- Czary: 1
- Drzewo: 1
- Miłość: 1
- Miłość tragiczna: 1
- Śpiew: 1
Taras SzewczenkoTopolatłum. Władysław Syrokomla
1
DrzewoWieje wicher, wieje srodze,
Aż szumi dolina,
Bije w topól, co przy drodze,
Aż ku ziemi zgina.
5Kształt jej wzniosły, liść szeroki,
Po cóż się zieleni?
Jakby morze legła niwa,
W dalekiej przestrzeni,
Idzie czumak
[1], schyli głowę,
10Zatrzyma się chwilkę;
Idzie czaban
[2] i z supiłką
[3]
Siądzie na mogile.
Wszędzie pustka, podróżnego
Aż serce zaboli,
15Drzew tu nie ma — oprócz jednej
Sierocej topoli.
Któż ją sadził, by zmarniała
Do stepu wciśnięta?
Ja rozpowiem całe dzieje,
20Słuchajcie, dziewczęta.
Pokochała, ej, Kozaka
Czarnobrewka hoża;
Kozak odszedł i gdzieś zginął
W głębi Zaporoża.
25Gdyby wiedzieć, że porzuci,
Toby nie kochała;
Gdyby wiedzieć, że zaginie,
Iść by mu nie dała.
O wieczornej dobie
30Nie chodziłaby po wodę,
Aby z lubym
[4] pod wierzbami
Porozmawiać sobie.
Gdyby zgadnąć, jaka dola
Do nas się uczepi,
35Gdyby zgadnąć — ej, dziewczęta,
Nie badajcie lepiej!
Nie pytajcie swego serca,
Co się tam w nim dzieje;
Bo wie serce, kogo kocha
40I po kim więdnieje.
Nie na długo czarne oczko
Z czarnej brewki błyska,
Nie na długo białe lice
Rumieńcem wytryska.
45Zwiędnie liczko, zgaśnie oczko
W waszych lat połowie…
Kochajcie się, młodzi ludzie,
Jak wam serce powie.
Zaszczebiotał słowik mały,
50Siedząc na kalinie,
Chodząc po dolinie.
Wyśpiewuje, aż tam z chaty
Wyjdzie czarnobrewa.
55Kiedy wyjdzie, on jej pyta,
Czy się matka gniewa.
I uścisną się raz, drugi
Wśród słowiczych treli,
Posłuchają i odchodzą
60Oboje weseli.
Nikt nie widzi, nikt nie słyszy,
Nikt u niej nie spyta:
«Gdzieżeś była, coś robiła
U studni koryta?»
65Och, kochała czarnobrewa,
Aż serduszko mdlało;
Czuło dziewczę, że przychodzi
Wycierpieć niemało.
Odszedł luby, z nim odeszła
70Najsłodsza otucha.
W dzień i w nocy krasawica
[6]
Jak gołąbka grucha.
Już słowiczek nie szczebiocze,
Mętna w studni woda:
75Już nie śpiewa pod wierzbami
Czarnobrewka młoda.
Ej, nie śpiewa czarnobrewka,
Boży świat ją nudzi,
Z ojcem, z matką tak jej tęskno
80Jak wśród obcych ludzi.
Bez lubego blask słoneczny
To jak uśmiech wroga;
Wskroś by ziemi z drżącym sercem
Skryła się nieboga.
85
A Kozak nie wraca;
Jak badylek schnie dziewczyna,
Dni tęsknotą skraca.
Nie spytała matka córki:
90«Co ci truje lata?»,
Lecz za starca, za bogacza
Biedne dziecko swata.
«Wyjdź, córko, w dziewczym wianuszku
Nie zwiekować wieku.
95Będziesz panią przy staruszku
I bogatym człeku».
«Nie chcę, matko, twego państwa,
Nie chcę takiej mowy!
Ręcznikami weselnymi
100Spuść mnie w dół grobowy.
Niechaj księża zaśpiewają,
Niech się drużki zbiorą,
Wolę leżeć w ciasnej trumnie,
Niźli żyć z potworą».
105Nie słuchała matka córki,
Czarnobrewka widzi, milczy,
Mocuje duch młody.
Poszła w nocy do wróżbiarki,
110Aby jej wróżyła:
Długoż potrwa, długo z lubym
Rozłąka niemiła?
«Babko-serce, babko-złoto,
Mój kwiecie różowy,
115Powiedz prawdę: gdzie mój luby?
I czy żyw, czy zdrowy?
Czy mnie rzucił, czy mnie kocha
Wzajemnym kochaniem?
Powiedz prawdę — na kraj świata
120Ja polecę za nim.
Babko-serce, babko-złoto,
Co czynić wypada?
Bo mnie matka za mąż daje
Za starego dziada.
125Jego kochać to nad siły,
Sercu nie rozkażę;
Chciałabym się topić w rzece,
Lecz Boga obrażę.
Jeśli luby mój nie żyje,
130Zrób tak, babko, raczej,
Bym do domu nie wróciła,
Bo zginę z rozpaczy.
Tam już swaty mnie czekają,
W weselnym zamiarze…»
135«Dobrze, córko! Spocznij trochę,
A czyń, co ci każę.
Sama kiedyś w młodej dobie
[8]
Czułam serca władzę;
Przeszło licho — już nie sobie,
140Ale drugim radzę.
Twoją dolę, moja córko,
Znam już od dni wiela,
I dla ciebie czarownego
Nazbierałam ziela».
145
CzaryPoszła stara i kosz ziela
«Masz to dziwo, moje dziecię,
Idź z nim do krynicy.
Twarz kryniczną obmyj wodą
150I nim kur zapieje,
Tego zioła wypij nieco,
Duch poweseleje.
A wypiwszy — bież
[10] co siły;
Będą cię wołali,
155Nie patrz na nich — bież do miejsca,
Gdzieście się żegnali.
Tam odpocznij — a twój luby
Do ciebie przyleci.
Gdy nie przyjdzie, wypij wodę
160Raz, drugi i trzeci.
Gdy zaczerpniesz po raz pierwszy,
Gdy zaczerpniesz po raz drugi,
Koń ci tupnie nogą.
165Jeśli żyje — to cię zechce
Widzieć najgoręcej.
Gdy zaczerpniesz po raz trzeci,
Nie pytaj już więcej.
Idź do zdroju, ufaj czarom.
170Wszystko pójdzie snadnie
[12],
Lecz się przy tym nie przeżegnaj,
Bo wszystko przepadnie».
Wzięła ziółko… opuściła
Czarownicy progi:
175«Iść… czy nie iść?… Ha, już późno
Wracać się z pół drogi».
Twarz umyła, ziółka piła
Nieszczęsna dziewczyna,
Po raz drugi… po raz trzeci,
180I śpiewać poczyna:
«Pływaj, pływaj, mój łabędziu,
Po morskim lazurze!
Rośnij, rośnij, topolin,.
Aż ku samej chmurze!
185Spytaj Boga, czy na długo
Los mię z lubym dzieli?
Rośń wysoko, by za morzem
O tobie wiedzieli.
Po tej stronie moja dola,
190A po tej niedola.
Tam gdzieś luby, czarnobrewy
Harcuje wśród pola,
A ja płaczę, tracę lata,
Łudząc się nadzieją.
195O, rozpowiedz tam lubemu,
Że się ludzie śmieją!
Powiedz jemu, że zaginę,
Gdy nie spieszy ku mnie,
Bo mnie matka jeszcze żywą
200Pragnie pogrześć w trumnie.
Któż utuli, kto przygarnie
Matkę nieszczęśliwą?
I kto tutaj czuwać będzie
Nad jej głową siwą?
205Boże, Boże! Matko moja!
Przyjdziesz do topoli,
Jak na świecie mnie nie będzie,
Serce cię zaboli.
Płakać będziesz, ej, raniutko,
210Gdzie przed słońca wschodem,
Aby ludzie nie wiedzieli,
Żem twych łez powodem…
Rośnij, rośnij, topolino,
Aż ku samej chmurze!
215Pływaj, pływaj, mój łabędziu,
Po morskim lazurze!»
Tak dziewczyna jęczy w stepie
Swą pieśń udręczenia.
Ziele cudu dokazało,
220Bo ją w topól zmienia.
Już lubego czarnobrewy
Nie ujrzało oko;
Rośnie w stepie giętko, cicho,
Wysoko… wysoko!
225Wieje wicher, wieje srodze,
Aż szumi dolina,
Bije w topól, co przy drodze,
Aż ku ziemi zgina.