Józef Czechowicznuta człowieczaelegia czwarta
1
spokój falowałby ścichał drżąc u studziennych cembrowin
mżąc na płomiennych topolach coś nucąc w oczach krowich
tylko że ty mi szalejesz
skrzydła teopais
[1] o skrzydła
5furkocą furkocą płosząc
z mroku pastwiska
pod gajem z porcelany
przebłyska
10zachodu złoty dar kałuża o teopais
i domy są znane jak zygzak na starej tapecie
biegną ze wzgórz dyszą
oknami otwartymi w białym zakurzonym lecie
tak się na nas nasuwa przedmieścia obszerny futerał
15ciszą
tyś wrastał w wiślane lato
gdy tratwy pluskały tędy ciemną na toniach łatą
gdy w niski pułap upału tłukły ospałe ptaki
tyś dzień kołysał pomału
20a jaki byłeś jaki
no miasto naroża w godłach rzemiosł
wetknął się skośny promień
w sklepu framugę i zgasł
dokoła rżał na górach gaj i żółty las
25bizantyjskie niebo rżało
na dachy budynków bo dzień wiądł
czerwone płaszcze rzucało
sentencja elegijna miłosna
i drobnych kropel srebra w ciemności nastruże
30ty w dłoń zbierzesz blask nikły ciałem jak wiatr nagim
rozweselając smętarz choć tylko w marmurze
sentencja ostateczna