1
NienawiśćTrzeba nam było długo iść w nienawiść
(roztarty w gwiazdy kryształ chrupał nam pod butem
[1])
i dni w przegniły, żółty blask rozkrwawić,
na bezoblicze iść pod zwiędłą nutę
5z chrypnących gardeł zdartą suchym skrzekiem.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
w bryzgi i sople krwi cuchnącej trupem,
idzie się tędy, by się stać człowiekiem
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
10A nocą więdły w oknach ciche okiennice
i czerń wsychała z błotem w szorstki, ciężki drelich,
żeby ją świt odkruszył, którym niebo pęka,
świt… jeszcze jeden granat spadły w gęstej bieli.
A nocą okna w obcych, pustych miastach
15pluły nam nienawiścią w czarny kontur twarzy
i szczekały po nocach charczącym budzikiem
dalekich karabinów,
by usta nam sparzyć,
i budziły gwałtownym, z żył wyprutym krzykiem,
20który sypał się w czaszce w rozpalony ołów
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
a potem znowu było dno nakisłe ciszą
i znów przelewające szprychy w ciemność, koło.