1Czekałam w jego mieszkaniu: kuchnia
z balkonowym oknem, uchylone drzwi do pokoju, cień.
Z blatu stołu wzrok zszedł na deski podłogi
i niżej, za okno, na chodnik. Gęste drzewa, ławki.
5Na niebie czerwonawe słońce i mgławy, przejrzysty
księżyc.
Zaparzyłam herbaty,
nalałam do szklanki, której nie umył po sobie. Piłam.
Piłam, robiło się ciemno i chłodno. Zamknęłam okno.
10
Kuchnia
zwarła się: ściany objęły zlew, stół, duży
ciemny kredens. Granatowy prostokąt szyby
odbijał to wszystko
a ja, patrząc w ten zaciemniony, pomniejszony
15
obraz
nieruchomiałam — żeby go nie mącić. Zatracająca się gdzieś
kopia wnętrza kabiny.
Pojazd rozsypany w przestrzeni.
Pamiątka. Smutna
20jak blaszany dźwięk zawieszony nad pustą drogą.
Ciągnące,
straszne pragnienie przywołania kogoś, kto znał
naszą cywilizację, czas, miejsca. Sens. Ach, bliskość,
bliźnię —
25W pokoju zapaliłam lampę. Wszystkie rzeczy
pojawiły się nie stykając się ze mną:
— Czy wyrzekacie się jej? — Wyrzekamy. — Człowieku,
opuść te stworzenia —
Włączyłam telewizor i wlazłam
30na niepościelony tapczan. I jakbym tkwiła w próżni.
Na ekranie
frunęły
wyniośle zarzucone włosy. Przegięte plecy, szarpnięcie tyłkiem klaśnięcie —
odkopnięte mocno falbany sukni
35opadają powoli. Stopy drobno uderzające
w podłogę. Przerwa: napięta i wysoka wieża. Przerwa:
jęk — pchnięcie — jęk —
— Hiszpańska tancerka —
powiedziałam głośno. Nie zrozumiałam
40co mówię. Z Andaluzji — pomyślałam. Z musującą od niepokoju drętwotą
napisałam w myślach: Co ja robię? Co —
zdejmujesz ze świata warstwy
sens, los, ciągłość, ruch; wszystko
do gołej kości
45własnej czaszki. Której też nie uwierzysz. Osiągasz
zero wyobraźni. Zamknij
uroczne oczy. Zamknęłam. Naciągnęłam kołdrę,
było mi zimno. Wtedy trzasnęły drzwi. Przyszedł.
Zlazłam
50z tapczanu, otarłam spocone dłonie o spódnicę,
zajrzałam do kuchni: pił swojo-moją herbatę
na stojąco, z torbą w ręku. W szybie odbijała się kabina
kuchni z nim i ze mną, z głębi pokoju
promieniował
55obraz tancerki. Odwrócił się i powiedział
coś:
ratuj
albo
ratunek.