- Arkadia: 1
- Bóg: 1
- Cisza: 1
- Czas: 1
- Duch: 1 2 3
- Góra: 1
- Kondycja ludzka: 1
- Modlitwa: 1
- Przemiana: 1
- Raj: 1
- Szatan: 1
- Woda: 1
Jan KasprowiczZ wichrów i hal, Z AlpNa jeziorze Czterech Kantonów
1Rozbłękitnioną płyniemy topielą…
Na jej zwierciadło snać się niebo zwali,
Ciężkie od blasków, co się po nim ścielą,
Lejąc szmaragdy wkroś stopionej stali.
5Naokół góry, naodziane zielą
[1]
Marzących świerków, kąpią szczyty w fali;
Czasami śnieżne kopy się zabielą,
Lub zaczernieją granity w oddali.
Wietrzyk zawiewa i wraz z szumem wody
10Duszę sennymi melodiami pieści,
W żar jej piekący słodkie niosąc chłody.
I głębia, pełna tajemniczych wieści,
Ciągnie ją k'sobie
[2] na nieznane gody —
Precz od trosk ludzkich, od ludzkiej boleści.
II
15Barwami tęczy jezioro się mieni:
Słońce południa stapia się w lazury,
W szmaragd i turkus w tej wodnej przestrzeni,
W złota ciecz skrzącą, w rubinów purpury.
W fioletowe mgły spowite góry,
20W wstęgach śniegowych, w podszyciu zieleni,
By
[3] koronkowe, Raj więżące mury,
Z swych tajemniczych wabią nas półcieni.
Czasem głos ludzki zerwie się znad brzega
25Pieśnią wesołą, lub się głuchym gwarem
W statku zagnieździ. Ale duch nie słyszy,
Co mówią ludzie: zbratany z bezmiarem,
Światłem i falą płynie w Raj tej ciszy.
III
Majestatyczne, opieśnione
[4] wody!
30Skalne olbrzymy strzegą waszej toni,
Z której promienny wyszedł duch swobody,
Co ludzkiej piersi od spodlenia broni.
Cóż, że się zbiera naokół ich skroni,
Którą srebrzyste opasały lody,
35Burza szalona? Grom się z niej wyłoni,
By w nic się rozbić o kamienne grody.
O święte fale! niech ten duch wasz w mojej
Spragnionej piersi będzie na kształt zdroi
[5],
Które w rozpaczy dniach laska Mojżesza
40Z skał wydobyła — tą cudowną mocą,
Co zbawia ludy; niech walczących rzesza,
Czerpiąc z tych źródeł, nie padnie przed nocą.
IV
Negacjo życia, znikczemniała, marna,
Wiążąca ducha, co się rwie w błękity,
45Jako te śniegiem naodziane szczyty,
Które powstrzymać pragnie chmura czarna
W pięciu się dumnych ich turni!… Nie powiem,
Choć się zbudzona wyobraźnia sili,
Co dziś jest we mnie — to jedno, że zdrowiem
50Pierś ma oddycha w tej wspaniałej chwili.
Negacjo życia, stwarzająca karły!
Wobec tych cudów wielkiego Żywota,
Co płodzi granie i głębie jeziora,
Gaśnie twych oczu szklannych blask umarły,
55Znika oblicza twego bladość chora,
Bo Raj przed tobą otwiera swe wrota…
V
DuchWlokła się dusza z skrzydły zmęczonemi,
Smętna i z skargą na ten los, co łamie
Wszystkie szlachetne wysiłki tej ziemi,
60Pragnącej spocząć aż tam! w Raju bramie.
Zdawało jej się, że w piekielnej chemii
Nędz i walk ludzkich apostazji
[6] znamię
Wyniesie z sobą, że ją krzyk oniemi
[7]
Kupczących w świętym człowieczeństwa chramie
[8].
65I z rezygnacją swój bardon
[9] wojenny,
Jak zagaszoną rzuciła pochodnię,
Myśląc, że na nic pieśń się już nie przyda.
A dziś znów powiał nad głową półsennej,
Broniąc jej z pola uchodzić niegodnie,
70Urok Przyrody i duch Winkelryda
[10].
VI
Z wód tych głębiny do tak bujnych lotów
Przynaglający człowieka, że za nic
Ma one drogi, skąd nie ma powrotów!
75Gdzież twa ojczyzna? Nie uznajesz granic,
Kreślonych ręką zuchwałych despotów:
Do piersi ludzkich, jak do swych kochanic,
Schodzisz z miłością, tam masz dom swój gotów.
W blaskach południa, w sinych mgłach północy,
80Co się zwieszają nad zmrożoną ziemią
Ciężkim ołowiem, twoje iskry drzemią.
Byś je rozżegnął tchem swej wielkiej mocy
I ich płomieniem rozgrzał pierś człowieka!
VII
85Wiej, płyń — nie przejdzie ten twój ruch bezpłodnie,
Tocz się, pierś ludzką swem tchnieniem rozpieraj,
Pokoju ciche przybytki otwieraj,
Koj miłująco, pieść i głaszcz łagodnie.
A jeśli trzeba, Samsona pochodnie
90Rozpal, na kłamstwo żelazem nacieraj,
Mów „żyj!” jednemu, drugiemu „umieraj!”
Aż wzniesiesz cnotę, a zniweczysz zbrodnię.
Niejedno zginie, co, na pozór żywe,
Od dawna stoi nad śmierci krawędzią,
95Bo nie chce wchłaniać twych światła potoków…
Wszystko, co spełnisz, cne i sprawiedliwe:
Wszakże ty jeden masz prawo być sędzią
I wykonawcą swych świętych wyroków…
VIII
Cóż, że w zamęcie dziejowych orkanów,
100Gdy się nad światem stęsknionym rozjarzy
Blask twój, wiew jakiś przygasi go wraży,
Jęk budząc nowy śród zdeptanych łanów?
SzatanCóż, że z twej klęski szydzi śmiech szatanów,
Aż nawet w sercu natchnionych pieśniarzy,
105Twojej świątyni stróżów i kapłanów,
Wiarę w twą siłę mróz zwątpienia warzy?
Przemijający to tryumf, choć wieki,
Płodne w łzy gorzkie, w klątwę i w krwi rzeki,
Trwa nieraz orgia radości piekielnej.
110Lecz czym są wieki w Żywota łańcuchu?
Czym chcą, niech będą, ty je przetrwasz, duchu,
Bo, idąc z Boga, jesteś nieśmiertelny!
IX
Na szare turnie cichy półmrok pada
I z wolna spływa po granitów zrębie,
115Otula świerków rozwełnione stada,
Ściele po toni swe puchy gołębie.
Jakaś się chmurka ściera na skał zębie,
Wietrzyk tajemne wieści opowiada,
Seledynowe zasypiają głębie,
120Nagich krzesanic zasypia gromada.
DuchI oddech grani i oddech jeziora
W srebrne, powiewne, lekkie mgły się zmienia,
Chcące oplątać duszę w swoje sidła.
Lecz do spoczynku ona dziś nieskora
[12]:
125Zrywa się naprzód bez lęku i drżenia —
Widać, że nowe przybyły jej skrzydła.
X
Żegnajcie wody! Z rozwartemi oczy,
Czujny, a świeży, duch mój precz ulata
Tam! gdzie się niebo ze szczytami brata,
130Gdzie się lawina z hukiem gromów toczy.
Gdzie szumem kaskad groźny twórca świata,
Dech prabytowy, w wiecznych śniegach broczy —
W promieniach życia albo w śmierci mroczy —
Tam płynie dusza, w moc i hart bogata.
135Żegnajcie wody! Wyżej! coraz wyżej
Pójdzie — do niebios granic się przybliży,
Przez skał urwiska, przepaściste lody,
Kogo tych waszych głębin wiew owionie:
Taką ma siłę duch, co wasze tonie
140Wziął za mieszkanie — wielki duch swobody.
XI
Ozwał się z dolin dzwon i po przestworze
Srebrnymi dźwięki, jak po fali, płynie:
W tej uroczystej wieczoru godzinie
Pnie się po graniach, pełza po jeziorze.
145
ModlitwaRaz jeszcze dusza patrzy ku głębinie:
W półśnie się modli głębia i w pokorze
Turnie, opadłe na świerkowe łoże,
W półśnie się modlą na ten dzwon w dolinie.
Wokół przenika jakieś tchnienie boże
150Tę kryształową wolności świątynię —
Dusza od modłów wstrzymać się nie może:
Cała się w ciszę półsenną owinie
I w uroczystym modli się wieczorze —
Z dzwonem, co echem gdzieś w bezmiarach ginie…