1Szedłem raz Świętą Ulicą, zwyczaju trzymając się swego,
zamyślony głęboko o jakichś niebieskich migdałach:
nadbiegł pewien, znany mi tylko z nazwiska, patałach,
rękę mi ścisnął i krzyczy: „Jak się masz, kochany kolego?”
5„Średnio na jeża — odparłem — i życzę ci jak najlepiej!”
Widząc, że przypiął się do mnie i ani się nie odczepi,
pytam: „A co chcesz?”. On na to: „Ach znasz mnie, wszak jestem literat!”.
”Cenię cię za to” —- bąknąłem… i pragnąc mu umknąć, rad nie rad
kroku przyspieszam, to znowu przystanę i w sposób intymny
10szepce coś niby słudze do ucha… a ciało mi zimny
pot oblewa. „O gdybym tak umiał do gniewu być prędki
jak Bolanus!”, powtarzam w duchu. On, wziąwszy mnie w dozór,
sławił Rzym i przedmieścia, wartko rozpuścił już ozór.
Ja wciąż milczę. On wtedy: „Już z dawna zgaduję twe chętki!
15Zwiać chcesz ode mnie… fe, brzydko! Wszak nie masz co robić… więc pójdę
z tobą, gdziekolwiek dążysz”. Ja w nową wdałem się bujdę:
„Po co masz drogi nakładać? Do człeka, co złożon chorobą
idę… nie znasz go… mieszka daleko za Tybrem
[1]… w pobliżu
parków Cezara…” „Mam czas, nie jestem leniwy, więc z tobą
20pójdę wszędzie”. Stuliłem uszy, niepomny prestiżu
jak zgłupiały osiołek, gdy wielki przytoczył go bagaż.
On znów:
Twórczość„Zważywszy mój talent, już widzę, że się nie wzdragasz
z Wiskiem
[2], z Wariusem
[3] mnie równać w przyjaźni… Boć przecie któż skrobnie
tyle wierszy za jednym zamachem? Kto równie nadobnie
25tańczy jak ja? Niech się schowa Hermogen
[4]! Jam w śpiewie Seireną
[5]!”.
Tu mi udało się wścibić pytanie: „Masz matkę ubogą
lub krewniaków na swojej opiece?” „Nie! Nie mam nikogo!
Wszystkich złożyłem do grobu”.
Los„Szczęśliwi!… Jam został ci jeno…
Dobij i mnie, boć na mnie okrutny taki los czyha,
30który w dzieciństwie mi z urny wytrzęsła stara wróżycha:
»Jego nie zgładzi trucizna ni wrogów włócznia żelazna,
grypa ni starcza podagra
[6], ni ból, co wykręci mu tułów;
jego dobije gaduła… więc niech się wystrzega gadułów,
kiedy nieco zmądrzeje i lat dojrzalszych już zazna!«”.
35Ćwierć dnia już zmitrężywszy, przechodzim koło świątyni
Westy
[7]. On stawić się w sądzie miał w związku z własnym procesem:
wiedział, że przegra sprawę, jeżeli inaczej uczyni,
rzecze więc: „Chwilkę bądź łaskaw zaczekać!” „Niech zginę z kretesem,
znam się jak kura na pieprzu
[8]!” „Czy sprawę, czy ciebie opuścić?
40Jestem w kłopocie!” „Mnie opuść!” „O, nigdy!” I (widać już wściekł się)
rusza jak opatrzony przed siebie. Ja za nim, bo juści
jak się tu oprzeć zwycięzcy? „A jakże z tobą Mecenas? —
on znów pyta. — Ten szczęściarz urządzać się umie roztropnie:
z garstką wybrańców przestaje jedynie! Gdybyś zapoznał
45mnie z nim, o! wielkich względów z mej strony na pewno byś doznał:
ja bym ci robił u niego protegę
[9]! Niech kaczka mnie kopnie,
jeślibyś wszystkich nie zaćmił!”. Ja na to: „Zdaje się, że nas
mylnie sądzisz. Boć w żadnym domu nie żyje się czyściej:
nie masz tam intryg ni gniewów, ni plotek, ni podłej zawiści,
50forów nie dają bogatszym ni mędrszym, lecz każdy tam znajdzie
miejsce dla siebie”. „Ech, szklisz
[10]! Uwierzyć trudno tej bajdzie”.
„Ależ to prawda!” „Więc staraj się o nią: mocą swych zalet
zdołasz go podbić… On do współczucia łatwo się nagnie,
tylko się droży z początku. Nie zaśpię gruszek w popiele
[11]:
55dziś jeszcze służbę przekupię… cóż, trzeba sięgnąć do kalet
[12]!
Jeśli mnie z kwitkiem odprawią, trudnościm się jeszcze nie przeląkł:
chwilę stosowną wypatrzę, na drodze zaczepię go śmiele,
odprowadzę… Bez pracy wszak nie ma kołaczy!”. W rozterce
odsiecz ujrzałem: szedł Fuscus Aristius
[13]! On jako zły szeląg
60znał mojego kompana. Stajemy… „Ach, skądże to, skądże
dążysz, kochany, i dokąd?” — zapytał. Ja w miejscu się wiercę,
szczypię go z lekka w ramię i perskie oko doń robię,
głową mu kiwam, by chciał mnie ratować. On śmiał się niemądrze,
niby nie rozumiejąc… Mnie żółć aż wrzała w wątrobie!
65„Kiedyś mówiłeś, że chciałbyś poufnie rozmówić się… a bez
świadków… ze mną…”. „Pamiętam, pamiętam! Lecz pozwól, że w kropce
dziś cię zostawię… Do jutra! Wszak dzisiaj trzydziesty jest szabas
[14],
chciałbyś podciętym Żydziaszkom w nos kopcić
[15]?” „Przesądy mi obce!” —
odmę się na to, lecz on: „A ja za wzorem pospólstwa
70jestem przesądny… Wybacz! Pomówim później!”. Ostatnie
zagasły nadziei promienie! Zbiegł huncwot, w niewolę gadulstwa
mnie nieszczęsnego oddając! Lecz nadszedł moment wyzwolin:
zabiegł gadule drogę przeciwnik i złowił go w matnię:
„Tużeś mi, ptaszku?! — huknął. — To ty się uchylasz od prawa!
75Nuże go taszczyć przed sąd!”. Ja uszy do góry! Krzyk, wrzawa,
rwetes na całej ulicy! I tak mnie wybawił Apollin…