- Anioł: 1
- Bóg: 1
- Burza: 1
- Ciało: 1 2 3 4 5
- Ciemność: 1
- Cierpienie: 1
- Czas: 1
- Drzewo: 1
- Duch: 1 2 3 4 5 6
- Góra: 1 2 3 4 5 6 7
- Kondycja ludzka: 1 2
- Kuszenie: 1
- Las: 1
- Łzy: 1 2
- Muzyka: 1
- Natura: 1
- Nieśmiertelność: 1
- Obraz świata: 1 2 3 4
- Okręt: 1
- Otchłań: 1 2
- Podróż: 1
- Pozory: 1 2
- Przestrzeń: 1
- Ptak: 1
- Rozpacz: 1 2
- Sen: 1 2 3
- Strach: 1
- Stworzenie: 1
- Śmiech: 1 2
- Śmierć: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
- Światło: 1 2
- Tajemnica: 1
- Vanitas: 1
- Walka: 1
- Wąż: 1
- Woda: 1 2 3
- Zwątpienie: 1
- Życie snem: 1 2
- Żywioły: 1
Jan KasprowiczNad przepaściamiI
I
1
Spadają w głąb bezdenną,
Gdzie fale mgławic wicher zwiał
W toń nieruchomą, senną.
5W słońcu goreje szczytów skroń,
Smug opalowy spada
W mgieł nieruchomą, senną toń,
Gdzie śmierć spoczywa blada.
Lśni się w opalach wiewny puch
10Mgły błękitnawo–mlecznej,
Zawisł, jak blask słoneczny.
Ciała przytulił ogrom skał,
W przepaściach śmierć pod nami,
15A duch, zrzuciwszy brzemię ciał,
Zawisł nad przepaściami.
II
GóraNa głaźnych
[2] stokach drzemie las
W błękitnej mgieł oponie —
W ten południowy, cichy czas,
20Co wokół żarem płonie.
Burza waliła kłody,
Szept wysrebrzonej wody.
25
ŚmierćWczoraj z tych bezdni
[3] wyszła śmierć,
Opoki pod nią drżały,
A dziś się skrada na jej perć
[4]
Sierpniowy wiew nieśmiały.
30Pośród urwistych zboczy,
Gdzie wczoraj śmierci groźna dłoń
Gasiła blask przezroczy.
Jako źrenica szklana lśni
Tej ekstatycznej duszy,
35Co pragnie przejrzeć tajność dni
W przyszłości strasznej głuszy.
Co pragnie przeciąć gruby len,
Rozedrzeć mgieł okrycie,
Otaczające — wieczny sen,
40Czy też wieczyste życie?..
III
Zawisnął nieruchomy,
Wpatrzony w światła ciągły ruch,
W słonecznych nieb ogromy.
45Wokół jasności taka moc
Wypełnia widnokręgi,
Jakby świat nie znał, czym jest noc,
Czym skryte jej potęgi.
NaturaNa miękką zieleń halnych łąk,
50Na kamieniste ławy
Blask z niewidzialnych płynie rąk,
Perłowy lub złotawy.
Skrzy się i pali każdy głaz,
55Bór rozbłękitniał, tęczy pas
Wiesza się na urwiska.
Tonie w światłościach ludzki duch,
Jak nurek w mórz głębinie;
Zlewa się razem wzrok i słuch
60Granica zmysłów ginie.
Co było przedtem mocą barw,
Śród falistego drżenia
Staje się dźwiękiem setnych harf,
W melodię się przemienia.
65Ponad przepaście, ponad żleb
[6],
Gdzie śmierć cierpliwa drzemie,
Rozbrzmiały hymny jasnych nieb
I ogarniają ziemię.
70Płynąc falami słońca,
Że trwaniom nie ma końca.
Odradzający wiarą —,
75Że tylko życie prawdą jest,
A śmierć jest złudną marą.
Śpiewa, akordów dziwny tok
Śląc na promienne drogi,
Że złudą tylko cień i mrok,
80Że płód to ludzkiej trwogi.
Że prawdą światło, pełne łask,
Że nad tych dni zamętem
W spokój swój każdy łączy blask
W Wieczystym, w Niepojętem.
85I dalej śpiewa złota pieśń,
Mknąc znikającym łanem,
Że widomego świata cieśń
Rozszerza się w Nieznanem.
CiałoW nieznanym oku ziemskich dusz,
90Spowitych w ciał osłony,
Ćmiące niezgasłych odblask zórz,
Z bożego tchu zrodzony.
Ale kto starga przędzę ciał,
Ten, pijąc z czar zachwytu,
95Będzie świadomość jasną miał
Bezkresowego bytu…
IV
Otula strome głazy,
SenA duch nad mgłami zapadł w sen,
100W promienny sen ekstazy.
Ponad skalisty wzniósł się loch,
Nad śmierci żlebne cienie,
CiałoStracił sprzed oczu ciała proch,
Wieczności ma widzenie.
105Kroplą dżdżu wrócił do swych mórz,
Do pierwotnego łona:
Gdzież przestrzeń określona?
W bezmiarze świetlnych tęcz i łun,
110W błękitów, w barw bezkresie
Cicho sferycznych nuta strun
W słodkich się szumach niesie.
Nie skłóci w tym bezmiarze,
115Gdzie bezkresowy twórczy byt
Rozlewa swe miraże.
Gdzie tajemniczy, wielki „on”,
Obcy ziemskiemu oku,
Wysnuwa z siebie plonów plon
120W nieustającym toku.
Gdzie „on”, co jeden jest i wraz
Milionem jest milionów,
Wchłania znów w siebie w ciągły czas.
Pierwiastki swoich plonów.
125I, niby świetlny, wiewny puch,
Wzniósłszy się do tych szczytów
SenWe śnie ekstazy, ludzki duch
Stapia się z bytem bytów.
Ale jak kropla blask ma swój
130W blaskach wielkiego morza,
Gdy na nie ogni złoty zdrój
Poranna zleje zorza:
ŚwiatłoTak duch swym własnym światłem lśni,
W światłości tej bezkresie,
135Co jest początkiem ziemskich dni,
Co źródłem życia zwie się.
Dziwnych zespoleń święty chrzest
Natury mu nie zmienia:
On czuje rozkosz, że on jest,
140I rozkosz ma tworzenia.
On ma świadomość swoich sił,
On wie, że wnika wszędzie,
Że mu początek obcy był,
Że końca mieć nie będzie.
145On w skojarzeniu widzi tem,
Że, jako on, świadomie
Wypełnia ogrom swoim tchem
I mieści się w atomie.
W ten bezgraniczny wszedłszy chram,
150On dzisiaj czuje w sobie,
Że żyje dalej w nim, co tam
W ponurym legło grobie:
Słońca i gwiazdy, które już
Zagasły ludzkim oczom,
155Ognie rozpierzchłych dawno zórz
W nim swoje blaski toczą.
Długich pokoleń rojny tłum,
Co zginął w czasu fali,
Zgniłych już dębów zgłuchły szum
160W nim ciągle żyje dalej.
Barwy zdeptanych dawno ziół,
Traw pokoszonych wonie,
Wody, po których został muł,
Wciąż żyją w jego łonie.
165Myśl, co rozparła ludzki mózg,
I instynkt, co był w płazie,
Wielkie uczucie, co od rózg
Zginęło jak w ekstazie;
Wola i zmarły odruch ciał,
170Bytów materia wszystka,
Szept, co go z wargi powiew zwiał,
Przelotne drgnięcie listka:
Cały ten bezmiar, bezlik ten
Życioświadczego ruchu,
175Co tam snać
[7] w wieczny zapadł sen,
Tu wiecznie żyje w duchu.
I on, zlan z bytów bytem on,
On, co w tworzenia niebie
Wysnuwa z siebie plonów plon
180I znów go wchłania w siebie
[8] —
Zrzuciwszy ciał okrycie,
On wie, że złudą li jest śmierć,
A zasię prawdą: życie!
V
185
Nad śmierci mgławe cienie
Duch się unosi — duch, co miał
Wieczności przywidzenie.
Wzniósł się, jak gdyby w blasku zórz,
190Nad przepaść, nad głęboką,
Ciche się cienie wloką.
Pną się w promienny, stromy szczyt,
Nad żleby, ponad granie —
195W górę, gdzie wieczny dzierży byt
Nad śmiercią panowanie.
Tak się leniwie pną w ten smug,
Z słonecznych skier utkany,
Jak gdyby miały u swych nóg
200Ciężary i kajdany.
Tak się czepiają ostrych ścian,
Tak przy tym kurczą ręce,
Jak pod pieczeniem krwawych ran,
Jak w boleściwej męce.
205Tak odwracają błędny wzrok,
Snać bielmem przysłonięty,
Jak gdyby wrogów czarny tłok
Nastawał im na pięty.
Nieraz się potkną, tak się pnąc
210Tą przepaścistą percią,
Opiłe winem szczytnych żądz,
By górę wziąć nad śmiercią…
ŚmiechNieraz się potkną — wtedy śmiech
Rozlega się w przestworzu
215Tysiącem strasznych, dzikich ech,
Jak echa burz na morzu.
Jak przeraźliwe echa burz,
Gdy z nieb padają gromy,
A wielkie statki idą już
220Na drzazgi i na złomy.
ŚmierćTo śmierć wysłała z swoich nor
Widm rozpętane moce
Na ten urwisty, skalny tor,
Skąd wieczny byt migoce;
225
PtakTo niepewności straszny ptak
Bije ciemnymi pióry:
Cień jego pada na ten szlak,
Co wiedzie w jasne góry.
CiałoWyrzut się zrywa, niby szał,
230Zadaje duszom razy,
Że obłamują kwiat swych ciał
O te krzemienne głazy.
Że pnąc się w sfery marnych złud,
Nie pomną w swej podróży,
235Iż ten nadludzki, płonny trud
Rozkwitom ciał nie służy.
Niby potworna żmija,
Ten swój oślizły pręży krąg,
W dusze się żądłem wpija.
240Wpija się w duszę olbrzym wąż,
Ze swojej rad zdobyczy,
Wyrywa wszystką siły miąż
[9]
I syczy, syczy, syczy…
Syczy, że wieki ziemski lud
245Wyprawiał swe wybrance
Do tych tajemnych życia wrót,
Na te zawrotne krańce.
I że już długich wieków wiek,
Wspinając się daremnie,
250Upadał w przepaść słaby człek,
W jej nieprzejrzane ciemnie.
Że do padolnych tylko niw
Przyrosły byt człowieka:
Tu on kwitnący, tu on żyw,
255Aż — końca się doczeka…
I syczy, syczy potwór–gad
Na tej przepastnej perci,
Podlega jednej śmierci.
260Że śmierć nad wszystkim tron ma swój,
Owity w groźne cienie,
Że zmienia wszystko w rozkład, w gnój
I w mrok i w zapomnienie.
Tak syczy… syczy… na ten syk,
265Wijący się u zboczy,
StrachTrwoga wyrzuca z siebie krzyk,
Z ust białą pianę toczy
W ślady błędnego grona,
270Wykrzywia z śmiechu bladą twarz,
Wykręca swe ramiona…
VI
Straszna świadomość końca —
Zmieniają w zamęt cichy czas
275Południowego słońca.
Syk, krzyk, płacz, jęk i szału śmiech
I westchnień szept głęboki
GóraLeją się ciężką falą ech
Na szczyty i na stoki.
280
ŁzyZ każdego żlebu ciemnych gór,
Z każdej przepaści mgławej
Jęk się dobywa: wzdycha bór
I płacze pas siklawy.
Potok odbrzmiewa jęków tchom,
285Cały w łkających pianach;
Szaleje głazów szary złom,
Skacząc po zdartych ścianach.
Z opocznych szczelin
[10], z skrytych jam,
Z wnętrza ponurej puszczy,
290Jak długie pasmo mgławych plam,
Snuje się widmo tłuszczy.
Snuje się, wzmaga, gęsty kłąb
Wypełnia przestwór cały;
Szczytów zszarpanych zniknął zrąb,
295Znikły urwiste skały.
Świat na nie spłynął, wszystek świat
Po tych przestworach sunie —
Za nim tysiące idą lat
W rozwianym w krąg całunie.
300
Zlewają się zmroczone:
Ten płacze ojca, a ten w grób
Najdroższą niesie żonę.
Temu już w piersi zbrakło tchnień:
305Na wieki żegna dziecię!
Rośnie łez fala… straszny dzień!…
O świecie! świecie! świecie!
Twojej boleści gdzie jest kres?
Gdzie raju ciche niwy?
310O świecie! świecie! ziemio łez,
O świecie nieszczęśliwy!…
Fala łez rośnie… W bezmiar mórz
Ta fala łez wyrosła…
Chwila — a świat pochłonie już —
315
OkrętA gdzież jest łódź? gdzie wiosła?
ŚmierćBez łodzi, wioseł, w smutku dal
Posępny orszak płynie
Po tym bezmiarze słonych fal,
Po wzdętej łez głębinie.
320Trumny porywa gorzki wir,
W bolesną pędzi sferę;
Za nimi żywy płynie kir
[11]
Płynie — ach! dokąd? gdzież jest kres?
325Kiedyż się ból twój prześni?
O świecie! świecie! ziemio łez!
Kraju pogrzebnej pieśni!
Płynie — ach! dokąd? tam, gdzie łan
Wielkiego cmentarzyska,
330Gdzie myśli ludzkiej kres jest dan,
Gdzie fosfor prawdy błyska.
Gdzie myśl, co biegła w słońca wyż,
Ku niezgłębionej treści,
Płacząc całuje drogi krzyż
335I słania się z boleści.
W żałoby to okrycie,
Przestaje pytać: wieczny sen,
Czy też wieczyste życie?
VII
340
GóraCisza… sierpniowy jasny dzień
Otula widma szczytów
Wiewną powłoką ciepłych tchnień,
Idących z nieb błękitów.
345Wsparty o głaźne ściany,
Śni, marzy, drzemie cichy bór,
W błękitne mgły odziany.
Czasem się ozwie dusza drzew
I z cicha coś poszepce,
350Gdy je pogładzi cichy wiew,
Co skalne trawy depce.
WodaPotok, w słonecznych złocie skier,
Szemrze w kamiennym łożu;
Falami cichy idzie szmer,
355Rozpływa się w przestworzu.
Między szczątkami zdartych pni,
Między szarymi ławy
W cichej kotlinie szkliwość lśni:
Milczące, ciche stawy.
360
Mają te wód źrenice:
Snać kryje głębia stawnych ócz
Niezgadłą tajemnicę!…
365I głaz szczytowy spada
W przepaści cichą, mgławą toń,
Gdzie śmierć spoczywa blada.
CiałoPonad przepaścią, której głąb
Pomroka mgieł schowała,
370Na skał wirchowych wszedłszy zrąb,
Leżą śmiertelne ciała.
DuchDo ciał powrócił ludzki duch —
Dziwną przebywszy drogę,
Spojrzał w przepastnych mgławic puch
375I czuje trwogę — trwogę…