1
ŚwitPo dziedzińcach koszarów bębny brzmiały gwarnie
Pobudkę, — a wiatr ranny zdmuchiwał latarnie.
SenBył to czas snów niezdrowych, co natrętnym rojem
Sen ciemnowłosych chłopców burzą niepokojem,
5
ŚwiatłoGdy jak źrenica krwawa a wiecznie drgająca,
Lampa czerwonym piętnem zda się na tle słońca,
Naśladuje te walki nocy z dniem promiennym;
Gdy mąż piórem — kobieta miłością się nuży.
10
Ze sczerniałą powieką, z otwartymi usty
Toną w śnie ogłupienia bachantki rozpusty,
Podczas gdy nędza z piersią wystygłą, zapadłą,
Chucha w ręce lub nieci żar, by zwarzyć
[1] jadło.
15Czas to był, gdy w kryjówkach i chłodu, i głodu
Najsroższe dla położnic godziny porodu;
Gdy jak głuszone falą spienionej krwi łkanie —
Rozdzierało powietrze w dali kurów pianie;
Morze mgły pogrążało gmachy jak w kąpieli,
20
ŚmierćA po szpitalach, na swej śmiertelnej pościeli
Mrący w napadach czkawki żegnali się z życiem.
Rozpustnicy wracali złamani użyciem.
Rzeka
Jutrzenka, drżąc pod falą zielono-różaną,
25A Paryż — ten wyrobnik stary — na roboczy
Dzień — zbierał swe narzędzia i przecierał oczy.