1
Uchodzę w lasy i wesołe knieje,
Mając w nich więcej gustu i ochoty.
Niech kto chce z mojej dzikości się śmieje,
5Nie dbam nic na to; wolę z swej prostoty
Las aniżeli świat pełen niecnoty.
Nie umiem bajek prawie
[2] szeptać w ucho,
Łaciny nie znam, ni terminów prawnych,
Wody sprowadzić, tam gdzie było sucho,
10O Cyceronach nie słyszałam sławnych;
Więc kto tych czasów w tej nie ćwiczon szkole
Niech pasie bydło albo kopie role.
Drzewa przyjemny szum dające z siebie,
15Trawy, pagórki, biegące strumyki,
Przy was niech mieszkam choć o suchym chlebie;
Zdrowszy mi napój z waszych źródeł żywych
Niż drogie trunki, gdy z rąk nieżyczliwych.
Jak ranna zorza swój rumieniec śliczny
20Pokaże, rosa perłowe kropelki
Pozbiera, jużci pasterz okoliczny
Nie zaśpi, a ptak wyśpiewuje wszelki;
Ci trzody owiec żeną
[3] między wrzosy,
Te, mokre skrzydła otrzepują z rosy.
25
Po drzewach skacząc wysoko, to nisko;
Krzykną roślejsze i drobne ptaszęta,
Bezpieczne, chociaż słuchamy ich blisko.
Za nic koncerty i włoskich nut sztuki,
30Ich milsze głosy bez mistrza nauki.
Odpocznie ptastwo, aż zaczną pasterze
Smutne wywodzić dumy na fujarze,
Inni zaś skoczne mazury na lerze
[4],
Tańcując z nami każdy w swojej parze:
35My wdzięczne pieśni śpiewamy koleją
Lasy słuchają, a gaje się śmieją.
Nie wiem co tęsknić
[5], pasąc owiec trzodę,
Z pilnością strzedz
[6] ich potrzeba od wilka.
Przebrnąwszy potok, oczyma powiodę,
40Aż pastereczek bieży
[7] ku mnie kilka;
Z temi się witam, chwytając za szyje,
Wnet jedna drugą szczesze
[8], splecie, zmyje.
Usiędziem sobie pod jaworem ciemnym
Nad czystem źródłem pryskającej wody:
45Ze skał fontanny natura, foremnym
Kunsztem, zrobiła pasterzom ochłody;
Nic nam słoneczny upał nie dokuczy
Jawor zaszumi, a strumyk zamruczy.
Zaczniemy mówić o naszych zabawach
[9],
50Na czem dzień cały przeminie godziną
[10]:
O pięknem kwieciu, w jakich rosną trawach;
Ta powie; jest tu miejsce nad doliną,
Na którem kwiaty w rozliczne kolory
Kwitną posiane od Bogini Flory.
55Więc wszystkie w zawód bieżąc, jedna drugą
Popchnie w bok, by się wyprzedzić nie dała;
Ta w miękką trawę upadnie jak długą,
Ta już tym czasem kwiatków nazbierała.
Z tych wieńce wijąc głowy sobie strojem
[11],
60O brylantowe korony nie stojem
[12].
Szczera wesołość, śmiech, żarty niewinne,
Nikogo zgorszyć, owszem, cieszyć mogą;
Prostoty naszej niech się uczą inne,
Przystojnych zabaw z nami idą drogą.
65
Jemy ser z chlebem i masło z jaszczyka
[13].
Po tem bankiecie chcący trunku zażyć,
Spieszno biegniemy do naszej piwnicy,
Którą nad winne więcej trzeba ważyć,
70Czystej jak kryształ pod skałą krynicy:
Z tej co dzień dzbanem pijąc nie ubywa,
W pełni zostaje, nikt jej nie doliwa.
Gdy już z południa słońce nie zbyt grzeje,
Wychodzim z gęstych lasów na krzewiny;
75Tam gdzie chłód miły od pagórków wieje
Igramy
[14] w babkę pomiędzy jedliny,
Patrząc przez niskie krzaczki i jałowce,
Czy dobrze nasze napasły się owce.
Samym wieczorem zbliżając ku domu
[15],
80Zganiamy trzody społem do gromady;
Poznają owce, co należy komu,
Bierzemy swoje bez swaru
[16], bez zwady:
Żadna nie zbłądzi do cudzej owczarnie
[17],
Każda do swego sałaszu
[18] się garnie.
85My zaś pasterki do chaty chróścianej
[19]
Nad pałac cichszej spieszym na spoczynek;
Podjadszy
[21], nie śląc po mięso na rynek;
Nie psują takie potrawy żołądka,
90Dłużej my niż pan żyjem, niebożątka.