ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
Bolesław Leśmian, Napój cienisty, W nicość śniąca się droga (cykl), Dwaj Macieje
← Eliasz

Spis treści

    1. Bóg: 1
    2. Czary: 1
    3. Dar: 1
    4. Droga: 1
    5. Drzewo: 1
    6. Jedzenie: 1
    7. Język: 1 2
    8. Klęska: 1
    9. Krew: 1 2
    10. Mądrość: 1
    11. Natura: 1
    12. Niebo: 1
    13. Nieśmiertelność: 1 2
    14. Potwór: 1 2
    15. Pożądanie: 1
    16. Przekleństwo: 1
    17. Przemijanie: 1
    18. Przemoc: 1
    19. Ptak: 1
    20. Rośliny: 1
    21. Siła: 1
    22. Słońce: 1
    23. Spotkanie: 1
    24. Starość: 1
    25. Śmierć: 1
    26. Ucieczka: 1
    27. Walka: 1
    28. Wiosna: 1
    29. Zwycięstwo: 1

    pisownia łączna/rozdzielna: wpoprzek > w poprzek; zdaleka > z daleka; nakształt > na kształt; odniechcenia > od niechcenia; zlekka > z lekka; niewiadomo > nie wiadomo; nakształt > na kształ; niechcąc > nie chcąc; powtóre > po wtóre; nielada > nie lada; bardzoby > bardzo by;

    pisownia joty: bestja > bestia;

    fleksja: czem > czym; tem > tym; niem > nim;

    leksyka/pisownia u/ó/o: dwuch > dwóch;

    interpunkcja: przyczyny!». > przyczyny!»;

    Bolesław LeśmianNapój cienistyDwaj Macieje

    Drogiemu przyjacielowi, Franciszkowi
    Fiszerowi[1], z pełnym wzruszenia uznaniem
    dla smutnych i wesołych cudów Jego
    cygańskiego żywota i ze szczerym zachwytem
    dla Jego wiecznie młodych uniesień
    i pomysłów metafizycznych.
    1
    Pleć, pleciugo! — Na wzgórza południowym grzeju
    Siedział razu pewnego — Maciej przy Macieju.
    WiosnaDo pierwszego Macieja rzekł ten drugi Maciej:
    — «Coraz w niebie — wiosenniej, a w polu — pstrokaciej.
    5
    Lada parów potrafi, śniąc, kwiatami zarość[2]!Przemijanie, Pożądanie, Starość
    A my — co? — Do wieczności mizdrząca się starość?
    Wstyd mi z siana, gdy słońce złotą igra zmrużką,
    Z przedwczesną i zuchwałą pieszczoty pogróżką
    Zerwać się do dziewczyny, jak gęś, co spod płotu
    10
    Zrywa się z wielkim krzykiem do niskiego lotu!…
    Wstyd mi pysk — modrym oczom przysunąć do widna,
    Bo te oczy — śmieszliwe, a dziewka — bezwstydna!
    Byle durniom zejść z drogi miałbym bezrozumnie?
    Zamiast z dziewką — na sianie, bez dziewki spać w trumnie?
    15
    Dość mam śmierci, co siłkiem po ziemi się szasta!
    Nie chcę umrzeć — i kwita! Chcę potrwać — i basta!»
    Do drugiego Macieja pierwszy Maciej rzecze:
    — «Hamuj się, niecierpliwy na wiosnę człowiecze!
    Siła, MądrośćMa łeb dzielny — wieczorem, kto go miewał — wzarań[3]
    20
    Tak, jak ja — com nie szczędził mym zadumom starań…
    Wiem, co wiem! — Czary, Rośliny, Nieśmiertelność, PotwórW kniejach leśnych, w przepaściach paprotnych
    Mieszka Czmur — wpośród czarów dzikich i samotnych —
    I nic — tylko pilnuje zaklętego ziela,
    Które nieśmiertelności — gdy je zjesz — udziela.
    25
    Nie dopuszcza nikogo — podstępny i silny,
    A pięść ma tak skuteczną, jak ten głaz mogilny!…»
    Do pierwszego Macieja drugi Maciej prawi:
    — «Mam i ja — pięść, co z wrogiem niedługo się bawi…
    Pódźwa[4] z Czmurem się zmierzyć! Ty — w ślad, ja — na czele.
    30
    Przymarnimy go nieco — i odbierzem ziele». —
    Droga, NieboJęzykI poszli. — A szli w poprzek — i wprzód — i ukosem,
    Już zawczasu się srożąc pod gołym niebiosem,
    Jak mówią w tym powiecie, gdzie mimo zwyczaju
    Niebo jest — Bóg wie czemu — męskiego rodzaju.
    35
    Po obłokach — po pniakach — po jarach — szli, skacząc
    I Czmurowi zaocznie i trafnie sobacząc[5]!
    SłońceSłońce, przez żyłkowane przeświecając liście,
    Na sękach się rozpryska — różnie i zdziebliście —
    I, światłem obszerniejąc, rozprasza się po to,
    40
    By na trawę ruchliwą nawiać — nic i złoto.
    Ptak, DrzewoGil na dęba wierzchołku tak odlegle śpiewa,
    Że czuć w śpiewie wysokość szumiącego drzewa,
    NaturaA w jarach, skąd się zieleń wynurza, jak z wora,
    Po wczorajszej ulewie — woda przez sen chora[6]
    45
    Na blady niedorozwój srebra w swej głębinie,
    Mętem przeciw własnemu usrebrnieniu płynie.
    Skoro Czmur dwóch Maciejów zaoczył[7] z daleka, —
    Czarami się najeżył — i nieludzko czeka…
    Idą. — Już się zbliżyli. — Czmur w słońcu się biesi, —
    50
    Gębę do nich wykrzywia: «A wy tu — skądesi?» —
    Rzekł Maciej: «Z niedaleczka… JedzenieChcemy jestku — pitku
    Z tego ziela, coś w lesie skrył je bez użytku.
    Znamy twą tajemnicę strasznie zieleniatą!
    Wyłaź, tchórzu, zza czarów! Wyłaź!» —
    55
    PrzekleństwoA Czmur na to:
    Nieśmiertelność— «Precz stąd, śmiecie pyskate! Znam podniebia wasze!
    Na baśń leśną dybiecie, jak bawół na paszę!
    Czym dla was nieśmiertelność? Rodzajem — jarzyny!
    Wara psiarni człowieczej do bytów przyczyny!»
    60
    JęzykTrącił Maciej Macieja: «Lży, bestia nieczysta!
    Pierwszy przemów do zmory, boś lepszy mówista»…
    Sięgnął Maciej po słowo, co wszystek gniew zmieści!
    — «Ty, psiaparo — psiawełno — psianogo — psiatreści!
    Czemu ślepie wytrzeszczasz, mgliste od wyłudy!
    65
    Małpo z tamtego świata! Pomroko z psiej budy!
    Nie pyskuj śród listowia! Stłum w lesie — bezczelność!
    Nie skąp ziela, judaszu! Oddaj nieśmiertelność!» —
    WalkaI, to mówiąc, podźwignął pięść, na kształt maczugi,
    A tuż obok do boju zawrzał Maciej drugi.
    70
    PrzemocCzmur z ziemi wyrwał buczek, pełen jeszcze cienia,
    I łby obu Maciejom zmacał od niechcenia.
    Coś z lekka we łbach trzasło, lecz nic się nie stało.
    Snać[8] łbów było — za dużo, a buczka — za mało.
    Obaj do gęby Czmura rozmach wzięli szerszy, —
    75
    Cios zadał Maciej drugi, a w ślad — Maciej pierwszy.
    PotwórCzmur rozwarł pysk drapieżny zwyczajem potwora,
    Aż odsłonił krtań krwistą — kły — i zwój jęzora.
    Splunął Maciej, jęzora zgorszony straszydłem,
    I gębę w czas potłumił pięścią, jak gasidłem.
    80
    Jęknął Czmur w nieskończoność, truchlejąc haniebnie
    Przed nawałą Maciejów zbyt groźną liczebnie!
    Cztery pięście go tłukły, nie wiadomo — która!
    Coraz to inny Maciej nacierał na Czmura!
    A czynili ciał dwojgiem taki zgiełk i ścistek,
    85
    Że zlękły brakiem miejsca — las dygotał wszystek!
    Próżno Czmur się do nieba zrywał, jak zawieja, —
    Gdziekolwiek się obrócił — tam spotkał Macieja!
    UcieczkaPrzed nadmiarem Maciejów gdzie szukać obrony?
    Tu — Maciej i tam — Maciej! Maciej — z każdej strony!
    90
    Ten go chwyta za grdykę, a tamten — za łystę[9].
    Czmur nagli do ucieczki swe nogi bieżyste.
    KrewJuż szkarłatną rzadź[10] bytu wyplunął na jary
    I zmalał — i sprzyziemniał, jak właśnie kret szary.
    Lecz — gdy w oczach mu leśna pomętniała knieja,
    95
    A Macieja odróżnić nie mógł od Macieja, —
    Zaklął siebie słów mgliskiem — i tak zaczął znikać,
    By ciałem do niebytu, znikając, nawykać…
    Trudno stwierdzić, czy umarł, czy wpełzł na kształt gadu
    W nicość, pełną kryjówek… Dość, że znikł bez śladu.
    100
    Znikł do cna i do ista, jakby go nie było, —
    Tylko w słońcu zapachło — miętą i mogiłą…
    Ptak zaćwierkał z gałęzi na zniknione ciało,
    I coś w lesie raz jeszcze, nie chcąc, poleśniało…
    Zwycięstwo, KlęskaRzekł Maciej do Macieja: «Umknął, zmór podrzutek!
    105
    A my ziela szukajmy! Czas nagli i smutek!»
    Jęli szukać w parowie — łapczywie i żwawo.
    Poszperali — na lewo, znaleźli — na prawo.
    Miało barwy znikliwej posenną przynętę,
    A poznali je po tym, że było — zaklęte.
    110
    Daremnie próbowali gryźć ziele i łykać, —
    Nie chciały im się szczęki zmiażdżone domykać…
    Czmur za życia posiadał jakie takie siły,
    Bo cielska Maciejowe od ran się roiły.
    Do pierwszego Macieja rzecze Maciej wtóry:
    115
    — «Tak się kości gną we mnie, jak te obce wióry.
    W tym, że Czmur nas nadpsował — nie ma jeszcze sromu.
    Czas duszom — do pokuty… Czas ciałom — do domu…
    Lubię księżyc — na strychu, a słońce — w altanie,
    Ale lubię najbardziej — siebie wzdłuż na sianie!…
    120
    Ty poleżysz ustronnie — i ja też poleżę.
    Odzyskamy sił krztynę, szeptając pacierze,
    Grzeszną duszę do Boga nastroim jak skrzypkę,
    A ziele spożyjemy z mlekiem na przechlipkę».
    Bóg, SpotkanieI tak gwarząc, szli do dom — tam, gdzie dal i droga,
    125
    I na skręcie spotkali twarz w twarz — Płaczyboga.
    Miał Płaczybóg źrenice — dalami posnute,
    A w źrenicach na przemian — zadumę i smutę.
    Trącił Maciej Macieja: «Chwila uroczysta
    Pierwszy przemów do Boga, boś lepszy mówista». —
    130
    Rzekł Maciej: «Płaczyboże, co płaczesz uboczem, —
    Chcę Ci mówić o wszystkim, ino nie wiem — o czem!
    Pochwalona ta z Tobą znajomość bezkresna.
    W lesie — nasze spotkanie. Dziej się — wola leśna!
    To powiadam po pierwsze. A mówię po wtóre:
    135
    Dziej się człowiek, idący w bezmiary niektóre!
    DarNie zbraknie Bogu strawy (to mówię — po trzecie!) —
    Dopóki jeden Maciej trwa jeszcze na świecie!»
    I z zanadrza, jak z hojnej wyciągnął skarbony
    Ziele — i Płaczybogu podał zamyślony.
    140
    — «Weź to ziele na wszelki w niebiosach przypadek,
    Jako po dwóch Maciejach niepodzielny spadek.
    Wiem, że cierpisz niekiedy, — i ja czasem cierpię.
    A nuż się nieśmiertelność w niebiosach wyczerpie!
    Chociaż trwoga to — płonna, lecz myśl niebezwiedna:
    145
    Pewniejsze dwie wieczności, niźli wieczność — jedna.
    Dość Ci, Boże, źdźbło małe tego ziela spożyć,
    By do drugiej wieczności bez uszczerbku dożyć.
    Kto zasłużył na ziele — niech się nim odświeży.
    Bogu się nieśmiertelność — nam się Bóg należy.
    150
    Włącz ten dar, Płaczyboże, do Twych w niebie dziejów
    I od czasu czasu wspomnij dwóch Maciejów!» —
    Wziął Płaczybóg podarek z tym bożym uśmiechem,
    Co sprawił, że las z większym zieleniał pośpiechem,
    I rzekł: «Dar to — nie lada, i skarb — nie drobnota —
    155
    I pewne przedłużenie wiecznego żywota!
    Czymże was wynagrodzę — jaką z nieba chwałą
    Za to, co się w tej chwili we wszechświecie stało!
    Nic nigdzie nie posiadam, sam jestem — samiustek
    Wpośród ziemskiej niedoli i zaziemskich pustek.
    160
    Trzeba w płacz mój na ślepo, z całych sił uwierzyć,
    By chcieć ze mną żyć razem, albo razem — nie żyć.
    Na krańcach mego płaczu będę na was czekał.
    Nie zwlekajcie zbyt długo. Ja — nie będę zwlekał…»
    I odszedł w sen za snami, by z tym zielem w dłoni
    165
    Zniknąć w jednej i w drugiej niebiosów ustroni.
    ŚmierćKrewRzekł Maciej do Macieja: «Z ran moich niemało
    Podczas rozmowy z Bogiem krwi się w świat przelało».
    I na nogach się zachwiał i bardzo niezgrabny
    Na trawę się wywrócił bokiem, jak wóz drabny.
    170
    Drugi Maciej na ból swój boczył się i srożył,
    Lecz — by ciału dogodzić — obok się ułożył.
    Rzekł jeden: «Czemuś taki srebrniasty na licu,
    Jakbyś gębę przed chwilą wytarzał w księżycu?»
    Drugi na to: «Już do snu nicość mnie kołycha.
    175
    Wiem, co we mnie cierpiało, — nie wiem, co nacicha…
    Brak mi ziela… Ha, trudno! Niech Bóg się posili, —
    Bardzo by się przydało i nam w takiej chwili!»
    Naówczas do Macieja rzekł Maciej: «Macieju!
    Tak mi dobrze w mym bólu, jak w samym Betleju…
    180
    Pragnę tylko ostatnich ku niebu przesileń,
    By zrzucić ciała mego uciążliwą wyleń, —
    A zrzucając — nie jęknę, ani się zasmucę.
    Odwróć łeb, byś nie widział, czym będę, gdy zrzucę…»
    Chciał się właśnie odwrócić Maciej od Macieja,
    185
    Ale go zamroczyła wielka beznadzieja!
    A już śmierć się zbliżyła, by ich snem utrudzić.
    Nie wiedziała, którego ma najpierw wystudzić.
    Świat im w oczach zanikał… Nastały złe dreszcze.
    I już świata nie było, a trwali gdzieś jeszcze…
    190
    Rzekł jeden: «Noc nadchodzi!» — A drugi rzekł: «Dnieje!»
    Tak zmarli jednocześnie obydwaj Macieje.

    Przypisy

    [1]

    Franciszek Fiszer (1860–1937) — filozof, erudyta; pochodził ze spolonizowanej szlachty niem., był postacią niezwykle popularną w środowisku artystycznym Warszawy; bywalec kabaretów, kawiarni i restauracji; do jego znajomych należeli: Bolesław Leśmian, Zenon Przesmycki, Antoni Lange, Stefan Żeromski, Władysław Reymont, Artur Rubinstein, Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Jan Lechoń oraz wielu innych twórców; znany z licznych dowcipnych anegdot, nie pozostawił żadnego utworu pisanego, lecz zyskał sobie miano „Sokratesa naszych czasów”. [przypis edytorski]

    [2]

    zarość (daw.) — zarosnąć. [przypis edytorski]

    [3]

    wzarań (daw.) — wcześnie rano; na początku. [przypis edytorski]

    [4]

    pódźwa (gw.) — pójdźmy; -wa jest końcówką daw. liczby podwójnej. [przypis edytorski]

    [5]

    sobaczyć — urągać, złorzeczyć, przeklinać. [przypis edytorski]

    [6]

    Po wczorajszej ulewie — woda przez sen chora — w wydaniu Napoju cienistego z 1936 (wyd. J. Mortkowicz), które było podstawą niniejszej publikacji, wers ten brzmi: „(…)Po wczorajszej ulewie — zieleń przez sen chora(…)”. W rękopisie utworu widnieje jednak słowo woda zamiast zieleń i na tej podstawie wprowadzamy zmianę edytorską. [przypis edytorski]

    [7]

    zaoczyć — zobaczyć, zauważyć. [przypis edytorski]

    [8]

    snać a. snadź (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]

    [9]

    łysta (gw.) — łydka. [przypis edytorski]

    [10]

    rzadź (neol.) — coś rzadkiego, płynnego. [przypis edytorski]

    15 zł

    tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

    35 zł

    tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

    55 zł

    tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

    200 zł

    tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

    500 zł

    Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

    20 zł /mies.

    Dziękujemy, że jesteś z nami!

    35 zł /mies.

    W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

    55 zł /mies.

    W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

    100 zł /mies.

    W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

    Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

    Dane do przelewu tradycyjnego:

    nazwa odbiorcy

    Fundacja Wolne Lektury

    adres odbiorcy

    ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

    numer konta

    75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

    tytuł przelewu

    Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

    wpłaty w EUR

    PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

    Wpłaty w USD

    PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

    SWIFT

    WBKPPLPP

    x
    Skopiuj link Skopiuj cytat
    Zakładka Istniejąca zakładka Notka
    Słuchaj od tego miejsca