1Leżę twarzą odwrócony w popiół, do środka
Muszę leczyć swe obrażenia wewnętrzne
Uciekają mi słowa pieśni żołnierskich i patriotycznych
ku pokrzepieniu serc, po śmierci krzepną z trupami
5Tak bym chciał je śpiewać, żując czerwone kwiaty jak tytoń
Podsłuchujesz mnie bez ustanku, ty jesteś szpiegiem
Twój głos skryty ma w sobie ten pogłos stłamszony
zdradza ciągłą rejestrację każdego szmeru najcichszego
Czy teraz dobrze mnie słyszysz, czy przesunąć się odrobinę
10do skrytych mikrofonów, czy są bardzo wsłuchane we mnie?
Chcesz śpiewu zwierzeń tego, „całego w sińcach”?
Dobrze, to niech wszyscy mnie potępią jednogłośnie
skazując mnie milionowy raz na karę śmierci za dezercję
Z pola walki zabrano mnie tutaj, piejąc dostojnie hymny
15wachlując me zwłoki skrzypami i widłakami w trakcie
podczas pogrzebów spreparowanych przez domyślne wdowy
Po śmierci nastała bitwa we mnie, w każdej mej komórce
w każdym organie wewnętrznym słyszałem te skrzypy
przerzucany przez widłaki, to w jedną, to w drugą stronę
20Wszystkie moje niedrożności zostały odrzucone razem
Moja batalia trwa ciągle, pełen furii kruszę się ze sobą
płacząc nad wielkim jeziorem, zostałem uderzony
w najczulsze miejsca pod skórą byka, wołu pochylonego
Nagi, bez zbroi i mundurów zszywanych z resztek
25Jestem zmęczony tym ciągłym krzykiem bojowym
w oczekiwaniu na wroga w pełnym kamuflażu
Moje jezioro zostało mi dane, żebym zapomniał o biciu
mocno w policzki, dla ich własnej przytomności
Cucić się ciągle z żalu, z otumanienia zapachami
30Strzelaj do mnie, strzelaj prosto w serce, 60 punktów
Dostajesz bonus w postaci dwóch granatów z drzewa
prosto w mordę, bez zawleczki, czerwone i słodkie
Po śmierci jestem jeszcze bardziej wycięty w sobie
tylko ścinki zostały po moim żołnierskim rynsztunku
35Takiego mnie widzisz, taki słaby kadłub leżący
zgnieciony sam przez siebie w popiele nieświętym
Ślinię się, bo nie mam w sobie żadnych zwieraczy
Oczekuje się od mnie skrycie zupełnie nowych rzeczy
Do tego potrzebna jest mi waleriana, boskie lekarstwo
40Moja pokuta nazbyt oczywista, muszę wypić ją z czasem
tę wielką gorzką łyżkę, a wtedy stanę się tylko echem
z sennym mrużeniem poobijanych oczu
z walerianowym odcieniem przeminę, wietrzejąc