Maria KonopnickaWstań o dziecię…
1Wstań o dziecię! idź na pole,
Gdzie pot ludu wsiąka w rolę,
Gdzie pod jasnem naszem niebem
Kłosy brzęczą żytnim chlebem,
5Jak struny szklane;
Idź i słuchaj, a w tym szumie
Może serce twe zrozumie,
Jakie to tam rosy świecą,
Jak masz uczcić dolę kmiecą
10I zgrzebną sukmanę!
II
Ucz się, drogie dziecię moje,
Nosić wcześnie twarde zbroje,
Jak dawni rycerze!
Nie z żelaza, nie ze stali,
15Te, co ludzie wykowali
Hełmy i pancerze,
Ale jasną, ale dzielną
Zbroję ducha nieśmiertelną,
Co się strzał nie boi.
20Ale taką tarczę złotą,
Co się zowie wolą, cnotą,
A za oręż stoi.
Kiedy widzisz skrę, co pryska
Z nakowadła i ogniska,
25Gdy dłoń widzisz z kielnią, z młotem,
Jak nad głową śmiga hardo,
Gdy na twarzy zlanej potem
Odgadujesz dolę twardą,
Uchyl czoła, synu miły,
30Przed tym, co się krwawo znoi:
Lud i praca to są siły,
A świat cały niemi stoi!
Szanuj, drogie dziecię moje,
W małem ziarnku — przyszłe plony,
35W małej kropli — przyszłe zdroje,
W szelągu — miljony,
W każdej myśli — zaród czynu,
Życie — w chwilce, co ucieka,
A sam w sobie — szanuj, synu,
40Przyszłego człowieka.