- Cmentarz: 1
- Czary: 1
- Czas: 1
- Kara: 1
- Miłość niespełniona: 1
- Miłość romantyczna: 1
- Natura: 1
- Noc: 1
- Próżność: 1
- Realista: 1
- Ruiny: 1
- Sprawiedliwość: 1
- Śmierć: 1
- Trup: 1
- Upiór: 1
- Zło: 1
Adam MickiewiczTo lubię
1
NaturaSpojrzyj, Marylo, gdzie się kończą gaje:
W prawo łóz
[1] gęsty zarostek,
W lewo się piękna dolina podaje
[2],
Przodem rzeczułka i mostek.
5
RuinyTuż stara cerkiew; w niej puszczyk i sowy,
Obok dzwonnicy zrąb zgniły,
A w tym chróśniaku mogiły.
Czy tam bies siedział, czy dusza zaklęta,
10Że o północnej godzinie,
Nikt, jak najstarszy człowiek zapamięta,
Miejsc tych bez trwogi nie minie.
ZłoBo skoro północ nawlecze zasłony,
Cerkiew się z trzaskiem odmyka
[4],
15W pustej zrąbnicy dzwonią same dzwony,
W chróstach coś huczy i ksyka.
Czasami płomyk okaże się blady,
Czasem grom trzaska po gromie,
Same się z mogił ruszają pokłady,
20I larwy stają widomie.
TrupRaz trup po drodze bez głowy się toczy,
To znowu głowa bez ciała,
Roztwiera gębę i wytrzeszcza oczy,
W gębie i w oczach żar pała.
25
CzaryAlbo wilk bieży: pragniesz go odegnać,
Aż orlem skrzydłem wilk macha…
Dość «zgiń, przepadnij!» wyrzec i przeżegnać,
Wilk zniknie wrzeszcząc: cha, cha, cha!
Każdy podróżny oglądał te zgrozy,
30I każdy musiał kląć drogę;
Ten złamał dyszel
[5], ten wywrócił wozy,
Innemu zwichnął koń nogę.
Ja, chociaż pomnę, nieraz Andrzej stary
Zaklinał, nieraz przestrzegał:
35
RealistaŚmiałem się z djabłów
[6], nie wierzyłem w czary,
Tamtędym jeździł i biegał.
NocRaz, gdy do Ruty jadę w czas noclegu,
Na moście z końmi wóz staje;
Próżno woźnica przynagla do biegu,
40Hej! krzyczy, biczem zadaje
[7].
Stoją, a potem skoczą z całej mocy,
Dyszel przy samej pękł szrubie
[8];
Zostać na polu, samemu i w nocy,
To lubię, rzekłem, to lubię!
45
UpiórLedwiem dokończył, aż straszna martwica
[9]
Wypływa z blizkich
[10] wód toni;
Białe jej szaty, jak śnieg białe lica,
Ognisty wieniec na skroni.
Chciałem uciekać, padłem zalękniony,
50Włos dębem stanął na głowie;
Krzyknę: niech będzie Chrystus pochwalony:
«Na wieki wieków» odpowie.
«Ktokolwiek jesteś poczciwy człowieku,
Coś mię zachował od męki,
55Dożyj ty szczęścia i późnego wieku,
I pokój tobie i dzięki.»
«Widzisz przed sobą obraz grzesznej duszy, —
Wkrótce się niebem pochlubię;
Boś ty czyścowej
[11] zbawił mię katuszy
60Tem jednem słówkiem: To lubię.
Czas«Dopóki gwiazdy zejdą i dopóki
We wsi kur pierwszy zapieje,
Opowiem tobie, a ty dla nauki
Opowiedz innym me dzieje.
65«Onego czasu żyłam ja na świecie,
Marylą zwana przed laty;
Ojciec mój, pierwszy urzędnik w powiecie,
Możny, poczciwy, bogaty.
«Za życia pragnął sprawić mi wesele;
70A żem dostatnia i młoda,
Zbiegło się zewsząd zalotników wiele,
Posag wabił i uroda.
«Mnóztwo
[12] ich marnej pochlebiało dumie,
I to mi było do smaku,
75Że kiedy w licznym kłaniano się tłumie,
«Przybył i Józio; dwudziestą miał wiosnę,
Młody, cnotliwy, nieśmiały:
Obce dla niego wyrazy miłosne,
80Choć czuł miłosne zapały.
Próżno i dzień i noc płacze;
W boleściach jego dla mnie radość dzika,
Śmiech obudzały rozpacze.
85
Śmierć«Ja pójdę!» mówił ze łzami — «Idź sobie!»
Poszedł i umarł z miłości…
Tu nad rzeczułką, w tym zielonym grobie,
Złożone jego są kości.
«Odtąd mi życie stało się nielube,
90Późne uczułam wyrzuty;
Lecz ani sposób wynagrodzić zgubę,
Ani czas został pokuty.
«Raz, gdy się w północ z rodzicami bawię,
Wzmaga się hałas, szum, świsty:
95Przyleciał Józio, w straszliwej postawie,
Jak potępieniec ognisty.
Kara«Porwał, udusił gęszczą dymnych kłębów,
W czyścowe rzucił potoki,
Gdzie pośród jęku i zgrzytania zębów,
100Takie słyszałam wyroki:
«Wiedziałaś, że się spodobało Panu
Z męża ród tworzyć niewieści,
Na osłodzenie mężom złego stanu,
Na rozkosz, nie na boleści.
105
«Ty, jakbyś w piersiach miała serce z głazu,
Ani cię jęki ubodły,
Nikt nie uprosił słodkiego wyrazu,
Przez łzy, cierpienia i modły.
110Dręcz się w czyścowej zagubie;
Póki mąż jaki z tamecznego
[14] świata,
Nie powie na cię choć: lubię
«Prosił i Józio niegdyś o to słowo
Gorzkie łzy lał nieszczęśliwy:
115Prośże ty teraz nie łzą, nie namową,
Ale przez strachy i dziwy.»
«Rzekł. Mnie natychmiast porwały złe duchy:
Odtąd już setny rok minie,
W dzień męczą, na noc zdejmują łańcuchy,
120Rzucam ogniste głębinie.
«I w cerkwi, albo na Józia mogile
Niebu i ziemi obrzydła,
Muszę podróżnych trwożyć w nocne chwile.
Różne udając straszydła.
125
«Idących w błota zawiodę lub w gaje,
Jadącym konia uskubię;
A każdy naklnie, nafuka, nałaje —
Tyś pierwszy wyrzekł: to lubię.
«Za to ci spadnie wyroków zasłona,
130Przyszłość z pod ciemnych wskażę chmur.
Wtem na nieszczęście zapiał kur.
Skinęła tylko, widać radość z oczek,
Mieni się w parę cieniuchną,
135Ginie, jak ginie bladawy obłoczek,
Kiedy zefiry nań dmuchną…
Patrzę — aż cały wóz stoi na łące.
Siadam, powoli strach mija;
Proszę za dusze w czyścu bolejące,
140Zmówić trzy Zdrowaś Marya.
[16]