- Arkadia: 1
- Bóg: 1
- Ciało: 1
- Czary: 1
- Czas: 1
- Dar: 1
- Dusza: 1
- Erotyzm: 1 2
- Gość: 1 2 3
- Gwiazda: 1
- Imię: 1
- Kondycja ludzka: 1 2
- Kwiaty: 1
- Las: 1
- Miłość: 1 2
- Miłość silniejsza niż śmierć: 1 2
- Natura: 1 2 3
- Noc: 1
- Oko: 1
- Pies: 1
- Przemiana: 1
- Przestrzeń: 1
- Radość: 1
- Rośliny: 1 2
- Sen: 1 2 3 4
- Stworzenie: 1
- Szczęście: 1
- Święto: 1
- Wzrok: 1
- Zmysły: 1
- Zwierzę: 1
Pisownia łączna / rozdzielna: naoślep > na oślep; porwij-że > porwijże; nawskroś > na wskroś; napewno > na pewno itp.
Fleksja: odmiennemi > odmiennymi; tem ślepem > tym ślepym itp.; mię > mnie.
Leksyka: myrrą > mirrą.
Interpunkcja:
z kadzidłem i mirrą i złotem > z kadzidłem i mirrą, i złotem;
A, śpiewając, pomyślę > A śpiewając, pomyślę;
co się stało w tym polu, czy w lesie > co się stało w tym polu czy w lesie;
Nawołujcie się ludzie, pod jasnym lazurem > Nawołujcie się, ludzie, pod jasnym lazurem
Kwiatom i wszelkim trawom i źdźbłom gorzkiej mięty >
Kwiatom i wszelkim trawom, i źdźbłom gorzkiej mięty.
Bolesław LeśmianŁąkaŁąka
I
1Czy pamiętasz, jak głowę wynurzyłeś z boru,
Aby nazwać mnie Łąką pewnego wieczoru?
Zawołana po imieniu
Raz przejrzałam się w strumieniu —
5I odtąd poznam siebie wśród reszty przestworu.
Przyszły pszczoły z kadzidłem i mirrą, i złotem,
Przyszła sama Nieskończoność,
By popatrzeć w mą zieloność, —
10Popatrzyła i odejść nie chciała z powrotem…
Trawa z ziemi wyrwana pachnie, lecz nie boli…
Kocham stopy twoje bose,
Że deptały kruchą rosę,
15Rozróżniając na oślep chabry
od kąkoli
.
Niechże sen twój wędrowny zielenią poprzedzę!
Weź kwiaty w jedną rękę, a w drugą weź miedzę
[1],
Połóż kwiaty na rozstaju,
Zwilżyj miedzę w tym ruczaju
[2],
20Co wie o mnie, że trawą brzeg jego nawiedzę.
Już słońce mimochodem do rowu napływa,
Skrzy się łopuch
kosmaty i bujna pokrzywa
, —
Jeno
[3] pomyśl, że ci wolno
Kochać łątkę
[4] i mysz polną,
25I przepiórkę, co z głuchym trzepotem się zrywa!
Idzie miłość po kwiatach — wadzi o twe ciało,
Zważaj, by ci przed czasem w słońcu nie zemdlało.
W mojej rosie, w moim znoju
Podostatkiem
[5] masz napoju
30Dla wargi, przeciążonej purpurą dojrzałą.
Cień twej głowy do moich przybłąkał się cieni.
Wiem, że w oczach nie zdzierżysz tej wszystkiej zieleni,
A co w oku się nie zmieści,
To się w duszy rozszeleści!
35Jeszcze dusza ci nieraz żywcem się odmieni.
Parna ziemia przez kwiaty żar dzienny wydycha,
Uschły motyl zesztywniał wśród jaskrów
kielicha, —
Oczarujmy się nawzajem,
Zaskoczeni nagłym Majem, —
40Maj się chyli ku nocy i miłość nacicha…
II
Usta moje i piersi spragnione są Łąki!
Tam mój obłęd i ostoja,
Gdzie ty szumisz,
Łąko moja!
45Jakże pachną rozprute według ściegów pąki!
Rosą zwilżyj
[6] mi rzęsy, skostniałe od skwaru,
Zgłuchłe uszy orzeźwij falą twego gwaru,
A ja w kwiatach spodem dłoni
Nauzbieram różnej woni
50I omyję twarz spiekłą w źródłach twego czaru.
Nie przeciwiąc się trawom, obnażę się cały,
Aby mnie tchnienia twoje, jak wierzbę, przewiały,
A ty paruj tym oparem,
Co pokłębił się nad jarem,
55Niby przed snem zrzucony twój przyodziew
[7] biały.
Ucałować mi rąbki
[8] tego przyodziewu,
Że pełen twojej woni i twego przewiewu,
I zawiesić mi go potem
Na tej brzozie popod
[9] płotem
60I zamierać pod brzozą od własnego śpiewu.
Dzisiaj chatę zamiotłem w jedno okamgnienie,
Z czworga kątów różami wypłoszyłem cienie,
A próg, zdobny pajęczyną,
Namaściłem suto gliną
65I wodą moje pylne skropiłem przedsienie.
Jużem sobie nie szczędził radosnych zabiegów,
Wypiekając chleb z mąki, srebrzystszej od śniegów,
A tę ławę, tę — dębową
Przesłoniłem chustą nową,
70Co się cała zieleni, krom
[10] czerwonych brzegów.
GośćBędę czekał na ciebie z dłonią na zasuwie,
Zasłyszawszy twój szelest, z nóg zdejmę obuwie,
Wyjdę bosy na spotkanie,
Śpiewający niespodzianie,
75A śpiewając, pomyślę, że pacierze mówię.
Wyślij pierwej z nowiną co najlichsze ziele,
Potem sama się przybliż z kwiatami na czele
[11], —
Pędząc przed się wonne kwiaty,
Wnijdź
[12] do wnętrza mojej chaty,
80Bo chcę tobie sam na sam opowiedzieć wiele.
III
Weszłabym do twej chaty, gdy mgły się postronią
[13],
Lecz nie wiem, czy się zmieszczę wraz z rosą i błonią
[14].
Pierwej z niebem posąsiaduj,
Wszystkie cuda poodgaduj,
85Nim napełnisz tę chatę miłością i wonią!
Jeszczem ja w żadnej chacie dotąd nie bywała,
Wiem tylko, że przez szyby widnieję — niecała.
Jakże cała poprzez drogę
Do twej chaty wbiegnąć mogę?
90Od naporu zieleni runie ściana biała!
Nie umawiaj się ze mną pod żadnym jaworem,
Bym ciebie nie dosięgła szumem a przestworem, —
To, co szum wyśpiewa gwarnie,
Przestwór znajdzie i ogarnie!
95A chata twoja stoi przede mną — otworem…
Mocniej zioła zapachną w cztery świata strony,
Gdy, zbliżywszy je do ust, spojrzysz w nieboskłony…
Czy ta sama noc na niebie
Osłoniła mnie i ciebie,
100Czy dwie noce odmienne, dwie różne zasłony?
A jeżeli dwie różne o różnym przezroczu,
Nie pokładźmy ich przeto w rosie — na uboczu,
Odmiennymi zasłonami
Powiewajmy nad drzewami,
105Byśmy siebie nawzajem nie stracili z oczu!
Ja tu — na dnie zieleni, pod powierzchnią rosy,
A ty tam, kędy
[15] dla mnie kończą się niebiosy,
Czy się kończą, czy nie kończą, —
Śpiewaj zowąd
[16] pieśń skowrończą,
110Podzwaniając mi ostrzem rozbłyskanej kosy.
Sierpem zgarniasz do duszy mych maków szkarłaty,
Lecz miłości się nie boję,
Jeno w zgrozie ci dostoję
[17],
115Bo i Bogu jest słodki powiew mojej szaty!
Porwijże
[18] mnie ku sobie, jeślić
[19] starczy mocy!
Lecz co pocznie beze mnie ten wicher sierocy?
Chyba wstrzymam dla poznaki
[20]
Popod chatą wszystkie maki,
120Aby mógł mnie, gdy zechce, odnaleźć po nocy.
IV
Nie odnajdzie cię wicher, mrokiem ociemniały!
Rozweselił się błękit, gwiazdy pomłodniały!
Opętały moją głowę
Przywidzenia kalinowe,
125Że rozkwitam tej nocy, niby krzew zuchwały.
RoślinyA nie było na ziemi tak zmyślnego krzewu,
Noc się chwieje na strony od jego zachwiewu, —
Wonna liściem i żywicą
130Spójrz, czyś dosyć podobna zielonemu drzewu?
RadośćPrzystroimy się wzajem! Śpi w tumanie
[23] rzeka,
Śpi kałuża pod płotem, śpi sad i pasieka,
Baczmyż
[24] przez ten wieczór cały,
By się okna nie pospały
135I drzwi chaty znużonej, co na radość czeka.
Przyjdzie radość tym szlakiem, który jej się zdarzy, —
Bądźmy zawsze gotowi i zawsze na straży.
Księżyc utkwi ponad studnią,
140Snem, co jeszcze daleki, choć się z bliska marzy.
Łąko — zielona Łąko, szumna od istnienia!
Chcę, byś była taka bliska,
Jak ta łza, co gardło ściska,
145Kiedy w nim się zapóźni śpiew twego imienia!
Zapóźniła się miłość, szukająca łona
[25],
A któż taką spóźnioną na rosach pokona?
Straszno łodzią w świat popłynąć
I z miłości nie zaginąć
150W tych falach, gdzie się tężą piersi i ramiona!
I w północnej ochłodzie dość dla mnie upału!
Idę, Łąko, ku tobie brzegiem mego szału.
Ani zbrojny, ani konny,
Z ramion twoich wyjdę — wonny
155I duchem zroszonemu uśmiechnięty ciału!
Sama chata rozwarła drzwi oścież
[26] ku wiośnie,
Wnijdźże teraz po ciemku — nagle i zazdrośnie!
Drzwi klonowe zamknę szczelnie
I zaśpiewam nieśmiertelnie,
160A potem spojrzę w ciebie na wskroś i bezgłośnie!
V
CzaryByłoż owo, nie było? Opowiedz nam, bracie,
Co się nocy dzisiejszej działo w twojej chacie?
Widzieliśmy, ludzie prości,
Niepojętość Zieloności
165Za oknami — na ścianach i na twojej szacie.
Mówimy śpiewający
[27], bo łatwiej przy śpiewie
Mówić o tym, co było, a czego się nie wie…
Poglądały
[29] ludzkim wzrokiem,
170I wzrok ludzki był w gwiazdach i w tym ślepym drzewie.
A zasię
[30] w naszych oczach były gwiezdne znaki,
I nie mogliśmy poznać, gdzie ludzie, gdzie maki.
Wszystko wokół było — gwiezdne
I odlotne, i odjezdne,
175Gromadzące się w białe nad ziemią orszaki.
I zdawało się wszystkim, że coś w niebie woła,
A zielona się światłość jarzyła dokoła,
SenSny się wzajem pobudziły,
Ludzkie ciała opuściły
180I pobiegły śnić w kwiaty i w najmniejsze zioła.
W nagłym pląsie skrzypnęły wszystkie kołowroty,
Zahuczały te groble, śpiewne od niemoty,
I w powietrzu było cudno,
Niby ludno, choć bezludno,
185Jakby w nim się roiło od świąt i tęsknoty.
Każdy przezwał się innym wobec gwiazd imieniem,
Więc, gdy świt ozłocił dymy,
Ujrzeliśmy, że klęczymy,
190Nie wiedząc, jak i kiedy zdjęci zapatrzeniem.
Że się dotąd czujemy, jakoby w bezkresie,
A wyjednaj nam u kwiatów
Rozszerzenie ziemskich światów
195Aż po owe oddale, dokąd oczom chce się…
I objaśnij nam potem słów śpiewną wspomogą,
Co rozbłysło w twej chacie ponad ciemną drogą?
Czy ją naszła piękna zmora,
Wykrzesana z wód jeziora,
200
SenCzy sen owy
[31], co śni się w polu bez nikogo?
VI
GośćAni zmora z jeziora, ani sen skrzydlaty
Lecz Łąka nawiedziła wnętrze mojej chaty!
Trwała ze mną na tej ławie,
Rozmawiając głośno prawie, —
205Na ścianach moich — rosa, na podłodze — kwiaty…
Nie grążyłem
[32] ja w niebie ni steru, ni wiosła,
Lecz mnie radość swym prądem zmiotła i uniosła.
U stóp naszych, warcząc, legła,
210A pierś moja tej nocy chabrami porosła.
NaturaI było już wiadomo, że pułap sosnowy
Wonnym deszczem, jak obłok, pokropi nam głowy,
SenBo nie snem się sny płomienią,
Jeno deszczem i zielenią, —
215
Żem uszedł jego dłoniom w tych pokus odmęty!
W kształt mnie ludzki rozżałobnił,
A jam znów się upodobnił
220Kwiatom i wszelkim trawom, i źdźbłom gorzkiej mięty.
Chórem w światy spojrzyjcie, zatrwóżcie się chórem!
Miłość, wichrem rozpędzona,
Wszystko złamie i pokona,
225Zaś tych, co się sprzeciwią, w śnie skrępuje sznurem!
PrzemianaA opaszcie świat cały ścisłym korowodem,
Aby wam się nie wymknął, schwytany niewodem
[33]…
Zapląsajcie, zaśpiewajcie,
Pieśnią siebie wspomagajcie,
230Toć wejdziemy w świat — próżnią, aby wyjść — ogrodem!
Niechaj dusza wam będzie błękitami czynna,
Stoi przed nią otworem ta jasność gościnna,
Czegokolwiek zażądacie,
To się zjawi w waszej chacie,
235Bo nastała godzina taka, a nie inna…
Ludzie — mgły, ludzie — jaskry i ludzie — jabłonie,
Rozwidnijcie się w słońcu, boć na pewno płonie!
Dla mnie — rosa, dla mnie — zieleń,
Dla was — nagłość rozweseleń,
240A kto pieśni wysłuchał — niech mi poda dłonie!