- Gwiazda: 1
- Książka: 1
- Rozum: 1
- Serce: 1
- Wiara: 1
- Wiedza: 1
- Wierzenia: 1
- Żebrak: 1
Władysław SyrokomlaGawędyTrzy gwiazdkiGawęda gminna
I
1
Dajcie mi chleba, o więcéj nie pytam;
Bóg was nagrodzi, a ja biedny za to
Z mojéj książeczki rozdział wam przeczytam.
5— O! toś uczony, gdy nosisz księgi,
Znaczno, żeś szlachcic, a więc nie dziwy;
Znaczno po twarzy, żeś zuch był tęgi,
Znaczno po oczach, żeś nieszczęśliwy. —
— At! litościwy człeku, kiedyś to inaczéj
10Było ze mną — i szczęście, i postawa hoża;
Dziś za młodość, za szczęście — ot ten kij żebraczy!
Cóż robić? chodzę z kijem, dziej się wola boża!
Myślisz, widzę, że noszę książeczki światowe?
Nie, to Ewangeliczka, słowa Chrystusowe!
15W niéj rozdział po rozdziale przebiegam koleją
[1] —
Są mędrcy! co światowe księgi rozumieją;
Widziałem ja tych mędrców własnemi oczyma,
Świecą — jak zimny kamień, przysypany żarstwą
[2],
Ich księgi… mocny Boże!… ach czegóż tam nié ma? —
20Cha, cha, cha, tylko prawdy ani na lekarstwo!
Nad niemi mędrcy łamią swe uczone głowy,
Nie wierząc w innych ludzi doświadczenie stare;
A chcąc wszystko wyłożyć przez rozum książkowy,
Tylko serca swe suszą, tylko tracą wiarę.
25Ejże! źle im bez serca, ich oschła nauka
Sama im wykazuje swą lichotę biedną;
Czuje mędrzec ból w sercu i w głowę swą puka, —
Ej panie! głowa… serce… to nie wszystko jedno!
II
Ot ja powiem o sobie — służyłem mospanie —
30W zacnym domu — tak sobie, służyłem z nałogu,
Choć była własna chatka, a w niéj dzięki Bogu,
Na szlacheckie starcowi wyżywienie stanie
[3]. —
Miałem wtedy trzech synów i sam byłem krzepki,
Bywało my we cztérech choć czarta podążym,
35Najmłódszy z nich, chłopczyka już miał u kolebki,
Najstarszy — był zaścianku naszego chorążym.
Przyszła wojna ze Szwedem… krótka szlachcie rada,
Już nie siedzieć za piecem, nie pilnować pola,
Przyszła wić od hetmana — wola czy niewola,
40Siadaj na koń kto szlachcic i kto szablą włada.
«Ot jedźcie synki» — rzekłem, wywiodłem za wrota
I pobłogosławiłem, — padli na kolana,
Potem siedli na konie i ruszyli kłusa,
Zapłakałem ukradkiem, żem stary sierota,
45Zmówiłem pięć pacierzy do Pana Jezusa,
I poszedłem na służbę do dawnego pana. —
III
Mój pan, młódszy ode mnie, ciągle czytał księgi,
I miał głowę nabitą mądrością niemiecką,
Ale umiał szanować stare niedołęgi;
50Ja mu bywało bajam, on słucha jak dziecko,
Słucha, lecz czasem mówi: «ja temu nie wierzę —
Bo w księgach nie tak stoi». — Ot dziwak uczony!
Pomawiali go ludzie, że trzymał z masony,
Lecz to fałsz, sam widziałem jak mówił pacierze. —
55Dobrze mi było, dość chleba i czasu,
Niekiedy panu stare rzeczy plotę,
Czasem kuflową podzielam ochotę,
Najczęściéj idę ze strzelbą do lasu.
Bywało sobie w wieczornéj godzinie,
60Mówiąc koronkę usiadam na dworze;
Liczę Zdrowaśki, patrzając na zorze, —
Ni stąd ni zowąd i łza mi popłynie!
A była u mnie ta przywyczka marna
Żem trzy gwiazdeczki polubił z zapałem;
65Malutkie gwiazdki, jak… makowe ziarna,
Ja tylko jeden znaleźć je umiałem,
Jam je odróżniał z innych gwiazdek grona,
Drżałem, gdy która nie dość jasno świeci.
Ponadawałem im synów imiona,
70Wierząc, że one to gwiazdki mych dzieci.
Tak się to w serce wrosło, wkorzeniło;
Że gdy pochmurna albo mglista pora
I moich gwiazdek nie ujrzę z wieczora, —
Cóś mi na duszy tęskno i niemiło.
IV
75Pan był tęgi myśliwy; raz — było to w maju,
Gdzie przed świtem, — z strzelbami poszliśmy do gaju
Bić cietrzewie na tokach: przybyliśmy wcześnie,
Siedliśmy w naszych budach, — wszystko było we śnie.
Czasem chruściel chrapliwy ozwał się gdzie z błota,
80Czasem wietrzyk zawieje, słowik zaszczebiota. —
Tak cicho! ani szaśnie — tak pięknie w téj dobie,
Żem niewolnie znak krzyża położył na sobie
I począł mówić pacierz strzelisty, głęboki,
Spuściłem kurek strzelby na piérwszym odwodzie
85I czekając cietrzewi, patrzałem w obłoki,
Jak zawsze na trzy gwiazdki — te były na wschodzie.
Igrały ze mną starym, błysną, to przygasną,
To zapłyną obłokiem, to zaświecą jasno,
Czysto dziatki swawolne…
90Ot razem coś mignie,
Coś jak sznurek ognisty na niebie przeleci,
Spojrzałem… dreszcz mię przeszedł… i krew w żyłach stygnie —
Spadły trzy gwiazdki moje… gwiazdki moich dzieci!!…
Począłem płakać głośno, sam nie wiedząc za czym,
95Począłem Anioł Pański — aż Pan krzyknął w gniewie:
«Czego tam Janie chlipiesz? popłoszysz cietrzewie,
Z twojéj łaski zwierzyny w oczy nie obaczym!»
Ot się trzy małe gwiazdy stoczyły z niebiosów»; —
100— «To i cóż?» — «Ach te gwiazdy! to były me syny!
To gwiazdy moich synów, światełka ich losów!» —
— «Skądże to wziąłeś?» — «Hola! wszakże mówią ludzie,
Że każdy człek na niebie ma swą gwiazdkę własną;
Że jéj bystra zrzeniczka pogląda z daleka,
105I strzela promykami tak ciemno lub jasno,
Jak jasna albo ciemna dola jéj człowieka. —
Że gwiazdy tych, co idą szczęśliwą koleją,
Piękną iskrą na siném niebie płomienieją,
Ot jak ta co pan widzisz!… co się w lewo żarzy…
110A te gwiazdy drobniutkie — to gwiazdy nędzarzy,
Tleją… at! jak dogarek lampy na pogrzebie. —
I mówią: że gdy człowiek snem śmiertelnym zaśnie,
Wtenczas i gwiazda jego stoczy się po niebie.
Błyśnie wężykiem… i zgaśnie.
115
Oj dożyłem na starość! — Widziałem w téj chwili
Jak gwiazdy moich dzieci zgasły na błękicie,
Ejże biedne me syny! — już mi nie wrócicie…
Gdzieś was na cudzéj ziemi wrogowie zabili!!»
V
Pan począł śmiać się ze mnie: — «Ech! jesteś dziwakiem,
120Wstydź się wierzyć w te duby, co plecie prostota!
Człek swoim, gwiazda swoim postępuje szlakiem,
I losami ludzkiemi nic się nie kłopota. —
Każda gwiazda na niebie, co ją wzrok doścignie,
To planeta lub słońce, przysłonione mgiełką,
125A to co widzisz czasem — jak przeleci, mignie,
To po prostu meteor — lub błędne światełko. —
To fosfor albo gazy — próżno głupcy bredzą,
Gwiazdy o twoich synach… nic a nic nie wiedzą». —
I począł daléj mówić, tłumaczyć na nowo,
130Po mądremu, z łacińska, fizykę książkową,
Chciałem wierzyć i umysł pocieszyć stroskany,
Lecz gdzie tam! łza jak na złość po oczach się kręci,
Mądre słowa, to prawda — lecz jak groch do ściany,
Nie przylgnęły do serca, ani do pamięci.
135Smutnie kiwnąłem głową i westchnąłem z cicha,
Wtém szast!! cietrzew przyleciał — tak blisko aż miło…
Złożyłem się — palnąłem — ej pudło u licha!
Oko łzami zabiegło i cel prześlepiło!… —
VI
Upłynął miesiąc — drugi — aż oto —
140(Czyż mi téj chwili dożyć potrzeba?)
Wyszło na prawdę, co ludzie plotą
O upadaniu gwiazd z nieba!…
Do pana przyszły listy z obozu,
I on o synach wieść mi udziela,
145Że raz na czatach wszyscy trzéj razem
Wpadli w zasadzkę nieprzyjaciela
I poginęli kulą, żelazem, —
A poginęli jak raz w téj porze,
Kiedyśmy z rana byli na tokach,
150Gdym widział gwiazdy zgasłe w obłokach,
A pan rozprawiał o meteorze!!…
VII
Ot zapłakałem, potrząsłem czołem,
Oddałem chatę moją rodzinie,
Ewangeliczkę i torbę wziąłem,
155I ruszam sobie po żebraninie. —
Z wioski do wioski, z dwora do dwora,
Wędruję sobie w słotę i śpiekę,
A gdy uczuję, że umrzeć pora,
W rodzinne strony znów się powlekę.
VIII
160Lecz już was nudzi, co stary gada,
Więc Ewangelię czytać wam będę;
A wy czém łaska obdarzcie dziada
I za czytanie, i za gawędę, —
Grosz na tabakę, suchar dziadowski,
165Dość tego na mój zapas podróżny. —
Starzec przeczytał, dostał jałmużny,
I poszedł z Bogiem do drugiej wioski.