Maria KonopnickaDamnataPo grudce ziemi
1Gdy sądy Boże, jak wichry, powstały,
By kości nasze rozmiatać po świecie,
Sierocy sztandar wielkości i chwały
Bóg oddał w ręce poecie.
5Wziął go wieszcz, w blaskach słonecznych rozwinął,
Jako ofiary i nadziei znamię,
Ściągnął nad ludem potężne swe ramię
I jak wódz — na duchy skinął.
Poczuł się w sobie hufiec rozproszony
10Po krwawych ziemi całej polach bitwy;
Pieśń się zerwała nad łany Koron,
Nad puszcze sinej w mgłach Litwy.
I w serce ludu szukając oddźwięku,
Wiązała w klęskach potargane struny,
15Nawykłe zdawna do klątwy, bez jęku,
Kiedy w nie biły pioruny.
Długośmy byli jak lutnia strzaskann,
Niezdolna wydać nic więcej, prócz zgrzytu,
Na której wichry od rana do rana
20Targały ciszę błękitu.
Długo my byli jak trup porzucony,
Co się nocami przebudza cichemi
I idzie, bladym upiorem wskrzeszony,
By ssać krew własnej swej zemi.
25Aż tknięci słowem nieśmiertelnem mistrza,
Hymn my ofiary podnieśli z mogiły…
Odtąd harmonia wciąż czystsza i czystsza
Wzmaga nam ducha i siły.
Wieszcz wskrzesił serce narodu, mdlejące
30W marnych wysiłkach śmiertelnej rozpaczy.
On dla rozbitów, dla nędznych tułaczy,
Był — jako ziemia i słońce.
On z pieśni swojej uczynił ognisko
Obozu duchów, przy którem się grzeje
35Naród zmartwiały, nim zorza zadnieje,
Bóg wie… daleko czy blizko.
Pn z pieśni swojej uczynił nam hasło,
Po którem, bracia, na duchów strażnicy
Poznać się możem, nad ziemią zagasłą
40W martwej zwątpienia ciemnicy.
On nam z niej słowa uczynił pacierza,
Hymn narodowy nadziei i wiary,
Puhar krzepiący i arkę przymierza,
Co strzeże duchów ofiary.
45Jak zawołanie wspólnego nam rodu,
Pieśń jego poszła po całej tej ziemi
I była chlebem wśród suszy i głodu,
Zdrojami była żywemi.
A budząc sennych z długiego uśpienia,
50Jak blask poranny, co bije wskróś powiek,
Dla zbrodni — była okrzykiem sumienia,
Dla słabych — hasłem: tyś człowiek!
Drżący ją starzec powtarzał o świcie,
Patrząc w słoneczność wschodzącej jutrzenki;
55Dusza młodzieńcza swój zapał i życie
Z jednej czerpała piosenki.
Pieśń ta uwiła królewski dyadem,
W którym, łez naszych zabłysły kropelki
Nad czołem dumnem, spokojnem, choć bladem,
60Kobiety-obywatelki.
I zarzuciła płaszcz drogi, utkany
Z żywej, tajemnych uczuć naszych przędzy,
Na ziemię ojców, na krwawe jej rany
Na nagość i wstyd jej nędzy.
65Gdy biła w skrzydła anielskie nad ludem
Nawet bluźnierca uginał kolana,
A w oku jego wzbierała jak cudem
Łza wrząca, dawno nieznana.
O bracia moi! ja wam nie uczynię
70Krzywdy, wołając o pomnik Adama!
Wiem, że ta ziemia poruszy się sama
I wyda z siebie świątynię.
Wiem, że się zwiną puszcze starej Litwy
Na wieniec godny śpiewaka swojego,
75Wiem, że z ich szumem, jak z głosem modlitwy
Rzeki do morza pobiegą.
Wiem, że zniesiemy rękami własnemi,
Z nad brzegów Niemna i z równin Korony,
Choćby po grudce ojczystych pól ziemi
80Temu, co czuł za miliony!