Henryk ZbierzchowskiImpresyeJesienią
1Park drzemie… drzewa, jak schorzałe twarze
Zewsząd zwiędłymi rumieńcami świecą…
Z szelestem szklannym liście zwiędłe lecą,
Patrząc na niebo, co umierać każe…
5O! gdzieś na gwiazdach wicher łka rozpacznie
Wskrzeszając zmarłe, zapomniane głosy…
Już brzozy-płaczki rozpuściły włosy
— Wkrótce się obrzęd pogrzebowy zacznie.
Pomiędzy bagno mętne zardzewiale
[1]
10Ścieżki, jak widma przypadłszy do ziemi,
W pomroku ręce wyciągają białe.
Aż w końcu dwiema liniami jasnemi
W krzyża potworne wyrosły ramiona.
— Chodźmy stąd… cicho… w tej chwili ktoś kona…