1Raz gdy się w pychę Merkuryusz
[1] wzbije,
Chcąc ludzkie zdania o sobie wybadać,
Wnet takowego sposobu zażyje,
Ażeby z siebie własną postać składać,
5A inną przybrać, żebraka czy kupca,
I udać na czas
[2] z wymownego, głupca.
Wchodzi w mieszkanie, pewnego skulptora
[3],
A ten usilnie pilnując rzemiosła,
Nie myśli, żeby zmyślona pokora
10W dom jego Bogów sprowadziła posła;
Wycina nosy, oczy, usta, dłotem
[4]
Bożkom, Boginiom i stawia w kąt potem.
Widzi Merkury misterne posągi
Marsa z Belloną w cudnej armaturze,
15Jakie gotują do wojny zaciągi,
W jakiej bohatyr minie i posturze,
Z jaką Bellona przysługą dla męża
Trzyma potrzebne do boju oręża.
Widzi Wenerę z najpiękniejszą twarzą,
20Przy niej Kupida, małego pieszczocha;
Tu się gołębie całują, tu parzą,
Tu się co żywo, karesuje
[5], kocha,
I co być może człowiekowi miło,
Wszystko w tej sztuce wyrażone było.
25Widzi Jowisza, jak na orła wsiada,
Widzi Junonę, jak z pawiem stoocznym
Igra, ten jak się do Semeli skrada,
Ta swe zabawy ma, przy dniu widocznym;
Argus płaczący, straż porzuca wreście
[6],
30To stadło oczu potrzebuje dwieście.
Widzi statuę myśliwej Dyanny,
Jak kształtną ręką psy na smyczy trzyma;
Łuk, kołczan, lance, niosą za nią panny,
Wiatr jej sukienke
[7] nieznacznie poddyma:
35Tu już zwierzyna postrzelana leży,
Żywa na rozkaz bogini w sieć bieży.
Widzi Apolla, jak pożarem płonie
Dla pięknej Dafny, co nim jawnie gardzi;
Narcyss sam siebie zakochawszy tonie,
40
Echo go ściga, ten ucieka bardzi
[8]:
Dwóch amorotów miłość mściwa tropi
Jednego spali, drugiego utopi.
Widzi Prokrydę z kochanym Cefalem,
Jaki pożytek podejrzenie niesie
45Między małżeństwem, co się kończy żalem;
Gdy żona męża szpieguje po lesie,
Któż winien, że mąż w kniei zamiast zwierza
Zabija żonę, co mu nie dowierza.
Patrzy na kształtną pięknej Ledy postać,
50Jakim jej członki wyrobione tokiem,
Chciałby niejeden dziś Parysem zostać,
Byle tak żywej kędy dojrzał okiem;
Ale że nie masz w nadziei otuchy,
Przybrać się życzę w łabędziowe puchy.
55Kiedy do woli wzrok napasł Merkury
W tak pięknych sztukach, widzi też swój własny
Posąg: więc spyta, w jakiej cenie który,
Spyta, za co ten w kąt zapchano ciasny,
W jakim szacunku Jowisz, Wenus, Juno,
60
Jazon co z Kolchów uwiózł złote runo.
Odpowie skulptor, że różność w naturze,
Nie wszystko dała jednemu, co w skarbie
Ma swoim; tak też, różność jest w marmurze,
W białości, w żyłkach, w glansie
[9], w żywej farbie
[10].
65Kto się zna na tym, sam rozum dyktuje,
Co marmur, praca, kształt w sztuce kosztuje.
A żeś ciekawy, opowiem ci o tych,
Co w jednym rządzie
[11] na tej stoją stronie,
Żadnej od kilku set czerwonych złotych
70Przedać
[12] nie myślę, kto zajedzie po nie;
Ci zaś co pod tą ścianą są zebrani
W mniejszej są wadze, więc ich oddam tani
[13].
Chce wiedzieć drogość swojego bałwana
[14].
75Z bliska przystąpi, ręką, nogą rusza,
Rzecze: czemu ta sztuka zaniedbana?
I co by za nią chciał rzemieślnik złota?
Sądząc, że w cenie wielka zajdzie kwota.
Opaczną
[15] słyszy odpowiedź w te tropy:
80Że gdyby kupiec dziś przybył z trafunku
[16],
Za tego błazna nie chciałbym i kopy,
Lecz bym go przydał z chęcią w podarunku,
Bylem się pozbył spraw cudzych cenzora,
85Nie w smak to było Merkuremu słuchać
Bo mu inaczej obiecała pycha,
Że pod nos śmiele miał każdemu dmuchać,
Teraz go na łeb ambicya spycha,
Mówiąc mu w oczy: że ostatni zbrodzien
[20]
90W tym charakterze szubienicy godzien.
Dopiero w myśli sam siebie poznaje,
Co to za defekt w nim dotąd panował;
Przeklina stan swój, ambicyi łaje,
Że tylko siebie nad wszystkich szacował:
95Odtąd przyrzeka, że swój umysł hardy
Potępi, co go wprowadził do wzgardy.