1coś co zmienia punkt widzenia jak 200 watowa żarówka ciąg nie dotrzymanych umów
obietnic terminów jak termity lęgnące się w głowie jak głaskanie po włosach kolejnych
prezydentów posłów raz na kadencję zmieniających tonację w dur
brzuszny i zgrzytanie niesmarowanych pieniędzmi z reklamy trybów
5pręgierzy trybunałów wewnątrz i zewnątrz ogolonej głowy rekruta
zatrutych jestem pragmatykiem mówi co oznacza praktyczną gramotność
szczęśliwe zramolenie spanie do piątej rano i świeży oddech pora
z selerem selenem snem se m
niech gruchnie ta klatka ze światłem i niech zmieni się pryzmatem
10przez który patrząc zupełnie inaczej pomyślimy o tym wszystkim
ta nadzieja wszystkich etosowców ludzi o zbyt dużej głowie i
zaskakująco małym wyczuciu taktu społecznego który rytmicznie
połyka prawie wszystkich i wszystkie pierwsze
naiwne myśli co jest co co co
15dobrze to tylko kolejna perseweracja kolejny ślepy zaułek ciągu myśli
teraz już się nie dam już będzie dobrze już wiem że jest po prostu źle
zacząłem od samego początku że pociąg do pięknych brzmień nie zastąpi
tylko nadepnie rozplaska blask klakierów i dekoratorów mój język dogoni go
i obejmie jak klamra jak spoiwo zatrzyma nie pozwoli uciec rozpłynąć do
20kanałów zamknąć wszystkie wielkoformatowe zawory kulowe skulić się nie pa
trzeć ten blask uciekł tak daleko by nas nie oślepić nie olśnić byliśmy jesteśmy
będziemy się kulgać ze śmiechu jak nas okpiono i kopano
kto nas prześladuje i prześwietla oby był błogosławiony
musiałem stanąć z tobą twarzą w twarz nosem w nos zębem za zęby językiem
25po czole włosach szyi i dalej zgodnie z logiką
i nic z ciebie nie zrozumiałem
i z siebie
i logiki
bezradność opuszczająca moje ręce w kierunku jądra rzeczy ciekawość którą trudno
30i nudno wtłoczyć w cienkie rurki norm ram i mar które żyją na mózgach umysłach i nawet
(choć to słowo dawno wyszło z życia i jest naocznym typem idealnym bez żadnego desygnatu
karabinu do zabijania niedowiarków niewiernych miernych i marnych
i niemierzalnych i) duszy mężatki z dwojgiem dzieci która pewnego dnia
wstaje zza stołu od komputera taśmy montażowej biurka i bura
35idzie i naburmuszona w stronę najbliższego jej oczom wyjścia
ewakuacyjnego oczywisty sytuacyjny protest sprzeciw przejście na stronę opozycji
gra w piłkę rozdanie podanie o przeniesienie wyciąg z konta i wyciągnięte ręce
nogi półka z fiszkami stan badań błogosławiony trybunał stanu i standard wyjątkowy na szczęście
pani sprawę rozpatrzono na strzępy ale pozytywnie rozproszono między ludzi
40którzy przyjdą się źle bawić grać w karty
dań tańczyć dancing i cafe cologne wielki bal z otwarcia
ognia i wody stołowej zza którego dopiero co wstaliśmy ale
to już pani nie dotyczy pani status jest wyjątkowy a tatuś nie przypomina dzieci
om nic znanego wcześniej
45niż zdołaliśmy o uciekinierze pomyśleć
stara wiara mówiła z pewnością w głosie
da się wyróżnić elementy porządku nadprzyrodzonego to nie tylko mentalne
zjawisko to fakt niewzruszony bez żadnych uczuć prawo
objawienie spotkanie nie wymaga wzruszeń tylko porządku
50podporządkowania żółte znaki ostrzegawcze odwrócony do góry dnem trójkąt wiadro
ostrzegawczy znak stop a dalej mówiła wiara rozum nie jest bezkresny jeśli tej zimowej kampanii
tej zmowy zgody przyrody z przyrodzonym nam poczuciem godności mocarstwowej nie da
się wygrać to odwrót rojem pod pewnym kątem patrzenia to lepiej
mocniej ale żadnego poczucia winy
55kolejny ze świtów drapie ja lekko uniesiony
świadek dużych złości i uzasadnionych pretensji kwitnących słów
sadzonek bez szans na zło czy dobro fabuły ociekające
potem świat czy antyświat dożywany powoli i bezwolnie trochę
ekstrawagancji wakacje od pracy praca w wakacje prasa codzienna
60wyciskająca z czoła małe słone krople tyle się trzeba było najeść
tyle wstydu ale tego nikt nie powie nie powierzy wstyd wstydu
samozaciskająca pętla pluskanie w butach ta druga strona
błękitnej metalicznej kuli
frazy o których prawie zapomniałem zwoje map bezkreśnie wypełnianych przez kartografów
65nadprzyrodzone ręce mapy oplatające rzeczywistość jej kopią
kalką technicznym żargonem tych kilku liczących się języków
liżących demony maxwella
[3] po brudnych zapracowanych brodach niewierna więc pociągająca
namiastka szwadronów dźwięków i pustyń koloru
i piwnice zamknięte za powiekami loki dymu znaczącego siną farbą braki w tlenie
70baraki powiedzeń znaków i tymczasowe zatrzymanie czasu
akcji na rzecz con templum
tego dość żenującego królestwa i partackiej sprawczości popartej szumnym sprawozdaniem
stosownie do kondycji i treningu
już już starczy ten tren musi się skończyć
75skoczyć w niebyt zostawić odrobinę posadzki terrrakoty linoleum ziemi
której proste zasadnicze linie mają jeszcze wiele innych perspektyw
unikać ludzi i skazać się na galerię typów mówisz
stateczny ojciec dzieciom będący jednocześnie dynamicznym biznesmenem
niezatapialna telewizja klasy średniej i wagi przyciężkawej
80ciążowe sukienki i przerażające dane statystyczne
dynamo-dzieci pożerające produkt krajowy brud
na papieże umysłu trzeba mieć metodę
togę kombinezon skafander osłonięty pleksiglasem nos nie rozglądać się
do przodu cordon sanitaire mózgu
85skazać się na galery statki szaleńców infamię ograniczenie wolności
to bezcenne bezecne ta wiara w pierwsze zasady i kwasy pruskie
ostateczne rozwiązania i rozwiązłe ostatki
halsem przez rozbiegane oczy rozpierzchnięte usta rozdarte nozdrza
to ciągle te same twarze i te same myśli którym coś się stało
90a zaczęło się jak zawsze od języka wysuwanego powoli
na pozycje zasady naczelnej
w gardło zapchać słowa samymi sobą
spetryfikować sny i sunąć w martwicę białej poparzonej snami skóry
rzeczy dźwięku
95to okazało się nagle wyjściem awaryjnym język ujściem dusznej rzeki
pomarańczowymi językami ognia i językami pon
tonów kamiennych słów
na tym statku statecznie odkrywała się
uderzenie po uderzeniu jak archeologia
100bramka znaczenia to znaczy dla mnie więcej
niż myślisz niż jesteś w stanie pomyśleć
znaki tak stare nie udają
nikt nie ma złudzeń
nie przekraczają barier dźwięku i artykulacji
105są jak puszka
muszkat uniesiony w powietrze
lewitujący mózg rzesza moich uniesień
zamknięta w stałych
związkach
110niezbyt frazeologicznych
zawsze urwaną frazą
„koniec — aktorzy — są niepotrzebni w tej sztuce
latania — wypowiem to jasno i prosto —
jak pęk granatów myśl rzucę
115a ta — jak bunkier wiadomością radosną
wybuchnie i runą tłumy w ramiona wieczystym obłędom
i w wieczystym tańcu — na scenie pozostanie
smutny samotnie brzęczący łańcuch”
dobrze nic nie będę rzucać mięsa
120na rynek kartek na przemiał głowy na tory serca na pożarcie panzernym brykietom ognia
jestem umiarkowany jak ubek i jak ubikacja wierny przesądom
mój język zostanie pokaleczony będę owijał głową bandażem elastycznym
(co słowo tysiąc wersów)
pokornie pokornie w końcu nie posunąłem się ciągle o krok
125zaparzam herbatę w szklance kalkuluję samochód
nieuchwytne choć ociera się o szyję nie może przeciąć skóry i głowa
trzyma się ciągle prosto
niech opadnie ta głowa i głos mi się podniesie do stanu krzyku