Spis treści
O zapadłej karczmie(Boguchwalski dzwon)Opracowano na podstawie bajki ludowej O nazwie wsi Boguchwała. Zapadła karczma opowiedzianej przez Stefanię Budę
1Przed dawnymi laty ta wieś, co dziś się nazywa Boguchwała, nosiła inną nazwę. Zwano ją Pietraszewice, od imienia jednego z jej właścicieli. I była też w tej wsi karczma, ale jak się nazywała, to nikt nie pamiętał, bo wszyscy nazywali ją przeklętą, albo „Pod Antychrystem”, a to dlatego, że straszne się w niej działy bezeceństwa i zbrodnie. Niejeden podróżny, co do karczmy na nocleg zajechał, żywy już z niej nie wyszedł. A powiadali, że nie tylko podli ludzie, ale też i siły nieczyste tam przebywały, diabły, wiedźmy i demony urządzały tam nieraz swoje hulanki i pikniki.
2Toteż nieraz dobiegały z karczmy hałasy, krzyki jakieś i wycia potępieńcze. A kiedy odzywał się dzwon z kościoła, co stał niedaleko od karczmy, wcale te straszne odgłosy nie cichły, przeciwnie, jeszcze głośniej coś tam się łomotało i tłukło!
3Pewnego razu zatrzymał się w tej karczmie wędrowiec jadący z daleka. Tu bowiem, z biegiem Wisłoka, przechodziły szlaki handlowe prowadzące aż na Węgry i dalej na południe. Podróżny nic nie wiedział o złej sławie karczmy, bo przecież z daleka przybył. Toteż izbę na nocleg wynajął, a że był człowiekiem pobożnym, zaraz gdy tylko rękawice ściągnął i miecz odpasał, uklęknął do pacierza, aby za drogę szczęśliwie dotąd przebytą Bogu podziękować.
4Jednak ledwo modlitwę rozpoczął, ściany się zatrzęsły, huknęło coś wokół, że aż zadrżał podróżny ze strachu.
5— Ratuj mnie, Panie Boże! — zawołał.
6 7— Zbieraj się czym prędzej, siadaj na konia i uciekaj stąd!
8Wybiegł podróżny z karczmy, na swego konia wskoczył i w popłochu na wschód popędził. A od zachodu niebo sczerniało, wielkimi chmurzyskami się zaniosło. Chmury walą o siebie pękatymi brzuchami, grzmi, pioruny tłuką jeden za drugim. Pędzi więc podróżny, konia pogania, żeby przed tą burzą umknąć.
9Ale nagle, w jednej chwili, wszystko ucichło. Rozgląda się wokół, niebo czyste, żadnych chmur nie ma, nawet słońce świeci. Już po burzy.
10Odetchnął podróżny z ulgą, uspokoił się i wtedy przypomniał sobie, że w karczmie na stole zostawił swoje rękawice i miecz. Zawrócił więc konia i ruszył z powrotem do Pietraszówki, żeby je zabrać.
11Dojeżdża do wsi, a tu ani karczmy, ani kościoła nie ma, tylko woda wielka wokół. Rzeka Wisłok wylała potężnie, pędzą wzburzone fale i nagle — cóż widzi? Z prądem niesiony na wodzie płynie stół z karczmy, a na blacie leżą jego rękawice i miecz!
12Zrozumiał podróżny, że i on sam byłby w kipieli wodnej zginął, gdyby go głos Boga w porę nie uratował. Przeżegnał się więc tylko pobożnie i w dalszą drogę ruszył.
13Od tego zdarzenia minęły długie lata. Wisłok powrócił z wolna do swego dawnego koryta, rozlewisko trzciną i sitowiem zarosło, kościół ludzie odbudowali niedaleko na wzgórzu.
14Pewnego dnia świniarka, która pasła świnie na łące, zobaczyła, że jedna z jej podopiecznych odłączyła się od stadka i coś tam wygrzebuje na rozlewisku. Pobiegła więc za nią i patrzy, a tu z błota i sitowia jakiś kształt się odsłonił, coś jakby kociołek jakiś czy rondel?
15Zaciekawiona, przyniosła wody z Wisłoka, zaczęła ten dziwny kształt polewać, trawą i sitowiem czyścić, patykiem oskrobywać. Kawałek tylko udało jej się odkryć i od razu poznała, że to nie garnek żaden, tylko dzwon w błocie zagrzebany leży!
16Pobiegła więc do wsi i ludzi zwołała. Przybiegli chłopi, co niedaleko na polu pracowali, i z ciekawością dzwon oglądają, próbują go z błota wydobyć. Ale gdzie tam! Dzwon ani drgnie!
17— Do kościoła trzeba pobiec, proboszcza zawołać! — radzi jeden.
18— Oj, obędzie się bez proboszcza, sami poradzimy! — woła inny.
19A był to spryciarz jakiś, co miał nadzieję dzwon dla siebie wyciągnąć i za dobre pieniądze go sprzedać. Sprowadził więc zaraz wóz i parę mocnych koni, dzwon za ucho liną przywiązał i zabrał się go wyciągać.
20Ale choć konie ciągnęły z całych sił, zapierając się kopytami, a jeszcze chłop je batem ponaglał, dzwon tkwił dalej w błocie jak zamurowany i nie dał się ruszyć ani odrobinę.
21— Czekaj no, jak żeś taki uparty, to ja ci też pokażę! — mruknął gospodarz i sprowadził ze wsi jeszcze dwa konie.
22Teraz już czwórka koni z całą mocą ciągnęła linę, aż ta w końcu — trach! Zerwała się. Konie wyrwały naprzód, przewracając i ciągnąc za sobą woźnicę, a dzwon nawet nie drgnął.
23No cóż, trzeba było zatem pójść po proboszcza. Przyszedł ksiądz proboszcz z organistą, dzwon przeżegnał, wodą święconą pokropił i mówi do organisty:
24— Spróbuj teraz, z Bożą pomocą!
25Chwycił organista dzwon za ucho, a dzwon, jakby sam tego chciał, lekko z ziemi wyskoczył. I tak łatwo organista go podniósł, że nawet drugiej ręki nie musiał użyć.
26Załadowali dzwon na wózek, powieźli do kościoła i zawiesili na dzwonnicy. Od tej pory złowrogie moce opuściły już Pietraszówkę, a mieszkańcy na pamiątkę tego zdarzenia nazwali swoją wieś Boguchwała i tę nazwę nosi ona po dziś dzień.
27A kto uważnie słucha głosu kościelnego dzwonu, usłyszeć może takie słowa: