Edward PasewiczDolna WildaMałe liturgie
1
Teraz, kiedy palimy ubrania i papiery
i jest minus dziesięć stopni — wciskamy się
w tę biel, jakby była ogromną poduszką.
Dla patrzących z góry (jeśli są tacy),
5musimy być wrednymi stworkami, które
tworzą czarną plamę, płaczą nad nią —
i dokładają do ognia, żeby czerń była
jeszcze czarniejsza.
Trochę to nielogiczne dla nich,
10woleliby pewnie wszystkie te ptasie
ruchy na drążku, przewracanie oczami,
wypieki na policzkach, stroszenie piór
i wieczorny lament; a tu nic z tego,
przedstawienie jest ascetyczne jak
15liturgia zen. Czerń, biel, dłoń i szmaty.
Gdzieś na zachodzie wielki czerwony
Budda Amithaba uśmiecha się i szepcze,
że wszystko jest kwestią umysłu.
Pozbywamy się zbędnych przedmiotów,
20po prostu. Po prostu, ale przedmioty,
uczucia, całe to życie to jeszcze nie to.
Jest jeszcze pamięć
i „całe to bagno z pieniędzmi”.