Justyna Radczyńska-Misiurewicz5 minut
1Jednak najgorzej, gdy wpadnie się w oko światła, gdy nagle snop wygarnie człowieka
z przyjemnie przykurzonej nory i każe grać całe pięć minut tzw. jego pięć minut.
Z chrypką i tremą kłania się człowiek wpół i wykonuje. Potem przychodzi czas na
podsumowania, nadchodzą komplementy będące wyrazem pozytywnego
5rozczarowania, pytania-zagadki, pojawiające się na wprost równie zagadkowych
odpowiedzi.
Można się przemknąć z powrotem do legowiska i odfajkować, a jednak uczucie
niesprawdzenia się w rzeczywistości lekko niepokoi. Bo martwi to, że chyba się
zapomniało, jak działa jeden uśmiech albo proste słowo połączone z serdecznym
10gestem, nie mówiąc już o komplikacjach, które napotyka się, gdy tylko śmierć
zaświta nam w głowie albo poetyczna kruchość i inne słabości, warte dla nas
najśmielszych pieśni. Wiotkie witki łączące nas ze światem, a zwłaszcza te nici
i przewody, które napawały dumą w czasach, gdy było się jednością z jakąś grupą
formującą karawanę, teraz mają sens symbolicznych kresek, nienaostrzonych nawet
15strzałkami. Jakby to były jakieś zamierzchłe genealogie, a tamci, niezapomniani
przecież ludzie, dalekimi antenatami, pomieszanymi w zbiorowym grobie
i niebudzącymi żywszych wspomnień ani sentymentów.
I nie jest to problem samotności ani zobojętnienia, raczej braków połączeń prywatnej,
witalnej historii z zewnętrzną telenowelą, bo to słowo najlepiej przybliża scenariusz
20rzeczywistości, tej, której udaje się dotknąć, gdy wynurzy się na krótko głowę
z wielkiej wanny, gdy ktoś nas wywoła z sali i sytuacja nakaże nam zachowywać się
odpowiednio.
A prywatna historia ma swój pociągający, pogodny i piękny trakt, który wiedzie przez ulubione krajobrazy, zaznaczone okazami słodkich niespodzianek, gdzie spokojna
miłość jest tkanką światła i nocą nie gaśnie, tylko milczy z czułością i uwagą. Udział bliskich istot jest w nim większy, niż miłych duchów zmarłych, do ich historii się przylega i wie się o nich najwięcej. Od nich też płyną ciepłe przypływy i stałe
25komunikaty świadomości. Nie trzeba przed nimi występować nawet pięciu minut.
Gdyż odkąd się odeszło do odległej, niedostępnej jaskini, żeby wypisać na jej ścianie
wiersz do nieznanych bogów lub siebie samego, nie można znaleźć drogi powrotu,
ale wiersz zostaje bezpiecznie w sekretnym miejscu, na zawsze
zapisany i na zawsze
nieodczytany, mimo to skończony i pełny jak życie, które trwało na przekór
30związkom i motywacjom, a nawet z wątpliwym dla społecznego ogółu pożytkiem.
Praktyczność bowiem jest tajemnicą, zarówno jej mapa, jak i wytyczne.