1Dziewczyna ściskająca książki —
dlaczego dziwię się, przypominając
sobie ten widok? Gruby słownik
i coś jeszcze, w foliowej torbie
5trzymanej na brzuchu. Otoczone
ramionami jak dzieci. Skąd
to natrętne skojarzenie z uprawą?
Kto jest kwiatem, kto marchewką?
Czyja dłoń pielęgnuje kwiat,
10czyja marchewkę? Słońce przystanęło
nade mną i patrzy. „Ptak wykluł
się z jaja — musi je zniszczyć”.
Moje wciąż w całości. Mistrzowie
pierwszego kroku w formie,
15choć od dawna powinni stać
w kącie. Zdanie jednego z nich
biegnie właśnie przez moją
głowę — beztroskie stworzenie
przybyłe bóg wie skąd. Po drodze
20dowiedzieliśmy się tego i owego
o sobie. Nie ma wyjścia, zostajemy
razem. Tutaj, sto czterdzieści
trzy metry nad poziomem morza
głupot widać to całkiem wyraźnie —
25jak na dłoni. Na dłoni języka?
Miasto faluje w dole niczym
pergamin unoszony przez wodę.
Słońce przystanęło i patrzy.
Jestem okiem słońca
30zanurzonym w trawie.