1Nie lubisz tymczasowości. Spania pod śpiworem,
garnka zamiast imbryka. Lub nie obchodzi cię,
że równo osiemdziesiąt
cztery lata temu
5Apollinaire poznał Madeleine.
I przejmujesz się szaleńcami w rządzie.
Dużo nas dzieli. Ale gdy ogień
przychodzi, stapia nas w jedno
z porcelaną, popiołem po cukierkach,
10węgielkiem jabłka. Wielka kosmiczna spalarnia.
I kiedy nas cucą
strażacy w pulsującej czerwieni kombinezonów,
zostaje w nas na zawsze
odrobina drugiego, wraz ze śladową ilością
15porcelany, cukru, owocu.
I patrzę w twoje dziwne, zasmucone oczy.
I wtulasz się we mnie, wczepiasz.
Anioły rozwłóczą po polach
zbędne strzępy naszych ciał, nawóz.
20I w telewizji mają szczęście, bo gdybyśmy
włączyli prognozę, musieliby zapowiedzieć
wszystkie pogody naraz. Leżymy.
Leżymy. Po wykonaniu wszystkich miłosnych prac
żeńcy wybierają ostatnie kłosy
25z naszych mięśni. I pewność przychodzi do nas
w sekrecie. To się nie mieści w głowie,
to się nie mieści w lędźwiach, to się nie mieści w sercu,
to nieustannie przepełnia
każde z pomieszczeń i naczyń,
30jakie w nas można otworzyć. Jasność.
Wracając do polszczyzny: kupiłem w końcu ten czajnik,
szkarłatny, z ustnikiem gwizdka. Faktycznie duża wygoda.
Wypowiem tę rzecz całkiem prosto: niech wiecznie trwa ten eksponat.