1Zasklepiane odwierty kiedyś będą powłokami niebieskimi
Nigdy nie roztopi piekła morska fala, nie zmyje jej gęstości
W naszym DNA same dna stukające posadzkami śliskimi
Rozwleczeni jesteśmy między smakiem curry a rozmarynem
5peklowani suszonymi psalmami, one ułatwiają trawienie nasze
Potępienie dusz schowanych pod kamieniem zostanie na koniec
zakleszczą się wtedy wszystkie zamki samozatrzaskujące się
Gdzieś w bielach będzie więc krążyć ziarnko maku słodkiego
ziarnko piasku wulkanicznego z lawy gniewu spływającego
10Ziemia rozpadnie się na brzegi, połamana różnie wobec morza
Pozostaną również odpryski ostre, odrzucone przez falochrony
Rzeźby dekoracyjne w miał się roztopią, kolory spłowieją
ustąpią kłaniając się niewyrażalnemu, nadchodzącemu
Będą mu tańczyć zupełnie nowe tańce, on je nauczy
15Wszelkie cukry roślinne i zwierzęce zostaną skarmelizowane
Świat znów pachnieć będzie nowością, jeszcze opakowaniem
Będziemy podziwiać pieśni tak piękne, że dzięki nim nie będziemy
Wtuleni w ich kołyszące łona, oddychając sobą wzajemnie
Uszczelnione piekło sklei swe dziury, nie ucieknie żadne ciepło
20Już nie będzie męczenników, jak warzyw na rynku wildeckim
Nie potrzeba będzie poświęcających się ludzi, jak selerów
Leżą oni wygrzebani z ziemi, zmarznięci z przylepioną ceną
ceną zawsze w jaskrawym kolorze zdradzającą ich zemdlony odcień
Płacz zostanie zniweczony płukanką z leczniczych ziół święconych
25Znów spojrzymy na siebie, nie patrząc na naszą nagość niezgodną
na nadrzędność zdań wielokrotnie złożonych, na ich podrzędność
Rozbiory gramatyczne światów prawidłowo ułożonych w bukieciki
rozwiąże je cicho spokojny rytm przypływu, którego nikt nie zauważy
Niektórzy, zapomniani prorocy jedzący szarańcze jak chipsy, zrozumieją
30Będą podnosić nieco swe głosy i narażać się na śmieszność wobec tłumu
Nikt nie uwierzy im w ich śmierdzące morzem słowniki
w kieszeniach mają owoce morza, ostatnie daniny na ołtarz ofiarny
Będą wyrzucani poza bramy miasta, a tam zajmą się hodowlą
agroturystyką z możliwością kąpieli w słonej wodzie
35w parkach jordanowskich oblewanie się chrzcielną wodą
Wokół nich zwierzęta kręcące się, spokojne ich obecnością
wtulone w siebie, cicho pomrukujące ze szczęścia
Nie spotka ich wstyd ukryty, głowy zanurzać będą w miskach
W tej wodzie nie słychać odczytów i prelekcji dydaktycznych
40tylko szum jednostajnie potencjalny w dźwięki dochodzące
Kwitnięcie inne nastąpi, nieskalanymi pąkami będziemy
Wszyscy święci wtedy powiedzą: no nareszcie się kończy świat
całe szczęście, że kończy się świat przed filmem o 20.00
Załóżmy więc okulary przeciwsłoneczne, teraz porażeni będziemy
45te światła nawigacyjne mają niezwykle silne, krągłe pola rażeń
Finalnie podnoszę wzrok ponad siebie, wspierając się na łokciach
Znów te refleksy, wyznaczające mi początek, pojawiają się w kątach
te światła zwiastują zagaszanie mych śpiewów przed porankiem
Jutrznia już niedługo, dnieje mleczne światło w ciemnych ujściach
50gdy przebudzę się, w mych ustach pozostanie kwas mlekowy po śnie
wiecznym