Dominik BielickiŻycie z cieniem
1Na wydziale sprawdziłem pocztę:
dziekanat, samorząd, krokus od Piotrka,
mamy zaszczyt, promocja, chętnego
do zbioru ogórków. Zacząłem krążyć
5po wyludnionym budynku jak dozorca.
(Kowalski twierdził, że piszę średnio).
Automat wydał mi resztę miedzią
i podzwaniając, z kubkiem lury
poszedłem w miejsce, w którym mnie zwęszył
10lotny esemes operatora:
darmowe minuty, jeśli coś tam.
(Kowalski twierdził, że piszę średnio).
Woźna zbeształa ślepe stado
idące mym śladem po świeżo umytej
15podłodze do labu
[1] i przyszła zerknąć,
jak się dobijam, bo lab był nieczynny.
Zgubiłem ogon wsiadając do windy.
(Kowalski twierdził, że piszę średnio).
Schodziłem biorąc za dużo stopni,
20a gdy się podniosłem, wyrósł przede mną
schemat strzelisty akademickich
rozgrywek w GO
[2]; i ledwo co ślinę
przełknąłem gardłem wąskim jak finał.
(Kowalski twierdził, że piszę średnio).
25Widząc mnie rower uniósł siodełko
jak brew, bezpiecznie wpięty w poręcz
moją zapinką oraz kłódką kogoś,
komu był kontaktową skrzynką:
„proszę się stawić w pokoju sto sześć”!
30(Kowalski twierdził, że piszę średnio).
Promotor gonił za mną jak termin;
gdyby mnie poznał, wymierzyłby deadline
[3]
Szczęśliwie jednak przemknęły numery
i już pan mego roweru ufnie
35schylał się po gorącą skuwkę.
(Kowalski twierdził, że piszę średnio).
Sparzył się, syknął — jasne, po co pukać!
Szybko przyłożył lodowate — słucham?
i leczył się długo — rower to nie teczka,
40jak już mówiłem. Są pewne reguły…
W końcu wydobrzał i kopnąłem nóżkę
zbyt zamaszyście (lecz Kowalski czekał).