Justyna Radczyńska-MisiurewiczZa życia nikt
1Za życia nikt nie wyruszyłby w wyboistą drogę z kobietą, która przez ubranie
sprawdza jednym muśnięciem palca sztywność kręgosłupa, choć jest on
najpewniejszą linią ludzkiego ciała. Nikt za nią by nie pożądał, nie śledził jej
posunięć nawet do najbardziej zaawansowanych pozycji. Samo życie dałoby jej
5radę i prelekcję na temat przeżycia, czyli samotnego doświadczenia i przetrwania.
Radosne komunikaty nietrafiające do celu, ale błogosławione ich lotki znaczone
uczuciem, które grzęzły w trawie, choć ich nie znalazł tam ani jeden uśmiech.
Widoczne były jednak kątem oka jak spadające gwiazdy, wśród sennych pyłków
i baniek mydlanych, które wypadały z wysokich pięter, wydmuchiwane przez
10dziecko, badające z przejęciem długości ich życia i krótkiej przygody.
Mimo obojętności liczbowej i niedoceniania na co dzień skarbów sztuki
całkowania
[1], z pomocą nadeszła niezawodna ekspertyza — statystyczny rozdział na
trafione i niezatopione, których nikt jednak nie obserwował dalej. A te, które nie
chciały tonąć, żeglowały niezbicie w stronę chóru i nikomu nie chciały się
15tłumaczyć, jak człowiek śpieszący na próbę generalną, który po drodze nie chce
nawet słyszeć przechodniów, bo oszczędzał głos już w windzie i przedpokoju,
żeby go wydać z siebie w ostatecznym, foremnym wykonaniu, w splendorze
i blasku sceny.
Bo czyż scena nie jest miejscem wiadomości dobrego i złego, sercem i rozumem
20zaistnienia, niebędącego przeżyciem, lecz samodzielnym wyczynem — tą mityczną,
wyniosłą woltą, której w ramach aktualnie panującego DNA zazdroszczą zaocznie
nawet nienarodzone dzieci, w tym także te nie poczęte?
Gdyż ten rodzaj istnienia okazuje się najważniejszym z ostatnio proponowanych
wyników płodnej ewolucji, bo ludność myśli nawet, iż jest to rodzaj wiedzy:
25że warto poćwiczyć lotki, w wątpliwym celu, żeby następnie z brawurą godną
obłąkanego, w ostatniej chwili pozdrawiając fale, spaść z uśmiechem ze skraju
granatowego klifu. Odlecieć w poczucie niechybnego awansu, pozwalając sobie
na chwilową nieobecność, zużytą całkowicie na twórczą cyrkulację, w wyniku
której znów zakwitną na targach książki i róże, i bzy. A tam już prawdziwe,
30czytelne dziewczyny z krwi i ciała spojrzą na kwiaty z nieskrywanym zachwytem.
I stanie się światło, bo odwieczny cel rozbłyśnie im w dłoni.