Maria KonopnickaDamnataVI. Jaśków sen
1
………………………………………
Śniło mi się na zorzę,
Na samiutkie świtanie,
Że po łąkach szedł anioł,
5W prostej, zgrzebnej sukmanie.
A miał nogi on bose,
Na koszuli len szary.
A okrutną niósł kosę,
I z grabliskiem do pary.
10Jak najtęższy dąb w lesie,
Taką ci miał urodę,
I zahuczał jak wicher:
«Będziem mieli pogodę».
I tak przeszedł przez pola,
15Jak ta jasność co błyska,
A precz wołał ku chatom,
— «A wstawajcie, ludziska!»
Aż tu kupa narodu,
Na gościniec się wali…
20Ja za kosę ze ściany,
Kosa ogniem się pali.
— A co kosić będziewa, —
Pyta jeden, to drugi,
— Czy ten łężek pod lasem?
25Czy ten spłacheć od strugi?
A on precz nas prowadzi
Prościusieńko na słońce,
Co już weszło nad ziemię,
W złotych zorzach grające.
30Aż w tę jasność, w tę złotą,
Poszedł naród ów cały,
Tylko krzywe się kosy,
W onym blasku migały.
I wsiąknęli w tę cichość
35W jutrzenkowe to granie…
A sen miałem na zorzę,
Na samiutkie świtanie.