1Koszulka Marka na poręczy fotela.
Zniszczony parasol.
Ciemna plama spodni.
Pełnia w zamieszkałej klatce
5ptaka bez gatunku i nazwy.
Niejasne sprawki z portfelem.
Brak kasy na wyjazd.
Wybite z rytmu, nieme urządzenie,
krztuszące się, gdy powinno buczeć.
10A gdy pod wodą zaczyna się taniec,
ono zupełnie szaleje.
Ten dźwięk niszczy tkankę
innych dźwięków.
Zupełnie jak wtedy, gdy przewieszony
15przez balkon, tuż przed pierwszą kawą,
patrzę na twarze zmieniające się w potok.
Ciągły cykl przemian nuży,
powracam do świata, gdzie jak zwykle
każdy skok z dziewiątego piętra
20poprzedza rozmową wyrozumiały zestaw
sprzętów codziennego użytku.
Jaskrawa żyletka na tle zacieków mydła.
Ten tępy kranik plujący się jak facet
po piątym piwie, bodajże wczoraj,
25na schodach przy rynku.
W końcu jakoś płynie, jak każda woda
na tej planecie, poranek bez nazw,
mroków i półcieni:
wielkie święto jak każdego roku.