Mieczysław BraunPrzemysłyO rodzeniu chleba, czyli o pisaniu wiersza
1Przy stodołach zasobnych wiatr wysoki śpiewa
I od plew ziarna gęste powiewem przesiewa.
W cepami bite garnce dyszą wiatru usta,
Nim na chustę powietrzną sfrunie próżna łuska.
5Oraczu! już ci pracy twój wiatr nie przysparza:
Wór pękaty na wozie ciągnie koń młynarza
Nad brzeg rzeki, rozpiętej wstęgą srebrnokrętą,
Modre wiadra lejącą młyńskich kół okrętom.
Rodziła tłusta gleba chlebami ciężarna
10Wory ziaren, rzucane między twarde żarna,
By turkotem turbiny przetarły najprościej
Zboże ciemne na mąkę przedziwnej białości.
Huczy w młynie i dudni, pluszcze woda drzewna,
Śpiew dźwigni, jazgot głazów, jak pieśń dzwoni rzewna.
15Muzo zboża! o, muzo zbiorów urodzajnych!
Ciał dojrzałych, słów gęstych, snów i przemian tajnych!
Opar ziemny, słoneczny, plon orki dorocznej
Tu przerabiasz na pełnię jasności obłocznej!
Tu żarna toczysz pracą w ruchu ustawicznym,
20Mieszając żyto życia z zapachem pszenicznym…
Na zakosach wyrosłe, żółte i oliwne,
Zboże żniwne rozcierasz w tłustości pożywne,
Wytłaczasz miazgę miodną, dla której pożęto
Łan zboża kołyszący w skwarne lipca święto!
25Wymodlony rąk trudem, wyczekany żmudnie,
Dojrzewał kłos na polu, stopionem w południe,
Cichnął ciepłym wieczorem, szeptał nocą senną,
Wiośnianym rankiem dymił wiatru falą pienną…
Już zmielony żarnami mlecz ukryty w ziarnie
30Wozy białe kolejno zwożą przed piekarnię,
Tam ciasto się zakwasi, narośnie i streści,
Ubite pracą, która żywy kształt wypieści,
I w rozmachu rąk serce obudzi człowiecze,
Choć nie wie jeszcze, jaki chleb z mąki wypiecze…
35Długie, długie czekanie od siejby do zwózki!
Głucha troska, lęk tajny przed powiewem pustki,
I modły, które chronią, śpiewane gromadą,
Od moru, głodu, ognia, od suszy i gradu!
Długie czekanie! długie! nim, zaklęte słowem,
40Słowo chlebem się stanie zupełnie gotowym!
O, głodni! o, łaknący ziemi wonnych płodów!
Bierzcie chleb i owoce z jesiennych ogrodów,
Przełamcie kromkę drobną, niech starczy na więcej,
Z pięciu chlebów nakarmcie ludzi pięć tysięcy!
45Poto ziemię wywracał na zagonie długim
Oracz, kiedy, śpiewając, szedł zwolna za pługiem;
Poto siał w skiby ziarna i wróżył pogodę,
Deszcz zamawiał, lub słońce, żeby nie szło w szkodę;
W czas siejby, w czas zbierania pełnym urodzajem
50Cieszył serce, jak wiosna cieszy zieleń majem;
Poto z ziemią rozmawiał i wadził się z niebem,
By łaknących mógł dzisiaj sycić gęstym chlebem.
Muzo chlebna, pożywna, świeżym wonna wdziękiem!
Głodnego karmisz mocnym bronzowym bochenkiem,
55Zęby żują miąższ mączny, pachnący wypiekiem,
Ziarnem… siejbą… żniwami… i polem dalekiem…
Przypisek
Poeto! i ty w swojem orzesz gospodarstwie,
I musisz wryć się w życie, nurzać w głębszej warstwie,
Wywracać skiby rodne, podglebne, korzenne,
60I ziarna siać jęczmienne, żytnie, albo pszenne;
I tobie powiew — sitem ciągle gęstniejącem
Cedzi ziarna spęczniałe i nasiąkłe słońcem.
Siewco słów urodzajnych, znasz podobne sprawy.
65Gdy czuwasz, pełen szczęścia, smutku i obawy,
Znasz ziemię i znasz niebo, kiedy czekasz przed niem
Na dżdżu kroplę w zwyczajnym suchym dniu powszednim.
Przychodzą w końcu żniwa, dojrzałe jak lipiec,
Sam ziarna musisz przemleć i sam w ogniu wypiec,
70Żeby wiersz pachniał chlebem i słońca odbiciem,
Sycąc słowem, jak ziarnem, i ziemią, jak życiem!