- Czas: 1
- Historia: 1
- Miasto: 1
- Ogień: 1
- Prawda: 1
- Proroctwo: 1
- Słońce: 1
- Syn marnotrawny: 1
- Śmierć: 1
- Trup: 1
- Wizja: 1
- Wojna: 1
Józef Czechowiczdzień jak codzieńwąwozy czasu
1
Miastosiedemnastego maja o siódmej godzinie
złoty wieczór się kładzie na siwym lublinie
lampy na smukłych słupach biją jak wodotryski
płynące złotem szemrzą o zachodzie okna
5ulic klingi placów regularne dyski
futra skwerów zlał blask tego ognia
tak w śródmieściu się pali dzień dogasający
Słońceinaczej tu o milę od murów
za sitowiem zapada słońce
10jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł
wieczność czasu
szare wąwozy czasu
czas
15
ścieka w kroplach urasta otchłanie zapełnia
wieje chaosem rzeczy co są lecz się topią
w obłokach ciepłych noc dzień przepadły zupełnie
półbrzask jedynie wisi mętny szary popiół
obrazy marcoussisa
[1] piorun sen kruk sztandar
20świeca morze pociski przyjaciółki ukłon
katalog róg ulicy pieśń mej matki żandarm
wszystko hurgoce w chmurach mgieł sztywnych jak sukno
krzyczący wir wybuchem znienacka uderza
wir niepokoju powstał może z przeczytanych książek
25zagmatwał strugę czasu spruł ją wskroś i przeżarł
szczelinę wydrążył
przez ręką wiru smagłą uczyniony wyłom
widać jak w teleskopie gwiazdę to co było
z daleka namiot cyrku z bliska transatlantyk
30zasłonił nieba niebieski fajans
Historiaod ryku osypały się urwisk żółte kanty
mastodont stąpa zagniewany
rozpycha wieczór skórę tak wieczorem chłodzi
nagle zwinęły się liście paprotne po gajach
35zaszumiały pianą
to nic to ta chwila odchodzi
w chmurnej szczelinie inna sprzed tysiącoleci
pyłem drobnym jak petit na szpaltę nadleci
wiatr nurt zgrzebny dymem odurza
40gwiezdny jakże piękny jest ognisk purpurowy żużel
za obozem kołysały się wzgórza
grzbietami wielkich wołów
drewniane niezdarne łamały szuwar koła
i tu chaos mosiężne ręce miecze karki
45naszyjniki z krzemieni oczy w ogniu jarkim
oto burza postaci w skórach i kożuchach
stosy rozbijające płomieniami łun nów
aż znowu zaszumiało w szumach półbrzask bucha
pochłania miękka paszcza obłoku tłum hunnów
[2]
50potem się w nowych światłach powoli rozchyla
i jak balon nad miastem niedawna tkwi chwila
złuszczył je ból jak belki łuszczy płomień w pożarze
55ziemia i pułki butów
dnie stojące na płytkich okopach
mitraliez
[3] kaszle i świsty
na ogniach nocny popas
niebo ogniste
60miasto mdlejące przestrzeń która rzęzi
armaty rozpalone rwące się z uwięzi
w ogniach nicość
nagle odmęt białawy zawrzał w głos zanucił
jesteśmy pod lublinem który zorzą płonie
65
powrócił jak syn marnotrawny
ucałujmy jego skronie
bo gdzie spojrzeć jak dawniej
budynki w oddaleniu lśniące
70a tu o milę od murów
za trzciną i sitowiem zagubia się słońce
jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł
czas
wieczność czasu
75szare wąwozy czasu
czas
czy z tego alfabetu co będzie odczytam
po cóż czytać i tak wiem chyba to jest prawdą
80pytania odpowiedzi brzmią jak odpowiedzi pytań