- Flirt: 1 2
- Honor: 1
- Kobieta: 1
- Obyczaje: 1
- Religia: 1
- Strój: 1
- Teatr: 1
- Żyd: 1
Tadeusz Boy-ŻeleńskiPiosenki „Zielonego Balonika”Zur hebung des Fremdenverkehrs[1][2]
(Pieśń poświęcona krajowemu Tow. Turystycznemu)
1
Pewien gość przejezdny, tęskniąc za niewiastą,
Wyszedł szukać przygód w Krakowie na miasto,
Gościu, gościu miły, gościu, gościu nasz,
Zdaje mi się, że ty coś źle w głowie masz.
5
StrójNakłada cylinder i cudne lakierki,
W grubym pularesie szeleszczą papierki,
Stanął przed zwierciadłem, by poprawić strój:
Drżyjcie, Krakowianki, wychodzi na bój!
Elastycznym krokiem obchodzi plantacje
[3],
10Patrzy, komu by tu postawić kolację:
Wyszło wprawdzie z krzaków panienek ze sto,
Lecz zdawały mu się nie dość
comme il faut[4].
Nieco już nerwowy przebiega ulice,
Coś, gdzieś, kiedyś słyszał o cygar fabryce
15Zatem w tamtę stronę szybko zwraca chód,
Patrzy: dobra nasza, jest towaru w bród.
Zajął pod latarnią dogodną pozycję,
Zwraca do dziewczęcia grzeczną propozycję,
Lecz nim jeszcze zdążył w rozmowę się wdać,
20Tak ci go «zwołała», że psia jego mać!…
Pannę Salczę z Ryfczą
[5], polskie
midinetki[6];
Zjadły czekoladę, po sześć ciastek tyż,
Cóż, kiedy tapen ja, aber sztyken nysz!
25Ulice już puste, więc z resztką nadziei,
Pospiesza co żywo na dworzec kolei.
Może tam przynajmniej będzie jakiś ruch:
Cholera, nie miasto, powiada nasz zuch;
Podsuwa się chyłkiem do jakiejś kobity,
30
ReligiaWtem go łapie za kark dama świętej Zyty,
Rozjuszonym głosem krzyczy prosto w twarz:
Katolickich dziewcząt tknąć się ani waż!
Dobryś, mówi sobie, diabli wzięli randkę,
Gdzież ja o tej porze znajdę protestantkę?
35Lecz umykać trzeba, to niezbity fakt,
Pójdę do teatru na ostatni akt.
Widywał w teatrach lekkie obyczaje,
Zatem zakupiwszy cukrów cały stos,
40Śmiało za kulisy idzie wściubić nos.
Rozpoczyna z lekka wstępną galanterią,
Dama robi na to minę bardzo serio,
Płomień oburzenia bije jej do lic:
U nas, proszę pana, małżeństwo lub nic!
45
Wypadł gość z teatru, trzęsąc się jak w febrze,
Pędzi do hotelu, o rachunek żebrze;
Aż do Oderbergu łamała go złość:
Tak z Krakowa zniknął jeden dobry gość!!