Edward PasewiczDolna WildaPowiedziałem:
1to musi być dziura pod mapą,
przez którą tu wchodzą, a kiedy już
rozprostują skrzydła, jest za późno — katastrofa.
Z pokoju socjalnego na pewno
5nie dochodzi żaden podejrzany dźwięk.
Wiem, że gromadzone tam papierowe kubki
już dawno odbiegły od normalności.
To pomieszczenie z każdym dniem
coraz bardziej przypomina kościół
10obwieszony dewocjonaliami,
więc wchodzą przez tę dziurę,
żerują na twoich zdjęciach, urządzają sobie
swobodne przeloty tam, gdzie byliśmy sami,
przynajmniej do czasu, nim ktoś
15swoje kroki zaczynał odliczać
na pustym korytarzu.
I nawet rzutnik, folię z wykresami,
stosy papieru, grzbiety książek, stare
długopisy, a także ruloniki, kalki,
20przerysowane długie zwoje, gliniane coś,
leżące na biurku, spinacze, torebki
z tajemniczym pyłem — opanowały.
Wszędzie ich ślady, podłużne smugi.
Musiały znaleźć szczelinę w betonowej płycie;
25gdzieś na spojeniu jaskiniowy uskok,
w budynku przypominającym kontynent.
I rzeczywiście nie mam nic do powiedzenia,
brzęczenie otumania, wpadam w trans
nad kartką, podczas gdy one zakreślają
30coraz mniejsze koła — lśniące w popołudniowym
słońcu dwa wielkie szerszenie.