Spis treści
Opowiadania chasydzkie i ludoweU wezgłowia konającegotłum. Michał Friedman
1Anioł, ModlitwaSzames[1] raju — świetlisty anioł — odblask promiennej łaski Miłościwego Pana — raz do roku wychodzi z raju i ogarnięty niepokojem i troską otwiera okienko w niebie. Wystawia promieniejącą głowę i zwracając się do zachodzącego słońca, drżącym głosem zadaje pytanie:
2— Słońce, nie wiesz czasem, co się dzieje z Lejblem Końskowolskim?
3Słońce nie odpowiada. Nie wie.
4Ogarnięty jeszcze większym niepokojem cofa anioł swoją promieniejącą głowę.
5I nie na próżno niepokoi się anioł.
6Oto już od kilku dni szumi w niebiosach od przedśmiertnego modlitewnego wołania Lejbla Szma Israel[2] — Słuchaj Izraelu.
7I dalsze słowo tego wersetu echod[3] rozsypuje się niczym srebrny śrut przed tronem Najwyższego.
8I toczy się słowo echod, i bzyka, i szumi, i wrze niczym rój ciem lecących do płomienia, który je przyciąga. I spalają się w ogniu z dziką rozkoszą, jaką dają tylko cierpienia miłości.
9Po raz ostatni anioł usłyszał wołanie Szma Lejbla z Końskowoli podczas modlitwy porannej szachrit.
10W modlitwie popołudniowej mincha nie słychać już było głosu Lejbla z Końskowoli.
11W modlitwach i pochwalnych hymnach wszystkich światów nastąpił widocznie jakiś defekt.
12Jakby w orkiestrze nagle jakiś instrument przestał wydawać dźwięki. Jakby struna w pierwszych skrzypcach nagle pękła.
13Czyżby Lejbl Końskowolski zapomniał odmówić modlitwę mincha?
14A może podczas wieczornej modlitwy maariw powtórzy za to dwakroć Osiemnaście Błogosławieństw?
15NocTymczasem słońce coraz bardziej się zniżało. Skrzętnie schowane cienie uzyskują zezwolenie na wyjście z ukryć. Wyłaniają się ze szczelin skał nad morzami. Z nor i jaskiń na pustyniach. Zza drzew gałęzi i liści rosnących w głębokich lasach.
16I cienie rozprzestrzeniają się po osiedlu. I oplatają sobą wszystko dookoła.
17I oto słońce zupełnie zniknęło z horyzontu. Nagle bezgłośnie zabłysły na niebie gwiazdy i księżyc. One przejmują teraz władzę nad światem. Na czas nocy… I przędą swoją zaczarowaną pajęczynę — srebrną sieć nad zmęczoną ziemią…
18Dusza, Sen, Wierzenia, Noc, Słowo, ZaświatyI wraz ze zniknięciem słońca na niebie zniknęło też zwierzę z napisem „Prawda” na czole. I razem z księżycem, wynurzyło się z drugiej strony inne zwierzę z napisem „Wiara” na czole.
19I oto po cichu otwierają się bramy nieba, żeby wpuścić do środka dusze pogrążonych we śnie ludzi. Dusze przybywają w nocy do nieba, żeby napisać w księgach jak przeżyły dzień…
20I zaczyna się skrzypienie piór i rozlega się trzepot niezliczonych skrzydeł aniołów. Skrzydeł białych jak śnieg i skrzydeł szarych od plam. Tych jest więcej. Są też skrzydła czerwone od krwi.
21I szumem i zgiełkiem wypełniają się niebiosa. Szumem powstałym z mieszaniny słów modlitwy, słów tęsknoty, skruchy, miłości, nadziei i lęku.
22I nagle w jednej sekundzie wszystko się urywa. Jakby zastygło. Jakby zdrętwiało. Wokół Bożego tronu wije się srebrzysta mgła. Wije się, snuje się i staje się coraz ciemniejsza…
23I zza tej mgły dochodzi odgłos niby gruchania gołębia:
24— Biada mi za to, że zniszczyłem Mój Dom… Za to, że spaliłem Moją Świątynię. Za to, że wypędziłem mego jedynego syna…
25I przeogromne uczucie litości przenika wszystkie siedem niebios…
26I potem znowu zalega cisza. Wszystko czeka z zapartym tchem na cud, na dziw, na nową wieść…
27Ale nic podobnego się nie wydarzyło.
28Tymczasem rozległ się głos z dołu. To kogut pieje. Mgła oplatająca Boży tron zaczyna się rozwiewać. Zaczarowana zgroza pęka. Rozpływa się… Znowu otwierają się okna nieba. Dusze odlatują na ziemię…
29Aniołowie za pomocą brylantowych pogrzebaczy wypędzają spóźnione, drżące, zapłakane i do głębi przerażone dusze…
30Wkrótce na dole, na ziemi, rozlega się stukanie. To szamesi bożniczni stukają w okiennice, wzywając ludzi o północy do modlitwy zwanej chacot.
31I w mig zaczyna blednieć napis „Wiara” na czole zwierzęcia. Blednie i blednie. Na wschodniej stronie nieba pojawia się czerwony, cienki promień…
32Szames raju budzi się z głębokiego snu. Podchodzi do okienka w niebie i otwiera je. Wystawia głowę i głośno woła:
33— O księżycu, o gwiazdy, czy potraficie mi powiedzieć, zanim znikniecie, co się stało z Lejblem Końskowolskim?
34I na to jego pytanie rozpłomieniła się złociście daleka maleńka gwiazdeczka. Podpłynęła do okienka i powiedziała:
35— Ja potrafię, świetlisty aniele! Przesuwałam się po niebie nad Końskowolą i zajrzałam przez okno do jego izby… On umiera… Lejbl Końskowolski kona… stary człowiek… jego biała broda lśni nad kołdrą. Lśni jak najczystsze srebro… twarz ma jednak żółtą, głęboko pomarszczoną. Widziałam jak mu pod nosem położyli piórko, ale ono nie drgnęło.
36I anioł, szames raju, nikogo o zdanie nie spytawszy z własnej inicjatywy udał się na ziemię, żeby zabrać duszę Lejbla.
37Wielka, nieoczekiwana radość — pomyślał — zapanuje w raju.
38Czarne i białe anioły żwawo za nim lecą. I kiedy ten świetlisty anioł — szames znalazł się na miejscu, zastał u wezgłowia konającego Lejbla czarnego anioła.
39Miałby czarny anioł wcześniej zlecieć z nieba na ziemię? Może wybrał krótszą drogę? Kto to może wiedzieć?
40— Co ty tutaj robisz? — pyta zdziwiony i drżący ze strachu, czarnego anioła. — To przecież Lejbl Końskowolski!
41— To co z tego? — śmieje się czarny anioł i w skrzywionych otwartych jego ustach błyskają dwa rzędy lśniąco białych zębów.
42— Ta dusza jest moja. Ja jestem szamesem raju.
43— Bardzo mi przyjemnie! A ja jestem tylko diabłem z piekła. Poczekajmy, to zobaczymy, jak sprawa się potoczy.
44I mówiąc to, wyciągnął nogą spod łóżka konającego zawiązany sznurkiem woreczek.
45— Co jest w tym woreczku? — pyta jasnego anioła.
46— Tałes[4] i tefilin[5] — próbuje biały anioł zgadnąć.
47— Pod łóżkiem nie przechowuje się takich rzeczy. Pod łóżkiem przechowuje się tylko grzechy!
48Schyla się, rozwiązuje sznurek i otwiera woreczek, po czym uderza w niego. I oto złocisty blask rozciąga się po izbie i w ślad za nim podąża złocisty dźwięk.
49I razem z tym wysypują się z woreczka złote dukaty.
50— Złodziejskie pieniądze! Zbójeckie pieniądze! — woła czarny anioł. — Wycyganił je od naiwnych ludzi. Wydarł je wdowom, zrabował od sierot, wykradł je ze skarbonek, w których zbierane były datki dla biednych. Przesiąknięte są łzami i krwią. Zobacz, jak Lejbl budzi się, kiedy tylko ruszają jego złoto.
51Konający ma oczy zamknięte. Miota się. Rzuca się.
52Białego anioła ogarniają dreszcze. Pierwszą parą skrzydeł zasłania sobie twarz.
53Przez szczelinę w okiennicy wdziera się do izby promień wschodzącego słońca. Pada na powieki konającego.
54Pod działaniem promienia powieki zaczynają drżeć.
55Po raz ostatni konający otwiera do połowy oczy. Pożółkłymi wargami wyszeptuje pytanie:
56 57— Ja — odpowiada czarny anioł. — Przyszedłem zabrać ci duszę.
58 59 60Z przerażenia opadają konającemu powieki. Dobry anioł stara się mu pomóc:
61— Proś Boga! Módl się! Odpokutuj, wyraź skruchę. Jeszcze jest czas… Porzuć swoje złoto…
62I konający zaczyna szeptać: Szma Israel.
63— On nie porzuci złota — powiada zły anioł i kładzie swoje czarne skrzydło na gardle Lejbla. Głos konającego został zdławiony.
64Zawstydzony biały anioł odsuwa się od łóżka.
65
Ciemnej, deszczowej nocy, wśród zgiełku, krzyków i harmidru rozlega się w piekle ostry, świdrujący rozkaz:
66— Nachman ze Zbaraża kona… ścinał paznokcie nie tak, jak prawo przewiduje i wyrzucał je… nie raz zapomniał odmówić modlitwę mincha. Kto chce udać się po jego duszę?
67— Ja — zawołał anioł zagłady. — Już lecę, a wy przygotujcie kocioł i wrzącą smołę.
68I podskoczywszy z uciechy wyleciał z piekła.
69Źli aniołowie latają szybko. Na szczęście dobrzy aniołowie też potrafią szybko latać. Pomaga im w lataniu wielkie miłosierdzie.
70Kiedy anioł zagłady doleciał do łóżka chorego, zastał u jego wezgłowia białego dobrego anioła. Siedział właśnie przy chorym i pocieszał go:
71— Biedny człowieku, nie bój się śmierci… to tylko most, malutka granica między ciemnością i światłem… to krótkie przejście od zmartwień i niepokoju do szczęścia i pokoju…
72Zdaje się jednak, że chory tego nie słyszy. Błądzi oczami po ścianach.
73Anioł, Śmierć, Miłosierdzie, Grzech, Piekło, DiabełZdumiony czarny anioł staje w drzwiach i pyta białego.
74— Kolego, czy ty się nie mylisz?
75— Nie — odpowiada dobry anioł. — Mnie tu posłano po duszę chorego. Po jego czystą, miłosierną duszę. Ty już nie masz nad nią władzy.
76— Ależ on obcinał paznokcie nie tak, jak przewidują nakazy.
77— Wiem o tym — przerywa mu dobry anioł. — Za to człowiek ten ani jednej chwili ze swego życia nie poświęcił dla własnej wygody. Całe życie poświęcił dla dobra słabych i chorych. Niósł pomoc wdowom i sierotom. Wszystkim cierpiącym, umęczonym i zabłąkanym.
78— W naszej księdze zapisane jest, ile razy nie odmówił modlitwy mincha.
79— Ale też nigdy nie odmówił pomocy tym, którzy jej potrzebowali. Nigdy nie zapominał udzielać pociechy strapionym. Zawsze pokrzepiał tych, którym ze zmęczenia opadły skrzydła nadziei. Nie zbudował sobie własnego domu… nie naprawił nawet dachu nad głową. Nie zadbał o miękkie łóżko. Nie szukał miłości u kobiety. Nie żywił nadziei, że doczeka się satysfakcji ze swoich dzieci. Wszystko, co czynił, dla dobra bliźnich czynił. On bowiem stawiał dobro bliźniego wyżej od własnego…
80Po niebie płyną gęste czarne chmury. Chwilami rozdziera je błyskawica, po czym stają się jeszcze bardziej gęste i bardziej czarne.
81Światło błyskawicy po raz ostatni budzi konającego.
82 83— Kto tu jest? Kto siedzi u mego wezgłowia?
84— To ja, jasny anioł, wysłannik Miłościwego Pana na wysokościach. Z Jego polecenia przyszedłem zabrać twoją duszę. Chodź ze mną!
85 86 87— Niebo… raj… — mamrocze w gorączce konający. — A jak się żyje tam w niebie? W raju?
88— Dobrze… w promiennym blasku łaski Bożej, w światłości Tronu Wiekuistego. I każdy przebywający tam mieszkaniec nosi złotą koronę na głowie.
89— Blask, złoto, korony — mruczy konający — ale co ja tam będę robił?
90— Niczego nie będziesz musiał tam robić. Tam zaznasz wiecznego odpoczynku, wiecznego zadowolenia… nieustannego szczęścia… Chodź!
91— Ale co tam będę robił? — Konający natęża wszystkie siły, żeby obrócić się twarzą ku dobremu aniołowi. — Powiedz mi, czy są tam osoby potrzebujące pomocy? Osoby, które należy podnieść z upadku, osoby chore, które trzeba uleczyć? Przecież tylko to jest moim szczęściem.
92— Nie. Takich osób tam nie ma. Tam nikt nie potrzebuje pomocy.
93— Więc co tam będę robił? Tam, gdzie nikt nie potrzebuje mojej duszy, mego serca, moich łez, moich słów pocieszenia.
94Czarny anioł, słysząc słowa konającego, cieszy się. Wystawia język i oblizuje się z zadowolenia. Kpiący uśmiech nie schodzi z jego warg. Szeroko otwiera usta i dwa rzędy białych zębów niczym błyskawica rozświetlają ciemną izbę.
95Straciwszy rezon, dobry anioł zgubił się. Nie wie, co ma powiedzieć konającemu.
96 97Dobry anioł obraca twarz ku oknu i wbija wzrok w niebo. Oczekuje stamtąd rady. Ale niebo jest zamknięte. Żadne słowo z niego nie pada. Żaden promyk się nie przebija. Żadna iskra nie błyska. Za to coraz nowe, coraz gęstsze chmury je pokrywają. I cień pada na twarz anioła. Groźnie wygląda niebo. Bije z niego gniew i złość. Jeszcze nigdy takiego nieba nie widział. Ciarki przechodzą mu po grzbiecie.
98Zły anioł skwapliwie wykorzystuje chwilę zagubienia się białego anioła. Podchodzi do łóżka konającego z drugiej strony i powiada:
99 100 101— Tam, dokąd tęskni twoje serce… tam, gdzie znajdziesz nieszczęśliwych, głodnych i spragnionych. Tam, gdzie czekają na ciebie umęczeni, zagubieni, wyklęci, zapomniani przez Boga. Pomóc im, prawda, nie potrafisz, ale za to będziesz mógł im współczuć i razem z nimi cierpieć.
102 103I biały anioł wrócił do nieba z pustymi rękami.
Przypisy
tefilin a. filakteria — dwa skórzane pudełka, w których umieszczone są wersety z Biblii. Jedno pudełko przytwierdza się rzemykiem do lewej ręki (obok serca) i drugie do czoła (do myśli). [przypis tłumacza]