1
Wielki cień chmury, ciągnąc go na wzgórza,
Zetknięte z niebem, co życie, gasnące
Pod barw przymusem — w głąb marzeń przedłuża,
5Aby dowidzieć poprzez dale puste
Jedyną wokół purpurową chustę
Dziewczyny, która swych dłoni oplotem
Kolana zgodnie wgarnęła pod brodę
I coraz bardziej pod niebios namiotem
10Samotniejąca w tę dal i pogodę,
Od dawna ruchu i snu nie odmienia,
Chłonąc czar drętwy samego patrzenia
We wszystko naraz, w nic zasię
[1] z osobna,
Wpobok
[2], zaledwo
[3] do siebie podobna,
15
ZwierzęWyolbrzymiona wobec próżni świata,
Krowa się w świetle różowi łaciata,
Co jednym rogiem pół słońca odkrawa,
A drugim wadzi o daleką gruszę…
Sennych owadów nieprzytomna wrzawa
20Umacnia pustkę i podsyca głuszę
[4],
Wspartą na stogach, powiązanych w drągi.
Wieczór
Kolejne idą nad polem przeciągi
Tchu ziół dalekich, zaprawnego
[5] potem
Zoranej ziemi, co — tknięta wron lotem —
25Paruje ciężko i chłodnieje z wolna.
Na widnokresie
[6] jakaś mgła dowolna,
Cień, niemający przyczyn wśród przestworu
[7],
Rośnie, by zwiększyć potęgę wieczoru,
I wśród rosnących z nim razem bezmiarów
30Dziwnie brzmią zgiełki świerszczących komarów.