Fryderyk Schiller
Zbójcy
FRANCISZEK
O jakże w dziesięcioro i znowu w dziesięcioro tę bezczelność ukaram! Nie...
O jakże w dziesięcioro i znowu w dziesięcioro tę bezczelność ukaram! Nie...
Jest tam grono oficerów kawalerii —
Aha.
Opowiadają sobie swe przygody miłosne...
Gdybyśmy w tych pięciu latach, któreśmy razem przeżyli, nie zapominali czasem, że jesteśmy w sobie...
Jeżeli mam prawdę powiedzieć, miłość za dnia czymś okropnym, zdaje mi się czymś okropnym...
Co to znaczy pojutrze? Była przecież mowa o dzisiejszym wieczorze.
To by nie...
Trzymaj się mocno.
Nie bój się…
Na ławce byłoby lepiej.
Tu...
Ale, panie Franciszku, proszę pana, la Boga świętego, żebym to… była wiedziała… och… och...
Alfredzie… Alfredzie!!!
Emmo…
Zanadto cię kocham… jestem jak nieprzytomny.
Dobrze. Więc jeszcze pięć minut. Ale musisz mi przyrzec… nie ruszać się wcale...
Och, jak pewnie, jak błogo czuje się człowiek w takich objęciach. Czemuż cię dzieckiem...