięzca z łaską bożą wian tryumfu wije.
Nie potrzeba rozkazów! W tej dziejów niedzieli
Veni creator[528] wzlata z milionów gardzieli.
6490Chwila to osobliwa; chcę przeto i muszę
— co tak rzadko czyniłem — w własną spojrzeć duszę:
młodość wartości życia poznać się nie sili,
lata dopiero uczą cenić wagę chwili.
Postanawiam dziś przeto, dostojnicy, z wami
6495dzielić się panowaniem, władzą i włościami.
do pierwszego
Książę kochany! Stałeś na armii mej czele,
w chwili ważnej działałeś rozważnie i śmiele;
bądź hetmanem koronnym! Oby z tego miecza
6500spłynął wieczysty pokój i dostatnia piecza
[529].
HETMAN KORONNY
Gdy wierne wojska, które rokosz uśmierzyły,
wzmocnią grody graniczne i władzy twej siły —
zezwól, abyśmy w zamku rycerskich komnatach
ucztę zacną sprawili przy setnych wiwatach;
6505wtedy ja, miecz ten dzierżąc, przy twym majestacie
stał będę, wierny strażnik, na twej chwały czacie
[530].
CESARZ
do drugiego
Ty, który z męstwem łączysz takt i miarkowanie
[531],
bądź wielkim podkomorzym
[532]! — Niełatwe zadanie;
przewodzić będziesz dworskim, co to bałamutni
[533]
6510do usług mniej są skorzy, a bardziej do kłótni.
Ty w splendorze godności bądź odtąd przykładem,
jak panu i dworowi służyć grzecznym ładem.
WIELKI PODKOMORZY
Wielkie zamysły pańskie wypełniać — zdrój łaski!
Dobrym pomóc, nie szkodzić złym, godzić niesnaski,
6515otwartość bez chytrości, niekłamana pogoda —
za wszystko twe spojrzenie — najwyższa nagroda!
Jeślibym mógł o uczcie marzyć nazbyt śmiało —
pragnąłbym podać tobie miednicę wspaniałą
i potrzymać pierścienie — abyś chłodną wodą
6520rzeźwić mógł ręce; — wzrok twój będzie mi osłodą.
CESARZ
Myśleć nie chcę o uczcie! Zbyt poważna chwila;
lecz niechaj! Radość krzepi, przed czynem posila.
do trzeciego
Ty bądź wielkim stolnikiem
[534]! Twoje panowanie:
6525zarząd dóbr, białozory
[535], psiarnie, polowanie.
Mniemam, z spichrzy i spiżarń wyrugujesz braki
i wedle pory roku nagodzisz
[536] przysmaki.
WIELKI STOLNIK
Post dla mnie obowiązkiem, póki mego pana
nie nasyci potrawa nadobnie podana;
6530kucharze i włodarze będą się starali
o zamorskie korzenie i wczesność nowalii.
Znam gust twój, więc skieruję zarządzenia pilne
nie na zmyślne potrawy, lecz proste i silne.
CESARZ
do czwartego
Że to jednak do uczty stała chęć was bierze,
6535bądź mi wielkim strukczaszym
[537], młody bohaterze.
Więc gospodaruj pilnie, niech nasza piwnica
najlepszymi winami godnie się zaleca.
Lecz zważ, że cześnik
[538] trzeźwość w estymie
[539] mieć musi,
niechże cię więc sposobność niewczesna
[540] nie skusi.
WIELKI STRUKCZASZY
6540Wasza cesarska mości! Nim się człek spostrzeże,
młodość, byle jej ufać, prym
[541] przed mężem bierze.
Więc i ja starań znacznych dołożę sowicie,
abyś miał najpiękniejsze, urocze nakrycie;
kredens twój złotem, srebrem, kryształem przystroję,
6545a ulubiony puchar złożę w ręce twoje:
puchar z szkła weneckiego, mający tę cnotę,
że zdwaja i moc wina, i picia ochotę,
a chroni przed upiciem; — choć ufać nie można —
zbawienniej chroni twoja pomierność
[542] ostrożna.
CESARZ
6550Każde w tej ważnej chwili powiedziane zdanie,
niechajże znajdzie u was pełne zaufanie.
Słowa cesarskie nie dym, nie mgła jego dary;
wiem, że chcecie, i słusznie, potwierdzenia wiary:
dokumentu z pieczęcią. — W zdarzonej godzinie
6555nadchodzi mąż, co z kunsztu prawniczego słynie.
Wchodzi Prymas-Kanclerz Koronny
CESARZ
Kiedy szczytowy kamień zepnie już sklepienie,
budowa trwać na wieki będzie niewzruszenie.
Czterech kniaziów tu widzisz; w rozmowie łaskawej,
domu i dworu ważne omówiłem sprawy.
6560Lecz gdy chodzi o rządy i ład w państwie całem —
dzielę je między pięciu was, których wybrałem.
Splendor wam się należy i znamię pańskości,
przeto zwiększę granice waszych posiadłości
dziedzictwem tych, co rokosz przeciw mnie podnieśli.
6565Wam, wiernym, łaska moja szmat ziemi wykreśli,
równocześnie i prawo będzie wam nadane
rozrostu dóbr przez kupno, zajazd lub zamianę.
Więc dalej postanawiam, byście władzy swojej
zażywali bez przeszkód, jak kniaziom przystoi.
6570Jako sędziowie wielcy ferujcie wyroki,
bez odwołań niech będzie wyrok wasz wysoki.
Podatki, dziesięciny
[543], dzierżawy i myta,
żupy
[544], mennice — wasza własność prawowita.
Tak oto wdzięczność zacna, co w sercu mym płonie,
6575stawia was, bliscy moi, przy cesarskim tronie.
PRYMAS
Dank
[545] ci, panie, składamy w należnej powadze.
Wzmacniając nasze siły, wzmacniasz swoją władzę.
CESARZ
Was pięciu wznoszę w godność wielką i robotę.
Panuję jeszcze, żyję i żyć mam ochotę.
6580Lecz wielkich przodków moich poważna gromada
napomina, o końcu niespodzianym gada.
Przyjdzie mi świat porzucić, w duchów stanąć rzędzie,
tedy wybrać następcę waszym czynem będzie.
Elektowi tron dacie; niech panuje śmiele
6585i zakończy zamieszki w pokojowym dziele.
KANCLERZ KORONNY
Z uczuciami dumnymi i wraz
[546] pokornemi
korzą się tobie wielcy książęta tej ziemi.
Dopóki w piersiach wierna kołace się dusza,
jesteśmy ciałem, którym wola twa porusza.
CESARZ
6590A więc umowa stoi między nami święta;
dokumentem potwierdźmy te
pacta conventa[547].
Zażywajcie dóbr waszych i samodzielności;
jeden warunek kładę: niepodzielność włości.
Jakkolwiek rozszerzycie wasz okręg lenniczy,
6595najstarszy syn niech całą posiadłość dziedziczy.
KANCLERZ KORONNY
Statut piszę z treści twych słów na pergaminie,
niech na wieki twym szczęściem i naszym zasłynie.
Skryba zdobnie przepisze, a pobok pieczęci
twój podpis prawomocnie dokument uświęci.
CESARZ
6600
Posłuchanie skończone! Co dzień przyniósł w dani,
rozważcie to samotnie, w duchu zasłuchani.
Świeccy dostojnicy wychodzą.
PRYMAS
zostaje, mówi patetycznie
Kanclerz wyszedł, lecz prymas nie pójdzie tą drogą;
zostaje, aby, panie, służyć ci przestrogą!
Ojcowskie serce moje lęk kąsze żałosny!
CESARZ
6605
Jakież troski cię gnębią w chwili tak radosnej?
Zmaga mnie boleść gorzka, strach o duszę trwoży —
sojusz z czartem zawiera pomazaniec boży!
Wprawdzie tron odzyskałeś, ale w sposób kręty
i Bogu na pohybel
[548], i Stolicy świętej!
6610wzniesie papież nad państwem karzącą prawicę,
przeklnie cię i rozkaże przełamać gromnicę. —
A ów dzień koronacji? czyż zapomnieć może,
że w pierwszym błysku łaski cesarskiej korony,
cały świat chrześcijański został pohańbiony?
6615Uderz się w piersi! I daj zadośćuczynienie,
spraw, by wraży szmat ziemi zyskał uświęcenie:
tam, gdzieś zajął obozem całą wzgórzy stronę,
gdzie złe duchy się zbiegły na zgubną obronę,
gdzieś posłuch dał skwapliwy czeredzie kłamliwej —
6620stwórz kalwaryjskich dróżek odpust świątobliwy;
postaw klasztor, a przy nim fundację posażną:
wzgórz poszytych borami przestrzeń daj poważną,
zielone, bujne łąki, lśniące, rybne stawy,
strumyków sporą ilość, co w szumie siklawy
[549]
6625spadają na dolinę, gdzie srebrzystą wstęgą
zalecają się łanom, pastwiskom i łęgom
[550] —
dodajże w szczodrej łasce jeszcze tę dolinę,
a tedy pełen skruchy zmażesz swoją winę.
CESARZ
Zbłądziłem ciężko! Każdej imam
[551] się ofiary;
6630wykreśl one granice wedle własnej miary.
PRYMAS
Niechaj te miejsca, grzechem skażone, rozgorzą
poczętą w skrusze kornej, świętą służbą bożą.
Już widzę wzrokiem ducha zwarte bloki muru
i jutrzenkę grającą na piszczałach chóru.
6635Kościół rośnie, zakwita złotym kwiatem krzyża,
łaska jego przez nawy wiernym się naniża;
płyną w bramy pielgrzymki w modlitwie skruszonej,
z gór i dolin wołają rozśpiewane dzwony —
ze wszystkich wież wołają tym podniebnym biciem:
6640grzeszniku! nowym ciebie obdarzymy życiem!
Oby dzień poświęcenia wielki, uroczysty
spromienił się splendorem twej zbożnej asysty.
CESARZ
Niechże nabożne dzieło milionowej rzeszy
mówi o chwale Boga, a mnie niech rozgrzeszy,
6645Rzekłem! Skrzepiony w duchu i pełen radości.
PRYMAS
Szczęsny ewentus
[552] sprawy żąda formalności.
CESARZ
Spisz więc akt erekcyjny
[553] z prawami nadania
i jak najrychlej przynieś go do podpisania.
PRYMAS
już się był pożegnał, jednak wraca jeszcze
Dziełu zapewnić rozwój trzeba przez daniny,
6650przez wieczyste pogłówne
[554], czynsze, dziesięciny;
chcąc godziwie utrzymać przyklasztorne wzgórze
i gospodarkę całą — to koszta są duże.
By klasztor stanął szybko na takiej pustoszy —
sięgnij do swej szkatuły i nie żałuj groszy.
6655Zważ, że z dala sprowadzać trzeba materiały,
drzewo, wapno i łupek — to koszt też niemały.
Podwody
[555] dadzą chłopi, gdy się im powtórzy,
że kościół błogosławi temu, kto mu służy.
Wychodzi.
CESARZ
Ciężkie są me przewiny; Grzechy wielką zmorą;
6660Te szalbiercze praktyki kosztują mnie sporo.
PRYMAS
jeszcze raz powraca,
z czcią najgłębszą
Wybacz, panie! — Szalbierza, co z złych kunsztów słynie,
obdarzyłeś pomorzem
[556]; klątwa go nie minie!
Słusznie przeto w twej skrusze kościół ma nadzieję,
że i z tych dóbr mu przyznasz cła i przywileje.
CESARZ
opryskliwie
6665
Jeszcze morze przez piaski lądów tych przecieka.
PRYMAS
Kto cierpliwość i prawo ma — ten się doczeka.
Wierzę, że przywilejów zaszczyt nam przypadnie!
Wychodzi.
CESARZ
sam
W ten sposób całe państwo mógłbym rozdać snadnie.
AKT PIĄTY
POMORZE
Wędrowiec,
Filemon,
Baucyda[557].
WĘDROWIEC
O, lipy stare, mroczne,
6670witam was po raz drugi —
pod wami dziś odpocznę
po wędrówce długiej.
Tak — ta sama zagroda,
która mnie przytuliła,
6675gdy mórz wzburzona woda
na brzeg mnie wyrzuciła.
Co też z gospodarzami?
żyje pobożna para?
już wtedy przed latami
6680przygarbiona, stara —
Zacni ludzie! w tęsknocie
do was idę; witajcie!
szczęśliwego w swej cnocie
zmierzchu zażywajcie.
BAUCYDA
staruszka zgrzybiała
6685
Cicho, przechodniu sercu miły,
cicho! — śpi zacny mój małżonek;
sen długi krzepi starca siły
na pracowity, krótki dzionek.
WĘDROWIEC
Tyżeś to, matko, sercu miła?
6690korzę się tobie w dzięce zbożnej.
Tyś mnie do życia przywróciła,
ty i małżonek twój pobożny.
Wasze to serca cud sprawiły.
ożyłem w waszych serc obronie.
Wchodzi Filemon.
6695
Tyżeś Filemon sercu miły,
coś morskie przemógł
[558] dla mnie tonie?
Waszego ognia płomień pilny,
waszego dzwonka srebrne bicie,
z toni wyrwały mnie mogilnej
6700i wam zawdzięczam życie.
Nad bezgraniczne idę morze,
piach ucałować, złożyć modły;
o, niezbadane drogi boże,
które mnie w cichy dom wasz wwiodły.
Zmierza ku brzegowi.
FILEMON
do Baucydy
6705W ogródku naszym pod lipami
posiłek przyładź
[559] jak należy;
on się zatrwoży widziadłami
i oczom nie uwierzy.
do Wędrowca, przy nim stanąwszy
Pomnisz tu morską toń wzburzoną?
6710— fala za falą się przelewa —
a oto ogród założono,
grzędy i kwiaty, krzewy, drzewa.
Starcem już byłem, słabe ciało
mogłożby sprostać pracy takiej? —
6715w miarę jak sił mych ubywało,
morze zmieniało szlaki.
Przyszli mędrkowie, śmiała czeladź
[560] —
kopali rowy, tamy, jazy
[561] —
zdołali morze z piachów przelać,
6720posłuszne na ich rozkazy.
Dziś lasy tu zieleniejące —
łąki, ogrody, wsie, spowiły —
Lecz już zachodzi, synu, słońce,
chodź na posiłek, gościu miły.
6725Tam w zorzy żagle się czerwienią,
— dołem spływają nocne mroki —
jak ptaki umykają cieniom,
do gniazd mkną — tam, gdzie port głęboki.
I tak cofnięty, zagubiony,
6730modry pas morza w mgle się mieni —
jak okiem sięgnąć w obie strony
krąg zaludnionej przestrzeni.
Podeszli do stołu pod lipami,
zasiedli we troje do wieczerzy.
BAUCYDA
Dlaczego milczysz, gościu miły?
nietknięte mleko i razowiec.
FILEMON
6735
Te zmiany tak go zadziwiły!
Ty lubisz mówić, opowiedz —
BAUCYDA
Dziwy się, wielkie dziwy, działy;
do dziś mnie straszą lęki —
bo to i ten wypadek cały
6740z szatańskiej był poręki
[562].
FILEMON
Że brzeg darował i mieliznę
cesarza winić niepodobna
[563];
herold ogłosił darowiznę
wszem wszystkim, każdemu z osobna.
6745Tu niedaleko mej zagrody
pierwsze na tamy bito pale;
namioty, domki! — wnet ogrody
i pałac z piachów wzrósł wspaniale.
BAUCYDA
W dzień się tłum łudzi krząta z wrzawą,
6750niewiele pociech z ich mordęgi —
aż w nocy ognie błysły krwawo,
nazajutrz wał się piętrzy tęgi.
Ofiary — straszne, któż policzy?!
nocami krzyki, wycia szału!
6755morzem w dal płynie błysk zwodniczy!
rano już wody lśnią kanału.
DomBezbożnik! Boga nie ma w duszy!
pożąda naszej ojcowizny;
potęgą władzy swej się puszy
6760i chce nas zaprząc do pańszczyzny.
FILEMON
Przecież zalecał nam zamianę
na folwark zacny i — obszerny —
BAUCYDA
Te wodne lądy zakłamane!
Trwajmy na straży domu wiernej!
6765Ostatni promień słońca kona,
więc na modlitwy iść nam trzeba,
oddzwonić ave, wznieść ramiona,
z ufnością skarbić łaski nieba.
PAŁAC
Faust, Mefistofeles, Trzej Harnasie, Strażnik
Linceusz.
Rozległy wirydarz, wielki, równy kanał.
STRAŻNIK LINCEUSZ
przez tubę
Słońce zapada; karawele
[564]
6770chyżo sterują do wybrzeża —
łódź spora płynie na ich czele,
przez kanał ku nam zmierza.
Chorągiewkami wiatr kolebie,
Rośnie w przystani masztów las;
6775pieśń marynarzy wielbi ciebie —
twojego szczęścia nadszedł czas.
Dzwonek podzivania od wybrzeża.
FAUST
starzec stuletni przechadza się w zamyśleniu, wzdrygnął się
ZazdrośćZnów to dzwonienie! Jak zdradliwa strzała
rani mnie dzwonu głos. Przede mną chwała
pańskości mojej, a za mną zgryźliwie
6780szydzi włość
[565] mała ze mnie urągliwie
i zda się mówić: „nie wszystko jest twoje!”;
tak samo brzęczą zazdrośników roje;
ta nędzna chata w lipach, kapliczkach spróchniała —
nie moje! — a ilekroć myśl ku nim wzleciała,
6785obcym cieniem zmrożona uciekła przed nimi;
Precz z oczu! Ziemia płonie pod stopami mymi!
STRAŻNIK
z wieży; jak poprzednio
Łódź się na dalach kładzie,
i wieczornym wiatrem płynie!
piętrzą się na pokładzie
6790tłumoki, wory, skrzynie.
Zbliża się wspaniała łódź przepełniona barwnym, egzotycznym
ładunkiem.
Mefistofeles z trzema Harnasiami.
CHÓR
Już lądujemy
o znaczonej godzinie,
witajże nam, witaj
miły gospodynie.
Wysiadają, ładunek znoszą na ląd.
MEFISTOFELES
6795Dobrześmy się dziś spisali!
Jazda z okrętami dwoma —
mniemam pan nas dziś pochwali —
bo wracamy z dwudziestoma.
Wielki czyn i czyn mozolny —
6800spójrzcie na tych pak spiętrzenie!
Morze wolne i duch wolny —
nie ma czasu na myślenie!
Decydować trza znienacka
— byle okręt złowić, zoczyć —
6805gdy już trzymasz — mina chwacka!
czwarty łatwo już przytroczyć;
gładziej jeszcze z piątą nawą;
kto ma siłę, ten ma prawo;
„co” rzecz pierwsza, „jak” ostatnia;
6810chyba wiem, co marynarstwo:
nierozdzielna trójca bratnia
to: wojna, handel i korsarstwo.
HARNASIE
razem
Ani dziękuje, ani nie wita,
jakby to było sprawą zwyczajną!
6815ani nie wita, ani dziękuje,
jak gdybyśmy mu przywieźli łajno.
Mina zgryźliwa: królewskie dary
widać go mierżą; to nie do wiary!
MEFISTOFELES
Żadnych już nagród wam nie sposobię,
6820każdy część swoją wszak zabrał sobie.
HARNASIE
Chciałbyś nas byle głupstwem zbyć —
we wszystkim równość musi być.
MEFISTOFELES
Najpierw, rzecz ważna,
byście w sali
6825te skarby w rząd
poustawiali,
gdy się w ten przepych
dobrze wpatrzy,
traktować zacznie
6830nas inaczej;
nie okaże —
hulanki! wiwat!
cni żeglarze!
6835A krasne ptaszki jutro tu przybędą,
sam się już zajmę jadłem ich i grzędą.
Wynoszą ładunek.
MEFISTOFELES
do Fausta
Ponurym spoglądasz okiem,
czoło twe sępią złe myśli —
miast szczęściem odetchnąć głębokiem,
6840że morze w oddali się kryśli,
żeś wyrwał otchłani ląd,
że tutaj pałac twój stoi,
że morze flotami się roi,
że światem kierujesz stąd —
6845stąd, gdzie niedawno rów mały
i niepozorny się wił —
dziś kanał wielki, wspaniały
wielbi potęgę twych sił!
Myśl, co pod czaszką twą gorze,
6850zdobyła ziemię i morze!
Tu, Fauście —
FAUST
— Przeklęte tu!
nim właśnie jestem znękany —
i w piersiach moich brak tchu!
6855Tobie, coś wielce jest szczwany,
powiem, że serce mi pęka,
że żyć nie mogę tak dalej,
że mnie zeżera ta męka!
Mówię, a wstyd mnie pali!
6860Ci starzy ustąpić muszą
i lipy muszą być moje —
te drzewa radość mą głuszą —
i gniewu wpierw nie ukoję,
dopóki nie wstąpię na wzgórze,
6865co jedno jedyne nie moje —
tam wzrok wszechwładny zanurzę,
gdzie morze nieba już sięga
i poznam, czy moja potęga
stanęła na ducha szczycie,
6870czy wypełniłem me życie,
czy jeszcze wyrwę z nicości
nowe czyny dla ludzkości.
Tak tu żyję w ogniu męki,
nędzarz z bogacza nazwiskiem —
6875zapach lip i dzwonów dźwięki
wiecznym są urągowiskiem,
wieczną mową grobu, pleśni,
pogrzebowych, głuchych pieśni.
Pozbyć się za wszelką cenę
6880tej zmory, co wolę pęta!
Kiedyż i jak ją wyżenę
[567]?
kiedyż dzwonów pieśń przeklęta
sczeźnie! — znowu grają dzwony!
zginę w tym graniu — szalony!
6885Naturalnie! — Te udręki
muszą twoje życie zbrudzić —
trudno przeczyć — dzwonów dźwięki
na śmierć potrafią zanudzić.
Bim-bam — buczą jak najęte;
6890najpogodniejszy dzień zachmurzą —
pierwszej kąpiółce twej, przeklęte,
i pogrzebowi twemu wtórzą.
Tak śnicie marny życia kłam
pomiędzy — bim — pomiędzy — bam. —
FAUST
6895Ciągła utarczka z opornością
korzyści stawia tamę dużej,
i z wielką stwierdzam dziś przykrością,
że sprawiedliwość mnie już nuży.
MEFISTOFELES
Jest przecież jedna stanu racja!
6900jaka? — a no: kolonizacja!
FAUST
A więc wywłaszczcie ich! Tak się zakończy spór —
od dawna na nich czeka dobrze ci znany dwór.
MEFISTOFELES
Raz-dwa ich przeniesiemy, zanim się spostrzegą,
aż-ci już będą w progach przybytku nowego;
6905najpierw ich lęk ogarnie, może rozpacz głucha,
lecz żal gwałtu przeminie, a wieś udobrucha.
Gwiżdże przeraźliwie.
Wchodzą Harnasie.
MEFISTOFELES
Chodźcie! Spełnimy rozkaz pana!
a jutro uczta niesłychana.
HARNASIE
Cierpki był, aż nas przeszło mrowie;
6910uczta się patrzy, co się zowie.
Wychodzą.
MEFISTOFELES
do widzów
Znowuż ta sama, znana już robota:
Achab pożąda winnicy Nabota
[568].
PÓŹNA NOC
Faust, Strażnik Linceusz, Mefistofeles,
Harnasie.
STRAŻNIK LINCEUSZ
na warcie, śpiewa
Hej! oczy widzące, wy oczy sokołe,
strażnicze, bezsenne powieki!
6915Na wieży, na czatach w dal patrzę — a w dole
I w górze kraj wielki, daleki.
I księżyc, i gwiazdy, i lasy, i łany,
rzek wstęgi, srebrzystość ich fali —
urodę wieczystą wzrok chłonie pijany —
6920sam siebie pokochał w tej dali.
Niejedno widziały szczęśliwe źrenice,
choć różnie w tym życiu bywało:
świat piękny i piękne strażnika stanice —
pieśń jego jest życia pochwałą!
Tu kończy się śpiew strażnika, chwila ciszy.
6925Cóż za straszliwa zjawa z mroków się wyłania
i rozrość się radości wysokiej zabrania?!
Z najgęstszej nocy, skrytej pośród lip konarów,
rośnie łuna! Snop iskier! Płomienie pożarów!
To chata przygarbiona, mchem porosła płonie!
6930Któż pobieży z pomocą ku szybkiej obronie?
Zacni starzy! Tak dbali i strzegli ogniska,
aż tu z nagła nieszczęście czyha na nich z bliska.
Krwawa pożoga! Dobytek się pali!
Oby się oni chociaż z ognia zratowali!
6935Straszne piekło szaleje! Zajęły się drzewa —
płoną suche gałęzie — gęsta skier ulewa!
Wielkim słupem wyrasta rozchwiane ziskrzenie!
Błysk! — To lipa zetlona runęła w płomienie!
Czemuż ja tak dokładnie wszystko widzieć zdolę —
6940po raz pierwszy przeklinam źrenice sokole.
Na kaplicę zżagwione gałęzie spadają —
dach, ściany jak pochodnia w jasnym ogniu stają!
Płomienie liżą korę — chytre — posuwiste —
od stóp po czuby gorzą lipy płomieniste.
6945— Dom, kaplica już gasną w kurzawie ogniowej!
Lipy pod niebo rosną! Zgon lip purpurowy!
Długa przerwa, śpiew.
Radowały się me oczy,
czymże radość, czymże trwanie;
zguba poprzez mroki kroczy
6950nad wyognione otchłanie.
FAUST
wchodzi na taras, w stronę pomorzą patrzący
Na blankach
[569] pieśń żałosna jęczy;
dźwięk pusty, głuchy, nierychliwy;
żali się strażnik. — I mnie dręczy
mój rozkaz niecierpliwy.
6955Niechajże lipy pożar zżerze,
niech padną w płomieni czerwoność —
na miejscu ich postawię wieżę,
by patrzeć w nieskończoność!
Staruszkom zapewniłem mienie,
6960dom piękny i wygodny;
winni być wdzięczni nieskończenie
i w ciszy sobie żyć pogodnej.
MEFISTOFELES I HARNASIE
z dołu
Biegniemy — aż nam tchu brak! — Panie,
podziało się niespodziewanie!
6965Pukamy raz, pukamy drugi —
nikt nie otwiera przez czas długi;
trzęsiemy drzwiami — znów pukamy —
szast-prast wypadły zgnite bramy.
6970ani to patrzy, ani słucha.
Tak chwilę trwamy w wielkiej ciszy!
— Kto nie chce słyszeć, ten nie słyszy.
Więc złość nas bierze! Do obucha!
Słabiutcy wyzionęli ducha
6975ze strachu; nie kwilili wiele —
ledwo się duch tam trzymał w ciele.
Jakiś się obcy nam nawinął,
brał się do bitki — także zginął.
Nieszczęście chce, że węgle z pieca
6980w tym rozgardiaszu rozsypano;
wraz się w siennikach pożar wznieca
i z siłą wręcz niespodziewaną,
zagarnął chatę wraz z lipami:
nagrobny stos z trzema trupami.
6985Źli słudzy, głusi, wyrodni!
Zamiany chciałem, nie zbrodni;
przeklinam wasze szaleństwo —
czynom i wam — przekleństwo!
CHÓR
Stara piosnka, dobrze znana:
6990słuchaj, sługo, swego pana!
Jemu zgarniasz, dlań się czubisz:
mienie tracisz, siebie gubisz!
Wychodzą.
FAUST
na tarasie
Gwiazdy błyskają przez dymu rozchwieje;
pożar dogasa, ogień mży i tleje;
6995wiatr chłodny powiał — dreszczem mnie przejmuje —
swąd spalenizny od zgliszczy się snuje.
Rozkaz pochopny, pochopne spełnienie! —
W mrokach się włóczą przyczajone cienie…
PÓŁNOC
Faust, Cztery wiedźmy: Brak, Wina, Troska, Nędza.
Zjawiają się cztery zjawy niewieście.
PIERWSZA
DRUGA
TRZECIA
CZWARTA
RAZEM
Podwoje zamknięte, niegościnny próg;
tu bogacz zamieszkał, nie ma dla nas dróg.
BRAK
7005
Przewiałabym cieniem —
WINA
NĘDZA
A na mnie by spojrzał z wzgardliwym obliczem.
TROSKA
Wam, siostry, nie wolno — ja sama tam wpłynę,
bo troska się wśliźnie przez każdą szczelinę.
Troska znika.
BRAK
7010W pomroki się, siostry, oddalcie stąd czarne.
WINA
Ja z tobą; do ciebie się, siostro, przygarnę.
NĘDZA
A z wami w zespole popłynie w ślad nędza.
RAZEM
Przygasły już gwiazdy, wiatr chmury napędza;
z oddali, z oddali, z bezkształtnej pomroczy
7015cień czwarty się zbliża — — śmierć kroczy!
FAUST
w pałacu
Trzy odeszły, a cztery postacie widziałem;
mówiły z sobą; treści słów nie zrozumiałem;
jedno z nich brzmiało: „nędza” — a wraz drugie słowo
„śmierć” zawołało ponuro, grobowo;
7020załopotała echem noc upiorna, głucha.
Więc jeszcze nie wywiodłem ku wolności ducha?!
Gdybym potrafił mosty poza sobą spalić,
wyzbyć się czarnoksięstwa, zaklęcia oddalić,
i przed naturą stanąć w mocy niezawodnej —
7025ten trud byłby zwycięski i człowieka godny.
Byłem człowiekiem, zanim ducha w mroki wpiąłem,
nim bluźnierstwem świat cały i siebie przekląłem.
A teraz na powietrzu tyle siły wrogiej,
że nikt nie wie, jak umknąć i jak jej zejść z drogi.
7030Dzień się mądrze uśmiecha i radośnie świeci,
noc nas łowi w majaków przeraźliwe sieci;
z łąk kwiecistych wracamy, z słonecznego rana,
nagle wrona zakracze; co kracze? — „przegrana”.
Tysiące zabobonów myśl naszą oblega:
7035„na psa urok”, „zły omen”, „uważaj” — przestrzega.
Tak spłoszeni, strwożeni — jesteśmy wciąż sami.
Drzwi skrzypią, nikt nie wchodzi skrzypiącymi drzwiami.
strwożony
Kto tu?
TROSKA
FAUST
TROSKA
FAUST
TROSKA
Zostanę; tutaj miejsce moje.
FAUST
zrazu gniewny, łagodnieje, do siebie
7045Nie chcę zaklęć! Czarami się dziś nie ukoję.
TROSKA
Choć mnie nie słyszy, nikt, bezdźwięcznej,
powiada o mnie głos wewnętrzny;
postać się moja wciąż przeradza:
złowieszcza moja władza.
7050Idę przez miasta, wody, niwy,
wierny towarzysz, przeraźliwy;
każdy mnie znajdzie, nikt nie szuka,
— schlebia — przeklina — ofuka —
Czyż nigdy, Fauście, nie zaznałeś troski?
FAUST
7055Przez świat przebiegłem jak wichr samowładnie;
rozkosz, użycie w przelocie chwytałem —
co niedomiarem, niechajże przepadnie;
co umykało, tego nie szukałem!
Żądzą li
[570] żyłem i tylko spełnieniem
7060i znowu żądzą! — Tak mocy pragnieniem
porwałem życie na wielkość i władzę;
dzisiaj idę w mądrości, dziś idę w rozwadze.
Już dostatecznie krąg ziemi poznałem,
w zaświaty mierzyć — próżnym ducha szałem!
7065Głupiec, kto szuka tęsknymi oczami
sobie podobnych ponad obłokami!
Niech stoi twardo, niech patrzy pojętnie;
Dzielnemu ziemia odpowiada chętnie.
Po cóż te wzloty ku wieczności szczytne?!
7070Poznanie jego winno być uchwytne.
Niech tak pomiernie dni przeżywa swoje;
ani go strachy zmogą, ani niepokoje;
w dążeniu naprzód znajdzie szczyt i skłony —
on — nigdy niczym nie zaspokojony!
TROSKA
7075Kogo los w moje sidła wżenie
[571],
utonie w mroków powodzi
i w wieczne pójdzie zatracenie,
gdzie dzień nie wschodzi, nie zachodzi.
Na zewnątrz zmysłów tęgie siły,
7080a wewnątrz mrok wszechwładny —
choćby w krąg skarby się piętrzyły,
nie zdoła ich posiąść, bezradny.
W szczęściu, nieszczęściu mrze z udręki,
i w spichrzu z głodu ginie;
7085życia radości, życia męki
jutrzejszej zdaje godzinie.
Tak teraźniejszość przyszłością spowija,
aż życie w pustce strwonione — przemija.
FAUST
Zaprzestań! Nie dojdziesz do ładu ze mną!
7090Próżno tą gadaniną wołasz.
Wyjdź stąd! Litanią swoją ciemną
i najmędrszego otumanić zdołasz.
TROSKA
w dalszym ciągu
Iść? Wracać? — A znikąd obrony —
co czynić? — W myśli trwa bezładnej;
7095na środku drogi, jak zwiedziony,
półkroki stawia, nieporadny.
Wszystko się wkoło gnie i troi,
na bezpowrotne wszedł rozstaje;
siebie i bliźnich niepokoi,
7100aż w tej rozterce tchu nie staje.
Ani umiera, ani żyje,
ani to rozpacz, ni poddanie —
aż ci bezwola go spowije
i pchnie w bolesne poniechanie.
7105Strach i ucieczka, pęd wolności,
półsen i jawa w ciągłej biedzie —
tak trwa na miejscu, w niepewności,
która go prosto w piekło wiedzie.
FAUST
To wy, nieszczęsne strachy, w zło wiedziecie ludzi,
7110wasz omam po tysiąckroć rodzaj ludzki trudzi.
Dni obojętnych zamieniacie trwanie
w męki, okowy twarde, wstrętne zamieszanie.
Trudno się schronić, wiem, przed demonami,
nierozerwalne więzy wiążą nas z duchami;
7115ale twoje podstępy mnie, trosko, nie wadzą,
nie uznaję cię! Pomiatam twą władzą!
TROSKA
A więc ją poznaj, Fauście! — Oto
z złorzeczeniami opuszczam cię!
Wzrok ludzki zawsze jest ślepotą,
7120więc że i ty żyj wreszcie w ćmie
[572]!
Tchnęła na niego, znika.
FAUST
oślepły
Noc, zda się, coraz gęstszym mrokiem zionie,
a w wnętrzu moim żywe światło płonie;
co zamierzyłem, dokonam w tej chwili,
rozkazem władnym wielki czyn się zsili.
7125Wstawajcie słudzy! Chłop w chłopa, a zgrają!
Niech się szczęśliwie plany dokonają.
Chwyćcie narzędzia, rydle i łopaty!
Strzec mi porządku! Za pilność w tym czynie
rychła nagroda was, dzielni, nie minie;
7130by wielkich dzieł dokonać, czegóż trzeba więcej? —
wystarczy jeden duch wśród rąk tysięcy.
DZIEDZINIEC PAŁACOWY
Faust,
Mefistofeles,
Lemury[573],
Pochodnie.
MEFISTOFELES
jako kierownik robotom przewodzi
Do mnie! Do mnie! Z ciemności,
lemury, cudaczne stwory,
ze ścięgien, żył i kości
7135podzierzgane potwory.
LEMURY
chórem
Stajemy na zawołanie,
w chętce wielce skorej,
ponoć każdy z nas dostanie
spłacheć
[574] ziemi spory.
7140Leży miernicze narzędzie,
są ostrzone pale;
ale co to z tego będzie
nie pomnimy wcale.
MEFISTOFELES
To waszej już powierzam radzie;
7145kunsztów przemyślnych nie trza zgoła!
Najdłuższy niech się wpodłuż kładzie,
a wy dół kopcie dookoła.
Jak dawne każą obowiązki,
niech rydle jamę dłubią, łupią!
7150Z pałacu w ten domeczek wąski —
tak się to wszystko kończy głupio…
LEMURY
z krotochwilną
[575] gestykulacją, kopią
Za młodu żyło się, kochało
[576],
wesołość, śpiewki, pełny dzban;
samo się życie do mnie śmiało,
7155drygały nogi — dalej w tan!
Aż starość — nie ma już sposobu —
„no tańczże bratku! ” — ze mnie drwi;
potknąłem się na grobu progu,
po cóż otwarte stały drzwi?!
FAUST
wychodzi z pałacu, śłepiec: o drzwi się trzyma
7160Jakaż rozkosz! Łopata o kilof podzwania;
dla mnie wre wielka praca; ziemia się wyłania,
pogodzona ze sobą — wypiętrza się wałem —
za nią cofnięte morze gniewnym grzmi chorałem.
MEFISTOFELES
nie dochodzą słowa jego do Fausta
To wszystko dla nas, panie bracie,
7165ziemia, przystanie, rowy, tamy;
piekielny wodnik trwa na czacie
[577] —
na oścież rozwiera
[578] bramy.
Zguba zewsząd czyha na człowieka,
żywioł wszelki z nami się sprzymierza;
7170wszystko pleśnią i mchem się obleka —
wszystko do zniszczenia zmierza!
FAUST
MEFISTOFELES
FAUST
Baczyć pilnie!
7175Zwerbować robotników dużo,
pracować trwale i wysilnie,
podniecać, gdy się nazbyt znużą:
groźbą i prośbą, karą, płacą;
niech jednej chwili mi nie tracą!
7180Codziennie raport waść mi złoży,
jak się rów wyznaczony tworzy.
MEFISTOFELES
półgębkiem
O ile sądzić mogę z prób,
nie o rów idzie, lecz o grób.
Bagna wielkie, rozlane u gór leśnej ściany,
7185zatruwają wyziewem kraj morzu wyrwany;
błotnista, zgniła ziemia z trudem osuszona —
oto zdobycz ostatnia! Oto dzieł korona!
Otworzą się przestrzenie dla milionów ludzi,
niepewność ich tym bardziej do czynów pobudzi;
7190— zielone, żyzne łany; osiedla i trzody
obejmą w posiadanie okraj ziemi młodej;
pod gór ochroną, u stóp zielonego zbocza
wyrośnie młoda ludzkość dziarska i robocza.
Pośród — tam raj prawdziwy! Od gór po wybrzeża,
7195O które groźne morze na próżno uderza;
jeśli na brzeg do szturmu ruszą huczne tonie,
wszyscy zrzeszą się zgodnie ku wspólnej obronie.
Do takich czynów wola ma się zrywa!
Oto ostatni, wielki kres mądrości:
7200jeno ten godzien życia i wolności,
kto je codziennie zdobywa!
Tu wiek swój młody, męski i sędziwy
przeżyją w walce i harcie mozolnym.
Pragnę zobaczyć trud rzeszy ruchliwej!
7205Na wolnej ziemi mieszkać z ludem wolnym!
Wtedy mógłbym rzec: trwaj chwilo,
o chwilo, jesteś piękną!
Czyny dni moich czas przesilą,
u wrót wieczności klękną.
7210W przeczuciu szczęścia, w radosnym zachwycie,
stanęłem oto już na życia szczycie!
Zachwiał się, pada na ręce Lemurów, składają go na ziemi.
MEFISTOFELES
Niesyty szczęścia, rozkoszy niesyty,
w ciągłej zmienności wplątany kolisko,
ostatni moment pusty, pospolity,
7215pragnął zatrzymać w rękach — biedaczysko!
Było, wadził się ze mną, coraz oporniejszy,
już leży u stóp moich! — czas nadeń silniejszy.
Zegar przystanął —
CHÓR
— ciszą północną przewiało.
7220Wskazówka spada —
MEFISTOFELES
— spada! Już się dokonało.
CHÓR
Co „minęło”? — Myśl głupia, prostacza;
wszak mijanie a nicość — to samo oznacza!
7225Na cóż tworzenie wieczne, na cóż uganianie,
jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?!
„Przeminęło!” — doprawdy powiedzieć trza śmiało:
co minęło — właściwie nigdy nie istniało,
jeno tą złudą bytu kręciło się w kole!
7230Już ja wieczystą pustkę w zamian tego wolę.
ZŁOŻENIE DO GROBU
Mefistofeles, Lemury, Roty niebieskie,
Chór aniołów.
LEMUR
solo
Coś ten dom niedbale zbudowany,
leniwa snadź łopata.
chórem
Tobie, gościu, w szatce konopianej
wystarczy taka chata.
LEMUR
solo
7235Coś to tę komnatkę — marne sługi!
przyładzić
[579] nie umieli.
LEMURY
chórem
Robiłeś, braciszku, ciągłe długi —
masz wielu wierzycieli.
MEFISTOFELES
Leży ciało; gdy dusza umknąć się ośmieli,
7240pokażę jej cyrograf prędko — krwią pisany.
Niestety, tyle dzisiaj poznano forteli,
by diabłu duszę wyrwać! Świat jest strasznie szczwany!
Na stary sposób ani rusz — nie wolno!
Na nowy też nie dojdę do dobrych wyników;
7245Dawniej sam byłbym pracę wykonał mozolną,
lecz dzisiaj uciec muszę się do pomocników.
We wszystkim źle się wiedzie nam bezsprzecznie,
na nic prawa; obyczaj stary jest wspomnieniem,
więc też budować na nim nie można bezpiecznie.
7250Dawniej wylatywała z ostatnim westchnieniem
dusza — więc czatowałem — chytrze przyczajony —
łaps! — i już ją jak myszkę pochwyciłem w szpony.
Dziś inaczej! Broni się i w ponurym mroku
ohydnego mieszkania trwa, w kiepskim zewłoku,
7255aż rozkładem zwaśnione żywioły się skłócą
i duszę wreszcie na łeb, na szyję wyrzucą.
Tak mijają godziny i dni pośród biedy,
wciąż mnie dręczy pytanie: jak? i gdzie? i kiedy?
stara śmierć siły stradała rychliwe,
7260bo nawet
czyli[580]? jest już dziś bardzo wątpliwe.
Ileż bo razy trupem wzrok mój się napawał;
gdzież tam! To złuda! Trup zadrżał i wstawał!
wykonuje fantastyczne, nietoperze gesty zaklinania
Do mnie! A prędko! Bierzcie za pas nogi:
do mnie kręcone, do mnie proste rogi!
7265Diabły wytrawne, piekła weterani,
piekielną paszczę przywleczcie z otchłani!
A ma dość paszczęk piekielny władyka,
którymi stany i godności łyka;
lecz, mniemam, trza na przyszłość postępować śmiele,
7270na cóż te segregacje, puste ceregiele!
Po lewej stronie rozdziawia się potworna piekielna paszcza.
Ostre kły sieką; z gardła wrzącej głębi,
płomień wybucha żagwią rozwścieczoną,
ukrop wrze krwawy, para w krąg się kłębi,
bramy piekielne wiecznym ogniem płoną.
7275Płomienny przypływ lawą skrzącą wzbiera,
przeklęci płyną z nadzieją w pożodze,
lecz straszna szczęka miażdży ich i ściera —
grzeszni od nowa cofają się w trwodze.
Po zakamarkach nowości bez lików,
7280straszne tortury w tej piekielnej kaźni!
Dobrze czynicie! siejcie strach w grzeszników,
co piekło zowią kłamstwem wyobraźni.
do diabłów tłuściochów z krótkimi, prostymi rogami
Baczność, brzuchacze! pomiocie łakomy!
nażarty siarką bańdzioch
[581] wasz się świeci;
7285
czy się tu z nagła ogienek nie wznieci —:
a to duszyczka właśnie, psyche uskrzydlona!
wyrwijcie skrzydła, niech robakiem będzie!
Tedy mą cechą diablą naznaczona,
7290pojedzie w piekło w płomienistym pędzie.
Baczcie na odwłok, draby, z uwagą łakomą;
czy tam przebywa, akuratnie nie wiadomo.
Lecz pono w pępku, mówią, rada miewa łoże,
uwaga! bo wam tędy łacno umknąć może.
do diabłów chudeuszów z długimi, krętymi nogami
7295
A wy, skrzydlate biesy, olbrzymi narodzie,
zapełnijcie powietrze, czekajcie w odwodzie!
Ostrzcie pazury kocie, czuwajcie na czacie,
gdy tylko zatrzepoce — cap! — i już ją macie.
Na pewno ją już mierzi mieszkanie ponure,
7300a zresztą geniusz zawsze pragnie wzlecieć w górę.
Gloria niebiańska rozświetla się od strony prawej.
ROTY[582] NIEBIESKIE
Spłyńcie aniołowie,
niebańscy posłowie,
duchy bożej rodziny —
ukojenie nieście,
7305popioły wskrzeście,
odpuśćcie winy —
wszystkim w przelocie
siejcie łask krocie
wielkiej nowiny!
MEFISTOFELES
7310Nagłego światła obmierzłe wytryski!
Chór rzępolący ohydnie fałszuje;
to te chłopięco-dziewczyńskie popiski,
w których dewotów zgraja się lubuje.
Wy wiecie o tym, że w przeklętej chwili
7315sprzysięgliśmy się na zgubę ludzkości;
wszelkie paskudztwo, jakieśmy odkryli,
to właśnie pokarm waszej pobożności.
Idą świętoszki, litaniami dzwonią!
Niejedną duszę capli nam sprzed nosa;
7320dziś nas zwalczają naszą własną bronią;
zakapturzonych diabłów pełne są niebiosa.
Przegrać — wstyd wielki! Na wszelkie sposoby
baczcie, pilnujcie na czacie grobowej.
CHÓR ANIOŁÓW
sieją róże
Balsamy wonne,
7325róże obronne,
życiem darzące,
rozkwitające —
ziemię umajcie!
Skrzydłami liści,
7330
w lot rozkwitajcie!
Wiosna wychynie z waszej zieleni,
pokój zmarłemu z waszej czerwieni.
MEFISTOFELES
do szatanów
Ejże! Strach podły diabli honor plami!
7335Stójcie! Niech sypią! — Stać mężnym szeregiem!
Anioły myślą, że tymi kwiatami
ognistych diabłów zasypią jak śniegiem;
w oddechu waszym skurczy się, stopnieje
zamieć kwiatowa — jeno dąć jak z miecha!
7340Już deszcz różany w gorącu bieleje!
Dość! Dość! Za mocno! — Marna z was pociecha!
Zawrzyjcie pyski! Za silne te żary!
Że też w niczym rachować nie umiecie miary!
Róże się rozżagwiły, w zmożonej czerwieni
7345krążą wkoło zawieją trujących płomieni.
Wytrwać! Dzierżcie się ostro! Kupą czyńcie wstręty! —
Cóż — siły gasną! — Tchórzą przerażeni! —
Na próżno! — Płoszy diabłów ten ogień przeklęty.
CHÓR ANIOŁÓW
Błogosławione kwiecie!
7350Płomienie radosne!
Miłość siejecie,
rozśmianą wiosnę —
w serca tęskniące.
Słowa prawdziwe
7355w modrościach jaśniejące!
Zastępy wieczyście szczęśliwe
wzlatują w słońce.
MEFISTOFELES
Wstyd! Wstyd! Przekleństwo, głupia zgrajo!
Na łbach rogatych diabły stają,
7360kozły machają — zestrachane! —
i rzycią
[584] mierzą w otchłań piekła!
Oby was smoła na wiór spiekła!
Ja przedsię tu zostanę!
walczy ze spadającymi różami
7365Precz błędniki ode mnie! — Choć bystro płoniecie —
cóż? — chwytam was, jak nawóz w ręku próchniejecie!
Precz! Przepadnij! Umykaj paskudny ogarku!
Dotknął mnie — jakby siarkę poczułem na karku.
CHÓR ANIOŁÓW
Co nie wasze — niechajcie —
7370na nic tu jasna władza,
z odwagą odrzucajcie,
co sercom waszym przeszkadza.
Lecz na głos możny, siły walne
[585] gromadźcie,
miłość i miłujących w niebo prowadźcie!
OgieńMEFISTOFELES
7375Płonie mi serce, wątroba i głowa
ponadszatańskim żywiołem!
Nad żary piekieł ta przemoc ogniowa
większa — i teraz dopiero pojąłem
owe męki kochanków, rąk załamywania,
7380gdy nawet wzgarda wymóc nie może rozstania.
mnie — wy, z którymi żyję w odwiecznym rozbracie!
Zawsze patrzyłem na was zły, nieprzejednany,
a oto czuję w piersiach czar mocy nieznanej!
7385Rozkoszni, piękni, młodzi — trudno temu przeczyć —
chciałbym, coś mnie wstrzymuje, nie mogę złorzeczyć!
Któż dudkiem
[586] jutro będzie? — już sam z siebie szydzę,
jeśli ja wystrychnięty zostanę na dudka? —
Ta gromada chłopczyńska, której nienawidzę,
7390taka powabna strasznie, nadobna, milutka!
Dzieciaki lube! Radość we mnie wzbiera:
wszakże jesteście także z rodu Lucyfera?
Takie śliczne! Pozwólcie, że was pocałuję;
w samą porę przyszłyście; tak się swojsko czuję,
7395jakbym was znał od dawna — tak sobie lecicie,
a ja jak kot się prężę lubieżnie i skrycie;
coraz wabniejszym zdacie się olśnieniem,
o, zbliżcie się, uraczcie mnie jednym spojrzeniem!
ANIOŁOWIE
Już idziemy! — Dlaczego umyka twa postać?
7400Zbliżamy się — zaczekaj, jeśli zdolisz zostać.
Aniołowie zstępują, zajmują całą przestrzeń.
MEFISTOFELES
zepchnięty na proscenium
Potępionymi zwiecie nas duchami,
a wy jesteście, wy! czarownikami,
bo uwodzicie i baby, i chłopów.
Cóż za przygoda! Stoję wśród ukropów,
7405płomieniem bucha rozżarzone ciało!
Więc to jest miłość? — Cóż to się podziało?
Fruwacie wkoło, ziemią stopa wasza gardzi;
pragnę, by ruchy wasze były świeckie bardziej;
z powagą wam do twarzy, pięknie, ani słowa,
7410lecz uśmiechnięty buziak, ach! to rozkosz nowa!
Doprawdy, do cna spłonę w wieczystym zachwycie,
kiedy na mnie miłośnie, zalotnie spojrzycie,
tak jak to zakochani: buzia w ciup, a oczy
rzęsami przysłonięte niecą żar uroczy.
7415
jeno po co ten smutek? po co mina księża?
Okraś spojrzenie swoje szczyptą lubieżności!
A wy noście się śmiało! Za mało nagości!
ta koszula fałdzista zbyt dewocją trąci —
7420odwracają się! — Kształty okrągłe, prześliczne!
Uroki niezrównane! Aż się w głowie mąci!
Psiejuszki miłe! Strasznie apetyczne!
CHÓR ANIOŁÓW
Stań się światłością, płomieniu miłujący!
W prawdzie skąp potępionych uzdrawiającej.
7425Niech szczęście zło przemoże
[587]! — Wami bezpieczny
duch odnajdzie zbawienie w wspólności wiecznej.
MEFISTOFELES
opamiętał się
Cóż to się ze mną dzieje?! — Jak Hiob
[588] pokryty
cały jestem wrzodami — i grozą przybity.
A jednak tryumfuję! — gdy myśl swą przemierzam,
7430sobie i pochodzeniu ufam i zawierzam;
o, zacna krwi diabelska, przecież jesteś górą!
Czarodziejstwa miłości wyłażą ci skórą!
Przeklęty płomień już się wypalił, nie piecze;
przeklinam w żywy kamień, w czambuł wam złorzeczę!
CHÓR ANIOŁÓW
7435Płomienie święte! Kogo wy otoczycie,
ten szczęsne z wybranymi poczyna życie.
Razem, razem się wznośmy w chwale, w podziwie!
W atmosferze przeczystej niechaj duch żywie!
W locie unoszą nieśmiertelność Fausta.
MEFISTOFELES
spoziera wkoło
Gdzież te młodziki? — Już w górze kołują!
7440Chytrzy! Podeszli mnie w chwili ospałej —
z łupem ku niebu prosto ulatują!
Szczwani! Tak długo koło grobu łasowali,
aż mi skarb wielki, jedyny, wspaniały,
aż mi tę duszę, zastaw mój, porwali!
7445Przed kimże się użalę w tej posępnej głuszy,
choć sobie słuszne prawo roszczę do tej duszy?
Tak mi zmydlono oczy — na me stare lata!
Bardzo szkaradnie los mną przeciwny pomiata!
Lecz zasłużyłem! Ostatni kiep ze mnie!
7450Tyle zachodu i wszystko daremnie!
Oto na dudka szczwany diabeł wystrychnięty,
przez żądze ordynarne miłostki namiętnej.
A jeśli dziś płochości szalonej, dziecinnej
zawdzięczam wielką klęskę w tej całej robocie —
7455to przyznać muszę szczerze, że sam jestem winny,
bo się oplątać dałem przy końcu głupocie.
ROZPADLINY GÓRSKIE
Mater Gloriosa[589],
Pater Ecstaticus[590],
Pater Profundus[591],
Pater Seraphicus[592],
Doctor Marianus[593],
Magna
Peccatrix[594],
Mulier Samaritana[595],
Maria Aegyptiaca[596],
Pokutnica zwana na ziemi
Małgorzatą,
Chór chłopiąt
zbawionych.
Chór aniołów młodszych,
Chór aniołów doskonalszych,
Chór pokutnic,
Chorus Mysticus[597].
Las, skały, pustkowie — na tarasach skalnych święci pustelnicy.
CHÓR I ECHO
Lasy kłonią się w poszumie,
korzeniami pospinały
wrosłe w siebie głazy, skały;
7460pnie za pniami idą w tłumie,
fala w falę bije, dzwoni —
nas głęboka grota chroni.
Lwy milczące po ustroni
snują się przez ścieżek skręty,
7465straż przyjazna ze czcią broni
przybytku miłości świętej.
PATER EXTATICUS
unosi się na powietrzu
Płomieniu rozkoszy wiecznej!
Więzy płonącej miłości!
Boleści męki serdecznej!
7470Pragnienie ujrzenia boskości!
Strzały przeszyjcie mnie,
włócznie przebodźcie mnie,
maczugi zdruzgoczcie mnie,
pioruny rozgromcie mnie!
7475Niech się znikomość rozpryśnie
w przelotnej chwilowości,
a jako gwiazda rozbłyśnie
ziarno wieczystej miłości.
PATER PROFUNDUS
w sferze głębokiej
Jak dno przepaści, które w głębi
7480u nóg mych głuchym snem się mroczy,
jak rozpęd rzek, co wre i kłębi,
nim wodospadem z grani skoczy,
jak wiąz, co przemógł wichrów waśnie,
i wierch swój dźwiga do przestworzy —
7485taką wszechmocna miłość właśnie,
co wszystko splata, wszystko tworzy.
Wkoło mnie świsty i poświsty
poszumnych borów i parości
[598],
przez które w aureoli mglistej
7490wodospad szklaną drogę mości
i żyzność niesie niżnym krajom;
te błyskawice błyskające,
które powietrze oczyszczają,
opary niszczą trujące —
7495wróżby miłości to najświętsze,
wieszczące tworczość wiecznej mocy!
Niechże rozpalą moje wnętrze,
gdzie duch zmylony, w mroźnej nocy
usycha w ciasnym zmysłów worze,
7500kona w więziennej poniewierce.
Ukój me myśli, Wielki Boże!
Oświeć łaknące serce!
PATER SERAPHICUS
w sferze środkowej
Jodeł rozwiane warkocze
zorza jutrzniana czesze!
7505Przez niebios modre przeźrocze
młodzianków zlatują rzesze.
CHÓR CHŁOPIĄT ZBAWIONYCH
Powiedz nam, ojcze nasz dobrotliwy,
Cośmy za jedni? Gdzie lotów szlaki?
Byt nasz łagodny, byt nasz szczęśliwy,
7510wszystkim po równo jednaki.
PATER SERAPHICUS
Chłopięta północą zrodzone,
rozkwitłe w ducha połowie,
rodzicom przerychło stracone,
anielscy braciszkowie.
7515Wy wiecie, żem pełen miłości,
przeto się do mnie zbliżacie;
szczęśliwi, bo zawiłości
dróg ziemskich, chłopięta, nie znacie.
Oczy me — wasze pokoje!
7520Czucia wam oścież otworzę!
Wasze jest ciało moje!
Ujrzyjcie dzieła Boże!
wciela ich w siebie
Oto są drzewa, oto są skały,
oto wód lśniących wieczysta praca,
7525oto wodospad szumny, wspaniały,
drogę górzystą na przełaj skraca.
CHŁOPIĘTA ZBAWIONE
przez usta Ojca Seraficznego
Świat stąd potężny, świat urokliwy,
lecz za ponury, o! nazbyt srogi!
Serce zamiera z grozy i trwogi,
7530pozwól nam odejść, o, dobrotliwy!
PATER SERAPHICUS
Płyńcie ku jasnej urodzie,
wzrastajcie w zwyżonym torze,
kędy w przeczystej pogodzie,
obecność Boga was wzmoże
[599].
7535Wzniesieni w sferę słoneczną,
znajdziecie ducha skrzepienie:
w szczęśliwość wiodące wieczną
miłości objawienie.
CHÓR CHŁOPIĄT ZBAWIONYCH
a krążą już wokół najdalszych szczytów
Podajcie, podajcie ręce,
7540na pląs słoneczny, radosny;
w uczuć najświętszych podzięce
hymn zaśpiewajmy miłosny.
Wzmocnionych w wiedzy Bożej,
niechaj nas ufność otoczy —
7545komu hołd serce złoży,
tego obaczą oczy.
ANIOŁOWIE
w wyższej unoszą się atmosferze, z duszą Fausta
Wyzuty ze złych obierzy
[600], szlachetny duch wśród ludzi,
„zbawion być może, kto się dążeniem wieczystym trudzi”.
A jeśli miłość ma go w swej pieczy płynąca z góry,
7550witać go będą słowem serdecznym anielskie chóry.
CHÓR ANIOŁÓW MŁODSZYCH
O, miłujące służki święte!
Te róże z waszych rąk wyrosłe,
pomogły siły zmóc przeklęte,
zakończyć dzieło wzniosłe!
7555Skarb wielki, dusza zratowana!
Sypiemy — źli uchodzą zgrają,
trafiamy — diabły uciekają —
skruszona moc szatana!
Zamiast piekielnej, zwykłej kary,
7560miłosną gniemy złych udręką;
nawet szatański mistrz ów stary
na wskroś rażony męką!
Zwycięstwo!!
CHÓR ANIOŁÓW DOSKONALSZYCH
Z wielkim ducha udręczeniem
7565dźwigamy brzemię ziemskości,
choć się przepali płomieniem,
nie zyszcze
[601] bielistości.
Gdy wielka ducha potęga
zwaśnione żywioły
7570skupi, posprzęga —
nie rozdzielą tej spójni Boże anioły.
Zjednanej dwoistości
święty zespole —
jedynie moc wiecznej miłości
7575rozróżnić ciebie zdole
[602]!
CHÓR ANIOŁÓW MŁODSZYCH
We mgle srebrzystej
ku nam pospiesza
orszak przeczysty:
duszyczek rzesza.
7580Z obłocznych wianków,
kręgi świetlnemi,
świętych młodzianków
już zbytych ziemi —
orszak radosny
7585mknie w woni kwiatów
z tej nowej wiosny
wzwyżonych światów!
Niechaj tej duszy
pierwsze ocknienie
7590z nimi wyruszy
w wieczne zbawienie!
CHŁOPIĘTA ZBAWIONE
Z radością ją przyjmujemy!
Ożyje w łasce zbawienia,
a my wraz z nią osiągniemy
7595anielskie uświęcenia.
Zluźnijcie ziemskie spowicia,
które ją omotały!
Jakże ci piękny, wspaniały
przeczuciem świętego życia!
DOCTOR MARIANUS
w sferze najwyższej i najczystszej
7600
Wzrok sięga za ziemi granice,
duch mój wiecznością natchniony.
Zbawione pokutnice
w niebiańskie lecą strony.
A w świętych niewiast chorale —
7605to Ona! — W blasku i w chwale!
W gwieździstym wieńcu jej głowa,
to Ona! — Niebios Królowa!
w zachwycie
Pod baldachimem błękitu,
zwróć ku mnie świetlane lice —!
7610Zwól
[603], Pani, bym spłonął z zachwytu
i pojął Twe tajemnice.
Zwól — niech tęsknotą człowieczą
serce zamierające —
błogosławieństwem uleczą
7615Twe dłonie miłujące.
Na Twe rozkazy, Władczyni,
rycerze, idziemy do boju;
lecz wielka cisza się czyni
na jedno Twe słowo pokoju.
7620Dziewico, bez zmazy poczęta,
o, Matko miłująca,
Królowo niepojęta
przy Bogu królująca!
Wkoło się snuje
7625jak mgła wieczorna,
bladych pokutnic
procesja korna.
U stóp Jej świętych
w skrusze klękają,
7630szaty całują,
łaski wołają.
Na wszystkich czekasz cierpliwie,
z miłością wiecznie ofiarną,
przeto grzesznicy skwapliwie
[604]
7635z ufnością ku Tobie się garną.
Cielesną trawiony żądzą,
któż sam okowy jej skruszy?
Ludzie w słabości swej błądzą,
ratunku wołają dla duszy.
7640Upadek na każdym kroku,
jakoż obronim się sami?
zbyt dużo pokus dla wzroku
i lada woń omami.
Otwiera się niebo, zjawia się Mater Gloriosa.
CHÓR POKUTNIC
Królująca w wieczności,
7645zdrowaś Maryjo!
Łaski pełna, miłości
prośbą nie gardź niczyją.
W Tobie nasza obrona,
Maryjo Bogiem sławiona.
MAGNA PECCATRIX
7650Przez miłość a przez łzy moje
na nogi Syna wylane,
jako balsamiczne zdroje
— łzy wyszydzone, wyśmiane —;
przez alabastry przeźrocze,
7655z których się wonie sączyły,
przez miękkie moje warkocze,
co święte stopy suszyły —
MULIER SAMARITANA
przez studnię, co ongi trzody
poiła Abrahamowe,
7660przez wiadro, co darem ochłody
skrzepiło usta Synowe,
przez źródło wielkie i czyste,
co w swej urodzie bogatej
opływa świetlane, wieczyste
7665w krąg wszystkie światy —
MARIA AEGYPTIACA
przez to miejsce święte, zbawcze,
kędy Pan nasz w grobie leży,
przez to ramię ostrzegawcze,
co wstrzymało mnie u dźwierzy
[605],
7670przez czterdziestoletnie trwanie
w pokucie sobie zadanej,
przez to szczęsne pożegnanie —
przez ten list w piasku pisany —
RAZEM
jako nie skąpisz miłości,
7675największe krzepisz grzesznice
i wiedziesz do wieczności
skruszone pokutnice —
tak oto wybacz tej duszy,
która raz jeden zbłądziła,
7680co w życia zgubionej głuszy
nie wiedziała, że grzeszyła!
UNA POENITENTIUM[606]
no ziemi zwana Małgorzatą
w przytuleniu kornym
O, Promienista!
Matko przeczysta!
Ku memu szczęściu
7685wzrok Twój się zwraca!
Umiłowany,
już nie stroskany
do mnie z dni dawnych powraca.
CHŁOPIĘTA ZBAWIONE
zbliżają się lotem kolistym
Przerasta nas mocą bezmierną
7690w nowego życia rozkwicie,
opiekę naszą wierną
wynagrodzi sowicie.
Nas w najrychliwszym przedświcie
z ziemskiej zwołano miedzy,
7695on poznał do głębi życie,
on nam udzieli wiedzy.
POKUTNICA
na ziemi zwana Małgorzatą
Już w duchów przystanął zachwycie,
wszedł w przebyt niepojęty!
Zaledwie przeczuł nowe życie,
7700rozgorzał w glorii rzeszy świętej.
Spójrz! — Zrzuca więzy swej ziemskości
i odzież starą zmienia —
już w eterycznej świetlistości
jutrznianą młodość wypromienia.
7705Zwól, niech go wiedza ma pokrzepia,
jeszcze go nowy dzień oślepia.
MATER GLORIOSA
Pójdź! — Niech w wyżynach duch twój krąży!
Jeśli przeczuje cię — podąży.
DOCTOR MARIANUS
krzyżem leży; rozmodlony
Zwróćcie oczy ku zbawieniu
7710w rozmodlonej skrusze,
w bogobojnym dziękczynieniu
rozpłomieńcie dusze.
Chwalcie korną serca mową,
myślą i czynami —
7715Pannę, Matkę i Królową!
O, módl się za nami!
CHORUS MYSTICUS
Przemijające — odblaskiem pełni;
niedosiężone — tutaj się spełni;
niewysłowione — tutaj się głosi;
7720wieczna kobiecość zbawia i wznosi.
Tak więc tragiczne kończę widowisko,
nie bez rosnącej we mnie lękliwości;
za mną zawrotne ludzkich burz kolisko,
już nie dosięże mnie przemoc ciemności.
7725Któż rad odtwarza uczuć bojowisko,
gdy go już droga wiedzie do jasności?
Niech więc barbarzyństw rubaszności zgasną
wraz z czarnoksięską drogą nazbyt ciasną.
Niechaj i wreszcie z dobrymi cieniami
7730zły duch przepadnie w zapomnieniu głuchem,
z którym się chętnie młodość żeni snami,
co mi w zaraniu wrogiem był i druhem.
Żegnajmy wszystko, co już poza nami —
i na wschód słońca mocnym lećmy duchem.
7735Wszelkim wyprawom niech Muzy przewodzą,
miłość i przyjaźń niech nam życie słodzą.
Z wami po jednym zawsze idę torze,
o, przyjaciele, w wspólności bogatej;
społem czujemy, że braterstwo może
7740z małego kręgu liczne stworzyć światy.
My nie pytamy się w upartym sporze,
przecz
[608] ten niechętny, a ów lodowaty —
czcimy radośnie z myślą równie chrobrą
[609]
antyczność jak i każde nowe dobro.
7745Szczęśliw, kto sztukę, wolność w sobie czuje! —
każdej go wiosny wabi łąk uroda;
kto niezwadzony losem się raduje,
temu trop ducha własnego świat poda.
Żadna przeciwność nóg mu nie skrępuje,
7750wciąż naprzód dąży — bo tak chce przyroda.
Z góry pogłosem dzikie drżą wiszary
[610] —
to ducha czasu butne grzmią fanfary.