- Dzieciństwo: 1
- Głód: 1
- Matka: 1
- Miasto: 1
- Poezja: 1
- Syn: 1
- Wojna: 1
Józef Czechowiczdzien jak co dzienjedyna
1
smutne i wesołe rzeczy są jednakowe
przystanek tramwajowy wciska w ramiona głowę
fabryka zatopiona powietrza oceanem
5grzeje kominami wieczór i tak już nagrzany
w domy nim je zamazał letni zmierzch smagły —
paciorki lamp chłodnawe sypnęły się gradem nagłym
sennie brzęczą witryny wtórując kołom krokom
bełkoce za żołnierzem pękaty wypukły bukłak
[1]
10okna lampy gazeta żołnierze marokko
patrzę patrzę
i rzeczywistość tak jakoś sama w rękach jak granat wybuchła
fabryka domy przystanki może czekają
zmierzch tuli się do ulic może chce uwierzyć
15na drobnych przedmiotach niepokój śniegiem leży
Matkarzeczy matek nie mają
a moja
patrzę patrzę
schodzi ze schodów uśmiech siwy
20twarz zmarszczek siatka geograficzna
według niej żegluję między ludźmi szczęśliwy
to szczęście w jakich wyliczyć liczbach
dzieciństwo złe szczenię szczekało w dni wodospadach
25głodnego na tapczanie gorączka mnie żarzyła i jadła
połatane ubranko szeptem opowiada
ręce chropawe od pracy dla mnie kradły
pani na pierwszem piętrze ma powieki płatki liliowe
gdym poznał że malowane jak ciężko dusiły łzy
30
krzyczała pięścią groziła światu że zły
jeden kąt
w roku wojny
w rodzinnej izdebce szlocha
35gdy synek wlecze się na front
zranione nogi ciągnąc w dróg prochu
wsparty towarzyszem karabinem
patrzę patrzę
teraz ręce oczy jak most przerzucają się do mnie
40most miłości wspomnień przebaczeń zapomnień
fabryka palce kominów w ciepłym zmierzchu macza
przystanek czerwonym wzrokiem zerknął tu szyderczy
Poezjaprzedmioty czyżbym się wstydzić was musiał
dla was powiem słowa inaczej
45
siwy uśmiech silniejszy od śmierci
matusiu