ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
Icchok Lejb Perec, Opowiadania chasydzkie i ludowe, Między dwiema górami
Chełmski mełamed → ← Fartuch

Spis treści

    1. Błądzenie: 1
    2. Nauczyciel: 1 2
    3. Nauka: 1
    4. Prawo: 1
    5. Radość: 1
    6. Religia: 1
    7. Samotność: 1
    8. Sen: 1
    9. Uczeń: 1 2
    10. Wiara: 1
    11. Zamek: 1

    Icchok Lejb PerecOpowiadania chasydzkie i ludoweMiędzy dwiema góramitłum. Michał Friedman

    1

    O rabinie z Brześcia i rabim z Białej zapewne słyszeliście, ale nie każdy z was wie o tym, że cadyk[1] z Białej, reb Noach był na długo przedtem wyróżniającym się uczniem w jeszywie[2] brzeskiego rabina. Kilka ładnych lat studiował w jeszywie, by nagle zniknąć. Odbył kilkuletni galut[3], po czym objawił się w Białej.

    2

    Przyczyna opuszczenia przez niego jeszywy i zniknięcia na kilka lat była następująca:

    3

    W ciągu kilku lat gorliwie i z zapałem studiował Torę[4], by w pewnej chwili stwierdzić, że jest zbyt sucha, gdyż przedmiotem jej zainteresowania są ujęte w sztywne ramy kwestie tego na przykład typu jak całokształt problematyki kobiet w aspekcie prawa, etyki oraz rozważania na temat zakazu spożywania mięsa razem z mlekiem lub prawa majątkowego. I wszystko jest w porządku. Są też chwile, kiedy do rabina i uczniów przychodzą ludzie z pytaniami.

    4

    Przychodzi na przykład Reuwen, który wytacza proces Szymonowi. Rabin rozsądza ich. Rozstrzyga i wydaje orzeczenie. Czasem przychodzi służący, który prosi o rozstrzygnięcie jakiejś kwestii w jego osobistej sprawie. Czasem też przychodzi kobieta. Ma problem, z którym sama nie jest w stanie sobie poradzić. Wtedy Tora odżywa. Przestaje być suchym, martwym tworem. Nabiera sensu, uzyskuje znaczenie, nawet władzę w świecie.

    5

    Bez tych pytań Tora jest tylko jakby ciałem bez duszy. To, co jest w niej napisane, znajduje się na samej powierzchni. Tak myśli Noach, który stwierdził, że Tora jest sucha. On instynktownie wyczuł, że nie jest Torą Życia. Jego zdaniem Tora powinna żyć! Kłopot z tym, że w Brześciu studiowanie kabały było surowo zabronione. Rabin w tym mieście był nieprzejednanym mitnagedem, czyli przeciwnikiem chasydyzmu. Ponadto był z natury wybuchowy i mściwy.

    6

    Jeśli przyłapano kogoś na zaglądaniu do kabalistycznych ksiąg, jak Zohar czy Pardes, rabin wpadał w gniew. Nie żałował przekleństw i nie cofał się przed obłożeniem śmiałka klątwą.

    7

    Przyłapanemu kiedyś na studiowaniu Zoharu zwolennikowi mistyki rabin polecił zgolić brodę i pejsy. Na dodatek polecił to uczynić gojowi.

    8

    Co, myślicie, stało się potem z tym ogolonym nieszczęśnikiem? Wpadł w melancholię. Po pewnym czasie odszedł od zmysłów. Najdziwniejsze zaś jest to, że żaden cadyk nie mógł temu nieszczęśnikowi pomóc.

    9

    Zadzierać z rabinem brzeskim to nie żarty.

    10

    I mimo to przez długi czas rabi Noach z Białej nie mógł się zdobyć na opuszczenie jeszywy.

    11

    Długo bił się z myślami, Sen, Zamek, Nauczyciel, Nauka, Uczeń, Błądzenie, Samotnośćaż pewnej nocy przyśnił mu się dziwny sen. Oto przyszedł do niego brzeski rabin i powiedział:

    12

    — Chodź, Noachu, zaprowadzę cię do dolnego raju.

    13

    Wziął go za rękę i zaczął prowadzić. Szli i szli, aż weszli do dużego pałacu, w którym nie było ani okien, ani drzwi. Z wyjątkiem, rzecz oczywista, drzwi, którymi weszli do pałacu. Już od progu uderzyła Noacha niezwykła jasność panująca w pałacu. A jasność tę powodowały ściany zbudowane z kryształu.

    14

    I obaj idą naprzód i naprzód, i końca nie widać.

    15

    W pewnej chwili brzeski rabin powiada do Noacha:

    16

    — Trzymaj się mojej kapoty. W pałacu jest niezliczona ilość sal. Jeśli oderwiesz się od mojej kapoty, zabłądzisz i to na wieki.

    17

    Rabi Noach więc posłusznie trzyma się kapoty brzeskiego rabina. Idą dalej i dalej. Na całej drodze nie ma ani jednej ławki. Ani jednego mebla domowego. Nie ma niczego. Puste sale. Zdumionemu rabiemu Noachowi brzeski rabin wyjaśnia:

    18

    — Tu się nie siedzi. Tu się tylko idzie naprzód.

    19

    Idą więc dalej, trzymając się razem. Przechodzą przez różne sale. Jedne większe od drugich. W każdej sali ściany świecą innym kolorem. Niektóre przeróżnymi, mieszanymi kolorami. I nikogo na drodze nie spotkali.

    20

    Od długiego marszu rabi Noach się zmęczył. Zimny pot oblał jego ciało. Od bijącego ze ścian blasku zaczęły go boleć oczy. I raptem ogarnęła go wielka tęsknota. Tęsknota za Żydami, za przyjaciółmi. Za całym narodem żydowskim. A tu nie widać ani jednego Żyda.

    21

    — Nie tęsknij i nie czekaj na nikogo — powiada do niego brzeski rabin. — Ten pałac przeznaczony jest tylko dla mnie i dla ciebie. Ty też zostaniesz kiedyś rabinem w Brześciu.

    22

    I jeszcze większy lęk ogarnął rabiego Noacha. Zachwiał się, dotknął ręką ściany, żeby nie upaść. Wtedy poczuł ból. Poparzył sobie rękę, ale nie od ognia tylko od lodu. Krzyknął:

    23

    — Rabinie, te ściany są z lodu, a nie z kryształu!

    24

    Rabin z Brześcia jednak nie reaguje na jego krzyk. Milczy.

    25

    — Wyprowadź mnie stąd — woła Noach. — Nie chcę przebywać z tobą sam na sam! Chcę przebywać razem ze wszystkimi Żydami!

    26

    I ledwie zdążył skończyć, brzeski rabin zniknął. Rozpłynął się. Rabi Noach z Białej został sam w ogromnym pałacu.

    27

    Jak wyjść z pałacu, nie wie. Ze ścian bije zimny, złowrogi strach. I tęsknota za ujrzeniem byle jakiego Żyda jest coraz mocniejsza. Doprowadza go to do płaczu. Zaczyna modlić się do Boga:

    28

    — Panie świata, wyprowadź mnie stąd. Wolę już, żebyś mnie wtrącił do piekła, byle razem z Żydami.

    29

    I w tej samej chwili zobaczył przed sobą zwykłego, prostego Żyda. Małego Żydka opasanego furmańskim czerwonym gartlem[5]. Żydek trzymał w ręku długi bat. Bez słowa, wziął Noacha za rękaw i wyprowadził z pałacu, po czym natychmiast zniknął.

    30

    Tak właśnie wyglądał sen rabiego Noacha.

    31

    Obudziwszy się szarym rankiem, rabi Noach zrozumiał, że nie był to zwykły sen. Szybko się ubrał i pognał do beit-hamidraszu[6], żeby śpiący tam uczeni studiujący Pismo, wyjaśnili mu sens snu. Po drodze do beit-hamidraszu musiał przejść przez rynek. Tu zauważył wóz kryty budą. Patrzy i oczom nie wierzy. Przy wozie stoi furman opasany czerwonym gartlem. W ręku trzyma długi bat. Ten sam Żydek, którego widział we śnie.

    32

    Od razu kapuje, że za tym kryje się jakaś tajemnica. Nie zastanawia się długo i zaraz podchodzi do furmana, i pyta go:

    33

    — Dokąd Żyd jedzie?

    34

    — Nie twoją drogą!

    35

    — A może bym się zabrał z tobą? Bardzo o to proszę.

    36

    Furman przez chwilę rozmyśla, po czym oświadcza:

    37

    — A na piechotę nie łaska? A idź ty sobie swoją drogą!

    38

    — Dokąd mam iść?

    39

    — Tam, gdzie cię oczy poniosą! Nie moje zmartwienie.

    40

    Wtedy Noach zrozumiał, o co chodzi, i wyruszył na „galutową[7]” tułaczkę.

    41

    Jak wspomniałem na początku, rabi Noach objawił się po kilku latach w Białej. Nie opowiem, jak przebiegła historia z galutem rabiego. Usłyszałem ją z ust świadka, który powołał się na innego świadka. W każdym razie była tak niezwykła, że kto chce jej wysłuchać, musi nastawić oczy i uszy.

    42

    W jakiś rok po pojawieniu się rabiego w Białej, bogaty i szanowany Żyd w Białej, reb Jochiel, sprowadził mnie w charakterze mełameda[8] do swoich dzieci.

    43

    Z początku nie chciałem nawet przyjąć proponowanej mi posady mełameda. Reb Jechiel, jak już wyżej wspomniałem, był mocno nadzianym bogaczem starej daty. Córkom ofiarowywał w posagu ogromne pieniądze. Wchodził w koligacje rodzinne z największymi rabinami. Ostatnią jego synową była córka rabina z Brześcia.

    44

    Jest rzeczą zrozumiałą, że jeśli brzeski rabin wraz ze wszystkimi swoimi powinowatymi należał do mitnagdim[9], to i reb Jechiel przylgnął do nich. Ale ja jestem chasydem[10]. Gorliwym zwolennikiem rabiego Noacha z Białej. Jak więc wejść do takiego domu?

    45

    Wahałem się, ale coś ciągnęło mnie do Białej, do miasta, w którym mieszkał mój ulubiony cadyk, rabi Noach. Być w jednym mieście z cadykiem to przecież nie bagatela. Rozważyłem wszystkie za i przeciw i w końcu postanowiłem pojechać do Białej.

    46

    Sam reb Jechiel okazał się człowiekiem prostym, uczciwym i śmiem nawet twierdzić, że w głębi serca był po stronie rabiego Noacha. Uczonym w Piśmie nie był. Na mądrościach rabina brzeskiego znał się jak kura na pieprzu.

    47

    Nie zabrania mi być zwolennikiem rabiego Noacha z Białej, ale sam trzyma się z daleka od niego. Kiedy opowiadam coś o rabim z Białej udaje, że ziewa. Ja jednak dostrzegam, że uszy jego łowią każde moje słowo. Jego syn, zięć brzeskiego rabina, marszczy wtedy czoło i mierzy mnie gniewnym i kpiącym zarazem wzrokiem. Dyskusji jednak ze mną nie podejmuje. Zresztą z natury jest małomówny.

    48

    I oto nadchodzi dzień, w którym córka rabina brzeskiego, synowa reb Jechiela, ma rodzić. Na pozór rzecz wydaje się normalna, ale okazuje się, że w rodzinie brzeskiej sprawa ta nie jest prosta. Wiadomo było, że rabin przed laty w stanie gniewu nakazał przemocą zgolić jakiemuś Żydowi, który zainteresował się kabałą, brodę i pejsy. Za ten postępek Sprawiedliwi pokolenia wydali na niego surowy wyrok.

    49

    Dwaj jego synowie w wieku pięciu i sześciu lat nagle zmarli. Żadna z jego córek nie urodziła męskiego potomka. Przy tym każda z nich rodziła w bólach i mękach. Jedną nogą była już na tamtym świecie. Wszyscy dostrzegli w tym znak z nieba. Tylko sam rabin starał się tego nie dostrzegać. Dalej toczył wojnę z chasydami. Zwalczał ich za pomocą klątw i przy pomocy swoich zwolenników.

    50

    Mnie naprawdę żal było córki rabina, Gitele. Po pierwsze szkoda każdej żydowskiej istoty. Po drugie Gitele była bardzo cnotliwą, dobrą i pobożną niewiastą. Śmiem twierdzić, że takiej sprawiedliwej i porządnej istoty jak ona jeszcze na świecie nie było. Bez jej pomocy żadna biedna panna nie mogłaby wyjść za mąż. Czy słusznym jest, żeby ona poniosła karę za grzech ojca?

    51

    Dlatego też, jak tylko zauważyłem kręcącą się w mieszkaniu babę-położną, postanowiłem namawiać wszystkich, żeby do porodu zawołać rabiego z Białej. Wystarczy kwitel[11]. Pidionu[12] rabi nie weźmie. Nie dba o to.

    52

    Zastanawiałem się, z kim rzecz omówić. Najpierw zacząłem przekonywać męża Gitele, zięcia rabina z Brześcia. Wiem, że żonę mocno kocha, że jest z nią związany ciałem i duszą. Między nimi panuje idealna atmosfera. Zgoda i pokój domowy wyzierają wprost z każdego kąta mieszkania. Niby wszystko w porządku, ale w końcu jest przecież zięciem rabina z Brześcia.

    53

    Wysłuchał mnie niby uważnie, ale zaraz splunął i odszedł. Zabrałem się więc do reb Jechiela. Ten, po wysłuchaniu moich argumentów, powiada:

    54

    — To jest córka rabina brzeskiego. Nie mogę mu tego zrobić! Nawet gdyby w grę wchodziła groźba utraty życia.

    55

    Usiłuję wtedy przekonać małżonkę reb Jechiela. Porządna z niej kobiecina, ale prosta, niewykształcona.

    56

    Na moje wywody odpowiada:

    57

    — Niech tylko mój mąż wyrazi zgodę, to natychmiast posyłam rabiemu z Białej mój świąteczny diadem wraz ze złotymi kolczykami. Kosztowały majątek. Bez zgody męża nie dam najmniejszego grosza.

    58

    — Ale kwitel można posłać? Co wam szkodzi posłać kwitel?

    59

    — Bez wiedzy męża niczego nie zrobię!

    60

    Powiedziawszy to, odwróciła się plecami, żeby ukryć łzy. Matka to zawsze matka. Sercem wyczuwa niebezpieczeństwo.

    61

    Kiedy jednak usłyszałem pierwszy krzyk bólu rodzącej Gitele, sam pobiegłem do rabiego z Białej. Wysłuchawszy o co chodzi, rabi Noach powiada do mnie:

    62

    — Szmaj, co mam zrobić? Mogę się tylko za nią pomodlić.

    63

    — Rabi, daj mi dla rodzącej jakąś monetę, talizman lub kameę. Zresztą daj cokolwiek…

    64

    — To może, nie daj Bóg, jeszcze pogorszyć sprawę. Bez wiary taka rzecz może nawet zaszkodzić. A jak ci wiadomo, ona w takie rzeczy nie wierzy.

    65

    Co mogłem więcej zrobić? Akurat były pierwsze dni święta Sukot[13]. Gitele ma bardzo ciężki poród i ja w niczym nie mogę jej pomóc. Lepiej będzie, jeśli zostanę w domu rabiego. Byłem tu zadomowiony. Będę mógł — myślę sobie — oczami bez przerwy błagać rabiego o pomoc. Może się zlituje.

    66

    Dochodzą mnie słuchy, że z Gitele jest niedobrze. Już trzeci dzień trwają bóle porodowe. Uczyniono już wszystko, co można było w takim wypadku uczynić. Odprawiono modły przy otwartej Arce w synagodze. Udano się na cmentarz, żeby prosić zmarłych krewnych o wstawiennictwo u Boga. Wypalono setki świec w synagodze i w beit-hamidraszach. Rozdano jałmużnę biedakom. Poszło na to mnóstwo pieniędzy. Nie da się wszystkiego opowiedzieć, jak i co uczyniono. W domu Jechiela otwarto wszystkie szafy z ubraniami i sukniami. Na stole leżała góra monet. Biedni ludzie przychodzili i brali, co tylko chcieli.

    67

    Serce ściskało mi się z bólu, kiedy widziałem, że nic nie pomaga. Powiedziałem wtedy do mego rabiego:

    68

    — Rabi, jak to jest? Przecież jest napisane: „jałmużna ocala od śmierci”.

    69

    I rabi na moje pytanie odpowiada, jak mi się wydaje, nie na temat:

    70

    — Może brzeski rabin przyjedzie!

    71

    Ledwie dokończył zdanie, otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi reb Jechiel.

    72

    Nie zwraca się do rabiego, tylko do mnie. Jakby rabiego Noacha nie było w pokoju.

    73

    — Szmajo — powiada do mnie i łapie mnie za klapy marynarki — przed domem stoi furmanka. Wsiadaj i jedź do rabina brzeskiego. Powiedz mu, żeby przyjechał.

    74

    Widocznie wyczuwał już, czym może się zakończyć poród synowej, bo zaraz dodał:

    75

    — Niech sam zobaczy, co się dzieje! Niech sam powie, co należy zrobić!

    76

    Twarz miał przy tym, co tu gadać, straszną. Twarze nieboszczyków lepiej wyglądają.


    77

    No i jadę. W drodze nie przestaję myśleć. Skoro rabi Noach wiedział już wcześniej, że rabin z Brześcia przyjedzie, to już z tego musi coś wyniknąć. Może pokój. To znaczy pokój nie między rabinem z Brześcia i rabim z Białej (oni zresztą między sobą jawnej walki nie toczyli), ale pokój między mitnagdim i chasydami. Przyjedzie do Białej i na miejscu zobaczy, co i jak. Oczy przecież ma!

    78

    Niebo jednak w tak poważnej sprawie nie jest skore do szybkiego pozytywnego działania. Niebo po prostu wypowiedziało mi wojnę. Ledwie wyjechałem na rogatki Białej, pojawiła się na niebie chmura. Chmura chmurze nie równa. Ta była gęsta, ciężka i czarna jak smoła. Na dodatek rozszalał się wiatr. Miałem wrażenie, że wszystkie wiatry, ze wszystkich krańców świata zbiegły się tu razem. Powożący chłop, jak każdy wieśniak, zna się na tych rzeczach. Przeżegnał się i oświadcza, że czeka nas ciężka droga. Podnosi do góry bat i pokazuje mi niebo. Tymczasem wiatr jeszcze bardziej się rozszalał. Rozerwał chmurę na dwa kawałki, jakby była świstkiem papieru i zaczął napychać jeden kawałek chmury na drugi. Przypomina mi to pływające w rzece kry lodu, które, pędzone siłą nurtu, wpadają jedna na drugą.

    79

    Nad głową mam już dwu- lub trzypiętrowe chmury. Z początku — przyznaję — nie odczuwałem strachu. Nie przeraził mnie padający deszcz. Byłem do tego przyzwyczajony. Często bywałem przemoknięty do nitki. Piorunów też się nie bałem. Po pierwsze w okresie święta Sukot nie grzmi i nie błyska. Po drugie wiadomo, że po dęciu w szofar[14] piorun traci na cały rok władzę nad nami…

    80

    I nagle poczułem, że coś chlasnęło mnie po twarzy. Jakby batem ścięło. Trzy razy. W tym momencie opuściła mnie odwaga. Wszystkimi zmysłami wyczuwam, że to niebo bije mnie po twarzy, że niebo nakazuje mi powrócić do Białej.

    81

    I chłop także prosi mnie, żeby zawrócić. „Jedźmy — powiada błagalnie — z powrotem do domu”.

    82

    Ale ja wiem, jakie niebezpieczeństwo zawisło nad rodzącą córką rabina z Brześcia. Wśród szumu wiatru słyszę jęki Gitele. Słyszę, jak palce zięcia rabina trzeszczą. Z rozpaczy łamie sobie ręce. Mam również przed oczyma poszarzałą z bólu twarz reb Jechiela. Widzę jego gorejące oczy. Jedź dalej — powiadam do chłopa. Ten świsnął batem i jedziemy. A deszcz leje i leje. Woda leje się z góry i woda pryska z dołu, spod kół wozu i spod końskich kopyt. Cała droga jest już zalana wodą. Po prostu jeden ogromny obszar wody. Na powierzchni wody ukazuje się piana. Mam wrażenie, że nasz wóz już nie jedzie, tylko płynie. Co wam będę mówił? Na domiar wszystkiego zabłądziliśmy. I mimo to nie poddałem się. Wszystko przetrzymałem!

    83

    Z brzeskim rabinem zajechałem do Białej w powszedni dzień między świętami Sukot. Dokładnie w Wielką Hosannę[15].

    84

    Gwoli prawdy muszę powiedzieć, że w chwili kiedy brzeski rabin wsiadł do wozu, wiatr ustał i cisza panowała podczas całej naszej jazdy. Potężna chmura pękła na dwie części i przez utworzoną szparę wdarło się słońce. Deszcz także ustał. Szczęśliwie dotarliśmy do Białej. Tę nagłą zmianę pogody dostrzegł także powożący chłop. Mruknął głośno w swoim języku:

    85

    — Wielki rabin! Duży rabin!

    86

    Warte relacji jest nasze wejście do domu reb Jechiela. Na widok rabina kobiety obstąpiły go ze wszystkich stron. Jak szarańcza dopadły go. Padły przed nim twarzą do podłogi i zaniosły się płaczem. Tymczasem jakby ustały jęki rodzącej w drugim pokoju. Czy to wskutek płaczu kobiet, który mógł zagłuszyć je czy też wskutek wyczerpania Gitele nie mogła już jęczeć? Nie wiem.

    87

    Reb Jechiel jakby nas nie zauważył. Stał przy oknie z czołem przyciśniętym do szyby. Widocznie twarz mu płonęła.

    88

    Zięć rabina z Brześcia też nie kwapił się z powitaniem teścia. Stał zwrócony twarzą do ściany. Popatrzyłem na niego i zauważyłem, że drży na całym ciele. Raz po raz uderza głową o ścianę.

    89

    Przez chwilę pomyślałem, że nie wytrzymam tego widoku, że zaraz upadnę. Byłem ogarnięty żalem i lękiem. Nagle zrobiło mi się zimno. Poczułem, że dusza we mnie zamarła.

    90

    Teraz chciałbym was zapytać, czy znaliście rabina z Brześcia?

    91

    Był to mąż wysokiego wzrostu o silnej budowie ciała. Istny — mówiono — żelazny chłop. Napawał ludzi strachem. Prawdziwy władca. Nosił długą, białą brodę. Jeden jej szpic, jak pamiętam, zatknięty był za gartlem, a drugi drgał nad gartlem.

    92

    Miał białe, grube i długie brwi. Pół twarzy nimi zakrywał. Kiedy unosił je w górę — lęk ogarniał człowieka. Boże Wszechmogący! Kobiety na widok unoszonych brwi padały na ziemię, jakby piorun je poraził. Takie miał oczy. Ostre jak brzytwa. Przeszywały człowieka na wskroś. I nagle krzyknął. Zdawało się, że to ryk lwa.

    93

    Krzyknął do kobiet:

    94

    — Wara stąd! Precz stąd!

    95

    Potem ściszonym już miękkim głosem zapytał:

    96

    — Gdzie jest moja córka?

    97

    Pokazali mu pokój, w którym leżała. Wszedł. Byłem pod wrażeniem tego, co słyszałem i widziałem. Byłem całkowicie wytrącony z równowagi. Boże, co za oczy! Co za spojrzenie! Co za głos! Jego postępowanie było zupełnie inne niż postępowanie rabiego z Białej. Zupełnie inny świat. Oczy mego rabiego świecą takim dobrym, przyjaznym blaskiem. Takim delikatnym, pogodnym blaskiem, że serce człowieka wypełnia się niewysłowioną słodyczą i radością. Kiedy spojrzy na ciebie, wyda ci się, że obsypuje cię czystym złotem… Jego aksamitny, słodyczą nasycony głos, chwyta za serce, delikatnie głaszcze je. Napawa radością. Przed nim nie odczuwa się lęku. Wręcz przeciwnie. Na jego widok dusza człowieka rozpływa się z radości. Pragnie wyskoczyć z ciała, żeby się zespolić z jego duszą. Wyrywa się, nie przymierzając, jak motyl do jasnego płomienia. Na widok zaś rabina z Brześcia ogarnia człowieka taki strach i taka trwoga, że tylko krzyknij: „Boże, Władco Świata! To gaon[16]. Gaon starej daty”.

    98

    Kiedy wszedł do pokoju córki ogarnął mnie strach. Pomyślałem, że zrobi z niej kupę kości. Pobiegłem więc co sił do rabiego z Białej.

    99

    Ten otwiera drzwi i wita mnie z uśmiechem.

    100

    — Widziałeś — powiada do mnie — jak wygląda majestat Tory?

    101

    Natychmiast uspokoiłem się. Jeśli rabi się uśmiecha, to znaczy, że jest dobrze.

    102

    I rzeczywiście było dobrze. W Szemini Aceret[17], ósmego dnia święta Sukot, córka rabina z Brześcia szczęśliwie urodziła. Następnego dnia w Sichmat-Tora rabin rozprawiał już o Torze przy stole. Ja chciałem nawet usiąść przy innym stole, ale bałem się wyjść. Beze mnie bowiem zabrakłoby człowieka do minjanu[18].

    103

    Co byście chcieli, żebym wam dalej opowiedział? Może chcecie posłuchać, jaką wiedzą i znajomością Tory popisał się rabin z Brześcia? Jeżeli Tora przypomina zgłębione morze, to rabin w tym morzu jest Lewiatanem. W jednym palcu ma wszystkie traktaty Miszny. Kiedy zanurza się w morzu Tory, zdaje się, że słychać, jak ono wrze i kipi. Swoimi komentarzami na temat Tory otworzył mi wszystkie zakamarki w mózgu, ale jest przysłowie, które tak brzmi: „Serce zna swoje niepokoje”. Moje serce, słuchając go, nie zaznało radości. I wtedy przypomniałem sobie sen rabiego Noacha. Zmroziło mnie to!

    104

    Słońce świeciło przez okno. Na stole nie brakowało wina. Od wina i słońca wszystkim zrobiło się ciepło. Widać nawet, jak są spoceni. Mnie jednak było zimno. Tam, u mego rabiego słyszałem i widziałem inną Torę… Tam jest jasno i ciepło. Każde słowo rabiego Noacha przepojone jest miłością i nasycone ekstazą. Czuje się, że w mieszkaniu unoszą się aniołowie z nieba. Słychać nawet szum ich białych skrzydeł. Panie świata, jakże chciałbym tam teraz być! Wyjść jednak mi nie wolno!

    105

    I nagle rabin przerywa tok swoich wywodów o Torze i zadaje pytanie:

    106

    — Jakiego macie w Białej rabiego?

    107

    — Jest nim niejaki rabi Noach — odpowiadają mu biesiadnicy przy stole.

    108

    Słysząc to, serce mi się kraje… Powiedzieli „niejaki rabi Noach”. Boże co za lizusostwo! Co za lizusy!

    109

    — Czy jest cudotwórcą?

    110

    — Trudno powiedzieć… Jakoś nie słyszeliśmy… chociaż kobiety opowiadają, ale kto na nich może polegać?

    111

    — Czy bierze pieniądze bez czynienia cudów?

    112

    Opowiadają mu całą prawdę: pieniędzy bierze mało. Dużo za to daje biednym i potrzebującym.

    113

    Namyśla się rabin przez dłuższą chwilę, po czym znowu zadaje pytanie:

    114

    — Czy nauczać Tory potrafi?

    115

    — Powiadają, że nawet bardzo. To wielce uczony mąż.

    116

    — Skąd ten Noach pochodzi?

    117

    Tego nikt nie wie. Okazuje się, że tylko ja potrafię odpowiedzieć na pytanie rabina. Wywiązuje się między nami rozmowa. Rabin pyta:

    118

    — Czy wasz Noach nie przebywał czasem w Brześciu?

    119

    — Czy był w Brześciu? — powtarzam pytanie rabina. — Chyba tak.

    120

    — Ach, rozumiem, ty zapewne jesteś jego chasydem.

    121

    Odniosłem wrażenie, że w tym momencie spojrzał na mnie jak na obrzydliwego pająka.

    122

    I obróciwszy się twarzą ku zebranym rzekł:

    123

    — Miałem kiedyś w jeszywie ucznia o imieniu Noach. Tęgą miał głowę do nauki, ale ciągnęło go do tamtej strony świata… Nieraz upominałem go za to. Chciałem go ostrzec, ale pewnego dnia nagle ulotnił się. Czyżby to był ten Noach?

    124

    — Kto wie?

    125

    I rabin zaczyna go dokładnie opisywać: chudy, niskiego wzrostu, czarna bródka, czarne kręcone pejsy. Zawsze zamyślony. Mówi cicho.

    126

    — Być może, że to on. Rysopis odpowiada Noachowi z Białej.

    127

    Rozmowa stała się kłopotliwa. Dziękowałem Bogu, że nastąpiła pora odmówienia dziękczynnego błogosławieństwa.

    128

    Po odmówieniu błogosławieństwa wydarzyła się rzecz, która nigdy by nie przyszła mi do głowy. Nawet w najśmielszych snach. Oto bowiem rabin podniósł się z krzesła i zawołał mnie na bok. Szeptem powiedział do mnie:

    129

    — Zaprowadź mnie, Szmajo, do twego rabiego, a mego ucznia. Tylko uważaj, żeby to się nie rozniosło.

    130

    Poddaję się woli rabina i prowadzę go do domu rabiego Noacha.

    131

    Po drodze z lękiem pytam go:

    132

    — Jaką intencją szanowny rabin się kieruje?

    133

    Odpowiedź rabina jest rzeczowa i prosta.

    134

    — Kiedy odmawiałem dziękczynne błogosławieństwo uświadomiłem sobie, że dotychczas byłem sędzią, który wydawał zaoczne wyroki. Teraz chcę na własne oczy zobaczyć Noacha. Być może, że tym razem Bóg pomoże mi ocalić mego ucznia.

    135

    I uśmiechając się żartobliwie, dodaje:

    136

    — Wiesz, szajgecu[19], że jeśli twój rabi okaże się tym Noachem, który u mnie pobierał naukę, to myślę, że wyrośnie z niego wielki mąż Izraela. Może nawet zostanie rabinem w Brześciu.

    137

    Słysząc jego słowa utwierdziłem się w przekonaniu, że mój rabi jest właśnie tym Noachem, który studiował w brzeskiej jeszywie. I serce z radości we mnie zadrżało.

    138

    I oto obie góry spotkały się z sobą. To, że nie znalazłem się pośrodku obu tych gór, przypisuję cudowi boskiemu.

    139

    Rabi z Białej, oby jego pamięć była błogosławiona, zwykł był w uroczystość Simchat-Tora[20] wyprawiać chasydów na spacer po mieście. Sam zaś zasiadał na krześle na ganku, skąd obserwował spacerujących chasydów. Cieszył się widokiem rozradowanych swoich zwolenników.

    140

    Dzisiejsza Biała różni się od dawnej. Przed laty było to miasteczko o małych niskich domach. Tylko synagoga, beit-hamidrasz i dom rabiego były większe. Ganek rabiego mieścił się na pierwszym piętrze. Z niego widać było wszystko jak na dłoni: wzgórza po wschodniej stronie i rzekę po prawej stronie.

    141

    Rabi siedział sobie na ganku i patrzył na to, co się na dole działo. Zauważywszy grupę chasydów, którzy milcząc spacerowali, podrzuca im z góry początek jakiejś melodii. W mig chasydzi podchwytują melodię i zaczynają śpiewać. I oto chodzą już i śpiewają. Za tą grupą posuwa się następna grupa chasydów. I grupa za grupą śpiewa. Wychodzą na miasto ze śpiewem na ustach. Z prawdziwą radością w sercach. Z radością Tory.

    142

    Sam rabi nie rusza się z ganku. Tym razem usłyszał widocznie nasze kroki i wyszedł na spotkanie rabina z Brześcia.

    143

    Szolem alejchem[21], rabinie — wita cichym głosem dostojnego gościa.

    144

    Alejchem szolem, Noachu.

    145

    — Proszę usiąść, rabinie.

    146

    Nauczyciel, Uczeń, Religia, Prawo, Radość, WiaraRabin siada na krześle, rabi Noach zaś staje przed nim.

    147

    — Powiedz mi, Noachu, dlaczego uciekłeś z jeszywy? Czego ci w niej brakowało?

    148

    — Brakowało mi — odpowiada grzecznie Noach — oddechu. Nie mogłem oddychać pełną piersią.

    149

    — Co to znaczy? Co ty wygadujesz?

    150

    — Właściwie nie mnie brakowało oddechu, ale mojej duszy.

    151

    — Dlaczego, Noachu?

    152

    — Bo twoja Tora, to suche, sztywne Prawo. Są w niej twarde przepisy. Nie ma w niej miłosierdzia. Nie ma w niej najmniejszej iskry łaski. Dlatego też pozbawiona jest radości, swobodnego oddechu. Samo żelazo i miedź. Żelazne normy prawne i nieugięte miedziane przepisy… Zbyt wysoki poziom ma twoja Tora. Jest dostępna tylko dla uczonych. Dla wybrańców.

    153

    Brzeski rabin nie przerywa mu, więc rabi Noach mówi dalej:

    154

    — Powiedz mi rabinie, jaką Torę masz dla prostych Żydów? Dla żydowskich drwali, rzeźników lub rzemieślników? Co ty masz do ofiarowania, zwłaszcza dla grzesznego Żyda? Co masz dla tych, którzy nie są uczeni?

    155

    Rabin dalej milczy. Jakby nie rozumiał, co Noach do niego mówi. Rabi z Białej dodaje do poprzednich słów:

    156

    — Proszę mi wybaczyć, rabinie, ale muszę wygarnąć przed tobą całą prawdę. Twoja Tora była twarda i sucha. Była ciałem bez duszy.

    157

    — Mówisz o duszy?

    158

    — Oczywiście! Twoja Tora, jak już ci powiedziałem, była przeznaczona tylko dla nielicznych wybrańców, dla uczonych, ale nie dla prostego ludu żydowskiego. Szechina[22] zaś powinna spoczywać na całym narodzie Izraela, albowiem Tora jest duszą całego narodu żydowskiego.

    159

    — A twoja Tora, Noachu?

    160

    — Czy chcesz ją zobaczyć?

    161

    — Zobaczyć Torę? — rabin jest zdumiony.

    162

    — Chodź, pokażę ci ją! Pokażę ci cały jej blask. Pokażę ci radość, która z niej promieniuje na cały lud Izraela.

    163

    Brzeski rabin nie rusza się z miejsca. Rabi Noach ponawia propozycję:

    164

    — Chodźmy, rabinie! Proszę Was. To niedaleko.

    165

    Zeszli razem z ganku. Ja po cichu szedłem za nimi. Rabi wyczuł moją obecność i powiedział do mnie:

    166

    — Szmajo, możesz iść z nami. Ty też zobaczysz dzisiaj Torę. Zobaczycie razem Radość Tory. Prawdziwą Simchat-Tora.

    167

    I zobaczyłem to samo niby co zawsze w Simchat-Tora, ale dzisiaj jakoś inaczej. Jakby z oczu spadła mi zasłona.

    168

    Nad nami rozciąga się ogromne, szerokie niebo. Istna nieskończoność. I błękit… Jasny, czysty błękit. Tak piękny, że oko na jego widok się raduje. Po niebie płyną małe obłoczki. Białe. Srebrzysto-białe. Wpatrując się w nie, można dostrzec, że drżą z radości, że tańczą z radości. Radości Tory. I patrząc w dal zauważam, jak miasto opasane jest zielonym, ciemnozielonym szerokim gartlem. I zieleń łąk opasających miasto jest żywa. Tak żywa, jakby radość życia przewijała się wśród traw. Tu i ówdzie wybuchały wśród zieleni trawy płomyki — oznaki życiodajnej radości i rozkoszy. Nadają życiu inny smak. Patrzę i widzę wyraźnie, jak płomyki tańczą i skaczą wśród traw. Mam wrażenie, że obejmują się i całują. I na tych łąkach z tańczącymi płomykami przechadzają się chasydzi. Atłasowe i nawet satynowe kapoty błyszczą jak lustro. Wszystkie kapoty. Zarówno te, które są podarte i te które są całe. I płomyki, które wyrywały się z traw przyczepiają się do błyszczących, świątecznych kapot. Wydaje się, że tańczą wokół każdego chasyda z miłością i ekstazą.

    169

    I wszyscy chasydzi patrzą spragnionym wzrokiem w stronę ganku rabiego Noacha. Widzę wyraźnie, jak oczami chłoną światło z twarzy rabiego. I im więcej światła wysysają z jego twarzy, tym głośniej śpiewają. I jest w tym śpiew i radość, i świętość.

    170

    Każda grupa chasydów śpiewa swoją pieśń, ale w powietrzu wszystkie melodie i wszystkie pieśni zlewają się w jedną melodię. W jedną pieśń. Do ganku rabiego dociera już jedna, jedyna melodia. Jakby wszyscy chasydzi postanowili zaśpiewać tę samą pieśń.

    171

    Wszystko dookoła śpiewa. Śpiewa niebo i śpiewa ziemia. Śpiewają niewidoczne teraz gwiazdy i dusza świata śpiewa.

    172

    — Boże, Panie świata — szepczę. — Jest mi tak dobrze, iż boję się, że roztopię się w rozkoszy.

    173

    Nie doszło do roztopienia się w rozkoszy, bo nagle rabin zawołał, że trzeba odmówić modlitwę mincha[23].

    174

    I cały czar prysnął.

    175

    Znowu zasłona spadła mi na oczy. Na górze widzę zwykłe, zwyczajne niebo. Na dole zieleni się zwyczajna łąka. I chasydzi w podartych kapotach są zwyczajni. I melodia składa się z urywanych kawałków śpiewu. I płomyki zgasły.

    176

    Patrzę na rabiego. Jego twarz także ściemniała.


    177

    Obie „góry” nie doszły do porozumienia. Brzeski rabi pozostał nadal przeciwnikiem chasydów i jako taki wyjechał z Białej.

    178

    A jednak coś z tego spotkania wynikło. Rabin z Brześcia przestał prześladować chasydów.

    Przypisy

    [1]

    cadyk — mąż sprawiedliwy, przywódca chasydów. [przypis tłumacza]

    [2]

    jeszywa — wyższa szkoła talmudyczna. [przypis tłumacza]

    [3]

    galut a. golus — diaspora, wygnanie; tu: dobrowolne odosobnienie. [przypis edytorski]

    [4]

    Tora (hebr.) — pierwsze pięć ksiąg Starego Testamentu, zwanych też Pięcioksięgiem lub księgami Mojżeszowymi, nazwa ta nie wskazuje jednak autora ksiąg, lecz to, że podstawą ich jest tzw. prawo Mojżeszowe; Tora opisuje genezę i rozwój prawa na tle wydarzeń historycznych lub uważanych za historyczne. [przypis edytorski]

    [5]

    gartel — pleciony sznur zastępujący pas. [przypis tłumacza]

    [6]

    beit hamidrasz (także: bet ha-midrasz, bet midrasz, besmedresz) — dosł. dom nauki; pomieszczenie przeznaczone do studiów talmudycznych dla chłopców i dorosłych mężczyzn, zaopatrzone w bibliotekę, z której każdy mógł w dowolnym czasie, wedle własnych potrzeb i zainteresowań korzystać; także miejsce modlitw (była w nim arka na Torę) oraz noclegownia; działał jak instytucja, bardzo ważna szczególnie w XVII i XVIII w., gdy jesziwy podupadły. [przypis edytorski]

    [7]

    galut — diaspora, niewola; tu: dobrowolne wygnanie. [przypis tłumacza]

    [8]

    mełamed — nauczyciel w chederze (szkole podstawowej). [przypis tłumacza]

    [9]

    mitnagdim — lm od mitnaged: przeciwnik chasydyzmu. [przypis tłumacza]

    [10]

    chasyd a. chasid — pobożny członek ruchu mistyczno-religijnego utworzonego w połowie XVIII wieku przez Izraela Baal Szemtowa. [przypis tłumacza]

    [11]

    kwitel — kartka z prośbą o pomoc przedstawiana cadykom. [przypis tłumacza]

    [12]

    pidion — wykup. [przypis tłumacza]

    [13]

    Sukot — Święto Szałasów; trwa siedem dni; w tym czasie Żydzi jedzą i śpią w szałasach, tak jak ich przodkowie podczas Exodusu. [przypis tłumacza]

    [14]

    szofar — barani róg, w który dmie się uroczyście w święto Rosz-haszana i na zakończenie święta Jom-Kipur. [przypis tłumacza]

    [15]

    Wielka Hosanna — jeden z ośmiu dni Święta Szałasów, kiedy przy modlitwie o zmiłowanie potrząsa się gałązkami palmowymi. [przypis tłumacza]

    [16]

    gaon — człowiek obdarzony dużą wiedzą, geniusz. [przypis tłumacza]

    [17]

    Szemini Aceret a. Szmini Aceres — ósmy dzień Sukot. W tym dniu zazwyczaj odmawia się modlitwę o deszcz. [przypis tłumacza]

    [18]

    minjan — dziesięciu dorosłych Żydów niezbędnych przy odprawianiu uroczystości lub publicznej modlitwy. [przypis edytorski]

    [19]

    szajgec — określenie pejoratywne nieżydowskiego chłopca; pot. łobuziak, urwis. [przypis tłumacza]

    [20]

    Simchat Tora — Radość Tory; święto związane z zakończeniem cyklu czytania Tory, obchodzone jest w ostatnim dniu święta Szałasów, zwanych również świętem Sukkot. [przypis edytorski]

    [21]

    szolem alejchem (hebr.) — pokój wam; pozdrowienie. [przypis edytorski]

    [22]

    szechina — Boska obecność, Duch święty. [przypis tłumacza]

    [23]

    mincha — modlitwa popołudniowa. [przypis tłumacza]

    15 zł

    tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

    35 zł

    tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

    55 zł

    tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

    200 zł

    tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

    500 zł

    Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

    20 zł /mies.

    Dziękujemy, że jesteś z nami!

    35 zł /mies.

    W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

    55 zł /mies.

    W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

    100 zł /mies.

    W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

    Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

    Dane do przelewu tradycyjnego:

    nazwa odbiorcy

    Fundacja Wolne Lektury

    adres odbiorcy

    ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

    numer konta

    75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

    tytuł przelewu

    Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

    wpłaty w EUR

    PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

    Wpłaty w USD

    PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

    SWIFT

    WBKPPLPP

    x
    Skopiuj link Skopiuj cytat
    Zakładka Istniejąca zakładka Notka
    Słuchaj od tego miejsca