- Brat: 1
- Dziecko: 1
- Fałsz: 1
- Grzech: 1
- Kara: 1 2 3
- Konflikt: 1
- Kwiaty: 1 2 3
- Matka: 1
- Mąż: 1
- Młodość: 1
- Morderstwo: 1
- Ojciec: 1
- Pamięć: 1
- Ślub: 1
- Śmierć: 1
- Tajemnica: 1
- Trup: 1
- Upiór: 1
- Walka: 1
- Wdowa: 1
- Wina: 1
- Wyrzuty sumienia: 1
- Zbrodnia: 1
- Zbrodniarz: 1
- Zdrada: 1
- Żona: 1
Adam MickiewiczBallady i romanseLilije
1
Pani zabija pana.
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na łączce przy ruczaju,
5Grób liliją zasiewa,
Zasiewając tak śpiewa:
«Rośnij kwiecie wysoko,
Jak pan leży głęboko;
Jak pan leży głęboko,
10Tak ty rośnij wysoko».
Potem cała skrwawiona,
Męża zbójczyni żona,
Bieży przez łąki, przez knieje,
I górą, i dołem, i górą.
15Zmrok pada, wietrzyk wieje;
Ciemno, wietrzno, ponuro.
Wrona gdzieniegdzie kracze,
I puchają puchacze.
Bieży w dół do strumyka,
20Gdzie stary rośnie buk,
Do chatki pustelnika
Stuk stuk, stuk stuk!
«Kto tam?» Spadła zapora,
Wychodzi starzec, świeci;
25
Z krzykiem do chatki leci.
Ha! ha! zsiniałe usta,
Oczy przewraca w słup,
Drżąca, zbladła jak chusta:
30«Ha! mąż, ha! trup!»
«Niewiasto, Pan Bóg z tobą!
Co ciebie tutaj niesie?
Wieczorną, słotną dobą,
Co robisz sama w lesie?»
35— «Tu za lasem, za stawem,
Błyszczą mych zamków ściany,
Mąż z królem Bolesławem
Poszedł na Kijowiany.
Lato za latem bieży,
40Nie masz go z bojowiska,
Ja młoda śród młodzieży,
A droga cnoty śliska!
Nie dochowałam wiary,
Ach! biada mojej głowie!
45Król srogie głosi kary;
Powrócili mężowie.
Ha! ha! mąż się nie dowie!
Oto krew! oto nóż!
Po nim już, po nim już!
50Starcze: wyznałam szczerze,
Ty głoś świętemi usty,
Jakie mówić pacierze,
Gdzie mam iść na odpusty?
Ach! pójdę aż do piekła,
55Zniosę bicze, pochodnie,
Byleby moję zbrodnię
Wieczysta noc powlekła».
Więc ci nie żal rozboju,
60Ale tylko strach kary?
Idźże sobie w pokoju,
Rzuć bojaźń, rozjaśń lica,
Wieczna twa tajemnica.
Bo takie sądy Boże,
65Iż co ty zrobisz skrycie,
Mąż tylko wydać może,
A mąż twój stracił życie».
Jak wpadła, tak wypada.
70Bieży nocą do domu,
Nic nie mówiąc nikomu.
Stoją dzieci przed bramą:
«Mamo — wołają — mamo!
A gdzie został nasz tato?»
75«Nieboszczyk? co? wasz tato?»
— Nie wie, co mówić na to —
«Został w lesie za dworem,
Powróci dziś wieczorem».
80Czekają drugi, trzeci,
Czekają tydzień cały;
Nareszcie zapomniały.
Nie wygnać z myśli grzechu,
85Zawsze na sercu nudno,
Nigdy na ustach śmiechu,
Nigdy snu na źrenicy!
Bo często w nocnej porze,
Coś stuka się na dworze,
90Coś chodzi po świetlicy:
«Dzieci — woła — to ja to,
To ja, dzieci, wasz tato!»
Noc przeszła, zasnąć trudno;
Nie wygnać z myśli grzechu,
95Zawsze na sercu nudno,
Nigdy na ustach śmiechu!
«Idź, Hanko, przez dziedziniec:
Słyszę tętent na moście,
I kurzy się gościniec:
100Czy nie jadą tu goście?
Idź na gościniec i w las,
Czy kto nie jedzie do nas?» —
— «Jadą, jadą w tę stronę,
Tuman na drodze wielki,
105Rżą, rżą koniki wrone
[1],
Ostre błyszczą szabelki,
Jadą, jadą panowie,
Nieboszczyka bratowie!» —
Brat— «A witajże, czy zdrowa?
110Witajże nam, bratowa.
Gdzie brat?» — «Nieboszczyk brat,
Już pożegnał ten świat».
— «Kiedy?» — «Dawno, rok minął,
Umarł… na wojnie zginął».
115— «To kłamstwo, bądź spokojna,
Już skończyła się wojna;
Brat zdrowy i ochoczy,
Ujrzysz go na twe oczy».
FałszPani ze strachu zbladła,
120Zemdlała i upadła;
Oczy przewraca w słup,
Z trwogą dokoła rzuca:
«Gdzie on? gdzie mąż? gdzie trup?»
Powoli się ocuca;
125Mdlała niby z radości
I pytała u gości:
«Gdzie mąż, gdzie me kochanie,
Kiedy przede mną stanie?»
— «Powracał razem z nami,
130Lecz przodem chciał pospieszyć,
Nas przyjąć z rycerzami,
I twoje łzy pocieszyć.
Dziś, jutro, pewnie będzie,
Pewnie kędyś w obłędzie
[2]
135Ubite minął szlaki.
Zaczekajmy dzień jaki,
Poszlemy szukać wszędzie,
Dziś, jutro, pewnie będzie».
Posłali wszędzie sługi,
140Czekali dzień i drugi;
Gdy nic nie doczekali,
Z płaczem chcą jechać daléj.
Zachodzi drogę pani:
«Bracia moi kochani,
145Jesień zła do podróży,
Wiatry, słoty i deszcze,
Wszak czekaliście dłużéj,
Czekajcie trochę jeszcze».
Czekają. Przyszła zima,
150Brata nié ma i nié ma.
Czekają; myślą sobie:
Może powróci z wiosną?
A on już leży w grobie,
A nad nim kwiatki rosną,
155A rosną tak wysoko,
Jak on leży głęboko.
I wiosnę przeczekali,
I już nie jadą daléj.
Do smaku im gospoda,
160Bo gospodyni młoda;
Że chcą jechać, udają,
A tymczasem czekają,
Czekają aż do lata,
Zapominają brata.
165Do smaku im gospoda,
I gospodyni młoda.
Jak dwaj u niej gościli,
Tak ją dwaj polubili.
Obu nadzieja łechce,
170Obadwaj zjęci trwogą,
Żyć bez niej żaden nie chce,
Żyć z nią obaj nie mogą.
Wreszcie, na jedno zdani,
Idą razem do pani.
175
Przyjm dobrze nasze słowo:
My tu próżno siedzimy,
Brata nie zobaczymy.
Ty jeszcze jesteś młoda,
180Młodości twojej szkoda,
Nie wiąż dla siebie świata,
Wybierz brata za brata».
To rzekli i stanęli.
Gniew ich i zazdrość piecze,
185Ten, to ów okiem strzeli,
Ten, to ów słówko rzecze;
Usta sine przycięli,
W ręku ściskają miecze.
Pani ich widzi w gniewie,
190Co mówić, sama nie wie.
Prosi o chwilkę czasu,
Bieży zaraz do lasu.
Bieży w dół do strumyka,
Gdzie stary rośnie buk,
195Do chatki pustelnika
Stuk stuk, stuk stuk!
Całą mu rzecz wykłada,
Pyta się, co za rada?
«Ach, jak pogodzić braci?
200Chcą mojej ręki oba;
Ten i ten się podoba,
Lecz kto weźmie? kto straci?
Ja mam maleńkie dziatki,
I wioski i dostatki;
205Dostatek się zmitręża
[3],
Gdy zostałam bez męża.
Lecz ach! nie dla mnie szczęście!
Nie dla mnie już zamęście!
210Ściga mnie nocna mara:
Zaledwie przymknę oczy,
Traf, traf, klamka odskoczy;
Budzę się: widzę, słyszę,
Jak idzie i jak dysze,
215
Jak dysze i jak tupa,
Ach, widzę, słyszę trupa!
Skrzyp, skrzyp, i już nad łożem
Skrwawionym sięga nożem,
I iskry z gęby sypie,
220
I ciągnie mnie i szczypie.
Ach! dosyć, dosyć strachu,
Nie siedzieć mnie w tym gmachu,
Nie dla mnie świat i szczęście,
Nie dla mnie już zamęście!»
225
Nie masz zbrodni bez kary,
Lecz jeśli szczera skrucha,
Zbrodniarzów Pan Bóg słucha.
Znam ja tajnie wyroku,
Miłą ci rzecz obwieszczę:
230
Choć mąż zginął od roku,
Ja go wskrzeszę dziś jeszcze».
— «Co, co? jak, jak? mój ojcze!
Nie czas już, ach, nie czas!
To żelazo zabójcze
235Na wieki dzieli nas!
Ach znam
[4], żem warta kary,
I zniosę wszelkie kary,
Byle się pozbyć mary.
Zrzekę się mego zbioru
240I pójdę do klasztoru,
I pójdę w ciemny las.
Nie, nie wskrzeszaj, mój ojcze!
Nie czas już, ach, nie czas!
To żelazo zabójcze
245Na wieki dzieli nas!»
Starzec westchnął głęboko,
I łzami zalał oko,
Oblicze skrył w zasłonie,
Drżące załamał dłonie:
250«Idź za mąż, póki pora,
Nie lękaj się upiora.
Martwy się nie ocuci,
Twarda wieczności brama;
I mąż twój nie powróci,
255Chyba zawołasz sama».
— «Lecz jak pogodzić braci?
Kto weźmie, a kto straci?…»
Kwiaty— «Najlepsza będzie droga,
Zdać się na los i Boga.
260Niechajże z ranną rosą
Pójdą i kwiecia zniosą.
Niech każdy weźmie kwiecie,
I wianek tobie splecie,
I niechaj doda znaki,
265Żeby poznać, czyj jaki?
I pójdzie w kościół Boży,
I na ołtarzu złoży:
Czyj pierwszy weźmiesz wianek,
Ten mąż twój, ten kochanek».
270Pani z przestrogi rada,
Już do małżeństwa skora,
Nie boi się upiora;
Bo w myśli swej układa,
Nigdy w żadnej potrzebie
275Nie wołać go do siebie.
I z tych układów rada,
Jak wpadła, tak wypada.
Bieży prosto do domu,
Nic nie mówiąc nikomu.
280Bieży przez łąki, przez gaje,
I bieży i staje
I staje i myśli i słucha:
Zda się, że ją ktoś goni,
I że coś szepce do niéj
285(Wokoło ciemność głucha):
«To ja, twój mąż, twój mąż!»
I staje i myśli i słucha;
Słucha, zrywa się, bieży,
Włos się na głowie jeży,
290W tył obejrzeć się lęka,
Coś wciąż po krzakach stęka,
Echo powtarza wciąż:
«To ja, twój mąż, twój mąż!»
295Zbliża się czas wesela.
Zaledwie słońce wschodzi,
Wybiegają dwaj młodzi.
ŚlubPani, śród dziewic grona
Do ślubu prowadzona,
300Wystąpi śród kościoła
KwiatyI bierze pierwszy wianek,
Obnosi go dokoła:
«Oto w wieńcu lilije,
Ach! czyjeż to są, czyje?
305Kto mój mąż, kto kochanek?»
Wybiega starszy brat,
Radość na licach płonie,
Skacze i klaszcze w dłonie:
«Tyś moja, mój to kwiat!
310Między liliji kręgi
Uplotłem wstążek zwój:
To znak, to moje wstęgi!
To mój, to mój, to mój!»
«Kłamstwo! — drugi zawoła —
315Wyjdźcie tylko z kościoła,
Miejsce widzieć możecie,
Kędy rwałem to kwiecie.
Rwałem na łączce, w gaju,
Na grobie przy ruczaju,
320Okażę grób i zdrój:
To mój, to mój, to mój!»
Kłócą się źli młodzieńce,
Ten mówi, ten zaprzecza;
Dobyli z pochew miecza,
325Wszczyna się srogi bój,
Szarpią do siebie wieńce:
«To mój, to mój, to mój!»
KaraWtem drzwi kościoła trzasły
Wiatr zawiał, świece zgasły,
330Wchodzi osoba w bieli:
Znany chód, znana zbroja…
Staje, wszyscy zadrżeli,
Staje, patrzy ukosem,
Podziemnym woła głosem:
335«Mój wieniec i ty moja!
Kwiat na mym rwany grobie:
Mnie, księże, stułą wiąż;
Zła żono, biada tobie!
To ja, twój mąż, twój mąż!
340Źli bracia! biada obu!
Z mego rwaliście grobu,
Zawieście krwawy bój!
To ja, twój mąż, wasz brat,
Wy moi, wieniec mój,
345Daléj na tamten świat!»
Wstrzęsła się cerkwi posada,
Z zrębu wysuwa się zrąb,
Sklep trzeszczy, w głąb zapada,
Cerkiew zapada w głąb.
350Ziemia ją z wiérzchu kryje,
Na niéj rosną lilije,
A rosną tak wysoko,
Jak pan leżał głęboko.