Andrzej SosnowskiŻycie na KoreiŚmierć człowieka nieuformowanego
1
Jest twoja: po prostu uśmiechnij się
do potrzeby uproszczeń, zatrzymaj ciało
poruszając duszę, bo ten zawrót głowy
jest inny niż kiedyś: nie ciężkie sny zimy
5jak loty narciarskie na mamuciej skoczni
ani impet wiosny: raca, szarfa tancerki
strzelająca w mrok, po której sunąłeś
niby po zjeżdżalni wprost w baseny lata.
Jak długo można wędrować po linie?
10Boksujesz się z cieniem i po silnym ciosie
lecisz koziołkując w przestrzeń międzygwiezdną —
szept świata za tobą jak zdyszana lawina.
I odpadasz od spraw, co poczniesz bez spraw
sam jak palec na lodzie? Nasza mowa brzmiała
15„tak, tak” w dobrych chwilach, a gdy było gorzej
„cokolwiek, gdziekolwiek”. I jest coraz gorzej:
przesiadujesz w kurzu przy podmiejskim murze,
podrzucając kamyki jak zbędny zalotnik,
patrzysz w czyste niebo, wspominając chmury,
20nawałnice dawnych spraw i gromkich sensów.
A nocą twoje światło ściąga świat i nic —
tylko pukanie ćmy w szybę i świerszcz
jakby ktoś stąpał w butach z klamerkami.
Chciałbym paść ofiarą dowolnej intrygi.